@Tar-Ellendil
Wydaje mi się, że Sargonowi brakuje "żywych przykładów". Z Destiny nie da się inaczej.
Destiny np. postuluje o świadomą zmianę znaczenia definicji (tutaj: kobiety), i jak zmiana się społecznie (pod przymusem?) dokona to definicja będzie zawierała już nowe znaczenie (ergo będzie tak samo przydatna ludziom jak stara definicja, a - i to Destiny wprost zakłada - "większa ilość osób będzie szczęśliwa"). Mocne założenia, że tak powiem. Szczęście ludzi kieruje znaczeniem definicji.
Wystarczyłoby dać przykład z paszportem: przy dostatecznej pracy nad językami naszej planety i dobrej woli :) ich użytkowników "obywatelstwo amerykańskie" mogłoby oznaczać albo amerykańskie albo polskie, bo przecież jesteśmy ich "europejskim stanem". W naszych paszportach powinniśmy (nawet bez formalnej federacji z USA) wpisywać obywatelstwo amerykańskie, i oczywiście oczekiwać traktowania jak obywatele zamorskiego kraju. Za kilkadziesiąt lat nie byłoby więc oczekiwania rozróżnienia obywatelstwa, więc język stałby się precyzyjny (problem bylby tylko w fazie przejściowej). W związku z tym, po fazie przejściowej, naprawdę należelibyśmy do kategorii: amerykanie.
Podobny przykład z wiekiem. Trochę w sumie już tak to działa: idziemy na urodziny do koleżanki, i które by nie były, to są osiemnaste. Zatem w naszych dowodach powinniśmy móc wpisać co chcemy (jedni się postarzą, inni odmłodzą), żeby nam wszystkim było "milej", a reszta - po odpowiednio długim czasie - przestanie oczekiwać po "wieku" starego, fizycznego znaczenia tego słowa (oczywiście zakłada to pełną kontrolę nad językiem, a więc to, że żadne nowe/inne słowo nie przejmie znaczenia starego słowa, któremu nadajemy nowe znaczenie).
Trzeci przykład: czy Sargon może odtąd nazywać się Destiny, nie mając oczywiście na myśli tylko dźwięku, ale dokładnie tożsamość Destiny? Bo się z nim identyfikuje? Przecież po odpowiednio długim czasie ludzie zawieraliby ich obu w nazwie tożsamości Destiny, i nazwa kategorii (tu: człowieka) - zgodnie z jego definicją - na nowo odzyskałaby użytkową precyzję.
Dla mnie to totalny odlot. Zabawa dla zabawy, strata energii.
EDIT:
Dobrze wiedzieć jakie są argumenty drugiej strony (pozdro
@Karateka@ ), ale mimo wszystko szokuje że nawet progresywiści (nie wprost czy wprost?) przyznają, że transkobiety (czy transmężczyźni? bo gubię się w kierunku) nie są kobietami w klasycznym znaczeniu tego słowa, natomiast chcieliby żeby je tym "dźwiękiem" (a docelowo "znaczeniem") objąć. Nie dlatego, że to lepiej opisuje rzeczywistość, ale dlatego że komuś będzie miło. Chcą niejako klasyczne znaczenie płci zamieść pod dywan (i oczekują, że język będzie posłuszny i nie znajdzie obejścia). Dziwna ta chęć kradzieży dźwięków i znaczeń. To nie jest kwestia braku słów i próba posiłkowania się "czymś z okolic" - super precyzyjne słowo już jest: transkobieta.