Z tymi instruktorami tak jest, naprawdę warto.
U mnie jest problem, bo nigdy nie wiem kiedy będę dostępny na spokojne, są dzieciaki. A to kupa, a to siku, a to głodne, a to coś, co absolutnie nie może poczekać 30s. Żonka boi się prowadzić w nieznanych miejscach, także wszystko jest na mnie, nie mogę powiedzieć: wracaj, ja dojadę busem.
Marzy mi się wyjazd bez dzieciaków (albo tylko ze starszą) - wtedy wezmę na spokojne instruktora, bo czasowo wszystko dopne, nie tak jak teraz, że każdy poranek to splot przypadków, nie da się wyjechać na "otwarcie", powroty o losowych godzinach.
Z drugiej strony: dla młodszej wzieliśmy instruktorkę/czas na torze dla maluchów, ale okazało się to totalnym niewypałen. Laska zero podejścia do maluchów, po niemiecku szprecha, kiedy maluchowi to trzeba pokazywać, a nie gadać. Lepiej ja uczyłem córe wnosząc ja na stok (buty snowboardowe to jedna z największych przewag w stosunku do narciarzy), i pokazując, mówiac co ma robić przy zjeździe.
Taka moja refleksja: "skąpy" płaci dwa razy. Mam na myśli to, że np. w Poznaniu jest Malta Ski i spokojnie tydzien, dwa przed wyjazdem można iść na parę godzin (z instruktorem!), które zaowocują tym, że zyskamy dzień w miejscu do którego jedziemy (nie przypominamy sobie dzień dwa swojego skilla, tylko od razu w niego wskakujemy) za naprawdę nieprównywalnie mniejsze pięniądze, niż na miejscu. Dwa, że od razu rozruszamy trochę mięśnie. W jakimś sensie niskim kosztem, popołudniowym albo sobotnim czasem przedłużamy sobie "sportowy" urlop.
Dzisiaj najlepszy dzień. Nadal mało jeżdżę, tzn. nie tyle co bym mógł jako singiel. Dwójka dzieci, ucząca się żona, zawsze coś wyskakuje. Dzisiaj jednak cały dzień na stoku, trochę udało mi się skupić na swojej technice. Spokojnie zmieniam krawędzie przy średnich prędkościach, ale czasem mam taką małą zawiechę, potrzebuje sekundy dwóch, by zrobić zwrot. W ogóle nie mam gleb, które by mi czymkolwiek groziły, raczej to jakieś zachwiania na postoju, albo jakieś zagapienie i podparcie się ręką. Zdarza mi się seria kilku-kilkunastu krótkich, szybkich zmian krawędzi prawie w lini prostej, ale nie wychodzi mi to zawsze.
Z ciekawostek: pogoda jest dosyć słaba, tzn temperatura okołozerowa, no i chmury z opadami (śniegu) często ograniczają strasznie widoczność. W goglach to wszystko się zlewa. Natomiast wymusiło to na mnie jazdę na czuja, pozycja sama z siebie obniżyła mi się i nagle wybierałem muldy czy jakieś naturalne kształty terenu, które by mnie zachwiały albo zatrzymały (tzn. po trafieniu na nie na tyle bym się spiął, że bym wyhamował), albo bym je cykorowo omijał. A nagle mogłem przez to przelecieć! Zaskoczyło mnie to...