Autentyk - własny.
Po wielu zmaganiach z rozklekotanym kolanem zapadła decyzja - wymiana acl. Operacja poszła sprawnie i szybko, po paru miesiącach śmigam i nic nie wskazuje na jakiekolwiek problemy. Po około dwóch latach kolano zaczyna boleć przy siedzeniu, chodzeniu i staniu. Jedynie leżąc wszystko było w porządku.
Zgłaszam sie do lekarza - ten rozkłada ręce i przepisuje paracetamol. Udaje sie do ortopedy i znowu nic, wszystko w porządku. Decyduje się na wizytę prywatnie. Chirurg-ortopeda maca kolano, wypytuje gdzie była zrobiona operacja itp. Kolano akurat w ten dzień boli i się grzeje ( różnica temperatur była wyczuwalna gołą ręką), lekarz wyczuwa pod kolanem guzek i twierdzi, że to śruba i ona jest przyczyną, umawiamy termin zabiegu.
Nadszedł dzień i kładę sie na stół operacyjny, ciach pach, po sprawie. Jeszcze w gabinecie byłem pod wpływem silnych środków i nie wiedziałem co sie dzieje. I teraz uwaga!!! W kolanie nie było żadnej śruby. Rozkroił, zajrzał, śruby nie ma, zaszył i chuj idź do domu. Kolejna blizna, łażenie o kulach, bo kutas zamiast zrobić rentgen przed zabiegiem, zrobił go po.
Problemem okazał się konflikt rzepkowo-udowy ( spowodowany zabliznieniami w kolanie po kilku operacjach) i zdiagnozował go fizjoterapeuta ( Rafał Wokrój ze Szczecina, polecam ).
Polski fizjoterapeuta okazał sie bardziej kompetentny od norweskiej służby zdrowia, bo tam sie to działo.