Po rozwiązaniu zagadki poczułem się jednak zrobiony w konia. Wiarygodność zabójcy jest żadna - to prawie tak, jakby autorzy na ślepo wskazali jedną z postaci pojawiających się w grze. Heavy Rain, który w pewnej mierze jest spowinowacony z thrillerami pokroju "Siedem" Davida Finchera, traci w tym momencie na wiarygodności. Zaskoczenie - tak. Ale przy zachowaniu sensu całej historii, a tego w tym tytule zabrakło.
To dopiero rozpoczyna litanię zarzutów wobec scenariusza gry. Jak już wspomniałem, czworo bohaterów to za dużo na tytuł, który można skończyć w czasie poniżej 10 godzin. Jedynie Ethanowi Marsowi poświęcono tyle miejsca ile należy. Reszta to luźno naszkicowane sylwetki, o których wiemy tyle co nic. Madison to dziennikarka - gdzie pracuje? Może zasnąć tylko w motelu - dlaczego? Budzi się codziennie o tej samej godzinie - z jakiego powodu? Jayden jest uzależniony od dragów, ale w historii nie widzę żadnego uzasadnienia dla tego faktu. Jego partner z policji to kawał zimnego drania, który bije rozmówców i jest gotów zabić przesłuchiwanego z zimną krwią, ale gdy ma okazję użyć broni w słusznym celu - nie robi tego. Zmiana charakteru? Gdy zobaczycie tę scenę, będziecie wiedzieli, że to niekonsekwencja scenarzystów. Do tego dochodzą dziwne skróty myślowe - niektórzy bohaterowie nagle gdzieś razem jadą, chociaż przedtem ledwie się znali, pomagają sobie z niewiadomych pobudek. Całość wygląda jak wprawka początkującego autora skryptów, który ma dobre pomysły, ale nie potrafi ich sprzedać, bo buduje historię niekonsekwentnie. Po tym, jak Davida Cage'a wylansowano na czołowy umysł branży i filmowego wizjonera w przebraniu twórcy gier (w co sam uwierzyłem, bo prywatnie to niesamowicie inteligentny gość), spodziewałem się po Heavy Rain wiele. I nie chodzi o to, że nie dostałem ósmego cudu świata - nie dostałem nawet dopracowanej historii, tylko zlepek kilku strasznie podziurawionych wątków.