Dajcie spokój z pierdoletami nt. patentu na udany związek. Trochę czasu przerobiłem w korpo i wiem, co się wyprawia w wiadomym temacie, gdzie prym wiodą kobiety będące w związkach. Wręcz moda na kurwienie, bo w ten sposób mierzą swoją atrakcyjność. Z szyderczym uśmieszkiem patrzyłem na ich mężów/chłopaków, czekających po pracy w samochodzie na swe wybranki.
Z ostatnich. Kumpel się żeni, 8 lat stażu, więc wedle legend dobrze się poznali. Ślub jak z harlequina. Państwo młodzi płaczą jak bobry podczas sakramentalnego "tak". Patrzyłem na nich z zazdrością. Wzorcowa parka.
Kilka miesięcy po ślubie pani zmienia pracę. Towarzystwo w większości tej samej płci, trochę starsze, kręcące się w okolicach 40-ki. Duża część po rozwodach, ponieważ wg tego typu niewiast na każdym rogu czeka kolejka mitycznych rycerzy na białym koniu, którzy będą im przynosić śniadanie do łóżka. Potem owe królewny kończą na Tinderze i żebrzą o dłuższy związek, a nie bycie jedynie materacem.
Ale do rzeczy. Przysłowia mądrością narodu, a jedno z nich brzmi: kto z kim przystaje, takim się staje. Pani zmieniła się nie do poznania. Dzień bez focha i postawy roszczeniowej, dniem straconym. "Feministki z przeznaczenia" zrobiły jej takie pranie mózgu, że życie stało się koszmarem. Rozwód po dwóch latach.