Co to w ogóle oznacza? "Życie w zgodzie z natura" może być zarówno rozumiane skrajnie rożnie (np. darwinizm społeczny też dla wielu jest zgodny z "naturą").
Praktyki stoickie prowadzą do życia w zgodzie z naturą, zatem rozumiane jest to bardzo konkretnie -> podział kontrola/brak kontroli i wszystko co z tym związane + budowanie odpowiedniego charakteru = życie w zgodzie z naturą. Wszystko jest opisane, łącznie z konkretnymi praktykami, nie ma tu pola do nadużyć, jeśli dopowiesz sobie coś poza to, to nie mówisz już o stoicyzmie.
Aha, i naturę rozumiemy po prostu jako rzeczywistość, to co nas otacza, Wszechświat i jego prawa, które sterują naszymi życiami.
Jak już zauważyłeś, nic nie jest w 100% pod Naszą kontrolą. Niektórzy nawet uważają, że nie kontrolujemy niczego z racji na niemożliwość istnienia czegoś takiego jak wolna wola (polecam książkę i wykład Sama Harris'a na youtube).
Czytałem wszystko Harrisa i w pełni się zgadzam, też uważam, że wolna wola nie ma racji bytu i "ja" to iluzja, wskazują na to i neuronauki, i fizyka. Co nie zmieni tego, że żyję, odczuwam, myślę i chcę sobie z tym dobrze radzić, czytanie Harrisa niekoniecznie mnie pod tym względem wzbogaciło, ba, bardzo długo nie mogłem sobie poradzić z brakiem sensu (bo co bym nie robił to wszystko ostatecznie przestanie istnieć) i miałem depresję - samo mindfulness to za mało jak dla mnie.
Jak to się ma do reakcji na życie społeczne, którego jesteśmy częścią jako "zwierzęta społeczne"? Jeżeli ból sprawia Ci widok np. ludzi bezdomnych to znaczy że musisz nad sobą popracować? Jeżeli żyłbyś w czasach kiedy Naziści palili ludzi w piecach i przerabiali ich tkanki na ubrania czy środki czystości, też miałbyś sobie za złe, że poczułeś się okropnie będąc tego świadkiem? Ja uważam, że takie emocje to integralna część naszej natury i pomagają zmienić Nasze otoczenie, na które mamy wpływ. IMO rzecz jedynie w tym aby nauczyć się mądrze rozdzielać swoje wysiłki i swoją odpowiedzialność wobec różnego rodzaju sytuacji.
Dla stoika każdy jest odpowiedzialny wyłącznie za własną głowę. Jeśli ktoś odczuwa negatywne emocje to odczuwa je ze względu na swoje osądy dot. jakiejś sytuacji a nie samą sytuację. Bezdomni i ofiary nazistów nie są tu wyjątkiem, a to że cierpią, zamiast podejść z większą mądrością do życia (bezdomni) lub odwagą i godnością do śmierci (ofiary)? Ja nie jestem bogiem, żeby każdemu dać stoickie umiejętności, ani nie jestem bogiem, żeby zrobić tu raj. W praktyce jednak każdy, kto odpowiednio długo praktykuje stoicyzm, pomógłby na miarę swoich możliwości, widząc cudze cierpienie, bo temu sprzyjają cechy charakteru, które codziennie się buduje (a zaangażowanie w polepszanie życia wszystkich ludzi jest wyrażone wprost w naukach stoickich). Po prostu nie cierpiałby razem z nimi.
Zupełnie pomija się tutaj "nieświadomą" część naszego umysłu, która powoduje reakcje emocjonalne, zanim świadoma część Naszego umysłu będzie miała szansę "osądzić" daną sytuację (j/w widok skrzywdzonych ludzi, bólu, podniecenie seksualne, głód etc.). Nawet jeżeli taką reakcję "nieświadomą" na daną sytuacje też nazwiemy częścią "zjawiska poza nasza kontrolą" to czy ponownie - nie odcinamy się od impulsu, który pozwala nam skierować wysiłek w celu zmiany danego zjawiska, na np. bardziej pożądane? Np. pomoc głodnemu, do czego kieruje nas emocja empatii?
A empatia to coś złego, że jako stoik miałbym się tego pozbywać? Ja to rozumiem jako zrozumienie co czuje drugie stworzenie, ale niekoniecznie musi to być "bolesne". W buddyzmie praktykuje się coś takiego. Ogólnie rzecz biorąc doświadczamy, analizujemy i jeśli coś powoduje w nas dyskomfort to staramy się to zrozumieć i w przyszłości go nie odczuwać.
Tego nie wiesz. Owszem, jest to bardziej prawdopodobne, niż np. wizja życia po śmierci jaką proponuje chrześcijaństwo, ale wciąż jakieś niepotwierdzone założenie na którym oparta jest cała filozofia.
To nie ma znaczenia, zakładamy, że niczego nie ma, bo nic racjonalnie nie wskazuje, żeby coś było. Inaczej - nie łudzimy się, że jest, przygotowujemy się na to, że nie ma, żeby umrzeć odważnie, godnie, bez bólu związanego z przywiązaniem do życia.
Dlaczego ma być lepszy? I co to znaczy? To zahacza o pytanie nr 1.
By jeszcze lepiej żyć w zgodzie z naturą, do tego jest stworzony i temu ma się poświęcić.
Cierpienie pojawia się z dwóch powodów - wtedy kiedy nie próbujemy sięgać po więcej i wtedy kiedy próbujemy sięgać za daleko, nie zważając na realne ograniczenia. IMO trzeba najpierw poznać swoje ograniczenia i dowiedzieć się, gdzie one na prawdę istnieją (czego nierozłącznym towarzyszem jest ból), a następnie zaakceptować ten stan rzeczy, rozumiejąc, że nie urodziliśmy się ani najlepsi, ani zawsze równi sobie.
Nie wiem co mam Ci tu odpisać, bo jakoś daleko poszedłeś. Albo wiem: Stoicyzm zakłada co innego odnośnie cierpienia (będziesz cierpieć jak nie będziesz żyć w zgodzie z naturą) : -)
Większość ludzi ćwiczy ciało z innego, daleko bardziej motywującego powodu (przetrwanie a w szczególności reprodukcja, to najsilniejsze "motywatory" emocjonalne), ale fakt - jeżeli jest to jedyny powód, to może być to problemem, a i z czasem przestanie działać i spowoduje zaniechanie aktywności.
Może inaczej napiszę, bo widzę, że kompletnie to przekręciłem. Ogólnie przyjmujemy, że powinniśmy "dobrze" wyglądać i być zdrowi (oczywiście znajdą się tłuściutkie wyjątki, które o tym nie myślą :) ). Stoika nie interesuje jak ktoś inny go widzi, więc może ważyć tyle, ile tylko jego ciało zniesie, może się nie myć itd. Stoik nie boi się również śmierci ani choroby, więc nie czuje potrzeby dbania o ciało. Życie w zgodzie z naturą nie wymaga od nas jakiegoś wyglądu, dobrych cudzych opinii, ani dobrego zdrowia. Kropka. Tyle chciałem powiedzieć.
Ale życie w zgodzie z naturą to również budowanie swojego charakteru, gdzie cnotą jest samodyscyplina. A ćwiczenia fizyczne wymagają samodyscypliny i są najlepszym sposobem, żeby ją ćwiczyć. Podobnie jak umiarkowanie w jedzeniu.
Dla mnie osobiście zahaczamy tu również o inną cnotę, a konkretnie o mądrość - aktywność fizyczna i dbanie o zdrowie jest mądre, dziś wiemy już na 100%, że "w zdrowym ciele, zdrowy duch". Ćwicząc regularnie wzmacniam także umysł, czyli lepiej rozwijam się jako stoik, wszystko w zgodzie z naturą.
Do tego dochodzą preferencje. To że jako stoik mam nie bać się śmierci i choroby nie oznacza, że jak widzę przed sobą przepaść to mam w nią skoczyć, bo tak mi wskazuje google maps - nie, wolę żyć, wolę być zdrowy, przygotowuję się psychicznie do tego, że nie będę, ale jeśli w zgodzie z naturą mogę wybrać ścieżkę życia i zdrowia to droga wolna :)
Czy stoik przyjmując zasadę "pracy nad sobą dla dobra ludzkości" nie hołduje właśnie temu o czym piszesz? Czy "walka o status" to nie codzienność dla przedstawicieli Naszego gatunku? Chodzi raczej o to, że - jak już wspomniałem - Nasze naturalne, ewolucyjnie ukształtowane motywacje, mogą być zgubne jeżeli staną się dla nas narkotykiem. Status, Władza i Siła często zabijają "wolną wolę" osoby, która robi wszystko aby być dalej na "haju."
Opisałem to już w odpowiedzi dla Karateki - "nie walczyć" w znaczeniu być emocjonalnie wolnym. Ale bycie wolnym nie oznacza bierności a po prostu brak odczuwania przymusu. Jak wejdę na "tron" (a mogę to zrobić w zgodzie z naturą) i ktoś mnie z niego strąci to nie będę z tego powodu cierpieć. Praktyka stoicka przygotowuje do utraty wszystkiego co posiadam i co mnie otacza, by znieść tę utratę z niezachwianą pogodą ducha, bez dyskomfortu.
Znowu ideał którego nie da się osiągnąć, bo Zawsze będziemy przejmować się zdaniem otoczenia. Wydaje mi się, że celem wyłożonych zaleceń jest to, aby przede wszystkim przed sobą samym być wartościowym członkiem społeczeństwa, bo jeżeli będziemy takim tylko na pokaz, to i tak zje nas sumienie, więc cały wysiłek będzie koniec końców dla nas bezowocny. Znowu z drugiej strony, tak sobie myślę, że jeżeli Stoik kontroluje "ocenę" zjawisk" to czy zamiast przestać coś czynić to czy nie powinien o tym zacząć po prostu inaczej myśleć?
Dlaczego ideał, którego nie da się osiągnąć?
Tylko nie oceniaj go jako stoika, to jakiś losowy facet, pokazuję tylko na żywym przykładzie, że da się nie przejmować. Sam mam to coraz lepiej opanowane, inni też twierdzą, że można, nie wiem skąd pomysł, że to ideał nie do osiągnięcia. Seneka miał bardzo konkretne przykłady jak się tego uczyć. Chyba że chodzi Ci o reakcję na zasadzie jak ktoś mi klaśnie obok ucha to moje ciało zareaguje, ale to oczywiste i racjonalizm stoicki nie dotyczy takiej sytuacji.
"jeżeli Stoik kontroluje "ocenę" zjawisk" to czy zamiast przestać coś czynić to czy nie powinien o tym zacząć po prostu inaczej myśleć?"
Jeśli zauważę, że robię coś niemądrego to powinienem przestać to robić. Kropka.
Zależy od sposobu i miejsca wypowiedzenia takiego prawdziwego, lecz bolesnego osadu. Ktoś mówiąc o tobie prawdę, może cie skrzywdzić celowo i zdewaluować twój status w oczach innych, a więc znieważyć, co oczywiście słusznie może wywołać agresję.
J/w, nie walczę o status, nie ma więc powodu do bólu (jeśli się pojawi to jako stoik przeanalizuję to, żeby następnym razem być od tego wolnym). "Możesz mnie zabić, ale nigdy nie uda Ci się mnie skrzywdzić", to cytat, nie pamiętam już z którego stoika, który został skazany na śmierć.
Przydatne w wyjaśnianiu nieprzyjemnych sytuacji, ale często nie sprawia wcale, że boli mniej.
Cudze zdanie ma nas nie ruszać w żaden emocjonalny sposób.
Nie wszystko kontrolujemy i nawet nie powinniśmy czasem próbować. Podobnie jak wspomniana empatia, tak i złość w tym przypadku może służyć celom pozytywnym. Pomaga zapobiegać publicznej dewaluacji (często niezawinionej) w przyszłości, jeżeli w odwecie spowodujesz u wroga "emocjonalne konsekwencje".
Jesteśmy mądrymi ludźmi (a przynajmniej uczymy się być), nie potrzebujemy złości. O tym jak odpowiadać na zaczepki pisał bardzo konkretnie Seneka, nie mam tego w notatkach, bo sam radzę sobie z tym akurat dobrze i nie było mi potrzebne. Swoją drogą stoicyzm nie zabrania niczego, jeśli uznasz (a jako stoik uczysz się przecież być mądry), że komuś zaczepnemu przyda się nauczka to możesz go uderzyć, czy to słowami, czy nawet po prostu pięścią. W skład stoickich cnót charakteru wchodzi odwaga, nieustraszoność.
Pojawia się więc w mojej głowie podstawowe pytanie - czy tak rygorystyczne i sztywnie pojmowane hamowanie negatywnych i pozytywnych (np. aprobata społeczna) emocji jest na prawdę pożyteczne?
Prawdziwego stoika czeka bezwarunkowe szczęście, jego stan zależy tylko od niego. Nie jest życiowym kaleką, nie zamyka się w klasztorze. Nie sądzisz, że naturalne dla szczęśliwego człowieka jest dzielenie się swoją radością z innymi?
Zaznaczam, że nie znam tej filozofii dogłębnie, może się mylę co do swoich uwag, które na pozor wydaja się zasadne, więc chętnie się dowiem, gdzie "błądzę".
Rozumiem w pełni Twoje wątpliwości, ale widzę, że to ja po prostu nie umiem tego dobrze wytłumaczyć, żebyś mógł objąć całość, kiedy analizujesz pojedyncze elementy. To jest pełna, spójna filozofia życia, obejmujesz całą albo wcale, bo inaczej faktycznie będzie mnóstwo luk. Najlepiej by było po prostu odesłać do książki albo tego kursu w pdfie, ale jak masz ochotę to możemy dyskutować dalej.