Góry - rekreacja, turystyka, wspinaczka

Film prezentuje sylwetki łódzkich wspinaczy działających aktywnie w górach i skałach w latach 50., 60., 70. i 80. ubiegłego wieku. Swoimi przemyśleniami i wspomnieniami z działalności górskiej i wspinaczkowej dzielą się z widzami: Ryszard Przybylski, Jerzy Michalski, Andrzej Wilczkowski, Marek Grochowski, Bogdan Mac, Wojtek Jedliński, Ewa Panejko-Pankiewicz, Piotr Pustelnik, Krystyna Konopka, Marek Płonka oraz Jan Fijałkowski. Do atmosfery tamtych czasów, tamtych ludzi i tamtych gór przenosimy się dzięki unikalnym zdjęciom zgromadzonym przez Łódzkie Archiwum Wysokogórskie. Historia i rozwój łódzkiego środowiska wspinaczkowego pokazana jest także na tle ewolucji sprzętu, jakim dysponowały kolejne pokolenia wspinaczy.

 
https://sport.onet.pl/alpinizm/elis...-nic-nie-widze-to-byla-ucieczka-w-dol/xwvx9jy

Nie znam się, ale jeżeli weszli na szczyt o 18, to było to o wiele za późno (po ciemku?).

A Grażyny wciąż płaczą, że "on tam wierzył, że po niego przyjdą, czekał na pomoc i się nie doczekał". Jeśli ona już miała halucynacje to on prawdopodobnie od dawna nie kontaktował. Przypuszczam, że nawet gdyby Bielecki i Urubko poszli wyżej i go jakimś cudem znieśli, to i tak by go nie odratowali.
 
tak sobie mysle, ze u Tomka to byla kwestia 'teraz, albo nigdy' siodme podejscie, znow tak blisko, plus inne kwestie z przeszlosci
niesamowita historia i zyciorys, charakter, podejscie do zycia Tomka, w jakims stopniu poczulem z nim swego rodzaju wiez
happy endu nie bylo, skonczylo sie tragicznie - oczywiscie mowa o ludzkim zyciu, ale robil to co kochal i zdobyl w koncu ta gore
 
https://sport.onet.pl/alpinizm/elis...-nic-nie-widze-to-byla-ucieczka-w-dol/xwvx9jy

Nie znam się, ale jeżeli weszli na szczyt o 18, to było to o wiele za późno (po ciemku?).

A Grażyny wciąż płaczą, że "on tam wierzył, że po niego przyjdą, czekał na pomoc i się nie doczekał". Jeśli ona już miała halucynacje to on prawdopodobnie od dawna nie kontaktował. Przypuszczam, że nawet gdyby Bielecki i Urubko poszli wyżej i go jakimś cudem znieśli, to i tak by go nie odratowali.

Biorąc pod uwagę, że Revol mu powiedziała, że po niego przylecą to zapewne wierzył.

Mnie zastanawia jak szybko dopada człowieka choroba wysokościowa. Czy jest to dosłownie moment, gdzie czujesz, że coś jest nie tak? Czy też rozwija się powoli? Zastanawia mnie kiedy zapala się w takim wypadku czerwona lampka i czy ie jest już wtedy za późno.
 
Biorąc pod uwagę, że Revol mu powiedziała, że po niego przylecą to zapewne wierzył.
O ile to do niego dotarło. Równie dobrze mogło być tak, że Revol nocowała już z trupem, tylko szok, wysokość i zimno sprawiły, że miała zwidy i wydawało jej się, że on jeszcze żyje. Tego się jednak nie dowiemy.
 
No początkowo to była masakra ale głównie ze względu na moja tragiczna kondycję. Po pierwszych kilku „spacerach” wziąłem się mocno za treningi biegowe żeby poprawić wydolność i było coraz lepiej. Generalnie moja córa uwielbia takie wypady w nosidełku i często przy dobrej pogodzie jak nie mieliśmy co robić lecieliśmy na Ślęże. Godzinka do góry, tam kawka i powrót do domu na zasłużony obiad.



A to drugi sposób na góry :lol: mamy z kumplami wypróbowany domek w Polanicy i jeździmy tam tak dwa razy do roku na melanż :lol:


Następnym razem zostań na Ślęży na parę godzin, najlepiej wejdz przed wschodem i zejdz przed zachodem, zachód słońca można obserwować też u podnóża góry.

Wypij dużo wody w trakcie, napój wszystkich, zjedzcie najlepiej coś ciepłego, rosół w termosach, herbata i produkty stałe. Jeśli ktoś zmarznie, je coś stałego i zapija od razu ciepłym napojem - herbata, rosół, można zalać organizm leczo albo fasolką po bretońsku, byle było w miarę płynne, odżywcze (zero zupek w proszku) i ciepłe, bo takie daje kopa organizmowi do rozwoju wydolności. Na szczycie pobiegać, poćwiczyć, odpocząć, powtórzyć, zjeść, wypić, sprawdzić czas i zmęczenie/przegrzanie organizmu. Uspokoić organizm, rozgrzać/dogrzać i albo zejść na dół, albo powtórzyć, jeśli jest czas.

Jak już jesteś w Polanicy, to pamiętaj, że do rozwoju wydolności masz tuż obok dwie wspaniałe lokalizacje w Polsce - Zieleniec i Kudowa Zdrój, rejon górna Pstrążna (przed rozpoczęciem mocno zjeżdżania w dół najlepiej zaparkować i tam piknik, lub ćwiczenia) i Sanatorium (tuż obok, wyżej).

W obydwu rejonach występuje dziwne zjawisko atmosferyczno-klimatyczne, a mianowicie zawirowania alpejskie. Dotyczy to powietrza, które w tych dwóch miejscach ciągle wieje i ciągle zmienia kierunek wiania. To dziwnie działa na płuca, bo co kilka oddechów wieje ci w twarz, przez co nie możesz wziąć oddechu. Wzrasta w szybkim czasie pojemność płuc i ilość białych komórek krwi, dlatego Sanatorium w Kudowie-Pstrążnej słynie w całej Polsce ze wspierania leczenia bodajże dwóch odmian białaczki u dzieci.
 
Wejście to pół biedy. Weź zejdź stamtąd później...

Sprawdzasz na portalach opis zejścia, i upewniasz się, że ćwiczyłeś zejścia i zjazdy wystarczająco, byś dotarł do schroniska bezpiecznie.

Hehe, lepiej najpierw się upewnić, i pamiętać o tym, że każde zejście/zjazd/zjazdy/zjazdy połączone z zejściami, jest inne. I należy mieć porządną mapkę wejścia/zejścia, a najlepiej kilka mapek, i być wyszkolonym wystarczająco dobrze, by być w stanie zejść/zjechać, plus najlepiej mieć alternatywy. Bo czasem trudności zjazdów potrafią spowodować, że wolisz pięć godzin maszerować z góry, niż dwie godziny zjeżdżać.

Czasem dowiesz się tego na szczycie, a czasem dopiero wtedy, jak już zaczniesz zjazdy na linach, i popełnisz kilka błędów, a wtedy szybki lot, powolne/szybkie spadanie, opcja na nerwowe konanie też jest, lub ew. długie zamarzanie na śmierć.

Dlatego najpierw najlepiej min. pół roku/rok na ściance, kilka lat w skałkach, kilka lat w skałach, minimum rok w górach na prowadzeniu z całym szpejem, i dopiero zimowe wspinanie/mixtowe wspinanie.

Jeśli chcemy wykluczyć ryzyko. Jak nie chcemy - góry czekają.
 
Biorąc pod uwagę, że Revol mu powiedziała, że po niego przylecą to zapewne wierzył.

Mnie zastanawia jak szybko dopada człowieka choroba wysokościowa. Czy jest to dosłownie moment, gdzie czujesz, że coś jest nie tak? Czy też rozwija się powoli? Zastanawia mnie kiedy zapala się w takim wypadku czerwona lampka i czy ie jest już wtedy za późno.

Jak masz doświadczenie w halucynacjach, to wiesz, że coś nie powinno się zdarzyć. A zdarza się, więc wiesz, że to to.

EDITED - naturalnie - jak chytnie mocno, to się nie spostrzeżemy. Wtedy jedynie intuicja, albo coś mocniejszego jest w stanie nas postawić na nogi.
 
Film prezentuje sylwetki łódzkich wspinaczy działających aktywnie w górach i skałach w latach 50., 60., 70. i 80. ubiegłego wieku. Swoimi przemyśleniami i wspomnieniami z działalności górskiej i wspinaczkowej dzielą się z widzami: Ryszard Przybylski, Jerzy Michalski, Andrzej Wilczkowski, Marek Grochowski, Bogdan Mac, Wojtek Jedliński, Ewa Panejko-Pankiewicz, Piotr Pustelnik, Krystyna Konopka, Marek Płonka oraz Jan Fijałkowski. Do atmosfery tamtych czasów, tamtych ludzi i tamtych gór przenosimy się dzięki unikalnym zdjęciom zgromadzonym przez Łódzkie Archiwum Wysokogórskie. Historia i rozwój łódzkiego środowiska wspinaczkowego pokazana jest także na tle ewolucji sprzętu, jakim dysponowały kolejne pokolenia wspinaczy.



Dobrze, że byli i są. Zrobili dużo dobrego w swoich "okolicach". Szacun.
 
@Drzewo teraz Śleza to spoko ale pamietam jak się wybraliśmy na wielka sowę od przełęczy sokolej. Tam na samym początku jest takie dość ostre podejście, ja z młodą na plecach dyszalem jak parowóz. Żona mi po czasie przyznała, ze zastanawiała się czy nie będzie musiała wzywać do mnie pomocy :lol: teraz już nie jest tak źle, bo i waga lepsza (teraz 90, wtedy ponad 110), i tarczyce mam ogarnięta (to znaczy nie mam jej już wcale :lol:). Do tego wziąłem się tez za siebie jeśli chodzi o treningi, nie tylko samo bieganie ale tez kettle i powrót do boksu ( ale to dopiero od 3 miesięcy). W tym sezonie o ile zdrowie dopisze to mamy w planie pochodzic, rekreacyjnie, po górach tyle ile się da. A weekend majowy planujemy skoczyć na Turbacz bo bardzo lubię to miejsce i często odwiedzałem tamtejsze schronisko za małolata. Wcześniej jeszcze planuje wyciągnąć malolata (brata) rowerem na Przechybe w okolicach Wielkanocy. Generalnie jak mi zdrowie już tak nie szwankuje to i kondycja wraca coraz szybciej.
 
@Drzewo teraz Śleza to spoko ale pamietam jak się wybraliśmy na wielka sowę od przełęczy sokolej. Tam na samym początku jest takie dość ostre podejście, ja z młodą na plecach dyszalem jak parowóz. Żona mi po czasie przyznała, ze zastanawiała się czy nie będzie musiała wzywać do mnie pomocy :lol: teraz już nie jest tak źle, bo i waga lepsza (teraz 90, wtedy ponad 110), i tarczyce mam ogarnięta (to znaczy nie mam jej już wcale :lol:). Do tego wziąłem się tez za siebie jeśli chodzi o treningi, nie tylko samo bieganie ale tez kettle i powrót do boksu ( ale to dopiero od 3 miesięcy). W tym sezonie o ile zdrowie dopisze to mamy w planie pochodzic, rekreacyjnie, po górach tyle ile się da. A weekend majowy planujemy skoczyć na Turbacz bo bardzo lubię to miejsce i często odwiedzałem tamtejsze schronisko za małolata. Wcześniej jeszcze planuje wyciągnąć malolata (brata) rowerem na Przechybe w okolicach Wielkanocy. Generalnie jak mi zdrowie już tak nie szwankuje to i kondycja wraca coraz szybciej.

To zrób se też od Kudowy do Szczelińca, czy dalej, jak kondycja pozwoli - do samego Szczelińca masz jakieś 13 km prawie ciągle pod delikatną lub mniej delikatną górkę dobrą nawierzchnią, i kondycja tam wskakuje w ciągu weekendu. Czesi tam prawie codziennie ćwiczą. Pod Szczelińcem też są biegówki, i też prawie tylko Czesi ćwiczą (a to Polska, polskie narty, polskie kotlety, polskie piwo...ja ich w sumie rozumiem, poza akceptacją polskich cen, ale są od nas bogatsi, więc też to rozumiem).

Gratuluję powrotu do możliwości.
 
Zamarła Turnia wspinaczka solo


Bieg Orla Perć od Zawratu do Krzyżnego



Piękny filmik jak w miarę ogarnięty gość ratuje jakiegoś łosia - polecam całość, akcja ratunkowa od 9tej minuty.
 
Sprawdzasz na portalach opis zejścia, i upewniasz się, że ćwiczyłeś zejścia i zjazdy wystarczająco, byś dotarł do schroniska bezpiecznie.

Hehe, lepiej najpierw się upewnić, i pamiętać o tym, że każde zejście/zjazd/zjazdy/zjazdy połączone z zejściami, jest inne. I należy mieć porządną mapkę wejścia/zejścia, a najlepiej kilka mapek, i być wyszkolonym wystarczająco dobrze, by być w stanie zejść/zjechać, plus najlepiej mieć alternatywy. Bo czasem trudności zjazdów potrafią spowodować, że wolisz pięć godzin maszerować z góry, niż dwie godziny zjeżdżać.

Czasem dowiesz się tego na szczycie, a czasem dopiero wtedy, jak już zaczniesz zjazdy na linach, i popełnisz kilka błędów, a wtedy szybki lot, powolne/szybkie spadanie, opcja na nerwowe konanie też jest, lub ew. długie zamarzanie na śmierć.

Dlatego najpierw najlepiej min. pół roku/rok na ściance, kilka lat w skałkach, kilka lat w skałach, minimum rok w górach na prowadzeniu z całym szpejem, i dopiero zimowe wspinanie/mixtowe wspinanie.

Jeśli chcemy wykluczyć ryzyko. Jak nie chcemy - góry czekają.
Nie no, jakbym chciał potraktować wspinaczkę na poważnie, to minimum rok treningu poświęciłbym na samo przygotowanie fizyczne i techniczne przedszkole. Żeby wejść na jakąś górę +2000 m musiałbym mieć 100% pewność, że dam radę, a nie przekonanie, że "może wytrzymam" :)
 
@J-Son

To znacznie więcej, niż rok. Rok to przedszkole na ściance i prostych/prymitywnych skałkach, które są niezbędne.

Potem kilka lat w skałach/tatrach, wspinając się...hehe.

Potem 2-4 tysięczniki. Jak masz odporność na zimno. Kilka, kilkanaście, a najlepiej kilkadziesiąt wspinaczek (a właściwie wpełzań) na takie szczyty, i dopiero wiesz mniejwięcej, co będzie się działo wyżej, a i tak będziesz czuł, że wiesz za mało.

Każdy pułap to kolejny sufit. Obecna wspinaczka, czy skałkowa czy skalna (tak, jak dla mnie jest taki stopień), czy górska, też czy lód/mixt wymaga poprzednich stadiów rozwoju, a przynajmniej powinna zawierać.

Jeśli nie zawiera, i zawodnik robi zbyt duże postępy, prędzej czy pózniej spotka sytuację, która będzie wykraczała poza jego doświadczenia, a dopiero wtedy rozpoczyna się prawdziwa ruletka.

Bo możesz olać skałki, skały, i przeskoczyć na pełzanie po wysokich górach.

Natomiast jak tam, na dużych wysokościach, napotkasz trudności wspinaczkowe, a nie będziesz potrafił się wspinać, to efektem jest zwykle odmrożenie, rany/kontuzje wewn./złamania, i odwrót, albo zgon.
 
Last edited:
Jak juz tak debatujemy o górach to macie jakas gore 2000m lajtowa w sensie ze sobie mozna wejsc a nie jakos hardcorowo sie wspinac? Cos jak Kasprowy Wierch w sensie poziomu trudnosci?
 
Back
Top