Zajebiście mnie cieszy, że...

W zeszłym roku wysłałem kartkę ze Świnoujścia do kumpla. Jej treścią było: "Pomyślałem o Tobie, gdy zobaczyłem zdechłą mewę na promenadzie. Bawię się dobrze. P.s: Jestem pijany". Do dzisiaj ją trzyma.
 
A może pocztówkę teraz do ciebie pisze zimny skurwysynu?!;/

@Comber nie mam nic do prywatnych uczelni.to był zarcik ;)
No ja wiem, tylko mówię, że powinny być tylko prywatne, bo wtedy ktoś by się 10 razy zastanowił czy iść na studia czy nie. Publiczne uczelnie przyjmują 10x więcej osób na dany kierunek niż prywatne.
 
Hehe dopiero zaraz idziemy robic plazing smazing takze dostaniesz ładną sweet focie:)
Ok. Autem pojechaliscie? Bo wczoraj jak wracałem ok 22 z dziewczynami z Dąbrowy to 3 auta u Ciebie stały.
Edit. Nieważne, wyprzedziles pytanie. Ile h jechaliscie?
 
Ok. Autem pojechaliscie? Bo wczoraj jak wracałem ok 22 z dziewczynami z Dąbrowy to 3 auta u Ciebie stały.
Tak wyjechaliśmy o 23 i o 6 bylem na miejscu, jestem wyjebany, ale juz najedzony i napity, wiec szczesliwy
 
cieszy mnie w chuj taka pogoda, uwielbiam się smażyć na słońcu. Jest zajebiscie błogo. Jeszcze tylko 4 godzinki i weekend
 
No ja wiem, tylko mówię, że powinny być tylko prywatne, bo wtedy ktoś by się 10 razy zastanowił czy iść na studia czy nie. Publiczne uczelnie przyjmują 10x więcej osób na dany kierunek niż prywatne.
A nie lepiej po prostu ograniczyć ilość studentów przyjmowanych na publiczne? Określić dla każdej uczelni ilość studentów na dany kierunek. I poziom się podwyższy i nie naprodokuje się tylu rozczeniowych bezrobotnych magistrów....
 
A nie lepiej po prostu ograniczyć ilość studentów przyjmowanych na publiczne? Określić dla każdej uczelni ilość studentów na dany kierunek. I poziom się podwyższy i nie naprodokuje się tylu rozczeniowych bezrobotnych magistrów....
tylko ze najbardziej roszczeniowi sa z socjologii i kulturoznawstwa, im nawet obnizenie liczby miejsc nie pomoze
 
A nie lepiej po prostu ograniczyć ilość studentów przyjmowanych na publiczne? Określić dla każdej uczelni ilość studentów na dany kierunek. I poziom się podwyższy i nie naprodokuje się tylu rozczeniowych bezrobotnych magistrów....

Gospodarka planowa nie działa:) Jest sporo bezsensownych kierunków tworzonych i utrzymywanych tylko po to żeby wykładowcy zarabiali. Opowiadałem ostatnio o bio-geo na UJ gdzie po 5 latach od zakończenia studiów nikt nie ma pracy zbliżonej nawet do kierunku. A nabór robią co rok.
 
Gospodarka planowa nie działa:) Jest sporo bezsensownych kierunków tworzonych i utrzymywanych tylko po to żeby wykładowcy zarabiali. Opowiadałem ostatnio o bio-geo na UJ gdzie po 5 latach od zakończenia studiów nikt nie ma pracy zbliżonej nawet do kierunku. A nabór robią co rok.
Ale na prywatnych też w dużej mierze produkują sztucznych magistrów z papierkiem tylko. Duża część z tamtejszych studentów to ludzie pracujący, którzy możliwie jak najmniejszym trudem chcą zdobyć magistra jakiegokolwiek kierunku, bo wiadomo, że w większości firm bez wyższego powyżej pewnego stanowiska nie podskoczysz. Uczelnie powinny być w jakiś sposób rozliczane z tego ilu ich absolwentów znalazło pracę w zawodzie i na podstawie tego powinny mieć przyznawane limity miejsc na poszczególne kierunki. A dzisiaj wygląda to tak, że uczelnia przyjmuje jak najwięcej studentów, bo płacone ma od łebka. Ale zboczyliśmy z tematu.
Cieszy mnie, że w poniedziałek składam swoją pracę dyplomową, w następnym tygodniu obrona i w końcu kończę te cholerne studia.
 
Ale na prywatnych też w dużej mierze produkują sztucznych magistrów z papierkiem tylko. Duża część z tamtejszych studentów to ludzie pracujący, którzy możliwie jak najmniejszym trudem chcą zdobyć magistra jakiegokolwiek kierunku, bo wiadomo, że w większości firm bez wyższego powyżej pewnego stanowiska nie podskoczysz. Uczelnie powinny być w jakiś sposób rozliczane z tego ilu ich absolwentów znalazło pracę w zawodzie i na podstawie tego powinny mieć przyznawane limity miejsc na poszczególne kierunki. A dzisiaj wygląda to tak, że uczelnia przyjmuje jak najwięcej studentów, bo płacone ma od łebka. Ale zboczyliśmy z tematu.
Cieszy mnie, że w poniedziałek składam swoją pracę dyplomową, w następnym tygodniu obrona i w końcu kończę te cholerne studia.


Ale na prywatnych ci ludzie płacą za ten papierek i widocznie ma dla nich wartość. Moja znajoma płaciła za turystykę bo jciec budował jej hotel-dla mnie to ma sens.
 
Ale na prywatnych ci ludzie płacą za ten papierek i widocznie ma dla nich wartość. Moja znajoma płaciła za turystykę bo jciec budował jej hotel-dla mnie to ma sens.
Pewnie, że ma. Ogólnie nie mam nic do uczelni prywatnych. Jak się utrzymują i są chętni na nich studiować to niech są. Ja nawiązywałem do wypowiedzi @Combera który pisał, że powinny być uczelnie tylko prywatne. To by utrudniło studiowanie mniej zamożnym a wśród nich są zdolne jednostki które po wykształceniu mogą mieć dużą wartość dla społeczeństwa. Ogólnie dla mnie idealnym rozwiązaniem byłoby zredukowanie liczby studentów gdzieś z 10-krotnie. Wtedy wzrósłby poziom i tytuł magistra znowu by coś znaczył tak jak kiedyś. Sam jestem na końcówce magisterki na kierunku który teoretycznie nie jest zaliczany do tych prostszych (budownictwo) na uczelni z jakąś tam renomą (WAT) a stwierdzam, że dowolna osoba ze średnim wykształceniem i kilkuletnim już doświadczeniem zjada takiego absolwenta na śniadanie jeżeli chodzi o kompetencje.
 
@cRe
Ja sie ciesze, ze sam sie dzis uwarze. Jeszcze tylko nie wiem czy na wesolo czy na smutno. Trzymajcie kciuki!
 
Pewnie, że ma. Ogólnie nie mam nic do uczelni prywatnych. Jak się utrzymują i są chętni na nich studiować to niech są. Ja nawiązywałem do wypowiedzi @Combera który pisał, że powinny być uczelnie tylko prywatne. To by utrudniło studiowanie mniej zamożnym a wśród nich są zdolne jednostki które po wykształceniu mogą mieć dużą wartość dla społeczeństwa. Ogólnie dla mnie idealnym rozwiązaniem byłoby zredukowanie liczby studentów gdzieś z 10-krotnie. Wtedy wzrósłby poziom i tytuł magistra znowu by coś znaczył tak jak kiedyś. Sam jestem na końcówce magisterki na kierunku który teoretycznie nie jest zaliczany do tych prostszych (budownictwo) na uczelni z jakąś tam renomą (WAT) a stwierdzam, że dowolna osoba ze średnim wykształceniem i kilkuletnim już doświadczeniem zjada takiego absolwenta na śniadanie jeżeli chodzi o kompetencje.
Dlatego np. są uprawnienia budowlane, są one na rękę tylko studentom. Gdyby ich brakło absolwenci przegraliby rywalizację z absolwentami techników, którzy od 15 roku życia wykonują ten zawód w praktyce (głównie chodzi o budowę, nie projektowanie). W przypadku likwidacji uprawnień budowlanych nagle cała zgraja absolwentów studiów przegrałaby rywalizację na rynku pracy, co poniekąd oczyściłoby rynek. Zresztą jakieś tam dane mówią, że jedynie 10% studentów budownictwa po studiach pracuje w swoim zawodnie, ta branża nie jest na tyle chłonna, żeby przyjmować rok rocznie po 300 osób z kilkunastu uczelni w tym kraju.
Zresztą patrząc na moją uczelnię, to na system kształcenia zwaliłbym większą część winy za obecną sytuację na rynku i udział w nim świeżych absolwentów. Powiem wprost, mnie na studiach budowlanych nie powinno być, ani nie powinienem być na nie przyjęty, a jeśli zostałem przyjęty, powinni mnie wyrzucić. Niestety wpadłem w ten kocioł, a co gorsza nie odpadłem na pierwszym roku.

Na szczęście idzie ku dobremu, ogromny niż demograficzny już zmusił moją uczelnię to wprowadzania zmian (m.in. progiem na budownictwo w zeszłym roku była podstawowa matura z matematyki zdana na 50%, przyjęli 450 osób, 100 nie dotrwało do 1 sesji, w 1 sesji odpadła połowa z 350 co dotrwali), teraz siłą rzeczy będzie drastycznie malała ranga kierunku, poziom kształcenia i obłożenie studentami, słowem uczelnia zarżnie się tym mieczem, którym do tej pory dla siebie grabiła. A budowlany rynek pracy wymagający wiedzy inżynierskiej oczyści się z takich wrzodów, jakim będę np. ja.
Myślę, że budownictwo przeżyje w niedługim czasie spore wahnięcie, z elitarnego i bardzo trudnego kierunku, przejdzie w stan jaki do niedawna miała budowa maszyn, czyli bierzemy wszystkich i wszyscy kończą, niezależnie od wiedzy i umiejętności.
 
Pewnie, że ma. Ogólnie nie mam nic do uczelni prywatnych. Jak się utrzymują i są chętni na nich studiować to niech są. Ja nawiązywałem do wypowiedzi @Combera który pisał, że powinny być uczelnie tylko prywatne. To by utrudniło studiowanie mniej zamożnym a wśród nich są zdolne jednostki które po wykształceniu mogą mieć dużą wartość dla społeczeństwa. Ogólnie dla mnie idealnym rozwiązaniem byłoby zredukowanie liczby studentów gdzieś z 10-krotnie. Wtedy wzrósłby poziom i tytuł magistra znowu by coś znaczył tak jak kiedyś. Sam jestem na końcówce magisterki na kierunku który teoretycznie nie jest zaliczany do tych prostszych (budownictwo) na uczelni z jakąś tam renomą (WAT) a stwierdzam, że dowolna osoba ze średnim wykształceniem i kilkuletnim już doświadczeniem zjada takiego absolwenta na śniadanie jeżeli chodzi o kompetencje.
Uczelnie Państwowe nie ograniczą ilości studentów, bo by się nie utrzymały. Im więcej studentów tym więcej pieniędzy od Państwa, podobno ma to ulec zmianie. Już teraz na prawo na UJ przyjmowane jest po 500 osób na rok na dany tryb, czyli w sumie 1000 osób. Na administrację chyba 250. Jakość kształcenia leci na łeb na szyję, bo dla 500 osób jest stworzonych kilka grup ćwiczeniowych, do których większość nie ma dostępu jeśli nie wygra wyścigu w rejestracji przez USOS. Jednocześnie na prywatnych uczelniach masz 80 osób na roku, gdzie są 3-4 grupy ćwiczeniowe. Problem szkolnictwa wyższego obija się o cały system. W obecnym, nie ma szans, aby uczelnie były tylko prywatne, bo studiowaliby jedynie zamożni. Dlatego, wypadałoby radykalnie obniżyć podatki, bo przecież każdy z nas, nawet jeśli nie studiuje i jego dzieci też nie, płaci na tych, którzy studiują na uczelniach publicznych. Utrzymujemy takie Andżeliki na zarządzaniu personelem czy bezpieczeństwie narodowym albo socjologii. Gdyby uczelnie były prywatne automatycznie wzrosła by jakość kształcenia, bo uczelnie byłyby konkurencyjne, zabiegałyby o studenta i dobrego prowadzącego, a tych biedniejszych byłoby stać, bo czesne byłyby niższe, a rodzice nie mieliby zabieranych pieniędzy przez państwo.
 
Jest też takie prawo które nie pozwala uczelni przyjąć więcej studentów zaocznych niż dziennych. Przez to uczelniom zależy żeby było dużo dziennych bo wtedy mogą przyjąć dużo zaocznych którzy płacą niemałe pieniążki za te studia. Gdyby tego nie było to uczelnia mogłaby przyjmować wielu zaoczniaków przez co mogłaby robić odstrzał na dziennych i wszystkie Andżeliki (jak to napisał @Comber ) by powypadały a uczelnia pieniądze by zyskała na tych którzy płacą za studiowanie i nie szło by to z podatków. W tamtym roku akademickim na mojej uczelni (nie pamiętam kierunku) na studiach zaocznych nie zdało sesji 65% studentów, a mimo to uczelnia potrafiła zrobić nabór i prawie wszystko uzupełnić. Popyt jest więc ściągnięcie wymaganych proporcji też by nie zaszkodziło.
 
Że mogę tak sobie leżeć i miec wywalone na wszystko :)

jqa4kaeh.jpg
 
Pewnie, że ma. Ogólnie nie mam nic do uczelni prywatnych. Jak się utrzymują i są chętni na nich studiować to niech są. Ja nawiązywałem do wypowiedzi @Combera który pisał, że powinny być uczelnie tylko prywatne. To by utrudniło studiowanie mniej zamożnym a wśród nich są zdolne jednostki które po wykształceniu mogą mieć dużą wartość dla społeczeństwa. Ogólnie dla mnie idealnym rozwiązaniem byłoby zredukowanie liczby studentów gdzieś z 10-krotnie. Wtedy wzrósłby poziom i tytuł magistra znowu by coś znaczył tak jak kiedyś. Sam jestem na końcówce magisterki na kierunku który teoretycznie nie jest zaliczany do tych prostszych (budownictwo) na uczelni z jakąś tam renomą (WAT) a stwierdzam, że dowolna osoba ze średnim wykształceniem i kilkuletnim już doświadczeniem zjada takiego absolwenta na śniadanie jeżeli chodzi o kompetencje.
Panie, tez kończę wat w następnym tygodniu, trzeba się zgadac;)
Co do budownictwa, studiów i pracy to ja robiłem inz na polibudzie i poszedłem do pracy. Po prawie dwóch latach przerwy poszedłem na wat na mgr i poziom jest delikatnie mówiąc 2 m poniżej ale dlatego tam poszedłem. Co jak co to na pw cisną w chuj ale już jest zauważalna tendencja spadkowa i co roku na rynek wypychają kolejne 300 osób z coraz niższym poziomem. Poziom spada ale hajs za każdego studenciaka się zgadza. Moim zdaniem liczba studentów powinna być mniejsza nawet o polowe (na pw tyle w stosunku do pierwszego dnia kończy a na innych po 8 latach się jakoś doczlapia) a poziom nauczania i znaczenie tytułu coś by znaczyły.
Co do mireunkow typu turystyka i hotelarstwo wole się nie wypowiadać.
 
Last edited:
Cieszy mnie że dyrektor LO mojej żony (ósemka) zmieniał uczniom oceny na lepsze i że mogę się z niej teraz nabijać :)

Zawsze mi mówiła że słabe LO kończyłem to ma :boystop:
 
Back
Top