By żyło się lepiej: kariera/studia/przekręty;)

A jej portfel jest publiczny i można sobie odwzorowywać jej poczynania i też nieźle na tym zarabiać
i z dumą współuczestniczyć w zbijaniu pionków prawem...

Inna sprawa, że to chyba post-factum, a nie na bieżąco 24/7?
 
Andrzej, ojcem może zostać kiedy chce, a na bycie Tatą lepiej być przygotowanym i tego ChCIEĆ! @cRe Masz instynkt macierzyński? Obce dzieci Ci nie 'przeszkadzają'?
Ja bym Ci polecał znaleść jakąś zajawkę, ograniczyć robotę skoro kasa się zgadza i robić to co Ci sprawia przyjemność bądź wrócić do czegoś co sprawiało szczęście
Wkurwiają mnie strasznie chociaż niektóre dają się lubić jak są kumate (jak na dziecko oczywiście).

Albo się wypaliłeś zawodowo czy życiowo albo łapie Cię depresja - tak czy inaczej ja bym pogadał ze specjalistą
No przecież napisałem na cohones. Tutaj sami specjaliści przecież ;)

Czy ja wiem czy można tak szybko się wypalić... W branży 7 rok i w tym 3 zmiany stanowisk i 4 miejsca pracy choć firma ta sama.
 
Wkurwiają mnie strasznie chociaż niektóre dają się lubić jak są kumate (jak na dziecko oczywiście).


No przecież napisałem na cohones. Tutaj sami specjaliści przecież ;)

Czy ja wiem czy można tak szybko się wypalić... W branży 7 rok i w tym 3 zmiany stanowisk i 4 miejsca pracy choć firma ta sama.
vMzwLX.gif


Tego potrzebujesz! :jjsmile:
 
Panowie chyba dopadło mnie jakieś skrzywienie ludzi pierwszego świata. Inni powiedzą, że depresja chociaż ja chyba bym tego tak nie nazwał. W ogóle nie wiem jak określić swój stan. Może to te jebane krótkie dni i brak słońca mnie gniecie ale stwierdziłem, że forumek zawsze pomoże jakąś radą. Poniżej trochę kontekstu bo nawet Ci co mnie znają to nie są na bieżąco bo już długo nic nie piszę ale jestem i zerkam.

W połowie zeszłego roku wskoczyłem stanowisko wyżej w pracy - B2B właściwie pełna niezależność tego co jak i kiedy robię - ważne, żeby był efekt taki jak ma być. Kasy zarobiłem w pół roku więcej niż w całym roku na poprzednim stanowisku.
Ogólnie i nie wchodząc w szczegóły idzie dobrze. Takie 6-7/10. Roboty w chuj. Pracuje ponad etat ale też nie tak, że robię dwa. Nawet nie półtorej. Praca nie jest powyżej moich kompetencji po prostu jest jej dużo.

W życiu prywatnym mi się układa. Mam długoletni związek i jestem w nim szczęśliwy. Rodzinka zdrowa i ja też. Kredytu nie mam. Przypałów z prawem żadnych.

Pieniądza nie liczę i nie brakuje do pierwszego. Jak coś tam chcę to kupuję chociaż ja właściwie wszystko co bym chciał to mam - prosty ze mnie chłopak. Cudów wianków w życiu nie potrzebuję. Jedyne to swoja chata bo teraz to wynajmuję mieszkanie akurat. Zbieram kaskę i pewnie ze dwa lata i już będę mieszkał w swoim mniej lub bardziej zakredytowanym bo raczej keszu tyle, żeby we Wro kupić to tak szybko nie uzbieram.

Niby wszystko gra ale coś mi w duszy siedzi. Gdybym mógł to bym rano nie wstawał, a wieczorem się nie kładł. Wszystko co pomiędzy mogę przeleżeć i patrzeć się w sufit. Nie olewam obowiązków czy coś. Towarzysko się udzielam tyle co zawsze. Żartuję, śmieje się itd. Mimo to jakaś luka w sercu. Już mnie to wkurwia bo oddechu psychicznego bym chciał złapać trochę, a jest o to ciężko. Nie wiem czym się "leczyć". Oczywiście farmaceutyków żadnych pod uwagę nie biorę. Z używek to ja tylko kawa i to do jakiegoś deseru, a nie co rano. Alko to jak do meczu czy jakiegoś UFC raz na miesiąc z bratem czy na sylwestra to tyle. Ruchu mam sporo w pracy, w domu dwa, trzy razy w tygodniu się poruszam coś typu joga (trzeba dbać o plecki, żeby nie jebły) czy tam jakiś hantelek poprzerzucam z ręki do ręki. Tu trochę poczytam, tu gdzieś skoczę na spacer w górki Dolnego Śląska.

Mimo tego wszystkiego jak patrzę przed siebie to mam jakąś wielką obawę przed niebezpieczeństwem, jakimś zagrożeniem. Jak ten pułkownik Barabasz z ogniem i mieczem czuję, że coś pierdolnie. Nie wiem czy to sytuacja w kraju, czy za granicą. Może przemiany społeczne do których raczej nie pasuje. Może to to, że nie mam dziecka jeszcze - chociaż też nie czuję potrzeby mieć i mnie to nie dręczy w ogóle. Ni chuja nie potrafię znaleźć remedium na ten stan. Nie jestem też starym capem bo jestem przed 30 stką.

Chyba za dobrze w życiu człowiek ma i mózg figle płata. Jak sobie z tym radzić cohones. Ktoś miał coś podobnego? Jak sobie radziliście?
Życie nie ma żadnego sensu i to tylko nam, prymitywnym zwierzętom, wydaję się, że to wszystko ma jakieś znaczenie. Umrzesz prędzej czy później i nikt nie będzie pamiętał o Tobie ani Twoich problemach. Do tej pory żyło ponad 100 miliardów osób i wielu z nich miało podobne rozterki i co? I nikt o nich nie wie, nie pamięta. Świat kręci się dalej. Na koniec życia nie będzie miało najmniejszego znaczenia czy spędziłeś te cięższe dni leżąc w łóżku czy będąc w chuj produktywnym w pracy. Nie masz przymusu robienia czegokolwiek, spełniania jakiś wielkich rzeczy czy ciągłego zapierdolu. Możesz, ale to i tak patrząc z dalszej perspektywy nie ma znaczenia.

Mam nadzieję, że pomogłem :redford:
 
Last edited:
Życie nie ma żadnego sensu i to tylko nam, prymitywnym zwierzętom, wydaję się, że to wszystko ma jakieś znaczenie. Umrzesz prędzej czy później i nikt nie będzie pamiętał o Tobie ani Twoich problemach. Do tej pory żyło ponad 100 miliardów osób i wielu z nich miało podobne rozterki i co? I nikt o nich nie wie, nie pamięta i nie mają żadnego znaczenia. Świat kręci się dalej. Na koniec życia nie będzie miało najmniejszego znaczenia czy spędziłeś te cięższe dni leżąc w łóżku czy będąc w chuj produktywnym w pracy. Nie masz przymusu robienia czegokolwiek, spełniania jakiś wielkich rzeczy czy ciągłego zapierdolu. Możesz, ale to i tak patrząc z dalszej perspektywy nie ma znaczenia.

Mam nadzieję, że pomogłem :redford:
Głos rozsądku
 
Taka ciekawostka:

Idioci z partii rządzącej chcieli okraść przedsiębiorców i małe biznesy. Na ten moment, w moim przypadku, właśnie dostałem dokładne wyliczenia po zmianach w nowym ładzie (w moim przypadku, mimo, że osobiście już działalnością nie zarządzam - względnie nadzoruję - będzie to się wiązało ze zmianą formy prowadzenia działalności). Zaoszczędzę względem tego co mam do tej pory. Sporo.
"Idiokraci" z PiS nawet kraść należycie nie potrafią.
:jarolaugh:
Chcieli wydymać Freda - Fred wydyma ich.
 
Życie nie ma żadnego sensu i to tylko nam, prymitywnym zwierzętom, wydaję się, że to wszystko ma jakieś znaczenie. Umrzesz prędzej czy później i nikt nie będzie pamiętał o Tobie ani Twoich problemach. Do tej pory żyło ponad 100 miliardów osób i wielu z nich miało podobne rozterki i co? I nikt o nich nie wie, nie pamięta. Świat kręci się dalej. Na koniec życia nie będzie miało najmniejszego znaczenia czy spędziłeś te cięższe dni leżąc w łóżku czy będąc w chuj produktywnym w pracy. Nie masz przymusu robienia czegokolwiek, spełniania jakiś wielkich rzeczy czy ciągłego zapierdolu. Możesz, ale to i tak patrząc z dalszej perspektywy nie ma znaczenia.

Mam nadzieję, że pomogłem :redford:
 
Panowie chyba dopadło mnie jakieś skrzywienie ludzi pierwszego świata. Inni powiedzą, że depresja chociaż ja chyba bym tego tak nie nazwał. W ogóle nie wiem jak określić swój stan. Może to te jebane krótkie dni i brak słońca mnie gniecie ale stwierdziłem, że forumek zawsze pomoże jakąś radą. Poniżej trochę kontekstu bo nawet Ci co mnie znają to nie są na bieżąco bo już długo nic nie piszę ale jestem i zerkam.

W połowie zeszłego roku wskoczyłem stanowisko wyżej w pracy - B2B właściwie pełna niezależność tego co jak i kiedy robię - ważne, żeby był efekt taki jak ma być. Kasy zarobiłem w pół roku więcej niż w całym roku na poprzednim stanowisku.
Ogólnie i nie wchodząc w szczegóły idzie dobrze. Takie 6-7/10. Roboty w chuj. Pracuje ponad etat ale też nie tak, że robię dwa. Nawet nie półtorej. Praca nie jest powyżej moich kompetencji po prostu jest jej dużo.

W życiu prywatnym mi się układa. Mam długoletni związek i jestem w nim szczęśliwy. Rodzinka zdrowa i ja też. Kredytu nie mam. Przypałów z prawem żadnych.

Pieniądza nie liczę i nie brakuje do pierwszego. Jak coś tam chcę to kupuję chociaż ja właściwie wszystko co bym chciał to mam - prosty ze mnie chłopak. Cudów wianków w życiu nie potrzebuję. Jedyne to swoja chata bo teraz to wynajmuję mieszkanie akurat. Zbieram kaskę i pewnie ze dwa lata i już będę mieszkał w swoim mniej lub bardziej zakredytowanym bo raczej keszu tyle, żeby we Wro kupić to tak szybko nie uzbieram.

Niby wszystko gra ale coś mi w duszy siedzi. Gdybym mógł to bym rano nie wstawał, a wieczorem się nie kładł. Wszystko co pomiędzy mogę przeleżeć i patrzeć się w sufit. Nie olewam obowiązków czy coś. Towarzysko się udzielam tyle co zawsze. Żartuję, śmieje się itd. Mimo to jakaś luka w sercu. Już mnie to wkurwia bo oddechu psychicznego bym chciał złapać trochę, a jest o to ciężko. Nie wiem czym się "leczyć". Oczywiście farmaceutyków żadnych pod uwagę nie biorę. Z używek to ja tylko kawa i to do jakiegoś deseru, a nie co rano. Alko to jak do meczu czy jakiegoś UFC raz na miesiąc z bratem czy na sylwestra to tyle. Ruchu mam sporo w pracy, w domu dwa, trzy razy w tygodniu się poruszam coś typu joga (trzeba dbać o plecki, żeby nie jebły) czy tam jakiś hantelek poprzerzucam z ręki do ręki. Tu trochę poczytam, tu gdzieś skoczę na spacer w górki Dolnego Śląska.

Mimo tego wszystkiego jak patrzę przed siebie to mam jakąś wielką obawę przed niebezpieczeństwem, jakimś zagrożeniem. Jak ten pułkownik Barabasz z ogniem i mieczem czuję, że coś pierdolnie. Nie wiem czy to sytuacja w kraju, czy za granicą. Może przemiany społeczne do których raczej nie pasuje. Może to to, że nie mam dziecka jeszcze - chociaż też nie czuję potrzeby mieć i mnie to nie dręczy w ogóle. Ni chuja nie potrafię znaleźć remedium na ten stan. Nie jestem też starym capem bo jestem przed 30 stką.

Chyba za dobrze w życiu człowiek ma i mózg figle płata. Jak sobie z tym radzić cohones. Ktoś miał coś podobnego? Jak sobie radziliście?
Spierdalaj. Wszystko ma i czegoś mu brakuje. :jimcarrey:
 
Taka ciekawostka:

Idioci z partii rządzącej chcieli okraść przedsiębiorców i małe biznesy. Na ten moment, w moim przypadku, właśnie dostałem dokładne wyliczenia po zmianach w nowym ładzie (w moim przypadku, mimo, że osobiście już działalnością nie zarządzam - względnie nadzoruję - będzie to się wiązało ze zmianą formy prowadzenia działalności). Zaoszczędzę względem tego co mam do tej pory. Sporo.
"Idiokraci" z PiS nawet kraść należycie nie potrafią.
:jarolaugh:
Chcieli wydymać Freda - Fred wydyma ich.
Sporo przedsiębiorców z jdg w spółki ucieka, szczególnie ska.
Aczkolwiek myślę, że Ci z PISu i tak to mają w dupie im zależało, żeby kasę z samorządów zabrać.
 
Sporo przedsiębiorców z jdg w spółki ucieka, szczególnie ska.
Aczkolwiek myślę, że Ci z PISu i tak to mają w dupie im zależało, żeby kasę z samorządów zabrać.
U mnie zmiana z sp. z o.o. na s.k.a.
Co do "kasy z samorządów" nie do końca się zgodzę - nie uważam, że był to cel nadrzędny, choć oczywiście jest ściśle powiązany z ich "elektoratem".
 
Panowie chyba dopadło mnie jakieś skrzywienie ludzi pierwszego świata. Inni powiedzą, że depresja chociaż ja chyba bym tego tak nie nazwał. W ogóle nie wiem jak określić swój stan. Może to te jebane krótkie dni i brak słońca mnie gniecie ale stwierdziłem, że forumek zawsze pomoże jakąś radą. Poniżej trochę kontekstu bo nawet Ci co mnie znają to nie są na bieżąco bo już długo nic nie piszę ale jestem i zerkam.

W połowie zeszłego roku wskoczyłem stanowisko wyżej w pracy - B2B właściwie pełna niezależność tego co jak i kiedy robię - ważne, żeby był efekt taki jak ma być. Kasy zarobiłem w pół roku więcej niż w całym roku na poprzednim stanowisku.
Ogólnie i nie wchodząc w szczegóły idzie dobrze. Takie 6-7/10. Roboty w chuj. Pracuje ponad etat ale też nie tak, że robię dwa. Nawet nie półtorej. Praca nie jest powyżej moich kompetencji po prostu jest jej dużo.

W życiu prywatnym mi się układa. Mam długoletni związek i jestem w nim szczęśliwy. Rodzinka zdrowa i ja też. Kredytu nie mam. Przypałów z prawem żadnych.

Pieniądza nie liczę i nie brakuje do pierwszego. Jak coś tam chcę to kupuję chociaż ja właściwie wszystko co bym chciał to mam - prosty ze mnie chłopak. Cudów wianków w życiu nie potrzebuję. Jedyne to swoja chata bo teraz to wynajmuję mieszkanie akurat. Zbieram kaskę i pewnie ze dwa lata i już będę mieszkał w swoim mniej lub bardziej zakredytowanym bo raczej keszu tyle, żeby we Wro kupić to tak szybko nie uzbieram.

Niby wszystko gra ale coś mi w duszy siedzi. Gdybym mógł to bym rano nie wstawał, a wieczorem się nie kładł. Wszystko co pomiędzy mogę przeleżeć i patrzeć się w sufit. Nie olewam obowiązków czy coś. Towarzysko się udzielam tyle co zawsze. Żartuję, śmieje się itd. Mimo to jakaś luka w sercu. Już mnie to wkurwia bo oddechu psychicznego bym chciał złapać trochę, a jest o to ciężko. Nie wiem czym się "leczyć". Oczywiście farmaceutyków żadnych pod uwagę nie biorę. Z używek to ja tylko kawa i to do jakiegoś deseru, a nie co rano. Alko to jak do meczu czy jakiegoś UFC raz na miesiąc z bratem czy na sylwestra to tyle. Ruchu mam sporo w pracy, w domu dwa, trzy razy w tygodniu się poruszam coś typu joga (trzeba dbać o plecki, żeby nie jebły) czy tam jakiś hantelek poprzerzucam z ręki do ręki. Tu trochę poczytam, tu gdzieś skoczę na spacer w górki Dolnego Śląska.

Mimo tego wszystkiego jak patrzę przed siebie to mam jakąś wielką obawę przed niebezpieczeństwem, jakimś zagrożeniem. Jak ten pułkownik Barabasz z ogniem i mieczem czuję, że coś pierdolnie. Nie wiem czy to sytuacja w kraju, czy za granicą. Może przemiany społeczne do których raczej nie pasuje. Może to to, że nie mam dziecka jeszcze - chociaż też nie czuję potrzeby mieć i mnie to nie dręczy w ogóle. Ni chuja nie potrafię znaleźć remedium na ten stan. Nie jestem też starym capem bo jestem przed 30 stką.

Chyba za dobrze w życiu człowiek ma i mózg figle płata. Jak sobie z tym radzić cohones. Ktoś miał coś podobnego? Jak sobie radziliście?
Być może to co osiągasz przychodzi Ci zbyt lekko. Czasami nie doceniamy to co mamy i w brew wszelkiej logice szukamy „problemów”. Tak zwana monotonia życia może męczyć ludzi i pewne zmiany emocji są dla wielu pożądane, mimo, że mogą być zgubne (hazard mimo ze nie chodzi o pieniądze, romans mimo ze masz dobrą partnerkę). Właśnie wtedy kiedy coś co jest dobre tracimy, dopiero wtedy naprawdę to doceniamy.
Zauważyłem, ze zbyt dużo wolnego czasu również nie wszystkim sprzyja. Gdy jest się zajętym, wtedy „nie ma czasu” na kminy o „dupie Maryni”, zadręczania siebie samego i szukania problemów.
Brak celu w życiu zabija motywacje, ambicje i z czasem depresje i sens samego życia.
Każdy z nas jest inny i wszyscy odbieramy to co nas otacza inaczej i pewnie nie ma jednej idealnej recepty.
Mam czwórkę dzieci, i mimo, że ci sami rodzice (w prawdzie testów nie robiłem), razem się wychowywali, to każdy jest inny. Moich dwóch najstarszych synów jest w Twoim (podobnym) wieku i mimo, ze psychologiem nie jestem, wiele wariantów w ich przypadku się sprawdziło/sprawdza, tak że jeśli jeszcze chcesz ten temat drążyć to daj znać .
 
Liroy powrócił:

Jakoś ostatnio jest masa tych ludzi emitujących akcje :brainoverload: W Polsce coś z takiego schematu osiągnęło większy sukces?

Pamiętam ten program Dragons Den (polska edycja do dupy i wyglądała jak pierwsza edycja Idola: ściągać dziwnych ludzi i z nich szydzić). W brytyjskiej chyba odrzucili nawet kolesia od just eat
 

Facet jest bardziej „traderem” (Polski odpowiednik?) niż inwestorem, ale jego ocena rynku jest ciekawa i często się sprawdza.
 
A jej portfel jest publiczny i można sobie odwzorowywać jej poczynania i też nieźle na tym zarabiać
Ktoś z forum próbował kopiować posunięcia giełdowe polityków? Nancy Pelosi jest w tym wieku, że kwestia czasu, kiedy zakończy karierę
 
Back
Top