Wspomnienia z dzieciństwa, czyli kiedy Buka straszna była

do tego można dodać włażenie na drzewo mające z 10 metrów i cieniutkie gałązki, doczepianie sie do przyczep jadącego samochodu, bieganie po zrujnowanych budynkach/niedokończonych budowach itp :)



My kiedyś mieliśmy (w sumie to starsi z osiedla zrobili) ziemiankę :D Ukryta w parku, pod trawą, tajemne przejście, nikt kto nie miał wiedzieć, nie wiedział, w środku bale wspierające, jakaś asekuracja deskami i się oglądało tam pierwsze pornusy przy świezczce, ktorzy starsi zostawiali :D



co do huśtawek - właziłem, ale czasem były tak wysoko ( przynajmniej dla 10latka), że przerażenie wzbierało :)
 
O bieganie po starych budynkach też pamiętam, rozwalone wiecznie kolana bo się na gruz padało. A jak się znalazło stary pokój, gdzie jeszcze znajdowały się stare maszyny do pisania itd masa atrakcji. Na złom metalowe rzeczy i cola max oraz chrupcie cebulowe na 4, a jak szlachta się bawiła to puszka pepsi na głowe i małe pringersy!
 
4) cos w czym nigdy nie mialem odwagi brac udzialu - wskakiwanie pod jadaca ciezarowke i polozenie sie na drodze


ze co?kamikadze?



tez mialem rozne zabawy ale tak durnej nigdy:D:-)



ja kiedys u babci z kolegami kopalismy tunele w stogu siana i sie smigalo po nich ,ze to sie nie zawalilo to tez cud :P
 
Huśtawka: na galezi wysoko zawieszona lina,na koncu siedzisko- decha, czy kawal galezi. Start gdzies z daszku. Czasem w kilka osób, najpierw jedna,potem kolejne sie dosiadaly.
Albo podobna hustawka, troche mniejsza i wbijanie noza w glebe. Kolejny musial wyciągnąć nóż, by nastepnie wbic go dalej.
Wszelakie gry nożem ( grzyba, panstwa).
Skoki z garaży na piach
 
a i jeszcze się na szabrowanie do sadów biegało :D



a w doktora z dziewczynami sie bawiliscie ?:D
 
My czasem psy wszelakie draznilismy i uciekalismy,czy to wokol plotu,czy w kierunku jakies zamykanej bramy. Do dzis pamietam jak mnie czarny wilczur w dupsko ujebal,bo bylem ostatni.
 
Gra w "siatkówkę" przez linie energetyczne. Szabrowanie sadu. Z zimowych to skoki narciarskie ze skoczni własnej roboty, gra w hokeja, póki lód na łące wytrzyma. Łażenie po drzewach. Podglądanie podejrzanego sąsiada.
 
Z kolesiem w parku mielismy chyba z 3 szalasy,budowane w przeciagu jakiegos roku. Zajebista sprawa. Zazwyczaj stawiane gdzies przy jakims korzeniu przy przewroconym drzewie. Ile czasu sie tam siedzialo. Zajebiste wspomnienia.

A proce mieli? Takie na kamienie to bylo to. Poki jeszcze strzelalismy do butelek,bylo oki. Potem w szyby oraz w siebie. Zamiast kamieni bralismy z barek takie kulki rudy zelaza,czy cos w ten deseń. To byo pocisk dopiero.
Byla tez w pewnym okresie zajawka na tzw splujki. Lajtowo strzelalo sie ryzem. Wersja lepsza to grochem,ale i splujka byla znaczne dluzsza.
 
Końcówka z butelki plastikowej i balon to klasyk, groch podstawa a mocniejsza amunicja kulki z łożysk.
 
Noo, jak piłka poszła się chendożyć, to wiadomo do czego posłużyła guma :)

jak już byłem w wieku gimnazjalnym, to zamiast proc były takie małe, zapomniałem jak to nazywaliśmy (harcerka?) robione z drutu:) Można walić było ze skręconych fragmentów kartek od zeszytu a bardziej hardcoreowi naparzali gwoździami :D

Dobre był też zabawy w robienie pukadełka do okien sąsiadom czy inne im się uprzykrzanie :)
Kiedyś pamiętam, jak wpadliśmy z pistoletami żulowi na bazę i udawaliśmy, że to policja. Jak złapał za nóż to trzeba było przepraszać :D
 
Bo to byly jeszcze proce na tzw skoble,czy hacyle,zwal jak zwal. Gruby drut powyginany w proce,guma cienka,mowilismy na nia lotniczowka, a hacyle z powyginanych w podkowe cieniutkich drucikow. Pamietam, ze sporo tych hacyli sie mialo. Normalnie mam to przed oczami...
 
A wyscigi kapslami na murkach lub narysowanych na jezdni/chidniku trasach?? Pstrykalo sie. To byli kolarze chyba. A my czasem zamiast kapsli,pstrykalismy takze resorakami z firmy Matchbox :)
 
A wyscigi kapslami na murkach lub narysowanych na jezdni/chidniku trasach?? Pstrykalo sie.


Na podwórku na piasku się trasy usypywało, kapsle z flagami, mistrzostwa były :-)
 
proce jasna sprawa, byly dwa rodzaje, z jedna gumka na wygiete druciki - mowilismy na nie hacelki



i bron grubszego kalibru z kilkudziesieciu gumek kupowanych w sklepie modelarskim, ciezko bylo to naciagnac ale butelke na wylot przebijalo bez problemu, strzelalo sie kamieniami lub kulkami z lozysk







u mnie w kapsle, wuscigi tez sie gralo na trasach na piasku zazwyczaj robionych noga, czesto bardzo trudne przeszkody, a jak kapsel przekrecil sie na bok i krecac sie wyjechal i wrocil na tarse to sie mowilo "rowerek" i nie bylo skuchy. U kuzyna natomist trasy rysowalo sie kreda na chodniku i betonowym parkingu . U mnie gralo sie kapslami od piwa oranzady z naciagnieta gumka ze srodka kapasla lub flaga wewnarz namalowana, u kuzyna plastkowmi korkami zalanymi woskiem.
 
do kapsli trasę robiło się girom : D na szerokość : D , z takich gierek podwórkowych to zajebiste było rzucanie sianem (bilonem) pod murek, kto bliżej mureczka dośwignął ten zgarniał hajs:-) to se ne wrati
 
Z glupich rzeczy tak na szybko to robienie bomb i detonowanie ich gdzies na odludziu, wkradanie się na poligony i do jednostki wojskowej (do srodka budynkow koszarowych) zeby przechytrzyc wartę, czy do fabryk aby przechytrzyć ochronę niczym Solid Snake ;), podwozki pociagiem stojac na oporopowrotnikach ostatniego wagonu, podnoszenie glowy lezac przy szynach miedzy schodkami od wagonow przejezdzajacego pociagu (wiem wiem, ja pierdole...). Jakby Policja pytala to wszystko zmyslilem :)







Jakby moj syn zrobil ktoras z tych rzeczy to bym mu zdrowo wpierdolil, dlatego wlasnie zrobilbym z niego siecioholika ;)
 
detonowanie ich gdzies na odludziu


ja zawsze detonowałem w sąsiedztwie, czekając aż mnie ktoś zacznie gonić :-) jak w miasteczku było samochodów (głównie f126p) tyle co kot napłakał to polowałem z taką konkretną lolom (kijek sporych rozmiarów) i podrzucałem pod koło :-) łobuz w chuj byłem:-)
 
U mnie to na te procę mówili haclówka, w niektórych kręgach nazywana "strachem na wróble":-) a z saletrą to sie jeszcze kombinowało z pojemnikami po zabawkach z jajka niespodzianki, jak sie jakie trafiło.



Pamiętam, że jak każdy chciałem dostać bmxa na komunie, ale jak większośc dostałem wigry 3 :-) Był różowo-niebieski a i tak budził szacun na dzielni:-)
 
Kiedys jak z bracholem do babci w Bydgoszczy przyjechalismy w wakacje i bączki puszczalismy,to caly blok nas wyklinal,tak sie tamtejszym dzieciakom nasze zabawki spodobaly :-)
A w kwadfata to jeszcze sie dzis grywa? Ile my godzin dziennie w to gralismy to glowa mala! Na ulicy np. 10-16 pól i tyle samo kolesi. Jak samochod jechel- przerwa. Ale Panie, ruch kiedys,a dzis na drogach,to nie mozna porownywac.
 
Dzisiaj kwadrat raczej niemożliwy, pierwotnie kwadrat był czteroosobowy ale jak wiary było w chuj to i na ośmiu albo 12-stu się rysowało. Zajebiście podobało mi się za dzieciora w lubuskim, tam mieli super patenty wybuchowe na wioskach przeciw dzikom ryjącym pola.
 
af5a80b7.jpg




Pozdro dla kumatych.
 
@Minion: oczyska smarowaliście na fazę? :-)



Ja nie , ale mnie kiedys małolaci pomylili i u dyry wylądowałem - w końcu werdykt zapadł: niewinny.
 
U mnie w rodzinie na to mówiło się "kotek" lekko kichłem już matka tym gównem smarowała mi nos :(
 
Back
Top