Polityka

Sprywatyzować to wszystko. Wówczas za odpowiednie kwalifikacje płaciłoby się odpowiednie pieniądze. Prawnicy/architekci oraz przedstawiciele innych specjalistycznych zawodów (nawet asystenci dentystów, bo ten sektor jest w zasadzie w całości prywatny w Polsce) na płace nie narzekają. Problem w tym, że wiekszość środowiska medycznego przyssała się do państwowego cycka i ani myśli się od niego oderwać.

W ogóle moja zona teraz jeździ po lekarzach z pewną dolegliwością kardiologiczną i wszystkich konowałów w okolicy objeździła - jeden jej powiedział, że to stres i musi więcej wody pić. Autentyk. Gdybym takiego jebnął w głowę, to zaraz by zwrócił wszystkie pieniądze, które z moich podatków ukradł - łącznie z tymi za edukację od podstawówki. Siedzi taki grzyb w gabinecie i ma wywalone - czy wyleczy, czy nie wyleczy - bo państwo płaci tak czy tak. Podobnie część patologii nauczycielskiej.

Dopiero w "wojskowym" w KRK zajęli się nią jak należy i tacy lekarze w normalnym świecie by zarabiali pieniądze, bo ci drudzy układaliby kostkę brukową.
Za chujowo ułożoną kostkę brukową też nikt nie zapłaci. :mamed:
 
W ogóle moja zona teraz jeździ po lekarzach z pewną dolegliwością kardiologiczną i wszystkich konowałów w okolicy objeździła - jeden jej powiedział, że to stres i musi więcej wody pić. Autentyk.

Ty się ciesz, że jej przynajmniej leków nie zaczął przepisywać... Jeszcze by dostała jakieś gówno co bardziej jej zaszkodzi niż pomoże i byście musieli bulić dodatkowo.
 
Ty się ciesz, że jej przynajmniej leków nie zaczął przepisywać... Jeszcze by dostała jakieś gówno co bardziej jej zaszkodzi niż pomoże i byście musieli bulić dodatkowo.
Jak była (było to może z rok temu) w szpitalu na kilka dni, to pielęgniarka pomyliła kroplówkę. Znaczy zawiesiła i już chciała podpinać, ale żona dociekliwa i zapytała, co to jest. No i wtedy ta kretynka zabrała woreczek i dała jakiejś starej babie łóżko obok, i dopiero za jakiś czas przyniosła kroplówkę dla żony. I jeśli ta pielęgniarka teraz też protestuje, to miałbym dla niej ważną wiadomość: Zabij się. Twoja praca nie jest warta 300 zł nawet, jej wartość jest ujemna.
 
Jak była (było to może z rok temu) w szpitalu na kilka dni, to pielęgniarka pomyliła kroplówkę. Znaczy zawiesiła i już chciała podpinać, ale żona dociekliwa i zapytała, co to jest. No i wtedy ta kretynka zabrała woreczek i dała jakiejś starej babie łóżko obok, i dopiero za jakiś czas przyniosła kroplówkę dla żony. I jeśli ta pielęgniarka teraz też protestuje, to miałbym dla niej ważną wiadomość: Zabij się. Twoja praca nie jest warta 300 zł nawet, jej wartość jest ujemna.
Mi kiedyś nie trafiła w zyle w nocy obudziłem się z jednym bicepsem jak burneika ;-)
 
Jak była (było to może z rok temu) w szpitalu na kilka dni, to pielęgniarka pomyliła kroplówkę. Znaczy zawiesiła i już chciała podpinać, ale żona dociekliwa i zapytała, co to jest. No i wtedy ta kretynka zabrała woreczek i dała jakiejś starej babie łóżko obok, i dopiero za jakiś czas przyniosła kroplówkę dla żony. I jeśli ta pielęgniarka teraz też protestuje, to miałbym dla niej ważną wiadomość: Zabij się. Twoja praca nie jest warta 300 zł nawet, jej wartość jest ujemna.
Autentyk - własny.

Po wielu zmaganiach z rozklekotanym kolanem zapadła decyzja - wymiana acl. Operacja poszła sprawnie i szybko, po paru miesiącach śmigam i nic nie wskazuje na jakiekolwiek problemy. Po około dwóch latach kolano zaczyna boleć przy siedzeniu, chodzeniu i staniu. Jedynie leżąc wszystko było w porządku.
Zgłaszam sie do lekarza - ten rozkłada ręce i przepisuje paracetamol. Udaje sie do ortopedy i znowu nic, wszystko w porządku. Decyduje się na wizytę prywatnie. Chirurg-ortopeda maca kolano, wypytuje gdzie była zrobiona operacja itp. Kolano akurat w ten dzień boli i się grzeje ( różnica temperatur była wyczuwalna gołą ręką), lekarz wyczuwa pod kolanem guzek i twierdzi, że to śruba i ona jest przyczyną, umawiamy termin zabiegu.
Nadszedł dzień i kładę sie na stół operacyjny, ciach pach, po sprawie. Jeszcze w gabinecie byłem pod wpływem silnych środków i nie wiedziałem co sie dzieje. I teraz uwaga!!! W kolanie nie było żadnej śruby. Rozkroił, zajrzał, śruby nie ma, zaszył i chuj idź do domu. Kolejna blizna, łażenie o kulach, bo kutas zamiast zrobić rentgen przed zabiegiem, zrobił go po.
Problemem okazał się konflikt rzepkowo-udowy ( spowodowany zabliznieniami w kolanie po kilku operacjach) i zdiagnozował go fizjoterapeuta ( Rafał Wokrój ze Szczecina, polecam ).
Polski fizjoterapeuta okazał sie bardziej kompetentny od norweskiej służby zdrowia, bo tam sie to działo.
 
  • Like
Reactions: JB_
Autentyk - własny.

Po wielu zmaganiach z rozklekotanym kolanem zapadła decyzja - wymiana acl. Operacja poszła sprawnie i szybko, po paru miesiącach śmigam i nic nie wskazuje na jakiekolwiek problemy. Po około dwóch latach kolano zaczyna boleć przy siedzeniu, chodzeniu i staniu. Jedynie leżąc wszystko było w porządku.
Zgłaszam sie do lekarza - ten rozkłada ręce i przepisuje paracetamol. Udaje sie do ortopedy i znowu nic, wszystko w porządku. Decyduje się na wizytę prywatnie. Chirurg-ortopeda maca kolano, wypytuje gdzie była zrobiona operacja itp. Kolano akurat w ten dzień boli i się grzeje ( różnica temperatur była wyczuwalna gołą ręką), lekarz wyczuwa pod kolanem guzek i twierdzi, że to śruba i ona jest przyczyną, umawiamy termin zabiegu.
Nadszedł dzień i kładę sie na stół operacyjny, ciach pach, po sprawie. Jeszcze w gabinecie byłem pod wpływem silnych środków i nie wiedziałem co sie dzieje. I teraz uwaga!!! W kolanie nie było żadnej śruby. Rozkroił, zajrzał, śruby nie ma, zaszył i chuj idź do domu. Kolejna blizna, łażenie o kulach, bo kutas zamiast zrobić rentgen przed zabiegiem, zrobił go po.
Problemem okazał się konflikt rzepkowo-udowy ( spowodowany zabliznieniami w kolanie po kilku operacjach) i zdiagnozował go fizjoterapeuta ( Rafał Wokrój ze Szczecina, polecam ).
Polski fizjoterapeuta okazał sie bardziej kompetentny od norweskiej służby zdrowia, bo tam sie to działo.
O kurwa, w trakcie czytania pomyślałem na chłopski rozum, że zrobiłbym rentgen...
 
To jak już się chwalimy. Nauczycielka mojego młodego miała w ubiegłym roku "dłuższy urlop", no i wszyscy spekulowali, czy pojechała na Karaiby czy gdzie? Okazało się, że 12 lat temu była na państwówce u dentysty - jakaś chirurgiczna sprawa podobno. Zrobił kanały, zaplombował, wszystko cacy. Teraz, po 12 latach (sic!) kobieta zaczęła puchnąc jak Pudzian po 1,5 minuty, ropa, czary - panie. Okazało się, że kiedy robili jej z tym zębem (tamtym 12 lat temu), to zaszyli jej jakiś tampon czy inne kurestwo i teraz wszystko zaczęło gnić.

Dentyści są świetnym przykładem, że prywatnie jest lepiej, a napędzanie medycyny zyskiem nie jest nieetyczna - jest dobre. Powoduje inwestycje i postęp technologiczny. Własnie teraz śmigam sobie do pani robić jedną 6-kę (czy tam 5-tkę, nie wiem) i nadziwić się nie mogę, jakie czary robi. Coś pięknego, a nie dłuto i młotek jak jeszcze 20 lat temu (pamiętam, kuhwa!).
 
Akurat tytuł w medycynie oznacza chyba kwalifikacje. To nie to samo co magister ekonomii czy innej pierdoły

Bez znaczenia co oznacza. Placa należy sie za efekt pracy, nie za tytul. Może zaczniemy wybranym magistrom przyznawac zasilki?
 
Heh, ja co prawda nie miałem żadnych poważnych "przygód" z polską służbą zdrowia, ale przypomniała mi się pewna sytuacja.
Otóż, przyciąłem kiedyś paznokieć u nogi (:mamed:) trochę z mocno. Mała ranka, później lekkie podrażnienie, aż okazało się, że paznokieć zaczyna mi wrastać w skórę. Niby pierdoła, ale strasznie uciążliwa, więc poszperałem w necie i mniej więcej wiedziałem co mnie czeka. A raczej tak mi się wydawało... Poszedłem do lekarza przygotowany na to, że dostanę skierowanie do chirurga. A skąd. Otrzymałem receptę na jakąś maść i miałem smarować tego palca dwa razy dziennie plus płukać w szałwii czy innym ziółku - nie pamiętam. W sumie zużyłem 4 tubki tej maści, minął miesiąc (po drugim tygodniu kontrola "no goi się, ale jeszcze trzeba smarować"), chuja ten specyfik dał. Postanowiłem, że pójdę do innego lekarza, zobaczę co mi zaproponuje. Po zapoznaniu się z moją historią babeczka przepisała jakiś antybiotyk (doustny) i płukanie w rivanolu. Jak pewnie się domyślacie - chuja dało, ale kolejne dwa tygodnie w dupę. Poszedłem do babki na kontrolę po tych dwóch tygodniach i w końcu dostałem upragnione skierowanie do chirurga. Z relacji ludzi w internecie spodziewałem się małego cięcia paznokcia, opatrunku i tyle. Nic z tego. Dostałem jakieś kapsułki z których miałem wysypywać zawartość, sypać na palec i robić opatrunek na dzień i na noc wymieniać. Przez dwa tygodnie, w okresie szkolnym (miałem chyba 18 lat wtedy). W sumie robiłem te opatrunki miesiąc i przeszło. Po prawie trzech miesiącach... A wystarczyło wyciąć kawałek paznokcia i po dwóch tygodniach byłby spokój. Oczywiście w chuj kasy wydane na te wszystkie medykamenty, czas tracony na robienie tych opatrunków i ciągły dyskomfort związany z tym palcem.

W ogóle lekarze rodzinni z którymi miałem do czynienia sprawiali wrażenie bardzo wyluzowanych. Do tego stopnia, że pewnie gdybym przyszedł do nich z rakiem to oni i tak przepisaliby Rutinoscorbin.
 
Akurat tytuł w medycynie oznacza chyba kwalifikacje. To nie to samo co magister ekonomii czy innej pierdoły
To jest tak że mgr czy doktor nie podnosi Twoich kwalifikacji zawodowych tylko daje Ci pełne wykształcenie. Kwalifikacje podnoszą specjalizacje i kursy. Ale za to też kasy nie dsotajemy.
 
O kurwa, w trakcie czytania pomyślałem na chłopski rozum, że zrobiłbym rentgen...
Nawet rentgen nie był potrzebny. Fizjoterapeuta postawił wstępna diagnozę przez telefon. W trakcie wizyty kazał mi wykonać kilka ćwiczeń, pochodzić po schodach i potwierdziło sie jego podejrzenie. Rozpisał zestaw ćwiczeń i po tygodniu zapomniałem o bólu, a całkowita sprawność wróciła po 3 miesiącach odbudowywania mięśni.
 
Czy "post komunizm" piszemy osobno?
7bf525822867ae468bc7.jpg
@Zioło Dziekan ;)
 
problem w tym, ze ubezpieczalniom nie za bardzo się opłaci ubezpieczać osoby 60+. Ja mam pogląd taki, ze zdrowie niestety musi być dotowane przez państwo w pewnych sytuacjach ale nie musi być przez państwo zarządzane. Dużo bardziej efektownie by było gdyby państwo dawało Ci jakis glejt na pakiet usług podstawowych ( zależnie od dochodu oczywiscie) i wtedy ubezpieczyciele, kliniki itd by się biły o klienta, rynek w Polsce usług medycznych jest mega niezaspokojony a popyt będzie coraz większy bo mamy starzejące się społeczeństwo. Jednocześnie Państwo jako płatnik mogłoby pilnować np ubezpieczycieli żeby nie robili sobie cwaniackich zapisów w OWU
 
Moja mama miala ubezpieczenie, takie na wypadek smierci (nawet nie wiem czy jakichs powaznych chorob!) i pewnego dnia zadzwonil ubezpieczyciel i powiedzial ze zrywa umowe (po ok 5 latach). Po pytaniu dlaczego odpowiedz: grupa wiekowa. To co sie da zarobic, to sie zarabia, potem jednostronnie zrywa sie umowe i tyle.
 
Moja mama miala ubezpieczenie, takie na wypadek smierci (nawet nie wiem czy jakichs powaznych chorob!) i pewnego dnia zadzwonil ubezpieczyciel i powiedzial ze zrywa umowe (po ok 5 latach). Po pytaniu dlaczego odpowiedz: grupa wiekowa. To co sie da zarobic, to sie zarabia, potem jednostronnie zrywa sie umowe i tyle.

raczej nie zerwał umowy tylko ewentualnie nie chciał odnowić :)
 
Moja mama miala ubezpieczenie, takie na wypadek smierci (nawet nie wiem czy jakichs powaznych chorob!) i pewnego dnia zadzwonil ubezpieczyciel i powiedzial ze zrywa umowe (po ok 5 latach). Po pytaniu dlaczego odpowiedz: grupa wiekowa. To co sie da zarobic, to sie zarabia, potem jednostronnie zrywa sie umowe i tyle.
No ale to jest kwestia dla sądów, żeby z prywatnych pozwów takie firmy dojechać. Nie widzę tu innej potrzeby, poza możliwie jak największą konkurencją, podnoszącą standardy.

Co do opłacalności wedle wieku to oczywiście jest to kwestia stawki. Co zresztą dość logiczne. Tak jak to, że grubasy powinni płacić więcej, bo ryzyko np. cukrzycy jest u nich znacznie wyższe. Zresztą to by wymuszało zwracanie uwagi na znacznie tańszą profilaktykę i było by z pożytkiem dla społeczeństwa.
 
No ale to jest kwestia dla sądów, żeby z prywatnych pozwów takie firmy dojechać.
Dlaczego tak nie jest? Niska swiadomosc spoleczna? Niska praktyka prawniczna? Niepewnosc wyroku? Duze koszty przy potencjalnie malej wygranej?

Chcialbys zabronic przepisami zerwania umowy przez ubezpieczalnie, czy ubezpieczalnia moglaby zerwac umowe w dowolnym momencie bez podania przyczyny (lub z podaniem).
 
Dlaczego tak nie jest? Niska swiadomosc spoleczna? Niska praktyka prawniczna? Niepewnosc wyroku? Duze koszty przy potencjalnie malej wygranej?
Pewnie wszystko po trochu. Sądy działają wolno i są drogie, to powoduje niepewność wyroku i w efekcie ludzie bardzo rzadko składają pozwy.

Chcialbys zabronic przepisami zerwania umowy przez ubezpieczalnie, czy ubezpieczalnia moglaby zerwac umowe w dowolnym momencie bez podania przyczyny (lub z podaniem).
Może zerwać, tylko wtedy że wtedy płaci karę za zerwanie. Skoro się zobowiązali ubezpieczać kogoś przez dziesięć lat, to niech się wywiążą albo płacą odszkodowanie. Ty jak podpiszesz abonament na telefon na dwa lata, to zerwanie umowy kosztuje cię częstokroć więcej niż, gdybyś płacił im abonament do końca okresu. To trochę błędne koło, bo firmy wiedzą, że u nas sądy działają jak działają i że ludzie niechętnie składają pozwy, więc pozwalają sobie na przygotowywanie takich niekorzystnych dla klientów umów - bo im się upiecze.
 
Czyli jednak jakies regulacje?
Zależy jak rozumiesz pojęcie regulacje. Jeśli masz kodeks karny i w nim zapisany termin, że oszustwo jest zabronione, i sprecyzowany termin "oszustwo" - np. pkt. 1. niedotrzymywanie umów etc. - to według mnie pozew i wyrok to wymierzanie sprawiedliwości a nie regulacja.
 
a to teraz rozumiem, ze
Skoro się zobowiązali ubezpieczać kogoś przez dziesięć lat, to niech się wywiążą albo płacą odszkodowanie
odnosi sie do oszustwa, a nie formulki przymusowo wpisywanej do umowy. Czyli trzeba by udowodnic w sadzie, ze oszukali?

I zeby nie bylo, moge byc kato-monogamista ale pytac
Co, nie zaruchalbys? ;)
 
a to teraz rozumiem, ze

odnosi sie do oszustwa, a nie formulki przymusowo wpisywanej do umowy. Czyli trzeba by udowodnic w sadzie, ze oszukali?
Tak. Dokładnie. Trzeba by kutasków pozwać i wyszlamować ich ze wszystkiej kasy, najlepiej pozwem zbiorowym:) - choć jeśli by to było karane z urzędu, to wystarczyłoby zgłosznei na policji. No i pozew prywatny osobno :D

Dziś mamy tak patologiczna sytuację, że możesz dostać SMS z treścią "odpisz a wygrasz" i po odpisaniu kolejne "jeszcze jeden i wygrasz" aż w końcu po kolejnych kilkudziesięciu wiadomości przestaną dochodzić. I idziesz z tym na policję, że cię oszukali, a tam stwierdzają, że nie ma znamion przestępstwa:)) Michalkiewicz kiedyś tak zrobił i opisywał. Jeśli to nie jest oszustwo w majestacie prawa, to co nim jest.
 
Tak. Dokładnie. Trzeba by kutasków pozwać i wyszlamować ich ze wszystkiej kasy, najlepiej pozwem zbiorowym:) - choć jeśli by to było karane z urzędu, to wystarczyłoby zgłosznei na policji. No i pozew prywatny osobno :D

Dziś mamy tak patologiczna sytuację, że możesz dostać SMS z treścią "odpisz a wygrasz" i po odpisaniu kolejne "jeszcze jeden i wygrasz" aż w końcu po kolejnych kilkudziesięciu wiadomości przestaną dochodzić. I idziesz z tym na policję, że cię oszukali, a tam stwierdzają, że nie ma znamion przestępstwa:)) Michalkiewicz kiedyś tak zrobił i opisywał. Jeśli to nie jest oszustwo w majestacie prawa, to co nim jest.
Też uważam, że jest to straszna patologa. Ponoć zdarza się, że włączają usługi premium bez wysyłania żadnych smsów bo potem to ty musisz udowadniać, że nic nie zamawiałeś. Podobnie jest z kredytem na dowód - jak zgubisz i ktoś wykorzysta Twoje dane do wzięcia na nie jakiejś gotówki musisz kopać się z bankiem i udowadniać, że nie jesteś wielbłądem.
 
No ale to jest kwestia dla sądów, żeby z prywatnych pozwów takie firmy dojechać. Nie widzę tu innej potrzeby, poza możliwie jak największą konkurencją, podnoszącą standardy.

Co do opłacalności wedle wieku to oczywiście jest to kwestia stawki. Co zresztą dość logiczne. Tak jak to, że grubasy powinni płacić więcej, bo ryzyko np. cukrzycy jest u nich znacznie wyższe. Zresztą to by wymuszało zwracanie uwagi na znacznie tańszą profilaktykę i było by z pożytkiem dla społeczeństwa.

bez urazy ale to trochę naiwne :)

Powiem szczerze orientuje się bardziej w majątku niż życiówkach ale polisy zawiera się na rok-dwa a pozniej się odnawia. Nie zawiera się polisy na lat 10 bo zawsze się zmieniają okolicznosci. Czlowiek jest starszy, dochodzą różne choroby wiec to normalne, ze zmienia się składka i suma ubezpieczenia. Więc jak mama Dżihadosa osiągnęła pewien wiek to po prostu firma uznała, ze juz jej nie zaoferuje ubezpieczenia bo jej się to nie opłaca (ryzyko jest za duze) A jezeli nawet ta polisa byla zawarta na 5 lat i wiadomo bylo, ze przekroczy prog wiekowy ( w co wątpie bo kazda firma ma jakies swoje progi kiedy moze zawrzec ubezpieczenie )to na pewno byl zapis w OWU o mozliwosci zerwania po osiagnieciu jakiegos tam progu. Z resztą my tez mozemy zrezygnowac z umowy, dostajemy wtedy zwrot skladki za resztę okresu ubezpieczenia a agent oddaje prowizje do firmy.

Oplacalnosc wedle wieku to nie jest kwestia stawki. Pomyslmy, ile osób statystycznie 60+ do konca swojego życia choruje na raka, ma udar mózgu, zawał czy nawet choroby tak nie zagrazajace zyciu jak cukrzyca. Nie znam danych ale mozemy się domyslec, ze ten procent jest bardzo duzy czyli szkodowosc takiego portfela byla by w chuj duza. To przy założeniu, ze leczenie ciężkich chorób kosztuje miliony, mamy bardzo dużą szkodowość to składka będzie GIGANTYCZNA. Jest takie ubezpieczenie dla osob do 60, ze leczą Cię u najlepszych specjalistów na swiecie w wypadku ciężkich chorobi SU wynosi chyba do 1mln euro.

Czyli ten biznes się nie opłaca w ogóle, z resztą jakby się opłacał to by go ubezpieczalnie mialy w swojej ofercie a nie mają.
 
Last edited:
Back
Top