@ Tomasz Chmura - bez znaczenia. Chciałem Cię trochę sprowokować do uzasadnienia własnego zdania. Zdaje sobie sprawę, że każdy posiada przynajmniej jeden taki film, który wprawił go w stan osłupienia i bezkresnego zachwytu, ale tylko niewielka część z tych osób, po odrzuceniu rozmowy o emocjach, potrafi swój wybór rzeczowo uzasadnić.
Jeśli chcesz poznać moją opinię o Odysei Kosmicznej, to zapraszam do przeczytania tych 12 stron: http://esensja.stopklatka.pl/film/recenzje/tekst.html?id=485&strona=1#strony - Nie ma w Internecie lepszego tekstu traktującego o tym dziele. Musiałbyś poznać również twórczość Clarka. Ciekawie esencje filmu uchwycił również Ray Bradbury mówiąc: • Dlaczego wciąż powracamy do • 2001 • i oglądamy film w kółko raz za razem? Przecież nie dla pozbawionego emocji aktorstwa i niejasnego zakończenia. Powracamy dlatego, że same możliwości interpretacji oferują nam całkowitą wolność i wystrzeliwują w kierunku najwspanialszej ze wszystkich architektur: samego Wszechświata • - I w tym tkwi sens i uwielbienie moje, jak i rzeszy innych fanów tego filmu. Nie da się uzasadnić filmu bez emocji, bo niby jak mam to zrobić? Zacząć bredzić o recenzji obiektywnej? Nic takiego nie istnieje. Mogę śmiało powiedzieć, że film jest nudny, pozbawiony akcji, monotonny, przesadzony, pretensjonalny i wszystko to byłoby prawdą. Jednak sens uwielbienia zawsze tkwi w osobistych odczuciach i własnych przeżyciach, których cząstki odnajdujemy w różnych dziełach z którymi się identyfikujemy i które podziwiamy. Uważam za daremną próbę argumentacji gustu, bo składa się na to za wiele czynników. Mając do dyspozycji muzykę, książkę i film, to ostatnie szanuję najmniej. Odnajdując więc najlepszy, najbardziej realny i wizjonersko zrealizowany film w tematyce, która jest najbliższa memu sercu, dlaczego mam nie uważać, że ów dzieło nie jest najpiękniejszym wytworem sztuki w znanym mi systemie wartości? Czymże jest genialność filmu, jak nie tym, co wpływa na człowieka, miażdżąc go wewnętrznie, a jednocześnie uduchowiając? Czymże jest "najlepszy film" na liście, jeśli nie przeżyciem, którego nie może zapewnić żadny inny twór w danej konwencji? Dlatego pytam się, jak można odrzucać "emocje" i żądać "rzeczowego" uzasadnienia? Czym mam się zachwycać? Standardami, którymi kierują się recenzenci czy może łzą spływającą po policzku, symbolizującą moje oddanie i zachwyt pięknem, które przemija mi przed oczami?
Jak wiadomo widz nie samymi obrazami się syci. Jeśli wokół niego tańczy widowisko, to mimowolnie oko trzeba zawiesić. Widowisko to jednak musi być tak dobre, żeby człowiek się w nim zatracił. Przestał nawet myśleć, tylko po prostu czuł i chłonął. Aż sam zostanie pochłonięty swoistym misterium przedstawienia. I to właśnie zapewniła mi Odyseja Kosmiczna.
Z tych bardziej "obiektywnych" rzeczy, wspomnieć trzeba oczywiście o pionierskich efektach specjalnych. Do dziś sztuczki Kubricka budzą podziw swoim kunsztem i wizjonerstwem. Również żaden film do czasu Odysei nie podszedł do tematu interakcji człowieka z kosmosem tak poważnie. Żaden film nie połasił się na taką głębię przekazu, które zaserwował nam duet Clark&Kubrick. Zawsze w filmach sci-fi chodziło tylko o obcych i zniszczenie. Kubrick stworzył coś zupełnie odwrotnego. Nastawił się na dzieło tworzenia. Odyseja Kosmiczna to nic innego jak cykl życia. Tym bardziej wstrząsa ostatnia scena embrionu w błonie gdy elementy układanki zlepiają się w całość. Zatem co? Historia! Film ten opowiada nam historię. Nieprostą, lecz złożoną, która swoje walory pokazuje dopiero wtedy, gdy zrozumiana jest prawidłowo.
Idąc dalej: efekty wizualne, połączone z muzyką klasyczną. Kompozycja! Takiego czegoś nie było jeszcze w historii kinematografii! Kosmiczny balet - nową ideą piękna. Nową, bo nieznaną do tej pory. Przedstawienie idealnej ironii w postaci muzyki Johanna Straussa wirującej w próżni. Ciepły, pełen życia utwór genialnego kompozytora, tworzący rzekomy konglomerat z zimną, pustą próżnią kosmosu. Utwór dla ludzi, w którym tańczą bezduszne statki z metalu i tworzyw - jakże to genialne posunięcie!
Ray Bradbury w swoim cytacie myli się jednak. Gra aktorska nie jest pozbawiona emocji. Cały zamysł filmu polegał na zdystansowaniu i odpersonalizowaniu aktorów tak, by najbardziej ludzki dla widza miała okazać się sztuczna inteligencja. Jest to niesamowity zamysł i swego rodzaju przesłanie, każące nam zastanowić się nad przyszłością rasy i tego jak właśnie coraz częściej wyzbywamy się wspomnianych emocji, tworząc jednocześnie sztuczne twory będące bardziej ludzkie od nas samych.
A scenografia? Kubrick kontaktował się z firmami, agencjami rządowymi, specjalistami, naukowcami, pisarzami i projektantami, chcąc poznać lub przewidzieć jak życie mogłoby wyglądać w owym 2001 roku. Wszystko więc, każdy szczegół, robiony był pod kątem realistycznych prognoz, mających na celu odzwierciedlić możliwie jak najlepiej panujące warunki w przyszłości. Toż to zbędna szczegółowość! Projekty te nie dość, że mogły się kompletnie minąć z prawdą, to na dodatek dokładały ogrom pracy! Dlaczego więc takie zaangażowanie? Otóż Kubrick chciał, by jego film był prawdziwy. Prawdziwy w swej naturze i prawdziwy w swej fantastyczności. A to już coś, czego nie wolno pominąć i niedocenić spoglądając na całość. Kubrick nie tylko chciał stworzyć film science-fiction, chciał go urzeczywistnić. Zrealizować zgodnie z obowiązującymi prawami. Wiarygodnie względem przestrzeni kosmicznej i galaktyk.
Odyseja Kosmiczna to więc nie tylko nowatorski i genialny film, zawierający w sobie niesamowitą ilość innowacyjnych rozwiązań, ale również największe i najcenniejsze dzieło kina science-fiction jakie do tej pory powstało. A w zwykłej i prostolinijnej teorii porusza mnie po prostu przesłanie filmu, które mówi, że droga człowieka dopiero się rozpoczyna. Więcej mi nie trzeba, by uznać ten film za najlepszy ruchomy obraz w historii kinematografii. Co roku oglądam Odyseję Kosmiczną i co roku jest dla mnie tak samo wzruszająca, a Ty pragniesz rozmowy, a wręcz "rzeczowego uzasadnienia" czegoś, czego nie da się obiektywnie zmierzyć.