Sport

To skąd się wzięło mniej? Ocb?
Naukowcy wyliczali najwyższy bezwzględny skok i wyszło im, że w tej próbie Artur oddał skok wszechczasów. 2,50-2,51, tak przeliczyli. Nieco niższe próby mieli Kemp i Holm, dopiero potem Soto :)

Choć oczywiście rekord to rekord ;)
 
Amerykańscy Naukowcy wyliczali najwyższy bezwzględny skok i wyszło im, że w tej próbie Artur oddał skok wszechczasów. 2,50-2,51, tak przeliczyli. Nieco niższe próby mieli Kemp i Holm, dopiero potem Soto :)

Choć oczywiście rekord to rekord ;)

Poprawiłem :)
 
Tego Ilje czy jak mu tam pamiętam, kocur niesamowity był.
Z tamtych zawodów w 2008 pamiętam darcie mordy Sebka Szczęsnego, łysego Szymona i właśnie kozaka Ilyna. Później jeszcze pobił parę rekordów, z resztą przeniósł się do wyższej kat. wagowej i tam też miał rekord świata :)
 
ANDRZEJ WROŃSKI

Andrzej_Wronski.jpg

jeden z najwybitniejszych zawodników w historii polskiego zapaśnictwa, wielokrotny mistrz kraju, mistrz świata i trzykrotny mistrz Europy, czterokrotny olimpijczyk (1988, 1992, 1996, 2000) i dwukrotny złoty medalista olimpijski z Seulu (1988) i Atlanty (1996), prawdziwy król "klasycznej setki", chorąży polskiej ekipy z Sydney (2000).

Urodzony 8 października 1965 w Kartuzach, syn Jana i Renaty z d. Elgert (rodowitej Kaszubki), absolwent Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie (1994) i Studium Trenerskiego IKF w Gorzowie Wlkp. 1997 (filia poznańskiej AWF). Zapaśnik (192 cm, 100 kg) stylu klasycznego (wagi ciężkiej 100 kg, tzw. "klasycznej setki"), reprezentant GLKS Morena Żukowo (1976-1984), Legii Warszawa (od 1984) i Gryfu Chełm (oficjalnie pożegnany w 2000, ale powrócił na matę), którego odkrył dla zapasów trener Henryk Borecki, szkolili w stołecznym klubie Bolesław Dubicki i Wiesław Dziadura, doskonalili w kadrze narodowej Stanisław Krzemiński i Ryszard Świerad.
Typowy przedstawiciel wielkiego wyczynu sportowego lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Młodziutki Kaszub z Babiego Dołu (rodzice byli pracownikami lasów państwowych) położonego 40 km od Gdańska i 15 km od "najbliższego" Żukowa, mając lat 11 ogląda telewizyjną transmisję z Montrealu (1976) kiedy Kazimierz Lipień zdobywa pierwszy dla Polski złoty medal w zapasach. Jego ojciec Jan szuka dla synów (Ryszard, Wiesław. Andrzej, Janusz) kontaktu ze sportem. Rozumie jego znaczenie w prawidłowym rozwoju młodych chłopców. Wyboru wielkiego nie ma. Zabiera więc Wieśka i Andrzeja do ciężarowego samochodu i zawozi do Żukowa, gdzie w miejscowym LZS są tylko dwie sekcje: piłkarska i zapaśnicza. Andrzej mierzy 140 cm (dopiero w następnych latach rósł miesięcznie po centymetrze, aż do 192). Piłkarzem więc zostać nie może, pozostają mu zapasy. "Niewysoki i raczej pękaty" do 14 roku życia, przyszły mistrz olimpijski rozpoczyna sportową karierę. Zapaśniczy elementarz przerabia z Henrykiem Boreckim, pracownikiem Zakładów Mechaniki Precyzyjnej we Wrzeszczu (sędzia, członek władz PZZ, trener), który dojeżdża na treningi, podobnie jak jego podopieczny (15 km, krętą wiejską drogą). Pracuje się im dobrze. Po latach powie: "chłopak posiadał doskonałe warunki fizyczne, zbudowany był jak grecki heros i miał długie, piekielnie silne ręce".
Po blisko ośmiu latach "kaszubski talent" wchodzi (głównie dzięki swojemu trenerowi) w orbitę zainteresowań wielkich miejskich klubów. Nieograniczony "przetarg" na zawodnika (startowały kluby śląskie, Siła Mysłowice, Piotrcovia, Śląsk Wrocław, Legia Warszawa) wygrywają wojskowi z Łazienkowskiej. "Obróbkę" diamentowego talentu zapaśniczego rozpoczynają trenerskie autorytety. Przed młodym zapaśnikiem (ciągle robiącym widoczne postępy) świat staje otworem, zwłaszcza, że w narodowej drużynie znalazło się (w kat. 100 kg) wolne miejsce po Romanie Wrocławskim. Kandydatów jest kilku, ale trener kadry narodowej (St. Krzesiński) ma największe zaufanie i lokuje nadzieje w przybyszu z Wybrzeża. Na razie jest to zaufanie bez poparcia. Na arenie międzynarodowej niepowodzenie za niepowodzeniem, ale trener intuicyjnie wyczuwa, że "na dojrzewanie trzeba mu dać więcej czasu niż innym". Wątpliwości co do dalszej przydatności i postępów zaczyna mieć także przyszły mistrz olimpijski. I oto wreszcie eksplozja znakomitej dyspozycji podczas Memoriału Władysława Pytlasińskiego w przedolimpijskim 1987. Zapaśnik z Babiego Dołu w imponującym stylu wygrywa z mistrzem olimpijskim z Los Angeles (1984) Rumunem Vasile Andrei i wybrany zostaje najlepszym zawodnikiem turnieju. Był to - jak się okazało - przełomowy moment w karierze Wrońskiego. Wreszcie w siebie uwierzył. Nie w pełni jednak docenili ten wyczyn (incydentalny) decydenci, bo walka o zakwalifikowanie do ekipy olimpijskiej była wciąż dyskusyjna. Zaangażowane zostały w nią największe autorytety (Janusz Tracewski) i zawodnik Legii do Seulu został ostatecznie delegowany. Mimo niekorzystnego losowania i porażki z Gruzinem Giedechaurim, który położył Polaka na łopatki, pokazał on, jak mobilizujące znaczenie na dalsze losy turniejowych walk może mieć klęska. Metamorfoza jest natychmiastowa. Wroński zmienia się nie do poznania. Wygrywa pewnie. Znów pokonał Rumuna Andrei - mistrza olimpijskiego, a kiedy po dwóch porażkach Gruzina otworzyła się przed nim szansa na awans do finału, nawet przez myśl mu nie przyszła możliwość przegranej. Pokonał i Amerykanina i Niemca. Po 12 latach treningów został mistrzem olimpijskim.
Ale - jak się miało okazać - złoty medal w Seulu był dopiero wstępem i początkiem nie tylko olimpijskich sukcesów naszego mistrza. Wprawdzie w Barcelonie (1992) w inauguracyjnym pojedynku, jak sam mówił, na "własne życzenie" przegrał ze znanym mu już doskonale Amerykaninem polskiego pochodzenia Koslowskim (i miał trudności w "małym finale" z Rosjaninem Diemiaszkiewiczem), to dalsze lata kariery (między olimpijskie) pełne były sukcesów. Wroński wyrósł na jednego z najwybitniejszych zawodników w historii naszego zapaśnictwa. Swoje zdobycie zawdzięczał ogromnej wytrzymałości i konsekwencji w walce, doskonałej taktyce, "żelaznemu" charakterowi. Stał się mistrzem decydujących walk. Gdy bił się "o coś" - zawsze wygrywał, no może prawie zawsze (przegrał takie walki tylko dwa razy). Fachowcy podziwiali jego (wykonywane w walce w parterze); wynoszenie do suplesu i wózek. Podobno robił to najlepiej na świecie.
Bardzo już doświadczony i znakomicie przygotowany, wyruszył na trzecie swoje igrzyska do Atlanty (1996). Walczył znakomicie. Widać było, że jest zdolny do morderczego pojedynku z każdym przez 9 minut. W starciach z czterema rywalami nie stracił ani jednego punktu technicznego. I dopiero w starciu o wielki finał stoczył morderczy pojedynek z Kubańczykiem Hectorem Milianem (mistrz olimpijski z Barcelony), który był najtrudniejszą walką w całej jego karierze sportowej. Już na początku drugiej minuty Polak wykonał wózek w przymusowym parterze rywala, zdobył dwa punkty, a potem przez siedem minut tej przewagi bronił. Podobno wykonanie rzutu na Wrońskim było w Atlancie całkowicie niemożliwe, nawet dla najlepszych zawodników "klasycznej setki", ale Kubańczyk (dużo cięższy od Polaka) cały czas próbował i tak zmęczył Wrońskiego, który opowiadał, że "wszystko migotało mi przed oczami, momentami latami czarne łaty, które zasłaniały twarz rywala". Ale wytrwał i w kolejnym pojedynku, finałowym znów zastosował perfekcyjną obronę, był remis, ale sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości, kto wywalczył złoty olimpijski medal.
Czwarty występ na igrzyskach (2000), sportowo niestety nieudany, zaakcentował nasz znakomity zapaśnik jako chorąży ekipy biało - czerwonych. Zwany często "kolekcjonerem tytułów i medali" zdobył: 13-krotnie tytuł mistrza Polski wagi ciężkiej - 1988-2000, podczas mistrzostw świata: medal złoty (1994), srebrny (1999) i dwa brązowe (1993, 1997), natomiast w mistrzostwach Europy: trzy medale złote (1989, 1992, 1994) i dwa brązowe (1990, 1996) - wszystkie w wadze ciężkiej 100 kg. Najlepszy sportowiec Polski w plebiscycie czytelników "PS" (1994), w międzynarodowym rankingu FILA na najlepszego zapaśnika świata (1994) wyprzedził go jedynie słynny Karelin.
Odznaczony m. in. trzykrotnie złotym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe oraz Krzyżem Kawalerskim (1988), Oficerskim (1994) i Komandorskim OOP (1996).

*1988 Seul: styl klas., w. ciężka 100 kg - w pierwszej kolejce wyciągnął wolny los, w drugiej wygrał na pkt. z S. Marshallem (Kanada), w trzeciej przegrał na łopatki w 3.48 min. z G. Giedechaurim (ZSRR), w czwartej pokonał na pkt. J. Tertei (Jugosławia), w piątej zwyciężył na pkt. V. Andrei (Rumunia), w szóstej wygrał na pkt. z D. Koslowskim (USA), w finale pokonał 3:1 G. Himmela (RFN) zdobywając złoty medal.

*1992 Barcelona: styl klas., w. ciężka 100 kg - w pierwszej kolejce przegrał na pkt. z D. Koslowskim (USA), w drugiej pokonał na pkt. S. Damianovica (Chorwacja), w trzeciej zwyciężył na pkt. H. Hallika (Estonia), w czwartej wygrał na pkt. z S. Songiem (Korea), w piątej walce z I. Ieremiciusem (Rumunia), obaj nie otrzymali punktów, w walce o miejsca 3-4 uległ na pkt. (0:1) S. Diemiaszkiewiczowi (WNP), zajmując w turnieju 4. miejsce (zw. H. Milian Kuba).

*1996 Atlanta: styl klas., w. ciężka 100 kg - w pierwszej kolejce wygrał 10:0 z M. Naouarem (Tunezja), w drugiej przy remisie 0:0 wygrał z I. Grabowieckim (Mołdawia), w trzeciej wyciągnął wolny los, w czwartej pokonał 2:0 H. Miliana (Kuba), w finale przy remisie 0:0 zwyciężył S. Lisztwana (Białoruś), zdobywając złoty medal.

*2000 Sydney: styl klas., w. ciężka 97 kg - odp. w elim. po porażce z G. Czchaidze (Gruzja) i zwycięstwie z W. Basarem (Turcja), zajmując 13. msc w turnieju (zw. M. Ljunberg Szwecja).
 
Calcio Storico


Agresja, uderzenia łokciami, brutalne wejścia, walka wręcz – w tej rywalizacji dozwolone jest niemal wszystko. Na długo zanim piłka nożna w nowożytnej formie zawładnęła Półwyspem Apenińskim, Włosi, a konkretnie Florentczycy pasjonowali się jej brutalnym pierwowzorem. Poznajcie historię Calcio Storico Fiorentino, gry której korzenie sięgają rzymskich legionów.

Każdego roku, 24 czerwca podczas dnia św. Jana, patrona Florencji, na placu przed bazyliką Świętego Krzyża, cztery zespoły reprezentujące cztery różne dystrykty miasta, stają naprzeciw siebie, by walczyć o zwycięstwo. Co roku to brutalne widowisko przyciąga kilka tysięcy widzów, w tym także rzesze turystów.

Bianchi (Biali), Azzurri (Niebiescy), Rossi (Czerwoni) oraz Verdi (Zieloni) walczą na chwałę swoją i okolicy, w której się wychowali. Ten z pozoru bardzo prosty podział drużynowy ma swoje bardzo logiczne uzasadnienie historyczne. Zawodnicy grający w swoich ekipach, reprezentują swoje dzielnice i występują w danych barwach przez lata.

calcio-storico-3.jpg
Na arenie trup ścieli się gęsto. Walka toczy się niemal na noże. Mecz trwa 50 minut, bramki mają metr wysokości i są szerokie na cały krótszy bok boiska. Drużyny składają się z 27 graczy, którzy podobnie jak w piłce nożnej, podzieleni są na bramkarzy, obrońców, pomocników oraz napastników. W grze dozwolony jest niemal każdy rodzaj agresji, poza kopaniem w głowę i biciem z zaskoczenia.

Można dusić, uderzać pięścią, głową i łokciem, a nawet kopać leżącego. Nie ma zmian, kontuzjowany zawodnik zmniejsza skład swojej drużyny.

Faceci, którzy w tym uczestniczą to współcześni gladiatorzy, spragnieni adrenaliny i mocnych doznań. W grze liczy się szybkość, siła, dynamika i pierwszy zryw, w mniejszym stopniu finezja. Ważna jest także siła mentalna. Mająca piaskowe podłoże arena może zdławić najtwardszych. Zwycięzcy otrzymują w nagrodę żywego cielaka, a także co najważniejsze, uznanie i szacunek widzów oraz swoich ziomków.

Do tego jednego czerwcowego upalnego dnia, zawodnicy trenują przez cały rok. Zapasy, boks, zajęcia na siłowni i boisku. Calcianti, jak popularnie mówi się o graczach Calcio Storico, to wysportowani, muskularni atleci. Wielu z nich na co dzień pracuje jako ochroniarze w nocnych klubach i dyskotekach.

calcio-storico-21.jpg
W znakomitym dokumencie „Florence Fight Club” Luigiego Marii Perottiego i Rovero Impiglii, gracz Verdich Gianluca Lapi, jeden z najlepszych zawodników ostatnich lat, mówi że Calcio Storico to namiastka wojny, a on w trakcie gry jest żołnierzem na polu bitwy. Podkreśla, że w tym twardym i brutalnym sporcie ogromne znaczenie odgrywa doświadczenie i taktyka. – W tej grze bardzo ważni są dowodzący, nie tylko żołnierze – zaznacza Lapi.

Te militarne odwołania Lapiego mają pełne uzasadnienie. Rozgrywki Calcio Storico wywodzą się ze starożytnej gry harpastum, połączenia dzisiejszego rugby i piłki nożnej. Dyscyplinę tę uprawiali rzymscy legioniści, aby wzmocnić swoją tężyznę fizyczną i przygotować się do konfrontacji na placu bitwy.

Zasady Calcio Storico Fiorentino spisano w roku 1580. W początkowej fazie sport ten uprawiała jedynie arystokracja. Mecze rozgrywano w karnawale, pomiędzy świętem Trzech Króli a Wielkim Postem. Przez te wszystkie lata dyscyplina mocno ewoluowała. W połowie XVII wieku przestała nawet istnieć.

Reaktywacja gry nastąpiła w roku 1930 i od tamtej pory jest ona stałą atrakcją florenckiego krajobrazu.





 
Last edited:
Calcio Storico


Agresja, uderzenia łokciami, brutalne wejścia, walka wręcz – w tej rywalizacji dozwolone jest niemal wszystko. Na długo zanim piłka nożna w nowożytnej formie zawładnęła Półwyspem Apenińskim, Włosi, a konkretnie Florentczycy pasjonowali się jej brutalnym pierwowzorem. Poznajcie historię Calcio Storico Fiorentino, gry której korzenie sięgają rzymskich legionów.

Każdego roku, 24 czerwca podczas dnia św. Jana, patrona Florencji, na placu przed bazyliką Świętego Krzyża, cztery zespoły reprezentujące cztery różne dystrykty miasta, stają naprzeciw siebie, by walczyć o zwycięstwo. Co roku to brutalne widowisko przyciąga kilka tysięcy widzów, w tym także rzesze turystów.

Bianchi (Biali), Azzurri (Niebiescy), Rossi (Czerwoni) oraz Verdi (Zieloni) walczą na chwałę swoją i okolicy, w której się wychowali. Ten z pozoru bardzo prosty podział drużynowy ma swoje bardzo logiczne uzasadnienie historyczne. Zawodnicy grający w swoich ekipach, reprezentują swoje dzielnice i występują w danych barwach przez lata.

calcio-storico-3.jpg
Na arenie trup ścieli się gęsto. Walka toczy się niemal na noże. Mecz trwa 50 minut, bramki mają metr wysokości i są szerokie na cały krótszy bok boiska. Drużyny składają się z 27 graczy, którzy podobnie jak w piłce nożnej, podzieleni są na bramkarzy, obrońców, pomocników oraz napastników. W grze dozwolony jest niemal każdy rodzaj agresji, poza kopaniem w głowę i biciem z zaskoczenia.

Można dusić, uderzać pięścią, głową i łokciem, a nawet kopać leżącego. Nie ma zmian, kontuzjowany zawodnik zmniejsza skład swojej drużyny.

Faceci, którzy w tym uczestniczą to współcześni gladiatorzy, spragnieni adrenaliny i mocnych doznań. W grze liczy się szybkość, siła, dynamika i pierwszy zryw, w mniejszym stopniu finezja. Ważna jest także siła mentalna. Mająca piaskowe podłoże arena może zdławić najtwardszych. Zwycięzcy otrzymują w nagrodę żywego cielaka, a także co najważniejsze, uznanie i szacunek widzów oraz swoich ziomków.

Do tego jednego czerwcowego upalnego dnia, zawodnicy trenują przez cały rok. Zapasy, boks, zajęcia na siłowni i boisku. Calcianti, jak popularnie mówi się o graczach Calcio Storico, to wysportowani, muskularni atleci. Wielu z nich na co dzień pracuje jako ochroniarze w nocnych klubach i dyskotekach.

calcio-storico-21.jpg
W znakomitym dokumencie „Florence Fight Club” Luigiego Marii Perottiego i Rovero Impiglii, gracz Verdich Gianluca Lapi, jeden z najlepszych zawodników ostatnich lat, mówi że Calcio Storico to namiastka wojny, a on w trakcie gry jest żołnierzem na polu bitwy. Podkreśla, że w tym twardym i brutalnym sporcie ogromne znaczenie odgrywa doświadczenie i taktyka. – W tej grze bardzo ważni są dowodzący, nie tylko żołnierze – zaznacza Lapi.

Te militarne odwołania Lapiego mają pełne uzasadnienie. Rozgrywki Calcio Storico wywodzą się ze starożytnej gry harpastum, połączenia dzisiejszego rugby i piłki nożnej. Dyscyplinę tę uprawiali rzymscy legioniści, aby wzmocnić swoją tężyznę fizyczną i przygotować się do konfrontacji na placu bitwy.

Zasady Calcio Storico Fiorentino spisano w roku 1580. W początkowej fazie sport ten uprawiała jedynie arystokracja. Mecze rozgrywano w karnawale, pomiędzy świętem Trzech Króli a Wielkim Postem. Przez te wszystkie lata dyscyplina mocno ewoluowała. W połowie XVII wieku przestała nawet istnieć.

Reaktywacja gry nastąpiła w roku 1930 i od tamtej pory jest ona stałą atrakcją florenckiego krajobrazu.






Chuj ze post pod postem. Koledzy sie w to bawili z krakowskimi kick bokserami. Nawet mnie troche to jarało ale stwierdziłem, że waga się zgadza ale zasięgu mi trochę brakowało
 
budowlanych stadion a typy niezle nie wiedziałem ze cos takiego wogole jest
ale wogole to chujowaty ten mecz był z 2 przylozenia chyba
Tak właśnie mi wyglądało na Budowlanych, ale nie wierzyłem bo jak ja na nim grałem to trybuny nie było. Akurat na tym meczu zaliczyłem Calcio Storico-ósemka Budowlanych, 190cm wzrostu, strasznie dynamiczny typ, dwa razy zamiast blachy sprzedał mi piąchę.
 
Tak właśnie mi wyglądało na Budowlanych, ale nie wierzyłem bo jak ja na nim grałem to trybuny nie było. Akurat na tym meczu zaliczyłem Calcio Storico-ósemka Budowlanych, 190cm wzrostu, strasznie dynamiczny typ, dwa razy zamiast blachy sprzedał mi piąchę.
wogole nie czaje o co w tym chodzi wczoraj to zobaczyłem ale muca konkretna jak ustwka jakas u nas by się cos takiego przydalo taka liga huliganow
 
wogole nie czaje o co w tym chodzi wczoraj to zobaczyłem ale muca konkretna jak ustwka jakas u nas by się cos takiego przydalo taka liga huliganow
Ligi nie ma ale mielismy/mamy reprezentację. Ta dziewiątka z Arki(zawsze zapominam nazwiska-koleś który do nich z Ogniwa przeszedl jak powstali) jest trenerem. Fajne ale chyba zbyt statyczne do oglądania.
 
Ligi nie ma ale mielismy/mamy reprezentację. Ta dziewiątka z Arki(zawsze zapominam nazwiska-koleś który do nich z Ogniwa przeszedl jak powstali) jest trenerem. Fajne ale chyba zbyt statyczne do oglądania.
u nas to chuja teraz jest w olsztynie rugby przerobili się na futbol amerykański a od niedawna jest druzyna 7 ale to nie to co 15 :bart:
 
Back
Top