Pierwsze cardio na orbitreku w ramach nowego planu odjebane. Jednocześnie to moje pierwsze cardio na orbitreku od jakiegoś 2012, kiedy to byłem małą głupią kulką zajmującą się głównie wyciskaniem sztangi na ławie. Teraz, będąc od 3 lat przyzwoicie wybiegany, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta czynność jest upośledzona na bardzo wielu poziomach, ale kurde, swoje plusy też ma. Najgorsze jest na pewno robienie cardio w zamkniętym pomieszczeniu. Mój przyjeciel twierdzi, że aby biegać lub pływać to już trzeba mieć lekki autyzm, ale kurwa bieganie lub jazda na rowerze w miejscu to jakiś zupełnie inny level. Kolejna, trudna dla mnie do przeskoczenia rzecz to niemożliwość oderwania stopy od podłoża i praca nóg w bardzo wąskim zakresie. Straszliwie mnie pospinało. Czwórki się jakoś przyzwyczaiły, ale że podczas cardio tak bardzo może mi dupę i dół pleców pospinać to bym się w życiu nie spodziewał. Ciężko mi sobie wobrazić, że zrobię na tym jakąś spektalukarną kondycję, ale mam nadzieję, że nie stracę obecnej i na wiosnę rozpocznę mój kolejny sezon biegowy z dużo wyższego pułapu niż ostatnio. Zwłaszcza, że priorytetem jest zmocnienie nóg, bo niestety w minionym sezonie to kopyta sprawiały mi największy problem - raz łydka, a dwa razy dwugłowy nie wytrzymały moich interwałów, smutne to było. Plusem jest też na pewno to, że na tej maszynie kolana są wyjątkowo bezpieczne.
Nie wiem też jak jest z tym dystansem, pokazuje mi 3,26 i gdyby to były mile, oznaczałoby to, że "biegłem" z prędkością 10,4/godzinę, czyli dość wolno. Miałem wrażenie, że poruszam się bardziej w tempie, które mogłoby być czymś w stylu 12, może 13/godz. Ale chuj, może to tylko moje wrażenie, zresztą i tak jest to niezbyt ważne. Dziś pół godzinki, bo i tak jestem już spóźniony do roboty, następne będą po 40-45 minut, mam nadzieję, że nie zdechnę z nudów. Pozdrawiam wszystkich fanów dźwigania i mówię Wam: chłopaki róbcie cardio, nie ma to jak dobra kondycja, zwłaszcza jeśli nie jest się szczurkiem 70 kg, to jest to godne uznania.