Poznałem dziewczynę, jakieś 3 tygodnie temu. Chodzi do szxkoły obok. Poznaliśmy się dzięki wspólnym znajomym, gadaliśmy, pisaliśmy i ładnie wsyzstko pięknie. Jej nie wyszło z jakimś chłopakiem, z którym była przez 3 lata niby - on ją olewał. My dalej się spotykalismy, było przytulanie, obejmowanie itp. Przyszedł piatek, odprowadziłem ją na autobus, a wieczorem ona do mnie dzwoni, ze ten jej były coś tam ją wyzywał, pokazał faka i ogółem rujnuje życie. To ja już sobie myślę jak tu rozwiązać z nim tą sprawę, jak nie bedzie mnie teraz jeszcze miesiac w szkole. Miałem ochotę do niego jechać, pogadać z nim poważniej, a potem to chyba wiadomo jak by sie sprawa rozwinęła. A dziewczyna niby podłamana, wieczorem zaczęła do mnie pisać, że ma na mnie ochotę, chce sie całować, chce zebym był koło niej itp (koło północy). Następnego dnia do mnie pisze, że jednak musimy wrócić do relacji jak były na samym poczatku, czyli tylko gadanie, bo ona dalej coś czuje do tego byłego ciecia i nie chce juz miec chlopaka i po wiadomosciach coraz bardziej widziałem jak chce sie ode mnie odciac. No dobra, wyjebka. Była sobota, nasz wielki wieczór z MMA i pisałem, ze nawet ona mi go nie zepsuje, pisałem bo pisałem, ale sercem byłem oczywiście w MMA. Niedziela minęła, nie napisała - mam wyjebane. Dzisiaj dzwonię, czy się spotkamy jak zawsze, a ona odbiera pyta się kto dzwoni (czyli skasowała mój numer), udawala że mnie nie zna, a potem zrobiła jakąś taią wymówkę. I w tym oto momencie chuj bąbki strzelił, mam już wyjebane. Nie zadzwonię już, nie napiszę. Skoro chce palić te mosty, niech pali. Jak nie to się odezwie. Dobrze, że z mojej strony nie wchodziło tu w grę żadne zauroczenie czy zakochanie. Po prostu można rzec, straciłem dobrą koleżankę. Ale mam miesiąc wolngo od szkoły, nie bede jej widywał, potem zobacyzmy jak bedzie. Ona bedzie chciała unikać, mi to bez różnicy. Wyjebka.