Polityka

A IIWS? Nie jest jasne, gdzie by się zatrzymali gdyby nie postepy aliantow z Zachodu. Plany z reszta byly na cala Europe, tylko, ze wojska posiadali wtedy znacznie liczniejsze (lata 60-80).
No okej, ale oni sami by nie otworzyli frontu i nie przeszli do kontrofensywy, jakby nie Alianci. Słowem, jakby nie alianci to i Stalingrad jak i Leningrad by padły. Niemcy musieli skierować znaczne siły na zachód (zresztą do Afryki też poleciało spore wojsko, które miało walczyć na wschodzie) i tylko dzięki temu Rosjanie cokolwiek ugrali. Błąd strategiczny Hitlera.

Rosjanie zagrozili inwazją Europie dopiero wtedy, jak losy wojny się przesądziły. Na pewno Rosjanie nie mieli w tym większego udziału, niż służba jako za przeproszeniem mięso armatnie, dla wydłużeniu czasu.

Przynajmniej tak wg. mnie.
 
hehe brawo PIS chociaz mozna sie posmiac
co mnie jakis TK obchodzi powinni ich do wiezienia wsadzic i bylby spokoj, nikt na nich nie glosowal tylko na Dude i Jaroslawa
 
na MN tez bronili demokracji przez faszystami :lol:
powinna byc kontrmanifestacja moherow
No i właśnie obawiam się, że będzie kontrmanifestacja, ale nie moherów. Info pójdzie w Europę i zaczną się martwić za nas, co się u nas dzieje.
 
No i właśnie obawiam się, że będzie kontrmanifestacja, ale nie moherów. Info pójdzie w Europę i zaczną się martwić za nas co się u nas dzieje.
Nie przejmowałbym się tak bardzo. To zależy od tego, co nasze kacapy zrobią. Na Orbana też unijni faszyści ujadali z rok, może półtorej, i skończyło się tradycyjnym wyrażaniu zaniepokojenia. Choć oczywiście nasze kacapy Orbanowi nawet do kolan nie sięgają.
 
Nie przejmowałbym się tak bardzo. To zależy od tego, co nasze kacapy zrobią. Na Orbana też unijni faszyści ujadali z rok, może półtorej, i skończyło się tradycyjnym wyrażaniu zaniepokojenia. Choć oczywiście nasze kacapy Orbanowi nawet do kolan nie sięgają.
Zadaję sobie pytanie, czy na Węgrzech znalazły się jakieś gnidy, które zapraszały państwa ościenne na swoje manifestacje.
 
Zadaję sobie pytanie, czy na Węgrzech znalazły się jakieś gnidy, które zapraszały państwa ościenne na swoje manifestacje.
Jakieś tam manifestacje były, po półtorej- dwa tysiące. No ale co to jest. Ten cały KOD zapewne skończy się na tym samym, bo o ile narodowcy czy kuce potrafią się faktycznie zebrać, to młodzi i wykształceniu z wielkich miast raczej nie bardzo. Mroźno już, mogliby zmarznąć itd.
 
Jakieś tam manifestacje były, po półtorej- dwa tysiące. No ale co to jest. Ten cały KOD zapewne skończy się na tym samym, bo o ile narodowcy czy kuce potrafią się faktycznie zebrać, to młodzi i wykształceniu z wielkich miast raczej nie bardzo. Mroźno już, mogliby zmarznąć itd.


Na FB deklaruje 4 tys udział. Na całą Polskę, w wielu miastach. Więc raczej nie ma szans na sukces frekwencyjny. Party Hard Domówka w Krakowie zebrała w jedno miejsce kilka razy więcej ludzi na FB.
 
Jakieś tam manifestacje były, po półtorej- dwa tysiące. No ale co to jest. Ten cały KOD zapewne skończy się na tym samym, bo o ile narodowcy czy kuce potrafią się faktycznie zebrać, to młodzi i wykształceniu z wielkich miast raczej nie bardzo. Mroźno już, mogliby zmarznąć itd.
:wink:
 
Na FB deklaruje 4 tys udział. Na całą Polskę, w wielu miastach. Więc raczej nie ma szans na sukces frekwencyjny. Party Hard Domówka w Krakowie zebrała w jedno miejsce kilka razy więcej ludzi na FB.
Jak w swoich notatkach z naszego bantustanu pisał ambasador Stackelberg: Polacy wyznają kult działań pozornych. Było to co prawda jakieś dwieście lat temu, lecz przez ten czasu niewiele się zmieniło. Potupią nogami i polajkują na fejsie, a później wrócą do swych zajęc z poczuciem moralnego zwycięstwa.
ten tysiąc, więc "półtora" tysiąca a nie "półtorej", analogicznie "półtora miesiąca, roku, tygodnia" a "półtorej doby, godziny"
Teoretycznie - wiem, a mimo to często zdarza mi się napisać z błędem.

No widzisz jaki jestem prorok;))
 
komu jak komu ale publicyście nie wypada :)
Zdecydowanie nie wypada. Przy tekstach zazwyczaj błąd wyłapię, natomiast na komentarze nie zawsze zwracam należytą uwagę. Choć to oczywiście żadna wymówka.
 
Widzę, że zaspamowałem ten temat przokropnie, ale pozwólcie, że się jeszcze nieco uzewnętrznię. Posłuchałem parę dni temu Bartosiaka i uderzyło mnie, że w jednym z wykładów chwalił Obamę za to, że "jest dobrym prezydentem, bo zwrócił się w kierunku Pacyfiku". Kaman, trochę bym więcej od pana Bartosiaka wymagał, niż takiego płytkiego bajania. Nieco tak, jakby o mega słabej wychowawczyni klas 1-3 powiedzieć, że jest dobrą nauczycielką, bo kładzie nacisk na wychowanie muzyczne (kładąc lagę na pozostałe przedmioty) - bo my akurat lubimy sobie pośpiewać.

Rozumiem, że pan Bartosiak zajmuje się Pacyfikiem, ale trzeba być naprawdę zamkniętym w swoim świecie, żeby nie rozumieć, że Pacyfik to nie jedyny problem USA. Ba! Problem na Pacyfiku wynika wprost z problemów wewnętrznych Ameryki, która jest przerośnięta biurokracją, zetatyzowana i w efekcie coraz słabsza ekonomicznie - a więc i militarnie. I z tego powodu w USA trwa wyścig z czasem w obliczu rosnących Chin, i z tego też powodu ktokolwiek by nie wygrał wyborów, musiałby tak czy owak zrobić słynny piwot. Nie było innej możliwości. Więc jaki jest sens chwalenia Obamy za zrobienie czegoś, co wynikało z sytuacji geopolitycznej?

Bartosiak bardzo przypomina mi w tej kwestii Kaczyńskiego (poważnie). Mianowicie wydaje mi się, że tak jak Kaczyński jest przekonany, że najważniejsze jest poważna polityka zagraniczna, a takimi pierdołami wewnętrznymi to nie ma się co zajmować. Czyli jak Kaczor: powstrzymujemy Niemców, budujemy międzymorze - i to nam da sukces. Tymczasem bez zasadniczych reform wewnętrznych nie będzie siły ekonomicznej na skuteczną politykę zagraniczną - a w tym przypadku Obama zepsuł chyba wszystko co w USA jeszcze jako tako funkcjonowało. Więc za co tego murzyna chwalić? Zaprawdę, nie wiem.

Czy w tym kraju nikt z posłuchem nie rozumie, że te dwie rzeczy (ekonomia i polityka) są od siebie zależne i żadna nie jest ważniejsza od drugiej? Bo to, że Mao swym szaleństwem udało się utrzymać niepodległość Chin było rzecz jasna warunkiem, dzięki któremu można było później wprowadzić cztery reformy Deng Xiaopinga... ale wprowadzenie czterech reform Deng Xiaopinga było znów warunkiem niezbędnym do tego, że dziś Chiny mogą rozgrywać światową grę geopolityczną. Niby oczywistość, ale.
 
Widzę, że zaspamowałem ten temat przokropnie, ale pozwólcie, że się jeszcze nieco uzewnętrznię. Posłuchałem parę dni temu Bartosiaka i uderzyło mnie, że w jednym z wykładów chwalił Obamę za to, że "jest dobrym prezydentem, bo zwrócił się w kierunku Pacyfiku". Kaman, trochę bym więcej od pana Bartosiaka wymagał, niż takiego płytkiego bajania. Nieco tak, jakby o mega słabej wychowawczyni klas 1-3 powiedzieć, że jest dobrą nauczycielką, bo kładzie nacisk na wychowanie muzyczne (kładąc lagę na pozostałe przedmioty) - bo my akurat lubimy sobie pośpiewać.

Rozumiem, że pan Bartosiak zajmuje się Pacyfikiem, ale trzeba być naprawdę zamkniętym w swoim świecie, żeby nie rozumieć, że Pacyfik to nie jedyny problem USA. Ba! Problem na Pacyfiku wynika wprost z problemów wewnętrznych Ameryki, która jest przerośnięta biurokracją, zetatyzowana i w efekcie coraz słabsza ekonomicznie - a więc i militarnie. I z tego powodu w USA trwa wyścig z czasem w obliczu rosnących Chin, i z tego też powodu ktokolwiek by nie wygrał wyborów, musiałby tak czy owak zrobić słynny piwot. Nie było innej możliwości. Więc jaki jest sens chwalenia Obamy za zrobienie czegoś, co wynikało z sytuacji geopolitycznej?

Bartosiak bardzo przypomina mi w tej kwestii Kaczyńskiego (poważnie). Mianowicie wydaje mi się, że tak jak Kaczyński jest przekonany, że najważniejsze jest poważna polityka zagraniczna, a takimi pierdołami wewnętrznymi to nie ma się co zajmować. Czyli jak Kaczor: powstrzymujemy Niemców, budujemy międzymorze - i to nam da sukces. Tymczasem bez zasadniczych reform wewnętrznych nie będzie siły ekonomicznej na skuteczną politykę zagraniczną - a w tym przypadku Obama zepsuł chyba wszystko co w USA jeszcze jako tako funkcjonowało. Więc za co tego murzyna chwalić? Zaprawdę, nie wiem.

Czy w tym kraju nikt z posłuchem nie rozumie, że te dwie rzeczy (ekonomia i polityka) są od siebie zależne i żadna nie jest ważniejsza od drugiej? Bo to, że Mao swym szaleństwem udało się utrzymać niepodległość Chin było rzecz jasna warunkiem, dzięki któremu można było później wprowadzić cztery reformy Deng Xiaopinga... ale wprowadzenie czterech reform Deng Xiaopinga było znów warunkiem niezbędnym do tego, że dziś Chiny mogą rozgrywać światową grę geopolityczną. Niby oczywistość, ale.
Pozwól, że się nie zgodzę z tak postawioną tezą.
Wykonanie piwotu na Pacyfik wydaje się być oczywistością, ale nie wynikała ona z rosnącej pozycji Chin, ale głównie z powodów błędnej polityki USA, która zajęła się wojnami na Bliskim Wschodzie zupełnie zostawiając samych sobie Chińczyków. Co więcej wcale nie było oczywiste skierowanie się na Pacyfik, bo pamiętajmy jak opornie w USA przechodziło wycofanie wojsk z Iraku. Zatem sporą zasługą Obamy jest zmiana polityki z "peryferyjnych" spraw jakim jest Irak i terroryzm, na kluczowe, jakim jest bardzo mocna projekcja siły Chin - na którą USA nie ma wpływu.

Oczywiście, wszelkie problemy geopolityczne wynikają z ekonomii. Dobrze wiesz, że całość potęgi ekonomicznej USA leży w dolarze i jego sztucznym napompowaniu. Chiny bardzo wyraźnie buntują się przeciwko tej regule i wprowadzają swoją walutę do coraz większej ilości transakcji. Jeśli USA pozwoli Chinom na częściowe zrezygnowanie z obrotu dolarem, to USA padnie ekonomicznie i nie będzie ani czasu, ani chętnych, by moloha podnosić z kolan (chyba, że wierzyciele zgłoszą się z karabinem w ręku).

Moim zdaniem piwot USA na Pacyfik jest jak najbardziej wynikiem potrzeb ekonomicznych. Amerykanie grają na czas potrzebny do koniecznych reform wewnątrz kraju. Ale jak jest wewnątrz to inna bajka. Niemniej upadek dominacji marynarki USA w rejonie łańcucha wysp wokół Chin doprowadzi do bardzo szybkiego upadku całej ekonomii USA. Sądzę, że z punktu widzenia geopolityki i globalnej ekonomii jest za co chwalić Obamę, bo jako pierwszy prezydent od czasów wojny w zatoce zwrócił uwagę na ekonomiczne aspekty prowadzenia projekcji sił.


Jarosław Kaczyński to (niemal) oszołom. Jego dywersyfikacja dostaw energii wcale nie jest jego, w sumie nawet nie jest PO, po prostu "tak wyszło". Nie dalej jak tydzień temu PIS postulowało wybudowanie rurociągu wokół Krymu. Nie dalej jak miesiąc temu PIS postulowało wybudowanie rurociągu do Norwegii. Te pomysły upadły ponad 10 lat temu i już tylko człowiek z reminiscencją może do nich wracać.
 
Back
Top