Samorozwój (rozwój osobisty, psychologia)

Ciezko znalezc cos co nagle sie pojawilo, to tez stopniowy proces. Najpierw stac na to tylko najbogatszych, pozniej klase srednia, a pozniej kazdego. Zmiana w dostepie do produktu tez nastepuje przewaznie stopniowo. Ale rzeczywiscie patrzac na to w ten sposob. Nie jako proces ulepszania i powstawania wynalazku lecz samo jego rozpowszechnienie - tu rzeczywiscie mozna mowic o jakiejs rewolucji, przynajmniej mozna sobie to wyobrazic, ale pytanie jest - czy znamy przyklad takiej rewolucji ktora by sie odbyla np. w miesiac? Bo jesli ta rewolucja odbywa sie w ciagu 50 lat... to czy to jest taka rewolucja? Jaka skale tu uzyc? Kraje takie jak Singapur czy Korea Poludniowa potrafily rozwinac sie z biedy do bogactwa w 50 lat, ale czy to jest ewolucyjna zmiana czy rewolucyjna? To juz kwestia przyjecia odpowiedniej skali. Wszystko zalezy na to z jakiej perspektywy patrzymy na te zmiany.
Masz rację, wszystko zależy od przyjętej miary i skali. Dla mnie rozwój czegoś w 20 lat, to istna rewolucja, bo ewolucja biologiczna postępuje zdecydowanie wolniej i tak istotne zmiany nie dokonują się na przestrzeni 50 lat. W porównaniu do niej, odnoszę też pojęcie rewolucji, dlatego używam tego typu miary i stąd nasze niezrozumienie :)
Dlatego pisalem CZESTO i ZBYT CZESTO, a nie ZAWSZE :)
A to przepraszam. Ale znowu mówimy o odczuciu, bo jak oceniać ,czy ktoś jest humanistą, czy tylko udaje, skoro dyplom nie koniecznie o tym świadczy?
Niestety nie czytalem tego tytulu. Tytul brzmi ciekawie :) Neguje znaczenie tego slowa poniewaz rewolucja to nagla zmiana, a powstanie pisma i naszej kultury jest tak stopniowe i ewolucyjne, ze eliminuje rewolucje. Pismo oczywiscie, ze jest czescia skladowa naszej kultury, ma ogromny wplyw na swiat ktory nas otacza, ale nie powstalo nagle czyli rewolucyjnie, powstawalo bardzo stopniowo. To nie bylo tak, ze nagle czlowiek sie obudzil i mial pismo, a wczoraj nie mial. Samo powstanie pisma, pozniej jego polepszanie, pozniej rozpowszechnienie... to wszystko trwalo bardzo dlugo i bylo polepszane stopniowo, nie bylo momentu w dziejach ludzkosci - o tutaj wlasnie mamy rewolucyjne odkrycie i teraz nasza kultura zmienila sie z dnia na dzien. Nie bylo momentu rewolucji - dzis znamy pismo, wczoraj go nie znalismy i od dzis wszystko jest inne. Chinczycy znali pismo juz 5-8 tysiecy lat temu, i jak ocenisz kiedy ta rewolucja nastapila? Nie bylo takiego momentu.

Rewolucja (z wczesnośredniowiecznej łaciny revolutio – przewrót) – znacząca zmiana, która zazwyczaj zachodzi w stosunkowo krótkim okresie.
Znowu wracamy do skali, wobec której oceniamy. Zgadzam się, że pismo powstawało stopniowo, ale jego powstanie spowodowało niezwykłą zmianę jakościową w rozwoju człowieka i zapoczątkowało powstanie kultury, czyli ten szybszy proces od ewolucji biologicznej. Powstanie kultury uważam również jako rewolucje(jakościową), chociaż trwała dłużej niż 50lat, to patrzę na to z perspektywy wcześniejszych, wolnych zmian, spowodowanych wyłącznie ewolucją biologiczną.
Nie jestem pewien czy grozenie zlymi ocenami sprzyja rywalizacji. Zgodze sie, ze nie nalezy uczyc rywalizacji w dziedzinach, w ktorych trzeba wspolpracowac - chocby dlatego ze gramy w jednej druzynie i musimy rywalizowac z inna druzyna, a nie miedzy soba. Jak sie gra w debla to trzeba wspolpracowac z partnerem i rywalizowac z przeciwna para. Natomiast rywalizacji nalezy uczyc chociazby po to by dzieciaki wiedzialy jak radzic sobie z porazka - to jest najcenniejsza lekcja wyciagnieta ze sportu, po pierwsze jak radzic sobie z porazka, a po drugie ze zeby cos osiagnac trzeba systematycznie pracowac.
Porażka nie wiąże się jedynie z rywalizacją. Porażką może być wyciągnięcie błędnych wniosków, które zostały skrytykowane przez autorytet. Poza tym jak mówiłem, rywalizacja jest naturalna, więc nie uważam żeby trzeba było jej dodatkowo uczyć, w przeciwieństwie do radzenia sobie z porażką. Tutaj się zgadzam, dzieci powinny umieć przegrywać i możemy pomagać im w zrozumieniu tego, że błędy i porażki są niezbędne, grunt to wyciągać z nich wnioski.
Moim zdaniem nalezaloby sprobowac zrobic eksperyment, przynajmniej dla chlopcow nauki polegajacej na rywalizacji. Zrobic druzyny, ktore rywalizuja w czyms w rodzaju teleturniejow. Niech sie ucza rywalizacji i szacunku. Bo rywalizacja to nie walka, szacunek dla przegranego, szacunek dla przeciwnika i umiejetnosc przegrywania to niezwykle cenne lekcje. Byc moze wtedy przelamalibysmy marazm w szkole, to wieczne znudzenie. Moim zdaniem brak obecnie rywalizacji w systemie polegajacym na modelu - siedz na tylku, notuj, ucz sie, nie wychylaj sie poza schemat i pozniej zrob test byleby zaliczyc, bo strasza dwoja. To jest motywacja negatywna, natomiast wygranie rywalizacji to motywacja pozytywna i nawet taki przegrany w tej rywalizacji - moze okazac sie ze dzieki stanieciu do tej rywalizacji wiecej nauczyl sie niz ten motywowany tylko negatywnie. Jestem ciekawy czy taki system by dzialal. Moge sie mylic, ale pomysl wydaje mi sie warty rozwazenia.
Dla mnie rywalizacja to jednak walka o jakieś zasoby np. uznanie. Podobają mi się Twoje intencje, bo to według mnie dobry kierunek. Taka rywalizacja może być dobra(w pewnej konwencji), ale nie, jeśli gra toczy się o zbyt wysoką stawkę. Zwłaszcza w młodym wieku, gdzie dzieci uczą się przez zabawę. Jeżeli połączymy zabawę z rywalizacją, to mam wrażenie że osiągniemy konsensus :)
Samorozwoj jest nieodlacznym elementem rywalizacji i kultury sportowej. Jest jej skutkiem ubocznym tak waznym jak tlen w fotosyntezie. Bez rywalizacji zachamowuje sie rozwoj. Mielismy tego przypadku w krajach komunistycznych. Mielismy tego przypadki w sztukach walki pozbawionych rywalizacji - ewoluowaly do formy, ktora juz nie nadawala sie do walki.

Niestety slow rywalizacja ma teraz tak negatywne skojarzenia, ze ludzie zaczynaja mowic zamiennie - inspiruje sie kims, a nie - chce byc lepszy od tamtego kogos i to tylko dlatego, zeby sie dobrze czuc przed samym soba, bo rywalizacja jest oczerniana, ale potrzebujemy jej do przetrwania i do rozwoju.
Pełna zgoda, ale samorozwój nie jest tylko elementem kultury sportowej :) W sporcie faktycznie tak jest, że bez rywalizacji nie ma sensu, bo to cały sens sportu. I bardzo dobrze, rywalizujmy w sporcie, a współpracujmy w nauce i rozwiązywaniu problemów. Tak, potrzebujemy jej do przetrwania i rozwoju, ale nie bardziej niż współpracy. Rywalizacja na poziomie państw, może przynieść zupełnie odwrotny efekt i doprowadzić do eksterminacji i cofnięcia nas do epoki kamienia łupanego. Dlatego zgodzę się z tym, że tam gdzie jest dla niej miejsce i odpowiednia forma, powinniśmy do niej zachęcać, a tam gdzie mamy wspólny cel, powinniśmy postawić na współpracę ( co nie znaczy, że nie będzie rywalizacji, bo mamy ją w genach i zawsze ktoś będzie chciał być na kartach historii, kosztem kogoś)
Jesli ktos by w taki sposob jak piszesz o rywalizacji prowadzil treningi sportow walki, to rzeczywiscie by to fatalnie wychodzilo. Oczywiscie, ze w procesie uczenia sie potrzebujemy wspolpracy. To czesc procesu uczenia sie. Tylko, ze po to wspolpracujemy by pozniej uzywac tego co sie nauczylismy w praktyce, w rywalizacji. Jak rywalizujemy i przegrywamy to mamy kopa by cos poprawiac, jak nie rywalizujemy to nie wiemy co robimy zle, a nawet jak wiemy bo ktos nam powiedzial, to nie mamy wystarczjaco silnych bodzcow by to poprawiac. Dobrym sposobem jest rywalizacja miedzy grupami - to pomaga wtedy dzieciakom w zblizeniu sie do siebie, bo zaczynaja grac w jednej druzynie. Zawsze mnie fascynowalo to jak to mozliwe, ze na zajeciach z karate, kick-boxingu, judo, pilki noznej itd dzieciaki pracuja na pelnej intensywnosci, potrafia wspolpracowac, rywalizowac, rozwijac sie z pelna energia, a w szkole nie maja zadnej motywacji. Dlatego wlasnie dochodze do wniosku, ze tu jest gdzies blad i przydaloby sie wprowadzic rozwiazania z zajec sportowych do nauki. Jesli potrafia zmotywowac sie do takich zajec, czesto niezwykle trudnych, a nie potrafia do zajec szkolnych to gdzies jest blad w zajeciach szkolnych. Oczywiscie to tylko moje przemyslenia, ciekawe czy ktos kiedys wpadl na podobne wnioski i przebadal sprawe.
Sport to trochę inna bajka, bo dzieci widzą w tym sens. Nie widzą natomiast sensu w uczeniu się rzeczy, które są ważne bo będą na egzaminie, a nie bo są ważne! Nauczyciele rzadko inspirują(z uwagi na stawiane im wymagania, wcale się nie dziwię), natomiast Pan od karate, czy sławny piłkarz tak- bo jest dla nich bohaterem i autorytetem :) chcą być jak on, marzą o karierze, a w dodatku świetnie się bawią i nie nudzą. Według mnie właśnie te elementy można przenieść ze sportu, nauka poprzez zabawę, albo nawet rywalizacja poprzez zabawę (czemu nie), poruszanie interesujących je zagadnień i dyskusja, a nie przepisywanie z tablicy (chyba, że uczymy pisać ;)) i sztywne trzymanie się programu nauczania. Jak dzieci chcą uczyć się o ewolucji, to niech Pani rozmawia z nimi o ewolucji, a przy okazji same poznają kwestię z nią związane.
Ja bym bardziej niz do uzaleznienia od alko porownal do otylosci. Oczywiscie samo posiadanie duzej ilosci jedzenia nie jest zle, mozesz sie nim podzielic z innymi, czy zrobic zapasy, ale jedzenie wszystkiego bezmyslnie doprowadzi do tragedii :)
Bardzo dobre porównanie, zwłaszcza do jakichś pyszności :D
 
Porażka nie wiąże się jedynie z rywalizacją. Porażką może być wyciągnięcie błędnych wniosków, które zostały skrytykowane przez autorytet. Poza tym jak mówiłem, rywalizacja jest naturalna, więc nie uważam żeby trzeba było jej dodatkowo uczyć, w przeciwieństwie do radzenia sobie z porażką. Tutaj się zgadzam, dzieci powinny umieć przegrywać i możemy pomagać im w zrozumieniu tego, że błędy i porażki są niezbędne, grunt to wyciągać z nich wnioski.

Mysle, zewarto uczyc, bo wtedy z tego naturalnego procesu rywalizacji/walki eliminuje sie element ponizenia pokonanego przeciwnika. Nadaje sie rywalizacji ramy.

Dla mnie rywalizacja to jednak walka o jakieś zasoby np. uznanie. Podobają mi się Twoje intencje, bo to według mnie dobry kierunek. Taka rywalizacja może być dobra(w pewnej konwencji), ale nie, jeśli gra toczy się o zbyt wysoką stawkę. Zwłaszcza w młodym wieku, gdzie dzieci uczą się przez zabawę. Jeżeli połączymy zabawę z rywalizacją, to mam wrażenie że osiągniemy konsensus :)

Mysle, ze to dobry konsensus. Na poczatku wlasnie na tym powinna polegac rywalizacja. Sama zabawa jest wlasnie rywalizacja (oczywiscie nie tylko, ale w duzej mierze - gry/zabawy) tylko w pewnej nieinwazyjnej formie i ta zabawa dla dzieci jest jak najbardziej naturalna. Wiekszosc gier/zabaw polega na rywalizacji i nie toczy sie o duza stawke.

Rywalizacja na poziomie państw, może przynieść zupełnie odwrotny efekt i doprowadzić do eksterminacji i cofnięcia nas do epoki kamienia łupanego.

Teoretycznie moze, ale niestety fakty mowia co innego. I to najwyzszy rozwoj Panstw nastapil po II WS :(
tutaj dane:
maddison-pkb-per-capita.jpg


tak samo ogromny postep w medycynie - niestety efekt doswiadczen hitlerowskich i japonskich (tak samo brutalne jak nazistowskie), rowniez rozwoj nowych technologii, sam internet ("Powszechnie uważa się, iż potrzeba jego stworzenia była konsekwencją prac amerykańskiej organizacji badawczej RAND Corporation, która prowadziła badania nad możliwościami dowodzenia w warunkach wojny nuklearnej.") ... Chcialbym wierzyc, ze jest inaczej, jednak jak przyjrzec sie danym to moga czasami byc wstrzasajace i smutne :( Osobiscie chcialbym zyc w czasach, w ktorych panstwa rywalizuja miedzy soba ekonomicznie, a nie wojennie. Chcialbym zeby walczyly o to ile wynosi pkb per capita, gdzie sa lepsze warunki zycia, gdzie duze firmy chca inwestowac pienaidze, gdzie turysci chca przyjezdzac, ale to tylko myslenie zyczeniowe.

Slynny astrofizyk Neil De Grasse Tyson twierdzi, ze postep technologiczny jest motywowany 2 czynnikami: 1) chec zarobienia/pieniedzy/zdobycia slawy/kobiet itd - innymi slowy status spoleczny 2) motywacja zagrozeniem - wojny itd (Tyson twierdzi, ze zimna wojna to jedyny powod dlaczego Armstrong wyladawal na ksiezycu i koniec zimnej wojny jest jedynym powodem dlaczego zaprzestano dalszych dzialan w kierunku podboju kosmosu)

Sport to trochę inna bajka, bo dzieci widzą w tym sens. Nie widzą natomiast sensu w uczeniu się rzeczy, które są ważne bo będą na egzaminie, a nie bo są ważne! Nauczyciele rzadko inspirują(z uwagi na stawiane im wymagania, wcale się nie dziwię), natomiast Pan od karate, czy sławny piłkarz tak- bo jest dla nich bohaterem i autorytetem :) chcą być jak on, marzą o karierze, a w dodatku świetnie się bawią i nie nudzą. Według mnie właśnie te elementy można przenieść ze sportu, nauka poprzez zabawę, albo nawet rywalizacja poprzez zabawę (czemu nie), poruszanie interesujących je zagadnień i dyskusja, a nie przepisywanie z tablicy (chyba, że uczymy pisać ;)) i sztywne trzymanie się programu nauczania. Jak dzieci chcą uczyć się o ewolucji, to niech Pani rozmawia z nimi o ewolucji, a przy okazji same poznają kwestię z nią związane.

O i tu pelna zgoda.

ale samorozwój nie jest tylko elementem kultury sportowej :)

Czy ja wiem? To kwintesencja rywalizacji. Jak masz 2 kulturystow to wygra ten kto poswieci wiecej energii w swoj rozwoj. Dwoch fighterow, to wygra ten kto poswieci wiecej czasu w rozwoj swojej techniki, wypracowanie odruchow, atletycznosci itd. Zawsze wygrywa sie z przeciwnikiem stajac sie lepsza wersja samego siebie i dlatego w sportach walki mowimy, ze nie ma sensu obijac zawodnikow, ktorych wiemy ze pokonamy - to nie sprzyja rozwojowi, to juz nie jest sport tylko egzekucja i nic nie daje ani jednemu ani drugiemu zawodnikowi. Gdy natomiast jest dobranych 2 zawodnikow na zblizonym poziomie to wygra ten kto zrobi wiekszy postep, czyli dokona wiekszego samorozwoju. Tak to rozumiem.

Co do postepu/ewolucji/rewolucji to zgoda. Makroewolucja biologiczna jest procesem tak powolnym, ze w porownaniu do niej wszystko postepuje szybko :)

Wracajac do samej edukacji. Mysle, ze dobrym przykladem przeniesienia takiego elementu ze sportow walki sa niektore szkoly jezykowe, w ktorych caly czas bierze sie aktywny udzial w zajeciach. Rozmawiasz z druga osoba, razem wykonujecie zadania. Az chce sie uczyc. Chodzilem do takiej szkoly, bylem w szoku jak to wszystko bylo fajne i az chcialo sie pracowac i zastanawialem sie dlaczego tak lekcje nie moga wygladac w szkole. Szkola panstwowa jest bardzo pasywna, natomaist ta prywatna do ktorej chodzilem byla bardzo aktywna. Ogromna roznica w zaangazowaniu i nauczycieli i uczniow. Calkiem inna bajka.
 
Last edited:
Mysle, zewarto uczyc, bo wtedy z tego naturalnego procesu rywalizacji/walki eliminuje sie element ponizenia pokonanego przeciwnika. Nadaje sie rywalizacji ramy.
Czyli mówisz bardziej nie o samej rywalizacji, tylko o jej formie, pewnej konwencji. Tutaj się zgadzam. :) (Kiedy dziecko przejawia cechy psychopatii, a dzieje się to już bardzo wcześnie, będzie przekraczać te ramy, kiedy zobaczy tylko możliwość własnego zysku. Psychopatia przypomina jakby ewolucyjną strategię zachowania, która opiera się na przeciwieństwie zachowań altruistycznych, a jej pierwotna etiologia wynika z biologii, chociaż środowisko wpływa na formę (łagodniejsze przestępstwa) i nasilenie w jakiej się ujawnia).
Mysle, ze to dobry konsensus. Na poczatku wlasnie na tym powinna polegac rywalizacja. Sama zabawa jest wlasnie rywalizacja (oczywiscie nie tylko, ale w duzej mierze - gry/zabawy) tylko w pewnej nieinwazyjnej formie i ta zabawa dla dzieci jest jak najbardziej naturalna. Wiekszosc gier/zabaw polega na rywalizacji i nie toczy sie o duza stawke.
Znowu się zgadzam.
Teoretycznie moze, ale niestety fakty mowia co innego. I to najwyzszy rozwoj Panstw nastapil po II WS :(
tutaj dane:
Po II wojnie światowej, czyli w czasach których zakończyła się rywalizacja wojenna. Nie trzeba statystyk, żeby odczuć ten rewolucyjny postęp ostatnich lat, który nadal postępuje. II wojna pozwoliła też zrozumieć, że w przyszłości będzie się liczyć w większym stopniu rywalizacja ekonomiczna, ponieważ z tą pierwszą wiąże się zbyt duże zagrożenie zniszczenia świata i przekroczyła ona już dopuszczalne ramy. Myślę, że ten fakt, był w dużo większym stopniu impulsem do zmian w polityce.
tak samo ogromny postep w medycynie - niestety efekt doswiadczen hitlerowskich i japonskich (tak samo brutalne jak nazistowskie), rowniez rozwoj nowych technologii, sam internet ("Powszechnie uważa się, iż potrzeba jego stworzenia była konsekwencją prac amerykańskiej organizacji badawczej RAND Corporation, która prowadziła badania nad możliwościami dowodzenia w warunkach wojny nuklearnej.") ... Chcialbym wierzyc, ze jest inaczej, jednak jak przyjrzec sie danym to moga czasami byc wstrzasajace i smutne :(
Uważam, że ograniczenie przyczyny rozwoju medycyny, jedynie do eksperymentów wojennych jest grubą przesadą. Wbrew pozorom, medycyna przyśpieszyła znacznie po II wojnie światowej, co według mnie należy bardziej do zasługi rywalizacji ekonomicznej. Masa odkryć medycyny i technologii, była kierowana dobrem człowieka (ewentualnie chęcią zysku), a zrzucając przyczynę rozwoju wielu dziedzin na II wojnę, moglibyśmy przypisać jej nawet pierwszy przeszczep serca. Pytanie tylko, skoro to jest przyczyną, dlaczego tak rewolucyjny postęp nie nastąpił podczas wojny? Co więcej, dlaczego nie nastąpił we wcześniejszym okresie historii, gdzie wojny były dużo powszechniejsze? Gdyby to było zasługą wojny, to powinniśmy jej to zawdzięczać. Oczywiście jest w tym jakieś ziarno prawdy, ale jak mówię, bardziej przyczynia się do tego rywalizacja ekonomiczna ( za którą w dużej mierze odpowiadają sami ludzie, przedsiębiorcy, koncerny, a nie rządzący, których jedyną zasługą może być wspieranie wybranej branży, poprzez dopływ gotówki).
Slynny astrofizyk Neil De Grasse Tyson twierdzi, ze postep technologiczny jest motywowany 2 czynnikami: 1) chec zarobienia/pieniedzy/zdobycia slawy/kobiet itd - innymi slowy status spoleczny 2) motywacja zagrozeniem - wojny itd (Tyson twierdzi, ze zimna wojna to jedyny powod dlaczego Armstrong wyladawal na ksiezycu i koniec zimnej wojny jest jedynym powodem dlaczego zaprzestano dalszych dzialan w kierunku podboju kosmosu)
Ma rację, można to do tego sprowadzić, (tylko że zagrożenie wojną było powszechne w świadomości ludzi, w większości okresów historycznych) ale 1 czynnik zawiera znacznie więcej podczynników, w przeciwieństwie do drugiego, który jest jednym i samodzielnym czynnikiem. Co do zaprzestania dalszych działań to nieprawda, NASA pracuje intensywnie przez cały czas i dokonuje się dalszy podbój, dlatego wydaje mi się, że zniekształca trochę rzeczywistość. Mówię, jest w tym trochę prawdy, ale to wszystko jest przerysowane do rozmiarów groteski.
Czy ja wiem? To kwintesencja rywalizacji. Jak masz 2 kulturystow to wygra ten kto poswieci wiecej energii w swoj rozwoj. Dwoch fighterow, to wygra ten kto poswieci wiecej czasu w rozwoj swojej techniki, wypracowanie odruchow, atletycznosci itd. Zawsze wygrywa sie z przeciwnikiem stajac sie lepsza wersja samego siebie i dlatego w sportach walki mowimy, ze nie ma sensu obijac zawodnikow, ktorych wiemy ze pokonamy - to nie sprzyja rozwojowi, to juz nie jest sport tylko egzekucja i nic nie daje ani jednemu ani drugiemu zawodnikowi. Gdy natomiast jest dobranych 2 zawodnikow na zblizonym psoziomie to wygra ten kto zrobi wiekszy postep, czyli dokona wiekszego samorozwoju. Tak to rozumiem.
Jasne, masz rację, ale nie można ograniczyć samorozwoju jedynie do sportu. Samorozwój to kwintesencja życia. Może odbywać się praktycznie na każdej płaszczyźnie, nawet poprzez wymianę myśli i własnych poglądów, które sobie aktualnie przedstawiamy. :) Gdybym uznał, że jesteś mało inteligentny i nie posiadasz żadnej wiedzy, to dyskusja nie miałaby sensu, bo nie prowadziłaby do mojego rozwoju. I w drugą stronę, jeśli Ty byś uznał, że rozmawiasz z idiotą, pewnie byłoby tak samo :)
Wracajac do samej edukacji. Mysle, ze dobrym przykladem przeniesienia takiego elementu ze sportow walki sa niektore szkoly jezykowe, w ktorych caly czas bierze sie aktywny udzial w zajeciach. Rozmawiasz z druga osoba, razem wykonujecie zadania. Az chce sie uczyc. Chodzilem do takiej szkoly, bylem w szoku jak to wszystko bylo fajne i az chcialo sie pracowac i zastanawialem sie dlaczego tak lekcje nie moga wygladac w szkole. Szkola panstwowa jest bardzo pasywna, natomaist ta prywatna do ktorej chodzilem byla bardzo aktywna. Ogromna roznica w zaangazowaniu i nauczycieli i uczniow. Calkiem inna bajka.
Im dłużej z Tobą rozmawiam, tym częściej się zgadzam :D Dziecko, które uczy się j. polskiego nie zaczyna nauki od gramatyki, tylko od praktyki, naśladownictwa, formułowania błędnych zdań, które są poprawiane. Tak samo odbywało się to w wymienionym przez Ciebie przypadku i w pełni się zgadzam, że tak powinna wyglądać nauka języka. Przecież dzieci mogą się świetnie przy tym bawić, robiąc ciekawe rzeczy i podejmując próby porozumiewania się w tym języku. Potrzeba do tego trochę teorii, ale dzisiaj lekcja angielskiego to sama teoria, w dodatku głównie gramatyka, i schematyczne ćwiczenia, które nie angażują nawet dzieci. Też nie potrafię pojąć dlaczego uczymy języka w taki sposób i co więcej, mam tak dalej na studiach, przez co szlak mnie trafia, bo jestem przygotowywany do napisania egzaminu na B2 i jedyne czego się uczymy, to jak napisać ten egzamin żeby zdać! Schematy i schematy... -,- Kompletny bezsens, czego efektem jest to, że tracimy 12 lat na naukę, a nie potrafimy nadal rozmawiać w tym języku w sposób swobodny. A to powinien być pierwszy cel, dopiero później można bawić się w dokładną gramatykę. Z kolei mam znajomych, którzy poświęcają większość czasu na gry komputerowe i wszyscy zgodnie twierdzą, że gdyby nie te gry, to nie umieliby w ogóle języka! W dodatku mówią biegle, ale szkoła się do tego nie przyczyniła :)
 
Czyli mówisz bardziej nie o samej rywalizacji, tylko o jej formie, pewnej konwencji. Tutaj się zgadzam. :) (Kiedy dziecko przejawia cechy psychopatii, a dzieje się to już bardzo wcześnie, będzie przekraczać te ramy, kiedy zobaczy tylko możliwość własnego zysku. Psychopatia przypomina jakby ewolucyjną strategię zachowania, która opiera się na przeciwieństwie zachowań altruistycznych, a jej pierwotna etiologia wynika z biologii, chociaż środowisko wpływa na formę (łagodniejsze przestępstwa) i nasilenie w jakiej się ujawnia).

Z tego co czytalem o psychopatach, to nie da sie takiego rozpoznac, wiec nie mam zielonego pojecia jak z nimi postepowac, ale nie wydaje mi sie zeby ich sklonnosci zostaly stlumione przez nauke pozbawiona rywalizacji/zabawy/gry.

Po II wojnie światowej, czyli w czasach których zakończyła się rywalizacja wojenna.

Tak po czasach gdy odbudowano sie po II WS. Niestety, ale II WS pociagnela za soba duzy rozwoj, bo w przypadku zagrozenia kraje sa zmuszone do produkowania nowej technologii, ktora najpierw jest uzywana do dzialan wojennych, a pozniej przechodzi na grunt zycia codziennego gdy wojna sie konczy. Penicylina zostala dokladnie przetestowana na rannych zolnierza i teraz jest uzywana powszechnie, nawet karnister na benzyne w obecnej formie to wynalazek II WS, kabina cisnieniowa zostala wynaleziona podczas II WS i dzieki temu teraz mozna latac na duzych wysokosciach, Radionawigacja wykorzystujaca fale radiowe do określenia własnego położenia i wyznaczenia dalszej drogi, fale radiowe, Enigma i maszyna Lorentza stoją u podstaw stworzenia współczesnego komputera. Rola tych wynalazków podczas wojny była wykorzystywana w 100 proc. Nie chce przekonywac, ze wojna jest dobra, ale fakty sa smutne, bo okazuje sie ze w przez cos zlego (wojna) powstalo cos dobrego jak pierwsze komputery....

Uważam, że ograniczenie przyczyny rozwoju medycyny, jedynie do eksperymentów wojennych jest grubą przesadą. Wbrew pozorom, medycyna przyśpieszyła znacznie po II wojnie światowej, co według mnie należy bardziej do zasługi rywalizacji ekonomicznej. Masa odkryć medycyny i technologii, była kierowana dobrem człowieka (ewentualnie chęcią zysku), a zrzucając przyczynę rozwoju wielu dziedzin na II wojnę, moglibyśmy przypisać jej nawet pierwszy przeszczep serca. Pytanie tylko, skoro to jest przyczyną, dlaczego tak rewolucyjny postęp nie nastąpił podczas wojny? Co więcej, dlaczego nie nastąpił we wcześniejszym okresie historii, gdzie wojny były dużo powszechniejsze? Gdyby to było zasługą wojny, to powinniśmy jej to zawdzięczać. Oczywiście jest w tym jakieś ziarno prawdy, ale jak mówię, bardziej przyczynia się do tego rywalizacja ekonomiczna ( za którą w dużej mierze odpowiadają sami ludzie, przedsiębiorcy, koncerny, a nie rządzący, których jedyną zasługą może być wspieranie wybranej branży, poprzez dopływ gotówki).

Jedyne co twierdze to, ze rozmawialem z lekarzami, ktorzy uwazaja ze osiagniecia nazistow sa najdokladniejsze w badanych dziedzinach. Nie robili eksperymentow na szczurach tylko na ludziach dzieki czemu otrzymali wyniki najblizsze rzeczywistosci. Nic nie usprawiedliwa takich praktyk i w zadnym przypadku nie chce wybielac zbrodniarzy, zwracam tylko uwage na pewne smutne fakty. Oczywiscie to co pisze odnosi sie do pewnego wycinka. Nie ograniczam przyczyn rozwoju medycyny do II WS, tylko zwracam uwage, ze pewne rzeczy zostaly dokonane dzieki haniebnym,zbrodniczym, nieetycznym praktykom, a z tych rzeczy korzystamy obecnie w dobrej wierze.

Jasne, masz rację, ale nie można ograniczyć samorozwoju jedynie do sportu. Samorozwój to kwintesencja życia. Może odbywać się praktycznie na każdej płaszczyźnie, nawet poprzez wymianę myśli i własnych poglądów, które sobie aktualnie przedstawiamy. :) Gdybym uznał, że jesteś mało inteligentny i nie posiadasz żadnej wiedzy, to dyskusja nie miałaby sensu, bo nie prowadziłaby do mojego rozwoju. I w drugą stronę, jeśli Ty byś uznał, że rozmawiasz z idiotą, pewnie byłoby tak samo :)

Z kims slabszym nie ma sensu rywalizowac co juz wyjasnialem wczesniej :) Mozna mu jedynie pomoc podciagnac sie do poziomu, w ktorym bedzie w stanie z nami rywalizowac co bedzie dla nas korzystne gdy mu sie to uda. Rywalizacja nie polega na biciu slabszych - wtedy sie nie rywalizuje tylko wykonuje egzekucje. Swoja droga troche rywalizujemy na argumenty i cos z tego oboje wyciagamy, bo siegamy do zrodel i podajemy sobie rozne materialy, ktore zmuszaja nas do patrzenia na sprawe z innego punktu widzenia. Przeczytalem chociazby dyskusje o neruroedukacji, krytyke profesora i odpowiedz na krytyke autorki, przeczytalem ciekawy artykul o nauce matematyki (dzieki @DaimonFrey ) - to wszystko zmusza do poszerzenia wiedzy i patrzenia na sprawy z innego punktu. Gdybysmy sie nie klocili/dyskutowali to bysmy nie doczytali tych rzeczy, patrzylibysmy tylko z 1 punktu widzenia, a to nie jest pelen obraz sytuacji. Tak tez prowadzi sie dyskurs naukowy. Ktos cos odkrywa,inni probuja sfalsyfikowac jego teze, on sie broni podajac dowody i dzieki temu jest zmuszony do podania dokladniejszych dowodow, nauka sie rozwija dzieki temu.

Im dłużej z Tobą rozmawiam, tym częściej się zgadzam :D Dziecko, które uczy się j. polskiego nie zaczyna nauki od gramatyki, tylko od praktyki, naśladownictwa, formułowania błędnych zdań, które są poprawiane. Tak samo odbywało się to w wymienionym przez Ciebie przypadku i w pełni się zgadzam, że tak powinna wyglądać nauka języka. Przecież dzieci mogą się świetnie przy tym bawić, robiąc ciekawe rzeczy i podejmując próby porozumiewania się w tym języku. Potrzeba do tego trochę teorii, ale dzisiaj lekcja angielskiego to sama teoria, w dodatku głównie gramatyka, i schematyczne ćwiczenia, które nie angażują nawet dzieci. Też nie potrafię pojąć dlaczego uczymy języka w taki sposób i co więcej, mam tak dalej na studiach, przez co szlak mnie trafia, bo jestem przygotowywany do napisania egzaminu na B2 i jedyne czego się uczymy, to jak napisać ten egzamin żeby zdać! Schematy i schematy... -,- Kompletny bezsens, czego efektem jest to, że tracimy 12 lat na naukę, a nie potrafimy nadal rozmawiać w tym języku w sposób swobodny. A to powinien być pierwszy cel, dopiero później można bawić się w dokładną gramatykę. Z kolei mam znajomych, którzy poświęcają większość czasu na gry komputerowe i wszyscy zgodnie twierdzą, że gdyby nie te gry, to nie umieliby w ogóle języka! W dodatku mówią biegle, ale szkoła się do tego nie przyczyniła :)

W pelni sie zgadzam. Rozmawialem na ten temat z nauczycielka angielskiego. Widzi sprawe dokladnie jak my, tylko ma zwiazane rece, bo program jest sztywny i bardzo obszerny, nie ma tu elastycznosci. Celem powinna byc nauka mozliwie poprawnego, zrozumialego, swobodnego mowienia i pisania, a nie zdawania testow. Tu jest problem z celem, bo celem nie jest nauczenia jezyka by przydawal sie w praktyce - w mowieniu i pisaniu, lecz celem jest zdanie testu. Problemem jest rowniez brak motywacji do zaprowadzenia zmian przez MEN. To jest troche patologia szkol, ktore miedzy soba nie rywalizuja o klientow. Moze wprowadzenie bonu edukacyjnego by pomoglo. Szkoly musialyby rywalizowac o ucznia i dzieki temu poziom dydaktyki by wzrosl, oczywiscie pod warunkiem ze da sie wiecej elastycznosci, a nie testy, testy, sztywny program. Bo jednak w szkolach prywatnych to wyglada znacznie lepiej niz w panstwowych, chociaz od tych zasad tez z pewnoscia znajda sie wyjatki.
 
Z tego co czytalem o psychopatach, to nie da sie takiego rozpoznac, wiec nie mam zielonego pojecia jak z nimi postepowac, ale nie wydaje mi sie zeby ich sklonnosci zostaly stlumione przez nauke pozbawiona rywalizacji/zabawy/gry.
Oczywiście, że da się takiego rozpoznać, co nie znaczy że to łatwe, ponieważ zazwyczaj wywołują oni świetne wrażenie :) Jest nawet do tego metoda PCL-R stworzona przez Hare. Nie sugerowałem też, że nauka bez zabawy czy rywalizacji stłumi ich skłonności. Poza tym nauka bez całkowitej rywalizacji jest niemożliwa, więc kwestią jest tylko stworzenie odpowiednich ram. BTW, uwaga co do psychopatów, była tylko dygresją z mojej strony, nie możemy przecież dostosowywać systemu edukacji pod zupełne odchylenia od normy.
Tak po czasach gdy odbudowano sie po II WS. Niestety, ale II WS pociagnela za soba duzy rozwoj, bo w przypadku zagrozenia kraje sa zmuszone do produkowania nowej technologii, ktora najpierw jest uzywana do dzialan wojennych, a pozniej przechodzi na grunt zycia codziennego gdy wojna sie konczy. Penicylina zostala dokladnie przetestowana na rannych zolnierza i teraz jest uzywana powszechnie, nawet karnister na benzyne w obecnej formie to wynalazek II WS, kabina cisnieniowa zostala wynaleziona podczas II WS i dzieki temu teraz mozna latac na duzych wysokosciach, Radionawigacja wykorzystujaca fale radiowe do określenia własnego położenia i wyznaczenia dalszej drogi, fale radiowe, Enigma i maszyna Lorentza stoją u podstaw stworzenia współczesnego komputera. Rola tych wynalazków podczas wojny była wykorzystywana w 100 proc. Nie chce przekonywac, ze wojna jest dobra, ale fakty sa smutne, bo okazuje sie ze w przez cos zlego (wojna) powstalo cos dobrego jak pierwsze komputery....
Ale nikt temu nie zaprzecza, że wojna daje impuls do pewnych odkryć, których możemy wymienić całą masę. Chodzi tylko o zachowanie proporcji, gdyż nie uważam że najwięcej zawdzięczamy wojnie. Absurd, ponieważ idąc tym tropem możemy wszystko przypisać wojnie. Między enigmą, a nowoczesnym komputerem, jest co najmniej taka różnica, jak pomiędzy pierwszym samochodem, a najnowszym bolidem formuły 1 :) Większość z tych rzeczy to zasługa rozwoju nauki. Oczywiście, możemy powiedzieć, że nauka rozwija się dzięki wojnie, ale to nie prawda i znowu prowadzi do absurdu. Nauka jest wykorzystywana w wojnie, ale nie istnieje dzięki niej. To nasza wrodzona ciekawość poznawcza odpowiada w głównej mierze za jej rozwój, a nie wojna, która co najwyżej może dać pewien impuls do jej rozwoju. Z kolei podczas jej trwania, ten impuls jest mało przydatny, bo trwająca wojna opóźnia rozwój samej technologii (podczas jej trwania myśli się o przetrwaniu, a nie o rozwiązaniu problemów przed którymi stoi ludzkość, czy o zwiększeniu wygody ludzi). To w czasach pokoju dochodzi do rozpowszechnienia i udoskonalenia tych technologii, czego jesteśmy aktualnie obserwatorami. To właśnie te problemy, przed którymi stoimy, skłaniają nas w większym stopniu do odkryć i rozwoju, niż sama wojna. Ktoś kiedyś powiedział, że "potrzeba, jest matką wynalazku" i to jest akurat prawda. To nie wojna doprowadzi do rozwiązania takich problemów jak- gwałtowny przyrost ludności na naszej planecie i jej przeludnienie (to akurat może rozwiązać, ale skutki będą tragiczne, więc lepiej gdybyśmy zrobili to sami, ograniczając liczbę ludności i kontrolując ją), czy ocieplenie klimatu. Zrobi to potrzeba, rozwiązania tego problemu. Dlatego tak ważne, jest kreatywne myślenie :)
Jedyne co twierdze to, ze rozmawialem z lekarzami, ktorzy uwazaja ze osiagniecia nazistow sa najdokladniejsze w badanych dziedzinach. Nie robili eksperymentow na szczurach tylko na ludziach dzieki czemu otrzymali wyniki najblizsze rzeczywistosci. Nic nie usprawiedliwa takich praktyk i w zadnym przypadku nie chce wybielac zbrodniarzy, zwracam tylko uwage na pewne smutne fakty. Oczywiscie to co pisze odnosi sie do pewnego wycinka. Nie ograniczam przyczyn rozwoju medycyny do II WS, tylko zwracam uwage, ze pewne rzeczy zostaly dokonane dzieki haniebnym,zbrodniczym, nieetycznym praktykom, a z tych rzeczy korzystamy obecnie w dobrej wierze.
Jasne, jeśli ograniczymy to do pewnych wycinków medycyny, to jak najbardziej się zgadzam. Historia zna wiele takich eksperymentów naturalnych, które nie były etyczne, ale w późniejszym czasie doprowadziły do rozwoju. Zresztą nie tylko eksperymentów naturalnych, wystarczy eksperyment więzienny Zimbardo, który również naruszał wiele norm etycznych, jednak doprowadził do lepszego zrozumienia natury człowieka. To wszystko prawda, jednak nie oznacza to tego, że cały rozwój medycyny, czy technologii zawdzięczamy wojnie, to co pisałem wyżej.
Z kims slabszym nie ma sensu rywalizowac co juz wyjasnialem wczesniej :) Mozna mu jedynie pomoc podciagnac sie do poziomu, w ktorym bedzie w stanie z nami rywalizowac co bedzie dla nas korzystne gdy mu sie to uda. Rywalizacja nie polega na biciu slabszych - wtedy sie nie rywalizuje tylko wykonuje egzekucje. Swoja droga troche rywalizujemy na argumenty i cos z tego oboje wyciagamy, bo siegamy do zrodel i podajemy sobie rozne materialy, ktore zmuszaja nas do patrzenia na sprawe z innego punktu widzenia. Przeczytalem chociazby dyskusje o neruroedukacji, krytyke profesora i odpowiedz na krytyke autorki, przeczytalem ciekawy artykul o nauce matematyki (dzieki @DaimonFrey ) - to wszystko zmusza do poszerzenia wiedzy i patrzenia na sprawy z innego punktu. Gdybysmy sie nie klocili/dyskutowali to bysmy nie doczytali tych rzeczy, patrzylibysmy tylko z 1 punktu widzenia, a to nie jest pelen obraz sytuacji. Tak tez prowadzi sie dyskurs naukowy. Ktos cos odkrywa,inni probuja sfalsyfikowac jego teze, on sie broni podajac dowody i dzieki temu jest zmuszony do podania dokladniejszych dowodow, nauka sie rozwija dzieki temu.
Samorozwój nie wiąże się jedynie z rywalizacją jak mówiłem. :) W sporcie tak, bo taka jest jego istota, dlatego nie da się wszystkiego przenieść na naukę (gdzie można stawać się lepszym wyłącznie od siebie). No jasne, dyskutujemy (kłótnia to dla mnie pejoratywne określenie, gdzie następuje konflikt interesów), ale w przypadku nauki robimy to dla wyższej idei i wspólnego dobra (nie ma tu konfliktu interesów, jestem Ci wdzięczny, jeśli zrozumiem, że się w czymś mylę, ponieważ to prowadzi automatycznie do mojego rozwoju- w sporcie, nie - trzeba się dopiero podnieść i wrócić do pracy), a do rozbudzenia tej świadomości u dzieci chciałbym zmierzać. Porażka w sporcie jest dobra, jeśli wyciągniemy z niej wnioski i zmotywuje nas do pracy, z kolei w nauce dobra jest prawie zawsze (chyba, że mamy błędne przekonanie na jej temat i utożsamiamy to z własną porażką).
W pelni sie zgadzam. Rozmawialem na ten temat z nauczycielka angielskiego. Widzi sprawe dokladnie jak my, tylko ma zwiazane rece, bo program jest sztywny i bardzo obszerny, nie ma tu elastycznosci. Celem powinna byc nauka mozliwie poprawnego, zrozumialego, swobodnego mowienia i pisania, a nie zdawania testow. Tu jest problem z celem, bo celem nie jest nauczenia jezyka by przydawal sie w praktyce - w mowieniu i pisaniu, lecz celem jest zdanie testu. Problemem jest rowniez brak motywacji do zaprowadzenia zmian przez MEN. To jest troche patologia szkol, ktore miedzy soba nie rywalizuja o klientow. Moze wprowadzenie bonu edukacyjnego by pomoglo. Szkoly musialyby rywalizowac o ucznia i dzieki temu poziom dydaktyki by wzrosl, oczywiscie pod warunkiem ze da sie wiecej elastycznosci, a nie testy, testy, sztywny program. Bo jednak w szkolach prywatnych to wyglada znacznie lepiej niz w panstwowych, chociaz od tych zasad tez z pewnoscia znajda sie wyjatki.
Dlatego teraz rozumiesz, czemu mówiłem o braku elastyczności, zbyt dużej ilości testów i ewaluacji (dodatkowo, nie potrzebny stres, bo w tym miejscu go nie potrzeba), w naszym systemie edukacji. Jednak tak jak mówisz, nauczyciele mają związane ręce. Trzeba zacząć od zmian przez MEN, ponieważ to nie jest problem wyłącznie lekcji języka obcego. Cieszę się, że doszliśmy do tych samych wniosków, bo to mówiłem od początku- elastyczność, testy, testy i sztywny program :)
 
Oczywiście, że da się takiego rozpoznać, co nie znaczy że to łatwe, ponieważ zazwyczaj wywołują oni świetne wrażenie :) Jest nawet do tego metoda PCL-R stworzona przez Hare. Nie sugerowałem też, że nauka bez zabawy czy rywalizacji stłumi ich skłonności. Poza tym nauka bez całkowitej rywalizacji jest niemożliwa, więc kwestią jest tylko stworzenie odpowiednich ram. BTW, uwaga co do psychopatów, była tylko dygresją z mojej strony, nie możemy przecież dostosowywać systemu edukacji pod zupełne odchylenia od normy.

O i tu sie zgadzamy. "Nauka bez calkowitej rywalizacji jest niemozliwa, wiec kwestia jest tylko stworzenie odpowiednich ram" O! Podpisuje sie pod tym.
Na czym polega metoda PCL-R? Sam temat psychopatow bardzo ciekawy, pozniej zadam kilka pytan, ktore mnie nurtuja w tej materii :)

Ale nikt temu nie zaprzecza, że wojna daje impuls do pewnych odkryć, których możemy wymienić całą masę. Chodzi tylko o zachowanie proporcji, gdyż nie uważam że najwięcej zawdzięczamy wojnie. Absurd, ponieważ idąc tym tropem możemy wszystko przypisać wojnie.

Blad we wnioskowaniu. Twoj bledny wniosek - jesli najwiecej, to mozna powiedziec ze wszystko. Poprawny wniosek - jesli najwiecej, to z pewnoscia nie wszystko. Wcale nie uwazam, ze wszystko zawdzieczamy wojnie, nawet ze najwiecej. Sa mniej inwazyjne formy rywalizacji i inne motywacje, o ktorych pisalem wczesniej. Steve Jobs mial inne motywy niz wojna, rowniez Bill Gates.

Oczywiście, możemy powiedzieć, że nauka rozwija się dzięki wojnie, ale to nie prawda i znowu prowadzi do absurdu

Nie powiedzialem, ze jest to warunek konieczny dla rozwoju nauki, tylko ze jak sam pozniej zauwazyles - potrzeba jest matka wynalazkow, a wojna stwarza ekstremalne potrzeby, walka o przetrwanie.

Nauka jest wykorzystywana w wojnie, ale nie istnieje dzięki niej.

Jest wykorzystywana i jest tworzona nowa nauka i nowa technologia podczas wojny. Potrzeba matka wynalazkow :)

Z kolei podczas jej trwania, ten impuls jest mało przydatny, bo trwająca wojna opóźnia rozwój samej technologii (podczas jej trwania myśli się o przetrwaniu, a nie o rozwiązaniu problemów przed którymi stoi ludzkość, czy o zwiększeniu wygody ludzi).

Gdyby to byla prawda to najwiecej dokonan naukowych odbywaloby sie w czasach komunizmu. Niestety to rywalizacja napedza rozwoj. Ignorujesz fakty, ktore Ci podalem, wynalazki ktore powstaly na uzytek wojny. Jakby nie zimna wojna czlowiek nie wyladowalby na ksiezycu. Obecnie mamy czasy gdy mozna spokojnie zastanawiac sie nad rozwiazywaniem problemow takich jak podroze w kosmos i nic praktycznego z tego nie wynika. Astrofizycy jak Tyson uwazaja, ze jakbysmy mieli nadal zimna wojne to mielibysmy juz ludzi na marsie, tylko po to by pokazac rosjanom ze sa slabsi.

Posluchaj sam:


To nie wojna doprowadzi do rozwiązania takich problemów jak- gwałtowny przyrost ludności na naszej planecie i jej przeludnienie (to akurat może rozwiązać, ale skutki będą tragiczne, więc lepiej gdybyśmy zrobili to sami, ograniczając liczbę ludności i kontrolując ją)

Jestes pewien, ze wojna nie ogranicza liczby ludnosci? :)
Co chcesz robic? Sterylizowac ludzi? Wprowadzic polityke 1 dziecka jak w Chinach, z ktorej sie teraz wycofuja, bo maja stare spoleczenstwo?
Wlasnie tego typu humanistycznych eksperymentow sie boje.

To wszystko prawda, jednak nie oznacza to tego, że cały rozwój medycyny, czy technologii zawdzięczamy wojnie, to co pisałem wyżej.

Przeciez nic takiego nie napisalem :)

Samorozwój nie wiąże się jedynie z rywalizacją jak mówiłem. :)

A ja zacytuje Ciebie "nauka bez całkowitej rywalizacji jest niemożliwa, więc kwestią jest tylko stworzenie odpowiednich ram"

W sporcie tak, bo taka jest jego istota, dlatego nie da się wszystkiego przenieść na naukę (gdzie można stawać się lepszym wyłącznie od siebie).

Obawiam sie, ze to nie jest najlepsza motywacja. Czlowiek to zwierze spoleczne.

Porażka w sporcie jest dobra, jeśli wyciągniemy z niej wnioski i zmotywuje nas do pracy, z kolei w nauce dobra jest prawie zawsze (chyba, że mamy błędne przekonanie na jej temat i utożsamiamy to z własną porażką).

Naukowcy, ktorzy poswiecili cale zycie na badanie czegos co okazalo sie nieprawda maja duzy problem i nie chca sie przyznac do bledu, szukaja wyjscia z sytuacji by ich zycie nie wydawalo sie bezwartosciowe w ich oczach. To sa gorsze konsekwencje niz w przypadku porazki w sporcie.
 
Gościem pierwszego odcinka Higieny Umysłu jest Sławomir Jarmuż. Poruszaną przez niego kwestią jest silna wola - czyli zdolność człowieka do samoregulacji. W odcinku padną wskazówki jak skutecznie kontrolować powzięte inicjatywy, takie jak: rzucenie palenia, naukę języków obcych czy nie objadanie się wieczorami. Okazuje się, że właśnie wieczory są tutaj kluczową kwestią.



Ciekawy fragment na temat wizualizacji w stylu filmu Sekret.
 
Blad we wnioskowaniu. Twoj bledny wniosek - jesli najwiecej, to mozna powiedziec ze wszystko. Poprawny wniosek - jesli najwiecej, to z pewnoscia nie wszystko. Wcale nie uwazam, ze wszystko zawdzieczamy wojnie, nawet ze najwiecej. Sa mniej inwazyjne formy rywalizacji i inne motywacje, o ktorych pisalem wczesniej. Steve Jobs mial inne motywy niz wojna, rowniez Bill Gates.
Nie powiedziałem, że najwięcej, tylko właśnie że nie najwięcej. Czyli właściwie znowu się zgadzamy. Miałem po prostu wrażenie, że przeceniasz pozytywne aspekty wojny.
O i tu sie zgadzamy. "Nauka bez calkowitej rywalizacji jest niemozliwa, wiec kwestia jest tylko stworzenie odpowiednich ram" O! Podpisuje sie pod tym.
Na czym polega metoda PCL-R? Sam temat psychopatow bardzo ciekawy, pozniej zadam kilka pytan, ktore mnie nurtuja w tej materii :)
Metoda PCL-R nie jest metodą samoopisu, jak większość popularnych testów psychologicznych, tylko polega na przyznawaniu punktów, przez badającego w oparciu o konstrukt psychopatii. Generalnie psychopatia, nie jest tożsama z zaburzeniem antyspołecznym, które jest uwzględniane, przez systemy kliniczne jak ICD-10, czy DSM. W przeciwieństwie do zaburzenia antyspołecznego koncentruje się zarówno na przejawach zachowania, jak i ocenie osobowości (antyspołeczne ocenia się jedynie w odniesieniu do zachowania). Dzięki temu ma dużo większą moc predykcyjną i pozwala z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć powrót do przestępstwa. Skala w PCL-R ma 40 punktów, z czego wynik powyżej 30 diagnozuje się jako psychopatię. Generalnie oceny dokonuje się w oparciu o 20 pozycji, które są charakterystyczne dla psychopatii i każdą z tych pozycji oceniamy od 0 do 2 punktów. Nie jest to oczywiście łatwym zadaniem, ale jego zastosowanie jest bardzo ważne w więziennictwie, aż dziw bierze, że nie ma polskiej adaptacji ;/ Ważne w tej metodzie jest również to, że w jej wykorzystaniu są pomocne również akta i wywiad środowiskowy, a nie tylko wywiad z klientem.
Nie powiedzialem, ze jest to warunek konieczny dla rozwoju nauki, tylko ze jak sam pozniej zauwazyles - potrzeba jest matka wynalazkow, a wojna stwarza ekstremalne potrzeby, walka o przetrwanie.
W tym sensie jak najbardziej, tyle tylko, że są lepsze motywatory :)
Gdyby to byla prawda to najwiecej dokonan naukowych odbywaloby sie w czasach komunizmu. Niestety to rywalizacja napedza rozwoj. Ignorujesz fakty, ktore Ci podalem, wynalazki ktore powstaly na uzytek wojny. Jakby nie zimna wojna czlowiek nie wyladowalby na ksiezycu. Obecnie mamy czasy gdy mozna spokojnie zastanawiac sie nad rozwiazywaniem problemow takich jak podroze w kosmos i nic praktycznego z tego nie wynika. Astrofizycy jak Tyson uwazaja, ze jakbysmy mieli nadal zimna wojne to mielibysmy juz ludzi na marsie, tylko po to by pokazac rosjanom ze sa slabsi.
Tutaj się kompletnie nie zgadzam. W ogóle nie uważam, żeby wyścig zbrojeń się zakończył, przecież wojna o wpływy toczy się cały czas. Poza tym, zimna wojna, to nie wojna w klasycznym jej rozumieniu. To wyścig zbrojeń, ale także wyścig w dziedzinie ekonomii, bo przecież jedno jest powiązane z drugim. Nie ignoruje faktów, które mi podałeś, tylko uważam że przeceniasz ich wartość. Stanowczo się nie zgadzam, że nic z tego nie wynika obecnie, ponieważ NASA prowadzi szereg projektów, tyle że robi to w sposób rozsądny. Nie zawsze pośpiech jest dobry, zwłaszcza jeśli jest tylko demonstracją siły, a na szali jest ludzkie życie. W czasach komunizmu myślano o rozwiązywaniu problemów? Komunizm był krótkowzrocznym systemem, który nie koncentrował się na skutkach (przynajmniej w praktyce). Potwierdzeniem tego, że mam rację, są obecne czasy i postęp jaki się dokonuje, zarówno w medycynie, jak i w neuronaukach, ale nie tylko.
Jestes pewien, ze wojna nie ogranicza liczby ludnosci? :)
Co chcesz robic? Sterylizowac ludzi? Wprowadzic polityke 1 dziecka jak w Chinach, z ktorej sie teraz wycofuja, bo maja stare spoleczenstwo?
Wlasnie tego typu humanistycznych eksperymentow sie boje.
Właśnie napisałem w nawiasie, że ogranicza, jednak w sposób często tragiczny. Robią to również epidemie i głód, więc powinniśmy pozwolić na nie? Zauważ, że w Europie, gdzie poziom edukacji i świadomość ludzi jest większa, niż w wielu rejonach świata dochodzi do stabilizacji przyrostu ludności. Od kilku lat jest tak również u nas, a gdyby nie muzułmanie, to sytuacja w Europie byłaby jeszcze bardziej klarowna. To jest dowód na to, że wystarczy zwiększanie świadomości i odpowiednia edukacja. Odpowiednim rozwiązaniem jest również edukacja seksualna, co pokazują dobitnie, ostatnie badania.
A ja zacytuje Ciebie "nauka bez całkowitej rywalizacji jest niemożliwa, więc kwestią jest tylko stworzenie odpowiednich ram"
Nauka tak, samorozwój nie koniecznie, chociaż masz rację, w dalszej perspektywie, prędzej czy później konfrontujemy własne umiejętności, czy wiedzę w odniesieniu do innych. Człowiek nie żyje w próżni, więc jego istnienie bez innych, jest niemożliwe. Nawet jeśli wykluczymy świadomą rywalizację, to zawsze będzie ona tkwiła w głębi nas. Jednak cele nauki nie koncentrują się głównie na byciu lepszym od innych, a np. na rozwiązaniu jakiegoś problemu, dlatego samorozwój jest możliwy bez rywalizacji, kiedy dążymy do zdobycia określonego i sprecyzowanego celu.
Obawiam sie, ze to nie jest najlepsza motywacja. Czlowiek to zwierze spoleczne.
Właśnie dlatego, że jest zwierzęciem społecznym, dobro innych ludzi powinno być silnym motywatorem, w dodatku walczymy o nagrodę w postaci sławy i statusu społecznego, a to wystarczający motywator.
Naukowcy, ktorzy poswiecili cale zycie na badanie czegos co okazalo sie nieprawda maja duzy problem i nie chca sie przyznac do bledu, szukaja wyjscia z sytuacji by ich zycie nie wydawalo sie bezwartosciowe w ich oczach. To sa gorsze konsekwencje niz w przypadku porazki w sporcie.
Racja, ale wiesz dlaczego tak się stało? Ponieważ nie rozumieją idei nauki i nie zostali wychowani w jej duchu. Przecież to ludzie, którzy wychowali się w praktycznie tym samym systemie edukacji. W dodatku o wartości człowieka nie świadczą jedynie osiągnięcia, takie przekonanie jest jednym z rodzai błędów poznawczych. W dodatku wspominasz tylko o tych, którzy nie potrafią się z tym pogodzić, a co z tymi którzy mimo tego, że poświęcili całe życie nauce, potrafili na koniec przyznać się do błędu i jeszcze podziękować za jego wytknięcie? To powinien być przykład i autorytet dla innych, którzy nie rozumieją sensu nauki i czemu powinna służyć.
 
Miałem po prostu wrażenie, że przeceniasz pozytywne aspekty wojny.

Wojna to zlo, ktorego nic nie usprawiedliwa, nawet postep technologiczny. Postep technologiczny nie jest tego wart.

Metoda PCL-R nie jest metodą samoopisu, jak większość popularnych testów psychologicznych, tylko polega na przyznawaniu punktów, przez badającego w oparciu o konstrukt psychopatii. Generalnie psychopatia, nie jest tożsama z zaburzeniem antyspołecznym, które jest uwzględniane, przez systemy kliniczne jak ICD-10, czy DSM. W przeciwieństwie do zaburzenia antyspołecznego koncentruje się zarówno na przejawach zachowania, jak i ocenie osobowości (antyspołeczne ocenia się jedynie w odniesieniu do zachowania). Dzięki temu ma dużo większą moc predykcyjną i pozwala z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć powrót do przestępstwa. Skala w PCL-R ma 40 punktów, z czego wynik powyżej 30 diagnozuje się jako psychopatię. Generalnie oceny dokonuje się w oparciu o 20 pozycji, które są charakterystyczne dla psychopatii i każdą z tych pozycji oceniamy od 0 do 2 punktów. Nie jest to oczywiście łatwym zadaniem, ale jego zastosowanie jest bardzo ważne w więziennictwie, aż dziw bierze, że nie ma polskiej adaptacji ;/ Ważne w tej metodzie jest również to, że w jej wykorzystaniu są pomocne również akta i wywiad środowiskowy, a nie tylko wywiad z klientem.

dzieki za odpowiedz !

Nie ignoruje faktów, które mi podałeś, tylko uważam że przeceniasz ich wartość. Stanowczo się nie zgadzam, że nic z tego nie wynika obecnie, ponieważ NASA prowadzi szereg projektów, tyle że robi to w sposób rozsądny. Nie zawsze pośpiech jest dobry, zwłaszcza jeśli jest tylko demonstracją siły, a na szali jest ludzkie życie.

Astrofizycy tacy jak Neil de Grasse Tyson maja inne zdanie na ten temat



Potwierdzeniem tego, że mam rację, są obecne czasy i postęp jaki się dokonuje, zarówno w medycynie, jak i w neuronaukach, ale nie tylko.

Postep dokonuje sie na 2 plaszczyznach. 1 to wynalazki wykreowane przez panstwo i w 100% jest to wynik wojen, przemysl zbrojeniowy. Druga plaszczyzna to ostry kapitalizm - Steve Jobs itd.

Właśnie napisałem w nawiasie, że ogranicza, jednak w sposób często tragiczny. Robią to również epidemie i głód, więc powinniśmy pozwolić na nie? Zauważ, że w Europie, gdzie poziom edukacji i świadomość ludzi jest większa, niż w wielu rejonach świata dochodzi do stabilizacji przyrostu ludności. Od kilku lat jest tak również u nas, a gdyby nie muzułmanie, to sytuacja w Europie byłaby jeszcze bardziej klarowna. To jest dowód na to, że wystarczy zwiększanie świadomości i odpowiednia edukacja. Odpowiednim rozwiązaniem jest również edukacja seksualna, co pokazują dobitnie, ostatnie badania.

I w ten sposob skazujemy sie na zaglade. My sie nie rozmnazamy, rozmnazaja sie muzulmanie. Selekcja naturalna. Skazujemy sie na samozaglade. W Polsce natomiast problemem nie jest zbyt wysoki, lecz zbyt niski przyrost naturalny i w calej Europie, przegrywamy ewolucyjny wyscig.Geny jednych ludzi sie rozprzestrzeniaja, a innych nie. Geny tych zhumanizowanych swiadomych przeludnienia swiata sie nie rozprzetrzeniaja, a tych niezhumanizowanych muzulmanow rozrzestrzeniaja sie bardzo szybko i energicznie. Ktorzy okazali sie frajerami?

Właśnie dlatego, że jest zwierzęciem społecznym, dobro innych ludzi powinno być silnym motywatorem, w dodatku walczymy o nagrodę w postaci sławy i statusu społecznego, a to wystarczający motywator.

Status spoleczny jest motywatorem, a nie dobro innych niespokrewionych z nami osob. Status sp0leczny to najwiekszy wabik na plec przeciwna. To wedlug badan przytaczanych przez Lwa Starowicz najwiekszy wabik na kobiety, kobiety wybieraja mezczyzn kierujac sie ich statusem spolecznym i to bez wzgledu na rase, kulture, szerokosc geograficzna. Tylko,ze nie moze byc tak ze wszyscy maja wysoki status spoleczny, bo wtedy maja sredni, musi byc zroznicowanie by mowic o czyims wysokim statusie spolecznym i oto mezczyzni musza rywalizowac. Rywalizuja o ten status dlatego bo dzieki temu ich geny przetrwaja. Musza byc wygrani i przegrani w tym wyscigu. To jest rywalizacja.Tak bylo od zawsze i nic nie zapowiada zmian.Chyba ze humanisci przeforsuja eugenike.

Racja, ale wiesz dlaczego tak się stało? Ponieważ nie rozumieją idei nauki i nie zostali wychowani w jej duchu. Przecież to ludzie, którzy wychowali się w praktycznie tym samym systemie edukacji. W dodatku o wartości człowieka nie świadczą jedynie osiągnięcia, takie przekonanie jest jednym z rodzai błędów poznawczych. W dodatku wspominasz tylko o tych, którzy nie potrafią się z tym pogodzić, a co z tymi którzy mimo tego, że poświęcili całe życie nauce, potrafili na koniec przyznać się do błędu i jeszcze podziękować za jego wytknięcie? To powinien być przykład i autorytet dla innych, którzy nie rozumieją sensu nauki i czemu powinna służyć.

Oczywiscie, ze nie dla kazdego takiego naukowca to tragedia, ale sa i tacy.Tak samo nie dla kazdeog przegranego w zawodach sportowych to koniec swiata, ale moga byc i tacy.
 
Last edited:
I w ten sposob skazujemy sie na zaglade. My sie nie rozmnazamy, rozmnazaja sie muzulmanie. Selekcja naturalna. Skazujemy sie na samozaglade. W Polsce natomiast problemem nie jest zbyt wysoki, lecz zbyt niski przyrost naturalny i w calej Europie, przegrywamy ewolucyjny wyscig.Geny jednych ludzi sie rozprzestrzeniaja, a innych nie. Geny tych zhumanizowanych swiadomych przeludnienia swiata sie nie rozprzetrzeniaja, a tych niezhumanizowanych muzulmanow rozrzestrzeniaja sie bardzo szybko i energicznie. Ktorzy okazali sie frajerami?
Właśnie cały sekret tkwi w edukacji. Ludzie nie rodzą się muzułmanami, tak samo jak nie rodzą się katolikami, więc jeżeli uda się przekroczyć pewną barierę w edukacji, będziemy w stanie sprawić, że nauka będzie na pierwszym miejscu. Niestety, aby to się stało, niezbędne jest osłabienie pozycji religii. Nie zwalczymy islamu, poprzez chrześcijaństwo. Nauka jest na wystarczającym poziomie, aby zmniejszyć pozycje religii, najgorsze jest to, że nie potrafimy tego wykorzystać.
Status spoleczny jest motywatorem, a nie dobro innych niespokrewionych z nami osob. Status sp0leczny to najwiekszy wabik na plec przeciwna. To wedlug badan przytaczanych przez Lwa Starowicz najwiekszy wabik na kobiety, kobiety wybieraja mezczyzn kierujac sie ich statusem spolecznym i to bez wzgledu na rase, kulture, szerokosc geograficzna. Tylko,ze nie moze byc tak ze wszyscy maja wysoki status spoleczny, bo wtedy maja sredni, musi byc zroznicowanie by mowic o czyims wysokim statusie spolecznym i oto mezczyzni musza rywalizowac. Rywalizuja o ten status dlatego bo dzieki temu ich geny przetrwaja. Musza byc wygrani i przegrani w tym wyscigu. To jest rywalizacja.Tak bylo od zawsze i nic nie zapowiada zmian.Chyba ze humanisci przeforsuja eugenike.
To prawda, kobiety na całym świecie, najbardziej cenią u mężczyzn status społeczny. Ale czy dla mężczyzn najważniejszy jest taki sam wabik? Nie, dla mężczyzn liczy się atrakcyjność i wiek. To wszystko nie świadczy o tym, że poddajemy się w zupełności naszym genom, bo tak nie jest. Wiele mądrych osób, ceni sobie u kobiet inteligencje, osobowość i kieruje się tymi cechami w wyborze partnerki na całe życie. To nie znaczy, że nie bawią się atrakcyjnymi :D (zwłaszcza kiedy mają status). Potrafią jednak kierować się innymi kryteriami. Prawda jest taka, że rywalizacja będzie trwała dopóty, dopóki nie przechytrzymy genów, a na to się nie zanosi w najbliższym czasie. Eugenika to bzdura, której przeczy dzisiejsza genetyka i takie zjawiska jak polimorfizm. Za to w kulturze, która będzie ceniła odpowiednie wartości, możemy za pomocą wrodzonego motywatora, powodować rozwój wyuczonego :)
 
Właśnie cały sekret tkwi w edukacji. Ludzie nie rodzą się muzułmanami, tak samo jak nie rodzą się katolikami, więc jeżeli uda się przekroczyć pewną barierę w edukacji, będziemy w stanie sprawić, że nauka będzie na pierwszym miejscu. Niestety, aby to się stało, niezbędne jest osłabienie pozycji religii. Nie zwalczymy islamu, poprzez chrześcijaństwo. Nauka jest na wystarczającym poziomie, aby zmniejszyć pozycje religii, najgorsze jest to, że nie potrafimy tego wykorzystać.

1. We Francji kladzie sie na to najsilniejszy nacisk - efekty znamy, muzulmanie nie chca porzucic swojej religii, ale chrzescijanie juz to zrobili.
2. Nawet jak muzulmanscy emigranci zmienia sie na lewicowych myslicieli to oni wygrywaja, ich geny przetrwaly, a geny rodzimych mieszkancow tych terenow nie. To rodzimi francuzi okazuja sie najslabszym ogniwem z punktu widzenia ewolucji, bo ich geny zanikaja.

To prawda, kobiety na całym świecie, najbardziej cenią u mężczyzn status społeczny. Ale czy dla mężczyzn najważniejszy jest taki sam wabik? Nie, dla mężczyzn liczy się atrakcyjność i wiek.

Ba ! Czym wyzszy status spoleczny ma mezczyzna tym mlodszej i atrakcyjniejszej kobiety chce :)

To wszystko nie świadczy o tym, że poddajemy się w zupełności naszym genom, bo tak nie jest.

Coz za silny argument :) "bo tak nie jest". Nie wiem czy poddajemy sie w zupelnosci naszym genom. Nie formuluje tak kategorycznych sadow, ale widze ze za kazdym razem obalasz te twierdzenia, ktore nie padly. Tworzysz pewna teorie "nie poddajemy sie w zupelnosci naszym genom" - nie chce oceniac czy ta teoria jest prawdziwa czy nie, ale slowa "to wszystko nie swiadczy o tym, ze" w nawiazaniu do mojej wypowiedzi wskazuje, ze ja tak twierdzilem,a tak nie bylo. To co pisalem, to przypomnienie badan naukowych i podanie najwazniejszego czynnika wplywajacego na to kogo kobiety wybieraja na stalych partnerow.

Wiele mądrych osób, ceni sobie u kobiet inteligencje, osobowość i kieruje się tymi cechami w wyborze partnerki na całe życie. To nie znaczy, że nie bawią się atrakcyjnymi :D (zwłaszcza kiedy mają status).

Tak :) i to rowniez nie swiadczy o tym, ze gdyby ta inteligentna kobieta z osobowoscia nie spelniala kryteriow plci i urody to ten facet wciaz by ja chcial :)

Prawda jest taka, że rywalizacja będzie trwała dopóty, dopóki nie przechytrzymy genów, a na to się nie zanosi w najbliższym czasie.

Przeciez europejczycy juz je powoli zaczynaja przechytrzac :) Przecietny francuz juz jest czarny. Selekcja naturalna. Czyjes geny przetrwaly, czyjes nie. Ciekawe, ze wlasnie to ludnosc krajow, w ktorych te humanistyczno-lewicowe idealy zostaja wprowadzane w zycie znikaja ze swojego kraju, a zastepuje ich ludnosc zyjaca w tradycyjny sposob, bo to Ci zyjacy tradycyjnie rozmnazaja sie.
 
Przeciez europejczycy juz je powoli zaczynaja przechytrzac :) Przecietny francuz juz jest czarny. Selekcja naturalna. Czyjes geny przetrwaly, czyjes nie. Ciekawe, ze wlasnie to ludnosc krajow, w ktorych te humanistyczno-lewicowe idealy zostaja wprowadzane w zycie znikaja ze swojego kraju, a zastepuje ich ludnosc zyjaca w tradycyjny sposob, bo to Ci zyjacy tradycyjnie rozmnazaja sie.
Selekcja naturalna jest elementem ewolucji, a nie formą przechytrzenia jej genów. Przez przechytrzenie genów rozumiem całkowitą ich kontrolę, a nie zachowania typu "zakładanie prezerwatywy", które są tylko efektem tego, że geny nie są jedyną przyczyną naszego postępowania. Oczywiście, że możemy na nie wpływać w pośredni sposób: np. poprzez aktywność fizyczną, a nawet same myśli, aktywujemy programy epigenetyczne, które decydują o aktywacji poszczególnych genów. Ja z kolei miałem na myśli pełną kontrolę.
Tak :) i to rowniez nie swiadczy o tym, ze gdyby ta inteligentna kobieta z osobowoscia nie spelniala kryteriow plci i urody to ten facet wciaz by ja chcial :)
Coz za silny argument :) "bo tak nie jest". Nie wiem czy poddajemy sie w zupelnosci naszym genom. Nie formuluje tak kategorycznych sadow, ale widze ze za kazdym razem obalasz te twierdzenia, ktore nie padly. Tworzysz pewna teorie "nie poddajemy sie w zupelnosci naszym genom" - nie chce oceniac czy ta teoria jest prawdziwa czy nie, ale slowa "to wszystko nie swiadczy o tym, ze" w nawiazaniu do mojej wypowiedzi wskazuje, ze ja tak twierdzilem,a tak nie bylo. To co pisalem, to przypomnienie badan naukowych i podanie najwazniejszego czynnika wplywajacego na to kogo kobiety wybieraja na stalych partnerow.
Jasne, ale świadczy o tym, że nie poddajemy się genom w 100%. Myślałem, że to sugerowałeś, w takim razie mój błąd. Argumentów można wyliczać masę, ale uznałem to za zbędne i zbyt oczywiste.
1. We Francji kladzie sie na to najsilniejszy nacisk - efekty znamy, muzulmanie nie chca porzucic swojej religii, ale chrzescijanie juz to zrobili.
2. Nawet jak muzulmanscy emigranci zmienia sie na lewicowych myslicieli to oni wygrywaja, ich geny przetrwaly, a geny rodzimych mieszkancow tych terenow nie. To rodzimi francuzi okazuja sie najslabszym ogniwem z punktu widzenia ewolucji, bo ich geny zanikaja.
Nie wiem jak tam wygląda edukacja, ale może po prostu jest prowadzona w złej formie, mimo dobrej idei? Od jakiego czasu kładzie się ten nacisk? Poza tym nie uważam, żeby to był efekt edukacji, bo wpływ na taki stan rzeczy mają również inne czynniki, jak chociażby ich silne poczucie przynależności i indoktrynacja w obrębie rodziny. W tym przypadku, to wydaje się dużo bardziej kluczowe od edukacji, która ma pewnie sporo mankamentów, oraz działa od zbyt krótkiego czasu, w takiej formie.
Nie chodzi tutaj o poglądy, tylko o poziom rozwoju intelektualnego, świadomość i powszechność nauki w społeczeństwie, której osiągnięcia nijak pasują do prawd wiary. Myślisz, że po odkryciu że Ziemia wcale nie jest płaska, trafiło to do wszystkich od razu? Popularyzacja nauki to żmudny proces. Wiem, że kościół sprawnie omija i przyjmuje nowe fakty naukowe, ale te fakty się kumulują, a mam wrażenie że w szkole są notorycznie pomijane. I nie mówię tutaj o uniwersytetach na bliskim wschodzie, gdzie obala się prawa fizyki, za pomocą kubka do kawy w 5 minut :D Jak ma być dobrze, skoro indoktrynacja w wielu rejonach świata sięga takiej hipokryzji i ignorancji? Świadomi ludzie zdają sobie sprawę, że są lepsze sposoby na długowieczność, niż przekazanie genów swojemu potomstwu. Wiedział już o tym Horacy, w czasach starożytnych.
 
Nie wiem jak tam wygląda edukacja, ale może po prostu jest prowadzona w złej formie, mimo dobrej idei?

dzieci sie nie rodza wiec chyba stanelo na wysokosci zadania :)

Od jakiego czasu kładzie się ten nacisk?

podejrzewam, ze ten ruch zaczal sie wlasnie tam :)

Nie chodzi tutaj o poglądy, tylko o poziom rozwoju intelektualnego, świadomość i powszechność nauki w społeczeństwie, której osiągnięcia nijak pasują do prawd wiary.

Jedna indoktrynacje zastepuje sie inna. Konserwatywno-katolicka indoktrynacje zastepuje lewicowo-laicka indoktrynacja, jedno i drugie ma niewiele wspolnego z nauka. Obecnie uczy sie, ze roznice miedzy kobieta a mezczyzna wynikaja tylko z kultury, co jest kompletnie pozbawionym wartosci naukowych twierdzeniem.

Świadomi ludzie zdają sobie sprawę, że są lepsze sposoby na długowieczność, niż przekazanie genów swojemu potomstwu.

To jakis naukowy poglad? Czy moze Twoje subiektywne odczucie, ktore chcesz wpoic pod przykrywka edukacji innym?

audycja o stresie:

http://audycje.tokfm.pl/odcinek/23490

Czy stres istnieje? Gośćmi programu byli dr Ksenia Meyza i dr Tomasz Witkowski.

Co sie okazuje :

- stres czesto jest korzystny
- nie jest prawda, ze czym wiecej stresu tym gorzej
- przekonanie, ze stres szkodzi szkodzi bardziej niz sam stres - przeprowadzono na ten temat eksperymenty/badania
 
@Karateka@ Te badania mówiły o krótkotrwałym czy długotrwałym stresie? Długotrwały jest zazwyczaj dość wyniszczający.

Wszystko jest w audycji bardzo szczegółowo. Nie ma prostych odpowiedZI i wiele zależy od indywidualnych predyspozycji jednak pewne jest, że straszenie stresem jest naciągane
 
Jedna indoktrynacje zastepuje sie inna. Konserwatywno-katolicka indoktrynacje zastepuje lewicowo-laicka indoktrynacja, jedno i drugie ma niewiele wspolnego z nauka. Obecnie uczy sie, ze roznice miedzy kobieta a mezczyzna wynikaja tylko z kultury, co jest kompletnie pozbawionym wartosci naukowych twierdzeniem.
Oczywiście, że nie wynikają wyłącznie z kultury :D Eksperyment, w izraelskich kibucach był tego potwierdzeniem.
podejrzewam, ze ten ruch zaczal sie wlasnie tam :)
Mogło upłynąć zbyt mało dużo czasu :)
To jakis naukowy poglad? Czy moze Twoje subiektywne odczucie, ktore chcesz wpoic pod przykrywka edukacji innym?
Oczywiście, że naukowy. Wystarczy odwołać się do genetyki :) Obecnie geny Horacego zdążyły przejść tyle pokoleń, że z oryginalnych jego genów nie zostało nic i nie ma sytuacji, w której to jakiś potomek wspominał dokonania dziadka Horacego :D Z kolei w kulturze, jest ciągle żywy, a jego mądrość potwierdza dzisiejsza nauka :D Steve Jobs też będzie żywy :D
Co sie okazuje :

- stres czesto jest korzystny
- nie jest prawda, ze czym wiecej stresu tym gorzej
- przekonanie, ze stres szkodzi szkodzi bardziej niz sam stres - przeprowadzono na ten temat eksperymenty/badania
Mamy dwa rodzaje stresu: Eustres i Dystres. Ten pierwszy jest pozytywnym rodzajem stresu, w przeciwieństwie do drugiego. Sam eustres jest bardzo potrzebny w życiu człowieka, ponieważ motywuje jednostkę do działania i zwiększa naszą efektywność (jak zauważył Franciszek, ten jest zazwyczaj krótkotrwały. Mam wrażenie, że to podstawowa wiedza dla psychologa i jeśli sugeruje coś innego, to jest najprawdopodobniej oszustem :)
 
Jestem fanem działalności Tomasza Witkowskiego i zawsze wspierałam jego dążenie do popularyzacji nauki, jednak ma tendencje do wyolbrzymiania.
 
Oczywiście, że nie wynikają wyłącznie z kultury :D Eksperyment, w izraelskich kibucach był tego potwierdzeniem.

Na czym polegał eksperyment?



Oczywiście, że naukowy. Wystarczy odwołać się do genetyki :) Obecnie geny Horacego zdążyły przejść tyle pokoleń, że z oryginalnych jego genów nie zostało nic i nie ma sytuacji, w której to jakiś potomek wspominał dokonania dziadka Horacego :D Z kolei w kulturze, jest ciągle żywy, a jego mądrość potwierdza dzisiejsza nauka :D Steve Jobs też będzie żywy :D

Dla biologii liczą się tylko geny. Wolę by moje geny przeszły dalej niż żeby moje dzieła wspominali potomni.

Mamy dwa rodzaje stresu: Eustres i Dystres. Ten pierwszy jest pozytywnym rodzajem stresu, w przeciwieństwie do drugiego. Sam eustres jest bardzo potrzebny w życiu człowieka, ponieważ motywuje jednostkę do działania i zwiększa naszą efektywność (jak zauważył Franciszek, ten jest zazwyczaj krótkotrwały. Mam wrażenie, że to podstawowa wiedza dla psychologa i jeśli sugeruje coś innego, to jest najprawdopodobniej oszustem :)

Oszustów szukałbym wśród ludzi niepowolujacuch się na empire niż u Witkowskiego
 
Dla biologii liczą się tylko geny. Wolę by moje geny przeszły dalej niż żeby moje dzieła wspominali potomni.
I tutaj się różnimy :)
Oszustów szukałbym wśród ludzi niepowolujacuch się na empire niż u Witkowskiego
Witkowski nie jest oszustem :) Oszuści równie często powołują się na empirie ;)
Na czym polegał eksperyment?
To przykład na eksperyment naturalny ;) http://pl.wikipedia.org/wiki/Kibuc
 
"Fizyk fizyków", mój idol, niesamowicie inspirująca postać i trochę boli, że nie tak znana jak Einstein czy Newton, bo równie mocno zasłużona - warto nadrobić, jeśli ktoś nie zna







"the truth is so remarkable, so amazing":heart:
 
Last edited:
"Fizyk fizyków", mój idol, niesamowicie inspirująca postać i trochę boli, że nie tak znana jak Einstein czy Newton, bo równie mocno zasłużona - warto nadrobić, jeśli ktoś nie zna







"the truth is so remarkable, so amazing":heart:


Bardzo ciekawe i inspirujace filmy. @K2_1992 Tobie polecam ten z TED :)
 
Jedna osobowość, w której zawarte jest tyle niesamowitych rzeczy, że ilekroć do niego wracam, zawsze uczę się czegoś nowego :) Ostatni raz przyspamię, może ktoś jeszcze przypadkiem kliknie w temat i pozna.





 
Richard Feynman - inspirujaca osobowosc, bardzo przyjemnie ogladalo sie filmy. Dzieki @DaimonFrey

Wymadrzam sie tu za duzo, wiec moze teraz zadam kilka pytan, jestem ciekawy waszych opinii, a moze to prostsze niz mi sie wydaje :)

1. Czym jest nauka? Czym rozni sie nauka od rzemiosla, czy sztuki?
2. Zdaniem Neila De Grasse Tysona (astrofizyk) nauka od sztuki rozni sie tym, ze jak 1 naukowiec czego nie odkryje, to odkryje to inny, a w sztuce jak artysta nie stworzy utworu to nikt go nie stworzy. Czy moze da sie to twierdzenie obalic? :)
3. Zdaniem profesora Wolniewicza filozofia nie jest nauka, z czym sie zgadzam bo jakby dany filozof nie wymyslil tego co wymyslil, to dany nurt filozoficzny by nie powstal.
4. Czy nauka jest jedynym sposobem dojscia do prawdy? Jesli mamy sledztwo i w postepowaniu przygotowawczym prokuratura zbiera dowody, to poznajemy stan faktyczny i dochodzimy do prawdy, ale to nie jest nauka. I wlasnie tu mam pewna watpliwosc. Bo jesli takie sledztwo nie ma nic wspolnego z nauka, to czym to sie rozni odkrycie morderstwa osoby XYZ od odkrycia, ze ziemia nie jest plaska i kreci sie wokol slonca. Dlaczego jedno odkrycie jest odkryciem naukowym, a drugie nie.
5. Czy Historia to nauka? Jesli historia to nauka, to wynik takiego sledztwa detektywistycznego, czy prokuratorskiego rowniez powinien byc odkryciem naukowym.

Wiem, ze zadaje glupie pytania, ale moze dostane madre odpowiedzi :)
 
Last edited:
Czy mądre to nie wiem, ale chyba z innej perspektywy:
1. Bez zawracania sobie głowy definicjami encyklopedycznymi, sam z siebie powiedziałbym: nauka to zestaw praktyk, służących odkrywaniu jak funkcjonuje świat. Nie wiem jak można porównać rzemiosło/sztukę do nauki, nie widzę punktów wspólnych poza tym, że i jednym i drugim zajmują się Homo Sapiens. Może przez to, że patrzę na naukę przez pryzmat metody naukowej ( http://blog.krolartur.com/o-co-chodzi-z-ta-metoda-naukowa/ ), więc jest dla mnie bardzo poukładana, konkretna.
2. Jw.
3. Filozofia = próba nadania rzeczom jakiegoś sensu. Nauka = hipoteza, eksperyment, weryfikacja, powtarzalność, efektywność.
4. Śledztwo = próba poznania faktów odnośnie konkretnej sytuacji, odtworzenie przebiegu pewnych zdarzeń (można użyć metody naukowej do zweryfikowania jakichś hipotez). Nauka = poznanie jak coś działa, jak jest zbudowane, jak może działać, w jakich warunkach działa tak, a w jakich działa inaczej.
5. Historia to dla mnie dość abstrakcyjne pojęcie, taka narracja zbudowana na bazie odkryć naukowych i różnych pomysłów, ale sama w sobie nie będąca nauką, przynajmniej w tak ścisłym rozumieniu jak to moje.

Swoją drogą ciekawe co on o tym myśli, wczoraj to znalazłem i jeszcze nie czytałem.
 
Nie wiem jak można porównać rzemiosło/sztukę do nauki, nie widzę punktów wspólnych poza tym, że i jednym i drugim zajmują się Homo Sapiens. Może przez to, że patrzę na naukę przez pryzmat metody naukowej ( http://blog.krolartur.com/o-co-chodzi-z-ta-metoda-naukowa/ ), więc jest dla mnie bardzo poukładana, konkretna.

wystepuje cos takiego jak nauki techniczne, a wsrod nich np. Inżynieria mechaniczna (całość wiedzy dotyczącej projektowania, wytwarzania i eksploatacji maszyn), ktorej jedna z podstawowych dziedzin jest konstrukcja maszyn. Czy konstrukcja maszyn to nie rzemioslo? Albo taka metalurgia? Hutnik czy kowal to przeciez rzemieslnicy :)

Śledztwo = próba poznania faktów odnośnie konkretnej sytuacji, odtworzenie przebiegu pewnych zdarzeń (można użyć metody naukowej do zweryfikowania jakichś hipotez). Nauka = poznanie jak coś działa, jak jest zbudowane, jak może działać, w jakich warunkach działa tak, a w jakich działa inaczej.

No i to by wyjasnialo dlaczego historia nie jest nauka :) Polega bardziej na odtworzeniu pewnych zdarzen niz na poznaniu jak cos dziala, jak jest zbudowane, jak moze dziala, w jakich warunkach dziala tak, a w jakich inaczej.

Historia to dla mnie dość abstrakcyjne pojęcie, taka narracja zbudowana na bazie odkryć naukowych i różnych pomysłów, ale sama w sobie nie będąca nauką, przynajmniej w tak ścisłym rozumieniu jak to moje.

Jesli mamy odkrycie historyczne polegajace na odkopaniu pamietnikow wladcy Y to czy jest to odkrycie naukowe? Jak wygladaja odkrycia naukowe w przypadku historii?
 
Jesli mamy odkrycie historyczne polegajace na odkopaniu pamietnikow wladcy Y to czy jest to odkrycie naukowe? Jak wygladaja odkrycia naukowe w przypadku historii?


Historia i jej metodologia nie może być kategoryzowana metodologią nauk ścisłych. Co nie zmienia faktu, że jest nauką. I odkopanie pamiętnika władcy Y nie jest odkryciem naukowym historycznym. To może być np wynik działania innej nauki, archeologi. Historia to badanie humanistyczne - np historyk może odkryć co zawiera ów wykopany dokument i co oznacza. Zbadać go za pomocą nauk ścisłych(metoda radiowęglowa) lub humanistycznych (porównania z innymi dokumentami, znanymi wydarzeniami jako fakty , innymi źródłami). Wtedy wnioski jakie udowodni za pomocą tych środków i niezaprzecalnie odkryje ich znaczenie - wtedy możemy mówić o odkryciu w sensie historycznym.
Tak jak i w naukach ścisłych było podobnie - Kopernik miał dostępne odkrycia róznych dziedzin , polaczyl te wyniki i wysunął hipotezę, ktoś inny później tę hipotezę udowodnił i powstała teoria lub już fakt naukowy.

Tak, miałem przygodę ze studiami historycznymi.
 
wystepuje cos takiego jak nauki techniczne, a wsrod nich np. Inżynieria mechaniczna (całość wiedzy dotyczącej projektowania, wytwarzania i eksploatacji maszyn), ktorej jedna z podstawowych dziedzin jest konstrukcja maszyn. Czy konstrukcja maszyn to nie rzemioslo? Albo taka metalurgia? Hutnik czy kowal to przeciez rzemieslnicy :)

Inżynieria jako kreowanie rozwiązań dla jakichś problemów to nauka - mamy problem, mamy teoretyczne rozważania, przeprowadzamy eksperymenty i wynikiem może być coś powtarzalnego, coś co działa zawsze dla danych warunków. Metalurgia tak samo - do momentu gdy bada, gdy stara się wytworzyć jakieś powtarzalne wzorce. Późniejsze korzystanie z jej owoców to już inna działka : )

Jesli mamy odkrycie historyczne polegajace na odkopaniu pamietnikow wladcy Y to czy jest to odkrycie naukowe? Jak wygladaja odkrycia naukowe w przypadku historii?

Tak jak @halibut już napisał - można wykorzystać naukę do zbadania tego pamiętnika. Ale dla mnie samo odkrycie i późniejsze opisanie go na łamach pism historycznych, żeby przekazać dalej swoją wiedzę, nie jest już nauką.

Oczywiście nauka to potocznie bardzo szerokie pojęcie, więc wiadomo że nie mam zamiaru robić z siebie boga, który przekazuje jedyne słuszne definicje :) dla mnie jest to po prostu dużo bardziej konkretne, wymaga pewnej metodologii i dotyczy zjawisk powtarzalnych w danym kontekście. Z drugiej strony historia np sztuki wojennej może być jakoś praktycznie wykorzystana, można dzięki niej opisać efektywne strategie i taktyki, więc pod tym względem patrząc mógłbym dać się przekonać do jakiejś tam naukowości historii :)
 
Back
Top