Co mnie wku*wia

Jebniety jesteś? ::really::
Zawsze wiem kiedy Polak jedzie w Niemczech, nawet jak na niemieckich blachach. Bo zawsze scisnieniowany i z każdym gównem ten ryj musi wyciągnąć zza szyby. Wystarczy mu powiedzieć po polsku, żeby zamknął ryj i już się chowa. Jeździsz na tych dostawczakach i dalej nie wiesz jak jest w Niemczech? Obojętne czy poczta, dpd, gls czy inne gówno, jak stają na ulicy to masz czekać i chuja ci da wyciąganie japy z auta.
 
Zawsze wiem kiedy Polak jedzie w Niemczech, nawet jak na niemieckich blachach. Bo zawsze scisnieniowany i z każdym gównem ten ryj musi wyciągnąć zza szyby. Wystarczy mu powiedzieć po polsku, żeby zamknął ryj i już się chowa. Jeździsz na tych dostawczakach i dalej nie wiesz jak jest w Niemczech? Obojętne czy poczta, dpd, gls czy inne gówno, jak stają na ulicy to masz czekać i chuja ci da wyciąganie japy z auta.
Ale tu nie chodzi o sytuacje gdy musisz tak robić, sam tak robię a w Hamburgu to i po 20 min ludzie kurwili bo nie mieli wyjścia a o sytuacje w której ma w chuj miejsca żeby zjechać wolne miejsce że Siwy by się Scania zmieścił, na to nie ma usprawiedliwienia i nie pierdol głupot.
 
Ale tu nie chodzi o sytuacje gdy musisz tak robić, sam tak robię a w Hamburgu to i po 20 min ludzie kurwili bo nie mieli wyjścia a o sytuacje w której ma w chuj miejsca żeby zjechać wolne miejsce że Siwy by się Scania zmieścił, na to nie ma usprawiedliwienia i nie pierdol głupot.
No i chuj xD ja pierdole to tylko praca, wez sie wycziluj.
 
I żaden @Siwy25_1 z łapami nie wyszedł?
:awesome:
Ja myślę zawsze, żeby jak najmniej blokować ruch, a małym nie jeżdżę. No i na mnie się nie trąbi, bo to grozi kalectwem.
:fjedzia:
Bardzo dobrze zrobił. Nie jesteś w Polsce. Naucz się tego
Dokładnie, w DE jakimkolwiek auto stoi na drodze ''na robocie" to masz stanąć, zamknąć ryj i poczekać albo wyminąć.
 
Pogrzeb miał piękny. Rodzina, przyjaciele, druhowie i rozpłakany proboszcz go pożegnali że miejsca prawie na cmentarzu już niebyło jak sie wszyscy zgromadzili. Miał sobie takie życzenie że po śmierci chciałby aby do jego trumny przybity został jego kask z czasów w straży. Postarali się chłopacy z całą odprawą i kaskiem

Ale i tak wolałbym go z nami, poświętować jego urodziny. By się staruszek wkurwił na ilość tych wszystkich wieńców jakby zobaczył :lol:

Nie mam tak naprawdę po co się tymi informacjami dzielić ale tak mnie naszło
 
Last edited:
Że właśnie mija szósty tydzień od operacji barku, już niedługo mam ściągnąć kamizelkę/temblak i w sumie rehabilitant powiedział, że jak cały dzień w pracy to mam to jak jestem w domu to już powinienem bez śmigać, żeby wspomagać ruchomość.

No i chuj, poszedłem teraz do sklepu w tym deszczu, więc idę blisko budynku żeby mieć jakieś zadaszenie i trochę mniej na łeb padało. I przy sklepie jest paczkomat, a wraz z nim wiąże się wspaniała funkcjonalność zwana zdalnym otwieraniem paczek. Nie widziałem nikogo, szedłem obok tego paczkomatu nagle dźwięk otwieranej szuflady i ona otwierająca się tuż przed moją chłopską mordą (od strony kontuzjowanej) spowodowała, że szarpnąłem ręką i odruchowo odskoczyłem. No i chuj coś chrupnęło, teraz mnie bark napierdala razy 100, nie dość że ostatnio ciągle bolał bo nadwyrężyłem dzięki swojemu debilnemu powrotowi do pracy, to teraz pewnie uraz odnowiony przynajmniej częściowo i ten ostatni okres psu w dupę. I ogólnie chyba już wszystko chuj.

Jakieś fatum nade mną krąży poważnie, nie dość że ta operacja ostatnio, to jeszcze wszystko zaczęło się pierdolić, zdrowie moje, ojca* co mnie najbardziej martwi*, w pracy też pizda, w relacji z jedną z nielicznych wartościowych kobiet jakie znam, też już temat skończony. Finansowo też gorzej, bo w chuj wydatków, auto się psuje, rehabilitacja tania nie jest.

Jakby wcześniej było kolorowo, a teraz się to tak zbiegło to bym uznał, że to zbieg okoliczności, ale będzie lepiej. Jednak co raz bardziej moje życie się babra w gównie, jestem w sumie jak te państwo. Niby ma być lepiej, tylko wystarczy coś poprawić, a jakimś sposobem jest gorzej i co chwile wybija szambo. Wiem, że przy problemach takich jak kolegi wyżej to chuj nie problemy, ale jednak mnie to męczy i muszę się uzewnętrznić.

I najgłupsze w sumie jest to, że pisze o tym anonimowym kolegom z internetu, a nie mówię o tym nikomu w swoim otoczeniu. Bo w sumie nie wiem po co miałbym to robić.

*przy okazji operacji żylaków wycięli mu dziwną zmianę skórną, wyszło teraz, że to był nowotwór. Niezłośliwy co prawda, ale i tak mnie to martwi bardzo, a ojciec oczywiście jak to stary chłop bagatelizuje sprawę zamiast zapieprzać do onkologa w podskokach.
 
Że właśnie mija szósty tydzień od operacji barku, już niedługo mam ściągnąć kamizelkę/temblak i w sumie rehabilitant powiedział, że jak cały dzień w pracy to mam to jak jestem w domu to już powinienem bez śmigać, żeby wspomagać ruchomość.

No i chuj, poszedłem teraz do sklepu w tym deszczu, więc idę blisko budynku żeby mieć jakieś zadaszenie i trochę mniej na łeb padało. I przy sklepie jest paczkomat, a wraz z nim wiąże się wspaniała funkcjonalność zwana zdalnym otwieraniem paczek. Nie widziałem nikogo, szedłem obok tego paczkomatu nagle dźwięk otwieranej szuflady i ona otwierająca się tuż przed moją chłopską mordą (od strony kontuzjowanej) spowodowała, że szarpnąłem ręką i odruchowo odskoczyłem. No i chuj coś chrupnęło, teraz mnie bark napierdala razy 100, nie dość że ostatnio ciągle bolał bo nadwyrężyłem dzięki swojemu debilnemu powrotowi do pracy, to teraz pewnie uraz odnowiony przynajmniej częściowo i ten ostatni okres psu w dupę. I ogólnie chyba już wszystko chuj.

Jakieś fatum nade mną krąży poważnie, nie dość że ta operacja ostatnio, to jeszcze wszystko zaczęło się pierdolić, zdrowie moje, ojca* co mnie najbardziej martwi*, w pracy też pizda, w relacji z jedną z nielicznych wartościowych kobiet jakie znam, też już temat skończony. Finansowo też gorzej, bo w chuj wydatków, auto się psuje, rehabilitacja tania nie jest.

Jakby wcześniej było kolorowo, a teraz się to tak zbiegło to bym uznał, że to zbieg okoliczności, ale będzie lepiej. Jednak co raz bardziej moje życie się babra w gównie, jestem w sumie jak te państwo. Niby ma być lepiej, tylko wystarczy coś poprawić, a jakimś sposobem jest gorzej i co chwile wybija szambo. Wiem, że przy problemach takich jak kolegi wyżej to chuj nie problemy, ale jednak mnie to męczy i muszę się uzewnętrznić.

I najgłupsze w sumie jest to, że pisze o tym anonimowym kolegom z internetu, a nie mówię o tym nikomu w swoim otoczeniu. Bo w sumie nie wiem po co miałbym to robić.

*przy okazji operacji żylaków wycięli mu dziwną zmianę skórną, wyszło teraz, że to był nowotwór. Niezłośliwy co prawda, ale i tak mnie to martwi bardzo, a ojciec oczywiście jak to stary chłop bagatelizuje sprawę zamiast zapieprzać do onkologa w podskokach.
Zdrowia dla taty i Ciebie, dasz radę wyjdziesz na prostą
:bleed:

Mnie też czeka usunięcie żylaka i kurwa już jestem posrany, boję się tego w chuj ale jak teraz nie zrobię to będzie po nodze albo po mnie. Już dawno to powinienem zrobić ale tak jak piszesz, człowiek głupi
:homer:
 
Że właśnie mija szósty tydzień od operacji barku, już niedługo mam ściągnąć kamizelkę/temblak i w sumie rehabilitant powiedział, że jak cały dzień w pracy to mam to jak jestem w domu to już powinienem bez śmigać, żeby wspomagać ruchomość.

No i chuj, poszedłem teraz do sklepu w tym deszczu, więc idę blisko budynku żeby mieć jakieś zadaszenie i trochę mniej na łeb padało. I przy sklepie jest paczkomat, a wraz z nim wiąże się wspaniała funkcjonalność zwana zdalnym otwieraniem paczek. Nie widziałem nikogo, szedłem obok tego paczkomatu nagle dźwięk otwieranej szuflady i ona otwierająca się tuż przed moją chłopską mordą (od strony kontuzjowanej) spowodowała, że szarpnąłem ręką i odruchowo odskoczyłem. No i chuj coś chrupnęło, teraz mnie bark napierdala razy 100, nie dość że ostatnio ciągle bolał bo nadwyrężyłem dzięki swojemu debilnemu powrotowi do pracy, to teraz pewnie uraz odnowiony przynajmniej częściowo i ten ostatni okres psu w dupę. I ogólnie chyba już wszystko chuj.

Jakieś fatum nade mną krąży poważnie, nie dość że ta operacja ostatnio, to jeszcze wszystko zaczęło się pierdolić, zdrowie moje, ojca* co mnie najbardziej martwi*, w pracy też pizda, w relacji z jedną z nielicznych wartościowych kobiet jakie znam, też już temat skończony. Finansowo też gorzej, bo w chuj wydatków, auto się psuje, rehabilitacja tania nie jest.

Jakby wcześniej było kolorowo, a teraz się to tak zbiegło to bym uznał, że to zbieg okoliczności, ale będzie lepiej. Jednak co raz bardziej moje życie się babra w gównie, jestem w sumie jak te państwo. Niby ma być lepiej, tylko wystarczy coś poprawić, a jakimś sposobem jest gorzej i co chwile wybija szambo. Wiem, że przy problemach takich jak kolegi wyżej to chuj nie problemy, ale jednak mnie to męczy i muszę się uzewnętrznić.

I najgłupsze w sumie jest to, że pisze o tym anonimowym kolegom z internetu, a nie mówię o tym nikomu w swoim otoczeniu. Bo w sumie nie wiem po co miałbym to robić.

*przy okazji operacji żylaków wycięli mu dziwną zmianę skórną, wyszło teraz, że to był nowotwór. Niezłośliwy co prawda, ale i tak mnie to martwi bardzo, a ojciec oczywiście jak to stary chłop bagatelizuje sprawę zamiast zapieprzać do onkologa w podskokach.
Miałem takiego doła dwa i pół roku temu. Problemy z nerką - niezdiagnozowane bo pan idiota urolog stwierdził że to od kręgosłupa mnie boli. Nie mogłem pracować, pieniądze szybko zniknęły z kupki a w domu pięcioosobowa rodzina.
Nie pisze tego żeby powiedzieć że miałem gorzej albo lepiej niż Ty. Zmieniłem lekarza i później już jakoś poszło ku lepszemu.
Tobie też życzę rozwiązania problemów i wyjścia na prostą.
 
Że właśnie mija szósty tydzień od operacji barku, już niedługo mam ściągnąć kamizelkę/temblak i w sumie rehabilitant powiedział, że jak cały dzień w pracy to mam to jak jestem w domu to już powinienem bez śmigać, żeby wspomagać ruchomość.

No i chuj, poszedłem teraz do sklepu w tym deszczu, więc idę blisko budynku żeby mieć jakieś zadaszenie i trochę mniej na łeb padało. I przy sklepie jest paczkomat, a wraz z nim wiąże się wspaniała funkcjonalność zwana zdalnym otwieraniem paczek. Nie widziałem nikogo, szedłem obok tego paczkomatu nagle dźwięk otwieranej szuflady i ona otwierająca się tuż przed moją chłopską mordą (od strony kontuzjowanej) spowodowała, że szarpnąłem ręką i odruchowo odskoczyłem. No i chuj coś chrupnęło, teraz mnie bark napierdala razy 100, nie dość że ostatnio ciągle bolał bo nadwyrężyłem dzięki swojemu debilnemu powrotowi do pracy, to teraz pewnie uraz odnowiony przynajmniej częściowo i ten ostatni okres psu w dupę. I ogólnie chyba już wszystko chuj.

Jakieś fatum nade mną krąży poważnie, nie dość że ta operacja ostatnio, to jeszcze wszystko zaczęło się pierdolić, zdrowie moje, ojca* co mnie najbardziej martwi*, w pracy też pizda, w relacji z jedną z nielicznych wartościowych kobiet jakie znam, też już temat skończony. Finansowo też gorzej, bo w chuj wydatków, auto się psuje, rehabilitacja tania nie jest.

Jakby wcześniej było kolorowo, a teraz się to tak zbiegło to bym uznał, że to zbieg okoliczności, ale będzie lepiej. Jednak co raz bardziej moje życie się babra w gównie, jestem w sumie jak te państwo. Niby ma być lepiej, tylko wystarczy coś poprawić, a jakimś sposobem jest gorzej i co chwile wybija szambo. Wiem, że przy problemach takich jak kolegi wyżej to chuj nie problemy, ale jednak mnie to męczy i muszę się uzewnętrznić.

I najgłupsze w sumie jest to, że pisze o tym anonimowym kolegom z internetu, a nie mówię o tym nikomu w swoim otoczeniu. Bo w sumie nie wiem po co miałbym to robić.

*przy okazji operacji żylaków wycięli mu dziwną zmianę skórną, wyszło teraz, że to był nowotwór. Niezłośliwy co prawda, ale i tak mnie to martwi bardzo, a ojciec oczywiście jak to stary chłop bagatelizuje sprawę zamiast zapieprzać do onkologa w podskokach.
Właśnie w takich momentach dopiero widać, że najważniejsze jest zdrowie, a reszta to chuj.
 
Back
Top