Generalnie ludzie smieją się z "kacapów", ale ilość nowoczesnego i innowacyjnego uzbrojenia i wyposażenia choćby pojedynczego żołnieża piechoty przewyższa to co widac u Nas, jeszcze o kilka lat grubych inwestycji... Mi nie jest do smiechu - Polska jest słaba jak te wybory.
Okej, ale broń nie walczy, walczą ludzie, a znając zapał ruskich do walki, który nie istnieje i nigdy nie istniał, nie bylibyśmy w takiej wojnie skazani na pożarcie. A ponadto nie wiem czemu na siłę ktoś stara się zrobić z rosyjskiej armii jakiegoś niepokonanego kolosa, z którym amerykanie by nie mieli szans w otwartym boju. Propaganda zastraszania, takie moje zdanie. Warszawa wcale by nie padła w dwa dni. Stalingrad też miał paść, pomimo genialności Paulusa nie padł. Jedynie w dwa dni padła Hiroshima.
Odnośnie wcześniejszych dywagacji o "chwytaniu za broń" w razie wojny - pierwsze trzeba mieć za co chwycić, szczególnie jeśli mamy na myśli broń palną, a nie kosy i widły. Już jakiś czas temu były wyliczenia, że broni mamy dla co dziesiątego potencjalnego wojaka-partyzanta.
Zastrzegłem, że analizuję tylko stan ludzi na froncie, a nie stan ich uzbrojenia. Wielka katastrofa Powstanie Warszawskie to pokazała dobitnie:
Według posiadanych danych, w chwili przystąpienia do walki, oddziały miały (licząc tylko podstawową broń piechoty):
- 98 ręcznych karabinów maszynowych z zapasem 160 naboi na każdy
- 604 pistoletów maszynowych z zapasem 200 naboi na każdy
- 1386 karabinów z zapasem 170 naboi na każdy
Ponadto posiadano 2660 rewolwerów z 20 nabojami na każdy i około 50 tysięcy granatów ręcznych głównie własnej produkcji.
Oddziały t.zw. szturmowe liczyły około 30 tysięcy żołnierzy, więc jak widać, tylko co piętnasty miał broń długą. Broni ciężkiej w ogóle nie było. Powstańcy nie tylko, że byli słabo uzbrojeni, ale nie umieli też strzelać.