Polityka

Doprowadził do Brexitu. Teraz rezygnuje. "To spełnienie moich politycznych ambicji"


Farage osiągnął cel - podaje się do dymisji. Lider eurosceptycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, która przekonała Brytyjczyków do zagłosowania za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej oświadczył, że zwycięstwo zwolenników Brexitu w referendum jest zaspokojeniem jego politycznych ambicji.

http://businessinsider.com.pl/wiado...rzewodniczenia-eurosceptycznej-partii/xy6s02d
 
Doprowadził do Brexitu. Teraz rezygnuje. "To spełnienie moich politycznych ambicji"


Farage osiągnął cel - podaje się do dymisji. Lider eurosceptycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, która przekonała Brytyjczyków do zagłosowania za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej oświadczył, że zwycięstwo zwolenników Brexitu w referendum jest zaspokojeniem jego politycznych ambicji.

http://businessinsider.com.pl/wiado...rzewodniczenia-eurosceptycznej-partii/xy6s02d
Beka z typa. Trochę jak Janusz - gdyby jakimś cudem wygrał wybory, nie wiedziałby co robić :D
 
Beka z typa. Trochę jak Janusz - gdyby jakimś cudem wygrał wybory, nie wiedziałby co robić :D

Jeżeli ktoś tutaj śledzi scenę brytyjską to też pewnie zachodzi w głowę co tam sie wydarzyło.

Rozchwiany Farage to pół biedy,były burmistrz Londynu B.Jonhson, glówna twarz Brexitu po stronie Torysów również nie będzie się starał o fotel premiera . :)

Faworytką jest pani Theresa May która popierała opcje Remain przed referendum.
I to ona prawdopodobnie będzie odpowiedzialna za begocjacje po stronie UK.

Absolutny brak logiki.
 
Dobra, mam chwilę, to coś napiszę, bo obiecałem.

Balcerowiczem zainteresowałem się głębiej jakiś czas temu, kiedy do opinii publicznej dostała się informacja, że będzie on doradzał rządowi Ukrainy. Oczywiście w sieci zaraz pojawiła się fala komentarzy nacjololo mówiących, że "będzie sprzedawał za bezcen" z jednej strony, no a z drugiej komentarze polskiej mikro-prawicy od Korwina i Brauna mówiące o tym, jak to zmarnował wiekopomną szansę Polski etc. i o tym, że Balcerowicz “nagle stał się liberałem… i że szkoda, że nie był nim, kiedy miał moc decyzyjną”. To ta narracja którą znałem, i którą – jak dobrze wiecie – powielałem, powołując się m.in. na Michalkiewicza, oraz także środowisko byłego UPR-u – w tym poważanego przeze mnie Roberta Gwiazdowskiego.

Z drugiej strony na grupach dyskusyjnych środowisk związanych z Instytutem Misesa – a cenię je, przynajmniej od dłuższego czasu, bardziej, niż dziadków z nurtu konserwatywno-liberalnego – pojawiały się oceny przeciwne. Ich argumentacja była na tyle rzeczowa, że zasiała ziarno zwątpienia odnośnie Balcerowicza, do tego stopnia, że postanowiłem dogłębniej sprawdzić, co autor przemian III RP faktycznie mówi – i co robił.

Przekopałem więc internet na tyle, na ile się dało. Na YT dostępne są filmy z lat ‘89-’92 w których mówi dokładnie to, co teraz – a mówi nie byle co i nie byle jak. W jednym z wywiadów zapytany o to, co mógł zrobić lepiej, stwierdził, że z perspektywy dwóch lat uważa, że niektóre reformy mogły być wprowadzone szybciej i bardziej wolnorynkowo (sic!). Zatem argumenty, że Balcerowicz stał się liberałem dopiero kiedy odszedł od władzy są totalnie z czapki i tu mam wielki zarzut głownie do Gwiazdowskiego, który taki pogląd utrwala – a przynajmniej ja nabrałem tego przekonania śledząc jego wypowiedzi. Dziwne, bo o ile grupa frustratów od Korwina może snobować się na “prawdziwych liberałów” i w ten sposób dowartościować się ze względu na brak osiągnięć politycznych, ale Gwiazdowski? Nie rozumiem.

Zaintrygowany kupiłem dwie książki Balcerowicza: “Trzeba się bić” (wywiad-rzeka) oraz “Odkrywając wolność” (zbiór publikacji najważniejszych autorów myśli wolnościowej) i po ich lekturze padły kolejne mity. Słowem jeszcze nawiążę tylko do tej drugiej pozycji
836cf2e9f346ce3bmed.jpg
– Biblia. Dosłownie. Tak rzeczowego i ważnego zbioru dzieł nie widziałem w języku polskim, i jest to według mnie najlepsza rzecz, jaka pojawiła się na polskim rynku w tej dziedzinie. Wszystkie bieda-wywiady/bieda-zbiory wydawane przez Tomasza Sommera i ferajny są po prostu śmiechu warte przy ciężarze gatunkowym zbioru od Balcerowicza… dodatkowo dzięki staraniom FOR książka jest w super niskiej cenie (dwadzieścia-kilka złotych za te przeszło 1000 stron!).

Ale wracając do mitów na temat planu Balcerowicza. Michalkiewicz rozpowszechnia tezę, że kwestię nawisu inflacyjnego można było rozwiązać – jak on to mówi – ekwiwalentnie, dając ludziom mienie w zamian za “zabieranie” wartości pieniądza, co byłoby bardziej uczciwe. Było by, oczywiście, sęk w tym, że było to niewykonalne. Nawis inflacyjny był tak duży (inflacja 639,6% w 1989 roku!!!), że groźbę hiperinflacji trzeba było zasypać natychmiast – był to główny problem ówczesnej gospodarki. Na prywatyzację nie było czasu, zresztą wystarczy spojrzeć, jak ów proces przebiega do dziś (po 25 latach nadal mamy masę własności państwowej), żeby przekonać się, iż propozycja Michalkiewicza to zwykłe bałamuctwo.

Idźmy dalej. Często powtarza się jako zarzut, że plan Balcerowicza był opracowany przez “międzynarodowych grandziarzy” (znów Michalkiewicz) m.in. Jefrey’a Sachsa, żeby “oskubać Polskę”. To drugie zostawię w spokoju, bo wystarczy porównać, jak dziś funkcjonuje ta “oskubana” Polska a np. “nieskubana” Ukraina czy Białoruś, które swojego planu Balcerowicza nie miały. Natomiast to, że zespół Balcerowicza korzystał z rad zewnętrznych ośrodków nie jest dziwne, biorąc pod uwagę skalę problemów. Polska zrujnowana 50 latami socjalizmu, bez instytucji rynkowych, z pieniądzem bez wartości, 90% własności państwowej, w dodatku przechodząca przemiany w formie demokratycznej była ewenementem – reformujący Niemcy Erhard, którego tu często przywołuję, czy pani Thatcher, byli w sytuacji nieporównywalnie, nieporównywalnie lepszej. O skali problemów i presji czasu (Balcerowicz nalegał, że datą krańcową wprowadzenia reform ma być 1. stycznia 1990 roku, uznając, zresztą w pełni słusznie, że zegar gra na niekorzyść Polski) przed jakimi stał zespół Balcerowicza można przekonać się z wspominanego wyżej wywiadu – polecam. Otwiera oczy.

Więcej. Działalność polityczna w UW (koalicja UW-AWS) to już zwyczajowa polityka. Nie jestem w stanie ocenić, na ile była skuteczna… zresztą jak to w koalicjach bywa. Do kilku błędów Balcerowicz się przyznaje, m.in. wprowadzenie powiatów, kilka rzeczy natomiast uznaje za sukces tego okresu – np. reforma emerytalna. Jego działalność w NBP można natomiast, według mnie, ocenić wyłącznie pozytywnie. Kiedy obejmował urząd inflacja w Polsce wynosiła 10% rocznie (serio) a utrzymywanie wysokich stóp procentowych i odpieranie presji kolejnych rządów na ich obniżenie pozwoliło ograniczyć ją do “cywilizowanych” +/- 2% w skali roku, które jest obecnym światowym standardem.

Oczywiście w stosunku do Balcerowicza wysuwa się zarzuty (znów Michalkiewicz i środowiska związane z Korwinem), że nie był dostatecznie wolnorynkowy. Zapewne jest to prawdą, lecz wysnuwanie takich zarzutów świadczy albo o umysłowej impotencji albo o złej woli – sami oceńcie. Te tezy są bowiem tak absurdalne, jak wysnuwanie zarzutów, że dany polityk/szef NBP nie przywrócił parytetu złota, który byłby najwłaściwszy. Byłby – tylko że to (znów) nijak się ma do realiów politycznych! Jak przeprowadzić wolnorynkowe reformy w sytuacji, w której większość społeczeństwa domaga się redystrybucji i socjalu, a zatem reprezentacja polityczna (sejm) wygląda dokładnie tak samo.

Konkludując. Po lekturze uważam, ba – jestem przekonany, że Balcerowicz wyznaje zasadę Thomasa Paine’a – “prawdziwy patriota powinien bronić kraju przed jego własnym rządem.” Stosunek do państwa ma więc identyczny jak Michalkiewicz/Korwin/ex-UPR. Różni ich może metoda, bo ci drudzy są zwolennikami dochodzenia do prawdy apriori, drogą logicznej analizy, a Balcerowicz przekłada nad nią badania i doświadczenia empiryczne. Do mnie bardziej trafia ta pierwsza (bo badania w dużej mierze zależą od przyjętej metodologi, zatem można “udowodnić” w zasadzie wszystko), choć zaznaczam, że Balcerowicz jest bardzo merytoryczny i argumentuje piekielnie dobrze. To co ich odróżnia, to skuteczność polityczna (10-0 dla Balcerowicza, jak na razie), wynikająca z pragmatyzmu. Po prostu Balcerowicz, jak mi się zdaje, stara się wysuwać plany możliwe do realizacji – dalekie od ideału, ale jednak poprawiające sytuację. Ci drudzy – może ze względu na to, że byli i pewnie będą dalecy od władzy – skupiają się na krytykowaniu wszystkiego z poziomu pryncypiów. Nie mówię, że to źle, bo to również jest potrzebne, zwłaszcza w działalności dydaktycznej, ale nie można wyłącznie tą miarą oceniać działań politycznych – tym bardziej, że Balcerowicz w sferze edukacyjnej również odnosi się do pryncypiów: lassiez-faire, rządów prawa itd.

Druga odróżniająca ich sprawa – i mniemam, że w związku z nią powstał konflikt – to stosunek do najnowszej historii. Konserwatywni-liberałowie, czyli cały ten nurt od Kisielewskiego, negują autentyczność Solidarności, przemian politycznych w III RP, niezależności Wałęsy itd. Balcerowicz stoi tutaj w wyraźnej opozycji, broniąc zarówno Solidarności jak i Wałęsy. Różni ich również stosunek do Unii Europejskiej – wyraźnie. Jakkolwiek nie uważać tych kwestii za ważne, nie powinny one (bo i na jakiej zasadzie?) wpływać na ocenę działań gospodarczych, a mam wrażenie, że ich ocena w przypadku przeciwników Balcerowicza (tych od strony wolnościowej, nie lewicy) wynika głównie z kwestii różnic w sprawach polityczno-historycznych. Bardzo źle to według mnie świadczy o wspomnianych krytykantach. Rzekłem.


PS: Dla mnie osobiście płynie z tego jedna nauczka – "kwestionuj wszystkie autorytety".
 
Druga odróżniająca ich sprawa – i mniemam, że w związku z nią powstał konflikt – to stosunek do najnowszej historii. Konserwatywni-liberałowie, czyli cały ten nurt od Kisielewskiego, negują autentyczność Solidarności, przemian politycznych w III RP, niezależności Wałęsy itd. Balcerowicz stoi tutaj w wyraźnej opozycji, broniąc zarówno Solidarności jak i Wałęsy. Różni ich również stosunek do Unii Europejskiej ... .
Balcerowicz to ekonomiczny technokrata, polityka, przynależność partyjna, stosunek do UE itp., to w jego rękach narzędzia do osiągania celów. Dzisiejszy krytycy zapominają o rzeczywistości parlamentarnej w jakiej to wszystko się odbywało, przypominam, że Kwaśniewski też nie pomagał i ustawy "zbyt" liberalne i odważne, wetował. Nie wiem na ile Balcerowicz był odpowiedzialny za koncepcję prywatyzacji (?), ale o to mam największe pretensje, najważniejsza z reform mogła być zrobiona zdecydowanie lepiej.
 
Nie wiem na ile Balcerowicz był odpowiedzialny za koncepcję prywatyzacji (?), ale o to mam największe pretensje, najważniejsza z reform mogła być zrobiona zdecydowanie lepiej.
W "Trzeba się bić" sam wspomina, że można to było zrobić lepiej i szybciej - ukazując za przykład Estonię. Dodatkowo do dziś w swoich wypowiedziach naświetla ów problem - więc w tym wydaje się być konsekwentny. Samej prywatyzacji za swojej kadencji nie nadzorował, Ministerstwem Przekształceń Własnościowych zarządzali kolejno: Kuczyński, Lewandowski, Gruszecki, Lewandowski (ponownie) i Kaczmarek. Na ile mógł mieć wpływ na prywatyzację - nie wiem. We wspomnianej książce odnosi się do tej kwestii również w momencie koalicji z AWS i stwierdza, że za ich rządów prywatyzacja przyspieszyła (po spowolnieniu wcześniejszych czasów). Trzeba by to było zweryfikować, bo nie wiem, czy faktycznie było jak mówi.
 
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/nor...i-uciekli-do-polski-sciga-ich-interpol/ghbfdk
To jest jakieś ,,humanitarne draństwo". Jakaś paranoja według której jest OK żeby człowiek, który zamordował tyle ludzi spokojnie wypoczywał w więzieniu w którym ma tak wspaniałe warunki o jakich wielu ludzi może tylko wypoczywać. Za to w Norwegii jest przecież są tak duże mandaty drogowe, chociaż ten kraj ma tak mała gęstość zaludnienia(a później cieszą się ,,humanitarni dranie", że takie małe kary, a przestępczość przecież...) i te urzędy jak Kinderamt w Niemczech.
Ja staram się zrozumieć, ale nie jestem w stanie...
 
W "Trzeba się bić" sam wspomina, że można to było zrobić lepiej i szybciej - ukazując za przykład Estonię. Dodatkowo do dziś w swoich wypowiedziach naświetla ów problem - więc w tym wydaje się być konsekwentny. Samej prywatyzacji za swojej kadencji nie nadzorował, Ministerstwem Przekształceń Własnościowych zarządzali kolejno: Kuczyński, Lewandowski, Gruszecki, Lewandowski (ponownie) i Kaczmarek. Na ile mógł mieć wpływ na prywatyzację - nie wiem. We wspomnianej książce odnosi się do tej kwestii również w momencie koalicji z AWS i stwierdza, że za ich rządów prywatyzacja przyspieszyła (po spowolnieniu wcześniejszych czasów). Trzeba by to było zweryfikować, bo nie wiem, czy faktycznie było jak mówi.
Był wicepremierem w rządzie Buzka, musiał mieć na to istotny wpływ. Wydaje mi się, że albo zabrakło pomysłu (mniej prawdopodobne), albo było zaplanowanym sposobem na uwłaszczenie ówczesnej nomenklatury. Sam znam, z pierwszej ręki, historię zwolnienia dyrektora dużego zakładu produkcyjnego, który został ukarany za pozyskanie wielomilionowego kontraktu eksportowego. Zadziałał wbrew planom prezesa i ministra, którzy szykowali firmę dla Kruppa i działali na obniżenie jej wartości.
Gdyby prywatyzacja była zrobiona lepiej, mielibyśmy dzisiaj dużo mniej problemów.
 
Dobra, mam chwilę, to coś napiszę, bo obiecałem.

Balcerowiczem zainteresowałem się głębiej jakiś czas temu, kiedy do opinii publicznej dostała się informacja, że będzie on doradzał rządowi Ukrainy. Oczywiście w sieci zaraz pojawiła się fala komentarzy nacjololo mówiących, że "będzie sprzedawał za bezcen" z jednej strony, no a z drugiej komentarze polskiej mikro-prawicy od Korwina i Brauna mówiące o tym, jak to zmarnował wiekopomną szansę Polski etc. i o tym, że Balcerowicz “nagle stał się liberałem… i że szkoda, że nie był nim, kiedy miał moc decyzyjną”. To ta narracja którą znałem, i którą – jak dobrze wiecie – powielałem, powołując się m.in. na Michalkiewicza, oraz także środowisko byłego UPR-u – w tym poważanego przeze mnie Roberta Gwiazdowskiego.

Z drugiej strony na grupach dyskusyjnych środowisk związanych z Instytutem Misesa – a cenię je, przynajmniej od dłuższego czasu, bardziej, niż dziadków z nurtu konserwatywno-liberalnego – pojawiały się oceny przeciwne. Ich argumentacja była na tyle rzeczowa, że zasiała ziarno zwątpienia odnośnie Balcerowicza, do tego stopnia, że postanowiłem dogłębniej sprawdzić, co autor przemian III RP faktycznie mówi – i co robił.

Przekopałem więc internet na tyle, na ile się dało. Na YT dostępne są filmy z lat ‘89-’92 w których mówi dokładnie to, co teraz – a mówi nie byle co i nie byle jak. W jednym z wywiadów zapytany o to, co mógł zrobić lepiej, stwierdził, że z perspektywy dwóch lat uważa, że niektóre reformy mogły być wprowadzone szybciej i bardziej wolnorynkowo (sic!). Zatem argumenty, że Balcerowicz stał się liberałem dopiero kiedy odszedł od władzy są totalnie z czapki i tu mam wielki zarzut głownie do Gwiazdowskiego, który taki pogląd utrwala – a przynajmniej ja nabrałem tego przekonania śledząc jego wypowiedzi. Dziwne, bo o ile grupa frustratów od Korwina może snobować się na “prawdziwych liberałów” i w ten sposób dowartościować się ze względu na brak osiągnięć politycznych, ale Gwiazdowski? Nie rozumiem.

Zaintrygowany kupiłem dwie książki Balcerowicza: “Trzeba się bić” (wywiad-rzeka) oraz “Odkrywając wolność” (zbiór publikacji najważniejszych autorów myśli wolnościowej) i po ich lekturze padły kolejne mity. Słowem jeszcze nawiążę tylko do tej drugiej pozycji
836cf2e9f346ce3bmed.jpg
– Biblia. Dosłownie. Tak rzeczowego i ważnego zbioru dzieł nie widziałem w języku polskim, i jest to według mnie najlepsza rzecz, jaka pojawiła się na polskim rynku w tej dziedzinie. Wszystkie bieda-wywiady/bieda-zbiory wydawane przez Tomasza Sommera i ferajny są po prostu śmiechu warte przy ciężarze gatunkowym zbioru od Balcerowicza… dodatkowo dzięki staraniom FOR książka jest w super niskiej cenie (dwadzieścia-kilka złotych za te przeszło 1000 stron!).

Ale wracając do mitów na temat planu Balcerowicza. Michalkiewicz rozpowszechnia tezę, że kwestię nawisu inflacyjnego można było rozwiązać – jak on to mówi – ekwiwalentnie, dając ludziom mienie w zamian za “zabieranie” wartości pieniądza, co byłoby bardziej uczciwe. Było by, oczywiście, sęk w tym, że było to niewykonalne. Nawis inflacyjny był tak duży (inflacja 639,6% w 1989 roku!!!), że groźbę hiperinflacji trzeba było zasypać natychmiast – był to główny problem ówczesnej gospodarki. Na prywatyzację nie było czasu, zresztą wystarczy spojrzeć, jak ów proces przebiega do dziś (po 25 latach nadal mamy masę własności państwowej), żeby przekonać się, iż propozycja Michalkiewicza to zwykłe bałamuctwo.

Idźmy dalej. Często powtarza się jako zarzut, że plan Balcerowicza był opracowany przez “międzynarodowych grandziarzy” (znów Michalkiewicz) m.in. Jefrey’a Sachsa, żeby “oskubać Polskę”. To drugie zostawię w spokoju, bo wystarczy porównać, jak dziś funkcjonuje ta “oskubana” Polska a np. “nieskubana” Ukraina czy Białoruś, które swojego planu Balcerowicza nie miały. Natomiast to, że zespół Balcerowicza korzystał z rad zewnętrznych ośrodków nie jest dziwne, biorąc pod uwagę skalę problemów. Polska zrujnowana 50 latami socjalizmu, bez instytucji rynkowych, z pieniądzem bez wartości, 90% własności państwowej, w dodatku przechodząca przemiany w formie demokratycznej była ewenementem – reformujący Niemcy Erhard, którego tu często przywołuję, czy pani Thatcher, byli w sytuacji nieporównywalnie, nieporównywalnie lepszej. O skali problemów i presji czasu (Balcerowicz nalegał, że datą krańcową wprowadzenia reform ma być 1. stycznia 1990 roku, uznając, zresztą w pełni słusznie, że zegar gra na niekorzyść Polski) przed jakimi stał zespół Balcerowicza można przekonać się z wspominanego wyżej wywiadu – polecam. Otwiera oczy.

Więcej. Działalność polityczna w UW (koalicja UW-AWS) to już zwyczajowa polityka. Nie jestem w stanie ocenić, na ile była skuteczna… zresztą jak to w koalicjach bywa. Do kilku błędów Balcerowicz się przyznaje, m.in. wprowadzenie powiatów, kilka rzeczy natomiast uznaje za sukces tego okresu – np. reforma emerytalna. Jego działalność w NBP można natomiast, według mnie, ocenić wyłącznie pozytywnie. Kiedy obejmował urząd inflacja w Polsce wynosiła 10% rocznie (serio) a utrzymywanie wysokich stóp procentowych i odpieranie presji kolejnych rządów na ich obniżenie pozwoliło ograniczyć ją do “cywilizowanych” +/- 2% w skali roku, które jest obecnym światowym standardem.

Oczywiście w stosunku do Balcerowicza wysuwa się zarzuty (znów Michalkiewicz i środowiska związane z Korwinem), że nie był dostatecznie wolnorynkowy. Zapewne jest to prawdą, lecz wysnuwanie takich zarzutów świadczy albo o umysłowej impotencji albo o złej woli – sami oceńcie. Te tezy są bowiem tak absurdalne, jak wysnuwanie zarzutów, że dany polityk/szef NBP nie przywrócił parytetu złota, który byłby najwłaściwszy. Byłby – tylko że to (znów) nijak się ma do realiów politycznych! Jak przeprowadzić wolnorynkowe reformy w sytuacji, w której większość społeczeństwa domaga się redystrybucji i socjalu, a zatem reprezentacja polityczna (sejm) wygląda dokładnie tak samo.

Konkludując. Po lekturze uważam, ba – jestem przekonany, że Balcerowicz wyznaje zasadę Thomasa Paine’a – “prawdziwy patriota powinien bronić kraju przed jego własnym rządem.” Stosunek do państwa ma więc identyczny jak Michalkiewicz/Korwin/ex-UPR. Różni ich może metoda, bo ci drudzy są zwolennikami dochodzenia do prawdy apriori, drogą logicznej analizy, a Balcerowicz przekłada nad nią badania i doświadczenia empiryczne. Do mnie bardziej trafia ta pierwsza (bo badania w dużej mierze zależą od przyjętej metodologi, zatem można “udowodnić” w zasadzie wszystko), choć zaznaczam, że Balcerowicz jest bardzo merytoryczny i argumentuje piekielnie dobrze. To co ich odróżnia, to skuteczność polityczna (10-0 dla Balcerowicza, jak na razie), wynikająca z pragmatyzmu. Po prostu Balcerowicz, jak mi się zdaje, stara się wysuwać plany możliwe do realizacji – dalekie od ideału, ale jednak poprawiające sytuację. Ci drudzy – może ze względu na to, że byli i pewnie będą dalecy od władzy – skupiają się na krytykowaniu wszystkiego z poziomu pryncypiów. Nie mówię, że to źle, bo to również jest potrzebne, zwłaszcza w działalności dydaktycznej, ale nie można wyłącznie tą miarą oceniać działań politycznych – tym bardziej, że Balcerowicz w sferze edukacyjnej również odnosi się do pryncypiów: lassiez-faire, rządów prawa itd.

Druga odróżniająca ich sprawa – i mniemam, że w związku z nią powstał konflikt – to stosunek do najnowszej historii. Konserwatywni-liberałowie, czyli cały ten nurt od Kisielewskiego, negują autentyczność Solidarności, przemian politycznych w III RP, niezależności Wałęsy itd. Balcerowicz stoi tutaj w wyraźnej opozycji, broniąc zarówno Solidarności jak i Wałęsy. Różni ich również stosunek do Unii Europejskiej – wyraźnie. Jakkolwiek nie uważać tych kwestii za ważne, nie powinny one (bo i na jakiej zasadzie?) wpływać na ocenę działań gospodarczych, a mam wrażenie, że ich ocena w przypadku przeciwników Balcerowicza (tych od strony wolnościowej, nie lewicy) wynika głównie z kwestii różnic w sprawach polityczno-historycznych. Bardzo źle to według mnie świadczy o wspomnianych krytykantach. Rzekłem.


PS: Dla mnie osobiście płynie z tego jedna nauczka – "kwestionuj wszystkie autorytety".

Widzę, ze ostra zmiana poglądów. Kiedyś tu Balcerowicza lansowalem i przedstawiles kilka z wyzej wymienionych, obalonych teraz argumentów :-)
 
Co te Kaczorki z Andrzejkiem tak Żydków lansują ? Nie zaczyna się robić niebezpiecznie z tą gloryfikacją Pejsatych?
 
Widzę, ze ostra zmiana poglądów. Kiedyś tu Balcerowicza lansowalem i przedstawiles kilka z wyzej wymienionych, obalonych teraz argumentów :-)
Nie da się ukryć, że przynajmniej w tej kwestii byłem ignorantem:)
 
@Jakub Bijan @Karateka@ daliście się nabrać na "personal branding" Balcerowicza. Nawet mi was nie żal. Wieczorem coś skrobnę bo wczoraj odpoczywałem po Iron Maiden i nawał roboty mam. Na szybko dodam, że za obydwu kadencja Balcerowicza jako MF ministrowie skarbu mieli gówno do gadania.
 
Co te Kaczorki z Andrzejkiem tak Żydków lansują ? Nie zaczyna się robić niebezpiecznie z tą gloryfikacją Pejsatych?

Pewnie stara wysłała Andrzeja do Kielc. :mamed:
Teść Andrzeja Dudy, Julian Kornhauser, swego czasu napisał nawet wiersz na temat pogromu kieleckiego ("Wiersz o zabiciu doktora Kahane").

Materiał sprzed ponad 2 lat.



"Pan Andrzej Duda słuchawek tłumacza nie używa, ani w lewym, ani w prawym uchu, z tego wniosek, ze ich nie potrzebuje i język hebrajski doskonale pojmuje. Ci co hebrajskiego nie znają, słuchawki w jednym uchu maja." :werdum:
 
Jaka jest spoleczna wartosc instrumentow finansowych? Świat bylby lepszy czy gorszy bez nich?
Instrumenty finansowe pomagają w inwestowaniu. Przykład. Przewidujesz, że w niedalekiej przyszłości w PL nastanie nieurodzaj i będzie brakować pszenicy. Nie znasz się na magazynowaniu zboża, jego transporcie, i całej machinerii związanej z jego zakupem/sprzedażą - wiesz natomiast (nie wiem, jesteś mega botanikiem czy klimatologiem... abstrakcja dla pokazania mechanizmu), że będzie brakować pszenicy, a więc wzrośnie jej cena. Gdyby na rynku nie było instrumentów finansowych, najprawdopodobniej nie dokonałbyś operacji zakupu/magazynowania i późniejszej sprzedaży - a więc dostarczenia zboża w momencie i miejscu, gdzie będą najbardziej potrzebne. Dzięki instrumentom finansowym (forward/ futures) wystarczy, że kupisz odpowiednio dużą liczbę kontraktów terminowych, które upoważniają Cię do zakupu określonej ilości po określonej cenie, w określonym terminie w przyszłości. Kiedy w skutek klęski żywiołowej bieżąca cena (spot) zacznie rosnąć, wartość Twoich kontraktów wzrośnie - możesz je więc zrealizować i osiągnąć zysk. Mimo że fizycznie nie miałeś styczności z pszenicą, jej transportem i magazynowaniem, to faktycznie dzięki zakupionym kontraktom inni ludzie (pozostałe strony) magazynowały jej więcej niż zwykle (dla zabezpieczenia swoich kontraktów), a więc przyczyniłeś się do zmniejszenia efektów przewidzianej przez Ciebie klęski żywiołowej.

Tak bym to opisał w maksymalnym uproszczeniu.
 
Instrumenty finansowe pomagają w inwestowaniu. Przykład. Przewidujesz, że w niedalekiej przyszłości w PL nastanie nieurodzaj i będzie brakować pszenicy. Nie znasz się na magazynowaniu zboża, jego transporcie, i całej machinerii związanej z jego zakupem/sprzedażą - wiesz natomiast (nie wiem, jesteś mega botanikiem czy klimatologiem... abstrakcja dla pokazania mechanizmu), że będzie brakować pszenicy, a więc wzrośnie jej cena. Gdyby na rynku nie było instrumentów finansowych, najprawdopodobniej nie dokonałbyś operacji zakupu/magazynowania i późniejszej sprzedaży - a więc dostarczenia zboża w momencie i miejscu, gdzie będą najbardziej potrzebne. Dzięki instrumentom finansowym (forward/ futures) wystarczy, że kupisz odpowiednio dużą liczbę kontraktów terminowych, które upoważniają Cię do zakupu określonej ilości po określonej cenie, w określonym terminie w przyszłości. Kiedy w skutek klęski żywiołowej bieżąca cena (spot) zacznie rosnąć, wartość Twoich kontraktów wzrośnie - możesz je więc zrealizować i osiągnąć zysk. Mimo że fizycznie nie miałeś styczności z pszenicą, jej transportem i magazynowaniem, to faktycznie dzięki zakupionym kontraktom inni ludzie (pozostałe strony) magazynowały jej więcej niż zwykle (dla zabezpieczenia swoich kontraktów), a więc przyczyniłeś się do zmniejszenia efektów przewidzianej przez Ciebie klęski żywiołowej.

Tak bym to opisał w maksymalnym uproszczeniu.
Mylisz instrumenty finansowe z derywatami, instrument finansowy jest znacznie szerszym pojęciem (obejmującym np. akcje, czy najstarszy instrument finansowy - pieniądz(chociaż w gospodarce barterowej pewnie kontrakty terminowe też istniały)). Całą dyskusje o społecznej roli instrumentów można streścić do faktu, iż występuje na nie popyt, ergo pełnią funkcje społeczną. Wszystkie funkcje pieniądza rozszerzasz o funkcje wymiany ryzyka (nie dystrybucji, a wymiany) i powinieneś mieć komplet funkcji pieniądza.
 
Instrumenty finansowe pomagają w inwestowaniu. Przykład. Przewidujesz, że w niedalekiej przyszłości w PL nastanie nieurodzaj i będzie brakować pszenicy. Nie znasz się na magazynowaniu zboża, jego transporcie, i całej machinerii związanej z jego zakupem/sprzedażą - wiesz natomiast (nie wiem, jesteś mega botanikiem czy klimatologiem... abstrakcja dla pokazania mechanizmu), że będzie brakować pszenicy, a więc wzrośnie jej cena. Gdyby na rynku nie było instrumentów finansowych, najprawdopodobniej nie dokonałbyś operacji zakupu/magazynowania i późniejszej sprzedaży - a więc dostarczenia zboża w momencie i miejscu, gdzie będą najbardziej potrzebne. Dzięki instrumentom finansowym (forward/ futures) wystarczy, że kupisz odpowiednio dużą liczbę kontraktów terminowych, które upoważniają Cię do zakupu określonej ilości po określonej cenie, w określonym terminie w przyszłości. Kiedy w skutek klęski żywiołowej bieżąca cena (spot) zacznie rosnąć, wartość Twoich kontraktów wzrośnie - możesz je więc zrealizować i osiągnąć zysk. Mimo że fizycznie nie miałeś styczności z pszenicą, jej transportem i magazynowaniem, to faktycznie dzięki zakupionym kontraktom inni ludzie (pozostałe strony) magazynowały jej więcej niż zwykle (dla zabezpieczenia swoich kontraktów), a więc przyczyniłeś się do zmniejszenia efektów przewidzianej przez Ciebie klęski żywiołowej.

Tak bym to opisał w maksymalnym uproszczeniu.

Czy ludzie ktorzy dorobili sie na kryzysie ekonomicznym kupując credit default swapy na kredyty hipoteczne przyczynili się do zlagodzenia kryzysu?

A tutaj Yaroon Brook o rynkach finansowych:

 
Last edited:
Mylisz instrumenty finansowe z derywatami, instrument finansowy jest znacznie szerszym pojęciem
Przecież derywat to jeden z instrumentów finansowych, więc jak mogę mylić? To tak, jakbyś powiedział, że mylę jabłko z owocami. Odniosłem się do kontraktów terminowych, bo wyczułem intencję pytającego - "społecznej roli" akcji nikt normalny nie zakwestionuje, natomiast kwestionowanie derywatów jest powszechne, robią to np. ludzie z CAS (Gwiazdowski).
Czy ludzie ktorzy dorobili sie na kryzysie ekonomicznym kupując credit default swapy na kredyty hipoteczne przyczynili się do zlagodzenia kryzysu?
latest

Nie wiem, czy pomogli w złagodzeniu kryzysu - rolą CDS-ów było/jest zabezpieczenie długu, taka forma ubezpieczenia. Czy to wpłynęło na szybsze wyjście z kryzysu? Nie mam dostatecznej wiedzy na ten temat, aby to ocenić, więc się nie podejmuję - jest tu zbyt wiele zależności. W każdym razie z pewnością nie jest tak, że to instrumenty pochodne doprowadziły do kryzysu, jak często się mówi.
 
Przecież derywat to jeden z instrumentów finansowych, więc jak mogę mylić? To tak, jakbyś powiedział, że mylę jabłko z owocami. Odniosłem się do kontraktów terminowych, bo wyczułem intencję pytającego - "społecznej roli" akcji nikt normalny nie zakwestionuje, natomiast kwestionowanie derywatów jest powszechne, robią to np. ludzie z CAS (Gwiazdowski).

latest

Nie wiem, czy pomogli w złagodzeniu kryzysu - rolą CDS-ów było/jest zabezpieczenie długu, taka forma ubezpieczenia. Czy to wpłynęło na szybsze wyjście z kryzysu? Nie mam dostatecznej wiedzy na ten temat, aby to ocenić, więc się nie podejmuję - jest tu zbyt wiele zależności. W każdym razie z pewnością nie jest tak, że to instrumenty pochodne doprowadziły do kryzysu, jak często się mówi.
Zgadzam się do intencji, ale trzeba tępić, takie niejednoznaczności.
Czy ludzie ktorzy dorobili sie na kryzysie ekonomicznym kupując credit default swapy na kredyty hipoteczne przyczynili się do zlagodzenia kryzysu?
Firma która produkuje młotki, nie odpowiada za przypadki w których kogoś zabito wykorzystując młotek. CDS to de facto ubezpieczenia (nie było tam charakterystycznego dla ubezpieczeń rozłożenia ryzyka, ale to problem wystawiających), także zarzucę opowiastkę o ubezpieczeniach. Ubezpieczenie dystrybuuje ryzyko pomiędzy ubezpieczonych. Masz pulę X ubezpieczonych o jakimś prawdopodobieństwie wystąpienia zdarzenia ubezpieczeniowego (w naszym przypadku będzie to oczywiście śmierć). Od tej puli X ubezpieczyciel kasuje składkę która pokrywa wypłaty związane z zdarzeniem ubezpieczeniowym i zapewnia zysk przedsiębiorcy. Ponieważ prawdopodobieństwo wykorkowania jest względnie stałe, biznes jest względnie stabilny. A teraz dowiadujesz się, że za miesiąc 1000 25-latków zostanie śmiertelnie porażona piorunem. Odpuścimy sobie kwestie moralne tutaj. Ubezpieczasz tych wszystkich ludzi na 1 000 000 PLN (składka za samą śmierć - koło 200 złotych) i siebie uposażasz. Za miesiąc masz do wyjęcia 1 000 000 000 PLN. Towarzystwo ubezpieczeniowe nie ma tyle kasy, ale wypłaca ile może i plajtuje. I tak mniej więcej było z CDS. Tak samo było z Kuźniarem wykorzystującym prawa konsumentów w USA. Masz dobrą rzecz (CDS powstały po to aby ubezpieczać portfele wierzytelności) wykorzystaną w zły sposób (osoby nie będące właścicielami wierzytelności kupują ubezpieczenia nie swoich wierzytelności, gdyż mają wiedzę, że wierzytelności się spierdolą, a bank który wystawia CDS jest zbyt głupi, żeby wiedzieć, że to co wystawia teraz i zarabia na tym grosze w przyszłości będzie go kosztowało miliardy). Pytanie o społeczne funkcje CDS jest tutaj jak pytanie o społeczne funkcje hazardu - dostarcza rozrywki i możliwości zarobku (ale to gra o sumie zerowej - ktoś zyskuje ktoś traci). Dla odmiany pozytywny przykład - jest coś takiego jak ubezpieczenie należności - firma ubezpiecza się przed niezapłaceniem za faktury od kontrahentów. Masz 10 kontrahentów, każdy bierze 10 procent produkcji, jak nie zapłaci Ci jeden jesteś w czarnej dupie. Ale płacisz 1 procent od faktury ubezpieczycielowi, jak kontrahent Ci nie zapłaci to ubezpieczyciel Ci zapłaci.
 
Zgadzam się do intencji, ale trzeba tępić, takie niejednoznaczności.

Firma która produkuje młotki, nie odpowiada za przypadki w których kogoś zabito wykorzystując młotek. CDS to de facto ubezpieczenia (nie było tam charakterystycznego dla ubezpieczeń rozłożenia ryzyka, ale to problem wystawiających), także zarzucę opowiastkę o ubezpieczeniach. Ubezpieczenie dystrybuuje ryzyko pomiędzy ubezpieczonych. Masz pulę X ubezpieczonych o jakimś prawdopodobieństwie wystąpienia zdarzenia ubezpieczeniowego (w naszym przypadku będzie to oczywiście śmierć). Od tej puli X ubezpieczyciel kasuje składkę która pokrywa wypłaty związane z zdarzeniem ubezpieczeniowym i zapewnia zysk przedsiębiorcy. Ponieważ prawdopodobieństwo wykorkowania jest względnie stałe, biznes jest względnie stabilny. A teraz dowiadujesz się, że za miesiąc 1000 25-latków zostanie śmiertelnie porażona piorunem. Odpuścimy sobie kwestie moralne tutaj. Ubezpieczasz tych wszystkich ludzi na 1 000 000 PLN (składka za samą śmierć - koło 200 złotych) i siebie uposażasz. Za miesiąc masz do wyjęcia 1 000 000 000 PLN. Towarzystwo ubezpieczeniowe nie ma tyle kasy, ale wypłaca ile może i plajtuje. I tak mniej więcej było z CDS. Tak samo było z Kuźniarem wykorzystującym prawa konsumentów w USA. Masz dobrą rzecz (CDS powstały po to aby ubezpieczać portfele wierzytelności) wykorzystaną w zły sposób (osoby nie będące właścicielami wierzytelności kupują ubezpieczenia nie swoich wierzytelności, gdyż mają wiedzę, że wierzytelności się spierdolą, a bank który wystawia CDS jest zbyt głupi, żeby wiedzieć, że to co wystawia teraz i zarabia na tym grosze w przyszłości będzie go kosztowało miliardy). Pytanie o społeczne funkcje CDS jest tutaj jak pytanie o społeczne funkcje hazardu - dostarcza rozrywki i możliwości zarobku (ale to gra o sumie zerowej - ktoś zyskuje ktoś traci). Dla odmiany pozytywny przykład - jest coś takiego jak ubezpieczenie należności - firma ubezpiecza się przed niezapłaceniem za faktury od kontrahentów. Masz 10 kontrahentów, każdy bierze 10 procent produkcji, jak nie zapłaci Ci jeden jesteś w czarnej dupie. Ale płacisz 1 procent od faktury ubezpieczycielowi, jak kontrahent Ci nie zapłaci to ubezpieczyciel Ci zapłaci.

Czy derywaty to zawsze gra o sumie zerowej?
 
Czy derywaty to zawsze gra o sumie zerowej?
pod kątem czysto "pieniężnym" tak - masz stronę która zyskuje, proporcjonalnie do drugiej która traci, albo mamy równowagę (swapy walutowe). Pomijam kwestie pośrednictwa. Natomiast jedna albo obydwie strony kupują sobie bezpieczeństwo. Idealnym przykładem będzie swap walutowy albo kontrakt terminowy. Strony zrzekają się możliwości osiągnięcia "ekstra" zysków wynikających ze zmiany kursu walutowego, ale zyskują pewność, że nie poniosą strat w związku ze zmianą wyżej wymienionego.
 
Jesli wolny rynek to nie jest gra a sumie zerowej, a derywaty to gra o sumie zerowej to czy derywaty nalezy uznac za zaprzeczenie wolnego rynku?
 
Jesli wolny rynek to nie jest gra a sumie zerowej, a derywaty to gra o sumie zerowej to czy derywaty nalezy uznac za zaprzeczenie wolnego rynku?
pod kątem czysto "pieniężnym" tak - masz stronę która zyskuje, proporcjonalnie do drugiej która traci, albo mamy równowagę (swapy walutowe) [...] Natomiast jedna albo obydwie strony kupują sobie bezpieczeństwo.
 
Back
Top