Jeżeli to jest metoda treningowa i nie ma tu jakiegoś głębszego dna, to nie podoba mi się.
Przez wiele lat trenowałem wypruwając z siebie flaki, ze wszystkich sił i przekraczając granicę bólu. Nigdy więcej!
Teraz trenuję tylko, gdy mi się chce, nigdy do niczego się nie zmuszam i dbam, by trening zawsze był przyjemny i komfortowy. Efekty lepsze i ciągła świeżość. Czuję, że nigdy już nie dopadnie mnie stagnacja

.
Metodę "nie męczenia się" przeniosłem do wszystkich innych dziedzin życia. Choćby do pewniej gry zręcznościowej (a nie byłem wcale taki dobry w te klocki). Grał kto w oryginalne Flappy Bird na Androida? Widziałem wielu, co przechodzili katusze, chcąc osiągnąć dobry wynik- dla niektórych barierą było 50, najlepsi z moich znajomych osiągnęli 100 z hakiem. Ja sobie grałem zawsze na luzie i tylko, gdy mi się chciało. Osiągnąłem w miarę szybko 2046, co być może jest nawet rekordem świata- nie męcząc się w ogóle. Mało tego- gdybym się wysilał, miałbym gorsze osiągi.
Takich przykładów mógłbym mnożyć. Myślę, że "No pain, no gain" w końcu przejdzie do lamusa.