Jakiś czas temu dorwałem Driver: San Francisco za śmieszną cenę i postanowiłem się za nią zabrać. Ponieważ gra nie jest nowa (2011), to postaram się nie rozpisywać (wyszło inaczej, ale cóż :D)
O ile kilka poprzednich części Drivera próbowało udawać GTA (z mizernym skutkiem), o tyle tutaj wracamy do korzeni i tylko jeździmy. Efekt? Świetna zabawa z różnorodnymi rozrywkami (wyścigi, pościgi i inne atrakcje!), które - o dziwo - nie raz potrafią zaskoczyć i są wymagające, a na dodatek możemy korzystać z setek(!) samochodów - od VW czy Nissanów, przez cięzarówki i autobusy szkolne po sportowe maszyny.
Niestety, od gry odpychają mnie dwie rzeczy - pierwsza to grafika, która (wg recenzji) już wtedy nie zachwycała. Druga to... "shift mode", pozwalający przenieśc się nam w błyskawiczny sposób do jakieś lokacji, a nawet zmiany samochodu i co za tym idzie, wprowadzenie elementu nierealistycznego do gry. Nie powiem, spodziewałem się raczej efektownych pościgów, aniżeli takiej zabawki, która -mimo bycia przyjemną - popsuła mi pewien odbiór tej gry.
Chociaż "Driver" nigdy nie nawiąże rywalizacji z najlepszymi, a kolejne częsci mogą pogrążać tą serię, to "San Francisco" zaserwowało pozytywne zaskoczenie. Nie żałuję sięgniecia po ten tytuł, aczkolwiek - z powodu słabych kilku poprzednich części - nie zaryzykuję polecenia jej komukolwiek, kto miał styczność z poprzednikami i wystarczająco się zraził.