No to ci jeszcze trochę pozawracam gitarę.
Zacznijmy od tego (a w sumie to się powtarzam), że znaczne gro sportowców jedzie na dopingu, wg niektórych "nienaiwnych" nawet 95% lub więcej. Więc nie ma się co dziwić, w równaniu "sport to zdrowie", koks jest tą ukośną kreską, która zamienia je w nierówność.
Ale załóżmy, że wszyscy trenujący są czyści jak łza... i mimo to mają rozwalone stawy. Dalej będzie to jak najbardziej zgodne z moją teorią. Przecież pisałem, dlaczego wykonywanie setek ruchów z ciężarem na pograniczu wytrzymałości stawów jest niebezpieczne.
Stawy adaptują się wolniej niż mięśnie (a nawet mięśnie, mimo tak szybkiej adaptacji, można tak przetrenować, że poskutkuje to ich rozkładem!) To oznacza, że zwiększać objętość treningową można dopiero wtedy, gdy one nadążą. W praktyce nikt tego nie robi. Nawet jak ktoś twierdzi, że słuchał swojego ciała i nic go nie bolało, to nie bardzo w to wierzę, bo nawet ja się jeszcze tego uczę. Nawet mi ciężko wykorzenić naleciałości z 6 lat treningów na wiecznym przetrenowaniu. Też dałem się zwieść największemu nieporozumieniu w trenowaniu- że trzeba być twardym. Potem ludzie się znieczulają na sygnały organizmu. Tak jakby skręcić nogę w maratonie i biec dalej- ignorowany ból w końcu minie, lecz potem wróci z nawiązką.
To jest właśnie to, o czym ciągle bębnię i właśnie to miałem na myśli, mówiąc, że nie zgadzam się z "Wodynem" od "Stawów reanimowanych", który pisał o bodajże czterech seriach na zaliczenie (w zamyśle, że trzeba je zrobić).
Ja trening rozpisywałem sobie zawsze w zeszycie: co będę robił, ile serii i powtórzeń, jakim cieżarem. Zapisałem chyba z 6 zeszytów. Nigdy więcej! Ta zasada to 1 zasada do autodestrukcji. Teraz słucham jedynie swojego organizmu- co mi mówi w dany dzień i ja się do tego całkowicie dostosowuję.
@halibut
Ale załóżmy teraz, że dajemy czas stawom i trenujemy tylko tyle, na ile one pozwalają. Wtedy na pewno się nie uszkadzają, są zdrowe i efektywnie się wzmacniają. Ale jest jeszcze jeden problem- wzmacniają się do siły mięśni, więc raz, że łatwiej o mikrouszkodzenia, a dwa, że przy każdym kolejnym wzroście siły należałoby "hamować się" i odczekać, aż reszta nadgoni.
Myślę, że dlatego ta metoda jest tak skuteczna, bo od razu wzmacnia stawy
ponad mięśnie i po prostu dużo trudniej jest przeforsować tkanki i np. doprowadzić do stanów zapalnych podczas normalnych treningów, a co dopiero przy codziennych czynnościach. Nie trzeba już się ograniczać, bo mięśnie nie "nadgonią" wytrenowanych stawów, mikrouszkodzenia znikają, staw jest zdrowy i reaguje właściwie.
@dssport , chcę cię jeszcze raz przestrzeć, że każde negatywne sygnały ze strony aparatu ruchu wymagają natychmiastowej interwencji. Początkiem tych sygnałów jest nawet nie dyskomfort, ale uczucie zmęczenia, jakaś taka niepewność w głębi podświadomości. Warto masować, uciskać, rozciągać stawy, jeżeli tylko sprawi, że poczujesz ulgę. Ucieczka od zmęczenia i bólu ponad wszystko, choćbyś miał x treningów skrócić o połowę lub opuścić.
Nie wiem, czy już teraz masz jakieś problemy z zawiasami- jeśli tak, to masz dużo ciężej i musisz być bardzo ostrożny. To tak jak ktoś z kontuzją kręgosłupa- z jednej strony musi bardzo uważać na naciski, a z drugiej, w którymś momencie musi zacząć trenować rehabilitacyjnie, żeby go wzmocnić. To takie balansowanie.
Przy bólach stawów niestety, ale należy zrobić krok w tył- ograniczyć treningi. Lekki spadek siły ulży im i ułatwi odbudowę. Myślę, że dla niektórych dobrym rozwiązaniem mogłoby być zrobienie na treningu tylko jednej serii przysiadów i następnie przejście od razu do utrzymywania.
Zakładasz np. 110% CM z przysiadu i utrzymujesz, lekko uginając nogi, ew. kilkucentymetrowe ruchy. Postawa tak wyprostowana i odciążona, jak to tylko możliwe. Przy pierwszym dyskomforcie, sygnale "dość!", puszczenie ciężaru. Może to być już po kilku sekundach, ale należy puścić. Chodzi o to, żeby dać ciężarem potężny impuls do rozwoju (stawy mierzą nacisk), a nie wywoływać jeszcze więcej uszkodzeń. Potem monitorujesz sytuację i dajesz stawom czas na regenerację. Może cię np. coś nagle lekko zakłuć w stawie, wracając do domu, mimo, że trening był bezbólowy. To zrozumiałe, bo pobudziłeś stawy do burzliwych procesów, kotłują się ;) Wtedy możesz się np. zatrzymać, delikatnie porozciągać i ostrożnie iść dalej (jak już coś zaboli, to jak najbardziej to ukrócać).
Z doświadczenia wiem, że po jakimś czasie może się okazać, że np. 140% CM to bezpieczny max dla kręgosłupa, ale stawy nie otrzymują właściwego bodźca do rozwoju. Właśnie po to, żeby nie przeciążać kręgosłupa, wymyśliłem "bociana", jak to tu zostało ochrzczone
Wtedy robisz jeszcze jedną serię, np. ściągając z tych przykładowych 140% do np. 80% CM, i przenosząc cały ciężar na jedną nogę.
Załóżmy, ważysz 100 kg i na dwóch nogach utrzymujesz 140 kg. Na każde biodro, kolano i staw skokowy działa ciężar pi razy drzwi 50+70= 120 kg. Ale jak założysz 80 kg i staniesz na jednej, to już 50% większy (100+80).
Końcówka wyciskania na ławce poziomej z kolei wzmacnia barki, łokcie i nadgarstki. Ja jestem dość drobnej kości, mam 1.83 m wzrostu, 2 m zasięgu i tylko 18 cm w nadgarstku. Oczywiście tym ćwiczeniem oszukałem przeznaczenie
.
Warto też wzmocnić przyczep bicepsa, coby się nigdy nie urwał. Bierzesz sztangielke, z którą może tylko trochę ugiąć rękę, siadasz, opierasz łokieć o udo i utrzymujesz kilka, kilkanaście sek. Tu też puszczasz od razu, gdy poczujesz zbytnie napięcie ścięgna.
Jak staniesz w futrynie, ugniesz nogi, podniesiesz lekko ugięte ręce do góry, zblokujesz i zaczniesz cisnąć z nóg, to też na pewno coś da. (Chyba, żeś za niski, to potrzebny jakiś kloc pod nogi) Tu też możesz se spróbować jednonóż.
Ja jeszcze czasem po prostu stoję i napinam jak najmocniej ciało, trzymając prosto kręgosłup. To tak bardziej dla ścięgien i
mięsni stabilizujących.