Polityka

"Nas (studentów) na filozofii jest tak mało, że muszą przepuszczać każdego, bo w innym wypadku będą musieli zlikwidować kierunek."

U nas myślałem, że też tak będzie, bo nasza grupa/rok liczy 28 osób to puści wszystkich żeby kierunek utrzymać. Jednak do pierwszego terminu z mikro zostało dopuszczonych 15 osób, zaliczyło 6. Do drugiego terminu 26 osób i zaliczyło kolejne 5. Zgodzili się na dodatkowy termin poza sesją, zaliczyła jedna osoba. I już więcej terminów nie będzie.

A co do dawania wielu terminów, to nie jest domena tylko studiów tych mniej prestiżowych i produkujących potencjalnych bezrobotnych. Rekordzista na polibudzie podchodził około 10 razy i nie zaliczył :D
 
U nas myślałem, że też tak będzie, bo nasza grupa/rok liczy 28 osób to puści wszystkich żeby kierunek utrzymać. Jednak do pierwszego terminu z mikro zostało dopuszczonych 15 osób, zaliczyło 6. Do drugiego terminu 26 osób i zaliczyło kolejne 5. Zgodzili się na dodatkowy termin poza sesją, zaliczyła jedna osoba. I już więcej terminów nie będzie.

A co do dawania wielu terminów, to nie jest domena tylko studiów tych mniej prestiżowych i produkujących potencjalnych bezrobotnych. Rekordzista na polibudzie podchodził około 10 razy i nie zaliczył :D

Ale tu nie chodzi o zdawalność tylko co po studiach, jaki jest ich cel?
 
Ale tu nie chodzi o zdawalność tylko co po studiach, jaki jest ich cel?


Cóż, celem studiów powinien być też rozwój człowieka, nie tylko poszerzanie wiedzy w jednej, okrojonej dziedzinie. Ale odnośnie zdawalności, to też byłbym za mniejszą, bo skoro już przyjmują taką gigantyczną liczbę studentów, to powinno się ich w trakcie studiów trochę przerzedzić, żeby Ci co przejdą, to jednak zostali wypuszczeni z dobrym wykształceniem i warunkami do uzyskania pracy w zawodzie powiązanym w jakiś sposób ze studiami.
Chociaż dalej będę trzymał się zdania, że powinno się zmienić sposób finansowania uczelni, aby każda mogła okroić liczbę przyjmowanych studentów w zależności od potrzeb.
 
Cóż, celem studiów powinien być też rozwój człowieka, nie tylko poszerzanie wiedzy w jednej, okrojonej dziedzinie. Ale odnośnie zdawalności, to też byłbym za mniejszą, bo skoro już przyjmują taką gigantyczną liczbę studentów, to powinno się ich w trakcie studiów trochę przerzedzić, żeby Ci co przejdą, to jednak zostali wypuszczeni z dobrym wykształceniem i warunkami do uzyskania pracy w zawodzie powiązanym w jakiś sposób ze studiami.
Chociaż dalej będę trzymał się zdania, że powinno się zmienić sposób finansowania uczelni, aby każda mogła okroić liczbę przyjmowanych studentów w zależności od potrzeb.

I tu się nie zgodzę z określeniem celu. Jest zbyt ogólny i niemierzalny.
 
I tu się nie zgodzę z określeniem celu. Jest zbyt ogólny i niemierzalny.

Studia nie mają być mierzalne poziomem wykształcenia zawodowego. Powinny się przekładać na poprawę poziomu gospodarki kraju. Co z tego, że zmierzysz, że osoby po kierunku budownictwo, potrafią dobrze budować, skoro będzie ich za dużo, a ich wykształcenie może się nie przydać w żadnej innej dziedzinie, niż budownictwo? Oczywiście podałem taki przykład tylko, ale pierwszy mi przyszedł do głowy, bo budownictwo było kiedyś "złotym" kierunkiem i dalej obowiązuje te mylne przekonanie, że tylko gdy ktoś to skończy, to czeka go zajebista kariera bo jest świetnie wykształcony, a teraz się okazuje, że absolwentów budowlanki jest więcej niż potrzeba. Tak jak ze studiami technicznymi ogólnie, strasznie duży "bum" był na to parę lat temu, a wątpię, że jest to tak opłacalne, jak chociażby 7-8 lat temu.
 
Studia nie mają być mierzalne poziomem wykształcenia zawodowego. Powinny się przekładać na poprawę poziomu gospodarki kraju. Co z tego, że zmierzysz, że osoby po kierunku budownictwo, potrafią dobrze budować, skoro będzie ich za dużo, a ich wykształcenie może się nie przydać w żadnej innej dziedzinie, niż budownictwo? Oczywiście podałem taki przykład tylko, ale pierwszy mi przyszedł do głowy, bo budownictwo było kiedyś "złotym" kierunkiem i dalej obowiązuje te mylne przekonanie, że tylko gdy ktoś to skończy, to czeka go zajebista kariera bo jest świetnie wykształcony, a teraz się okazuje, że absolwentów budowlanki jest więcej niż potrzeba. Tak jak ze studiami technicznymi ogólnie, strasznie duży "bum" był na to parę lat temu, a wątpię, że jest to tak opłacalne, jak chociażby 7-8 lat temu.

Jest opłacalne. Szukałem stolarza i byl problem bo mieli terminy najwcześniej za miesiąc. Ilość oczywiście jest ważna by nie produkować za dużo np prawników Ale specjalizacja jest jeszcze ważniejsza. Nie ma nic gorszego niż ogólne studia - są bezużyteczne. Należy wrócić do szkół zawodowych, ucZyć ludzi fachu. Nikomu nie są potrzebni politolodzy. SZczęśliwie ludzie zaczynają to dostrzegać i słowo humanista stało się obelga.
 
Jest opłacalne. Szukałem stolarza i byl problem bo mieli terminy najwcześniej za miesiąc. Ilość oczywiście jest ważna by nie produkować za dużo np prawników Ale specjalizacja jest jeszcze ważniejsza. Nie ma nic gorszego niż ogólne studia - są bezużyteczne. Należy wrócić do szkół zawodowych, ucZyć ludzi fachu. Nikomu nie są potrzebni politolodzy. SZczęśliwie ludzie zaczynają to dostrzegać i słowo humanista stało się obelga.
Rozumiem, że idąc drogą Ryszarda Petru sam pierwszy puścisz swoje dzieci do budowlanki, aby zapierdalaly w pełnym słońcu i dorobiły się garbów kopiąc rowy ? Obstawiam, ze wszystkie dzieci Ryska pójdą na SGH i bedą robiły magisterkę i doktorat u wujka Leszka. Nikt nie chce posyłać dzieci do zawodówek. Znam ludzi którzy wciągnęli się w poważne długi, żeby ich dzieci ukończyły medycynę. Stolarzy nie ma dlatego, ze wyjechali na zachód, bo tam lepiej i płacą. I nie przebijesz tego krajowymi zarobkami. Poza tym lepiej, żeby z kraju wyemigrował stolarz którego zawodówka kosztowała obywateli tego kraju kilkanaście tysięcy złotych niż lekarz którego wykształcenie kosztowało kilkaset. Co do politologów, socjologów, etc. Po pierwsze ludzie wybierają to co ich interesuje, po drugie popyt i podaż. Jeśli ludzie chcą robić kierunek który nie dam im pracy na prywatnej uczelni zarządzania polem namiotowym (a zarządzanie jest najpopularniejszym kierunkiem studiów w Polsce) to ich sprawa i ich pieniądze. Poza tym media zniekształcają perspektywy pracy po studiach. Jak byłem w liceum jednym z najbardziej perspektywicznych kierunków studiów miala byc biotechnologia. W 2016 roku większość absolwentów tego kierunku pracuje jako pomoc farmaceutyczna. Prawdopodobnie każdy kierunek kształcący bezrobotnych był kiedyś promowany (dziennikarstwo, socjologia, politologia, gospodarka przestrzenna, filozofii nikt nie promował). Poza tym większość ludzi nie pracuje (na stanowiskach umysłowych) zgodnie ze swoim wykształceniem.
 
Studia to jedno, życie swoją drogą.
Ogromną wadą studiów jest brak praktyki. Zdrowy system studiowania to 2 dni na uczelni, 3 dni w pracy. Wtedy są to studia przygotowujące do pracy w zawodzie. W przypadku 5 dni na uczelni i żadnego w pracy studia mają charakter hobbystyczny i oderwany od rzeczywistości.

Przykład ze stolarzem jest zły, bo nie można w obecnym systemie wykształcić magistra w stolarstwie (a szkoda). Byłoby to możliwe przy wprowadzeniu praktyk na studia w wymiarze rzeczywistym, a nie śmiesznym jak obecnie. I to moim zdaniem powinien być ogólny cel reformowania studiów. Milion godzin przesiedzianych na sali audytoryjnych nie zastąpi godziny w rzeczywistej pracy. Student bez doświadczenia (i choćby rozeznania) jest warty mniej niż 1 zł/h.

Wybór filozofii jako studiów jest sensowny, jeśli jest podyktowany hobby i zainteresowaniami, a nie oczekiwaniami względem przygotowania do pracy. Sam jakbym miał nadmiar czasu poszedłbym na filozofię. Jeśli ktoś wybiera zarządzanie czy filozofię z nadzieją na znalezienie pracy dzięki tym studiom, to raczej trzeba szukać luk w socjologicznych sprawach. Taka osoba może jest nieświadoma swoich wyborów, albo chce sobie przedłużyć dzieciństwo. Dopóki finansowanie od rodziców się zgadza, dopóty można bujać w chmurach.

Niemniej jak wspomniałem, każdy po studiach startuje z tego samego śmieciowego poziomu, niezależnie od kierunku (dlatego, że studia do niczego w praktyce nie przygotowują). Jedyną zaletą studiów jest teoretyczne opanowanie jakiejś wiedzy, która czasami bywa niezbędna (jak we wspomnianym budownictwie, czy budowie maszyn). Jednak teoria nigdy nie zastąpi praktyki i widać to dobrze po studentach, którzy na uczelni mieli same 5.0, a w życiu błąkają się między rozlewaniem kawy, a roznoszeniem listów w korpo.
 
Studia to jedno, życie swoją drogą.
Ogromną wadą studiów jest brak praktyki. Zdrowy system studiowania to 2 dni na uczelni, 3 dni w pracy. Wtedy są to studia przygotowujące do pracy w zawodzie. W przypadku 5 dni na uczelni i żadnego w pracy studia mają charakter hobbystyczny i oderwany od rzeczywistości.

Przykład ze stolarzem jest zły, bo nie można w obecnym systemie wykształcić magistra w stolarstwie (a szkoda). Byłoby to możliwe przy wprowadzeniu praktyk na studia w wymiarze rzeczywistym, a nie śmiesznym jak obecnie. I to moim zdaniem powinien być ogólny cel reformowania studiów. Milion godzin przesiedzianych na sali audytoryjnych nie zastąpi godziny w rzeczywistej pracy. Student bez doświadczenia (i choćby rozeznania) jest warty mniej niż 1 zł/h.

Wybór filozofii jako studiów jest sensowny, jeśli jest podyktowany hobby i zainteresowaniami, a nie oczekiwaniami względem przygotowania do pracy. Sam jakbym miał nadmiar czasu poszedłbym na filozofię. Jeśli ktoś wybiera zarządzanie czy filozofię z nadzieją na znalezienie pracy dzięki tym studiom, to raczej trzeba szukać luk w socjologicznych sprawach. Taka osoba może jest nieświadoma swoich wyborów, albo chce sobie przedłużyć dzieciństwo. Dopóki finansowanie od rodziców się zgadza, dopóty można bujać w chmurach.

Niemniej jak wspomniałem, każdy po studiach startuje z tego samego śmieciowego poziomu, niezależnie od kierunku (dlatego, że studia do niczego w praktyce nie przygotowują). Jedyną zaletą studiów jest teoretyczne opanowanie jakiejś wiedzy, która czasami bywa niezbędna (jak we wspomnianym budownictwie, czy budowie maszyn). Jednak teoria nigdy nie zastąpi praktyki i widać to dobrze po studentach, którzy na uczelni mieli same 5.0, a w życiu błąkają się między rozlewaniem kawy, a roznoszeniem listów w korpo.
Politykier, poucz się MicroStation, opanuj w stopniu co najmniej przyzwoitym, a przekujemy trochę teorii na praktykę.
 
Studia to jedno, życie swoją drogą.
Ogromną wadą studiów jest brak praktyki. Zdrowy system studiowania to 2 dni na uczelni, 3 dni w pracy. Wtedy są to studia przygotowujące do pracy w zawodzie. W przypadku 5 dni na uczelni i żadnego w pracy studia mają charakter hobbystyczny i oderwany od rzeczywistości.

Przykład ze stolarzem jest zły, bo nie można w obecnym systemie wykształcić magistra w stolarstwie (a szkoda). Byłoby to możliwe przy wprowadzeniu praktyk na studia w wymiarze rzeczywistym, a nie śmiesznym jak obecnie. I to moim zdaniem powinien być ogólny cel reformowania studiów. Milion godzin przesiedzianych na sali audytoryjnych nie zastąpi godziny w rzeczywistej pracy. Student bez doświadczenia (i choćby rozeznania) jest warty mniej niż 1 zł/h.

Wybór filozofii jako studiów jest sensowny, jeśli jest podyktowany hobby i zainteresowaniami, a nie oczekiwaniami względem przygotowania do pracy. Sam jakbym miał nadmiar czasu poszedłbym na filozofię. Jeśli ktoś wybiera zarządzanie czy filozofię z nadzieją na znalezienie pracy dzięki tym studiom, to raczej trzeba szukać luk w socjologicznych sprawach. Taka osoba może jest nieświadoma swoich wyborów, albo chce sobie przedłużyć dzieciństwo. Dopóki finansowanie od rodziców się zgadza, dopóty można bujać w chmurach.

Niemniej jak wspomniałem, każdy po studiach startuje z tego samego śmieciowego poziomu, niezależnie od kierunku (dlatego, że studia do niczego w praktyce nie przygotowują). Jedyną zaletą studiów jest teoretyczne opanowanie jakiejś wiedzy, która czasami bywa niezbędna (jak we wspomnianym budownictwie, czy budowie maszyn). Jednak teoria nigdy nie zastąpi praktyki i widać to dobrze po studentach, którzy na uczelni mieli same 5.0, a w życiu błąkają się między rozlewaniem kawy, a roznoszeniem listów w korpo.
w niemczech jest zajebisty system, na takie zawody jak informatyk(rozne dziedziny), bankowiec czy inne chuje muje idzie sie wlasnie do zawodowki, w ktorej masz 3 tygodnie praktyk i tydzien szkoly w miesiacu, ofkoz na mechanika samochodowego itp tez idzie sie do zadwodowki, ale tam sie bardzo latwo dostac, a na te wczesniej wymienione trzeba jednak miec dobre swiadectwo licealne i czasami mature, bo przyjmuje cie pracodawca, a nie szkola. po skonczeniu tej zawodowki jest sie odrazu zatrudnionym w firmie, w ktorej robilo sie praktyki(oczywiscie po zdaniu egzaminow). a na studia chodza ludzie co maja od chuja czasu i nie musza sie martwic o hajs
 
Politykier, poucz się MicroStation, opanuj w stopniu co najmniej przyzwoitym, a przekujemy trochę teorii na praktykę.

Bardzo dzisiaj żałuję, że nie mam wykształcenia ograniczającego interakcję z ludźmi. Trudno zdać na politechnikę teraz?:KotKapitalista:


A na serio-studia humanistyczne mimo wzystko mają sens-na pewnym poziomie podwyższanie jakości życia to nie tylko nowy samochód czy dom. Bogaci będą kupować obrazki, chodzić do teatrów itp. Chyba
 
Politykier, poucz się MicroStation, opanuj w stopniu co najmniej przyzwoitym, a przekujemy trochę teorii na praktykę.
Program szkoleniowy jest w trakcie realizacji.
w niemczech jest zajebisty system, na takie zawody jak informatyk(rozne dziedziny), bankowiec czy inne chuje muje idzie sie wlasnie do zawodowki, w ktorej masz 3 tygodnie praktyk i tydzien szkoly w miesiacu, ofkoz na mechanika samochodowego itp tez idzie sie do zadwodowki, ale tam sie bardzo latwo dostac, a na te wczesniej wymienione trzeba jednak miec dobre swiadectwo licealne i czasami mature, bo przyjmuje cie pracodawca, a nie szkola. po skonczeniu tej zawodowki jest sie odrazu zatrudnionym w firmie, w ktorej robilo sie praktyki(oczywiscie po zdaniu egzaminow). a na studia chodza ludzie co maja od chuja czasu i nie musza sie martwic o hajs
I takie coś się musi podobać.
Bardzo dzisiaj żałuję, że nie mam wykształcenia ograniczającego interakcję z ludźmi. Trudno zdać na politechnikę teraz?:KotKapitalista:
Na budownictwo na Politechnice Krakowskiej wystarczy zdana matura na poziomie podstawowym.
 
Rozumiem, że idąc drogą Ryszarda Petru sam pierwszy puścisz swoje dzieci do budowlanki, aby zapierdalaly w pełnym słońcu i dorobiły się garbów kopiąc rowy ? Obstawiam, ze wszystkie dzieci Ryska pójdą na SGH i bedą robiły magisterkę i doktorat u wujka Leszka. Nikt nie chce posyłać dzieci do zawodówek. Znam ludzi którzy wciągnęli się w poważne długi, żeby ich dzieci ukończyły medycynę. Stolarzy nie ma dlatego, ze wyjechali na zachód, bo tam lepiej i płacą. I nie przebijesz tego krajowymi zarobkami. Poza tym lepiej, żeby z kraju wyemigrował stolarz którego zawodówka kosztowała obywateli tego kraju kilkanaście tysięcy złotych niż lekarz którego wykształcenie kosztowało kilkaset. Co do politologów, socjologów, etc. Po pierwsze ludzie wybierają to co ich interesuje, po drugie popyt i podaż. Jeśli ludzie chcą robić kierunek który nie dam im pracy na prywatnej uczelni zarządzania polem namiotowym (a zarządzanie jest najpopularniejszym kierunkiem studiów w Polsce) to ich sprawa i ich pieniądze. Poza tym media zniekształcają perspektywy pracy po studiach. Jak byłem w liceum jednym z najbardziej perspektywicznych kierunków studiów miala byc biotechnologia. W 2016 roku większość absolwentów tego kierunku pracuje jako pomoc farmaceutyczna. Prawdopodobnie każdy kierunek kształcący bezrobotnych był kiedyś promowany (dziennikarstwo, socjologia, politologia, gospodarka przestrzenna, filozofii nikt nie promował). Poza tym większość ludzi nie pracuje (na stanowiskach umysłowych) zgodnie ze swoim wykształceniem.

Wyślę je na informatykę. Jeśli na coś humanistycznego to języki obce.z pewnością nie na socjologie.
 
Wyślę je na informatykę. Jeśli na coś humanistycznego to języki obce.z pewnością nie na socjologie.
Cieszę się, że wiesz, co za 20 lat będzie najlepiej opłacanym zawodem. Ja nie wiem. Informatyka to już kierunek gdzie nie patrzy się na wykształcenie a umiejętności i gdzie już istnieje górka. Za 20 lat nie wiem co będzie. Wysyłanie dzieci na filologie kończy się zatrudnieniem jako nauczyciel bądź niskopłatnym stanowiskiem biurowym. Absolwenci filogii których znam: 2 razy nauczyciel, 3 razy niskoplatna praca biurowa, 1 sensowne zatrudnienie na uczelni plus własny sklep plus tłumaczenia (wykładowca japońskiego - pół roku w Japonii na stypendium japońskiego rzadu plus sklep z komiksami i tłumaczy mangi). Kiedyś był straszny deficyt ludzi ze znajomością języka. Został on zapchany z górką. Pewnie idzie wyżyć z tłumaczenia jak jesteś biegłym tłumaczem jezyka pasztuńskiego i masz stawkę 200 pln za stronę. Poza tym wysyłanie kogoś na studia które go nie interesują to stracone 2 lata zanim student stwierdzi, że w sumie nie chce tego studiować.
 
Cieszę się, że wiesz, co za 20 lat będzie najlepiej opłacanym zawodem. Ja nie wiem. Informatyka to już kierunek gdzie nie patrzy się na wykształcenie a umiejętności i gdzie już istnieje górka. Za 20 lat nie wiem co będzie. Wysyłanie dzieci na filologie kończy się zatrudnieniem jako nauczyciel bądź niskopłatnym stanowiskiem biurowym. Absolwenci filogii których znam: 2 razy nauczyciel, 3 razy niskoplatna praca biurowa, 1 sensowne zatrudnienie na uczelni plus własny sklep plus tłumaczenia (wykładowca japońskiego - pół roku w Japonii na stypendium japońskiego rzadu plus sklep z komiksami i tłumaczy mangi). Kiedyś był straszny deficyt ludzi ze znajomością języka. Został on zapchany z górką. Pewnie idzie wyżyć z tłumaczenia jak jesteś biegłym tłumaczem jezyka pasztuńskiego i masz stawkę 200 pln za stronę. Poza tym wysyłanie kogoś na studia które go nie interesują to stracone 2 lata zanim student stwierdzi, że w sumie nie chce tego studiować.
ale na wyksztalcenie nie patrzy sie chyba tylko w PL, bo na zachodzie bez papiuru, to nie ma szans na zatrudnienie gdziekolwiek
 
Cieszę się, że wiesz, co za 20 lat będzie najlepiej opłacanym zawodem. Ja nie wiem. Informatyka to już kierunek gdzie nie patrzy się na wykształcenie a umiejętności i gdzie już istnieje górka. Za 20 lat nie wiem co będzie. Wysyłanie dzieci na filologie kończy się zatrudnieniem jako nauczyciel bądź niskopłatnym stanowiskiem biurowym. Absolwenci filogii których znam: 2 razy nauczyciel, 3 razy niskoplatna praca biurowa, 1 sensowne zatrudnienie na uczelni plus własny sklep plus tłumaczenia (wykładowca japońskiego - pół roku w Japonii na stypendium japońskiego rzadu plus sklep z komiksami i tłumaczy mangi). Kiedyś był straszny deficyt ludzi ze znajomością języka. Został on zapchany z górką. Pewnie idzie wyżyć z tłumaczenia jak jesteś biegłym tłumaczem jezyka pasztuńskiego i masz stawkę 200 pln za stronę. Poza tym wysyłanie kogoś na studia które go nie interesują to stracone 2 lata zanim student stwierdzi, że w sumie nie chce tego studiować.

Mam kolegę który mówi po hiszpańsku i portugalsku, dostał pracę za 8 tys netto tylko dzięki znajomości tych języków. Trzeba ogarniac. A kierunki dalem przykładowo. Zobaczymy ci będzie. Znając życie zmiany zachodzą Nie rewolucyjnie lecz ewolucyjnie.
 
ale na wyksztalcenie nie patrzy sie chyba tylko w PL, bo na zachodzie bez papiuru, to nie ma szans na zatrudnienie gdziekolwiek
Jakaś praca biurowa - papierek o studiach. Może byc licencjat z wyższej szkoły zarządzania polem namiotowym.
 
Mam kolegę który mówi po hiszpańsku i portugalsku, dostał pracę za 8 tys netto tylko dzięki znajomości tych języków. Trzeba ogarniac. A kierunki dalem przykładowo. Zobaczymy ci będzie. Znając życie zmiany zachodzą Nie rewolucyjnie lecz ewolucyjnie.
Powinien pracodawcy nogi całować za to ze tyle zarabia, jesli to było jedyne kryterium, bo osób z hiszpańskim komunikatywnym jest dużo. Z portugalskim mniej.
mi chodzilo o informatyke tylko, zeby znac jezyki nie trzeba miec papiuru
@Dzihados powinien się w tym temacie wypowiedzieć. Kumpel robił soft w alledrogo i edukacje zakończył na licencjacie.
 
Cieszę się, że wiesz, co za 20 lat będzie najlepiej opłacanym zawodem. Ja nie wiem. Informatyka to już kierunek gdzie nie patrzy się na wykształcenie a umiejętności i gdzie już istnieje górka. Za 20 lat nie wiem co będzie. Wysyłanie dzieci na filologie kończy się zatrudnieniem jako nauczyciel bądź niskopłatnym stanowiskiem biurowym. Absolwenci filogii których znam: 2 razy nauczyciel, 3 razy niskoplatna praca biurowa, 1 sensowne zatrudnienie na uczelni plus własny sklep plus tłumaczenia (wykładowca japońskiego - pół roku w Japonii na stypendium japońskiego rzadu plus sklep z komiksami i tłumaczy mangi). Kiedyś był straszny deficyt ludzi ze znajomością języka. Został on zapchany z górką. Pewnie idzie wyżyć z tłumaczenia jak jesteś biegłym tłumaczem jezyka pasztuńskiego i masz stawkę 200 pln za stronę. Poza tym wysyłanie kogoś na studia które go nie interesują to stracone 2 lata zanim student stwierdzi, że w sumie nie chce tego studiować.


Ci z filologią angielską też dają radę jak są obrotni i mają trochę kontaktów. Znajomi po filologii angielskiej (nawet bez magisterki) zarabiają tłumacząc strony i różne dokumenty. Chociaż w takim wypadku, to najlepiej zrobić tłumacza przysięgłego, to już gwarantuje dobre pieniądze.
 
Powinien pracodawcy nogi całować za to ze tyle zarabia, jesli to było jedyne kryterium, bo osób z hiszpańskim komunikatywnym jest dużo. Z portugalskim mniej.

@Dzihados powinien się w tym temacie wypowiedzieć. Kumpel robił soft w alledrogo i edukacje zakończył na licencjacie.

Z portugalskim mniej a z hiszpańskim, portugalskim i ang jeszcze mniej. Języki i komunikatywność ogólnie to były jedyne kryteria.
 
w niemczech jest zajebisty system, na takie zawody jak informatyk(rozne dziedziny), bankowiec czy inne chuje muje idzie sie wlasnie do zawodowki, w ktorej masz 3 tygodnie praktyk i tydzien szkoly w miesiacu, ofkoz na mechanika samochodowego itp tez idzie sie do zadwodowki, ale tam sie bardzo latwo dostac, a na te wczesniej wymienione trzeba jednak miec dobre swiadectwo licealne i czasami mature, bo przyjmuje cie pracodawca, a nie szkola. po skonczeniu tej zawodowki jest sie odrazu zatrudnionym w firmie, w ktorej robilo sie praktyki(oczywiscie po zdaniu egzaminow). a na studia chodza ludzie co maja od chuja czasu i nie musza sie martwic o hajs
O to to... już miałem pisać, że studia powinny być dla naukowców.
 
Powinien pracodawcy nogi całować za to ze tyle zarabia, jesli to było jedyne kryterium, bo osób z hiszpańskim komunikatywnym jest dużo. Z portugalskim mniej.

@Dzihados powinien się w tym temacie wypowiedzieć. Kumpel robił soft w alledrogo i edukacje zakończył na licencjacie.
Old schoolowe korpo wymagaja mgr / mgr inz. w okolicach IT. Ale sa inne punkty wejscia: tester lub znajomosc procesu (od strony biznesowej). Wtedy, nikt nie patrzy na papiery.

W innych firmach pokazuje sie swoje portfolio. Zreszta to troche zalezy od branzy/technologii.
 
Cieszę się, że wiesz, co za 20 lat będzie najlepiej opłacanym zawodem. Ja nie wiem. Informatyka to już kierunek gdzie nie patrzy się na wykształcenie a umiejętności i gdzie już istnieje górka. Za 20 lat nie wiem co będzie. Wysyłanie dzieci na filologie kończy się zatrudnieniem jako nauczyciel bądź niskopłatnym stanowiskiem biurowym. Absolwenci filogii których znam: 2 razy nauczyciel, 3 razy niskoplatna praca biurowa, 1 sensowne zatrudnienie na uczelni plus własny sklep plus tłumaczenia (wykładowca japońskiego - pół roku w Japonii na stypendium japońskiego rzadu plus sklep z komiksami i tłumaczy mangi). Kiedyś był straszny deficyt ludzi ze znajomością języka. Został on zapchany z górką. Pewnie idzie wyżyć z tłumaczenia jak jesteś biegłym tłumaczem jezyka pasztuńskiego i masz stawkę 200 pln za stronę. Poza tym wysyłanie kogoś na studia które go nie interesują to stracone 2 lata zanim student stwierdzi, że w sumie nie chce tego studiować.
Jest rynek?
 
:lol:
Cg5OV-SWgAAzP-8.jpg
 
Back
Top