Samorozwój (rozwój osobisty, psychologia)

@DaimonFrey Zgadzam się z Tobą w zupełności, powinna przyjąć krytykę i ruszyć ze zdwojoną siłą, poprawiając wytknięte niedoskonałości. Generalnie większość sugestii proponowanych przez nią wydaje się słusznych(nie wykluczone, że zostaną potwierdzone), więc pewnie dlatego jakoś specjalnie nie obawiam się o negatywne efekty, ale mimo wszystko powinna dążyć do falsyfikacji własnych hipotez, bo na tym polega nauka. Masz jednak racje, że w przypadku błędu może odbić się to szerokim echem w reputacji neuronauki. W dodatku słusznie przyrównałeś to do powstawania pewnego rodzaju sekty. Z linku podesłanego przez Ciebie, zrozumiałem że Żylińska twierdziła jakoby dopamina miała być produkowana, przez jądra półleżące, a to co innego niż jej uwalnianie. To wiele wyjaśnia, ale wychodzi na to, że stanowisko PAN też nie było specjalnie jasne i klarowne, ponieważ w odpowiedzi pisali o nie występowaniu neuronów dopaminergicznych, a nie o ich produkcji. Nie do końca to rozumiem.
 
@K2_1992 Spójrz na angielską wiki http://en.wikipedia.org/wiki/Nucleus_accumbens#Structure

"Major inputs to the nucleus accumbens include the prefrontal cortex, basolateral amygdala, and dopaminergic neurons located in the ventral tegmental area (VTA), which connect via the mesolimbic pathway."

"While 95% of the neurons projecting from the nucleus accumbens are medium spiny GABA-ergic neurons, other projecting neuronal types are also present, such as large cholinergicinterneurons."
 
Kurde, ale spamię tu dzisiaj...

Powiedz mi jeszcze proszę @K2_1992 jakbyś znalazł 10 minut, czy to co pisze Żylińska o nauce matematyki (o ile pisze w swojej książce, widziałem jedynie jakieś zdawkowe info, że podjęła gdzieś ten temat) w jakiś sposób pokrywa się z tym https://www.maa.org/external_archive/devlin/LockhartsLament.pdf ? @Karateka@ Ciebie też może ten dokument zaciekawić, możesz sobie zerknąć (napisany przez matematyka a widziałem kątem oka, że coś ze sobą o matematyce piszecie, nie miałem jeszcze czasu, żeby poczytać poprzednią stronę dokładnie)
 
Kurde, ale spamię tu dzisiaj...

Powiedz mi jeszcze proszę @K2_1992 jakbyś znalazł 10 minut, czy to co pisze Żylińska o nauce matematyki (o ile pisze w swojej książce, widziałem jedynie jakieś zdawkowe info, że podjęła gdzieś ten temat) w jakiś sposób pokrywa się z tym https://www.maa.org/external_archive/devlin/LockhartsLament.pdf ? @Karateka@ Ciebie też może ten dokument zaciekawić, możesz sobie zerknąć (napisany przez matematyka a widziałem kątem oka, że coś ze sobą o matematyce piszecie, nie miałem jeszcze czasu, żeby poczytać poprzednią stronę dokładnie)

Z pewnoscia przeczytam :) Dzieki :)
 
To nie statystyki sa tym co szkodzi policji, lecz zla statystyka. W Singapurze policja sie szczyci statystykami niskiej przestepczosci i statystyka bezpieczenstwa, my natomiast szczycimy sie statystyka wysokiej wykrywalnosci nieszkodliwych spolecznie pseudo-przestepstw. Podobnie z edukacja -nie ma tu celu. Edukacja obecnie to sztuka dla sztuki, ciezko przy takim schemacie o motywacje. Motyw to cel dzialania. W obecnej edukacji tego motywu brak. Jedynym celem nauki sa punkty i oceny, czyli celem nauki jest nauka... bezsens. Kompletny brak logiki. Uczymy sie po to by sie uczyc, zdajemy testy by zdawac kolejne testy. Natomiast celem edukacji powinno byc przygotowanie do przyszlej pracy zawodowej, danie czlowiekowi wedki. Mam nadzieje, ze w tym punkcie sie zgadzamy?
Zła statystyka, jest również częścią statystyki, tylko tą częścią, która jest błędnie wykorzystywana i interpretowana. Problem z edukacją polega na tym, że nie można znaleźć odgórnego celu, który byłby odpowiedni dla wszystkich. Potrzebujemy elastyczności. Dla jednych to będzie przygotowanie do pracy zawodowej np. rolnika, a dla innych kariera aktorska lub sportowa. Cel edukacji nie może ograniczać się jedynie w przygotowaniu do pracy zawodowej. Raz, że jest zbyt wcześnie na na tak sprecyzowany wybór, dwa że ciężko przewidzieć zapotrzebowanie rynku, w tak dynamicznie zmieniającym się świecie, trzy że jeśli mamy ustalać cel edukacji to powinien być bardziej ogólny i elastyczny, np. dążyć do optymalnego rozwoju zdolności i zainteresowań wykazywanych przez dziecko. Z wędką się zgadzam :D
Tak dziennikarz, publicysta, fotograf... Blogerzy to ludzie wymienieni w poprzednim zdaniu, ktorzy przeniesli swoja dzialalnosc na inna platforme.
Czy inna platforma, nie zmienia możliwości i cech pracy? Dawny fotograf, czy dziennikarz pracował w inny sposób, niż bloger, a chciałem jedynie zasygnalizować w tym miejscu pojawienie się wielu nowych zawodów i zanikanie starych. To tak jakby powiedzieć, że rycerz jest tym samym co żołnierz ;) Teoretycznie cel ten sam, a forma jednak całkowicie inna.
N
Alez w pelni sie zgadzam. Kariera akademicka to sztuka dla sztuki. Zamiast pytac - co to, lepiej pytac - do czego to cos mi sie przyda.
Ale ja nie twierdzę, że kariera akademicka to sztuka dla sztuki. Po prostu nie uważam, że jest najważniejsza ;) Jednak rozwój nauki dokonuje się w dużej mierze na uniwersytetach, więc Twoje stwierdzenie jest dla mnie sporym nadużyciem. Profesorowie i innego rodzaju autorytety są bardzo potrzebne, a ich mądrość powinna być szanowana, ponieważ jest wielkim dorobkiem ludzkości.
Masz tu na mysli testy z przedmiotow humanistycznych. Zgadzam sie - kompletny bezsens. Ogolnie chcialbym zeby byly szkoly gdzie przedmioty humanistyczne sa ograniczone do minimum, oczywiscie jesli ktos chce czegos odwrotnego to czemu nie. Mimo, ze zdawalem na maturze historie, to wyslalbym dziecko do szkoly bez historii by moglo sie skupic na matematyce, informatyce itd jesli ma do tego predyspozycje.
Zgadzasz się, ale dochodzisz do innych wniosków. Przedmioty humanistyczne są równie ważne( o czym już wspominałem), ale nie w takiej formie. To nie znaczy, że wszystkie przedmioty humanistyczne są niepotrzebne -,- Na Zachodzie już to rozumieją, u nas nie koniecznie. Podam Ci przykład - w projekcie wysłania ludzi na marsa, realizowanym przez NASA, jest sztab dowodzący tym projektem. Z 6 osób przedstawionych ze sztabu, dwóch to psycholodzy. Wydaje się, że to kompletnie niepotrzebne, bo przecież wystarczy technologia, jednak tam już rozumieją, że za wielką technologią stoi, wielka odpowiedzialność, która spoczywa na człowieku. I tutaj wracamy do roli humanistów i lekarzy. Mimo że technologia poszła do przodu, nasza mentalność i emocjonalność nie jest dostosowana do nowych warunków. Ewolucja nie działa tak szybko, jak rewolucja technologiczna.
Obecnie nie ma ani zewnetrznej ani wewnetrznej motywacji. Dzieciaki nie widza celu w nauce. Nauczyciele nie potrafia odpowiedziec na pytanie - do czego to mi sie przyda? Jak mozna mowic o motywacji w takim kontekscie? Motyw to cel.
Jeżeli mówisz, że nie ma zewnętrznej motywacji to chyba nie wiesz czym ona jest. Gdyby było tak jak mówisz, szkoły byłyby puste. Z kolei to co mówisz odnosi się do motywacji wewnętrznej i tu masz rację. Nie da się wytworzyć motywacji wewnętrznej, jeśli uczniowie nie widzą w tym celu, ale jak mają widzieć skoro nie widzą go sami nauczyciele? :D Nauczyciele dostosowują się, do coraz bardziej sztywnych programów nauczania, ponieważ goni ich statystyka. Nie mają czasu zarażać pasją, muszą gonić z materiałem -droga do nikąd ;) A dzieje się tak, przez sztywny program i zbyt duży nacisk na ewaluację.
Jestem bardziej wdzieczny naukom scislym niz humanistom za wklad w rozwoj tego swiata. Ale co kto woli :) Jeden sie cieszy z istnienia komputera, samochodu, telefonu, inny z tego, ze moze poczytac literature psychologiczna, czy traktat filozoficzny (chociaz poza logika filozofia nie jest nauka - przynajmniej Ludwiga Wittenberga)
Tylko musisz zrozumieć, że bez humanistów (w dawnym tego słowa znaczeniu) prawdopodobnie nie nastąpiłby przełom. Leonardo da Vinci jest dobrym przykładem na tego typu humanistę - słyszałeś o jego projekcie maszyny do latania? Później nauką stała się zbyt rozwinięta, żeby można było przejawiać wiedzę ekspercką na każdej płaszczyźnie, tak jak dzisiejsza medycyna. Dlatego obecnie każdy lekarz wybiera specjalizacje ;) BTW, nie jest to istotne.
O ludziach komponujacych utwory mowi sie artysci, a nie naukowcy :) Nie uwazam, ze sa gorsi od naukowcow, tylko twierdze ze nimi nie sa :) Nie widze tez powodu by ktos uzdolniony muzycznie musial sie uczyc matematyki i bajdurzenia Zygmunta Froyda zamiast grac na instrumencie :)
O ludziach komponujących utwory mówi się artyści, ale pewnie nie zdajesz sobie sprawy, że masa naukowców rozwijała się, bądź rozwija twórczo. Żeby komponować utwory, trzeba się temu poświęcać, wymaga to więcej pracy niż sama aktywność twórcza różnego rodzaju. W pewnym momencie wybieramy albo karierę kompozytora, albo karierę naukowca ;) O ludziach uczących się matematyki, nie mówi się matematycy. Dlaczego dzieci nie miałyby rozwijać się poprzez taką działalność, skoro to pozytywnie wpływa na ich mózgi? Z drugiej strony, też nie widzę powodu, żeby każdy uczył się gry na instrumencie, jeśli nie ma na to ochoty, oraz motywacji do tego, to zmuszanie do jakiejś aktywności jest wyłącznie stratą czasu. Jednak spróbujmy zachęcać do działalności, która pozytywnie na nas wpływa- nie zmuszajmy.
Podejrzewam, ze nie tylko nauka gry na instrumencie ma takie skutki, a nauka ogolnie nowych UMIEJETNOSCI.
Naukowa nowych umiejętności, powoduje powstawanie nowych obwodów i połączeń neuronalnych. Ale nie tylko nauka, także czynny udział w dyskusji, czy czytanie książki to powoduje. Dlatego ważne jest, żeby środowisko dziecka było jak najbogatsze w bodźce. Niestety, nie stwierdzono wyraźnego wpływu na zwiększanie się neuronów w płacie czołowym, poprzez takie praktyki. Mówiłem już, z czego to może wynikać.
Kocham takie nadinterpretacje :)

Swoja droga - nadal nie wytlumaczyles jak ta nowa edukacja ma wygladac. Same ogolniki. Nie napisales tez na czym polega wewnetrzna motywacja i jak ja wywolac w czlowieku.
Nie wykluczam, że to nadinterpretacja, jednak to dziwne, że tak dużo jego cytatów, odnosi się do roli wyobraźni w jego życiu, a po jego śmierci odnajdujemy prawdopodobną przyczynę tego, ale i jego geniuszu. Największą ilość komórek glejowych odnaleziono w jego płacie ciemieniowym, do którego specjalnych funkcji należą - rozumienie języka symbolicznego i pojęć abstrakcyjnych ;)
Nie jestem w stanie sam przedstawić Ci koncepcji nowej edukacji, przeceniasz moją mądrość ;) Do tego potrzebna jest współpraca dużej ilości specjalistów, z różnych dziedzin i dyskusja. Wew. motywacja charakteryzuje się tym, że wypływa z zainteresowań samej osoby, oraz z jej naturalnej ciekawości poznawczej. Tak w uproszczeniu, bo nie wiem czy to wyczerpuje jej definicję. Jak ją wywołać? Może to zrobić jakiś autorytet z charyzmą. Możemy zrobić to również, poprzez pomoc w realizacji jakiejś pasji. Pokazanie osiągalnego celu, a później "zwiększanie poprzeczki". Wszystko zależy od dziedziny, w której chcemy ją wywołać. To temat na kilka stron.
Logika sluzy przede wszystkim do wnioskowania oraz konstruowania poprawnych wypowiedzi. Logika nie nauczy Cie jak masz traktowac zone, jak byc dobrym ojcem itd. Logika jest pragmatyczna w kontekscie poprawnego wnioskowania, konstruowania zdan pozbawionych wieloznacznosci itd, ale nie ma zastosowania w przypadkach, o ktorych wczesniej pisales. Mam wrazenie, ze chcesz zwalic wine za czesc zla tego swiata na istnienie logiki.
Masz rację ;) ale pisaliśmy o niej w kontekście myślenia dychotomicznego. A konkretniej myślenia dychotomicznego zastosowanego w zrozumieniu i poznaniu świata ożywionego. Całe zastosowanie logiki, wymienione przez Ciebie jest jak najbardziej słuszne. Po prostu - myślenie dychotomiczne nie jest odpowiednie w tym zastosowaniu. Dziękuję Ci za dyskusję :)
 
Powiedz mi jeszcze proszę @K2_1992 jakbyś znalazł 10 minut, czy to co pisze Żylińska o nauce matematyki (o ile pisze w swojej książce, widziałem jedynie jakieś zdawkowe info, że podjęła gdzieś ten temat) w jakiś sposób pokrywa się z tym https://www.maa.org/external_archive/devlin/LockhartsLament.pdf ?
Obiecuję jutro to zrobić, dzisiaj mam już awersję do tego forum :D Jeżeli Ty spamujesz, to nie wiem jak nazwać moje działanie i karateki xd
Edit: w dodatku mój angielski, nie jest perfekcyjny, więc trochę mi to zajmie :)
 
Dla jednych to będzie przygotowanie do pracy zawodowej np. rolnika, a dla innych kariera aktorska lub sportowa. Cel edukacji nie może ograniczać się jedynie w przygotowaniu do pracy zawodowej. Raz, że jest zbyt wcześnie na na tak sprecyzowany wybór, dwa że ciężko przewidzieć zapotrzebowanie rynku, w tak dynamicznie zmieniającym się świecie, trzy że jeśli mamy ustalać cel edukacji to powinien być bardziej ogólny i elastyczny, np. dążyć do optymalnego rozwoju zdolności i zainteresowań wykazywanych przez dziecko. Z wędką się zgadzam :D

W pelni zgadzam sie ze zroznicowaniem. Tylko odpowiedz mi na pytanie czego nalezy uczyc w szkole? Moim zdaniem powinno sie przyjac metode falsyfikacji, czyli wyrzucic wszystko co ewidentnie na rynku pracy sie nie przydaje i skoncentrowac sie na tym co sie przydaje. Wbrew pozorom rynek pracy nie zmienia sie z dnia na dzien, a takie przedmioty jak matematyka, czy nauka jezykow obcych byly zawsze przydatne i nie traca na znaczeniu, a zyskuja.

Czy inna platforma, nie zmienia możliwości i cech pracy? Dawny fotograf, czy dziennikarz pracował w inny sposób, niż bloger, a chciałem jedynie zasygnalizować w tym miejscu pojawienie się wielu nowych zawodów i zanikanie starych. To tak jakby powiedzieć, że rycerz jest tym samym co żołnierz ;) Teoretycznie cel ten sam, a forma jednak całkowicie inna.

Czy artykuly Korwina zamieszczone w Najwyzszym Czasie roznia sie czyms od tych zamieszczonych na jego blogu? Moje zdanie na temat tego typu zawodow - bloger jest takie samo jak na temat zawodu - instruktor Kick-boxingu. Nie powinno byc przedmiotu - kick-boxing, ta samo jak nie powinno byc przedmiotu - bloger. Jak ktos chce sie tym zajmowac, to bez studiow da rade.

Ale ja nie twierdzę, że kariera akademicka to sztuka dla sztuki. Po prostu nie uważam, że jest najważniejsza ;) Jednak rozwój nauki dokonuje się w dużej mierze na uniwersytetach, więc Twoje stwierdzenie jest dla mnie sporym nadużyciem. Profesorowie i innego rodzaju autorytety są bardzo potrzebne, a ich mądrość powinna być szanowana, ponieważ jest wielkim dorobkiem ludzkości.

Badania naukowe niech sie dokonuja w instytutach badawczych, a uczelnie powinny miec cel dydaktyczny, z ktorego poza kilkoma wyjatkami sie srednio wywiazuja. Uniwersytet dostaje punkty za ilosc cytowan profesorow, a nie za to czy absolwenci znajda prace zgodna z wyksztalceniem czy nie. To jest patologia, ktora nalezy zwalczac.

Ewolucja nie działa tak szybko, jak rewolucja technologiczna.

Nieprzystosowani do tych opisywanych zmian musza umrzec. Tak zachodza zmiany ewolucyjne, daj im czas. Oczywiscie pozniej beda kolejne zmiany i kolejne ofiary tych zmian i tak w nieskonczonosc, ewolucja :)


Nie da się wytworzyć motywacji wewnętrznej, jeśli uczniowie nie widzą w tym celu, ale jak mają widzieć skoro nie widzą go sami nauczyciele? :D

Dlatego tak duzy nacisk klade na cel, ktory moim zdaniem jest dobry, a ktory z niewiadomych mi przyczyn nie zostal postawiony - przygotowanie czlowieka na rynek pracy, danie mu wedki, a nie indoktrynacja ideologiczna.

Leonardo da Vinci jest dobrym przykładem na tego typu humanistę - słyszałeś o jego projekcie maszyny do latania?

Maszyny do latania to zasluga humanistow? Lotnie, paralotnie, helikoptery, samoloty - dzieki humanistom?

O ludziach komponujących utwory mówi się artyści, ale pewnie nie zdajesz sobie sprawy, że masa naukowców rozwijała się, bądź rozwija twórczo. Żeby komponować utwory, trzeba się temu poświęcać, wymaga to więcej pracy niż sama aktywność twórcza różnego rodzaju. W pewnym momencie wybieramy albo karierę kompozytora, albo karierę naukowca ;) O ludziach uczących się matematyki, nie mówi się matematycy. Dlaczego dzieci nie miałyby rozwijać się poprzez taką działalność, skoro to pozytywnie wpływa na ich mózgi? Z drugiej strony, też nie widzę powodu, żeby każdy uczył się gry na instrumencie, jeśli nie ma na to ochoty, oraz motywacji do tego, to zmuszanie do jakiejś aktywności jest wyłącznie stratą czasu. Jednak spróbujmy zachęcać do działalności, która pozytywnie na nas wpływa- nie zmuszajmy.

i tu zgoda :)

Nie wykluczam, że to nadinterpretacja, jednak to dziwne, że tak dużo jego cytatów, odnosi się do roli wyobraźni w jego życiu, a po jego śmierci odnajdujemy prawdopodobną przyczynę tego, ale i jego geniuszu. Największą ilość komórek glejowych odnaleziono w jego płacie ciemieniowym, do którego specjalnych funkcji należą - rozumienie języka symbolicznego i pojęć abstrakcyjnych ;)

Tylko ze badania nad mozgiem Einsteina bardziej dowodza jego talentu wynikajacego z genow niz skutecznosci jakiegos systemu edukacji. Czy sie myle?

Nie jestem w stanie sam przedstawić Ci koncepcji nowej edukacji, przeceniasz moją mądrość ;) Do tego potrzebna jest współpraca dużej ilości specjalistów, z różnych dziedzin i dyskusja. Wew. motywacja charakteryzuje się tym, że wypływa z zainteresowań samej osoby, oraz z jej naturalnej ciekawości poznawczej. Tak w uproszczeniu, bo nie wiem czy to wyczerpuje jej definicję. Jak ją wywołać? Może to zrobić jakiś autorytet z charyzmą. Możemy zrobić to również, poprzez pomoc w realizacji jakiejś pasji. Pokazanie osiągalnego celu, a później "zwiększanie poprzeczki". Wszystko zależy od dziedziny, w której chcemy ją wywołać. To temat na kilka stron.

Hmmm... No wlasnie. Wiemy, ze nalezy cos zmienic tlyko nie wiemy jak tego dokonac. Slyszales o czyms takim jak flow state? Stan flow? @DaimonFrey - Ty z pewnoscia slyszales, jaka jest Twoja opinia na temat tego odkrycia - The Rise of Superman Stevena Kotlera i tego typu publikacje. Pseudonauka czy cos konkretnego?

Masz rację ;) ale pisaliśmy o niej w kontekście myślenia dychotomicznego. A konkretniej myślenia dychotomicznego zastosowanego w zrozumieniu i poznaniu świata ożywionego. Całe zastosowanie logiki, wymienione przez Ciebie jest jak najbardziej słuszne. Po prostu - myślenie dychotomiczne nie jest odpowiednie w tym zastosowaniu. Dziękuję Ci za dyskusję :)

Rowniez nie jestem zwolennikiem myslenia dychotomicznego w szerszych dyskusjach typu - jak nie jestes liberalem to musisz byc lewakiem, jak nie jestes za demokracja to musisz byc faszysta, jak nie jestes konserwatysta to musisz byc aktywista progejowskim itd... Niedopuszczanie do mysli, ze moze byc calkiem inna odpowiedz niz jedna z 2. Jednak przyczyn takiego rozumowanie nie doszukiwalbym sie w logice, a jej braku. To chyba jest efekt istnieniu mechanizmu - my kontra oni, bardzo przydatnego w tworzeniu roznego rodzaju kultow, ale pewnie na ten temat jestes w stanie napisac wiecej niz ja. Rowniez dziekuje za dyskusje! :)
 
Nieprzystosowani do tych opisywanych zmian musza umrzec. Tak zachodza zmiany ewolucyjne, daj im czas. Oczywiscie pozniej beda kolejne zmiany i kolejne ofiary tych zmian i tak w nieskonczonosc, ewolucja :)
Ehh, nie rozumiesz. Chodzi o to, że wszyscy nie jesteśmy do nich przystosowani, bo są zbyt szybkie. W przystosowaniu do nich mogą pomóc właśnie humaniści, w przeciwnym razie możemy łatwo zniszczyć całą naszą cywilizację, chociażby poprzez brak wglądu w nasze emocje ;)
W pelni zgadzam sie ze zroznicowaniem. Tylko odpowiedz mi na pytanie czego nalezy uczyc w szkole? Moim zdaniem powinno sie przyjac metode falsyfikacji, czyli wyrzucic wszystko co ewidentnie na rynku pracy sie nie przydaje i skoncentrowac sie na tym co sie przydaje. Wbrew pozorom rynek pracy nie zmienia sie z dnia na dzien, a takie przedmioty jak matematyka, czy nauka jezykow obcych byly zawsze przydatne i nie traca na znaczeniu, a zyskuja.
Moim zdaniem, należy przede wszystkim uczyć kreatywnego myślenia. Świat stoi przed wielkimi problemami, jak chociażby zanieczyszczenie środowiska. Potrzebujemy wynalazców, ludzi którzy myślą nieszablonowo i będą w przyszłości potrafili rozwiązać większość z nich. Matematyki według mnie jest zbyt dużo. Jak pytam, dlaczego matematyka jest tak ważna, to słyszę -ponieważ uczy logicznego myślenia. W takim razie dlaczego nie wprowadzić samej logiki, która jak wiesz się na tym skupia? Ciężko, żebyśmy sobie usiedli i ustalili w jeden wieczór co jest dobre, a co nie. To wymaga wielu ekspertów i poważnej dyskusji. Wiem tylko, że każde ustalenia muszą być elastyczne i dostosowane do zainteresowań poszczególnego dziecka. Inną kwestią jest, na jakim poziomie edukacji, jakie przedmioty mają być wprowadzane. To zbyt skomplikowany temat, żebyśmy sami mogli sobie ustalić hierarchię wartościowych przedmiotów na poczekaniu.
Czy artykuly Korwina zamieszczone w Najwyzszym Czasie roznia sie czyms od tych zamieszczonych na jego blogu? Moje zdanie na temat tego typu zawodow - bloger jest takie samo jak na temat zawodu - instruktor Kick-boxingu. Nie powinno byc przedmiotu - kick-boxing, ta samo jak nie powinno byc przedmiotu - bloger. Jak ktos chce sie tym zajmowac, to bez studiow da rade.
Nie mówiłem tutaj o przedmiotach, tylko o "duchu" obecnych czasów. Czasów niezwykle dynamicznych, co podkreślają socjologowie. Uważam, że studia w obecnej formie są chore. Produkujemy armię magistrów, co doprowadza do tego, że chłopak który studiuje przykładowo psychologię, robi to tylko po to żeby dostać jakąkolwiek pracę. Czyli dla samego papierka, bez żadnego zainteresowania. Na ile takie studiowanie jest efektywne? Chyba wszyscy wiemy. Studia powinny być ograniczone do specjalności, które wymagają szczególnej wiedzy i przygotowania, w dodatku wyłącznie dla ludzi, którzy się tym fascynują, bądź są bardzo zdeterminowani, by pełnić określoną rolę w społeczeństwie. Nie ilość, a jakość! Tutaj pełna zgoda, ale żeby być instruktorem kick-boxingu trzeba posiadać określoną wiedzę (chociażby dydaktyczną), ale przede wszystkim umiejętności i kompetencje miękkie, które pozwolą pociągnąć za sobą młodzież w dobrym kierunku. Czy trzeba do tego specjalnych studiów? Pewnie nie- ale jakiś konkretny kurs (włączający umiejętności dydaktyczne), pewnie już by się przydał. BTW, chodziło mi jedynie o ukazanie dynamiki dzisiejszej cywilizacji, ne twierdzę że do każdego nowego zawodu trzeba specjalne studia :) Jeżeli miałoby być tyle przedmiotów, ile profesji, to chyba zabrakło by nauczycieli :D
Maszyny do latania to zasluga humanistow? Lotnie, paralotnie, helikoptery, samoloty - dzieki humanistom?
To radzę się zapoznać z pionierem w tej dziedzinie i jego projektami ;)
Dlatego tak duzy nacisk klade na cel, ktory moim zdaniem jest dobry, a ktory z niewiadomych mi przyczyn nie zostal postawiony - przygotowanie czlowieka na rynek pracy, danie mu wedki, a nie indoktrynacja ideologiczna.
Zamiast precyzyjnego celu, uważam że lepiej kierować się elastycznością, przygotowaniem do nauczania pedagogów(zwiększeniem ich kompetencji miękkich, które mogliby zastosować w celu porwania za sobą młodych ludzi i zarażenia ich pasją), oraz pozostawieniem im większej swobody w realizowaniu materiału. Myślę jednak, że pierwszym krokiem powinno być dokładne poznanie procesu uczenia się, z perspektywy neuronauk. Dlatego musimy jeszcze trochę poczekać z rewolucją, żeby nie popełnić błędów. Co nie znaczy, że nie powinniśmy inicjować już obecnie, pewnych zmian.
Hmmm... No wlasnie. Wiemy, ze nalezy cos zmienic tlyko nie wiemy jak tego dokonac. Slyszales o czyms takim jak flow state? Stan flow? @DaimonFrey - Ty z pewnoscia slyszales, jaka jest Twoja opinia na temat tego odkrycia - The Rise of Superman Stevena Kotlera i tego typu publikacje. Pseudonauka czy cos konkretnego?
Jasne, że słyszałem :) To popularne w psychologii pozytywnej (a propos której, będę musiał obalić Twoje przekonanie na temat pieniędzy i szczęścia, ale z pewnością nie jutro, bo zbyt dużo czasu poświęcam na pisanie tych postów). Nie jest to pseudonauka, chociaż nie można stwierdzić, że stan ten zbadany jest dogłębnie.Co do tego, że nie wiemy jak to zrobić, to nie jest tak do końca, bo wiemy i co więcej, wielu ludzi to robi. Wymaga to jednak kilku rzeczy (wiedzy, praktyki, umiejętności miękkich) i jest skomplikowanym zagadnieniem, z którego rozwinięciem musielibyśmy znowu poświęcić kilka dni- innym razem :D
Badania naukowe niech sie dokonuja w instytutach badawczych, a uczelnie powinny miec cel dydaktyczny, z ktorego poza kilkoma wyjatkami sie srednio wywiazuja. Uniwersytet dostaje punkty za ilosc cytowan profesorow, a nie za to czy absolwenci znajda prace zgodna z wyksztalceniem czy nie. To jest patologia, ktora nalezy zwalczac.
Pełna zgoda, patologiczna sytuacja :) W dodatku jak mówimy już o patologii, to pragnę zauważyć, że nie każdy profesor na swój tytuł zasługuje - nie oczekuje szacunku dla osób takich, jak p. Pawłowicz :)
Tylko ze badania nad mozgiem Einsteina bardziej dowodza jego talentu wynikajacego z genow niz skutecznosci jakiegos systemu edukacji. Czy sie myle?
Geny mają oczywiście wpływ na naszą inteligencję, ale to działa na zasadzie interakcji ze środowiskiem. Nie ma już sporu -geny, czy środowisko? Jedno i drguie wpływa na siebie i oddzałuje. W dodatku nie zachęcam do szerzenia eugeniki, ponieważ dzisiejsza genetyka, już dawno obaliła zasadność takich ideologii. Z pewnością Einstein był geniuszem, a za jego sukcesem nie stoi raczej ten sam, przestarzały system edukacji, a bardziej fascynacja dziedziną, którą się zajmował. Niektórzy spekulują, że również zespół Aspergera przyczynił się do tego (osoby z tym zaburzeniem, mogą oddawać się godzinami swoim zainteresowaniom i często wykazują niesamowitą wiedzę w dziedzinach, które je fascynują - niestety, często odbywa się to kosztem relacji z ludźmi i innych dziedzin życia). Jeżeli pytasz, czy geny miały wpływ na geniusz- to z pewnością odpowiedź brzmi tak, ale jeśli zapytasz o jego doświadczenia- odpowiedź również powinna być twierdząca.
Rowniez nie jestem zwolennikiem myslenia dychotomicznego w szerszych dyskusjach typu - jak nie jestes liberalem to musisz byc lewakiem, jak nie jestes za demokracja to musisz byc faszysta, jak nie jestes konserwatysta to musisz byc aktywista progejowskim itd... Niedopuszczanie do mysli, ze moze byc calkiem inna odpowiedz niz jedna z 2. Jednak przyczyn takiego rozumowanie nie doszukiwalbym sie w logice, a jej braku. To chyba jest efekt istnieniu mechanizmu - my kontra oni, bardzo przydatnego w tworzeniu roznego rodzaju kultow, ale pewnie na ten temat jestes w stanie napisac wiecej niz ja. Rowniez dziekuje za dyskusje.
I tutaj zgadzam się już w zupełności. W skrócie- mamy naturalną skłonność do ksenofobii, co w przeszłości było adaptacyjne :) Taki atawizm ewolucyjny :) Jeszcze raz dzięki, fajnie się z Tobą dyskutowało, bo jesteś inteligentny i dociekliwy, momentami mnie to już irytowało, ale to dobra cecha :) Takie dyskusje, bardzo sobie cenię :)
 
Hmmm... No wlasnie. Wiemy, ze nalezy cos zmienic tlyko nie wiemy jak tego dokonac. Slyszales o czyms takim jak flow state? Stan flow? @DaimonFrey - Ty z pewnoscia slyszales, jaka jest Twoja opinia na temat tego odkrycia - The Rise of Superman Stevena Kotlera i tego typu publikacje. Pseudonauka czy cos konkretnego?

Nie czytałem tej książki. Jeśli stan flow/zone uznać jako koncentrację na chwili obecnej, bezrefleksyjną świadomość czy jakkolwiek to nazwać, to oczywiście istnieje (widoczne zmiany w EEG podczas badania) i można nauczyć się w niego wchodzić dzięki medytacji lub dużo szybciej przez neurofeedback.
 
Jasne, że słyszałem :) To popularne w psychologii pozytywnej (a propos której, będę musiał obalić Twoje przekonanie na temat pieniędzy i szczęścia, ale z pewnością nie jutro, bo zbyt dużo czasu poświęcam na pisanie tych postów). Nie jest to pseudonauka, chociaż nie można stwierdzić, że stan ten zbadany jest dogłębnie.Co do tego, że nie wiemy jak to zrobić, to nie jest tak do końca, bo wiemy i co więcej, wielu ludzi to robi. Wymaga to jednak kilku rzeczy (wiedzy, praktyki, umiejętności miękkich) i jest skomplikowanym zagadnieniem, z którego rozwinięciem musielibyśmy znowu poświęcić kilka dni- innym razem :D
Dodam jeszcze, że takim człowiekiem (który właśnie skutecznie to robi) jest wspomniany już przeze mnie prof. Vetulani. Wystarczy przyjść na jego wykład, żeby się przekonać. Młodzi ludzie czekają godzine przed aulą, żeby móc wejść na jego wykład, a ktoś inny powie że młodzież jest leniwa i nie chce się uczyć. Chce! Ale potrzebuje autorytetu i wiedzy, w której widzi sens nabywania. Często potrzebuje też kontrowersji i wywołania pewnych emocji, żeby przykuć ich uwagę. Pan profesor to dla mnie fenomen! Ale takich ludzi jest więcej, wystarczy tylko czerpać z nich praktyczną wiedzę i przekazywać nauczycielom.
 
Nie czytałem tej książki. Jeśli stan flow/zone uznać jako koncentrację na chwili obecnej, bezrefleksyjną świadomość czy jakkolwiek to nazwać, to oczywiście istnieje (widoczne zmiany w EEG podczas badania) i można nauczyć się w niego wchodzić dzięki medytacji lub dużo szybciej przez neurofeedback.
Podobno żeby odczuwać ten stan, nie potrzebujemy wcale neurofeedbacku, czy medytacji, wystarcz wykonywnie czynności, która jest naszą pasją i zatracenie się w chwili - dla jednych może to być stan podaczas jazdy na nartach, a dla innych gra na fortepianie.
 
Podobno żeby odczuwać ten stan, nie potrzebujemy wcale neurofeedbacku, czy medytacji, wystarcz wykonywnie czynności, która jest naszą pasją i zatracenie się w chwili - dla jednych może to być stan podaczas jazdy na nartach, a dla innych gra na fortepianie.

Miałem na myśli nauczenie się wchodzenia w ten stan na życzenie, bo warunki nie zawsze sprzyjają : )
 
Ehh, nie rozumiesz. Chodzi o to, że wszyscy nie jesteśmy do nich przystosowani, bo są zbyt szybkie. W przystosowaniu do nich mogą pomóc właśnie humaniści, w przeciwnym razie możemy łatwo zniszczyć całą naszą cywilizację, chociażby poprzez brak wglądu w nasze emocje ;)

WHAT ???? W jaki sposob humanisci pomoga ludziom dostosowac sie do zmieniajacego sie rynku pracy? Humanista nauczy Cie programowac? Mam wrazenie odwrotne - to humanisci niszcza nasza cywilizacje poprzez promowanie niczym nieuzasadnionych idei typu parytety.

Świat stoi przed wielkimi problemami, jak chociażby zanieczyszczenie środowiska.

No tak, UE tym sie wlasnie zajmuje. Walka z polskim weglem - kopalnie upadaja - bezrobocie - humanistyczne zmiany... Jak dotad humanisci w tym zakresie zrobili wiecej zlego niz dobrego i nie zapowiada sie zeby zmienili kierunek.

Matematyki według mnie jest zbyt dużo. Jak pytam, dlaczego matematyka jest tak ważna, to słyszę -ponieważ uczy logicznego myślenia. W takim razie dlaczego nie wprowadzić samej logiki

Oczywiscie, ze logika powinna wrocic do szkol ! Matematyki nie jest za malo. Jest ogrom pracy dla ludzi ze scislymi umyslami, dla programistow, inzynierow. Pracodawcy sie bja o takich ludzi. Jakby bylo ich za duzo, to nie byloby popytu na ich prace.

Nie mówiłem tutaj o przedmiotach, tylko o "duchu" obecnych czasów. Czasów niezwykle dynamicznych, co podkreślają socjologowie.

Tak tylko, ze zmiany nie zachodza tak jak to sugerowales z rycerza od razu na zolnierza z karabinem. Wszystkie te zmiany zachodzily ewolucyjnie dlatego uwazam, ze skandalem jest niedostosowywanie tego czego sie uczy do obecnych czasow, a argument ze swiat sie zmienia diametralnie jest nietrafiony, zmiany nastepuja ewolucyjnie. To nie jest tak, ze dzis masz zolnierza w zbroi, a za 5 lat masz juz zolnierza z karabinem w kamizelce kuloodpornej i drony, to bardzo stopniowy proces. Nie ma zmian rewolucyjnych, wszelki postep nastepuje ewolucyjnie.

Uważam, że studia w obecnej formie są chore. Produkujemy armię magistrów, co doprowadza do tego, że chłopak który studiuje przykładowo psychologię, robi to tylko po to żeby dostać jakąkolwiek pracę.

Otoz to. Ludzie koncza psychologie i nie staja sie psychologami. Koncza mnostwo keirunkow humanistycznych i nie pracuja w zawodzie. To nie ma sensu. Moim zdaniem powinno sie eliminowac kierunku, a przynajmniej miejsca na uczelniach tam gdzie nie produkuje sie ludzi pracujacych w zawodzie - z tym, ze podkresle - jak ktos zostaje na uczlelni to sie nie liczy ! Jak dana uczelnia - powiedzmy na kierunku - politologia - nie produkuje ludzi pracujacych w zawodzie - likwidowac, niech sobie studiuja prywatnie albo sciagna ksiazki z internetu, w obecnych czasach to nei problem. To samo z historia, filozofia - na cholere Panstwo ma sponsorowac czyjes hobby pod pretekstem edukacji?

żeby być instruktorem kick-boxingu trzeba posiadać określoną wiedzę (chociażby dydaktyczną), ale przede wszystkim umiejętności i kompetencje miękkie, które pozwolą pociągnąć za sobą młodzież w dobrym kierunku. Czy trzeba do tego specjalnych studiów? Pewnie nie- ale jakiś konkretny kurs (włączający umiejętności dydaktyczne), pewnie już by się przydał.

Mialem taki kurs - strata czasu. Ogolnie to na tym kursie prowadzacy powiedzial mi, ze niczego mnie juz nie nauczy. I niczego sie nie nauczylem. Nie opuscilem ani minuty zajec, mialem nadzieje, ze zobacze cos nowego do samego konca. Sorry, ale jak przez kilkanascie lat sie czyms zajmujesz, to czego Cie naucza nowego w 3 miesiace? Niczego. Mialem dokladnie takie same kompetencje jak 1 z prowadzacych i mysle, ze duzo wieksze niz drugi. Strata czasu i pieniedzy, ale papier musi byc...


nie oczekuje szacunku dla osób takich, jak p. Pawłowicz :)

Akurat prawnikiem ona jest dobrym, tylko krytyka jej osoby dotyczy kwestii ideologicznych, czyli czyms poza dzialka wiedzy ktora ona sie zajmowala na uczelni.

Zamiast precyzyjnego celu, uważam że lepiej kierować się elastycznością, przygotowaniem do nauczania pedagogów(zwiększeniem ich kompetencji miękkich, które mogliby zastosować w celu porwania za sobą młodych ludzi i zarażenia ich pasją), oraz pozostawieniem im większej swobody w realizowaniu materiału. Myślę jednak, że pierwszym krokiem powinno być dokładne poznanie procesu uczenia się, z perspektywy neuronauk. Dlatego musimy jeszcze trochę poczekać z rewolucją, żeby nie popełnić błędów. Co nie znaczy, że nie powinniśmy inicjować już obecnie, pewnych zmian.

Kompletnie sie nie zgadzam. Gdy nie mam zawodow, to nie zmusze sie do takiego treningu jak mam zawody i rywalizacje. To rywalizacja, to cele nas rozpalaja. Najwieksze postepy robi sie przygotowujac do walki. Gdy masz cel wtedy dzialasz z potrojona sila i motywacja, gdy jestes na roztrenowaniu... yyyy nie idziesz tak mocno, z takim zapalem... Elastycznosc oczywiscie jest wazna, ale w doborze narzedzi przydatnych do osiagniecia celu, a nie elastycznosc celu.

Jasne, że słyszałem :) To popularne w psychologii pozytywnej (a propos której, będę musiał obalić Twoje przekonanie na temat pieniędzy i szczęścia, ale z pewnością nie jutro, bo zbyt dużo czasu poświęcam na pisanie tych postów). Nie jest to pseudonauka, chociaż nie można stwierdzić, że stan ten zbadany jest dogłębnie.Co do tego, że nie wiemy jak to zrobić, to nie jest tak do końca, bo wiemy i co więcej, wielu ludzi to robi. Wymaga to jednak kilku rzeczy (wiedzy, praktyki, umiejętności miękkich) i jest skomplikowanym zagadnieniem, z którego rozwinięciem musielibyśmy znowu poświęcić kilka dni- innym razem :D

A to czekam na obalenie :)

Geny mają oczywiście wpływ na naszą inteligencję, ale to działa na zasadzie interakcji ze środowiskiem. Nie ma już sporu -geny, czy środowisko? Jedno i drguie wpływa na siebie i oddzałuje. W dodatku nie zachęcam do szerzenia eugeniki, ponieważ dzisiejsza genetyka, już dawno obaliła zasadność takich ideologii. Z pewnością Einstein był geniuszem, a za jego sukcesem nie stoi raczej ten sam, przestarzały system edukacji, a bardziej fascynacja dziedziną, którą się zajmował. Niektórzy spekulują, że również zespół Aspergera przyczynił się do tego (osoby z tym zaburzeniem, mogą oddawać się godzinami swoim zainteresowaniom i często wykazują niesamowitą wiedzę w dziedzinach, które je fascynują - niestety, często odbywa się to kosztem relacji z ludźmi i innych dziedzin życia). Jeżeli pytasz, czy geny miały wpływ na geniusz- to z pewnością odpowiedź brzmi tak, ale jeśli zapytasz o jego doświadczenia- odpowiedź również powinna być twierdząca.

Zgoda :)
 
Przeleciałem trochę po łebkach, trudno będzie się odnieść, bo musiałbym cytować milion razy, więc tylko tak na szybko z tego co mi zapadło w pamięć:

Einstein - z tego co kojarzę był uważany za genialnego matematyka a jego prace to rozbudowa tego co zrobiono przed nim a nie jakiś genialny wgląd w naturę rzeczywistości ( być może nawet dopuścił się plagiatu http://en.wikipedia.org/wiki/Relativity_priority_dispute ) i chyba trochę zbyt dużego herosa z niego robisz @K2_1992 :)

Mam pewien problem z twierdzeniami @Karateka@ o tym jak powinien wyglądać system edukacji, bo to co wiadomo o działaniu mózgu pokazuje, że im szerszy zakres wiedzy, tym lepiej, i nawet wiedza pozornie bezużyteczna jest niezbędna, żeby rozbudować siatkę skojarzeń (czyli pamięć). Teraz nie powiem już jak konkretnie zbudowany jest pantofelek, ale dzięki temu na lekcji biologii można było przedstawić mi kolejne, ważniejsze elementy i mózg na zasadzie kontrastu i innych skojarzeń z pantofelkiem mógł je przyswoić (pomijam, że są osoby, które w dorosłym, zawodowym życiu wykorzystują wiedzę o pantofelku, więc oni tym bardziej będą wdzięczni, że ktoś ich nim kiedyś zainteresował). Szkoła powinna jednak budować skojarzenia między różnymi dziedzinami wiedzy a nie izolować poszczególne przedmioty i to w tym kierunku bym szedł ze zmianami. Budowanie takich połączeń prowadzi do późniejszej intuicji i nietypowych odkryć, gdy dorosły człowiek specjalizuje się już w konkretnym temacie - nie bez powodu najwięksi odkrywcy byli polimatami ( http://aeon.co/magazine/culture/anyone-can-learn-to-be-a-polymath/ ) i zwykle najbardziej lubimy i uaktywniamy się wśród osób o wielorakich zainteresowaniach, z którymi można pogadać "na każdy temat". Poza tym ja nie chcę być otoczony przez stado matołów, czy to humanistycznych, czy ścisłych ( http://studioopinii.pl/krzysztof-lozinski-gleboka-proznia-mozgowa/ ), więc protestuję, szkoła ma uczyć wszystkiego, niech to po prostu robi metodami, które działają (czyli żeby dzieci same chciały i mogły być mądrzejsze) :)
Jeszcze od siebie dodam, że wg mnie nie uczy się dzieci najważniejszego: http://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_błędów_poznawczych i http://pl.wikipedia.org/wiki/Mechanizmy_obronne . Świadomość tego jak głupi jesteśmy i jak łatwo ulegamy wszelkiej maści złudzeniom jest absolutną podstawą, żeby prawidłowo funkcjonować...
 
@DaimonFrey Nie jestem przeciwnikiem nauki biologii czy nauki na pamiec. Jednak zastapienie wiedzy, ktora nikomu sie nie przydaje wiedza praktyczna uwazam za koniecznosc. Ja sie nie zgodze co do ludzi z szerokimi zainteresowaniami. Uwielbiam nerdow, ludzi ktorzy sa dobrzy w tym co robia i nie wiedza nawet kim jest prezydent polski. Imponuja mi ludzie, ktorzy potrafia sie poswiecic swojej dziedzinie i ignorowac reszte. Postanowienie czego sie nie chce robic jest tak samo wazne jak postanowienie co sie chce robic, jak mawial Steve Jobs. Ludzie, ktorzy sie znaja na wszystkim bardzo mnie irytuja, bo przewaznie nie znaja sie na niczym, a maja zludzenie, ze jest inaczej.

Odnosnie flow, to wlasnie caly problem polega na tym, ze nie jest trudno ten stan osiagnac uprawiajac sporty walki, czy grajac na komputerze. Jednak jak osiagnac ten stan uczac sie jezyka obcego, jezyka programowania, matematyki, prawa? To sa dobre pytania i wyzwania.
 
Ja jestem typowym nerdem, ale specjalizacja w żaden sposób nie przeszkadza w rozwijaniu się w wielu różnych kierunkach. I teoria o tym jak działamy, i praktyka pokazuje, że osiągamy więcej, kiedy łączymy normalnie nie powiązane ze sobą elementy. I to zarówno jeśli chodzi o całkiem różne przedmioty (typu odkrycie DNA przez byłego fizyka) jak i w danej dziedzinie (np ja jako informatyk z wykształcenia i programista z zawodu umiem pisać w dziewięciu językach programowania, mimo że zarabiam pisząc w dwóch - czy robię coś źle? Nie i to znana od lat prawda i proponują ją najlepsi w branży, bo każdy z tych języków ma inne podstawy teoretyczne, w każdym programuje się inaczej i można przenosić praktyki z jednego na drugi, dzięki temu jestem teraz dużo bardziej efektywny w tych, dzięki którym zarabiam. Inny temat, którym się jaram i jest dziś standardem w branży, również powstał dzięki temu, że nerdzi wyjrzeli za okno http://en.wikipedia.org/wiki/Swarm_intelligence i takie przykłady można mnożyć). Swoją drogą Steve Jobs łączył chyba zainteresowania grafiką z zainteresowaniami typowo technologicznymi? Pamiętam jak mówił coś o projektowaniu czcionek i że to go wyróżniło od Microsoftu.

Co do stanu flow, po prostu mózg musi się go nauczyć, dlatego neurofeedback będzie i najszybszy i najbardziej precyzyjny.
 
Ja jestem typowym nerdem, ale specjalizacja w żaden sposób nie przeszkadza w rozwijaniu się w wielu różnych kierunkach. I teoria o tym jak działamy, i praktyka pokazuje, że osiągamy więcej, kiedy łączymy normalnie nie powiązane ze sobą elementy. I to zarówno jeśli chodzi o całkiem różne przedmioty (typu odkrycie DNA przez byłego fizyka) jak i w danej dziedzinie (np ja jako informatyk z wykształcenia i programista z zawodu umiem pisać w dziewięciu językach programowania, mimo że zarabiam pisząc w dwóch - czy robię coś źle? Nie i to znana od lat prawda i proponują ją najlepsi w branży, bo każdy z tych języków ma inne podstawy teoretyczne, w każdym programuje się inaczej i można przenosić praktyki z jednego na drugi, dzięki temu jestem teraz dużo bardziej efektywny w tych, dzięki którym zarabiam. Inny temat, którym się jaram i jest dziś standardem w branży, również powstał dzięki temu, że nerdzi wyjrzeli za okno http://en.wikipedia.org/wiki/Swarm_intelligence i takie przykłady można mnożyć). Swoją drogą Steve Jobs łączył chyba zainteresowania grafiką z zainteresowaniami typowo technologicznymi? Pamiętam jak mówił coś o projektowaniu czcionek i że to go wyróżniło od Microsoftu.

Masz racje - zajecia z kaligrafii zaimplementowal w swoja prace nad designem :)
Zupelnie masz racje, ale jednak robisz to wszystko po to by byc dobrym programista. Dobrym przykladem mojej ideologii jest ConnorMcGregor, ktory stwierdzil, ze jego wyroznia to ze nie ma innych zainteresowac oprocz MMA. Wszystko co robi, laczac roznego rodzaju szkoly jest podporzadkowane mma i to daje mu skutecznosc. Cwiczy wymowe z korkiem w ustach by lepiej wypasc na konferencji prasowej, korzysta z roznych rodzajow treningow, chodzi na taekwondo, karate itd. To samo Josh Barnett ktory chodzi na zajecia karate ubrany w bialy pas. Musza uczyc sie nowych rzeczy i jedno wplywa na drugie, ale to nie jest przypadkowe, robia to po to by byc lepszymi fighterami. To bardzo dobrze gdy ktos potrafi polaczyc kilka dziedzin zycia. Mi chodzi o krytyke robienia rzeczy kompletnie niepraktycznych i udawanie, ze jest inaczej tylko dlatego, ze ludzie ktorzy zyja z uczenia tych rzeczy nie chca sie przekwalifikowac, za duzo zainwestowali by moc z tego zrezygnowac. O tym mechanizmie pisze w Rynkowym Umysle Michael Shermer. A samo zastosowanie czegos z innej dyscypliny naukowej w jeszcze innej ma ogromny sens i zasluguje na pochwale. Zapomnialem jak to zjawisko sie nazywa, jak przypomne to napisze :) W zadnym przypadku nie chodzi mi o krytyke kreatywnosci i otwarte umyslu na nowe rzeczy, wrecz odwrotnie. Krytykuje bardziej zastuj w trzymaniu sie starego tylko dlatego, ze pewien profesor poswiecil lata na szlifowanie czegos co pozniej sie okazalo nieskuteczne, ale... jak poswiecil tyle czasu to ciezko sie wycofac, to jest istna tragedia.

PS: Respekt za to co robisz. Programowanie, to solidna fucha. Propsy!
 
WHAT ???? W jaki sposob humanisci pomoga ludziom dostosowac sie do zmieniajacego sie rynku pracy? Humanista nauczy Cie programowac? Mam wrazenie odwrotne - to humanisci niszcza nasza cywilizacje poprzez promowanie niczym nieuzasadnionych idei typu parytety.
Czytaj ze zrozumieniem. Nie pisałem o przystosowaniu do rynku pracy, a do zmian w dynamicznie rozwijającym się świecie ;) Informatyk nauczy Cię komunikacji interpersonalnej, czy rozumienia własnych procesów psychicznych, emocji? Poza tym masz błędne wrażenie, bo nawet w edukacji na początkowym etapie dużą rolę odgrywają humaniści (pedagodzy, którzy potrafią dotrzeć do dziecka), a przynajmniej powinni. To humaniści pomagają ludziom w rozwiązywaniu ich problemów psychicznych i fizycznych. Masz chyba wąską definicje humanizmu. Więc nawet jeśli lekarz (który zajmuje się człowiekiem w sensie dosłownym, oraz dba o godne życie człowieka, więc spełnia tą definicję) nie jest dla Ciebie humanistą, to musisz zrozumieć że współczesna medycyna podchodzi do człowieka w sposób holistyczny (dualizm jest przestarzałą koncepcją). Psychika wpływa na nasze zdrowie w równie dużym stopniu, podobnie kultura w której żyjemy. Inna sprawa, że za olbrzymią technologią stoją ludzie, którzy mogą dzisiaj wciśnięciem jednego przycisku, zniszczyć całą naszą cywilizację. Niestety nasza mentalność nie rozwija się równie szybko, jak postęp technologiczny. Jeśli w takim razie nie rozumiesz znaczenia kultury i humanizmu, to mam nadzieję że nigdy nie będziesz musiał się przekonać o tym, na własnej skórze. ;)
No tak, UE tym sie wlasnie zajmuje. Walka z polskim weglem - kopalnie upadaja - bezrobocie - humanistyczne zmiany... Jak dotad humanisci w tym zakresie zrobili wiecej zlego niz dobrego i nie zapowiada sie zeby zmienili kierunek.
Mi zarzucałeś, że zło świata zrzucam na logikę, a Ty robisz dokładnie to samo z z pojęciem humanizmu. Idea Unii europejskiej jest dobra, jedynie jej forma ma masę błędów ;) W 1860 roku, przeprowadzono prognozę w Nowym Jorku, odnośnie tego jak będzie wyglądał za 100 lat. Okazało się, że przyrost ludności jest tak duży, że do komunikacji będzie potrzebnych tyle koni, że całe miast będzie pokryte gnojem i upadnie pod wpływem chorób :D Co się dziej 50 lat później? W całym kraju jest ponad 100 fabryk samochodowych. Czy to zrobił rząd? Czy uniwersytety? Nie, zrobili to przedsiębiorcy, ludzie z pomysłem i pasją, którzy rozumieli potrzeby społeczne. Ludzie z technicznym wykształceniem, którzy jednak rozumieli zapotrzebowanie społeczne na tego rodzaju technologię, a więc w jakimś sensie i oni wykazali się humanizmem, ponieważ wpłynęli na poprawę ich życia. Twój problem jest w tym, że nie dostrzegasz wpływu humanizmu na różne dziedziny życia, a jest on ogromny.
Oczywiscie, ze logika powinna wrocic do szkol ! Matematyki nie jest za malo. Jest ogrom pracy dla ludzi ze scislymi umyslami, dla programistow, inzynierow. Pracodawcy sie bja o takich ludzi. Jakby bylo ich za duzo, to nie byloby popytu na ich prace.
Pogadamy za 5, 10 lat :)) Problem jest w tym, że jeśli ktoś nie ma zdolności do przedmiotów ścisłych, to nazywa się go humanistą ;) To duży błąd, bo większość "humanistów" nie potrafi po prostu nic robić, dlatego są bezużyteczni. To ma związek z produkcją magistrów ;) Więcej logiki, mniej matematyki!
Tak tylko, ze zmiany nie zachodza tak jak to sugerowales z rycerza od razu na zolnierza z karabinem. Wszystkie te zmiany zachodzily ewolucyjnie dlatego uwazam, ze skandalem jest niedostosowywanie tego czego sie uczy do obecnych czasow, a argument ze swiat sie zmienia diametralnie jest nietrafiony, zmiany nastepuja ewolucyjnie. To nie jest tak, ze dzis masz zolnierza w zbroi, a za 5 lat masz juz zolnierza z karabinem w kamizelce kuloodpornej i drony, to bardzo stopniowy proces. Nie ma zmian rewolucyjnych, wszelki postep nastepuje ewolucyjnie.
Jeżeli twierdzisz, że za wszelkie zmiany odpowiada ewolucja, to mało tego, że nie rozumiesz czym jest rewolucja techniczna. Nie rozumiesz chyba czym jest ewolucja. Deprecjonujesz znaczenie humanistów, a wykazujesz ogromny brak zrozumienia zmian społecznych ;) Nie jestem socjologiem, żeby tłumaczyć Ci to, wystarczy odnieść się do ich pracy. Polecam też "samolubny gen" Dawkinsa, nomen omen pewnie jego popularyzacja nauki, też nie zalicza się do humanizmu. Obecnie zmiany w człowieku zachodzą na dwóch płaszczyznach - ewolucyjnej (wolnej) i kulturowej (szybkiej). Mamy możliwość wpływania na proces ewolucji, co robimy. Zbyt dużo tłumaczenia, a nie mam znowu całego dnia. Jeżeli wszelkie zmiany dla Ciebie ograniczają się do ewolucji i nie uznajesz słowa "rewolucja", to nie chce mi się po prostu wszystkiego tłumaczyć i nie chce Cię atakować, ale właśnie wychodzi Twój brak szacunku do humanizmu.
Otoz to. Ludzie koncza psychologie i nie staja sie psychologami. Koncza mnostwo keirunkow humanistycznych i nie pracuja w zawodzie. To nie ma sensu. Moim zdaniem powinno sie eliminowac kierunku, a przynajmniej miejsca na uczelniach tam gdzie nie produkuje sie ludzi pracujacych w zawodzie - z tym, ze podkresle - jak ktos zostaje na uczlelni to sie nie liczy ! Jak dana uczelnia - powiedzmy na kierunku - politologia - nie produkuje ludzi pracujacych w zawodzie - likwidowac, niech sobie studiuja prywatnie albo sciagna ksiazki z internetu, w obecnych czasach to nei problem. To samo z historia, filozofia - na cholere Panstwo ma sponsorowac czyjes hobby pod pretekstem edukacji?
Zgoda.
Mialem taki kurs - strata czasu. Ogolnie to na tym kursie prowadzacy powiedzial mi, ze niczego mnie juz nie nauczy. I niczego sie nie nauczylem. Nie opuscilem ani minuty zajec, mialem nadzieje, ze zobacze cos nowego do samego konca. Sorry, ale jak przez kilkanascie lat sie czyms zajmujesz, to czego Cie naucza nowego w 3 miesiace? Niczego. Mialem dokladnie takie same kompetencje jak 1 z prowadzacych i mysle, ze duzo wieksze niz drugi. Strata czasu i pieniedzy, ale papier musi byc...
A kto powiedział, że to ma trwać 3 miesiące? Poza tym mówisz o kursie instruktorskim, który przeprowadzał prawdopodobnie człowiek, znający się na sporcie i trenowaniu, ale czy miał umiejętności "miękkie", czy praktyczne z zakresu psychologii emocji i motywacji? Wątpię.
Akurat prawnikiem ona jest dobrym, tylko krytyka jej osoby dotyczy kwestii ideologicznych, czyli czyms poza dzialka wiedzy ktora ona sie zajmowala na uczelni.
Od profesora oczekuje kultury. To raz. Ale oczekuje też pokory, i metawiedzy. Jeśli się na czymś nie znam, to się nie wypowiadam jako ekspert - proste, przynajmniej dla profesora powinno być. Ogólnie za zło tego świata bardziej obarczyłbym właśnie prawników, którzy wykorzystują nieznajomości prawa przeciętnych ludzi. Ale jak chce się być na bieżąco z prawem, to trzeba poświęcić temu życie, niestety. Jak to powiedziałeś - sztuka, dla sztuki, a raczej dla zarabianiu pieniędzy ;)
Kompletnie sie nie zgadzam. Gdy nie mam zawodow, to nie zmusze sie do takiego treningu jak mam zawody i rywalizacje. To rywalizacja, to cele nas rozpalaja. Najwieksze postepy robi sie przygotowujac do walki. Gdy masz cel wtedy dzialasz z potrojona sila i motywacja, gdy jestes na roztrenowaniu... yyyy nie idziesz tak mocno, z takim zapalem... Elastycznosc oczywiscie jest wazna, ale w doborze narzedzi przydatnych do osiagniecia celu, a nie elastycznosc celu.
Popełniasz błąd przenosząc specyfikę sportu, który opiera się z założenia na rywalizacji, na inne płaszczyzny życia. W wielu dziedzinach życia mamy wspólne cele, dlatego to błędne założenie. W dodatku rywalizacja nie wpływa pozytywnie na każdego, a jedynie na tych którzy odnoszą sukcesy w niej. Inni zostają z przekonaniem beznadziejności. Z celami to prawda, lepiej je mieć, ale z rywalizacją nie koniecznie, bo to ona zniechęca w dużej mierze do nauki i zabija w nas chęć rozwoju, poprzez kategoryzacje. Jeżeli uważasz, że cel powinien być jeden dla wszystkich, a nie elastyczny to nie zrozumiałeś nic z tego co pisałem wcześniej, trudno.
A to czekam na obalenie :)
Badania na gruncie psychologii pozytywnej pokazują, że pieniądze dają szczęście jedynie do pewnego poziomu. Jeżeli stać nas na podstawowe potrzeby i na realizacje własnych pasji, pieniądze przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Jeżeli ktoś traktuje je same w sobie jako cel, to jest to przykre i prowadzi do nieszczęścia. Wpadamy w błędne koło konsumpcjonizmu. Mózg szybko się przyzwyczaja, a do produkcji dopaminy potrzebne są nowe bodźce. Wpadamy w pułapkę hedonizmu i chcemy ciągle więcej. Inna sprawa, że jeżeli pieniądze są środkiem i wydajemy je np. na własny rozwój, realizacje pasji, czy pomoc innym ludziom (co najważniejsze) to mają ogromny wpływ na poczucie szczęścia. Wystarczy popatrzeć na wolontariaty, albo na miliarderów, którzy są inteligentnymi ludźmi i to rozumieją. Praktycznie wszyscy najbogatsi tego świata angażują się w działania charytatywne. Ktoś powie, że dla sławy i reputacji. Nawet jeśli, to gdy pomagamy innym ludziom, pobudza to nasz układ nagrody i prowadzi do szczęścia, więc efekt jest ten sam jeśli robimy to "po cichu".

Przeprowadzono ciekawe badanie, które może jest Wam znane. Wybrano dwie grupy. Przedstawiciele jednej grupy wygrali olbrzymią sumę pieniędzy na loterii, natomiast przedstawiciele drugiej przeszli operację amputacji kończyn. Postanowiono sprawdzić ich poziom szczęścia w dniu po tym wydarzeniu, które ich spotkało, a następnie po miesiącu. Co się okazało? W pierwszym dniu różnica była bardzo duża, można powiedzieć od euforii, do rozpaczy i załamania. Jak było po miesiącu? Nie wykazano żadnych istotnych różnic w poziomie szczęści obu grup! Daje do myślenia?
Einstein - z tego co kojarzę był uważany za genialnego matematyka a jego prace to rozbudowa tego co zrobiono przed nim a nie jakiś genialny wgląd w naturę rzeczywistości ( być może nawet dopuścił się plagiatu http://en.wikipedia.org/wiki/Relativity_priority_dispute ) i chyba trochę zbyt dużego herosa z niego robisz @K2_1992 :)
Zgadzam się, nie uważam że miał genialny wgląd w naturę rzeczywistości, ale przejawiał geniusz w dziedzinie fizyki. Nie uważam, że był równie genialny np. w kontaktach interpersonalnych. Jego zainteresowanie matematyką, jest jednym ze składników, które pewnie się przyczyniły do jego rozwoju. Chciałem zauważyć, że krytykował nauczanie matematyki w sposób schematyczny. Proponował jej naukę w sposób twórczy i kreatywny i bardzo często podkreślał rolę wyobraźni w jego życiu ;)
i nawet wiedza pozornie bezużyteczna jest niezbędna, żeby rozbudować siatkę skojarzeń (czyli pamięć).
To prawda, ale jednocześnie lepiej zapamiętujemy zrozumiałe dla nas rzeczy. Dlatego fajnie gdyby dało się to połączyć. Natomiast w kwestii pamięci, to można usprawniać jej działanie poprzez wiele technik, nawet stosowanie technik zapamiętywania, można wykorzystać w tym celu.
i zwykle najbardziej lubimy i uaktywniamy się wśród osób o wielorakich zainteresowaniach, z którymi można pogadać "na każdy temat". Poza tym ja nie chcę być otoczony przez stado matołów, czy to humanistycznych, czy ścisłych ( http://studioopinii.pl/krzysztof-lozinski-gleboka-proznia-mozgowa/ ), więc protestuję, szkoła ma uczyć wszystkiego, niech to po prostu robi metodami, które działają (czyli żeby dzieci same chciały i mogły być mądrzejsze) :)
Jeszcze od siebie dodam, że wg mnie nie uczy się dzieci najważniejszego: http://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_błędów_poznawczych i http://pl.wikipedia.org/wiki/Mechanizmy_obronne . Świadomość tego jak głupi jesteśmy i jak łatwo ulegamy wszelkiej maści złudzeniom jest absolutną podstawą, żeby prawidłowo funkcjonować...
Podpisuje się pod tym obiema rękami. Trafiłeś w sedno i cieszę się, że pokazałeś właśnie fragmenty wiedzy humanistycznej, które nie docierają do świadomości wielu ludzi, a powinny. Nic dodać.
Ludzie, ktorzy sie znaja na wszystkim bardzo mnie irytuja, bo przewaznie nie znaja sie na niczym, a maja zludzenie, ze jest inaczej.
Móc rozmawiać na każdy temat, nie równa się znać na wszystkim. Nie trzeba być ekspertem, żeby wykazać zainteresowanie jakąś dziedziną i wykorzystać umiejętności interpersonalne do rozmowy z innym człowiekiem.
Dobrym przykladem mojej ideologii jest ConnorMcGregor, ktory stwierdzil, ze jego wyroznia to ze nie ma innych zainteresowac oprocz MMA.
Na pewnym poziomie, żeby coś osiągnąć, trzeba się temu poświęcić. Ciężko być genialnym fizykiem i zawodnikiem MMA jednocześnie. To co Conor mówi nie pokrywa się z tym co robi, bo wykazuje doskonałą znajomość psychologii praktycznej, do promocji własnej osoby. Pewnie robi to nieświadomie, jednak w praktyce wygląda na specjalistę w tej dziedzinie.
 
@DaimonFrey Mógłbyś mi jakoś krótko streścić ten tekst Lockhard'a? Z moim angielskim, zajmie mi to dużo czasu, a gdybyś wypisał jego podstawową treść, to mógłbym przyrównać do propozycji Żylińskiej :)
 
Psychika wpływa na nasze zdrowie w równie dużym stopniu, podobnie kultura w której żyjemy.

Mam wrazenie, ze to zdrowie wplywa na psychike bardziej niz psychika na zdrowie. Cwiczenia, dobra dieta.

Ludzie z technicznym wykształceniem, którzy jednak rozumieli zapotrzebowanie społeczne na tego rodzaju technologię, a więc w jakimś sensie i oni wykazali się humanizmem, ponieważ wpłynęli na poprawę ich życia. Twój problem jest w tym, że nie dostrzegasz wpływu humanizmu na różne dziedziny życia, a jest on ogromny.

No dla mnie ludzie z technicznym wyksztalceniem to nie humanisci. Postrzegam humanistow znacznie mniej szeroko niz Ty - dla mnie to tylko filozofowie, pisarze, dziennikarze :) ale jak przedsiebiorcy z technicznym wyksztalceniem, stolarze, mechanicy samochodowi to humanisci - to ok, jest pro-humanista :)

To duży błąd, bo większość "humanistów" nie potrafi po prostu nic robić, dlatego są bezużyteczni. To ma związek z produkcją magistrów ;)

Otoz to, dlatego potrzebne sa wlasnie zmiany, ktore wyeliminuja studia produkujace tych pseudo humanistow, a zaczna produkowac ludzi ktorzy cos potrafia praktycznego, z czym chyba sie zgadzasz :)

A kto powiedział, że to ma trwać 3 miesiące? Poza tym mówisz o kursie instruktorskim, który przeprowadzał prawdopodobnie człowiek, znający się na sporcie i trenowaniu, ale czy miał umiejętności "miękkie", czy praktyczne z zakresu psychologii emocji i motywacji? Wątpię.

Pewnie nie mial, ale to byla czesc programu, same ogolniki, ktore kazdy sredni0-inteligentny czlowiek majacy stycznosc z treningami wie.

Jeżeli twierdzisz, że za wszelkie zmiany odpowiada ewolucja, to mało tego, że nie rozumiesz czym jest rewolucja techniczna. Nie rozumiesz chyba czym jest ewolucja. Deprecjonujesz znaczenie humanistów, a wykazujesz ogromny brak zrozumienia zmian społecznych ;) Nie jestem socjologiem, żeby tłumaczyć Ci to, wystarczy odnieść się do ich pracy. Polecam też "samolubny gen" Dawkinsa, nomen omen pewnie jego popularyzacja nauki, też nie zalicza się do humanizmu. Obecnie zmiany w człowieku zachodzą na dwóch płaszczyznach - ewolucyjnej (wolnej) i kulturowej (szybkiej). Mamy możliwość wpływania na proces ewolucji, co robimy. Zbyt dużo tłumaczenia, a nie mam znowu całego dnia. Jeżeli wszelkie zmiany dla Ciebie ograniczają się do ewolucji i nie uznajesz słowa "rewolucja", to nie chce mi się po prostu wszystkiego tłumaczyć i nie chce Cię atakować, ale właśnie wychodzi Twój brak szacunku do humanizmu.

Nie musisz mi polecac Samolubnego genu :) Przeczytalem, bardzo cenie. Nie tylko zreszta samolubny gen, fenotyp rozszerzony to rowniez wartosciowa ksiazka. Ewolucja myslenia - to nie ksiazka Dawkinsa, ale o Dawkinsie w pewien sposob, zbior artykulow i publikacji - bardzo ciekawa pozycja. Oczywiscie, ze nie uznaje slowa rewolucja - Michael Shermer w Rynkowym Umysle podawal przez cala ksiazke szereg badan, ktore dowodza ze rewolucyjne zmiany nigdy nie nastapily, a ich proby konczyly sie tragedia, caly rozwoj czy to technologii, czy mysli, czy jakiejkolwiek nauki odbywal sie w drodze EWOLUCJI, a nie rewolucji.

Od profesora oczekuje kultury. To raz. Ale oczekuje też pokory, i metawiedzy. Jeśli się na czymś nie znam, to się nie wypowiadam jako ekspert - proste, przynajmniej dla profesora powinno być. Ogólnie za zło tego świata bardziej obarczyłbym właśnie prawników, którzy wykorzystują nieznajomości prawa przeciętnych ludzi. Ale jak chce się być na bieżąco z prawem, to trzeba poświęcić temu życie, niestety. Jak to powiedziałeś - sztuka, dla sztuki, a raczej dla zarabianiu pieniędzy ;)

Co to jest metawiedza? Rowniez jestem daleki od gloryfikacji prawa i prawnikow, ale musze zaprotestowac w pewien sposob, bo to nie prawnicy tworza prawo, lecz politycy, a pozniej prawnicy lapia sie za glowe -jak cos tak bzdurnego i niespojnego moglo przejsc, jak mozna uchwalac prawo tak wewnetrznei sprzeczne i wieloznaczne. Swoja droga nie jeden matematyk, czy programista potrafi dokonac lepszej wykladni prawa niz prawnik. Szkoda, ze prawo nie tworza wlasnie umysly scisle, a humanisci dzieki ktorym mamy takie kwiatki jak Ustawa o ochronie przyrody, akt prawny napisany tak zle, ze nie wiem czy da sie gorzej.

Popełniasz błąd przenosząc specyfikę sportu, który opiera się z założenia na rywalizacji, na inne płaszczyzny życia. W wielu dziedzinach życia mamy wspólne cele, dlatego to błędne założenie.

W sporcie tez sa wspolne cele. Ty i Twoj trener macie wspolny cel. Caly wasz team ma wspolny cel.

W dodatku rywalizacja nie wpływa pozytywnie na każdego, a jedynie na tych którzy odnoszą sukcesy w niej.

Wiec trzeba robic wszystko by odnosic sukcesy. Nikt nie mowil, ze zycie jest latwe :) Poza tym, nie uwazasz ze porazki tez ucza i trzeba z nich wyciagac wnioski?

Z celami to prawda, lepiej je mieć, ale z rywalizacją nie koniecznie, bo to ona zniechęca w dużej mierze do nauki i zabija w nas chęć rozwoju, poprzez kategoryzacje. Jeżeli uważasz, że cel powinien być jeden dla wszystkich, a nie elastyczny to nie zrozumiałeś nic z tego co pisałem wcześniej, trudno.

Jak ktos ma elastyczny cel i go zmienia co tydzien to nigdzie nie dojdzie. Rywalizacja nadaje wiekszej glebi i sensu, bez rywalizacji i celow nie wiem czy mialbym po co wstawac z lozka. Rywalizacja to najsilneijszy motor rozwoju, nie zabija w nas checi rozwoju, a ja wzmacnia i nadaje skutecznosci.

Badania na gruncie psychologii pozytywnej pokazują, że pieniądze dają szczęście jedynie do pewnego poziomu. Jeżeli stać nas na podstawowe potrzeby i na realizacje własnych pasji, pieniądze przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.

Czyli daja szczescie :) W pelni sie z tym zgadzam. To tak jak z dobrym zdrowiem, jak jestes zdrowy to jestes szczesliwy i o tym nie myslisz, ale jak zachorujesz to czujesz roznice. Podobnie z kasa. Dlatego trzeba dbac i zdrowie i finanse, bo bez nich trudniej o szczescie.

Jeżeli ktoś traktuje je same w sobie jako cel, to jest to przykre i prowadzi do nieszczęścia. Wpadamy w błędne koło konsumpcjonizmu. Mózg szybko się przyzwyczaja, a do produkcji dopaminy potrzebne są nowe bodźce. Wpadamy w pułapkę hedonizmu i chcemy ciągle więcej.

Albo wpadamy w stan flow i ciaglego rozwoju zwiazanego z prowadzeniem biznesu i poprawianiem swojego stanu i przez to czujemy sie szczesliwi :) Sportowiec tez nie jest nigdy zadowlony ze swojej formy, ale na tym wlasnie polega pasja, ze stawiamy sobie coraz wyzsze cele. A poza tym wcale nie mowie, ze pieniadze maja byc celem samym w sobie, tylko ze bez nich szczescie jest ciezkoosiagalne. Badania w Szwecji dowiodly, ze chorzy w depresji, ktorzy otrzymali kieszonkowe poprawili swoj stan zdrowia, pieniadze wydali na spotkania ze znajomymi, bilard, kregle. Oczywiscie to co zrobili z pieniedzmi pewnie mialo wiekszy wplyw na ich szczescie niz sam fakt ich posiadania, ale przeciez nie mowie, zeby zakopywac kase w ziemi czy odpalac nia cygara :)

Inna sprawa, że jeżeli pieniądze są środkiem i wydajemy je np. na własny rozwój, realizacje pasji, czy pomoc innym ludziom (co najważniejsze) to mają ogromny wpływ na poczucie szczęścia.

Otoz to !

Przedstawiciele jednej grupy wygrali olbrzymią sumę pieniędzy na loterii, natomiast przedstawiciele drugiej przeszli operację amputacji kończyn. Postanowiono sprawdzić ich poziom szczęścia w dniu po tym wydarzeniu, które ich spotkało, a następnie po miesiącu. Co się okazało? W pierwszym dniu różnica była bardzo duża, można powiedzieć od euforii, do rozpaczy i załamania. Jak było po miesiącu? Nie wykazano żadnych istotnych różnic w poziomie szczęści obu grup! Daje do myślenia?

Cos o tym slyszalem. Tylko problem z tymi, ktorzy wygrali na loterii jest taki, ze oni nie podnosza sobie poprzeczki, nie zapracowali na te pieniadze, pozniej wiekszosc z nich te pieniadze traci i sa bardziej nieszczesliwi niz przed wygrana, bo spadek z duzej wysokosci boli. Mysle, ze to jest wlasnie efekt nie wyznaczania sobie celow i nie rywalizowania.

Praktycznie wszyscy najbogatsi tego świata angażują się w działania charytatywne. Ktoś powie, że dla sławy i reputacji. Nawet jeśli, to gdy pomagamy innym ludziom, pobudza to nasz układ nagrody i prowadzi do szczęścia, więc efekt jest ten sam jeśli robimy to "po cichu".

TAK ! Zgoda.

Móc rozmawiać na każdy temat, nie równa się znać na wszystkim. Nie trzeba być ekspertem, żeby wykazać zainteresowanie jakąś dziedziną i wykorzystać umiejętności interpersonalne do rozmowy z innym człowiekiem.

Imiejetnosci interpersonalne to umiejetnosci interpersonalne. W sumie wcale nie uwazam ich za cos bez wartosci. Przydalyby sie lekcje retoryki, prowadzenie dyskusji, robienia dobrego wrazenia - oczywiscie w nowoczesnej, a nie starozytnej formie, dostosowane do dzisiejszych czasow. I tu byloby pozytywne pole do popisu dla humanistow.

Na pewnym poziomie, żeby coś osiągnąć, trzeba się temu poświęcić. Ciężko być genialnym fizykiem i zawodnikiem MMA jednocześnie. To co Conor mówi nie pokrywa się z tym co robi, bo wykazuje doskonałą znajomość psychologii praktycznej, do promocji własnej osoby. Pewnie robi to nieświadomie, jednak w praktyce wygląda na specjalistę w tej dziedzinie.

Mysle, ze robi to swiadomie :) To jest dokladnie czesc calosci. Bycie fighterem wspolczesnie to nie tylko walczenie, to rowniez marketing, wiec lekcewazenie takich elementow jak nauka jezyka czy marketing nie jest zbyt madre. Te elementy poteguja szanse na duze walki i Connor o tym doskonale wie. Jakby nie mial tych elementow dobrze opanowanych to moglby teraz walczyc z jakimis zapasnikami i byc sfrustrowany, ze nie moze sie doczekac walki o pas.
 
@Karateka@ to luzik, widocznie coś sobie dopowiedziałem jak czytałem :)
Tak jeszcze pomyślałem o Tobie, bo piszesz że zajmujesz się prawem a kiedyś pytałeś chyba o mnemotechniki - widziałem lata temu w necie jak właśnie prawnik podniecał się i nie mógł się nachwalić metody http://pl.wikipedia.org/wiki/Pałac_pamięci do zapamiętywania tych wszystkich regułek z różnych kodeksów słowo w słowo.

@K2_1992 w bardzo dużym skrócie według niego matematyka to zabawa, przygoda, odkrywanie jak można coś zrobić, eksperymentowanie i łączenie różnych rzeczy, co naturalnie podsyca ciekawość, a nie nauka i powtarzanie wzorów (wzory też są istotne, ale podobnie jak w fizyce, kiedy rozumie się jak coś działa, to wzór staje się oczywistością a nie magicznymi szlaczkami na kartce papieru). To pewnie to samo o czym mówił Einstein, skoro twierdzisz, że postulował nauczanie jej w bardziej kreatywny sposób :)
 
Tak jeszcze pomyślałem o Tobie, bo piszesz że zajmujesz się prawem a kiedyś pytałeś chyba o mnemotechniki - widziałem lata temu w necie jak właśnie prawnik podniecał się i nie mógł się nachwalić metody http://pl.wikipedia.org/wiki/Pałac_pamięci do zapamiętywania tych wszystkich regułek z różnych kodeksów słowo w słowo.

Przeanalizuje dokladniej te technike w wolnej chwili :)
Zaczynam tez czytac ten artykul po ang o nauce matematyki - bardzo ciekawy.
 
Last edited:
Mam wrazenie, ze to zdrowie wplywa na psychike bardziej niz psychika na zdrowie. Cwiczenia, dobra dieta.
To wyłącznie Twoje wrażenie. Nic więcej.
No dla mnie ludzie z technicznym wyksztalceniem to nie humanisci. Postrzegam humanistow znacznie mniej szeroko niz Ty - dla mnie to tylko filozofowie, pisarze, dziennikarze :) ale jak przedsiebiorcy z technicznym wyksztalceniem, stolarze, mechanicy samochodowi to humanisci - to ok, jest pro-humanista :)
Oczywiście nie każdy stolarz jest humanistą, byłoby to zbyt dużym uogólnieniem ;) Ale humaniści to znacznie większa grupa, niż filozofowie, pisarze czy dziennikarze. Ale tak jest, wielu humanistów ma wykształcenie techniczne, ale to nie znaczy że każdy z takim wykształceniem jest humanistą. Tak samo jak papierek ukończenia studiów humanistycznych, nie czyni jeszcze humanistą. Nawet na kierunku psychologii znam osoby, które nie mają ani wiedzy w tym temacie, ani w temacie kultury, ani pomysłu na życie - dyplom nie czyni ich humanistami- a powinien.
Otoz to, dlatego potrzebne sa wlasnie zmiany, ktore wyeliminuja studia produkujace tych pseudo humanistow, a zaczna produkowac ludzi ktorzy cos potrafia praktycznego, z czym chyba sie zgadzasz :)
Zgadzam.
Nie musisz mi polecac Samolubnego genu :) Przeczytalem, bardzo cenie. Nie tylko zreszta samolubny gen, fenotyp rozszerzony to rowniez wartosciowa ksiazka. Ewolucja myslenia - to nie ksiazka Dawkinsa, ale o Dawkinsie w pewien sposob, zbior artykulow i publikacji - bardzo ciekawa pozycja. Oczywiscie, ze nie uznaje slowa rewolucja - Michael Shermer w Rynkowym Umysle podawal przez cala ksiazke szereg badan, ktore dowodza ze rewolucyjne zmiany nigdy nie nastapily, a ich proby konczyly sie tragedia, caly rozwoj czy to technologii, czy mysli, czy jakiejkolwiek nauki odbywal sie w drodze EWOLUCJI, a nie rewolucji.
Ale wystarczy jeden przykład rewolucji, żeby te wszystkie badania obalić. Weźmy np. rewolucje naukową. Rewolucja wiąże się z kulturą, a nie z ewolucją. Musi powodować ją jakiś czynnik spustowy (np. odkrycie, że Ziemia nie jest okrągła, zastosowanie pierwszych symboli albo wspomniane już przeze mnie metody neuroobrazowania). Nie wnikam w kompetencje autora, ale przeczy on całej naszej wiedzy i rzeczywistości. Gdyby zmiany zachodziły jedynie na drodze ewolucji, nie jeździłbyś dzisiaj samochodem, ponieważ jest on wytworem naszej kultury, a nie ewolucji. To samo z myślami, są przenoszone drogą pisaną, dzięki temu możemy bazować na doświadczeniu wielu mądrych ludzi, przez co szybciej się rozwijać (kolejny przykład rewolucji). Ba, możemy też unikać ich błędów, dlatego bardzo ważna jest nauka historii. Rozumiem, że autor książki był przekonujący, ale nie mogę się z tym zgodzić.
Co to jest metawiedza? Rowniez jestem daleki od gloryfikacji prawa i prawnikow, ale musze zaprotestowac w pewien sposob, bo to nie prawnicy tworza prawo, lecz politycy, a pozniej prawnicy lapia sie za glowe -jak cos tak bzdurnego i niespojnego moglo przejsc, jak mozna uchwalac prawo tak wewnetrznei sprzeczne i wieloznaczne. Swoja droga nie jeden matematyk, czy programista potrafi dokonac lepszej wykladni prawa niz prawnik. Szkoda, ze prawo nie tworza wlasnie umysly scisle, a humanisci dzieki ktorym mamy takie kwiatki jak Ustawa o ochronie przyrody, akt prawny napisany tak zle, ze nie wiem czy da sie gorzej.
Metawiedza to wiedza, o swojej wiedzy. Taka jej znajomość. Nie miałem na myśli już nawet wielu uchybień legislacyjnych, tylko wykorzystywanie przez wielu adowkatów nieznajomości prawa wśród ludzi, do powiększania własnych zasobów. I znowu zrzucasz winę na humanistów, a w polityce są również ludzie z technicznym wykształceniem. Z drugiej strony kto ma uczestniczyć w tworzeniu prawa, jak nie psychologowie społeczni, socjologowie, którzy znają mechanizmy i efekty społeczne? Owszem, często brakuje im logiki w jego formułowaniu, ale to nie znaczy że są niepotrzebni. Przecież matematyk nie ma wiedzy potrzebnej do tworzenia odpowiednich rozwiązań prawnych, jego zdolności logiczne mogą przydać się jedynie do jasnego sformułowania go. Ale prawo musi uwzględniać zachowania i specyfikę ludzi, bo dla nich jest przecież tworzone.
W sporcie tez sa wspolne cele. Ty i Twoj trener macie wspolny cel. Caly wasz team ma wspolny cel.
Jest wspólny cel, ale jest też zawsze jakiś przegrany. W edukacji nie koniecznie, każdy może być wygrany, bo każdy ma inne uzdolnienia i predyspozycje, które mogą okazać się równie przydatne.
Jak ktos ma elastyczny cel i go zmienia co tydzien to nigdzie nie dojdzie. Rywalizacja nadaje wiekszej glebi i sensu, bez rywalizacji i celow nie wiem czy mialbym po co wstawac z lozka. Rywalizacja to najsilneijszy motor rozwoju, nie zabija w nas checi rozwoju, a ja wzmacnia i nadaje skutecznosci.
Jestem zwolennikiem współpracy, a nie rywalizacji, przynajmniej w dziedzinie edukacji. Nie chodzi też o to, by zmieniać cel co tydzień :) Nie popadajmy w skrajność. Cele oczywiście mają dużą wartość, ale jeżeli wstajesz z łóżka tylko dla rywalizacji, to współczuje, to musi być strasznie wrogi i agresywny świat (który jest już taki wystarczająco, więc tam gdzie jest to możliwe, powinniśmy to ograniczać). Jeżeli uważasz, że rywalizacja jest najsilniejszym motywatorem, to również jesteś w błędzie, bo to indywidualna kwestia i równie mocno może demotywować, i zabijać chęć rozwoju, co widziałem niejednokrotnie na własne oczy. Humaniści znają zdecydowanie lepsze motywatory, niż rywalizacja z innymi.
Czyli daja szczescie :) W pelni sie z tym zgadzam. To tak jak z dobrym zdrowiem, jak jestes zdrowy to jestes szczesliwy i o tym nie myslisz, ale jak zachorujesz to czujesz roznice. Podobnie z kasa. Dlatego trzeba dbac i zdrowie i finanse, bo bez nich trudniej o szczescie.
W tym sensie, owszem.
Albo wpadamy w stan flow i ciaglego rozwoju zwiazanego z prowadzeniem biznesu i poprawianiem swojego stanu i przez to czujemy sie szczesliwi :) Sportowiec tez nie jest nigdy zadowlony ze swojej formy, ale na tym wlasnie polega pasja, ze stawiamy sobie coraz wyzsze cele. A poza tym wcale nie mowie, ze pieniadze maja byc celem samym w sobie, tylko ze bez nich szczescie jest ciezkoosiagalne. Badania w Szwecji dowiodly, ze chorzy w depresji, ktorzy otrzymali kieszonkowe poprawili swoj stan zdrowia, pieniadze wydali na spotkania ze znajomymi, bilard, kregle. Oczywiscie to co zrobili z pieniedzmi pewnie mialo wiekszy wplyw na ich szczescie niz sam fakt ich posiadania, ale przeciez nie mowie, zeby zakopywac kase w ziemi czy odpalac nia cygara :)
To oczywista nieprawda, że sportowiec nie jest nigdy zadowolony ze swojej formy. Aż nie chce się temu zaprzeczać. Jeżeli dla kogoś jest pasją prowadzenie biznesu, to tak, jeśli służy tylko zarabianiu hajsu i kupowaniu nowych zabawek- nie. Ale skuteczne prowadzenie biznesu nie wiąże się tylko z zarabianiem pieniędzy, więc jak najbardziej może być źródłem szczęścia. Z kolei jeśli prowadzimy biznes kosztem relacji z najbliższymi i wyzyskujemy ludzi, to już nie prowadzi do szczęścia, a co najwyżej do hedonizmu -nie eudejmonizmu. Gonitwa za pieniądzmi stwarza wiele niebezpieczeństw, tak jak stosowanie używek. Poprawia chwilowo nastrój, daje przyjemność, ale na dłuższą metę prowadzi do nieszczęścia, bo łatwo się uzależnić. Jeżeli ktoś prowadzi biznes z głową i nie kieruje się jedynie wartością pieniądza, to jak najbardziej będzie szczęśliwy (chyba, że ma depresję :D). W naszym bazowym poziomie szczęścia, duże znaczenie mają także geny :) O ile mówimy o tych samych badaniach, to nie pokazywały one długotrwałego efektu, a jedynie chwilowy.
Cos o tym slyszalem. Tylko problem z tymi, ktorzy wygrali na loterii jest taki, ze oni nie podnosza sobie poprzeczki, nie zapracowali na te pieniadze, pozniej wiekszosc z nich te pieniadze traci i sa bardziej nieszczesliwi niz przed wygrana, bo spadek z duzej wysokosci boli. Mysle, ze to jest wlasnie efekt nie wyznaczania sobie celow i nie rywalizowania.
To jest efekt wielu czynników, ale na pewno nie - nie rywalizowania. Nie każdy stracił wszystko w miesiąc ;) Ale po części masz rację, nie zapracowali na to i nie umieli zrobić z nich pożytku- inaczej jest jak stopniowo się wzbogacamy i po początkowym zachłyśnięciu, dochodzimy do wniosku, że niby wszystko mamy, ale nie jesteśmy do końca szczęśliwi- czegoś nam brakuje i zaczynamy mądrze wykorzystywać pieniądze. Niestety nie wszyscy są na tyle mądrzy i niektórzy wpadają w pułapkę "mieć".
@K2_1992 w bardzo dużym skrócie według niego matematyka to zabawa, przygoda, odkrywanie jak można coś zrobić, eksperymentowanie i łączenie różnych rzeczy, co naturalnie podsyca ciekawość, a nie nauka i powtarzanie wzorów (wzory też są istotne, ale podobnie jak w fizyce, kiedy rozumie się jak coś działa, to wzór staje się oczywistością a nie magicznymi szlaczkami na kartce papieru). To pewnie to samo o czym mówił Einstein, skoro twierdzisz, że postulował nauczanie jej w bardziej kreatywny sposób :)
To samo praktycznie postulowała Żylińska. Podawała sukcesy bodajże japońskich studentów matematyki i porównywała różnice w ich podejściu do nauczania matematyki. Głównie chodziło o to, żeby tworzyć samemu zadania i wzory, a nie uczyć się tych gotowych, bo to nie jest żadną sztuką i uczy jedynie schematów. W dodatku podawała przykład, że angażuje to głębsze przetwarzanie informacji, dlatego daje lepsze efekty w kształceniu i bardziej rozwija mózg.
 
To wyłącznie Twoje wrażenie. Nic więcej.

Mozliwe :)

Ale wystarczy jeden przykład rewolucji, żeby te wszystkie badania obalić. Weźmy np. rewolucje naukową. Rewolucja wiąże się z kulturą, a nie z ewolucją. Musi powodować ją jakiś czynnik spustowy (np. odkrycie, że Ziemia nie jest okrągła, zastosowanie pierwszych symboli albo wspomniane już przeze mnie metody neuroobrazowania). Nie wnikam w kompetencje autora, ale przeczy on całej naszej wiedzy i rzeczywistości. Gdyby zmiany zachodziły jedynie na drodze ewolucji, nie jeździłbyś dzisiaj samochodem, ponieważ jest on wytworem naszej kultury, a nie ewolucji. To samo z myślami, są przenoszone drogą pisaną, dzięki temu możemy bazować na doświadczeniu wielu mądrych ludzi, przez co szybciej się rozwijać (kolejny przykład rewolucji). Ba, możemy też unikać ich błędów, dlatego bardzo ważna jest nauka historii. Rozumiem, że autor książki był przekonujący, ale nie mogę się z tym zgodzić.

Mowiac o zmianach ewolucyjnych mam na mysli zmiany stopniowe, krok po kroku. Kazde odkrycie mialo swoje oparcie w poprzednim, stopniowe ulepszanie tego co wczesniej i opieranie sie na poprzednich zdobyczach nauki. Nie mam tu na mysli tematu kultura vs geny/biologia. Neuroobrazowanie nie jest odkrycie spustowym czy rewolucyjnym tylko ewolucjnym, bo opartym na poprzednich zdobyczach nauki. To nie bylo tak, ze nic nie wiemy o mozgu i nagle ALLELUJA juz wiemy wszystko.

Gdyby zmiany zachodziły jedynie na drodze ewolucji, nie jeździłbyś dzisiaj samochodem, ponieważ jest on wytworem naszej kultury, a nie ewolucji.

Bledne zinterpretowales moje slowa. Samochody nie powstaly od razu. Chodzimy pieszo i od razu ktos buduje mercedesa. To byl ogromnie dlugi proces. W 1770 roku we Francji skonstruowano pierwszy samochod, ktory opieral sie na napedzie PAROWYM i w niczym nie przypominal obecnego samochodu.A sam ten naped tez nie powstal od razu...

Spojrz jak wygladal pierwszy samochod Benza, ktory powstal sto lat po tym pierwszym wynalazku o napedzie parowym:

Mercedes_Benz_ERSTE.JPG


Przypomina nieco rower, a nieco dorozke... co mowi nam wiele o tym jak bardzo ewolucyjny/stopniowy byl to proces. Ten proces wciaz trwa, bo wciaz samochody sa polepszane.

Owszem, często brakuje im logiki w jego formułowaniu, ale to nie znaczy że są niepotrzebni.

ale znaczy, ze zbyt czesto szkodza. Pozniej humanisci pisza artykuly, ze prawo jest niesprawiedliwe i czesto maja racje, ale Ci sami humanisci pozniej beda forsowac pomysly, ktore beda kreowac jeszcze wieksza patologie i niesprawiedliwosc.

To samo z myślami, są przenoszone drogą pisaną, dzięki temu możemy bazować na doświadczeniu wielu mądrych ludzi, przez co szybciej się rozwijać (kolejny przykład rewolucji).

Pismo nie powstalo w drodze rewolucji. Od obrazkow na scianach jaskin poprzez obecna forme pisma za pomoca ktorego wlasnie teraz sie porozumiewamy.

Jest wspólny cel, ale jest też zawsze jakiś przegrany. W edukacji nie koniecznie, każdy może być wygrany, bo każdy ma inne uzdolnienia i predyspozycje, które mogą okazać się równie przydatne.

W USA przyznaja teraz medale za ostatnie miejsca w zawodach sportowych - humanisci wymyslili :( Trzeba czasami przegrywac i oswoic dzieciaki z tym jak radzic sobie z porazka. To czesc zycia. Czasami nie dostaniesz pracy, ktos bedzie lepszy. Trzeba umiec wyciagac dobre wnioski, ktore wzmacniaja i tu niech humanisci sie popisza zamiast zakrzywiac rzeczywistosc i udawac, ze swiat bez rywalizacji i porazki jest mozliwy. To jest robienie dzieciom krzywdy, bo pozniej kompletnie nie beda przygotowane do zycia, a zderzenie z rzeczywistoscia zaboli.

Cele oczywiście mają dużą wartość, ale jeżeli wstajesz z łóżka tylko dla rywalizacji, to współczuje, to musi być strasznie wrogi i agresywny świat (który jest już taki wystarczająco, więc tam gdzie jest to możliwe, powinniśmy to ograniczać). Jeżeli uważasz, że rywalizacja jest najsilniejszym motywatorem, to również jesteś w błędzie, bo to indywidualna kwestia i równie mocno może demotywować, i zabijać chęć rozwoju, co widziałem niejednokrotnie na własne oczy. Humaniści znają zdecydowanie lepsze motywatory, niż rywalizacja z innymi.

Wspolczujesz bo dla Ciebie to slowo brzmi strasznie, a dla mnie pieknie. Rywalizacja to nie jest wojna. Tu nie chodzi o to zeby ktos inny byl gorszy od nas, zeby go zabic, zniszczyc. Tu chodzi o to zeby przescignac ta druga osobe i wtedy 2 osoby mobilizuja sie do dzialania. W rezultacie oboje zyskujemy. Tak to widze. Mozna rywalizowac w roznych dziedzinach, w niektorych sie z kims przegrywa, w niektorych wygrywa, ale samo podjecie rywalizacji sprawia ze podnosimy wlasna poprzeczke i jutro jestesmy lepsi niz dzis porownujac siebie z wczoraj do siebie z dzis widzimy progres. O to tu chodzi.

Jeżeli dla kogoś jest pasją prowadzenie biznesu, to tak, jeśli służy tylko zarabianiu hajsu i kupowaniu nowych zabawek- nie. Ale skuteczne prowadzenie biznesu nie wiąże się tylko z zarabianiem pieniędzy, więc jak najbardziej może być źródłem szczęścia. Z kolei jeśli prowadzimy biznes kosztem relacji z najbliższymi i wyzyskujemy ludzi, to już nie prowadzi do szczęścia, a co najwyżej do hedonizmu -nie eudejmonizmu. Gonitwa za pieniądzmi stwarza wiele niebezpieczeństw, tak jak stosowanie używek.

W pewnych skrajnych przypadkach pewnie masz racje. Wyjasnie o co mi dokladnie chodzi mowiac, ze pieniadze daja szczescie.

Tak samo jak przeszczep serca ratuje zycie, tak samo pieniadze daja szczescie. Oczywiscie mozna obalic teze, ze przeszczep ratuje zycie posilkujac sie przykladami nieudanych operacji. Tak samo mozna opalic teze, ze pieniadze daja szczescie przykladami bogatych ludzi, ktorzy nie sa szczesliwi - nie maja dobrych stosunkow z ludzmi, uzaleznianai od narkotykow, alkoholu. Jednak...

Do czego doprowadzi myslenia w kategorii - pieniadze szczescia nie daja. Moim zdaniem do tego, ze osoba ktora jest nieszczesliwa, zyje na minimum egzystencji nie probuje poprawic swojego stanu poniewaz nie wierzy, ze pieniadze w czymkolwiek jej pomoga. Tymczasem jak sam wczesniej napisales - gdy luzie maja pieniedzy tyle by miec na podstawowe potrzeby i sie tym nie martwic sa szczesliwsi. Dlatego jak ta osoba zyjaca na minimum egzystencji zrobi wszystko co w jej mocy by poprawic swoj status materialny i jej sie to uda wtedy bedzie szczesliwsza. Dlaczego? Bo nie bedzie musiala sie martwic caly czas czy dozyje do konca miesiaca, czy ma pieniadze na wyjscie do restauracji, zabranie zony i dzieci na wakacje. Bedzie mogla wykorzystac te pieniadze na wlasny rozwoj, na integracje z najblizszymi, rodzina, hobby. Bez pieniedzy nie jest w stanie tego zrobic, jest wtedy na samym dole piramidy maslowa i mysli tylko o tym by przezyc. Widzialem badania z ktorych wynikalo, ze ludzie ktorzy maja dobra sytuacje finansowa maja rowniez znacznie lepsze kontakty z sasiadami, czesciej zapraszaja ich na herabate, do domu itd itp. Nie jestem w stanie przytoczyc tych badan, pamietam ze byly podane w ksiazce do jezyka angielskiego w jednym z tematow jako ciekawostka.

i tak w życiu najważniejsze są pieniądze.

dobry troling nie jest zly :D
 
Mowiac o zmianach ewolucyjnych mam na mysli zmiany stopniowe, krok po kroku. Kazde odkrycie mialo swoje oparcie w poprzednim, stopniowe ulepszanie tego co wczesniej i opieranie sie na poprzednich zdobyczach nauki. Nie mam tu na mysli tematu kultura vs geny/biologia. Neuroobrazowanie nie jest odkrycie spustowym czy rewolucyjnym tylko ewolucjnym, bo opartym na poprzednich zdobyczach nauki. To nie bylo tak, ze nic nie wiemy o mozgu i nagle ALLELUJA juz wiemy wszystko.
To oczywiste, że nie zaczęliśmy od lotu w kosmos. Stosujesz inne znaczenia pojęć, których używamy i to prowadzi do nieporozumień. Generalnie zmiany postępują stopniowo i opierają się na poprzednich, ale od czasu do czasu dochodzi do odkrycia, które przyśpiesza tempo zmian - to nazywam rewolucją ;) Pierwsze samochody były zupełnie inne, jednak ich zastosowanie umożliwiło rozwiązanie pewnych problemów, o których wspominałem. Zapoczątkowało rozwój komunikacji. Było impulsem do zmian i obejściem problemu, który wtedy występował. To nie znaczy, że same samochody się nie ulepszały :) Ich ulepszanie możemy nazwać "ewolucją", ale sam pomysł ich zastosowania jest rewolucyjny i zmienia diametralnie możliwości, więc doprowadza do rewolucji :)
ale znaczy, ze zbyt czesto szkodza. Pozniej humanisci pisza artykuly, ze prawo jest niesprawiedliwe i czesto maja racje, ale Ci sami humanisci pozniej beda forsowac pomysly, ktore beda kreowac jeszcze wieksza patologie i niesprawiedliwosc.
Generalizujesz i znowu przejawiasz myślenie dychotymiczne. Nie każdy humanista jest tym samym humanistą. Nie każdy kto tworzy prawo, później je krytykuje ;) Są różni humaniści i różni inżynierowie, którzy też potrafią spierdolić swoją robotę :D
Pismo nie powstalo w drodze rewolucji. Od obrazkow na scianach jaskin poprzez obecna forme pisma za pomoca ktorego wlasnie teraz sie porozumiewamy.
Nie powstało w formie języka angielskiego, ale spowodowało rewolucyjne zmiany :D Żeby to zrozumieć musimy odnieść się do biologii, z którą wydajesz się być zaznajomiony. Czytałeś "nagą małpę" Desmonda Morrisa? To, że w początkowej formie były to innego rodzaju symbole, nie jest istotne, ponieważ dużo bardziej istotny jest efekt. Przecież to początek kultury, a bez tego nie pisalibyśmy w tym momencie. Żadne inne stworzenie na Ziemi tego nie dokonało, w dodatku zapoczątkowało szybszy proces zmian, dlatego to też nazywam rewolucją :) Nie wiem skąd u Ciebie ten trend, żeby umniejszać znaczeniu tego słowa, a nawet negować jego istnienie.
W USA przyznaja teraz medale za ostatnie miejsca w zawodach sportowych - humanisci wymyslili :( Trzeba czasami przegrywac i oswoic dzieciaki z tym jak radzic sobie z porazka. To czesc zycia. Czasami nie dostaniesz pracy, ktos bedzie lepszy. Trzeba umiec wyciagac dobre wnioski, ktore wzmacniaja i tu niech humanisci sie popisza zamiast zakrzywiac rzeczywistosc i udawac, ze swiat bez rywalizacji i porazki jest mozliwy. To jest robienie dzieciom krzywdy, bo pozniej kompletnie nie beda przygotowane do zycia, a zderzenie z rzeczywistoscia zaboli.
Nikt nie udaje, bo właściwie się nie da. W świecie i tak będzie rywalizacja, chociażby o partnera seksualnego, chyba że oszukamy całkowicie nasze geny. Nikt nie neguje, że czasami się przegrywa, ale w pewnych dziedzinach jest to zbędne i lepiej dbać o zdrowie dzieci w ten sposób, niż uczyć ich rywalizacji na płaszczyznach, w których w ogóle jej nie potrzeba, a często dużo efektywniejsza jest współpraca. Dzieci i tak będą z sobą rywalizować, bo mają to w genach, nie potrzebujemy tego uczyć. Potrzebujemy pokazywać te płaszczyzny, na których jest to zbędne. W edukacji szkolnej ciągłe grożenie złymi ocenami, nie wpływa ani dobrze na psychikę dzieci, ani na motywację wewn. do nauki, ani na ich rozwój. Nie jestem zwolennikiem utopii, tylko pragmatyzmu.
Wspolczujesz bo dla Ciebie to slowo brzmi strasznie, a dla mnie pieknie. Rywalizacja to nie jest wojna. Tu nie chodzi o to zeby ktos inny byl gorszy od nas, zeby go zabic, zniszczyc. Tu chodzi o to zeby przescignac ta druga osobe i wtedy 2 osoby mobilizuja sie do dzialania. W rezultacie oboje zyskujemy. Tak to widze. Mozna rywalizowac w roznych dziedzinach, w niektorych sie z kims przegrywa, w niektorych wygrywa, ale samo podjecie rywalizacji sprawia ze podnosimy wlasna poprzeczke i jutro jestesmy lepsi niz dzis porownujac siebie z wczoraj do siebie z dzis widzimy progres. O to tu chodzi.
Porównują siebie z dziś, do siebie z wczoraj mówisz o samorozwoju, czego jestem pełnym zwolennikiem. Jak już mówiłem rywalizacja jest naturalna i nie brzmi strasznie, tylko według mnie jest jej zbyt dużo i jest tam gdzie być nie powinna. W klasie uczniów, zupełnie naturalne jest, że dzieci będą rywalizowały ze sobą na różnych płaszczyznach. Jedne będą lepsze w tej dziedzinie, drugie w innej, i dobrze! Ale nie możemy tworzyć dodatkowej presji w zbyt młodym wieku. Taką presją są oceny, które prowadzą do kategoryzacji dzieci, które wcale nie muszą ustępować zdolnościami innym dzieciom z lepszymi ocenami, a jedynie w to wierzą, że tak jest. Jeżeli robimy coś z pasji i motywacji wewn. to sami dążymy by być najlepsi. Nie potrzebujemy do tego bata, czy ocen w tak młodym wieku, a jedynie autorytetu, inspiracji i nagrody (która jest zdecydowanie mocniejszym wzmocnieniem, niż kara). Jakiegoś celu, jak najbardziej. W dodatku atmosfera rywalizacji nie służy dyskusji i rozwijaniu kreatywnego myślenia. Dzieci pewne siebie, które nie mają problemu z wypowiadaniem się brylują, natomiast te, które czują się gorsze i odczuwają lęk przed oceną, nie biorą udziału w dyskusji, chociaż często mają najwięcej do powiedzenia. Zapominam, że w dzisiejszej szkole praktycznie nie ma dyskusji -,- Cała tajemnica tkwi w stworzeniu przyjaznych warunków, w których dzieci mogłyby się rozwijać, bo lęk często to uniemożliwia ;)
W pewnych skrajnych przypadkach pewnie masz racje. Wyjasnie o co mi dokladnie chodzi mowiac, ze pieniadze daja szczescie.

Tak samo jak przeszczep serca ratuje zycie, tak samo pieniadze daja szczescie. Oczywiscie mozna obalic teze, ze przeszczep ratuje zycie posilkujac sie przykladami nieudanych operacji. Tak samo mozna opalic teze, ze pieniadze daja szczescie przykladami bogatych ludzi, ktorzy nie sa szczesliwi - nie maja dobrych stosunkow z ludzmi, uzaleznianai od narkotykow, alkoholu. Jednak...

Do czego doprowadzi myslenia w kategorii - pieniadze szczescia nie daja. Moim zdaniem do tego, ze osoba ktora jest nieszczesliwa, zyje na minimum egzystencji nie probuje poprawic swojego stanu poniewaz nie wierzy, ze pieniadze w czymkolwiek jej pomoga. Tymczasem jak sam wczesniej napisales - gdy luzie maja pieniedzy tyle by miec na podstawowe potrzeby i sie tym nie martwic sa szczesliwsi. Dlatego jak ta osoba zyjaca na minimum egzystencji zrobi wszystko co w jej mocy by poprawic swoj status materialny i jej sie to uda wtedy bedzie szczesliwsza. Dlaczego? Bo nie bedzie musiala sie martwic caly czas czy dozyje do konca miesiaca, czy ma pieniadze na wyjscie do restauracji, zabranie zony i dzieci na wakacje. Bedzie mogla wykorzystac te pieniadze na wlasny rozwoj, na integracje z najblizszymi, rodzina, hobby. Bez pieniedzy nie jest w stanie tego zrobic, jest wtedy na samym dole piramidy maslowa i mysli tylko o tym by przezyc. Widzialem badania z ktorych wynikalo, ze ludzie ktorzy maja dobra sytuacje finansowa maja rowniez znacznie lepsze kontakty z sasiadami, czesciej zapraszaja ich na herabate, do domu itd itp. Nie jestem w stanie przytoczyc tych badan, pamietam ze byly podane w ksiazce do jezyka angielskiego w jednym z tematow jako ciekawostka.
Generalnie w tej kwestii zgadzam się. Mam tylko wrażenie, że wpadnięcie w pułapkę ciągłego "mieć" nie jest skrajnym przypadkiem, ale może to moje doświadczenie bierze górę. Ja z kolei znam badania, które pokazują, ze wraz ze wzrostem naszego majątku spada nasza empatia, zrozumienie drugiego człowieka itd., które mogę przytoczyć. Jednak pokazują one również, że prostymi interwencjami jesteśmy w stanie przywrócić te utracone cechy :) Jedyną uwagę mam do porównania. Nowe życie, nie stwarza jednak tyle zagrożeń co bogacenie się i trzeba o tym pamiętać. Nie ma nic złego w bogaceniu się i mądrym wydawaniu pieniędzy, jednak trzeba pamiętać o zagrożeniu :) Nie bez powodu porównałem do uzależnienia od alko. Jest dużo wspólnych cech. Darowane życie, raczej nie stwarza tak istotnego zagrożenia, wręcz bardziej je doceniamy i o tej różnicy trzeba pamiętać. Ale generalnie tak, pieniądze są potrzebne i nie ma co temu zaprzeczać :)
 
Stosujesz inne znaczenia pojęć, których używamy i to prowadzi do nieporozumień.

Pojecie ewolucji, zmian ewolucyjnych (stopniowych) w odroznieniu do zmian rewolucyjnych (naglych) w naukach humanistycznych powstalo wczsniej niz pojecie ewolucji biologicznej. Moglem wczesniej zdefiniowac to pojecie, uniknelibysmy nieporozumien.

Generalnie zmiany postępują stopniowo i opierają się na poprzednich, ale od czasu do czasu dochodzi do odkrycia, które przyśpiesza tempo zmian - to nazywam rewolucją ;) Pierwsze samochody były zupełnie inne, jednak ich zastosowanie umożliwiło rozwiązanie pewnych problemów, o których wspominałem. Zapoczątkowało rozwój komunikacji.

Rozwoj komunikacji zostal zapoczatkowany wczesniej niz rozwoj samochodow. Sam Curie zginal potracany przez konia gdy przechodzil przez ulice :) Drogi budowano juz w rzymie, to byly poczatki komunikacji. Zmiany te byly niezwykle stopniowe i ewolucyjne.

Ich ulepszanie możemy nazwać "ewolucją", ale sam pomysł ich zastosowania jest rewolucyjny i zmienia diametralnie możliwości, więc doprowadza do rewolucji :)

Ciezko znalezc cos co nagle sie pojawilo, to tez stopniowy proces. Najpierw stac na to tylko najbogatszych, pozniej klase srednia, a pozniej kazdego. Zmiana w dostepie do produktu tez nastepuje przewaznie stopniowo. Ale rzeczywiscie patrzac na to w ten sposob. Nie jako proces ulepszania i powstawania wynalazku lecz samo jego rozpowszechnienie - tu rzeczywiscie mozna mowic o jakiejs rewolucji, przynajmniej mozna sobie to wyobrazic, ale pytanie jest - czy znamy przyklad takiej rewolucji ktora by sie odbyla np. w miesiac? Bo jesli ta rewolucja odbywa sie w ciagu 50 lat... to czy to jest taka rewolucja? Jaka skale tu uzyc? Kraje takie jak Singapur czy Korea Poludniowa potrafily rozwinac sie z biedy do bogactwa w 50 lat, ale czy to jest ewolucyjna zmiana czy rewolucyjna? To juz kwestia przyjecia odpowiedniej skali. Wszystko zalezy na to z jakiej perspektywy patrzymy na te zmiany.

Generalizujesz i znowu przejawiasz myślenie dychotymiczne. Nie każdy humanista jest tym samym humanistą. Nie każdy kto tworzy prawo, później je krytykuje ;) Są różni humaniści i różni inżynierowie, którzy też potrafią spierdolić swoją robotę :D

Dlatego pisalem CZESTO i ZBYT CZESTO, a nie ZAWSZE :)

Nie powstało w formie języka angielskiego, ale spowodowało rewolucyjne zmiany :D Żeby to zrozumieć musimy odnieść się do biologii, z którą wydajesz się być zaznajomiony. Czytałeś "nagą małpę" Desmonda Morrisa? To, że w początkowej formie były to innego rodzaju symbole, nie jest istotne, ponieważ dużo bardziej istotny jest efekt. Przecież to początek kultury, a bez tego nie pisalibyśmy w tym momencie. Żadne inne stworzenie na Ziemi tego nie dokonało, w dodatku zapoczątkowało szybszy proces zmian, dlatego to też nazywam rewolucją :) Nie wiem skąd u Ciebie ten trend, żeby umniejszać znaczeniu tego słowa, a nawet negować jego istnienie.

Niestety nie czytalem tego tytulu. Tytul brzmi ciekawie :) Neguje znaczenie tego slowa poniewaz rewolucja to nagla zmiana, a powstanie pisma i naszej kultury jest tak stopniowe i ewolucyjne, ze eliminuje rewolucje. Pismo oczywiscie, ze jest czescia skladowa naszej kultury, ma ogromny wplyw na swiat ktory nas otacza, ale nie powstalo nagle czyli rewolucyjnie, powstawalo bardzo stopniowo. To nie bylo tak, ze nagle czlowiek sie obudzil i mial pismo, a wczoraj nie mial. Samo powstanie pisma, pozniej jego polepszanie, pozniej rozpowszechnienie... to wszystko trwalo bardzo dlugo i bylo polepszane stopniowo, nie bylo momentu w dziejach ludzkosci - o tutaj wlasnie mamy rewolucyjne odkrycie i teraz nasza kultura zmienila sie z dnia na dzien. Nie bylo momentu rewolucji - dzis znamy pismo, wczoraj go nie znalismy i od dzis wszystko jest inne. Chinczycy znali pismo juz 5-8 tysiecy lat temu, i jak ocenisz kiedy ta rewolucja nastapila? Nie bylo takiego momentu.

Rewolucja (z wczesnośredniowiecznej łaciny revolutio – przewrót) – znacząca zmiana, która zazwyczaj zachodzi w stosunkowo krótkim okresie.

Nikt nie udaje, bo właściwie się nie da. W świecie i tak będzie rywalizacja, chociażby o partnera seksualnego, chyba że oszukamy całkowicie nasze geny. Nikt nie neguje, że czasami się przegrywa, ale w pewnych dziedzinach jest to zbędne i lepiej dbać o zdrowie dzieci w ten sposób, niż uczyć ich rywalizacji na płaszczyznach, w których w ogóle jej nie potrzeba, a często dużo efektywniejsza jest współpraca. Dzieci i tak będą z sobą rywalizować, bo mają to w genach, nie potrzebujemy tego uczyć. Potrzebujemy pokazywać te płaszczyzny, na których jest to zbędne. W edukacji szkolnej ciągłe grożenie złymi ocenami, nie wpływa ani dobrze na psychikę dzieci, ani na motywację wewn. do nauki, ani na ich rozwój. Nie jestem zwolennikiem utopii, tylko pragmatyzmu.

Nie jestem pewien czy grozenie zlymi ocenami sprzyja rywalizacji. Zgodze sie, ze nie nalezy uczyc rywalizacji w dziedzinach, w ktorych trzeba wspolpracowac - chocby dlatego ze gramy w jednej druzynie i musimy rywalizowac z inna druzyna, a nie miedzy soba. Jak sie gra w debla to trzeba wspolpracowac z partnerem i rywalizowac z przeciwna para. Natomiast rywalizacji nalezy uczyc chociazby po to by dzieciaki wiedzialy jak radzic sobie z porazka - to jest najcenniejsza lekcja wyciagnieta ze sportu, po pierwsze jak radzic sobie z porazka, a po drugie ze zeby cos osiagnac trzeba systematycznie pracowac.

Porównują siebie z dziś, do siebie z wczoraj mówisz o samorozwoju, czego jestem pełnym zwolennikiem. Jak już mówiłem rywalizacja jest naturalna i nie brzmi strasznie, tylko według mnie jest jej zbyt dużo i jest tam gdzie być nie powinna. W klasie uczniów, zupełnie naturalne jest, że dzieci będą rywalizowały ze sobą na różnych płaszczyznach. Jedne będą lepsze w tej dziedzinie, drugie w innej, i dobrze! Ale nie możemy tworzyć dodatkowej presji w zbyt młodym wieku.

Moim zdaniem nalezaloby sprobowac zrobic eksperyment, przynajmniej dla chlopcow nauki polegajacej na rywalizacji. Zrobic druzyny, ktore rywalizuja w czyms w rodzaju teleturniejow. Niech sie ucza rywalizacji i szacunku. Bo rywalizacja to nie walka, szacunek dla przegranego, szacunek dla przeciwnika i umiejetnosc przegrywania to niezwykle cenne lekcje. Byc moze wtedy przelamalibysmy marazm w szkole, to wieczne znudzenie. Moim zdaniem brak obecnie rywalizacji w systemie polegajacym na modelu - siedz na tylku, notuj, ucz sie, nie wychylaj sie poza schemat i pozniej zrob test byleby zaliczyc, bo strasza dwoja. To jest motywacja negatywna, natomiast wygranie rywalizacji to motywacja pozytywna i nawet taki przegrany w tej rywalizacji - moze okazac sie ze dzieki stanieciu do tej rywalizacji wiecej nauczyl sie niz ten motywowany tylko negatywnie. Jestem ciekawy czy taki system by dzialal. Moge sie mylic, ale pomysl wydaje mi sie warty rozwazenia.

Porównują siebie z dziś, do siebie z wczoraj mówisz o samorozwoju

Samorozwoj jest nieodlacznym elementem rywalizacji i kultury sportowej. Jest jej skutkiem ubocznym tak waznym jak tlen w fotosyntezie. Bez rywalizacji zachamowuje sie rozwoj. Mielismy tego przypadku w krajach komunistycznych. Mielismy tego przypadki w sztukach walki pozbawionych rywalizacji - ewoluowaly do formy, ktora juz nie nadawala sie do walki.

Niestety slow rywalizacja ma teraz tak negatywne skojarzenia, ze ludzie zaczynaja mowic zamiennie - inspiruje sie kims, a nie - chce byc lepszy od tamtego kogos i to tylko dlatego, zeby sie dobrze czuc przed samym soba, bo rywalizacja jest oczerniana, ale potrzebujemy jej do przetrwania i do rozwoju.

Nie potrzebujemy do tego bata, czy ocen w tak młodym wieku, a jedynie autorytetu, inspiracji i nagrody (która jest zdecydowanie mocniejszym wzmocnieniem, niż kara). Jakiegoś celu, jak najbardziej. W dodatku atmosfera rywalizacji nie służy dyskusji i rozwijaniu kreatywnego myślenia. Dzieci pewne siebie, które nie mają problemu z wypowiadaniem się brylują, natomiast te, które czują się gorsze i odczuwają lęk przed oceną, nie biorą udziału w dyskusji, chociaż często mają najwięcej do powiedzenia.

Jesli ktos by w taki sposob jak piszesz o rywalizacji prowadzil treningi sportow walki, to rzeczywiscie by to fatalnie wychodzilo. Oczywiscie, ze w procesie uczenia sie potrzebujemy wspolpracy. To czesc procesu uczenia sie. Tylko, ze po to wspolpracujemy by pozniej uzywac tego co sie nauczylismy w praktyce, w rywalizacji. Jak rywalizujemy i przegrywamy to mamy kopa by cos poprawiac, jak nie rywalizujemy to nie wiemy co robimy zle, a nawet jak wiemy bo ktos nam powiedzial, to nie mamy wystarczjaco silnych bodzcow by to poprawiac. Dobrym sposobem jest rywalizacja miedzy grupami - to pomaga wtedy dzieciakom w zblizeniu sie do siebie, bo zaczynaja grac w jednej druzynie. Zawsze mnie fascynowalo to jak to mozliwe, ze na zajeciach z karate, kick-boxingu, judo, pilki noznej itd dzieciaki pracuja na pelnej intensywnosci, potrafia wspolpracowac, rywalizowac, rozwijac sie z pelna energia, a w szkole nie maja zadnej motywacji. Dlatego wlasnie dochodze do wniosku, ze tu jest gdzies blad i przydaloby sie wprowadzic rozwiazania z zajec sportowych do nauki. Jesli potrafia zmotywowac sie do takich zajec, czesto niezwykle trudnych, a nie potrafia do zajec szkolnych to gdzies jest blad w zajeciach szkolnych. Oczywiscie to tylko moje przemyslenia, ciekawe czy ktos kiedys wpadl na podobne wnioski i przebadal sprawe.

Zapominam, że w dzisiejszej szkole praktycznie nie ma dyskusji -,- Cała tajemnica tkwi w stworzeniu przyjaznych warunków, w których dzieci mogłyby się rozwijać, bo lęk często to uniemożliwia ;)

Otoz to !

Nowe życie, nie stwarza jednak tyle zagrożeń co bogacenie się i trzeba o tym pamiętać. Nie ma nic złego w bogaceniu się i mądrym wydawaniu pieniędzy, jednak trzeba pamiętać o zagrożeniu :) Nie bez powodu porównałem do uzależnienia od alko. Jest dużo wspólnych cech. Darowane życie, raczej nie stwarza tak istotnego zagrożenia, wręcz bardziej je doceniamy i o tej różnicy trzeba pamiętać. Ale generalnie tak, pieniądze są potrzebne i nie ma co temu zaprzeczać :)

Jedyne co slyszalem negatywnego o nowym zyciu, o wyjsciu z bardzo ciezkeij choroby, ze czesto (podobno - nie znam badan) ludzie ktorzy wyszli z ciezkiej choroby po wyleczeniu zrywaja kontakt z osobami, ktore najbardziej im w czasie choroby pomagaly, bo ich obecnosc przypomina im o chorobie. Ale to juz tak lekko poza tematem.

Ja bym bardziej niz do uzaleznienia od alko porownal do otylosci. Oczywiscie samo posiadanie duzej ilosci jedzenia nie jest zle, mozesz sie nim podzielic z innymi, czy zrobic zapasy, ale jedzenie wszystkiego bezmyslnie doprowadzi do tragedii :)
 
Back
Top