Andrzej nie odjebał żadnej siary, pokazał klasę. Róznica na przykład pomiędzy walką Szpila - Jennings, a Fonfara - Adonis była kolosalna. Szpila niby próbował pod sam koniec znokautować rywala, ale ani nic nie zdziałał, ani chyba nawet sam już nie wierzył, że może wygrać. Natomiast w boksie Fonfary jest coś takiego, że jak się go ogląda to odnoszę wrażenie, jakby w każdym momencie walki (nawet kiedy nie idzie) był pewny swego końcowego sukcesu.
Wirtuozem to on nigdy nie będzie, ale jego charakter, pracowitość i podejście do tego sportu mogą go wynieść jeszcze wyżej, niż jest obecnie. A jeszcze kilka lat temu nikt o nim nie słyszał, opuszczając Polskę z 8 lat temu nie był nawet dobrze rokującym bokserem. W ostanich wygranych walkach Andrzeja z Johnsonem, Karpencym i Campillo różnie mu szło, ale stawiając sobie poprzeczkę coraz wyżej i dodając do tego jego charakter, mógł nie tylko przetrwać, ale i postraszyć Adonisa, który jakby nie patrzeć demolował swoich rywali, w tym Dawsona w 1 rundzie.