Był sex, mam nadzieję że było trochę śmiesznie. Przyszedł czas na uczucia.
Historia ma dobry koniec, więc bez wczutki. Wszystko zmysliłem, nigdy mi nie ufaj
Czy jesteś czytelniku w stanie przypomnieć sobie jak wyglądał Twój dzień kilka lat temu? Podejrzewam, że dla znakomitej większości jest to coś, co przekracza po prostu ludzkie możliwości. Czasem ciężko jest wrócić pamięcią kilka dni a co dopiero lat ale mimo wszystko jest to jednak możliwe. Jedyne co potrzebujesz to jakiegoś punktu odniesienia, czegoś co ruszone wyzwala te wszystkie wspomnienia i sprawia, że martwy obraz na moment nabiera kolorów i ożywa. Dziś opiszemy bardzo szczególny dzień w moim życiu, pozwól więc, że zabiorę Cię ze sobą w podróż w czasie. Gotowy?
-Zdradziecki pocałunek, nie tylko ja jestem śmieszkiem, noc-
Początek wiosny. Pierwsze, nieśmiałe promienie słońca zdają się wołać "wyjdź na zewnątrz, zobacz jak jest pięknie" na ulicy słychać gwar bawiących się dzieci a zimowa szarość ustępuje miejsca pokrywającym się zielenią roślinom. Czekałem na ten dzień regularnie każdego tygodnia, podobnie zresztą jak miliony innych ludzi. Piątek - W końcu odetchnę, dwa dni aby cieszyć się życiem i mieć w tyle głowy tą świadomość, że można się wyspać. Dwa dni, które spędzić można ze swoją partnerką i być tylko dla siebie. Nic więcej. Godzina 7, wstałem, szybkie przygotowanie do pracy, kanapki do plecaka no i w drogę.
I tutaj pierwsze wspomnienie, które pomimo upływu lat siedzi we mnie bardzo mocno i gdy zamknę oczy pamiętam wszystko. Byłem już na zewnątrz gdy w drzwiach pojawiła się ona. Chciała, żebym ją pocałował na do widzenia; nic specjalnego często tak robiłem wychodząc do pracy. Tym razem jednak było inaczej, gdy już zbliżałem swoje usta do jej coś jakby mnie złapało i pociągneło w tył. Nigdy w życiu czegoś takiego nie doświadczyłem. Byłem dosłownie kilka centymetrów od niej ale coś sprawiło, że się cofnąłem patrząc jej w oczy. Nie wiem ile to trwało. Sekundę, może dwie. Do dziś pamiętam jak kierowany jakąś wyższą siłą najpierw wycofałem się a następnie głęboko spojrzałem w oczy. Ona nie powiedziała wtedy nic, zamknęła drzwi a ja skierowałem się do pracy. Nie minęło kilka minut gdy zadzwoniła. Pamiętam, że dwukrotnie wspomniała o tym, że dostała okres (W tym miejscu należy wyjaśnić, że od kilku dni się jej spóźniał) i wydało mi się to dość dziwne, ale zignorowałem to. Dlaczego pierwszym tematem rano było to, że w końcu dostała okres? Nie zastanawiałem się nad tym. W głowie miałem wieczór i weekend. Tydzień wcześniej zaplanowaliśmy wycieczkę do pobliskiej miejscowości połączoną ze zwiedzaniem. Zapowiadała się fajna sobota.
W pracy jak to w piątek - czas leciał szybko. W końcu upragniona przerwa i telefon: Cześć. Jak mija Ci dzień? Czy wszystko w porządku? Stanardowa formułka wypowiadana codziennie. Znak, że myślisz o drugiej osobie, chcesz usłyszeć co u niej i jak mija dzień. Rozmawialiśmy o tej sobotniej wycieczce i planowaliśmy szczegóły. "Kocham Cię" na koniec rozmowy. Zostały dwie godziny do końca pracy.
Wracając dzwoniłem, aby zapytać co kupić w powrotnej drodze. Nie odebrała - pewnie jest jest zajęta przygotowaniem obiadu. Czasu miała aż za dużo, nie pracowała od kilku miesięcy chociaż jak mam być szczery to czasami wkurwiał mnie wygląd domu po powrocie. Nie posprzątane, nie ugotowane. Sorry ale jak jesteś cały dzień w domu (?) to ugotuj chociaż ziemniaka. Abstrahując od jedzenia to ja sam wielokrotnie proponowałem jej żeby poszła na studia a utrzymamy się z mojej pensji. Skłonny byłem poświęcić się aby ułatwić jej życie (ułatwić też sobie, bo liczyłem że postąpi podobnie znajdując już dobrą pracę w zawodzie) ale nigdy się na to nie zdecydowała... Dobra wracamy do tematu. Otwieram drzwi.
W domu cisza, zerkam na podłogę widzę lilka listów [ UK - dziura na listy w drzwiach, żadna skrzynka pocztowa]... zaraz, widzę coś jeszcze. Na podłodze, przyłożony listami leży zeszyt. Otwieram go i doświadczam uczucia, którego chyba nie da się do końca opisać. Szok i niedowierzanie w intetnetowym języku. W zeszycie napisany na szybko list. Kilka pierwszych kartek wyrwanych, pokreślone zdania - czekała do samego końca aby to napisać - i wiadomość zwalająca z nóg. "Odchodzę. Przestałam cię kochać. Wyprowadzam się z miasta, nie szukaj mnie"
Uśmiecham się półgębkiem ale tak dosyć niepewnie. Zaraz - lepiej się upewnię. Szybko schodami na górę, zerkam na kalendarz... nie no, dobrze pamiętałem. Jest 1 kwietnia, rozumiem hardkorowy humor ale chyba nie jestem gotowy na aż tak ekstremalne żarty. Szybkie spojrzenie na dom, otwieram szafy, szuflady i już wiem, że to zdecydowanie najgorszy żart jak mnie spotkał na Prima Aprilis. Ja w głębokim szoku. Wyobraź sobie, że jutro Ty dostajesz taki list, albo dowiadujesz się że jesteś adoptowany. Cokolwiek. Coś w co nie będziesz w stanie uwierzyć, coś w co nie da się uwierzyć. Zaczynam dzwonić i wysyłać smsy ale wyłączyła telefon. Nie oddzwania i nie odpisuje... a jeszcze 3 godziny temu rozmawialiśmy o sobotniej wycieczce a ja przez słuchawkę usłyszałem tak często wymawiane "Kocham Cie". Tysiące pytań minutę które pozostają bez odpowiedzi, w głowie mętlik. Nie wiem gdzie jestem, jak się nazywam, jestem w takim stanie że nie wiem nic. Kładę się do pustego łużka, zamykam oczy i zasypiam aby otworzyć je następnego dnia i stwierdzić że koszmar wcale się nie skończył. Telefon milczy jak zaklęty... zostałem sam. Wpadam w jakiegoś rodzaju letarg.
Po kilku dniach okazuje się, że konto bankowe świeci pustkami. Wyciągi bankowe nie kłamią - tylko w ciągu ostatnich sześciu dni z konta zniknęły ostatnie pieniądze a ja za tydzień muszę opłacić dom. Pasowało by też coś zjeść ale lodówka świeci pustkami - co ciekawe tego samego dnia kolega widział ją wychodzącą ze sklepu objuczoną torbami i ładującą je do taksówki. Coż, nie dotarła z nimi do domu. Nie do naszego.
Zapytasz czy próbowałem jej szukać? Próbowałem. Zmieniła numer telefonu, zmieniła pracę a jej koleżanki słysząc mój głos odkładały telefon. Detektyw chciał 500 funtów. Sorry. Zostawiła mnie spłukanego w dodatku z długami, które brałem aby mogła polecieć do Polski i kupić prezenty rodzinie, bo nie pracowała i nie miała za co. Ale wtedy tego nie widziałem. Byłem załamany tym, że osoba którą tak bardzo kochałem zostawiła mnie jak psa w lesie. Mało tego - zacząłem o to obwiniać samego siebie i doszukiwać się w tym swojej winy. Moje poczucie wartości zaliczyło glebę i ani myślało się podnosić.
Miesiąc później dostałem kolejny prezent. Zwolnienia grupowe. Zostałem sam, bez pieniędzy i bez pracy.
Wtedy też nieproszona przyszła do mnie nowa koleżanka, która postanowiła ze mną zostać przez dość długi czas. Miała na imię depresja i w przeciwnieństwie do mojej ex nie odstępowała mnie ani na krok. Z osoby, która znana była z tego, że ciągle się uśmiechała stałem się cichy i poważny. Sąsiedzi, których mijałem każdego dnia pytali czy wszystko w porządku. Musiałem wyglądać niespecjalnie, łzy leciały mi z oczu każdego dnia, w każdym miejscu. Potrafiłem idąc do pracy w lecie solić chodnik. Z dnia na dzień spadałem coraz głębiej i traciłem nad tym kontrolę. Chyba najbardziej zabolało mnie to, że ja bym dla niej oddał życie i że niczego się nie spodziewałem aż do samego końca. Pojawił się alkohol i używki. Nie miałem umiaru, kładłem się w takim stanie aby zwiększyć szanse na nieobudzenie się następnego dnia. Rzeczywistość gwałciła moją psychę niczym Khabib przeciwników w parterze. Doszło do tego, że najebany zacząłem chodzić na pobliskie tory. Z jednej strony straciłeś ochotę do życia, oszukała cię najbliższa osoba i chcesz zrobić Exit. Z drugiej strony masz rodzinę i wyobrażasz sobie jakim ciosem będzie dla nich informacja o twoim wyjściu. Siedziałem tak i słuchałem tego głosu z lewej po to by za chwilę usłyszeć ten drugi... i tak na przemian.
Jeśli prawdą jest powiedzenie, że "Co cię nie zabije to cię wzmocni" to jestem przekonany, że mogę stawać do ringu z Wanderleiem w jego prime i nie obawiam się o życie bo jestem nieśmiertelny. To był pierdolony koszmar który ciągnął się grubo ponad rok. Pamiętam, że poznałem wtedy kolegę, który pojawił się najbardziej odpowiednim momencie.Gość siłą wyciągał mnie z domu i na nowo zaszczepił siłę potrzebną do życia. To był najtrudniejszy i najgorszy okres w moim życiu. Część mnie musiała wtedy umrzeć aby obudziło się we mnie nowe ja gotowe na jutrzejszy dzień.
Oczywiście nigdy nie płakałem. Mam serce z kamienia (podobnie jak kutasa) i jestem pierdolonym predatorem, który zabija i wypija krew z ofiary ot tak dla żartu.
W następnym odcinku słowo od autora. Co mogłem zmienić, jakie wyciągnąlem wnioski.. i co mi tam przyjdzie do głowy. Jak ktoś ma jakieś pytania to śmiało, odpowiem następnym razem.