Co mnie wku*wia

Moj internet z playa dzieki ktoremu po formacie lapka pobiera mi sie gra (League of Legends) juz od 8:00 rano i konca nie widac...mam lepszy internet na wifi, ale akurat dzis jestem zdany tylko na ten gowniany z playa z telefonu . . .
 


I tak od samego rana. Rozpierdalają (nie rozbierają, oni rozpierdalają) kostkę brukową tuż pod moim oknem oraz jeszcze coś działają przy elektryce i maszyny chodzą cały dzień. Do tego sąsiad z góry sobie przypomniał, że dawno nie wiercił i też postanowił powiercić. O powtórzeniu przed dzisiejszym zaliczeniem mowy nie było, teraz o chwili odpoczynku i przygotowaniu do następnego egzaminu też mowy nie ma, bo własnych myśli nie słyszę. A jak balkon zamknę to w mieszkaniu robi się jakieś +98 stopni celsjusza i nie idzie usiedzieć. Mam wrażenie, że jak przychodzi czas mojej intensywniejszej nauki, to koordynator mojego roku dzwoni do wszystkich moich sąsiadów i spółdzielni, żeby przyjechali mnie wkurwiać.

Idź do parku, kawiarni/czytelni albo jak mieszkasz w mieście akademickim to do biblioteki uczelnianej tam żaden lamus nie hałasuje.
 
Idź do parku, kawiarni/czytelni albo jak mieszkasz w mieście akademickim to do biblioteki uczelnianej tam żaden lamus nie hałasuje.

W sumie z czytelni korzystałem tylko przy okazji pisania pracy licencjackiej. Jednak tam też są okna pootwierane, a na zewnątrz są ławeczki dla tych co mają okienko i palarnia, no ale żadna grupa balasów nie będzie tak głośno jak pierdolony młot wyburzeniowy, więc może skorzystam w weekend. Dzięki za podsunięcie pomysłu :D
 
Że ACA tylko w necie. Mój nie pociągnie transmisji.
Nie mogli się TV Puls, albo innym dogadać? Rozumiem, że Polsat musi mieć cyek/show, ale to właśnie Ci mali nadawcy powinni sięgać po takie właśnie ACA.
 
Kurła znowu chory. Ja to zawsze mam jakos dziwnie z tymi chorobskami. Praktycznie przez cala pizdziawe nie choruje w ogole a zrobi sie cieplo i zaraz cos zlapie. :iamdone:
 
Kurwa wyjeżdżam do go sportu patrzę fajne dresiki bawelniaki elesse mówię wezmę biorę 2 rodzaje do przymierzalni, a to kurwa dres-rurki ja pierdole delikatnie zwężenie rozumiem żeby nie zapierdalać w dzwonach ale na jedne ledwo stopa weszła gejostwo :facepalm:
 
Kurwa wyjeżdżam do go sportu patrzę fajne dresiki bawelniaki elesse mówię wezmę biorę 2 rodzaje do przymierzalni, a to kurwa dres-rurki ja pierdole delikatnie zwężenie rozumiem żeby nie zapierdalać w dzwonach ale na jedne ledwo stopa weszła gejostwo :facepalm:
Pewnie jeszcze długość na 2/3 łydki, żebyś mógł odsłonić kostki jak rasowa miejska sarenka?
 
Dzis dzien odpoczynku od ćwiczeń i czuje ze ciało potrzebuje sie podreperować i wkurwia mnie to jebane uczucie ze,, moze jednak powinienem pocwiczyc,, ze nie można wymiekac ze trzeba zapierdalac na 200% ze nie ma odpuszczania. I caly dzien sie będę męczył psychicznie ::clintdis::
 
Od roku byłem nastawiony, że we wrześniu spełnię jedno ze swoich marzeń - pojadę do Madrytu. A tam konkretnie chciałem zobaczyć mecz Realu Madryt na Santiago Bernabeu. Do tego trenerem Castilli został mój największy idol ze wczesnego dzieciństwa czyli Raul Gonzalez, a ja już zaczynałem się rozglądać po forach w jaki sposób i w jakich warunkach można dostać się pod Valdebebas, żeby bezproblemowo cyknąć sobie fotkę z "El Siete". I było pewne, że ten wyjazd się uda, bo chciałem skorzystać z usług Erasmusa jako że będę na ostatnim roku studiów. Wszystko było cacy, wygrałem rywalizację o wyjazd do Madrytu, a konkretnie jego prowincji- Mostoles. Prócz marzeń o wizycie na Bernabeu, to dochodzi do tego potencjalnie najlepsze miejsce do życia - (nie, nie Sopot), a Madryt. Miasto które wiecznie żyje, jest nawet powiedzenie "Życie jak w Madrycie". Ja wiem, że się rymuje, ale to nie tylko dlatego się tak mówi.

Wczoraj już chciałem się rozglądać za biletami i na dniach zamówić, bo wszystkie formalności na ten etap z mojej strony były załatwione. Tak samo już szukałem mieszkania, bo to uniwerek dla hiszpańskich bananowców i pokój tam kosztuje 700 euro to szukałem tzw. "bloku studenckiego". Jednak zaalarmował mnie fakt, że mój kumpel który jedzie do innego miasta dostawał maile od uczelni i miał zakończoną wstępną rekrutację już bezpośrednio na innym uniwersytecie, a ja nic nie dostawałem. Podzwoniłem, popisałem do koordynatorów przez ostatnie kilka dni, ale każdy mnie uspokajał, że spoko, wszystko będzie dobrze. I kurwa dzisiaj zachodzę do biura, a tam mówią mi, że deadline na tę rekrutację był do 21 czerwca i ja nic i tak nie mógłbym zrobić teraz ani wcześniej nic nie mogłem, bo to załatwia koordynator wydziałowy. Udało się skontaktować z tą babką i okazało się.... że OJOJ ZAPOMNIAŁA. Od tak sobie kurwa zapomniała, że miała wysłać nasze dokumenty na Universidad Rey Juan Carlos i dlatego nic nie dostaliśmy. No i nie jedziemy z innym kumplem przez ten fakt, ale napisze ona jeszcze maila dla pewności. Wielką mi kurwa łaskę wyświadcza. I przeprasza, że tak sobie zapomniała i szkoda, że wcześniej się nie upomnieliśmy, bo ona sobie zapomniała. A skąd my mieliśmy wiedzieć, że ona spierdoli najprostsze zadanie które należy tylko i wyłącznie do niej? NO KURWA MAĆ. Spotkanie organizacyjne co do wyjazdu mieliśmy bodajże 16 czerwca na którym nam powiedziano, że mamy nic nie robić, bo przyjdą maile automatycznie z danej uczelni zagranicznej, a ona wysłała nasze dokumenty już do odpowiednich uczelni. A mail z LA i innymi papierami przyjdzie koniec czerwca/początek lipca i wtedy zaczniemy przesyłać ważniejsze dokumenty. A my kurwa mieliśmy czas do 21 czerwca na złożenie papierów, czyli nie dość, że nic naszego nie wysłała, to jeszcze nas zrobiła w chuja i jak ktoś nie sprawdza poczty przynajmniej co drugi dzień to miał znikome szanse na wypełnienie tego.

Rok planowania, odkładania kasy, ogarniania dodatkowej drugiej pracy na wakacje jak i samego przebiegu wakacji oraz prawie wszystkich wydarzeń w życiu, żeby wszystko podpiąć pod ten wyjazd. I dochodzi masa innych czynników. Wszystko zjebane, bo ojejku Pani sobie zapomniała. No czuję się jakby mi ktoś w ryj napluł. Nie wiem czy jestem bardziej wkurwiony czy jest mi po prostu przykro, że to mi się spierdoliło z nie mojej winy.
I to drugi raz, bo na trzecim roku chciałem lecieć, ale zerwałem więzadła. Tylko, że wtedy nie było jeszcze podpisanej umowy z Madrytem.


Przepraszam jak ciężko jest zrozumieć co napisałem, lecz jestem naprawdę wkurwiony i w połowie zdania gubiłem to co chciałem przekazać.
 
Od roku byłem nastawiony, że we wrześniu spełnię jedno ze swoich marzeń - pojadę do Madrytu. A tam konkretnie chciałem zobaczyć mecz Realu Madryt na Santiago Bernabeu. Do tego trenerem Castilli został mój największy idol ze wczesnego dzieciństwa czyli Raul Gonzalez, a ja już zaczynałem się rozglądać po forach w jaki sposób i w jakich warunkach można dostać się pod Valdebebas, żeby bezproblemowo cyknąć sobie fotkę z "El Siete". I było pewne, że ten wyjazd się uda, bo chciałem skorzystać z usług Erasmusa jako że będę na ostatnim roku studiów. Wszystko było cacy, wygrałem rywalizację o wyjazd do Madrytu, a konkretnie jego prowincji- Mostoles. Prócz marzeń o wizycie na Bernabeu, to dochodzi do tego potencjalnie najlepsze miejsce do życia - (nie, nie Sopot), a Madryt. Miasto które wiecznie żyje, jest nawet powiedzenie "Życie jak w Madrycie". Ja wiem, że się rymuje, ale to nie tylko dlatego się tak mówi.

Wczoraj już chciałem się rozglądać za biletami i na dniach zamówić, bo wszystkie formalności na ten etap z mojej strony były załatwione. Tak samo już szukałem mieszkania, bo to uniwerek dla hiszpańskich bananowców i pokój tam kosztuje 700 euro to szukałem tzw. "bloku studenckiego". Jednak zaalarmował mnie fakt, że mój kumpel który jedzie do innego miasta dostawał maile od uczelni i miał zakończoną wstępną rekrutację już bezpośrednio na innym uniwersytecie, a ja nic nie dostawałem. Podzwoniłem, popisałem do koordynatorów przez ostatnie kilka dni, ale każdy mnie uspokajał, że spoko, wszystko będzie dobrze. I kurwa dzisiaj zachodzę do biura, a tam mówią mi, że deadline na tę rekrutację był do 21 czerwca i ja nic i tak nie mógłbym zrobić teraz ani wcześniej nic nie mogłem, bo to załatwia koordynator wydziałowy. Udało się skontaktować z tą babką i okazało się.... że OJOJ ZAPOMNIAŁA. Od tak sobie kurwa zapomniała, że miała wysłać nasze dokumenty na Universidad Rey Juan Carlos i dlatego nic nie dostaliśmy. No i nie jedziemy z innym kumplem przez ten fakt, ale napisze ona jeszcze maila dla pewności. Wielką mi kurwa łaskę wyświadcza. I przeprasza, że tak sobie zapomniała i szkoda, że wcześniej się nie upomnieliśmy, bo ona sobie zapomniała. A skąd my mieliśmy wiedzieć, że ona spierdoli najprostsze zadanie które należy tylko i wyłącznie do niej? NO KURWA MAĆ. Spotkanie organizacyjne co do wyjazdu mieliśmy bodajże 16 czerwca na którym nam powiedziano, że mamy nic nie robić, bo przyjdą maile automatycznie z danej uczelni zagranicznej, a ona wysłała nasze dokumenty już do odpowiednich uczelni. A mail z LA i innymi papierami przyjdzie koniec czerwca/początek lipca i wtedy zaczniemy przesyłać ważniejsze dokumenty. A my kurwa mieliśmy czas do 21 czerwca na złożenie papierów, czyli nie dość, że nic naszego nie wysłała, to jeszcze nas zrobiła w chuja i jak ktoś nie sprawdza poczty przynajmniej co drugi dzień to miał znikome szanse na wypełnienie tego.

Rok planowania, odkładania kasy, ogarniania dodatkowej drugiej pracy na wakacje jak i samego przebiegu wakacji oraz prawie wszystkich wydarzeń w życiu, żeby wszystko podpiąć pod ten wyjazd. I dochodzi masa innych czynników. Wszystko zjebane, bo ojejku Pani sobie zapomniała. No czuję się jakby mi ktoś w ryj napluł. Nie wiem czy jestem bardziej wkurwiony czy jest mi po prostu przykro, że to mi się spierdoliło z nie mojej winy.
I to drugi raz, bo na trzecim roku chciałem lecieć, ale zerwałem więzadła. Tylko, że wtedy nie było jeszcze podpisanej umowy z Madrytem.


Przepraszam jak ciężko jest zrozumieć co napisałem, lecz jestem naprawdę wkurwiony i w połowie zdania gubiłem to co chciałem przekazać.
Nie zostaje nic innego jak isc do jej przelozonego i zrobic dym. Niech ja wyjebia jak nie potrafi paru dokumentow na czas wyslac ::jondance::
 
Nie zostaje nic innego jak isc do jej przelozonego i zrobic dym. Niech ja wyjebia jak nie potrafi paru dokumentow na czas wyslac ::jondance::

No taki jest plan, ale szczerze mi to frajdy z wyjazdu nie zwróci, a jeszcze będziemy mieć pewnie przejebane od niektórych prowadzących jak ich koleżankę za naszą sprawą spierdolą ze stanowiska. Ale nie wnikam w to, zrobimy trochę dymu w dziekanacie i rektoracie jak nie naprawi swojego błędu.
 
Od roku byłem nastawiony, że we wrześniu spełnię jedno ze swoich marzeń - pojadę do Madrytu. A tam konkretnie chciałem zobaczyć mecz Realu Madryt na Santiago Bernabeu. Do tego trenerem Castilli został mój największy idol ze wczesnego dzieciństwa czyli Raul Gonzalez, a ja już zaczynałem się rozglądać po forach w jaki sposób i w jakich warunkach można dostać się pod Valdebebas, żeby bezproblemowo cyknąć sobie fotkę z "El Siete". I było pewne, że ten wyjazd się uda, bo chciałem skorzystać z usług Erasmusa jako że będę na ostatnim roku studiów. Wszystko było cacy, wygrałem rywalizację o wyjazd do Madrytu, a konkretnie jego prowincji- Mostoles. Prócz marzeń o wizycie na Bernabeu, to dochodzi do tego potencjalnie najlepsze miejsce do życia - (nie, nie Sopot), a Madryt. Miasto które wiecznie żyje, jest nawet powiedzenie "Życie jak w Madrycie". Ja wiem, że się rymuje, ale to nie tylko dlatego się tak mówi.

Wczoraj już chciałem się rozglądać za biletami i na dniach zamówić, bo wszystkie formalności na ten etap z mojej strony były załatwione. Tak samo już szukałem mieszkania, bo to uniwerek dla hiszpańskich bananowców i pokój tam kosztuje 700 euro to szukałem tzw. "bloku studenckiego". Jednak zaalarmował mnie fakt, że mój kumpel który jedzie do innego miasta dostawał maile od uczelni i miał zakończoną wstępną rekrutację już bezpośrednio na innym uniwersytecie, a ja nic nie dostawałem. Podzwoniłem, popisałem do koordynatorów przez ostatnie kilka dni, ale każdy mnie uspokajał, że spoko, wszystko będzie dobrze. I kurwa dzisiaj zachodzę do biura, a tam mówią mi, że deadline na tę rekrutację był do 21 czerwca i ja nic i tak nie mógłbym zrobić teraz ani wcześniej nic nie mogłem, bo to załatwia koordynator wydziałowy. Udało się skontaktować z tą babką i okazało się.... że OJOJ ZAPOMNIAŁA. Od tak sobie kurwa zapomniała, że miała wysłać nasze dokumenty na Universidad Rey Juan Carlos i dlatego nic nie dostaliśmy. No i nie jedziemy z innym kumplem przez ten fakt, ale napisze ona jeszcze maila dla pewności. Wielką mi kurwa łaskę wyświadcza. I przeprasza, że tak sobie zapomniała i szkoda, że wcześniej się nie upomnieliśmy, bo ona sobie zapomniała. A skąd my mieliśmy wiedzieć, że ona spierdoli najprostsze zadanie które należy tylko i wyłącznie do niej? NO KURWA MAĆ. Spotkanie organizacyjne co do wyjazdu mieliśmy bodajże 16 czerwca na którym nam powiedziano, że mamy nic nie robić, bo przyjdą maile automatycznie z danej uczelni zagranicznej, a ona wysłała nasze dokumenty już do odpowiednich uczelni. A mail z LA i innymi papierami przyjdzie koniec czerwca/początek lipca i wtedy zaczniemy przesyłać ważniejsze dokumenty. A my kurwa mieliśmy czas do 21 czerwca na złożenie papierów, czyli nie dość, że nic naszego nie wysłała, to jeszcze nas zrobiła w chuja i jak ktoś nie sprawdza poczty przynajmniej co drugi dzień to miał znikome szanse na wypełnienie tego.

Rok planowania, odkładania kasy, ogarniania dodatkowej drugiej pracy na wakacje jak i samego przebiegu wakacji oraz prawie wszystkich wydarzeń w życiu, żeby wszystko podpiąć pod ten wyjazd. I dochodzi masa innych czynników. Wszystko zjebane, bo ojejku Pani sobie zapomniała. No czuję się jakby mi ktoś w ryj napluł. Nie wiem czy jestem bardziej wkurwiony czy jest mi po prostu przykro, że to mi się spierdoliło z nie mojej winy.
I to drugi raz, bo na trzecim roku chciałem lecieć, ale zerwałem więzadła. Tylko, że wtedy nie było jeszcze podpisanej umowy z Madrytem.


Przepraszam jak ciężko jest zrozumieć co napisałem, lecz jestem naprawdę wkurwiony i w połowie zdania gubiłem to co chciałem przekazać.
Trza było wyjebać Jej plaskacza na odmulenie, to by zapamiętała na następny raz.
 
Od roku byłem nastawiony, że we wrześniu spełnię jedno ze swoich marzeń - pojadę do Madrytu. A tam konkretnie chciałem zobaczyć mecz Realu Madryt na Santiago Bernabeu. Do tego trenerem Castilli został mój największy idol ze wczesnego dzieciństwa czyli Raul Gonzalez, a ja już zaczynałem się rozglądać po forach w jaki sposób i w jakich warunkach można dostać się pod Valdebebas, żeby bezproblemowo cyknąć sobie fotkę z "El Siete". I było pewne, że ten wyjazd się uda, bo chciałem skorzystać z usług Erasmusa jako że będę na ostatnim roku studiów. Wszystko było cacy, wygrałem rywalizację o wyjazd do Madrytu, a konkretnie jego prowincji- Mostoles. Prócz marzeń o wizycie na Bernabeu, to dochodzi do tego potencjalnie najlepsze miejsce do życia - (nie, nie Sopot), a Madryt. Miasto które wiecznie żyje, jest nawet powiedzenie "Życie jak w Madrycie". Ja wiem, że się rymuje, ale to nie tylko dlatego się tak mówi.

Wczoraj już chciałem się rozglądać za biletami i na dniach zamówić, bo wszystkie formalności na ten etap z mojej strony były załatwione. Tak samo już szukałem mieszkania, bo to uniwerek dla hiszpańskich bananowców i pokój tam kosztuje 700 euro to szukałem tzw. "bloku studenckiego". Jednak zaalarmował mnie fakt, że mój kumpel który jedzie do innego miasta dostawał maile od uczelni i miał zakończoną wstępną rekrutację już bezpośrednio na innym uniwersytecie, a ja nic nie dostawałem. Podzwoniłem, popisałem do koordynatorów przez ostatnie kilka dni, ale każdy mnie uspokajał, że spoko, wszystko będzie dobrze. I kurwa dzisiaj zachodzę do biura, a tam mówią mi, że deadline na tę rekrutację był do 21 czerwca i ja nic i tak nie mógłbym zrobić teraz ani wcześniej nic nie mogłem, bo to załatwia koordynator wydziałowy. Udało się skontaktować z tą babką i okazało się.... że OJOJ ZAPOMNIAŁA. Od tak sobie kurwa zapomniała, że miała wysłać nasze dokumenty na Universidad Rey Juan Carlos i dlatego nic nie dostaliśmy. No i nie jedziemy z innym kumplem przez ten fakt, ale napisze ona jeszcze maila dla pewności. Wielką mi kurwa łaskę wyświadcza. I przeprasza, że tak sobie zapomniała i szkoda, że wcześniej się nie upomnieliśmy, bo ona sobie zapomniała. A skąd my mieliśmy wiedzieć, że ona spierdoli najprostsze zadanie które należy tylko i wyłącznie do niej? NO KURWA MAĆ. Spotkanie organizacyjne co do wyjazdu mieliśmy bodajże 16 czerwca na którym nam powiedziano, że mamy nic nie robić, bo przyjdą maile automatycznie z danej uczelni zagranicznej, a ona wysłała nasze dokumenty już do odpowiednich uczelni. A mail z LA i innymi papierami przyjdzie koniec czerwca/początek lipca i wtedy zaczniemy przesyłać ważniejsze dokumenty. A my kurwa mieliśmy czas do 21 czerwca na złożenie papierów, czyli nie dość, że nic naszego nie wysłała, to jeszcze nas zrobiła w chuja i jak ktoś nie sprawdza poczty przynajmniej co drugi dzień to miał znikome szanse na wypełnienie tego.

Rok planowania, odkładania kasy, ogarniania dodatkowej drugiej pracy na wakacje jak i samego przebiegu wakacji oraz prawie wszystkich wydarzeń w życiu, żeby wszystko podpiąć pod ten wyjazd. I dochodzi masa innych czynników. Wszystko zjebane, bo ojejku Pani sobie zapomniała. No czuję się jakby mi ktoś w ryj napluł. Nie wiem czy jestem bardziej wkurwiony czy jest mi po prostu przykro, że to mi się spierdoliło z nie mojej winy.
I to drugi raz, bo na trzecim roku chciałem lecieć, ale zerwałem więzadła. Tylko, że wtedy nie było jeszcze podpisanej umowy z Madrytem.


Przepraszam jak ciężko jest zrozumieć co napisałem, lecz jestem naprawdę wkurwiony i w połowie zdania gubiłem to co chciałem przekazać.
To mozesz teraz pojechać poszaleć w Sopocie
 
Od roku byłem nastawiony, że we wrześniu spełnię jedno ze swoich marzeń - pojadę do Madrytu. A tam konkretnie chciałem zobaczyć mecz Realu Madryt na Santiago Bernabeu. Do tego trenerem Castilli został mój największy idol ze wczesnego dzieciństwa czyli Raul Gonzalez, a ja już zaczynałem się rozglądać po forach w jaki sposób i w jakich warunkach można dostać się pod Valdebebas, żeby bezproblemowo cyknąć sobie fotkę z "El Siete". I było pewne, że ten wyjazd się uda, bo chciałem skorzystać z usług Erasmusa jako że będę na ostatnim roku studiów. Wszystko było cacy, wygrałem rywalizację o wyjazd do Madrytu, a konkretnie jego prowincji- Mostoles. Prócz marzeń o wizycie na Bernabeu, to dochodzi do tego potencjalnie najlepsze miejsce do życia - (nie, nie Sopot), a Madryt. Miasto które wiecznie żyje, jest nawet powiedzenie "Życie jak w Madrycie". Ja wiem, że się rymuje, ale to nie tylko dlatego się tak mówi.

Wczoraj już chciałem się rozglądać za biletami i na dniach zamówić, bo wszystkie formalności na ten etap z mojej strony były załatwione. Tak samo już szukałem mieszkania, bo to uniwerek dla hiszpańskich bananowców i pokój tam kosztuje 700 euro to szukałem tzw. "bloku studenckiego". Jednak zaalarmował mnie fakt, że mój kumpel który jedzie do innego miasta dostawał maile od uczelni i miał zakończoną wstępną rekrutację już bezpośrednio na innym uniwersytecie, a ja nic nie dostawałem. Podzwoniłem, popisałem do koordynatorów przez ostatnie kilka dni, ale każdy mnie uspokajał, że spoko, wszystko będzie dobrze. I kurwa dzisiaj zachodzę do biura, a tam mówią mi, że deadline na tę rekrutację był do 21 czerwca i ja nic i tak nie mógłbym zrobić teraz ani wcześniej nic nie mogłem, bo to załatwia koordynator wydziałowy. Udało się skontaktować z tą babką i okazało się.... że OJOJ ZAPOMNIAŁA. Od tak sobie kurwa zapomniała, że miała wysłać nasze dokumenty na Universidad Rey Juan Carlos i dlatego nic nie dostaliśmy. No i nie jedziemy z innym kumplem przez ten fakt, ale napisze ona jeszcze maila dla pewności. Wielką mi kurwa łaskę wyświadcza. I przeprasza, że tak sobie zapomniała i szkoda, że wcześniej się nie upomnieliśmy, bo ona sobie zapomniała. A skąd my mieliśmy wiedzieć, że ona spierdoli najprostsze zadanie które należy tylko i wyłącznie do niej? NO KURWA MAĆ. Spotkanie organizacyjne co do wyjazdu mieliśmy bodajże 16 czerwca na którym nam powiedziano, że mamy nic nie robić, bo przyjdą maile automatycznie z danej uczelni zagranicznej, a ona wysłała nasze dokumenty już do odpowiednich uczelni. A mail z LA i innymi papierami przyjdzie koniec czerwca/początek lipca i wtedy zaczniemy przesyłać ważniejsze dokumenty. A my kurwa mieliśmy czas do 21 czerwca na złożenie papierów, czyli nie dość, że nic naszego nie wysłała, to jeszcze nas zrobiła w chuja i jak ktoś nie sprawdza poczty przynajmniej co drugi dzień to miał znikome szanse na wypełnienie tego.

Rok planowania, odkładania kasy, ogarniania dodatkowej drugiej pracy na wakacje jak i samego przebiegu wakacji oraz prawie wszystkich wydarzeń w życiu, żeby wszystko podpiąć pod ten wyjazd. I dochodzi masa innych czynników. Wszystko zjebane, bo ojejku Pani sobie zapomniała. No czuję się jakby mi ktoś w ryj napluł. Nie wiem czy jestem bardziej wkurwiony czy jest mi po prostu przykro, że to mi się spierdoliło z nie mojej winy.
I to drugi raz, bo na trzecim roku chciałem lecieć, ale zerwałem więzadła. Tylko, że wtedy nie było jeszcze podpisanej umowy z Madrytem.


Przepraszam jak ciężko jest zrozumieć co napisałem, lecz jestem naprawdę wkurwiony i w połowie zdania gubiłem to co chciałem przekazać.
Co za kurwa:matt:
 
To mozesz teraz pojechać poszaleć w Sopocie

Nie stać mnie na takie atrakcje :crazy:

Trza było wyjebać Jej plaskacza na odmulenie, to by zapamiętała na następny raz.

Napisała nam to mailowo, w poniedziałek jedziemy ją wyjaśnić.

EDIT: I to akurat jak wreszcie w moim życiu pojawiło się więcej pozytywnej energii, fajnie sobie ustawiałem pracę póki co tutaj na miejscu, że nawet mógłbym trochę zdalnie pracować, a w drugiej robocie po prostu zapierdalać. Też znalazłem czas i energię na treningi 6 razy w tygodniu, inne sprawy życiowo zaczęły się układać. No parę dni szczęścia się przytrafiło, a teraz taka chujnia.
Najebałbym się, ale jutro mam do pracy i potem muszę kierować 160km... Więc napierdolę się dopiero jutro.
 
Last edited:
Od roku byłem nastawiony, że we wrześniu spełnię jedno ze swoich marzeń - pojadę do Madrytu. A tam konkretnie chciałem zobaczyć mecz Realu Madryt na Santiago Bernabeu. Do tego trenerem Castilli został mój największy idol ze wczesnego dzieciństwa czyli Raul Gonzalez, a ja już zaczynałem się rozglądać po forach w jaki sposób i w jakich warunkach można dostać się pod Valdebebas, żeby bezproblemowo cyknąć sobie fotkę z "El Siete". I było pewne, że ten wyjazd się uda, bo chciałem skorzystać z usług Erasmusa jako że będę na ostatnim roku studiów. Wszystko było cacy, wygrałem rywalizację o wyjazd do Madrytu, a konkretnie jego prowincji- Mostoles. Prócz marzeń o wizycie na Bernabeu, to dochodzi do tego potencjalnie najlepsze miejsce do życia - (nie, nie Sopot), a Madryt. Miasto które wiecznie żyje, jest nawet powiedzenie "Życie jak w Madrycie". Ja wiem, że się rymuje, ale to nie tylko dlatego się tak mówi.

Wczoraj już chciałem się rozglądać za biletami i na dniach zamówić, bo wszystkie formalności na ten etap z mojej strony były załatwione. Tak samo już szukałem mieszkania, bo to uniwerek dla hiszpańskich bananowców i pokój tam kosztuje 700 euro to szukałem tzw. "bloku studenckiego". Jednak zaalarmował mnie fakt, że mój kumpel który jedzie do innego miasta dostawał maile od uczelni i miał zakończoną wstępną rekrutację już bezpośrednio na innym uniwersytecie, a ja nic nie dostawałem. Podzwoniłem, popisałem do koordynatorów przez ostatnie kilka dni, ale każdy mnie uspokajał, że spoko, wszystko będzie dobrze. I kurwa dzisiaj zachodzę do biura, a tam mówią mi, że deadline na tę rekrutację był do 21 czerwca i ja nic i tak nie mógłbym zrobić teraz ani wcześniej nic nie mogłem, bo to załatwia koordynator wydziałowy. Udało się skontaktować z tą babką i okazało się.... że OJOJ ZAPOMNIAŁA. Od tak sobie kurwa zapomniała, że miała wysłać nasze dokumenty na Universidad Rey Juan Carlos i dlatego nic nie dostaliśmy. No i nie jedziemy z innym kumplem przez ten fakt, ale napisze ona jeszcze maila dla pewności. Wielką mi kurwa łaskę wyświadcza. I przeprasza, że tak sobie zapomniała i szkoda, że wcześniej się nie upomnieliśmy, bo ona sobie zapomniała. A skąd my mieliśmy wiedzieć, że ona spierdoli najprostsze zadanie które należy tylko i wyłącznie do niej? NO KURWA MAĆ. Spotkanie organizacyjne co do wyjazdu mieliśmy bodajże 16 czerwca na którym nam powiedziano, że mamy nic nie robić, bo przyjdą maile automatycznie z danej uczelni zagranicznej, a ona wysłała nasze dokumenty już do odpowiednich uczelni. A mail z LA i innymi papierami przyjdzie koniec czerwca/początek lipca i wtedy zaczniemy przesyłać ważniejsze dokumenty. A my kurwa mieliśmy czas do 21 czerwca na złożenie papierów, czyli nie dość, że nic naszego nie wysłała, to jeszcze nas zrobiła w chuja i jak ktoś nie sprawdza poczty przynajmniej co drugi dzień to miał znikome szanse na wypełnienie tego.

Rok planowania, odkładania kasy, ogarniania dodatkowej drugiej pracy na wakacje jak i samego przebiegu wakacji oraz prawie wszystkich wydarzeń w życiu, żeby wszystko podpiąć pod ten wyjazd. I dochodzi masa innych czynników. Wszystko zjebane, bo ojejku Pani sobie zapomniała. No czuję się jakby mi ktoś w ryj napluł. Nie wiem czy jestem bardziej wkurwiony czy jest mi po prostu przykro, że to mi się spierdoliło z nie mojej winy.
I to drugi raz, bo na trzecim roku chciałem lecieć, ale zerwałem więzadła. Tylko, że wtedy nie było jeszcze podpisanej umowy z Madrytem.


Przepraszam jak ciężko jest zrozumieć co napisałem, lecz jestem naprawdę wkurwiony i w połowie zdania gubiłem to co chciałem przekazać.
Aż to suka.
 
Obejrzałem stare zdjęcia i filmiki z UFC w Gdańsku. Ja pierdole, wtedy byłem najszczęśliwszy w swoim życiu. I wkurwia mnie jak od tamtej pory się zjebało moje życie i to na każdej płaszczyźnie. Nie mam żadnego, absolutnie żadnego punktu odniesienia, że jest lepiej niż te dwa lata temu, więc w praktyce strasznie zmarnowałem ten czas. I tego sobie nigdy nie wybaczę.
 
Obejrzałem stare zdjęcia i filmiki z UFC w Gdańsku. Ja pierdole, wtedy byłem najszczęśliwszy w swoim życiu. I wkurwia mnie jak od tamtej pory się zjebało moje życie i to na każdej płaszczyźnie. Nie mam żadnego, absolutnie żadnego punktu odniesienia, że jest lepiej niż te dwa lata temu, więc w praktyce strasznie zmarnowałem ten czas. I tego sobie nigdy nie wybaczę.

czego najbardziej zalujesz?
 
Obejrzałem stare zdjęcia i filmiki z UFC w Gdańsku. Ja pierdole, wtedy byłem najszczęśliwszy w swoim życiu. I wkurwia mnie jak od tamtej pory się zjebało moje życie i to na każdej płaszczyźnie. Nie mam żadnego, absolutnie żadnego punktu odniesienia, że jest lepiej niż te dwa lata temu, więc w praktyce strasznie zmarnowałem ten czas. I tego sobie nigdy nie wybaczę.
 
Back
Top