Samorozwój (rozwój osobisty, psychologia)

http://malawielkafirma.pl/typy-klientow/
http://podcast.paweltkaczyk.com/media/mwf127-typyklientow.mp3?_=1

Notatki:
1. Kontroler / Driver [Przywodca]
- napedzany faktami
- ekstrawertyk
- wymagaja zadan
- rzadko pyta, skupiony na faktach, wymaga twardnych danych, wydaje komendy, nie jest gadatliwy
- zwraca uwage na punktualnosc i precyzje (ma byc tak jak on chce)
- kontroluje mimike, patrzy prosto w oczy
- typ samotnika
- potencjalny despota
- sukces: fakty

2. Entertainer/ Expressive [Trefnis]
- napedzany emocjami
- ekstrawertyk
- wymaga relacji i buduje relacje
- raczej komendy niz pytania
- mowi duzo, szybko, glosno: rozmowca ma poczuc emocje.
- zaraza entuzjazmem
- ma silne opinie na tematy, ma tendencje do ignorowania faktow (nie oszukuje, ale nie zwraca uwagi na pewne fakty)
- uzywa gestow, moduluje glos
- stanowczy ale i wrazliwy
- sukces: aplauz

3. Feeler/ Amiable [Przyjaciel]
- napedzany emocjami
- introwertyk
- wymagaja budowania relacji
- mowi lagodnie, powoli, cicho, porusza sie powoli
- pyta co mysla inna
- nie stara sie byc kontrowersyjny
- swoje sugestie podsuwa delikatnie
- podejmuje decyzje w oparciu o konsekwencje dla relacji, nie korzysci indywidualnych
- czytaja miedzy wierszami
- pamietaja szczegoly relacji interpersonalnych
- wola pracowac w mniejszych grupach
- utrzymuja fizyczny dystans
- sukces: reakcja innych ludzi, poczucie zrozumienia i wysluchania

4. Thinker / Analytical [Analityk]
- napedzany faktami
- introwertyk
- wymagaja zadan
- mowi powoli, cicho, lagdnie, nie przeklina
- nie lubi inicjowac relacji
- ostrozny w dobieraniu slow
- trzyma dystans
- woli pracowac sam (open space zabija)
- powoli podejmuje decyzje
- perfekcjonista
- punktualny
- oderwany od uczuc
- sukces: fakty, aktywnosc
- na stres zamyka sie w sobie, urywa kontakt,

Introwertyzm i ekstrawertyzm nie sa wbudowanymi cechami charakteru.

Tabela kompatybilnosci

Jeden z prowadzacych nazwal sie Jekyll & mr Hyde, ja to chyba moglbym:
800px-Svantevit-Statue.jpg

Takie podzialy sa sensowne? Przeciez one zaleza od kontekstu!
 
W ostatnim podcaście Rogana pojawil się Steven Kotler - autor książki o stanie FLOW. Ktos zglebial temat? Bardzo ciekawe zagadnienie.

 
Hehe, do momentu z mnichami buddyjskimi w amerykanskim miasteczku calkiem spoko :)
 
W ostatnim podcaście Rogana pojawil się Steven Kotler - autor książki o stanie FLOW. Ktos zglebial temat? Bardzo ciekawe zagadnienie.



Nie ma nic lepszego w życiu, niż ten stan. Trzeba się trochu nakminić podczas ulubionych zajęć, ocb. Jak zauważysz, to potem jest łatwiej, ale prawie zawsze wymaga odrobiny wysiłku, by w niego wejść, bo najłatwiej poczuć go na dobrym rozgrzaniu organizmu, lub mentalnym rozgrzaniu.

Mam w nim dość dużo doświadczenia, natomiast i tak muszę go indukować, albo celowo pchać się w niego. Natomiast zawsze się opłaca, bo mózg przerabia wtedy milion razy tyle danych. To w tym stanie najłatwiej o grube odkrycia, dojście do najmocniejszych doświadczeń, wizji i rozstrzygnięć problemów, z któymi zmagamy się długo, etc.
 
Miałem na dysku ale gdzieś się zapodziało i teraz nawet nie wiem czego szukam.
O ile dobrze pamiętam książka napisana przez Żyda który przeszedł przez obóz koncentracyjny i stracił żonę w pożarze.
Pomóż jak kojarzysz
 
Miałem na dysku ale gdzieś się zapodziało i teraz nawet nie wiem czego szukam.
O ile dobrze pamiętam książka napisana przez Żyda który przeszedł przez obóz koncentracyjny i stracił żonę w pożarze.
Pomóż jak kojarzysz
Martin Gray autorem?
 
:wow:


Swoją drogą, jak już jesteśmy w tym temacie. Są tu jacyś Panowie, którzy regularnie medytują?
Ja medytowałem kilka dobrych lat, plus kilka prac naukowych na ten temat popełniłem. Aktualnie mam to już na stałe aktywowane, zdarza się o tym zapomnieć, no i potem ludzie dziwnie patrzą, i dziwnie myślą - im młodsi, tym dziwniej (patrz choćby opinia forum, i chyba nawet twoja). Prawdopodobnie jestem po wstępnym oświeceniu, ale prawie nikt nie odważył się mnie zweryfikować. A co, co się odważyli, zwątpili we własne oświecenie. Podejrzewam wewnętrznie, że to raczej któryś z demonów oświecenia, niż samo w sobie. Ale jeśli to demon, to jeden z najlepszych, zwodzących nawet właśnie mistrzów na manowce. Jeśli tak - to olewam. Jak większość rzeczy w życiu. Jeśli zaś nie - to też olewam, choć pcham.
 
Ja medytowałem kilka dobrych lat, plus kilka prac naukowych na ten temat popełniłem. Aktualnie mam to już na stałe aktywowane, zdarza się o tym zapomnieć, no i potem ludzie dziwnie patrzą, i dziwnie myślą - im młodsi, tym dziwniej (patrz choćby opinia forum, i chyba nawet twoja). Prawdopodobnie jestem po wstępnym oświeceniu, ale prawie nikt nie odważył się mnie zweryfikować. A co, co się odważyli, zwątpili we własne oświecenie. Podejrzewam wewnętrznie, że to raczej któryś z demonów oświecenia, niż samo w sobie. Ale jeśli to demon, to jeden z najlepszych, zwodzących nawet właśnie mistrzów na manowce. Jeśli tak - to olewam. Jak większość rzeczy w życiu. Jeśli zaś nie - to też olewam, choć pcham.

@Drzewo pamiętasz swoje początki? Jak szybko rozbudziłeś w sobie Kundalini? Otwierałeś czakry od samego dołu, czy raczej skupialeś się na medytacji, która po prostu pozwalała Ci się wyciszyć i nie przywiązywałeś uwagi do energii? Mógłbyś polecić najlepszą technikę na pobudzenie czakry podstawy?
 
U mnie raz, że czakry aktywowały się poniekąd same (bo sam tak postanowiłem), a dwa, że najpierw kontrola na maksa, a dopiero potem kierunkowanie - inaczej wygenerujesz problemy - mając dużą energię, a olewając kontrolę, prosisz się o kłopoty, w tym fizyczne.

W sumie - przez to, że olałem to, bo prawie wszystko olewam, rozszerzyło mi jeden z kanałów nasiennych. Kontrola wydawania energii vs ilość energii.

Co do samego rozbudzenia - od dziecka tak miałem, bo to wzbierało, a ja dużo pracowałem instynktem i intelektem z moim ciałem. Jak szedłem na do pracy (tak, jako dzieciak), czy na mszę (bo jako dzieciak musiałem), to spędzałem 99% na poznawaniu i kontroli systemu, a 1% na tym, żeby wstać w odpowiednim momencie, klęknąć czy usiąść. Ćwiczyłem (poprzez kontrolę) ścięgna, pracę serca, płuc, jelit, trawienie i oddychanie. Potem doszła intencja, a wraz z nią - kolejne poziomy. Okazało się, że chcąc czegoś wystarczająco długo, i wchodząc w to z ułatwiających to obszarów, można wiele, dużo więcej.

Pogłębiałem wiedzę o sobie, i to się pogłębiło. Nauczyłem się zmieniać zapis komórkowy - regenerację, generację czy kumulację energii.
Nauczyłem się to przekształcać, potem już swobodnie (dość) manipulując tymi "danymi". To wszystko jest porównywalne do formatowania tekstu w wordzie. Pierdolniesz inną czcionką, czy innym sposobem zapisu - i nagle masz inny tekst, inne dane, inaczej "wchodzą".

dzięki temu żyję. byłem pytany w zaświatach, czy chcę żyć, i wiedziałem, jak to udowodnić. ba - w tego typu sytuacjach (potężnego stresu) można popierdolić nawet płeć, bo i o to byłem pytany - czyli jakbym wtedy, będąc młodym facetem, odpowiedział twierdząco na pytanie o bycie (chęć) bycia kobietą, to pewnie by mnie przeformatowało, i teraz byłbym albo gejem, albo trans, albo inną spaczoną formą siebie.

Na szczęście moja wiedza i doświadczenia siebie, wrodzony i wykształcony poziom energii i idąca z tego wiara pozwoliły uniknąć tego typu przykrości. Jestem sobą. Dość potężnym wariantem siebie.

Co ciekawe - po tym wydarzeniu pozwoliłem sobie na dwadzieścia lat nirvany. Właśnie skończyłem. Osiągnąłem kolejny poziom wcielenia w siebie.
 
U mnie raz, że czakry aktywowały się poniekąd same (bo sam tak postanowiłem), a dwa, że najpierw kontrola na maksa, a dopiero potem kierunkowanie - inaczej wygenerujesz problemy - mając dużą energię, a olewając kontrolę, prosisz się o kłopoty, w tym fizyczne.

W sumie - przez to, że olałem to, bo prawie wszystko olewam, rozszerzyło mi jeden z kanałów nasiennych. Kontrola wydawania energii vs ilość energii.

Co do samego rozbudzenia - od dziecka tak miałem, bo to wzbierało, a ja dużo pracowałem instynktem i intelektem z moim ciałem. Jak szedłem na do pracy (tak, jako dzieciak), czy na mszę (bo jako dzieciak musiałem), to spędzałem 99% na poznawaniu i kontroli systemu, a 1% na tym, żeby wstać w odpowiednim momencie, klęknąć czy usiąść. Ćwiczyłem (poprzez kontrolę) ścięgna, pracę serca, płuc, jelit, trawienie i oddychanie. Potem doszła intencja, a wraz z nią - kolejne poziomy. Okazało się, że chcąc czegoś wystarczająco długo, i wchodząc w to z ułatwiających to obszarów, można wiele, dużo więcej.

Pogłębiałem wiedzę o sobie, i to się pogłębiło. Nauczyłem się zmieniać zapis komórkowy - regenerację, generację czy kumulację energii.
Nauczyłem się to przekształcać, potem już swobodnie (dość) manipulując tymi "danymi". To wszystko jest porównywalne do formatowania tekstu w wordzie. Pierdolniesz inną czcionką, czy innym sposobem zapisu - i nagle masz inny tekst, inne dane, inaczej "wchodzą".

dzięki temu żyję. byłem pytany w zaświatach, czy chcę żyć, i wiedziałem, jak to udowodnić. ba - w tego typu sytuacjach (potężnego stresu) można popierdolić nawet płeć, bo i o to byłem pytany - czyli jakbym wtedy, będąc młodym facetem, odpowiedział twierdząco na pytanie o bycie (chęć) bycia kobietą, to pewnie by mnie przeformatowało, i teraz byłbym albo gejem, albo trans, albo inną spaczoną formą siebie.

Na szczęście moja wiedza i doświadczenia siebie, wrodzony i wykształcony poziom energii i idąca z tego wiara pozwoliły uniknąć tego typu przykrości. Jestem sobą. Dość potężnym wariantem siebie.

Co ciekawe - po tym wydarzeniu pozwoliłem sobie na dwadzieścia lat nirvany. Właśnie skończyłem. Osiągnąłem kolejny poziom wcielenia w siebie.



Świadomie medytowałem 3 razy, dziś wieczorem będzie czwarty raz. Czy masz jakąś poradę dla mnie, początkującego?

Na razie jedyne co zaobserwowałem to ciemny obraz, czasem pojawiają się jakieś wibracje, ale tak jakby zamazane na szaro. Widziałem też czerwone i fioletowe tło obrazu, czułem mocniejsze bicie serca, a po całym doświadczeniu niesamowity relaks i spokojne bicie serca. Czy tak to ma wyglądać w początkowych fazach? Robię to, bo poczułem chęć bycia bardziej świadomym człowiekiem i wierzę, że dzięki "poznaniu" będę mógł mieć większą motywację do działania.
 


Świadomie medytowałem 3 razy, dziś wieczorem będzie czwarty raz. Czy masz jakąś poradę dla mnie, początkującego?

Na razie jedyne co zaobserwowałem to ciemny obraz, czasem pojawiają się jakieś wibracje, ale tak jakby zamazane na szaro. Widziałem też czerwone i fioletowe tło obrazu, czułem mocniejsze bicie serca, a po całym doświadczeniu niesamowity relaks i spokojne bicie serca. Czy tak to ma wyglądać w początkowych fazach? Robię to, bo poczułem chęć bycia bardziej świadomym człowiekiem i wierzę, że dzięki "poznaniu" będę mógł mieć większą motywację do działania.

Powiem tak - nie szedłem w Tybet, miałem swoją drogę. Coś pomiędzy słowiańskim wglądem a zenem. Kolory olewałem, wręcz kazałem im spierdalać (bo sporo z tego typu doświadczeń to syf, z którego wchodzą łatwo demony).
Wibracje, i inne dziwne doświadczenia - to samo. Każ im spierdalać. Bynajmniej teraz, dopiero jak przekroczysz kilka barier to możesz zacząć się im przyglądać.

Powrzucaj sobie sporo blokad już teraz - stwierdzaj, że złe intencje cię nie będą się imały, wszystkie złe energie uciekają, lub nie mają dostępu.
Musisz powrzucać na te wszystkie syfy rozmaite tarcze, bo raz, że te syfy będą atakować, a dwa - że używając tego, nauczysz się. A będą potrzebne.

Trzy - zużywają się, jak przyjdą grożne skurwiele. Warto je przed każdą sesją tworzyć na nowo. Jak natywirus - pobierz se łatkę, odnawiając "myśl" o blokowaniu chujków, osłabianiu ich zdolności, zwiększaniu poziomu swoich zdolności i blokad ;)

Serce się wycisza, uwaga/uważność/poziom ciszy - pogłębia. Relaks będzie się pojawiał wcześniej, coraz wcześniej - łap go, i rozwijaj. Uważając, bo czasem relaks to też jeden z chujków. Zapory i blokady rulez.

Tak, takie są początki. Ćwicz te rzeczy, to się pogłębi i pojawią się nowe - dlatego nie zaniedbuj osłaniania się. Im głębiej wcierasz, tym większe trudności, a jednocześnie większa siła twoich myśli. Dlatego nie olewaj tworzenia blokad - za każdym razem będą coraz lepsze, coraz silniejsze, i zrozumiesz po pewnym czasie, że warto było je ćwiczyć (tworząc codziennie), bo za którymś razem one będą łatwe do postawienia, będziesz robić ot intuicyjnie, i będziesz sam dodawał kolejne warstwy "kodu" do nich. Czy tkał czar coraz mocniej. Jak zwał. To w sumie to samo.

Pamiętaj tylko o określaniu się po dobrej stronie mocy, i zaporach przeciwko złej stronie, i tym, które udają dobrą.

Bo one przyjdą, jak wyczują rosnącą moc. I będziesz wdzięczny za własnoręczne rozwijanie tych zdolności, bo za którymś razem w twoje tarcze pierdolnie nie jakaś klasyczna makrelka-demon, ale kurwa jebany Moby Dick demonów.

Mając zdolności w rozwijaniu zapór dasz radę, ale jak olejesz - nagle staniesz się chujkiem dla znajomych i bliskich. Bo te kurwy przejmują kontrolę, po to tam wchodzisz - by mieć ogarnięte. Jak nie ty - to one. Nie można do tego dopuścić.

Dlatego codziennie, czy tam za każdym razem przed zaczęciem - ustal bariery. Możesz, a wręcz powinieneś tworzyć też wsparcie dla pozytywnych cech siebie. Chcesz, i jesteś coraz mocniejszy w dobrą stronę energii, dobra strona ma coraz większe znaczenie, masz większy wpływ na rozwój swoich pozytywnych cech, wiedzy i zdolności, masz coraz więcej siły by stawić czoła wszystkiemu, zła ma coraz mniejszy wpływ i dopływ, dzięki ograniczeniom zdolności destrukcji, przenikania, udawania dobra...Potem z tego typu tekstów robisz coś jak mantry - powtarzasz, modyfikując, i zapamiętując, co ci "siada". Robisz to myśląc o tym naprawdę, świadomie, zmieniasz zapis komórkowy, i to powoli zaczyna się dziać.

Ale blokady - zawsze, za każdym razem, zanim zaczniesz. Bo za którymś razem wpieprzy się jakiś supercwaniak od demonów, uda pewność siebie (twoją), przekona cię, że jesteś już tak dobry, że zwykłe kilka prostych tekścików wystarczy, bo przecież już trza medytować, bo będzie fajnie...

I chuj bombki strzelił, choinki nie będzie - bo zostaniesz warzywkiem, ogłupionym przez hazard, twarde, nałóg od seksu czy praco/alkoholizm.

Tak kurwie działają. 20 lat nirwany nie wzięło się z dupy...
 
To żeś mnie nastraszył tymi demonami @Drzewo, ale po co miałbyś owijać w bawełnę? Tyle mówi się wszędzie o benefitach medytacji, ale nigdzie niemalże poza Kościołem nie ma informacji na temat negatywnych skutków tego doświadczenia.
Czyli te skurwiele będą się czaić w formie wibracji, czy obrazów i kazać im w myślach spierdalać, tak?
 
To żeś mnie nastraszył tymi demonami @Drzewo, ale po co miałbyś owijać w bawełnę? Tyle mówi się wszędzie o benefitach medytacji, ale nigdzie niemalże poza Kościołem nie ma informacji na temat negatywnych skutków tego doświadczenia.
Czyli te skurwiele będą się czaić w formie wibracji, czy obrazów i kazać im w myślach spierdalać, tak?
Najpierw, przed medytacją, myślisz to, co napisałem we wcześniejszych postach.

Czy się nie mówi...hmm, w zenie się mówi, choć dopiero na wyższych poziomach. W tybetańskim - też się mówi, w sumie dużo, ale też na wyższych, bo tam się nikt początkującymi nie przejmuje. W tej indyjskiej - wiesz, tam od początku wiadomo, że cały świat stworzyły demony ze wszystkich kręgów zainteresowań.

Fakt, chrześcijańska dość dużo mówi, ale też jest to najczęściej dopiero dostępne, jak się dopytasz, albo trafisz na dobrych prowadzących, np. egzorcystów.

Posklejałem i przerobiłem na formę "ja", żebyś nie musiał kombinować, zrób se fotkę i wklej gdzieś do notatnika dodatkowo:


"Określam się po dobrej stronie mocy, i stawiam zapory przeciwko złej stronie, i tym, które udają dobrą. Złe intencje nie będą się mnie imały, wszystkie złe energie uciekają, lub nie mają dostępu. Blokuję demony, osłabiam ich zdolności, zwiększam poziom moich zdolności i blokad. Tworzę też wsparcie dla pozytywnych cech . Jestem coraz mocniejszy w dobrą stronę energii, dobra strona ma coraz większe znaczenie, mam większy wpływ na rozwój swoich pozytywnych cech, wiedzy i zdolności, mam coraz więcej siły by stawić czoła wszystkiemu, zło ma coraz mniejszy wpływ i dopływ, dzięki ograniczeniom zdolności destrukcji, przenikania, udawania dobra"



Powtarzasz sobie takie coś, i dopisujesz kombinacje, które ci dobrze brzmią - ale nie rezygnujesz z żadnego fragmentu, nie warto. Na początek będzie to brzmiało trochę niewiarygodnie, ale olej to, i powtarzaj dalej. Mózg się nauczy, i przestanie kwestionować.

Te skurwiele są wszystkim, czego możesz się spodziewać, i też wszystkim, czego sobie nie jesteś w stanie wyobrazić. Będą udawać twoje własne myśli, znużenie, czy przekonanie o sile (nie rzucę dziś blokad, jestem już niezły). A wtedy jeb, omotał cię słabszy chujek (Smith przed transformacją w Matrixie), po czym nadpływa mocniejszy , wkrada się i niszczy blokady do zera plus wgrywa chujowe przekonania (Smith po transformacji w Matrixie), po czym nadciągają super skurwiele i młócą cię jak mątwa - w tym samym Matrixie.

To coś jak etapy degeneracji w braniu dragów - najpierw jest ok, palisz se susz raz na jakiś czas, jest ok. Potem często, codziennie. Jeszcze jest ok. Ale przychodzi złamany kumpel, i mówi, że nie stać go było na susz, ale dostał promocję na białe. Akurat jesteś spłukany, wahasz się, po czym myślisz - pyknę se, zobaczę, najwyżej oleję. Spodobało się. Za kilka dni to ty dzwonisz do kumpla, motacie.

Po kilku tygodniach jest przerwa w dostawie, lipa, głodno się robi, ale gdzieś ktoś zna kogoś, kto ma coś podobnego. Idziecie, on ogarnia, jest! Jest mefka. Jest spoko...Nie ogarnąłeś, że to po drodze to wszystko podobne kurwie, zwykłe splugawione demoniki. Czekające, aż zejdziesz niżej, coraz niżej...Lądujesz na bruku po kilku latach, nie wiesz nawet, czemu.
 
Back
Top