szplin
Vale Tudo Championship
Nie o Norwegię chodzi a o Twoją nieuległą postawęA z tą mizoginią, to coś mnie omineło z politycznych njusów z Norwegii na czasie?
Follow along with the video below to see how to install our site as a web app on your home screen.
Note: This feature may not be available in some browsers.
Nie o Norwegię chodzi a o Twoją nieuległą postawęA z tą mizoginią, to coś mnie omineło z politycznych njusów z Norwegii na czasie?
Pracuje odkąd skończyłem 14 lat i jakoś nie mogę narzekać na "stracone dzieciństwo".To czemuś pytał skoro się skojarzyło ;)
Ciężko wejsć w cudze rodziny i po swojemu porządki robić, bez wiedzy co działa, a co nie działa, jakie są dzieci, jakie są ich mocne strony, jakie są słabsze, itd itp. Na to wszystko jeszcze wyznawana hierarchia wartości...
15/16 to prawie dorosłość, więc proporcja wolności (i odpowiedzialności, bo to druga strona dokładnie tej samej monety) do beztroskiego, chronionego rodzicielskim kloszem dziecięctwa (a granie w gierki na komputerze kupionym "za urodzinowe", w tym kontekście przecież tym jest, nie jest to "relaks po 8h pracy" tylko często "relaks od relaksu") powinna być duża. I nie chodzi o to żeby zmuszać batem, bo "potem życie bata nie oszczędza", ot chodzi o przygotowanie do tego co nadchodzi.
A to co nadchodzi, wedle mojej subiektywnej oceny oczywiście, będzie mniej stabilne i mniej przyjazne niż ostatnie 30 lat. Apokalipsy nie przewiduje, żeby nie było, ale jest więcej trudniejszych alternatywnych przyszłości, gdzie - wspomniana - pracowitość i samodzielność się przyda. Z resztą: kiedy się one nie przydają?
Z ciekawostek to ja miałem z moją starszą kilka pogadanek o wartości nabywczej pieniądza, o średniej pensji w PL i proporcji kosztów życia na naszym przykładzie, ale także w jej wymarzonej Norwegii. Widziałem, że kilka rzeczy ją zakoczyło, pytała, i nie "wierzgała się" intelektualnie, jak to często przy takich "wykładach" robi.
EDIT:
I jeszcze jeden temat: czy studia są potrzebne? Czy te 5 lat życia warte? Które kierunki są tego warte, które nie są? To jest moja rozkmina, tym bardziej że jedziemy z edukacją domową już parę lat. Zapraszam do dyskusji.
To "my rodzice" zrobiliśmy z dzieci takie pół kaleki. Wszystko na stole, zmywarka buczy, wozimy w te i nazad... Wszystko jest, na horyzoncie dochód gwarantowany, państwo przecież powinno to i tamto...Wyobrażasz sobie teraz 14 latka ze stihlem zamiast smartfona?
@cRe
zabierasz cos ze soba do odkazania ran? Ostatnio ze zdziwieniem skonstatowałem, że apteczka samochodowa nic takiego nie ma :) Nosze stazę i staplera, mam bandaże etc, ale nic do odkazania nie mialem (nawet wódki XD).
W domu octanisept i woda utleniona, ale trafiłem na taki artykuł:
Dlaczego odkażanie ran wodą utlenioną to zły pomysł? Wyjaśnia biotechnolog Dawid Polak
Gdy się skaleczysz, sięgasz po wodę utlenioną? To błąd. Biotechnolog i autor profilu na Instagramie @biotech.geek Dawid Polak, wyjaśnia, dlaczego powinniśmy zastąpić ją innymi środkami.www.hellozdrowie.pl
Tutaj radzą Viscoplast lub Asept (dla ran płytkich, dla głębokich woda + zatamowanie + profesjonalna pomoc)
Odkażanie ran â jak i czym dezynfekowaÄ rany?
Odkażanie rany to jeden z elementów niezbÄdnych do prawidÅowego gojenia uszkodzonej tkanki. Poznaj zasady prawidÅowej dezynfekcji ran.www.drmax.pl
No i pięknie. Parę razy mi łańcuch po ciele strzelił jak się zerwał, ale lepsza zabawa była jak rekę wciągnęło pod krajzegę.To "my rodzice" zrobiliśmy z dzieci takie pół kaleki. Wszystko na stole, zmywarka buczy, wozimy w te i nazad...
A tu już w ogóle coś niebezpiecznego w rękach, co przy współczesnej koordynacji ręka-oko (a jest z tym duży problem u młodych) to jest skazanie na śmierć.
Choć konkrertnie w tej kwestii nie powinienem akurat nic mówić bo sam se zajebałem łańcuchową w piszczel niedawno XD
Wiedźmin jest wymyślonyNo i pięknie. Parę razy mi łańcuch po ciele strzelił jak się zerwał, ale lepsza zabawa była jak rekę wciągnęło pod krajzegę.
Każda blizna ma swoją historię, a każda historia to dobra życiowa lekcja.
Wiedźmin też miał blizny, a jaki kozak.
No krajzega to chwila moment i palców nie ma.No i pięknie. Parę razy mi łańcuch po ciele strzelił jak się zerwał, ale lepsza zabawa była jak rekę wciągnęło pod krajzegę.
Moim księżniczkom to mówię że jeep ma być obłocony, a facet ma mieć blizny XDKażda blizna ma swoją historię, a każda historia to dobra życiowa lekcja.
Wolalem sie upewnic.To czemuś pytał skoro się skojarzyło ;)
Ciekawe. O jakich hierarchiach wartosci mowimy?Ciężko wejsć w cudze rodziny i po swojemu porządki robić, bez wiedzy co działa, a co nie działa, jakie są dzieci, jakie są ich mocne strony, jakie są słabsze, itd itp. Na to wszystko jeszcze wyznawana hierarchia wartości...
Ale to przygotowac na to co nadchodzi mozesz zabierajac mlodego na pare dni do lasu lub w gory.15/16 to prawie dorosłość, więc proporcja wolności (i odpowiedzialności, bo to druga strona dokładnie tej samej monety) do beztroskiego, chronionego rodzicielskim kloszem dziecięctwa (a wspomniane granie w gierki na komputerze kupionym "za urodzinowe", w tym kontekście przecież tym jest, nie jest to "relaks po 8h pracy" tylko często "relaks od relaksu") powinna być duża. I nie chodzi o to żeby zmuszać batem, bo "potem życie bata nie oszczędza", ot chodzi o przygotowanie do tego co nadchodzi.
A kto powiedzial, ze sie nie przydaja? Samodzielnosc i pracowitosc jest rowniez rozwijana przez caly rok szkolny. Nie tylko przez prace zarobkowa. Pomaganie dziadkom na wsi, zajmowanie sie rodzenstwem, sprzatanie pokoju, domu. etcA to co nadchodzi, wedle mojej subiektywnej oceny oczywiście, będzie mniej stabilne i mniej przyjazne niż ostatnie 30 lat. Apokalipsy nie przewiduje, żeby nie było, ale jest więcej trudniejszych alternatywnych przyszłości, gdzie - wspomniana - pracowitość i samodzielność się przyda, niż alternatywnych przyszłości gdzie będzie "łatwiej". Z resztą: kiedy pracowitość i samodzielność się nie przydają?
No, ale praca zarobkowa nie daje ci dyplomu z ekonomii. Ludzie pracuja latami, a nie wiedza co to inflacja, podatek dochodowy czy jak sie liczy procent od pozyczki. Rozmowy z rodzicami zawsze na plus.Z ciekawostek to ja miałem z moją starszą kilka pogadanek o wartości nabywczej pieniądza, o średniej pensji w PL i proporcji kosztów życia na naszym przykładzie, ale także w jej wymarzonej Norwegii. Widziałem, że kilka rzeczy ją zakoczyło, pytała, i nie "wierzgała się" intelektualnie, jak to często przy takich "wykładach" robi.
Wedlug mnie ciezko wciaz byc na przyklad lekarzem, sedzia, prawnikiem, fizykiem jadrowym, itd itp bez dyplomu.EDIT:
I jeszcze jeden temat: czy studia są potrzebne? Czy te 5 lat życia warte? Które kierunki są tego warte, które nie są? To jest moja rozkmina, tym bardziej że jedziemy z edukacją domową już parę lat. Zapraszam do dyskusji.
Jakby sie przelewalo to bys jezdzil? Z reszta jezeli decyzja o podjeciu pracy to decyzja dziecka to dla mnie w ogole nie ma problemu.Ja również zacząłem pracować dosyć wcześnie i uważam, że na dobre mi to wyszło. W domu, delikatnie mówiąc, się nie przelewało, a w wakacje jak chciałem jechać na jakąś imprezę albo coś sobie kupić to wstawałem wcześnie rano i z kumplami jeździłem do sadu na zbiory.
Powodzenia w wychowaniu coreczki!Córka ma teraz 7 lat i dostaje czasami jakieś kieszonkowe. Czasami jak przychodzi po jakąś zabawkę to pokazuję na jej skarbonkę i mówię żeby to przemyślała dobrze. Z reguły zmienia zdanie ale zdarza się, że na pierdoły też wydaje XD. Mnie praca nauczyła też jakiejś odpowiedzialności. Nigdy nie dostałem wypowiedzenia, a i kilka awansów się przytrafiło w różnych firmach. Ale tak jak @Dzihados napisał, to też kwestia wyniesionych wartości z domu.
Myślę, że tak. Pochodzę ze wsi, mając 6-8 lat prawie każdy z mojego otoczenia w wakacje wstawał rano i próbował się załapać na ciągnik, kombajn itp. w lokalnym PGR. Czekało się gdzieś przy drodze, jak się udało to jeździłeś do wieczora z "wujem" ;). Jak ktoś zaspał to jedził z szambonurkiem Jako nastolatek to do wyboru miałeś zbiory owoców, czasami do pomocy na stolarni się szło załapać. Zazwyczaj jeździło się całą ekipą do takiej pracy więc nudno nie było, a i rodziców się trochę odciążało.Jakby sie przelewalo to bys jezdzil? Z reszta jezeli decyzja o podjeciu pracy to decyzja dziecka to dla mnie w ogole nie ma problemu.
z qmplem. Oboje
On ma chlopaka
To jest czas na zdobywanie innego typu doswiadczen, niekoniecznie zwiazanych z praca.
grajac w gry
Chyba nie zrozumiałeś @Dzihados o czym mówił.Ale to przygotowac na to co nadchodzi mozesz zabierajac mlodego na pare dni do lasu lub w gory.
Wszystko co napisales jest super i dokladnie mam takie samo podejscie. Ale rowniez, tak jak napisales, wychodze z zalozenia, ze poki sie uczy i w szkole daje przez caly rok z siebie wszystko to sam nie bede ja w wakacje wysylal na dodatkowa prace, zeby zarobila pare groszy albo tworzyl w okol niej otoczke, ze to by bylo cos co by mnie uszczesliwilo. Poki mnie stac oczywiscie.Myślę, że tak. Pochodzę ze wsi, mając 6-8 lat prawie każdy z mojego otoczenia w wakacje wstawał rano i próbował się załapać na ciągnik, kombajn itp. w lokalnym PGR. Czekało się gdzieś przy drodze, jak się udało to jeździłeś do wieczora z "wujem" ;). Jak ktoś zaspał to jedził z szambonurkiem Jako nastolatek to do wyboru miałeś zbiory owoców, czasami do pomocy na stolarni się szło załapać. Zazwyczaj jeździło się całą ekipą do takiej pracy więc nudno nie było, a i rodziców się trochę odciążało.
Co do wychowania córki, to ma wszystko co potrzebuje, a nawet czasami wydaje mi się, że aż za dużo. Z tym kieszonkowym chcę ją w ten sposób nauczyć wartości pieniądza i tego, że nic za darmo w życiu nie przychodzi samo. Nie chcę wychować bananowego dzieciaka, którego jedynym osiągnięciem będą finanse rodziców. Wspierać będę ją zawsze i dopilnuję by nic jej nie brakowało, ale też musi na to zapracować. Chociażby nauką w szkole, czy pomocą w domu. Myślę, że sprawdza się to na tą chwilę. Sama widzi czasami jaki styrany wracam z pracy i potrafi zrozumieć, że jak jej mówię, że nie mam na coś kasy teraz co by chciała. Nigdy nie zrobiła mi sceny w sklepie, że to chce i chuj.
dobre kombo--------------------------------------
To jest lepsze zestawienie:
------------------------------------
pewnie tak, dlatego pytalem o intencje tego twitta m.in.
To chyba musi zalezec od dziecka jednak. Moge mowic na swoim przykladzie tylko, ale ciezko by Ci bylo przekonac mnie w wieku 15 lat, ze praca jest bardziej wartosciowa niz przechodzenie diablo, warcrafta czy quake z qmplami po kablu na osiedlu lub sport wszelakiego rodzaju od rana do wieczora.Odnośnie Waszej dyskusji - odwodziłbym małolata od grania w gierki na rzecz pracy właśnie. Chodzi mi oczywiście o zachęcanie i pokazanie na konkretnych przykładach, że to jest bardziej wartościowe, a nie jakiś terror, przymus.
Pelna zgoda. Dopoki traktuje powaznie wakacje sa dla dziecka i moze robic co chce.Gierki? Tak ale z umiarem (i tutaj trzeba być bardziej radykalnym i stanowczym), jak i wszystko inne. Od szkoły, jeśli traktuje ją odpowiednio poważnie - odpocząć musi,
Nie grasz w gry duzo nie? Ale tutaj nie chodzi tylko o gry. To moze byc zajmowanie sie konmi w stajni, plywanie na desce surfingowej, czytanie ksiazek czy komiksow od rana do wieczora. Spotykanie sie ze znajomymi. Cokolwiek dziecku sprawia frajde i lubi robic. Jezeli dziecko uwielbia pracowac i zarabiac pieniadze to ok, ale tak jak napisalismy wyzej, jezeli traktuje szkole serio, to niech w wakacje robi co chce. Chce ajfona to niech sobie zarobi, ale tam jakis zwykly telefon jak cos od nas dostanie.jednak warto podjąć się wysiłku celem zachęcenia młodego do pracy, która przecież daje nie tylko korzyści finansowe ale nawet większą frajdę niż granie w gry,
Czy przyszłość (i jak odległa?) wygrywa nad teraźniejszością, chociażby? Czy ważne są doświadczenia czy pieniądze? Czy ważna jest edukacja czy praktyka? Czy ważna jest rodzina czy kariera? Korporacja a może praca na siebie, a moze najpierw jedno a potem drugie?O jakich hierarchiach wartosci mowimy?
Marzę o tym by dziewuchy moje chciały ze mną, bez mamki, gdzieś śmignąć. Jeszcze nie teraz.Ale to przygotowac na to co nadchodzi mozesz zabierajac mlodego na pare dni do lasu lub w gory.
Pelna zgoda, ze to caloroczna praca ma wiekszy sens, niz jakies krotkotrwale zrywy.A kto powiedzial, ze sie nie przydaja? Samodzielnosc i pracowitosc jest rowniez rozwijana przez caly rok szkolny. Nie tylko przez prace zarobkowa. Pomaganie dziadkom na wsi, zajmowanie sie rodzenstwem, sprzatanie pokoju, domu. etc
Pytanie po co ci dyplom z ekonomii, skoro zarabiasz? Chyba raczej trzeba pytac: ile chcesz zarabiac (stad moja rozmowa o sredniej), jak chcesz zyc, czy dyplom cie do tego przybliza czy nie. Nic za darmo, zawsze jest koszt, choćby alternatywny.No, ale praca zarobkowa nie daje ci dyplomu z ekonomii. Ludzie pracuja latami, a nie wiedza co to inflacja, podatek dochodowy czy jak sie liczy procent od pozyczki. Rozmowy z rodzicami zawsze na plus.
Oczywiscie.Wedlug mnie ciezko wciaz byc na przyklad lekarzem, sedzia, prawnikiem, fizykiem jadrowym, itd itp bez dyplomu.
Rozumiem - to rodzic powienien decydowac (stopniowo w coraz wiekszym stopniu wraz z dzieckiem) jak najlepiej chce przygotowac swoje dziecko do zycia.Do nauki z domu mam sceptyczne podejscie.
Ale to ty mowisz o trzymaniu dzieci pod kloszem (granie w gierki zamiast wakacyjnej pracy).Jezeli mowimy o trzymaniu dzieci pod kloszem to jest wlasnie dla mnie taki przyklad.
A to w nauczaniu domowym ktos zabrania kontaktow z ludzmi, dziecmi z roznych srodowisk? Z nauczycielami, roznymi? Fakt, nie wybieramy zjebow, psycholi i leniwców, a jednak to tez wazne doswiadczenie zyciowe (choc jedna babka ewidetnie - jak sie pozniej okazalo - byla "niestabilna" XD).Brak kontaktu z innymi dziecmi z roznych srodowisk. Nauczycieli, ktorzy wszyscy wiem sa rozni.
Próbowałeś kiedyś czegoś uczyć dziecka? Mnie się łatwiej uczy cudze dzieci niż swoje.Jest roznica miedzy mamusia tlumaczaca matme, a jakas hetera co che Ci wyrwac serce. Niesprawiedliwoscia, ktora bije po oczach itd.
Wow, nauczyli cie tego w podstawowce, czy w sredniej? ;)No i wycinac wyrostek dziecko w domu nauczysz?
Oczywiście, jednak od rodziców również. Odpowiednie postawy kształtuje się u dziecka od najmłodszych lat życia.To chyba musi zalezec od dziecka jednak.
Sport, a gierki na kompie, konsoli to dwie różne kwestie. Oczywiście jeśli zaczynasz to "przekonywanie" dopiero gdy dzieciak ma 15 lat - skazany jesteś na porażkę. Dodatkowo nie mówiłem o przekonywaniu słownym, bo te może być jedynie dodatkiem. Mówiłem o przykładach, konkretnych, podejmowanych próbach pokazania mu efektów i nie od 15 roku życia, a na długo wcześniej. W tym wieku autorytet rodzica podupada na rzecz kumpli, idolów, itd i bez wcześniejszej pracy celem wyposażenia dziecka w zdolność wyborów odpowiedniego poziomu (trzeba taką zdolność kształtować) - nasze opóźnione działania, szczególnie w tym okresie dojrzewania - raczej skazane są na porażkę.Moge mowic na swoim przykladzie tylko, ale ciezko by Ci bylo przekonac mnie w wieku 15 lat, ze praca jest bardziej wartosciowa niz przechodzenie diablo, warcrafta czy quake z qmplami po kablu na osiedlu lub sport wszelakiego rodzaju od rana do wieczora.
Rozumiem, że pisząc "może robić co chce", masz na myśli sferę odpowiednich wyborów. Sęk w tym, że to właśnie między innymi od naszej wcześniejszej pracy, o której pisałem wyżej zależeć będzie co mu w wakacje będzie się chciało robić. Praca, jak pisałem wcześniej - nie musi wiązać się z czymś bardzo niekomfortowym, bo realizacje swoich pasji przynoszą pozytywne efekty. Sztuka polega na tym, by dziecko miało jakąś pasję o wiele bardziej wartościową niż gierki, a to zależeć będzie m.in od naszej pomocy w jej odnalezieniu na przestrzeni jego rozwoju. Ukierunkowywanie w tej materii jest błędem, dzieciak sam powinien wybrać ale bez wspomnianej pomocy ograniczamy jego wybór.Dopoki traktuje powaznie wakacje sa dla dziecka i moze robic co chce.
Zgadzam się i pisałem wcześniej - we wszystkim umiar. Zajmowanie się końmi to właśnie praca, sport poniekąd - również, rekreacja to wypoczynek. Spotykanie ze znajomymi - nieodzowne. Napisałeś wcześniej:To moze byc zajmowanie sie konmi w stajni, plywanie na desce surfingowej, czytanie ksiazek czy komiksow od rana do wieczora. Spotykanie sie ze znajomymi. Cokolwiek dziecku sprawia frajde i lubi robic. Jezeli dziecko uwielbia pracowac i zarabiac pieniadze to ok, ale tak jak napisalismy wyzej, jezeli traktuje szkole serio, to niech w wakacje robi co chce. Chce ajfona to niech sobie zarobi, ale tam jakis zwykly telefon jak cos od nas dostanie.
Właśnie takie wysyłanie uważam za błąd i tu się pewnie zgadzamy. Spełnianie jakichś naszych ambicji kosztem wolnych wyborów dziecka do debilizm. Chodzi o to, by tak ukształtować świadomość młodego/młodej, by te wybory dotyczyły szerokiej puli i były wsparte wiedzą odpowiedniego poziomu co do ich efektów i wartości, a jeśli połączone to będzie z realizacją pasji, którą dziecko odnalazło dzięki naszej pomocy - mamy sukces.wychodze z zalozenia, ze poki sie uczy i w szkole daje przez caly rok z siebie wszystko to sam nie bede ja w wakacje wysylal na dodatkowa prace, zeby zarobila pare groszy albo tworzyl w okol niej otoczke, ze to by bylo cos co by mnie uszczesliwilo
Ale chociaż złapała za mopa i ogarnęła po sobie? Powoli chyba musisz ją zaznajamiać z karcheremWy tu już dzieci do pracy zaganiacie, a u nas była próba odpieluchowania.
Nie wyszło ale są pozytywy, mała oswoiła się z majtkami i nocnikiem. Drugi pozytyw obyło się bez strat materialnych w postaci osikanej kanapy, oberwały tylko podłogi xD
Chyba jeszcze za wcześnie bo mała nie woła że się jej chce, tylko po fakcie informuje że podłoga osikana
Przyznam sie, ze nie mam zbytnio pojecia. Znam za to ludzi, ktorzy przeszli na nauke domowa. Mowia, ze material jest taki sam jak w szkole i zdaje sie egzaminy co semestr. Dziecko samo decyduje kiedy i czego sie chce uczyc itd.Zdaje sie ze nie wiesz jak wyglada praktyka takiego nauczania
Ok, ale to sa wciaz Twoje i malzonki wybory. Wszystko wedlug ustalonych schematow. Nie ma nic co moze dziecko zaskoczyc czy postawic w niekomfortowej sytuacji. Zajec wszelkiego rodzaju multum, ale wszystko pod czujnym okiem rodzica. Co rozumiesz przez tzw. „typowe dziecko”?Nie wiem czy śledziłeś moje wpisy o nauczaniu domowym, ale moje córy mają tonę zajęć, od sportów po szydełkowanie, dzień mają o wiele ciekawszy niż typowe dziecko co codziennie nosi 20kg papieru na plecach w te i nazad 8-16.
To bardziej wartosciowe spedzanie czasu, niz 8h gadania do 30 osob w klasie a potem gierki.
Wiele razy. Nie nadaje sie na nauczyciela. Brak mi cierpliwosci.Próbowałeś kiedyś czegoś uczyć dziecka? Mnie się łatwiej uczy cudze dzieci niż swoje.
Dyplom z ekonomii to taki symbol zrozumienia podstaw dzialania rynku. Samo to, ze zarabiasz pieniadze nie swiadczy o tym, ze go automatycznie rozumiesz.Pytanie po co ci dyplom z ekonomii, skoro zarabiasz?
Wszystko w swoim czasieAle chociaż złapała za mopa i ogarnęła po sobie? Powoli chyba musisz ją zaznajamiać z karcherem
Ot, żona, nie będę kłamał. Jest fanką nauczania w metodzie Marii Montessori, a że nie ma u mnie na wsi takich szkół, ba, nie ma jakichkolwiek prywatnych, to nauczanie domowe przyszło naturalnie.Jak juz pisales tutaj co zdecydowalo u Was to podaj linka z checia przeczytam.
Moje mają dostęp tydzień w tydzień do jednych i drugich dziadków (ja nie miałem takiego luksusu, jeden dziadek zmarł przed moim urodzeniem, kolejni dziadkowie od strony ojca jak miałem kilka lat, więc tak świadomie to miałem jedną babcię, z nią zwykle spędzałem wakacje), wujków, cioć, kuzynek i kuzynów. Dzieciaki ze wspólnych zajęć. Na to wszystko są oczywiście ich przyjaciółki (co ciekawe nie mają często czasu ze względu na odrabianie lekcji). Nauczyciele, trenerzy.Jak i czym to wszystko jest zastepowane i gdzie doswiadczy tych wszystkich (czesto zlych) emocji przy nauce w domu jest dla mnie zagadka.
Największą zaletą szkoły jest socjalizacja, nie edukacja.Wedlug mnie szkola jest bardziej jak prawdziwe zycie.
Staramy się jak możemy XD Wierz mi, potrafię się dojebać (i wyegzekwować), chociaż wiadomo żony w tym pierwszym są lepsze XDNie ma nic co moze dziecko zaskoczyc czy postawic w niekomfortowej sytuacji.
Nic zawoalowanego: każde w szkole :) Ten plecak jest noszony w te i nazad :)Co rozumiesz przez tzw. „typowe dziecko”?
To jedno, ale jest też i druga strona: dziecko :) A te bestyje wykorzystają prywatę do swoich celów, w sumie naturalne i oczywiste.Wiele razy. Nie nadaje sie na nauczyciela. Brak mi cierpliwosci.
Fundamentalnie się nie zgadzam. Sam udzielałem korepetycji ludziom z Ekonomicznego - pamietam ze zostalem "wynajety" przez laske do wytlumaczenia czegos w statystyce, a jak probowalem zrozumiec czego ona nie rozumie, to dotarlem do y=ax+b i nie potrafila tego narysowac, serio. Wtedy po raz pierwszy nie podjalem sie "zlecenia" XD. Wielu takich wyjebanistów ma dyplomy, a gdzie tu "rozumienie rynku".Dyplom z ekonomii to taki symbol zrozumienia podstaw dzialania rynku.
To oczywiście prawda. Choć czy naprawdę musisz rozumieć mechanikę biegu, jeśli jesteś pierwszy na mecie?Samo to, ze zarabiasz pieniadze nie swiadczy o tym, ze go automatycznie rozumiesz.
Nie ma reguły, to prawda.To, ze dziecko bedzie sie tylko uczyc i nie pracowac do czasu ukonczenia studiow nie znaczy, ze bedzie sobie gorzej radzic, niz kolega co w wieku 15 lat czysci elewacje i ma wlasna firme. Moze oczywiscie byc odwrotnie, ale jedno nie determinuje drugiego.
Amen.Wszystko zalezy od dziecka.
Montessori to nie to samo co szkola prywatna ani indywidualne nauczanie domowe. To metoda, ktora jak pewnie wiecie, skupia sie na tym, czego chce dziecko, i dostosowania planu nauki do jego zdolnosci, etc, ale praca w grupie jest nieodlaczna czescia programu. Nie do osiagniecia w indywidualnej nauce w domu.Ot, żona, nie będę kłamał. Jest fanką nauczania w metodzie Marii Montessori, a że nie ma u mnie na wsi takich szkół, ba, nie ma jakichkolwiek prywatnych, to nauczanie domowe przyszło naturalnie.
Zgadzam sie. Wszystko zalezy od dziecka.Klasy 1-3 to pikuś i każdy rodzic da radę, 4 i powyżej wymaga już większego zaangażowania, zorganizowania, pieniędzy (ja nie odważyłbym się odpowiadać ze niektóre przedmioty) i - tu werble - zaangażowania dziecka. Nie każde dziecko nadaje się do edukacji domowej, to nie jest "cudowny lek na wszystko". Tak jak i publiczna szkoła nie jest "najlepsza dla każdego".
Ok. Interesujacy argument. Rodzina zawsze najwazniejsza, ale wszyscy zyjemy przeciez w jakims spoleczenstwie. Rodzice nie zastapia nigdy przyjaciol, znajomych i kolegow, tak samo jak nikt nie zastapi rodzicow.Moje przemyślenia na temat tego ile dziecko powinno czasu spędzać w rodzinie, a ile "z obcymi" w ich najważniejszym czasie przyszły później. Oddajemy dzieciaki, a te naturalnie powinny spędzać najwięcej czasu z rodziną. I tu powrót do wartości: co naprawdę w życiu, w długiej perspektywie, jest ważne? Co daje to codzienne szczęście, spełnienie?
To tak. Zawsze tak bylo, jest i bedzie. Dlatego lubie przedmioty scisle. Ciezko przekonac ludzi, ze nagle 1 + 1 = 5.Och jak politycy uwielbiają maczać palce w edukacji dzieci, każdy by tam coś wyjął, i coś dołożył.
Kuzyni i kolezanki z zajec tez ucza sie indywidualnie w domu?Moje mają dostęp tydzień w tydzień do jednych i drugich dziadków (ja nie miałem takiego luksusu, jeden dziadek zmarł przed moim urodzeniem, kolejni dziadkowie od strony ojca jak miałem kilka lat, więc tak świadomie to miałem jedną babcię, z nią zwykle spędzałem wakacje), wujków, cioć, kuzynek i kuzynów. Dzieciaki ze wspólnych zajęć.
Tak. Pelna zgoda.Na to wszystko są oczywiście ich przyjaciółki (co ciekawe nie mają często czasu ze względu na odrabianie lekcji). Nauczyciele, trenerzy.
Są i radości i zawody.
Życie.
Największą zaletą szkoły jest socjalizacja, nie edukacja.
Gratuluje. Rozumiem, ze srednia szkola juz zwyczajna?Paradoks, co nie?
Ciekawostka w nawiązaniu: moja zdała ezamin do średniej na 100% z matmy, 98% z polskiego, 96% z angielskiego (na świadectwo nie ma co dzisiaj patrzeć, nawet 6stki są wystawiane z dupy, nie ogarniam tego co nauczyciele/system zrobił z tymi ocenami).
Troche juz o tym pisalem wyzej. Wedlug mnie i tak wszystko zalezy od dziecka. Mozesz zaplacic najlepszych nauczycieli i tak nie gwarantuje to sukcesu. A to, ze bedzie istniala szkola, ktora ma najlepszych nauczycieli, najlepiej oplacanych, najlepszy program nie znaczy, ze dzieci tam sa wszystkie geniuszami, skupione na samodoskonaleniu, kreatywne itd. To znaczy tylko tyle, ze ich rodzicow na to stac.Staramy się jak możemy XD Wierz mi, potrafię się dojebać (i wyegzekwować), chociaż wiadomo żony w tym pierwszym są lepsze XD
Nie chodzą tylko na to co chcą (choćby taekwondo, od jakiegoś czasu marudzą). Ja nie chcę by one unikały "życia", tylko żeby ten czas był wartościowszy niż alternatywny, szyty pod najsłabszego w klasie (bo często tak lekcje wyglądają), albo co najwyżej pod "statystycznie średniego", z losowym nisko opłacanym urzędnikiem państwowym zwanym nauczycielem, który de facto nic nie może.
Zdarza sie to tak samo w szkolach/przedszkolach prywatnych i montessori.A to że ktoś ich nie popycha, nie bije, nie przeklina przy nich, nie słucha patorapu, nie są świadkami bezczelności wobec nauczycieli, to akurat ja uważam za zaletę.
Duzo. Raz straciles prace, to drugi raz mniej boli i mniej wiecej juz wiesz co robic. I nie ma co demonizowac zwyklych szkol. Wszyscy przeszlismy przez nie. Nie bylo zadnych montessori i wielu madrych ludzi sie wyksztalcilo i odniosło sukces.Wiem, to też życie, ale w taki sposób można by wiele rzeczy w dą definicję wepchnąć, których sami nie chcielibyśmy doświadczać. Chcesz stracić pracę? Rozwieść się? A przecież to też element życia, na pewno dużo uczy.
Tutaj nie za bardzo zrozumialem. Musial bys rozwinac watek.To jedno, ale jest też i druga strona: dziecko :) A te bestyje wykorzystają prywatę do swoich celów, w sumie naturalne i oczywiste.
Dzieci w jakimś stopniu powinny kontestować rodzica, to forma eksploracji świata, jego granic.
Jak ktos, kto nie zna funkcji liniowej dotarl na studia ekonomiczne? To nie swiadczy zle o ekonomistach, ale o weryfikacji wiedzy w tym kraju. A co jak ona tez miala 100% na egzaminach do sredniej?Fundamentalnie się nie zgadzam. Sam udzielałem korepetycji ludziom z Ekonomicznego - pamietam ze zostalem "wynajety" przez laske do wytlumaczenia czegos w statystyce, a jak probowalem zrozumiec czego ona nie rozumie, to dotarlem do y=ax+b i nie potrafila tego narysowac, serio. Wtedy po raz pierwszy nie podjalem sie "zlecenia" XD. Wielu takich wyjebanistów ma dyplomy, a gdzie tu "rozumienie rynku".
Dyplom nie oznacza automatycznie rozumienie "dzialania rynku". Być może % osób jest większy niż do reszty populacji, choć nawet jeśli to nie będzie to miażdżący rezultat (versus osoby z mgr inż. np.). Za moich czasów produkowali tyle ekonomów że potem pracy nie mogli ani znaleźć, ani sobie stworzyć (mimo "rozumienia dzialania rynku").
Pierwszy w jakim sensie?To oczywiście prawda. Choć czy naprawdę musisz rozumieć mechanikę biegu, jeśli jesteś pierwszy na mecie?
Te konto na twitterze to Ty prowadzisz?Nie ma reguły, to prawda.
Amen.
Aaa, zapomniałem. I "trochę" od rodzica :) Nature and nurture.
:) Wszystkie szkoly i przedszkola Montessori to szkoly prywatne. Indywidualne nauczanie ta metoda jest jak najbardziej mozliwe. Oczywiscie to nie to samo.Montessori to nie to samo co szkola prywatna ani indywidualne nauczanie domowe.
Nauczanie dostosowane do indwidualnego rozwoju dziecka.To metoda, ktora jak pewnie wiecie, skupia sie na tym, czego chce dziecko, i dostosowania planu nauki do jego zdolnosci, etc, ale praca w grupie jest nieodlaczna czescia programu.
Niby dlaczego nie? Wystarczy znac metode, zrobic pracownie, najlepiej tez pokoj. Jest literatura, są kursy, mozna kupic gotowe materialy. Do teorii dodać praktykę w pasujących proprcjach. Oczywiście że lepiej z innymi dzieciakami i to w różnym wieku (a nie w tym samym roczniku), element socjalizacji.Nie do osiagniecia w indywidualnej nauce w domu.
Generalnie idealna edukacja - tak mi sie wydaje - na tym mialaby chyba polegac? Montessori na to kladzie nacisk. Offtopic: nauka przyszłości z "indywidualnym nauczycielem AI" pewnie też sporo z tego podejścia by miała.Z zalozenia jak mowisz miala dostosowac sie do talentu dzieci i je stymulowac w kierunku, w ktorym sa uzdolnione.
?W praktyce, przynajmniej dla mnie, jest to element dzisiejszego „bezstresowego” wychowania dziecka i mody, zeby nie powiedziec proznosci. Ale to moja opinia, z moich doswiadczen. Nie wiem jakie przyjac kryteria oceny. Jezeli uwazasz, ze ida tam sami geniusze to parskne smiechem, ze koncza geniusze - to samo. Ze nie ma przemocy miedzy dziecmi i zlych zachowan, zlych nauczycieli - sa. Ze maja lepsze wyniki w nauce?
?Nie wiem.
W sensie jednak "nature"?Dla mnie i tak wszystko zalezy od dziecka.
A kto mowi o zastepowaniu?Ok. Interesujacy argument. Rodzina zawsze najwazniejsza, ale wszyscy zyjemy przeciez w jakims spoleczenstwie. Rodzice nie zastapia nigdy przyjaciol, znajomych i kolegow, tak samo jak nikt nie zastapi rodzicow.
praca=nadopiekunczosc i przesadna ochrona?W ogole zaczyna mi sie troche klocic to co piszesz o tej przedsiebiorczosci i samodzielnosci z obrazem troche takiej izolacji, nadopiekunczosci i przesadnej ochrony
Tak trochę offtopic, słyszałeś (w anglosferze, do nas chyba nie doszło) grzany przez lewicę temat 2 + 2 <> 4? Co tam się działo :)Ciezko przekonac ludzi, ze nagle 1 + 1 = 5.
Nie. Co w związku z tym?Kuzyni i kolezanki z zajec tez ucza sie indywidualnie w domu?
Dostala sie do tej klasy co chciala, choc ciagle rozwaza domowe.Gratuluje. Rozumiem, ze srednia szkola juz zwyczajna?
No i wracamy do "nature vs nurture".Troche juz o tym pisalem wyzej. Wedlug mnie i tak wszystko zalezy od dziecka. Mozesz zaplacic najlepszych nauczycieli i tak nie gwarantuje to sukcesu. A to, ze bedzie istniala szkola, ktora ma najlepszych nauczycieli, najlepiej oplacanych, najlepszy program nie znaczy, ze dzieci tam sa wszystkie geniuszami, skupione na samodoskonaleniu, kreatywne itd. To znaczy tylko tyle, ze ich rodzicow na to stac.
Nie slyszalem, a rozmawialem z paroma rodzicami. Choc pewnie zdarza sie wszedzie, pytanie o skale.Zdarza sie to tak samo w szkolach/przedszkolach prywatnych i montessori.
Ja? Chcesz publicznej, to posylaj do publicznej.I nie ma co demonizowac zwyklych szkol
Drzewiej to i telewizorow nie bylo ;)Duzo. Raz straciles prace, to drugi raz mniej boli i mniej wiecej juz wiesz co robic. I nie ma co demonizowac zwyklych szkol. Wszyscy przeszlismy przez nie. Nie bylo zadnych montessori i wielu madrych ludzi sie wyksztalcilo i odniosło sukces.
Konflikt dziecka z rodzicem (~24/7 razem) jest nieunikniony i naturalny: dziecko eksploruje swiat (pozytywnie i negatywnie), a rodzic stawia ograniczenia (pozytywnie i negatywnie). Dodatkowo dziecku w niktorych sprawach łatwiej kontestować rodzica, niż dziadków, albo "nauczyciela"/"trenera". Nie wiem co tu dodać.Tutaj nie za bardzo zrozumialem. Musial bys rozwinac watek.
No, dyplomy, namaszczenia i inne weryfikacje nie zawsze działają. Przykro mi, życie. Wiem, powinno wyjsc inaczej.Jak ktos, kto nie zna funkcji liniowej dotarl na studia ekonomiczne? To nie swiadczy zle o ekonomistach, ale o weryfikacji wiedzy w tym kraju.
też? "Też" w jakim sensie?A co jak ona tez miala 100% na egzaminach do sredniej?
A w jakim sensie można być pierwszym w czasie biegu?Pierwszy w jakim sensie?
Nie, ale co by to zmieniło?Te konto na twitterze to Ty prowadzisz?
A ten przykład:Do nauki z domu mam sceptyczne podejscie. Jezeli mowimy o trzymaniu dzieci pod kloszem to jest wlasnie dla mnie taki przyklad.
To i tak lepiej od Bastka.Wy tu już dzieci do pracy zaganiacie, a u nas była próba odpieluchowania.
Nie wyszło ale są pozytywy, mała oswoiła się z majtkami i nocnikiem. Drugi pozytyw obyło się bez strat materialnych w postaci osikanej kanapy, oberwały tylko podłogi xD
Chyba jeszcze za wcześnie bo mała nie woła że się jej chce, tylko po fakcie informuje że podłoga osikana
Przed chwilą była pierwsza dwójka na nocnik, idealnie przed snemTo i tak lepiej od Bastka.
A ten przykład:
?
Mialem takie wrazenie, ze nie rozmawiamy o czyms, a o "kims", co nawet podkreslilem mocno jednym pytaniem ;)bo dotyczy Cie bezposrednio
wolnościowe heheszki, czyli #polityczny
Pewnego wieczora szedłem do domu i zauważyłem, że pewien zdesperowany mężczyzna stoi na krawędzi mostu, i wygląda, jakby próbował skoczyć. Krzyknąłem do niego, żeby poczekał i podbiegłem spytać co się stało.
"To przez ten kraj" - lamentował - "Popada w ruinę i nic nie mogę z tym zrobić. Ostatnie wybory przesądziły wszystko. Nie chcę dalej żyć na tej planecie".
"Hej, głowa do góry!" - powiedziałem - "Siedzimy w tym razem. Powiedz mi, jesteś konserwatystą czy libertarianinem?"
"Libertarianinem" - odpowiedział.
"Świetnie! - powiedziałem - "Widzisz, nie jesteś sam! Jesteś wolnorynkowym libertarianinem czy socjalistycznym?"
"Wolnorynkowym" - powiedział
"Ja też! Paleolibertarianinem czy pedolibertarianinem?" - spytałem
"Paleolibertarianem" - odpowiedział
"To tak jak ja!" - powiedziałem - "Monetaryści czy austriacy?"
"Austriacy"
"Zupełnie tak jak ja. Hayek czy Rothbard?"
"Rothbard" - odpowiedział
"Ja tak samo. Jesteś konsekwencjalistycznym czy deontologicznym libertarianinem?" - spytałem
"Konsekwencjalistycznym" - odpowiedział
I wtedy powiedziałem: "Giń, lewackie ścierwo!" i zepchnąłem go z mostu.
Dokladnie taka sama sytuacja u nasDodam tylko że mam dwie córki, absolutnie rózne
Co tam Panowie, nie dało się syna zrobić?
To do tego tak potrzebujecie tej imigracji braci ze wschodu?
Jebaniutki narobil dziedzicow i szkaluje innych lordow ze następcy tronu nie maja
Co tam Panowie, nie dało się syna zrobić?
To do tego tak potrzebujecie tej imigracji braci ze wschodu?