Mysle, zewarto uczyc, bo wtedy z tego naturalnego procesu rywalizacji/walki eliminuje sie element ponizenia pokonanego przeciwnika. Nadaje sie rywalizacji ramy.
Czyli mówisz bardziej nie o samej rywalizacji, tylko o jej formie, pewnej konwencji. Tutaj się zgadzam. :) (Kiedy dziecko przejawia cechy psychopatii, a dzieje się to już bardzo wcześnie, będzie przekraczać te ramy, kiedy zobaczy tylko możliwość własnego zysku. Psychopatia przypomina jakby ewolucyjną strategię zachowania, która opiera się na przeciwieństwie zachowań altruistycznych, a jej pierwotna etiologia wynika z biologii, chociaż środowisko wpływa na formę (łagodniejsze przestępstwa) i nasilenie w jakiej się ujawnia).
Mysle, ze to dobry konsensus. Na poczatku wlasnie na tym powinna polegac rywalizacja. Sama zabawa jest wlasnie rywalizacja (oczywiscie nie tylko, ale w duzej mierze - gry/zabawy) tylko w pewnej nieinwazyjnej formie i ta zabawa dla dzieci jest jak najbardziej naturalna. Wiekszosc gier/zabaw polega na rywalizacji i nie toczy sie o duza stawke.
Znowu się zgadzam.
Teoretycznie moze, ale niestety fakty mowia co innego. I to najwyzszy rozwoj Panstw nastapil po II WS :(
tutaj dane:
Po II wojnie światowej, czyli w czasach których zakończyła się rywalizacja wojenna. Nie trzeba statystyk, żeby odczuć ten rewolucyjny postęp ostatnich lat, który nadal postępuje. II wojna pozwoliła też zrozumieć, że w przyszłości będzie się liczyć w większym stopniu rywalizacja ekonomiczna, ponieważ z tą pierwszą wiąże się zbyt duże zagrożenie zniszczenia świata i przekroczyła ona już dopuszczalne ramy. Myślę, że ten fakt, był w dużo większym stopniu impulsem do zmian w polityce.
tak samo ogromny postep w medycynie - niestety efekt doswiadczen hitlerowskich i japonskich (tak samo brutalne jak nazistowskie), rowniez rozwoj nowych technologii, sam internet ("Powszechnie uważa się, iż potrzeba jego stworzenia była konsekwencją prac amerykańskiej organizacji badawczej
RAND Corporation, która prowadziła badania nad możliwościami dowodzenia w warunkach
wojny nuklearnej.") ... Chcialbym wierzyc, ze jest inaczej, jednak jak przyjrzec sie danym to moga czasami byc wstrzasajace i smutne :(
Uważam, że ograniczenie przyczyny rozwoju medycyny, jedynie do eksperymentów wojennych jest grubą przesadą. Wbrew pozorom, medycyna przyśpieszyła znacznie po II wojnie światowej, co według mnie należy bardziej do zasługi rywalizacji ekonomicznej. Masa odkryć medycyny i technologii, była kierowana dobrem człowieka (ewentualnie chęcią zysku), a zrzucając przyczynę rozwoju wielu dziedzin na II wojnę, moglibyśmy przypisać jej nawet pierwszy przeszczep serca. Pytanie tylko, skoro to jest przyczyną, dlaczego tak rewolucyjny postęp nie nastąpił podczas wojny? Co więcej, dlaczego nie nastąpił we wcześniejszym okresie historii, gdzie wojny były dużo powszechniejsze? Gdyby to było zasługą wojny, to powinniśmy jej to zawdzięczać. Oczywiście jest w tym jakieś ziarno prawdy, ale jak mówię, bardziej przyczynia się do tego rywalizacja ekonomiczna ( za którą w dużej mierze odpowiadają sami ludzie, przedsiębiorcy, koncerny, a nie rządzący, których jedyną zasługą może być wspieranie wybranej branży, poprzez dopływ gotówki).
Slynny astrofizyk Neil De Grasse Tyson twierdzi, ze postep technologiczny jest motywowany 2 czynnikami: 1) chec zarobienia/pieniedzy/zdobycia slawy/kobiet itd - innymi slowy status spoleczny 2) motywacja zagrozeniem - wojny itd (Tyson twierdzi, ze zimna wojna to jedyny powod dlaczego Armstrong wyladawal na ksiezycu i koniec zimnej wojny jest jedynym powodem dlaczego zaprzestano dalszych dzialan w kierunku podboju kosmosu)
Ma rację, można to do tego sprowadzić, (tylko że zagrożenie wojną było powszechne w świadomości ludzi, w większości okresów historycznych) ale 1 czynnik zawiera znacznie więcej podczynników, w przeciwieństwie do drugiego, który jest jednym i samodzielnym czynnikiem. Co do zaprzestania dalszych działań to nieprawda, NASA pracuje intensywnie przez cały czas i dokonuje się dalszy podbój, dlatego wydaje mi się, że zniekształca trochę rzeczywistość. Mówię, jest w tym trochę prawdy, ale to wszystko jest przerysowane do rozmiarów groteski.
Czy ja wiem? To kwintesencja rywalizacji. Jak masz 2 kulturystow to wygra ten kto poswieci wiecej energii w swoj rozwoj. Dwoch fighterow, to wygra ten kto poswieci wiecej czasu w rozwoj swojej techniki, wypracowanie odruchow, atletycznosci itd. Zawsze wygrywa sie z przeciwnikiem stajac sie lepsza wersja samego siebie i dlatego w sportach walki mowimy, ze nie ma sensu obijac zawodnikow, ktorych wiemy ze pokonamy - to nie sprzyja rozwojowi, to juz nie jest sport tylko egzekucja i nic nie daje ani jednemu ani drugiemu zawodnikowi. Gdy natomiast jest dobranych 2 zawodnikow na zblizonym psoziomie to wygra ten kto zrobi wiekszy postep, czyli dokona wiekszego samorozwoju. Tak to rozumiem.
Jasne, masz rację, ale nie można ograniczyć samorozwoju jedynie do sportu. Samorozwój to kwintesencja życia. Może odbywać się praktycznie na każdej płaszczyźnie, nawet poprzez wymianę myśli i własnych poglądów, które sobie aktualnie przedstawiamy. :) Gdybym uznał, że jesteś mało inteligentny i nie posiadasz żadnej wiedzy, to dyskusja nie miałaby sensu, bo nie prowadziłaby do mojego rozwoju. I w drugą stronę, jeśli Ty byś uznał, że rozmawiasz z idiotą, pewnie byłoby tak samo :)
Wracajac do samej edukacji. Mysle, ze dobrym przykladem przeniesienia takiego elementu ze sportow walki sa niektore szkoly jezykowe, w ktorych caly czas bierze sie aktywny udzial w zajeciach. Rozmawiasz z druga osoba, razem wykonujecie zadania. Az chce sie uczyc. Chodzilem do takiej szkoly, bylem w szoku jak to wszystko bylo fajne i az chcialo sie pracowac i zastanawialem sie dlaczego tak lekcje nie moga wygladac w szkole. Szkola panstwowa jest bardzo pasywna, natomaist ta prywatna do ktorej chodzilem byla bardzo aktywna. Ogromna roznica w zaangazowaniu i nauczycieli i uczniow. Calkiem inna bajka.
Im dłużej z Tobą rozmawiam, tym częściej się zgadzam :D Dziecko, które uczy się j. polskiego nie zaczyna nauki od gramatyki, tylko od praktyki, naśladownictwa, formułowania błędnych zdań, które są poprawiane. Tak samo odbywało się to w wymienionym przez Ciebie przypadku i w pełni się zgadzam, że tak powinna wyglądać nauka języka. Przecież dzieci mogą się świetnie przy tym bawić, robiąc ciekawe rzeczy i podejmując próby porozumiewania się w tym języku. Potrzeba do tego trochę teorii, ale dzisiaj lekcja angielskiego to sama teoria, w dodatku głównie gramatyka, i schematyczne ćwiczenia, które nie angażują nawet dzieci. Też nie potrafię pojąć dlaczego uczymy języka w taki sposób i co więcej, mam tak dalej na studiach, przez co szlak mnie trafia, bo
jestem przygotowywany do napisania egzaminu na B2 i jedyne czego się uczymy, to jak napisać ten egzamin żeby zdać! Schematy i schematy... -,- Kompletny bezsens, czego efektem jest to, że tracimy 12 lat na naukę, a nie potrafimy nadal rozmawiać w tym języku w sposób swobodny. A to powinien być pierwszy cel, dopiero później można bawić się w dokładną gramatykę. Z kolei mam znajomych, którzy poświęcają większość czasu na gry komputerowe i wszyscy zgodnie twierdzą, że gdyby nie te gry, to nie umieliby w ogóle języka! W dodatku mówią biegle, ale szkoła się do tego nie przyczyniła :)