Podludzie

Czułem, że tu ten kurwiszon zagości. Jeśli ten płacz był faktycznie prawdziwy to tylko z tego tytułu, że się wydało i trzeba będzie zapierdalać do roboty. Jako kurwa raczej też jej nie pójdzie bo już towar nie pierwszej świeżości. Ja uważam, że gościu i tak zrobił to delikatnie. Przy okazji w komentarzach wychodzi cała prawda o tych dzisiejszych podróbach kobiet. Czy dzisiaj jeszcze można znaleźć całkowicie prawdziwą osobę?

Jechać z kurwami zawsze i wszędzie!!
 
Takie coś znalazłem: koniec internetu na dzisiaj
,,ogrzewał mieszkanie wkładając do kuchni kaflowej na węgiel palnik gazowy turystyczny podłączony do butli gazowej wężem gumowym giętkim. Nie wpuszczał mnie do mieszkania, więc nic nie wiedziałam o tym. W mieszkaniu miał 4 zapasowe butle gazowe po 11 kg.
Cud, że nie puścił całego domu i okolicznych domów w kosmos.
Jak się o tym dowiedziałam, to wezwałam Straż Pożarną, która kazała wynieść wszystkie butle z mieszkania i zakazała takiego ogrzewania.
Można powiedzieć, że miałam dużo szczęścia i inni mieszkańcy domu również.
Jak wiatr, zgasił by płomień lub ogień stopił wąż gumowy to gazety by o tym pisały."
1675160480806.png
 
Kolo wykazał się w chuj zimną krwią. Widać,że już przetrawił i żadnego działania w afekcie.
Nawet sobie nie wyobrażacie jak częsty to temat. Myślicie pewnie, że wasza jest inna niż inne, ale dacie sobie uciąć rękę za to? Ja na pewno nie dałbym za żadną. Baba to zawsze obcy człowiek.
A przy dzisiejszych wzorcach...
IMG_20230131_144125.jpg
IMG_20230131_144138.jpg
IMG_20230131_144148.jpg
 
Ja wiem czy dziwne? Na bank latał z nią na marsze wściekłych macic drzeć ryja, że piekło jego kobietę, a na fejsbuku uchodził za oświeconego, postępowego entelegenta. Nie żal mi typa w ogóle.
Wiesz, że nie ma różnicy czy wspierał strajki kobiet czy był gościem który chciał ją kontrolować? Jak baba chce się puścić to i tak to zrobi.
 
Dlaczego aż tak bardzo negatywnie? Pamiętaj, że hipotetycznie miałeś wszelkie możliwości, by temu zapobiec, mimo tego wybrałeś bierność ze względu na wiarę w jej słuszność, czy ta decyzja nie czyni Ciebie współwinnego śmierci tego dziecka? Oczywiście nie w sensie 50/50 ale w jakimś tam stopniu? Uważam, że tak. Możesz odpowiedzieć na pytanie - cóż ta za wiara, której efektem jest taka bierność? Co może świadczyć o jej słuszności w omawianym przypadku?
Co do reszty:

Wydaje mi się, że jakikolwiek powód (wyłączając mistykę, parapsychologię, jasnowidztwo, itd), który przekonuje takiego człowieka do bierności i pozwala mu na nie udzielenie pomocy w wyniku czego dzieciak ginie - nie usprawiedliwia szkodliwości braku działania i etycznie jest naganny.

Myślę, że tutaj klaruje się podstawowa różnica w naszych światopoglądach. Moim zdaniem istnieją powody oraz wiara w nie, które usprawiedliwiają szkodliwość braku działania. Nie znaczy to oczywiście, że sam je wyznaje, jednak mam wątpliwości i zdarza mi się kwestionować kod społeczny (etyczny), o którym rozprawiamy, jako zagrażający przetrwaniu jednostki.
Brak wyrzutów sumienia w takim wypadku będzie wynikiem albo całego ciągu procesów, którym dany człowiek był poddawany praktycznie od najmłodszych lat życia lub upośledzenie funkcji mózgu płata czołowego odpowiedzialnego m.in za rozumowanie i osąd, regulację emocji w tym odczytywanie emocji innych osób, kontrolowanie zachowań społecznych. Czy silna wiara i przekonanie w jakiś powód nie udzielenia pomocy w tym przypadku może stać u podstaw nie wymienionych wyżej? Być może.
Tak. Brak wyrzutów sumienia będzie wynikiem procesów, które z punktu widzenia etyki dały skutek w postaci nagannego działania, jednak mam wątpliwość czy etyka zawsze powinna być jedynym kryterium oceny ludzkiego postępowania.
Ale o tym już przecież pisałem:
Nie o to jednak chodzi, bo warunki są ściśle określone, a więc kogoś takiego nie da się sparaliżować strachem tak, by nie był zdolny do zapobieżenia morderstwa (ma on przecież ku temu wszelkie środki i możliwości).
Nie chodzi o sparaliżowanie strachem, ale o ocenę ryzyka i podjęcia decyzji zgodnej z własnymi przekonaniami mimo posiadania możliwości. Chyba że założyliśmy brak jakiegokolwiek ryzyka.
Tak, przecież pisałem również i o tym, nakreślając jedną i drugą możliwość, jednak jeśli chodzi o bierność ona dla tego dziecka nie jest korzystna, bo ginie, a mogło żyć gdybyś pomógł. Dla Ciebie w określonym przeze mnie przypadku (tracisz syna w przyszłości) - może być z czasem niekorzystna. Kwintesencją w tym moralnym problemie jest to - czy jesteś gotów na takie ryzyko, zakładając, że taki czyn w przyszłości mógłby się źle skończyć dla Ciebie, czy Twojej rodziny, a nawet ludzkości. W tej sytuacji musisz zakładać też tę pozytywną stronę. Nie wiesz co z tego wyniknie, więc nie to jest determinantą podjętych działań lub ich braku, a właśnie to przygotowanie, wychowanie, itd lub niedostatki na tym polu.
Prognoza tego co wyniknie z naszych działań zawsze je determinuje. Również wychowanie, określenie pożądanych zachowań w stosunku do sytuacji, jest nastawione na osiągnięcie konkretnych efektów tych zachowań. Moim zdaniem nie da się wyekstrahować czystej intencji, ponieważ zawsze z czegoś ona wynika.
Oczywiście ale kierowanie się tylko nią prowadzi do problemów bez liku. Dlatego przecież rozmawiamy ;)
Jasne. Jednak gdybym pozostał bierny i nie odpowiedział na Twój komentarz lub w ogóle nie brał udziału w żadnej dyskusji, a całą wiedzę budował jedynie na obserwacji a nie wymianie poglądów. Czy można jednoznacznie stwierdzić, że bym na tym stracił ?
Pisałem - "z głową", a Ty piszesz o konsekwencjach działania "bez głowy". Nie zrozumiałeś mnie pisząc o wychowywaniu obcej osoby. Mówiłem o wychowaniu jako wartości ogólnej, o działaniach podejmowanych przez rodziców w stosunku do swoich dzieci przy wsparciu tych działań ze strony społecznej (bliscy, przyjaciele, znajomi, a czasem nawet i obcy ludzie, szkoła, trener, może być i ksiądz, itd). Działania te powinny wyposażyć człowieka w całkowitą gotowość do udzielenia pomocy w opisanym przypadku nawet za cenę własnego życia.

Nie musisz sprawdzać, czy się demoralizuje, wystarczy pomagać w odpowiedni sposób. Wiadomo, że jednorazowa pomoc jest w porządku, natomiast jeśli delikwent po pewnym czasie niczego nie zrobił w kierunku polepszenia swojego bytu możesz co najwyżej upomnieć go, udzielić rady, wskazać właściwy kierunek, czasem wystarczy wykonanie jednego telefonu do znajomego, który szuka pracowników. Słowem - wyposażyć w wędkę, a nie rybę.

Pytasz: "Czy konsekwencją takich działań nie będzie mniejsza troska o siebie i swoich bliskich." Jeśli nie udzielisz pomocy z głową - oczywiście, może się to wiązać z mniejszą troską o siebie i innych. W niektórych przypadkach ktoś po prostu pomóc nie może, nie stać go, nie ma możliwości, znajomości, itd., wypruwanie sobie flaków i kosztem swojej rodziny, by na siłę komuś pomagać jest głupotą i działaniem szkodliwym, niemoralnym, czy też nieetycznym. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Ponownie - chodzi o gotowość do pomocy, o przekonanie, że to jest czyn szlachetny i korzystny, bo pomoc może wyglądać różnie, vide przypadek z pięciolatkiem.
Zdecydowanie się nie zgadzam. Dlaczego mam ryzykować życie dla innego życia? Oddawać komuś moją wędkę? Czy nie bylibyśmy silniejsi gdyby każdy żył w przeświadczeniu, że jest kowalem swojego losu?
W takim przypadku (wojna), bez działania wespół z innymi o wiele, wiele trudniej będzie Ci zapewnić bezpieczeństwo, często będzie to po prostu niemożliwe. Zadajesz pytanie ale nie określasz warunków, a bez nich odpowiedź może być albo ogólnikowa albo bardzo szeroko z rozpisaniem różnych przypadków, okoliczności, itd. Np., jesteś żołnierzem, działasz inaczej niż np w przypadku gdy jesteś sprzedawcą w sklepie spożywczym.
Warunki nie mają tu znaczenia. Współdziałanie jak i koncentracja na własnym bezpieczeństwie mogą przynieść wymierne korzyści, wykluczając się nawzajem.
To wyobraź sobie, że w przypadku tego wydarzenia z usiłowaniem morderstwa na pięciolatku, było na tyle ciemno, że nie rozpoznałeś własnego syna, który nie mógł nawet pisnąć. Przechodzisz obok, pozwalasz na zabicie go, bo wierzysz w powody, które utrzymują Cię w silnym przekonaniu do bierności w takim przypadku. Twój syn zostaje brutalnie zamordowany o czym dowiadujesz się po czasie. Jak wygląda więc Twoja wiara w bierność, obok której miałeś niby zachować bezpieczeństwo swoich bliskich?
Dalece abstrakcyjny przykład. Będąc skupionym na bezpieczeństwie rodziny istnieje minimalna szansa na zaistnienie takiego scenariusza. Jednak nawet gdyby się zdarzyło, to perspektywa sytuacji o tak niewielkim prawdopodobieństwie nie powinno wpływać na podejmowane decyzje. To tak jakbym rzucił pracę, bo istnieje jakaś szansa, że wygram w totka
Znowu nie określiłeś warunków. Chodzi Ci o nasze, obecne, np. polskie uwarunkowania prawne, czy też hipotetyczne, w których morderstwa są legalne? Bo jeśli o to drugie - nikt nie będzie jakichkolwiek działań podejmował, bo każdy każdego będzie mógł odjebać ;)
Obecne polskie. Zabijam policjanta, który bez opamiętania pałuje kolegę - dostaje dożywocie. Policjant zabija chłopaka, sięgającego po coś do plecaka, podczas pościgu - wysyłają go na urlop. Z prawem jest taki problem, że nie zawsze dla każdego działa jednakowo.
Co z tymi, którzy nie są zdolni do skrzywdzenia innych? Co z Tobą, sparaliżowanym, na wózku. Nie zakładasz takich scenariuszów? Przecież one dalece łatwiej mogą się realizować przy legalizacji morderstw, niż przy obecnym stanie prawnym
Po co ktoś miałby zabijać kogoś na wózku? Uważasz, że wszyscy mamy w sobie gen zabójcy, który tylko czeka na przyzwolenie do działania bez względu na konsekwencje w postaci możliwej śmierci?
W tej fikcji pokazano tylko jedną taką noc w roku, a Ty proponujesz taki stan na stałe. Każdej nocy, każdego dnia. Pojebało Cię? ;-) Przecież musisz sobie zdawać sprawę z tego, że różnego rodzaju gangi i mafie bez żadnych oporów będą próbować przejmować kontrolę nad wszystkim co się tylko da. Tu nie chodzi o jakiegoś pojedynczego kolesia, który będzie chciał Cię zdezintegrować dla sportu ale o całe watahy wyposażonych w różne zabawki skurwieli. Na ulicach zapanowałby chaos na niespotykaną skale, niemal cały Świat stałby się strefą wojny. Tak, wtedy będziesz miał łatwiej wyposażyć się w "bierność przy jednoczesnym zachowaniu bezpieczeństwa swojego i bliskich" :facepalm:
Zacząłem oglądać i wyłączyłem. Film to tylko subiektywna wizja autora, w tym przypadku całkowicie pozbawiona realizmu. Bohaterowie, mimo że wiedzą o czystce, zdają się być na nią kompletnie nieprzygotowani. Gdyby faktycznie taka noc miała miejsce, każdy siedziałby zabarykadowany w domu, uzbrojony po zęby. Zakładasz, że w przypadku legalizacji zabijania, wszyscy od razu skoczyli by sobie do gardeł, tymczasem mamy kraje jak np. Meksyk, gdzie kartele mogą praktycznie odjebać kogo chcą i władza nie jest w stanie nic z tym zrobić, a mimo to kraj nie jest jakoś skrajnie pogrążony w chaosie.
 
Last edited:
Kolo wykazał się w chuj zimną krwią. Widać,że już przetrawił i żadnego działania w afekcie.
Nawet sobie nie wyobrażacie jak częsty to temat. Myślicie pewnie, że wasza jest inna niż inne, ale dacie sobie uciąć rękę za to? Ja na pewno nie dałbym za żadną. Baba to zawsze obcy człowiek.
A przy dzisiejszych wzorcach...
View attachment 55364View attachment 55363View attachment 55362
Podziwiam tych co są w stanie zaufać jakiejś lasce...
 
mam wątpliwości i zdarza mi się kwestionować kod społeczny (etyczny), o którym rozprawiamy, jako zagrażający przetrwaniu jednostki.
Ryzyko wpisane jest w naszą egzystencję. Rozumiem Twoje wątpliwości, co innego jednak one, co innego bierność ze względu na nie.
Tak. Brak wyrzutów sumienia będzie wynikiem procesów, które z punktu widzenia etyki dały skutek w postaci nagannego działania, jednak mam wątpliwość czy etyka zawsze powinna być jedynym kryterium oceny ludzkiego postępowania.
Zaproponuj zatem inne, bo tak zwane dobro jednostki, rodziny, społeczeństwa, itd., również posadowione jest w wartościach etycznych. Szlachetność czynów w oparciu o etykę to szczyt osiągnięć cywilizacji, co warto propagować i wcielać w życie.
Nie chodzi o sparaliżowanie strachem, ale o ocenę ryzyka i podjęcia decyzji zgodnej z własnymi przekonaniami mimo posiadania możliwości. Chyba że założyliśmy brak jakiegokolwiek ryzyka.
O ryzyku pisałem również. Jest ono wpisane w niemal każdą działalność człowieka i oczywiście jego natężenie jest różne w określonych przypadkach. Niektórzy niemal codziennie mocno ryzykują utratą swojego życia ze względu na charakter swojej pracy. Jeśli ktoś się na nią decyduje to zasługuje na szczególne traktowanie i wynagradzanie, bo jego profesja służy ogółowi w sposób szczególny (żołnierze, policjanci, strażacy, itd.) Nikt też nikogo negatywnie nie ocenia z racji tego, że nie chce zostać żołnierzem, itp. Jednak ocena podjęcia działań lub ich braku w opisanym przypadku musi być siłą rzeczy bardziej surowa z racji okoliczności. Ryzyko, które kryje się za dyskutowaną aktywnością nie powinno stanowić usprawiedliwienia bierności, tym bardziej, że chodzi o jednostki wyposażone we wszelkie możliwości i środki, by podjęcie działań zostało zwieńczone sukcesem, tak więc ryzyko jest mniejsze.

Jeśli w społeczeństwie istnieją jednostki, które w opisanych przypadkach zdecydowałyby się na bierność należy sobie zadać pytanie, czy aby czegoś nie spierdoliliśmy po drodze? ;) Z pewnością grono takich osób powiększa się. Społeczeństwo staje się coraz bardziej słabe, a szlachetne cechy takie jak męskość, rycerskość. itd. - spotykają się nawet z ostracyzmem. Mamy tez do czynienia z próbą odwrócenia wartości - słabość nazywana jest siłą, a ta odruchem prymitywnym, niecywilizowanym, niepostępowym. Takie rozkminy jakie tu uskuteczniamy mogą powstawać pomiędzy osobami odpowiednio dojrzałymi, jednak wydaje mi się, że takie rozmowy prowadzone w gronie ludzi z niewykształconymi jeszcze do końca cechami osobowości mogłyby przynieść w konsekwencji więcej szkody niż pożytku. Mówię konkretnie o takim zrozumieniu tego o czym piszemy, w myśl którego takie jednostki mogłyby przyjąć, iż można usprawiedliwić bierność w opisanym przypadku i uczynić zeń model własnego postępowania jako swoistą latarnię oświecającą drogę przez życie. Nie angażuj się, stój z boku, bądź bierny, obserwuj, działaj tylko wtedy gdy będziesz na 100% pewien, że efekt będzie dla Ciebie i Twoich bliskich korzystny, no bo po co, dlaczego, w imię czego?
Prognoza tego co wyniknie z naszych działań zawsze je determinuje.
W opisanym przypadku nie ma na to czasu, reagujesz automatycznie ale, właśnie - i tutaj leży kwintesencja problemu, od którego zależeć będzie życie lub śmierć tego dziecka. Działanie lub bierność zależeć będzie od tego, jak to nazwałeś - wgranego kodu. Moim zdaniem każdy powinien być tak wyposażony z wiarą w słuszność jedynego wyboru jakiego warto dokonać, a mianowicie - działania, udzielenia pomocy nawet wtedy gdy przekonani jesteśmy, iż w jego wyniku możemy stracić życie. Taką gotowość buduje się latami i powinno się to robić.
Również wychowanie, określenie pożądanych zachowań w stosunku do sytuacji, jest nastawione na osiągnięcie konkretnych efektów tych zachowań
Oczywiście. W sumie można powiedzieć, że zdecydowana większość naszych działań jest interesowna, bo nawet ateista poświęcający swoje życie w omawianym przypadku może mieć na uwadze przeświadczenie, że czyn ten może bardzo pozytywnie odbić się na jego potomstwu, które może osierocić ale które będą chciały całe swoje życie oprzeć o szlachetne działania, a człowiek ten wierzy, że potomstwo będzie się bardzo dobrze czuć żyjąc w ten sposób i będzie to ich sposób na osiągnięcie szczęścia.
Moim zdaniem nie da się wyekstrahować czystej intencji, ponieważ zawsze z czegoś ona wynika.
Ale taka jest właśnie natura tego mechanizmu. Intencja musi z czegoś wynikać. Komputer nie działa bez oprogramowania, którym dla nas będzie np sposób wychowywania no i geny oczywiście. Sęk w tym aby używać dobrego software'u, który będzie stał u podstaw naszego rozwoju, a nie uwstecznienia.
gdybym pozostał bierny i nie odpowiedział na Twój komentarz lub w ogóle nie brał udziału w żadnej dyskusji, a całą wiedzę budował jedynie na obserwacji a nie wymianie poglądów. Czy można jednoznacznie stwierdzić, że bym na tym stracił ?
Wiesz przecież, że to zależy od częstotliwości rodzaju zdarzeń, które będziesz obserwował. Z pewnością bardziej racjonalne jest połączenie obu metod.
Zdecydowanie się nie zgadzam. Dlaczego mam ryzykować życie dla innego życia? Oddawać komuś moją wędkę?
Jeśli o wędkę chodzi to chyba pomieszałeś pomoc np bezrobotnemu z pomocą temu pięciolatkowi celem uratowania mu życia. Ale niech będzie. Otóż właśnie nikt nie zmusza Cię do tego by ryzykować własne życie, chodzi o to abyś był na to gotów z przekonaniem o słuszności wyboru. Dla mnie niewinność dziecka jest wystarczająca, bym oddał życie za takiego człowieka, aby mógł żyć, dzięki czemu może poznać jego wartość, wiele osiągnąć nie tylko dla siebie ale ogółu (może to być w przyszłości ktoś dzięki komu znikną wszelkie choroby).
Czy nie bylibyśmy silniejsi gdyby każdy żył w przeświadczeniu, że jest kowalem swojego losu?
Pięciolatek żyjący w przeświadczeniu, że jego działania doprowadziły do sytuacji, w której jakiś zwyrol chce go brutalnie zamordować?

Życie w przeświadczeniu, że głównie jest się kowalem swojego losu to opcja warta uświadamiania. Jednakże nie jest tak do końca, część cech i skłonności warunkowana jest genetycznie. Każdy też ma jakiś próg wytrzymałości psychicznej i dajmy na to jeden miał przejebane od dziecka, był bity, gwałcony, itd ale wyszedł na ludzi, został wziętym lekarzem z prawdziwego zdarzenia, inny zostanie pedofilem, gwałcicielem, mordercą lub popełni samobójstwo. Każdemu może trafić się coś, co nie można uznać za wynik jego wcześniejszych działań. Wychodzisz z domu, gdzie mieszkasz od 20 lat i nagle umierasz, bo zalegalizowano mordowanie, a Ty mimo podjęcia wszelkich środków ostrożności giniesz od kuli snajpera ;)
Warunki nie mają tu znaczenia.
Przecież udowodniłem, że mają. Zapytałeś, czy w razie wojny masz bronić kogo popadnie, czy skupić się na własnej rodzinie. Otóż jeśli będziesz żołnierzem to o wiele większe prawdopodobieństwo będzie, że "rzucony" będziesz na front i tam, w sumie bronił "kogo popadnie", swoją rodzinę również, bo wespół z innymi opierasz się najeźdźcy. Bronisz kraju i jego mieszkańców. Załóżmy, że jesteś sprzedawcą w wieku poborowym, zarządzono mobilizację, a Ty masz to gdzieś, pakujesz rodzinę do auta i uciekasz za granicę. Możesz też zostać, być wcielonym i bronić "kogo popadnie". Może nie być mobilizacji, Ty z własnej woli się zaciągniesz lub nie. Spójrz ile mamy warunków.
Współdziałanie jak i koncentracja na własnym bezpieczeństwie mogą przynieść wymierne korzyści, wykluczając się nawzajem.
Nie mówmy o oczywistościach. Uważam, że lepiej skupić się na kwintesencji problemu. Każde działanie powinno iść w parze z uwzględnieniem własnego bezpieczeństwa jednak całkowicie ryzyka zniwelować się nie da, a współdziałanie w czasie wojny to zwiększanie szansy na jej przeżycie, ale współpraca również nosi ze sobą jakieś ryzyko i znów pojawiają się warunki. Współdziałasz z kim? Jak wyposażonym, ewentualnie przeszkolonym, młodym, starym, z jakim doświadczeniem, a nawet z jakim temperamentem...
Dalece abstrakcyjny przykład.
Niby dlaczego? Wystarczy, że możliwy do zaistnienia i należy się z taką ewentualnością liczyć. Po drugie należy mieć na uwadze, że w przyszłości identyczna sytuacja może dotyczyć Twojego dziecka i również ktoś może mu nie pomóc, zginie. Pamiętaj, że w naszej hipotetycznej sytuacji za punkt wyjścia obraliśmy legalizację morderstw, tak więc możliwość taka wzrasta bardzo.

Jeśli chodzi o ten nasz przypadek to oczywiście wiadomo, że o wiele więcej do stracenia będzie miał ojciec dzieci, mąż, niż np umierający na raka bezdzietny 30 letni kawaler. Jestem tego zdania, że na bierność w omawianym przypadku mogę przystać jedynie postawiony przed wyborem - ginie ten dzieciak lub mój własny, bo np. niosę dla swojego lekarstwo, które musi być podane, w przeciwnym razie w ciągu godziny umrze, a tylko ja mogę w wymaganym czasie mu je podać. Tak więc na bierność mogę się zgodzić tylko i wyłącznie w przypadku tego lub podobnego wyboru. Wszystkie inne niejako wymuszają na mnie pomoc temu dzieciakowi nawet za cenę własnego życia i moim zdaniem byłoby niezmiernie korzystne aby każdy człowiek miał takie przeświadczenie.
Obecne polskie. Zabijam policjanta, który bez opamiętania pałuje kolegę - dostaje dożywocie. Policjant zabija chłopaka, sięgającego po coś do plecaka, podczas pościgu - wysyłają go na urlop. Z prawem jest taki problem, że nie zawsze dla każdego działa jednakowo.
Znowu rozciągamy i piszemy o oczywistościach, mam nadzieję, że nie wspominasz o tym, by szukać jakiegoś usprawiedliwienia biernosci w określonym przypadku lub sugerować potrzebę legalizacji morderstw ze względu na złą interpretację prawa w Polsce. Należy dołożyć wszelkich starań, by do takich sytuacji nie dochodziło, potrzebna jest reforma systemu prawnego ale za pomocą bierności z pewnością nie doprowadzony do tego, by jakieś zmiany się rozpoczęły ;)
Po co ktoś miałby zabijać kogoś na wózku?
Zapomniałeś o czym pisałem wcześniej. Na wózku wylądowałeś, bo ktoś chciał Cię zdezintegrować, zostałaś zaskoczony, w wyniku czego sparaliżowany i takim oto sposobem masz swoją bierność, możesz się tylko przyglądać jak wataha zwyrodnialców gwałci Twoją żonę, dzieci, potem ich mordują, bo lubią, Ciebie zostawiają, no bo przecież "po co ktoś miałby zabijać kogoś na wózku?" ;-)
Uważasz, że wszyscy mamy w sobie gen zabójcy, który tylko czeka na przyzwolenie do działania bez względu na konsekwencje w postaci możliwej śmierci?
Oczywiście, że nie. Jednak z pewnością wielu obecnie nie działa w ten sposób, bo dożywocie, gdzieniegdzie kara śmierci, itd. Pozbaw ich tej ewentualności, a poznasz ich liczbę. Naprawdę chcesz się o tym przekonać? Pisałeś o kalkulacji ryzyka, a z drugiej strony proponujesz coś takiego? Mówisz o konsekwencji możliwej śmierci ale przecież podałem Ci przykłady. Co z ludźmi, którzy nie będą się w stanie bronić? Hipotetyczny Ty, skupiony na sobie, ewentualnie jeszcze na rodzinie, przyjmujący rolę obserwatora, bierny - raczej nie zapewnisz tym ludziom ochrony, prawda? Będziesz w stanie obronić swoją rodzinę? Masz broń, potrafisz się nią obsługiwać? Jeśli nawet - wykazujesz się zdolnościami Johna Rambo, by powstrzymać atak kilkudziesięciu uzbrojonych skurwieli na polowaniu? Legalne morderstwa, mogą polować na ludzi do woli.
Bohaterowie, mimo że wiedzą o czystce, zdają się być na nią kompletnie nieprzygotowani.
Aha, bo nagle wszyscy mają środki i możliwości, by się odpowiednio przygotować?
każdy siedziałby zabarykadowany w domu, uzbrojony po zęby
Jak wyżej. Podziwiam naiwność Twoich założeń. Otóż nie. Uzbrojeni po zęby byliby tylko wyposażeni w odpowiednie środki i możliwości.
Zakładasz, że w przypadku legalizacji zabijania, wszyscy od razu skoczyli by sobie do gardeł
Niby w którym miejscu coś takiego zakładam? Przeciwnie - zakładam, że większość byłaby skazana na obronę, z czego dużą część nie mogłaby sobie pozwolić na odpowiednie przygotowania.
kartele mogą praktycznie odjebać kogo chcą i władza nie jest w stanie nic z tym zrobić, a mimo to kraj nie jest jakoś skrajnie pogrążony w chaosie
Porównanie zupełnie od czapy, bo jednak kartele nie kontrolują tam absolutnie wszystkiego i z częścią aparatu ścigania liczyć się muszą. Dlatego wciąż nie ma chaosu, jednak ludzie tłumnie stamtąd spierdalają:

Chaos dopiero zobaczyłbyś po legalizacji morderstw.
 
Ryzyko wpisane jest w naszą egzystencję. Rozumiem Twoje wątpliwości, co innego jednak one, co innego bierność ze względu na nie.

Zaproponuj zatem inne, bo tak zwane dobro jednostki, rodziny, społeczeństwa, itd., również posadowione jest w wartościach etycznych. Szlachetność czynów w oparciu o etykę to szczyt osiągnięć cywilizacji, co warto propagować i wcielać w życie.

O ryzyku pisałem również. Jest ono wpisane w niemal każdą działalność człowieka i oczywiście jego natężenie jest różne w określonych przypadkach. Niektórzy niemal codziennie mocno ryzykują utratą swojego życia ze względu na charakter swojej pracy. Jeśli ktoś się na nią decyduje to zasługuje na szczególne traktowanie i wynagradzanie, bo jego profesja służy ogółowi w sposób szczególny (żołnierze, policjanci, strażacy, itd.) Nikt też nikogo negatywnie nie ocenia z racji tego, że nie chce zostać żołnierzem, itp. Jednak ocena podjęcia działań lub ich braku w opisanym przypadku musi być siłą rzeczy bardziej surowa z racji okoliczności. Ryzyko, które kryje się za dyskutowaną aktywnością nie powinno stanowić usprawiedliwienia bierności, tym bardziej, że chodzi o jednostki wyposażone we wszelkie możliwości i środki, by podjęcie działań zostało zwieńczone sukcesem, tak więc ryzyko jest mniejsze.

Jeśli w społeczeństwie istnieją jednostki, które w opisanych przypadkach zdecydowałyby się na bierność należy sobie zadać pytanie, czy aby czegoś nie spierdoliliśmy po drodze? ;) Z pewnością grono takich osób powiększa się. Społeczeństwo staje się coraz bardziej słabe, a szlachetne cechy takie jak męskość, rycerskość. itd. - spotykają się nawet z ostracyzmem. Mamy tez do czynienia z próbą odwrócenia wartości - słabość nazywana jest siłą, a ta odruchem prymitywnym, niecywilizowanym, niepostępowym. Takie rozkminy jakie tu uskuteczniamy mogą powstawać pomiędzy osobami odpowiednio dojrzałymi, jednak wydaje mi się, że takie rozmowy prowadzone w gronie ludzi z niewykształconymi jeszcze do końca cechami osobowości mogłyby przynieść w konsekwencji więcej szkody niż pożytku. Mówię konkretnie o takim zrozumieniu tego o czym piszemy, w myśl którego takie jednostki mogłyby przyjąć, iż można usprawiedliwić bierność w opisanym przypadku i uczynić zeń model własnego postępowania jako swoistą latarnię oświecającą drogę przez życie. Nie angażuj się, stój z boku, bądź bierny, obserwuj, działaj tylko wtedy gdy będziesz na 100% pewien, że efekt będzie dla Ciebie i Twoich bliskich korzystny, no bo po co, dlaczego, w imię czego?

W opisanym przypadku nie ma na to czasu, reagujesz automatycznie ale, właśnie - i tutaj leży kwintesencja problemu, od którego zależeć będzie życie lub śmierć tego dziecka. Działanie lub bierność zależeć będzie od tego, jak to nazwałeś - wgranego kodu. Moim zdaniem każdy powinien być tak wyposażony z wiarą w słuszność jedynego wyboru jakiego warto dokonać, a mianowicie - działania, udzielenia pomocy nawet wtedy gdy przekonani jesteśmy, iż w jego wyniku możemy stracić życie. Taką gotowość buduje się latami i powinno się to robić.

Oczywiście. W sumie można powiedzieć, że zdecydowana większość naszych działań jest interesowna, bo nawet ateista poświęcający swoje życie w omawianym przypadku może mieć na uwadze przeświadczenie, że czyn ten może bardzo pozytywnie odbić się na jego potomstwu, które może osierocić ale które będą chciały całe swoje życie oprzeć o szlachetne działania, a człowiek ten wierzy, że potomstwo będzie się bardzo dobrze czuć żyjąc w ten sposób i będzie to ich sposób na osiągnięcie szczęścia.

Ale taka jest właśnie natura tego mechanizmu. Intencja musi z czegoś wynikać. Komputer nie działa bez oprogramowania, którym dla nas będzie np sposób wychowywania no i geny oczywiście. Sęk w tym aby używać dobrego software'u, który będzie stał u podstaw naszego rozwoju, a nie uwstecznienia.

Wiesz przecież, że to zależy od częstotliwości rodzaju zdarzeń, które będziesz obserwował. Z pewnością bardziej racjonalne jest połączenie obu metod.

Jeśli o wędkę chodzi to chyba pomieszałeś pomoc np bezrobotnemu z pomocą temu pięciolatkowi celem uratowania mu życia. Ale niech będzie. Otóż właśnie nikt nie zmusza Cię do tego by ryzykować własne życie, chodzi o to abyś był na to gotów z przekonaniem o słuszności wyboru. Dla mnie niewinność dziecka jest wystarczająca, bym oddał życie za takiego człowieka, aby mógł żyć, dzięki czemu może poznać jego wartość, wiele osiągnąć nie tylko dla siebie ale ogółu (może to być w przyszłości ktoś dzięki komu znikną wszelkie choroby).

Pięciolatek żyjący w przeświadczeniu, że jego działania doprowadziły do sytuacji, w której jakiś zwyrol chce go brutalnie zamordować?

Życie w przeświadczeniu, że głównie jest się kowalem swojego losu to opcja warta uświadamiania. Jednakże nie jest tak do końca, część cech i skłonności warunkowana jest genetycznie. Każdy też ma jakiś próg wytrzymałości psychicznej i dajmy na to jeden miał przejebane od dziecka, był bity, gwałcony, itd ale wyszedł na ludzi, został wziętym lekarzem z prawdziwego zdarzenia, inny zostanie pedofilem, gwałcicielem, mordercą lub popełni samobójstwo. Każdemu może trafić się coś, co nie można uznać za wynik jego wcześniejszych działań. Wychodzisz z domu, gdzie mieszkasz od 20 lat i nagle umierasz, bo zalegalizowano mordowanie, a Ty mimo podjęcia wszelkich środków ostrożności giniesz od kuli snajpera ;)

Przecież udowodniłem, że mają. Zapytałeś, czy w razie wojny masz bronić kogo popadnie, czy skupić się na własnej rodzinie. Otóż jeśli będziesz żołnierzem to o wiele większe prawdopodobieństwo będzie, że "rzucony" będziesz na front i tam, w sumie bronił "kogo popadnie", swoją rodzinę również, bo wespół z innymi opierasz się najeźdźcy. Bronisz kraju i jego mieszkańców. Załóżmy, że jesteś sprzedawcą w wieku poborowym, zarządzono mobilizację, a Ty masz to gdzieś, pakujesz rodzinę do auta i uciekasz za granicę. Możesz też zostać, być wcielonym i bronić "kogo popadnie". Może nie być mobilizacji, Ty z własnej woli się zaciągniesz lub nie. Spójrz ile mamy warunków.

Nie mówmy o oczywistościach. Uważam, że lepiej skupić się na kwintesencji problemu. Każde działanie powinno iść w parze z uwzględnieniem własnego bezpieczeństwa jednak całkowicie ryzyka zniwelować się nie da, a współdziałanie w czasie wojny to zwiększanie szansy na jej przeżycie, ale współpraca również nosi ze sobą jakieś ryzyko i znów pojawiają się warunki. Współdziałasz z kim? Jak wyposażonym, ewentualnie przeszkolonym, młodym, starym, z jakim doświadczeniem, a nawet z jakim temperamentem...

Niby dlaczego? Wystarczy, że możliwy do zaistnienia i należy się z taką ewentualnością liczyć. Po drugie należy mieć na uwadze, że w przyszłości identyczna sytuacja może dotyczyć Twojego dziecka i również ktoś może mu nie pomóc, zginie. Pamiętaj, że w naszej hipotetycznej sytuacji za punkt wyjścia obraliśmy legalizację morderstw, tak więc możliwość taka wzrasta bardzo.

Jeśli chodzi o ten nasz przypadek to oczywiście wiadomo, że o wiele więcej do stracenia będzie miał ojciec dzieci, mąż, niż np umierający na raka bezdzietny 30 letni kawaler. Jestem tego zdania, że na bierność w omawianym przypadku mogę przystać jedynie postawiony przed wyborem - ginie ten dzieciak lub mój własny, bo np. niosę dla swojego lekarstwo, które musi być podane, w przeciwnym razie w ciągu godziny umrze, a tylko ja mogę w wymaganym czasie mu je podać. Tak więc na bierność mogę się zgodzić tylko i wyłącznie w przypadku tego lub podobnego wyboru. Wszystkie inne niejako wymuszają na mnie pomoc temu dzieciakowi nawet za cenę własnego życia i moim zdaniem byłoby niezmiernie korzystne aby każdy człowiek miał takie przeświadczenie.

Znowu rozciągamy i piszemy o oczywistościach, mam nadzieję, że nie wspominasz o tym, by szukać jakiegoś usprawiedliwienia biernosci w określonym przypadku lub sugerować potrzebę legalizacji morderstw ze względu na złą interpretację prawa w Polsce. Należy dołożyć wszelkich starań, by do takich sytuacji nie dochodziło, potrzebna jest reforma systemu prawnego ale za pomocą bierności z pewnością nie doprowadzony do tego, by jakieś zmiany się rozpoczęły ;)

Zapomniałeś o czym pisałem wcześniej. Na wózku wylądowałeś, bo ktoś chciał Cię zdezintegrować, zostałaś zaskoczony, w wyniku czego sparaliżowany i takim oto sposobem masz swoją bierność, możesz się tylko przyglądać jak wataha zwyrodnialców gwałci Twoją żonę, dzieci, potem ich mordują, bo lubią, Ciebie zostawiają, no bo przecież "po co ktoś miałby zabijać kogoś na wózku?" ;-)

Oczywiście, że nie. Jednak z pewnością wielu obecnie nie działa w ten sposób, bo dożywocie, gdzieniegdzie kara śmierci, itd. Pozbaw ich tej ewentualności, a poznasz ich liczbę. Naprawdę chcesz się o tym przekonać? Pisałeś o kalkulacji ryzyka, a z drugiej strony proponujesz coś takiego? Mówisz o konsekwencji możliwej śmierci ale przecież podałem Ci przykłady. Co z ludźmi, którzy nie będą się w stanie bronić? Hipotetyczny Ty, skupiony na sobie, ewentualnie jeszcze na rodzinie, przyjmujący rolę obserwatora, bierny - raczej nie zapewnisz tym ludziom ochrony, prawda? Będziesz w stanie obronić swoją rodzinę? Masz broń, potrafisz się nią obsługiwać? Jeśli nawet - wykazujesz się zdolnościami Johna Rambo, by powstrzymać atak kilkudziesięciu uzbrojonych skurwieli na polowaniu? Legalne morderstwa, mogą polować na ludzi do woli.

Aha, bo nagle wszyscy mają środki i możliwości, by się odpowiednio przygotować?

Jak wyżej. Podziwiam naiwność Twoich założeń. Otóż nie. Uzbrojeni po zęby byliby tylko wyposażeni w odpowiednie środki i możliwości.

Niby w którym miejscu coś takiego zakładam? Przeciwnie - zakładam, że większość byłaby skazana na obronę, z czego dużą część nie mogłaby sobie pozwolić na odpowiednie przygotowania.

Porównanie zupełnie od czapy, bo jednak kartele nie kontrolują tam absolutnie wszystkiego i z częścią aparatu ścigania liczyć się muszą. Dlatego wciąż nie ma chaosu, jednak ludzie tłumnie stamtąd spierdalają:

Chaos dopiero zobaczyłbyś po legalizacji morderstw.
Klocuńku, jeszcze nie przeczytałem tego co napisałeś, ale już sama ilość liter które zużyłeś, powoduje, że nie chciałbym być Twoim oponentem w żadnej dyskusji :penn:
 
Ryzyko wpisane jest w naszą egzystencję. Rozumiem Twoje wątpliwości, co innego jednak one, co innego bierność ze względu na nie.

Zaproponuj zatem inne, bo tak zwane dobro jednostki, rodziny, społeczeństwa, itd., również posadowione jest w wartościach etycznych. Szlachetność czynów w oparciu o etykę to szczyt osiągnięć cywilizacji, co warto propagować i wcielać w życie.

O ryzyku pisałem również. Jest ono wpisane w niemal każdą działalność człowieka i oczywiście jego natężenie jest różne w określonych przypadkach. Niektórzy niemal codziennie mocno ryzykują utratą swojego życia ze względu na charakter swojej pracy. Jeśli ktoś się na nią decyduje to zasługuje na szczególne traktowanie i wynagradzanie, bo jego profesja służy ogółowi w sposób szczególny (żołnierze, policjanci, strażacy, itd.) Nikt też nikogo negatywnie nie ocenia z racji tego, że nie chce zostać żołnierzem, itp. Jednak ocena podjęcia działań lub ich braku w opisanym przypadku musi być siłą rzeczy bardziej surowa z racji okoliczności. Ryzyko, które kryje się za dyskutowaną aktywnością nie powinno stanowić usprawiedliwienia bierności, tym bardziej, że chodzi o jednostki wyposażone we wszelkie możliwości i środki, by podjęcie działań zostało zwieńczone sukcesem, tak więc ryzyko jest mniejsze.

Jeśli w społeczeństwie istnieją jednostki, które w opisanych przypadkach zdecydowałyby się na bierność należy sobie zadać pytanie, czy aby czegoś nie spierdoliliśmy po drodze? ;) Z pewnością grono takich osób powiększa się. Społeczeństwo staje się coraz bardziej słabe, a szlachetne cechy takie jak męskość, rycerskość. itd. - spotykają się nawet z ostracyzmem. Mamy tez do czynienia z próbą odwrócenia wartości - słabość nazywana jest siłą, a ta odruchem prymitywnym, niecywilizowanym, niepostępowym. Takie rozkminy jakie tu uskuteczniamy mogą powstawać pomiędzy osobami odpowiednio dojrzałymi, jednak wydaje mi się, że takie rozmowy prowadzone w gronie ludzi z niewykształconymi jeszcze do końca cechami osobowości mogłyby przynieść w konsekwencji więcej szkody niż pożytku. Mówię konkretnie o takim zrozumieniu tego o czym piszemy, w myśl którego takie jednostki mogłyby przyjąć, iż można usprawiedliwić bierność w opisanym przypadku i uczynić zeń model własnego postępowania jako swoistą latarnię oświecającą drogę przez życie. Nie angażuj się, stój z boku, bądź bierny, obserwuj, działaj tylko wtedy gdy będziesz na 100% pewien, że efekt będzie dla Ciebie i Twoich bliskich korzystny, no bo po co, dlaczego, w imię czego?

W opisanym przypadku nie ma na to czasu, reagujesz automatycznie ale, właśnie - i tutaj leży kwintesencja problemu, od którego zależeć będzie życie lub śmierć tego dziecka. Działanie lub bierność zależeć będzie od tego, jak to nazwałeś - wgranego kodu. Moim zdaniem każdy powinien być tak wyposażony z wiarą w słuszność jedynego wyboru jakiego warto dokonać, a mianowicie - działania, udzielenia pomocy nawet wtedy gdy przekonani jesteśmy, iż w jego wyniku możemy stracić życie. Taką gotowość buduje się latami i powinno się to robić.

Oczywiście. W sumie można powiedzieć, że zdecydowana większość naszych działań jest interesowna, bo nawet ateista poświęcający swoje życie w omawianym przypadku może mieć na uwadze przeświadczenie, że czyn ten może bardzo pozytywnie odbić się na jego potomstwu, które może osierocić ale które będą chciały całe swoje życie oprzeć o szlachetne działania, a człowiek ten wierzy, że potomstwo będzie się bardzo dobrze czuć żyjąc w ten sposób i będzie to ich sposób na osiągnięcie szczęścia.

Ale taka jest właśnie natura tego mechanizmu. Intencja musi z czegoś wynikać. Komputer nie działa bez oprogramowania, którym dla nas będzie np sposób wychowywania no i geny oczywiście. Sęk w tym aby używać dobrego software'u, który będzie stał u podstaw naszego rozwoju, a nie uwstecznienia.

Wiesz przecież, że to zależy od częstotliwości rodzaju zdarzeń, które będziesz obserwował. Z pewnością bardziej racjonalne jest połączenie obu metod.

Jeśli o wędkę chodzi to chyba pomieszałeś pomoc np bezrobotnemu z pomocą temu pięciolatkowi celem uratowania mu życia. Ale niech będzie. Otóż właśnie nikt nie zmusza Cię do tego by ryzykować własne życie, chodzi o to abyś był na to gotów z przekonaniem o słuszności wyboru. Dla mnie niewinność dziecka jest wystarczająca, bym oddał życie za takiego człowieka, aby mógł żyć, dzięki czemu może poznać jego wartość, wiele osiągnąć nie tylko dla siebie ale ogółu (może to być w przyszłości ktoś dzięki komu znikną wszelkie choroby).

Pięciolatek żyjący w przeświadczeniu, że jego działania doprowadziły do sytuacji, w której jakiś zwyrol chce go brutalnie zamordować?

Życie w przeświadczeniu, że głównie jest się kowalem swojego losu to opcja warta uświadamiania. Jednakże nie jest tak do końca, część cech i skłonności warunkowana jest genetycznie. Każdy też ma jakiś próg wytrzymałości psychicznej i dajmy na to jeden miał przejebane od dziecka, był bity, gwałcony, itd ale wyszedł na ludzi, został wziętym lekarzem z prawdziwego zdarzenia, inny zostanie pedofilem, gwałcicielem, mordercą lub popełni samobójstwo. Każdemu może trafić się coś, co nie można uznać za wynik jego wcześniejszych działań. Wychodzisz z domu, gdzie mieszkasz od 20 lat i nagle umierasz, bo zalegalizowano mordowanie, a Ty mimo podjęcia wszelkich środków ostrożności giniesz od kuli snajpera ;)

Przecież udowodniłem, że mają. Zapytałeś, czy w razie wojny masz bronić kogo popadnie, czy skupić się na własnej rodzinie. Otóż jeśli będziesz żołnierzem to o wiele większe prawdopodobieństwo będzie, że "rzucony" będziesz na front i tam, w sumie bronił "kogo popadnie", swoją rodzinę również, bo wespół z innymi opierasz się najeźdźcy. Bronisz kraju i jego mieszkańców. Załóżmy, że jesteś sprzedawcą w wieku poborowym, zarządzono mobilizację, a Ty masz to gdzieś, pakujesz rodzinę do auta i uciekasz za granicę. Możesz też zostać, być wcielonym i bronić "kogo popadnie". Może nie być mobilizacji, Ty z własnej woli się zaciągniesz lub nie. Spójrz ile mamy warunków.

Nie mówmy o oczywistościach. Uważam, że lepiej skupić się na kwintesencji problemu. Każde działanie powinno iść w parze z uwzględnieniem własnego bezpieczeństwa jednak całkowicie ryzyka zniwelować się nie da, a współdziałanie w czasie wojny to zwiększanie szansy na jej przeżycie, ale współpraca również nosi ze sobą jakieś ryzyko i znów pojawiają się warunki. Współdziałasz z kim? Jak wyposażonym, ewentualnie przeszkolonym, młodym, starym, z jakim doświadczeniem, a nawet z jakim temperamentem...

Niby dlaczego? Wystarczy, że możliwy do zaistnienia i należy się z taką ewentualnością liczyć. Po drugie należy mieć na uwadze, że w przyszłości identyczna sytuacja może dotyczyć Twojego dziecka i również ktoś może mu nie pomóc, zginie. Pamiętaj, że w naszej hipotetycznej sytuacji za punkt wyjścia obraliśmy legalizację morderstw, tak więc możliwość taka wzrasta bardzo.

Jeśli chodzi o ten nasz przypadek to oczywiście wiadomo, że o wiele więcej do stracenia będzie miał ojciec dzieci, mąż, niż np umierający na raka bezdzietny 30 letni kawaler. Jestem tego zdania, że na bierność w omawianym przypadku mogę przystać jedynie postawiony przed wyborem - ginie ten dzieciak lub mój własny, bo np. niosę dla swojego lekarstwo, które musi być podane, w przeciwnym razie w ciągu godziny umrze, a tylko ja mogę w wymaganym czasie mu je podać. Tak więc na bierność mogę się zgodzić tylko i wyłącznie w przypadku tego lub podobnego wyboru. Wszystkie inne niejako wymuszają na mnie pomoc temu dzieciakowi nawet za cenę własnego życia i moim zdaniem byłoby niezmiernie korzystne aby każdy człowiek miał takie przeświadczenie.

Znowu rozciągamy i piszemy o oczywistościach, mam nadzieję, że nie wspominasz o tym, by szukać jakiegoś usprawiedliwienia biernosci w określonym przypadku lub sugerować potrzebę legalizacji morderstw ze względu na złą interpretację prawa w Polsce. Należy dołożyć wszelkich starań, by do takich sytuacji nie dochodziło, potrzebna jest reforma systemu prawnego ale za pomocą bierności z pewnością nie doprowadzony do tego, by jakieś zmiany się rozpoczęły ;)

Zapomniałeś o czym pisałem wcześniej. Na wózku wylądowałeś, bo ktoś chciał Cię zdezintegrować, zostałaś zaskoczony, w wyniku czego sparaliżowany i takim oto sposobem masz swoją bierność, możesz się tylko przyglądać jak wataha zwyrodnialców gwałci Twoją żonę, dzieci, potem ich mordują, bo lubią, Ciebie zostawiają, no bo przecież "po co ktoś miałby zabijać kogoś na wózku?" ;-)

Oczywiście, że nie. Jednak z pewnością wielu obecnie nie działa w ten sposób, bo dożywocie, gdzieniegdzie kara śmierci, itd. Pozbaw ich tej ewentualności, a poznasz ich liczbę. Naprawdę chcesz się o tym przekonać? Pisałeś o kalkulacji ryzyka, a z drugiej strony proponujesz coś takiego? Mówisz o konsekwencji możliwej śmierci ale przecież podałem Ci przykłady. Co z ludźmi, którzy nie będą się w stanie bronić? Hipotetyczny Ty, skupiony na sobie, ewentualnie jeszcze na rodzinie, przyjmujący rolę obserwatora, bierny - raczej nie zapewnisz tym ludziom ochrony, prawda? Będziesz w stanie obronić swoją rodzinę? Masz broń, potrafisz się nią obsługiwać? Jeśli nawet - wykazujesz się zdolnościami Johna Rambo, by powstrzymać atak kilkudziesięciu uzbrojonych skurwieli na polowaniu? Legalne morderstwa, mogą polować na ludzi do woli.

Aha, bo nagle wszyscy mają środki i możliwości, by się odpowiednio przygotować?

Jak wyżej. Podziwiam naiwność Twoich założeń. Otóż nie. Uzbrojeni po zęby byliby tylko wyposażeni w odpowiednie środki i możliwości.

Niby w którym miejscu coś takiego zakładam? Przeciwnie - zakładam, że większość byłaby skazana na obronę, z czego dużą część nie mogłaby sobie pozwolić na odpowiednie przygotowania.

Porównanie zupełnie od czapy, bo jednak kartele nie kontrolują tam absolutnie wszystkiego i z częścią aparatu ścigania liczyć się muszą. Dlatego wciąż nie ma chaosu, jednak ludzie tłumnie stamtąd spierdalają:

Chaos dopiero zobaczyłbyś po legalizacji morderstw.
Odklepuje...po raz drugi.

Mimo, że nie zgadzam się z częścią Twoich przekonań to potrafisz przytłoczyć jakością oraz ilością argumentów, a także tempem przelewania ich na ekran.

Jeśli będę chciał wygłaszać jeszcze jakieś kontrowersyjne tezy, upewnię się, że nie ma Ciebie w pobliżu ;-)
 
Last edited:
Back
Top