By żyło się lepiej: kariera/studia/przekręty;)

1634938405949.png


Potwierdza się, że najbogatsi nie pracują najwięcej, tylko najefektywniej.


Chociaż coś mi nie gra w tej grafice, Hiszpanom te godziny pracy chyba nabijają puby, Mercadona i inne supermarkety, bo inne lokale tyle nie pracują :lol:
 

a Wy? Dostaliście swoje aneksy?
Ciekawe czy byłby krzyk jakby tak jednym ruchem spłacić kredyt, będą się "skarbeńki" przypierdala?

:zakręcony:
 

a Wy? Dostaliście swoje aneksy?
Ciekawe czy byłby krzyk jakby tak jednym ruchem spłacić kredyt, będą się "skarbeńki" przypierdala?

:zakręcony:
od banku z żubrem w logo nic takiego nie dostałem. :KotKapitalista:
W komentarzach piszą że Millenium wysyła ale aneks jest dobrowolny do podpisania
 

a Wy? Dostaliście swoje aneksy?
Ciekawe czy byłby krzyk jakby tak jednym ruchem spłacić kredyt, będą się "skarbeńki" przypierdala?

:zakręcony:
Dostałem przedwczoraj sms z Millennium o możliwości podpisania takiego aneksu.
 

a Wy? Dostaliście swoje aneksy?
Ciekawe czy byłby krzyk jakby tak jednym ruchem spłacić kredyt, będą się "skarbeńki" przypierdala?

:zakręcony:
Dostałem przedwczoraj sms z Millennium o możliwości podpisania takiego aneksu.

Nie tylko klienci są zdezorientowani, pracownicy też. Póki co podpisanie tego aneksu AMR jest dobrowolne :wink:
 
Panowie chyba dopadło mnie jakieś skrzywienie ludzi pierwszego świata. Inni powiedzą, że depresja chociaż ja chyba bym tego tak nie nazwał. W ogóle nie wiem jak określić swój stan. Może to te jebane krótkie dni i brak słońca mnie gniecie ale stwierdziłem, że forumek zawsze pomoże jakąś radą. Poniżej trochę kontekstu bo nawet Ci co mnie znają to nie są na bieżąco bo już długo nic nie piszę ale jestem i zerkam.

W połowie zeszłego roku wskoczyłem stanowisko wyżej w pracy - B2B właściwie pełna niezależność tego co jak i kiedy robię - ważne, żeby był efekt taki jak ma być. Kasy zarobiłem w pół roku więcej niż w całym roku na poprzednim stanowisku.
Ogólnie i nie wchodząc w szczegóły idzie dobrze. Takie 6-7/10. Roboty w chuj. Pracuje ponad etat ale też nie tak, że robię dwa. Nawet nie półtorej. Praca nie jest powyżej moich kompetencji po prostu jest jej dużo.

W życiu prywatnym mi się układa. Mam długoletni związek i jestem w nim szczęśliwy. Rodzinka zdrowa i ja też. Kredytu nie mam. Przypałów z prawem żadnych.

Pieniądza nie liczę i nie brakuje do pierwszego. Jak coś tam chcę to kupuję chociaż ja właściwie wszystko co bym chciał to mam - prosty ze mnie chłopak. Cudów wianków w życiu nie potrzebuję. Jedyne to swoja chata bo teraz to wynajmuję mieszkanie akurat. Zbieram kaskę i pewnie ze dwa lata i już będę mieszkał w swoim mniej lub bardziej zakredytowanym bo raczej keszu tyle, żeby we Wro kupić to tak szybko nie uzbieram.

Niby wszystko gra ale coś mi w duszy siedzi. Gdybym mógł to bym rano nie wstawał, a wieczorem się nie kładł. Wszystko co pomiędzy mogę przeleżeć i patrzeć się w sufit. Nie olewam obowiązków czy coś. Towarzysko się udzielam tyle co zawsze. Żartuję, śmieje się itd. Mimo to jakaś luka w sercu. Już mnie to wkurwia bo oddechu psychicznego bym chciał złapać trochę, a jest o to ciężko. Nie wiem czym się "leczyć". Oczywiście farmaceutyków żadnych pod uwagę nie biorę. Z używek to ja tylko kawa i to do jakiegoś deseru, a nie co rano. Alko to jak do meczu czy jakiegoś UFC raz na miesiąc z bratem czy na sylwestra to tyle. Ruchu mam sporo w pracy, w domu dwa, trzy razy w tygodniu się poruszam coś typu joga (trzeba dbać o plecki, żeby nie jebły) czy tam jakiś hantelek poprzerzucam z ręki do ręki. Tu trochę poczytam, tu gdzieś skoczę na spacer w górki Dolnego Śląska.

Mimo tego wszystkiego jak patrzę przed siebie to mam jakąś wielką obawę przed niebezpieczeństwem, jakimś zagrożeniem. Jak ten pułkownik Barabasz z ogniem i mieczem czuję, że coś pierdolnie. Nie wiem czy to sytuacja w kraju, czy za granicą. Może przemiany społeczne do których raczej nie pasuje. Może to to, że nie mam dziecka jeszcze - chociaż też nie czuję potrzeby mieć i mnie to nie dręczy w ogóle. Ni chuja nie potrafię znaleźć remedium na ten stan. Nie jestem też starym capem bo jestem przed 30 stką.

Chyba za dobrze w życiu człowiek ma i mózg figle płata. Jak sobie z tym radzić cohones. Ktoś miał coś podobnego? Jak sobie radziliście?
 
Panowie chyba dopadło mnie jakieś skrzywienie ludzi pierwszego świata. Inni powiedzą, że depresja chociaż ja chyba bym tego tak nie nazwał. W ogóle nie wiem jak określić swój stan. Może to te jebane krótkie dni i brak słońca mnie gniecie ale stwierdziłem, że forumek zawsze pomoże jakąś radą. Poniżej trochę kontekstu bo nawet Ci co mnie znają to nie są na bieżąco bo już długo nic nie piszę ale jestem i zerkam.

W połowie zeszłego roku wskoczyłem stanowisko wyżej w pracy - B2B właściwie pełna niezależność tego co jak i kiedy robię - ważne, żeby był efekt taki jak ma być. Kasy zarobiłem w pół roku więcej niż w całym roku na poprzednim stanowisku.
Ogólnie i nie wchodząc w szczegóły idzie dobrze. Takie 6-7/10. Roboty w chuj. Pracuje ponad etat ale też nie tak, że robię dwa. Nawet nie półtorej. Praca nie jest powyżej moich kompetencji po prostu jest jej dużo.

W życiu prywatnym mi się układa. Mam długoletni związek i jestem w nim szczęśliwy. Rodzinka zdrowa i ja też. Kredytu nie mam. Przypałów z prawem żadnych.

Pieniądza nie liczę i nie brakuje do pierwszego. Jak coś tam chcę to kupuję chociaż ja właściwie wszystko co bym chciał to mam - prosty ze mnie chłopak. Cudów wianków w życiu nie potrzebuję. Jedyne to swoja chata bo teraz to wynajmuję mieszkanie akurat. Zbieram kaskę i pewnie ze dwa lata i już będę mieszkał w swoim mniej lub bardziej zakredytowanym bo raczej keszu tyle, żeby we Wro kupić to tak szybko nie uzbieram.

Niby wszystko gra ale coś mi w duszy siedzi. Gdybym mógł to bym rano nie wstawał, a wieczorem się nie kładł. Wszystko co pomiędzy mogę przeleżeć i patrzeć się w sufit. Nie olewam obowiązków czy coś. Towarzysko się udzielam tyle co zawsze. Żartuję, śmieje się itd. Mimo to jakaś luka w sercu. Już mnie to wkurwia bo oddechu psychicznego bym chciał złapać trochę, a jest o to ciężko. Nie wiem czym się "leczyć". Oczywiście farmaceutyków żadnych pod uwagę nie biorę. Z używek to ja tylko kawa i to do jakiegoś deseru, a nie co rano. Alko to jak do meczu czy jakiegoś UFC raz na miesiąc z bratem czy na sylwestra to tyle. Ruchu mam sporo w pracy, w domu dwa, trzy razy w tygodniu się poruszam coś typu joga (trzeba dbać o plecki, żeby nie jebły) czy tam jakiś hantelek poprzerzucam z ręki do ręki. Tu trochę poczytam, tu gdzieś skoczę na spacer w górki Dolnego Śląska.

Mimo tego wszystkiego jak patrzę przed siebie to mam jakąś wielką obawę przed niebezpieczeństwem, jakimś zagrożeniem. Jak ten pułkownik Barabasz z ogniem i mieczem czuję, że coś pierdolnie. Nie wiem czy to sytuacja w kraju, czy za granicą. Może przemiany społeczne do których raczej nie pasuje. Może to to, że nie mam dziecka jeszcze - chociaż też nie czuję potrzeby mieć i mnie to nie dręczy w ogóle. Ni chuja nie potrafię znaleźć remedium na ten stan. Nie jestem też starym capem bo jestem przed 30 stką.

Chyba za dobrze w życiu człowiek ma i mózg figle płata. Jak sobie z tym radzić cohones. Ktoś miał coś podobnego? Jak sobie radziliście?
Jesteś dorosłym, spełnionym mężczyzną. To właśnie dziecka i związanej z nim odpowiedzialności Ci brakuje. Takiej dobrej, nie "obciążenia", może nie czujesz tego i nie poczujesz dopóki przed tym nie staniesz. Wtedy wszystko się wyjaśnia i całe życie nabiera sensu. Uważam, że natury nie oszukasz i może to ona się upomina?
Przygotowywałeś odpowiedni grunt i czegoś Ci na nim brakuje.

U mnie wtedy wszystko się zmieniło na lepsze, ja się zmieniłem na lepsze, nawet żona mi to mówi i wiem, że po przemęczeniu tylu lat ze mną, w końcu ma męża na jakiego zasługuje.
Ja jestem całkiem innym człowiekiem niż byłem 6 lat temu i to widzą wszyscy, włącznie z najbliższą rodziną. Wielu się to nie podoba a mnie to właśnie cieszy i utwierdza w przekonaniu, że robię dobrze i to jest mój naturalny stan, nie ten w którym byłem wcześniej.

Nie daj sobie wmówić przez "nowoczesny" świat, że tego Ci nie trzeba. Że możesz do końca życia być z kobietą bez ślubu, bez dzieci, że wystarczy piesek, rzeczy materialne i wyjazdy na plażę do Chorwacji.

Klucz do szczęścia leży zupełnie gdzie indziej.

Powodzenia i życzę Ci jak najlepiej!

Edit:
ale się spisałem :joe:
 
Last edited:
View attachment 27754

Potwierdza się, że najbogatsi nie pracują najwięcej, tylko najefektywniej.


Chociaż coś mi nie gra w tej grafice, Hiszpanom te godziny pracy chyba nabijają puby, Mercadona i inne supermarkety, bo inne lokale tyle nie pracują :lol:
Polacy zdecydowanie zbyt żółci :korwinlaugh: a co do Grecji to nonsens chyba ze teraz tak sie zmienilo bo z siedem lat temu to wyjebane mieli, siesta i chuj nie ma pracy
 
Dla każdego może leżeć gdzieś indziej. To, że u Ciebie tak to podziało nie oznacza, że u kogoś innego też tak będzie.
Ja tam zgodze sie w pewnym sensie z Andrzejem...
'Temu, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, nie sprzyja żaden wiatr...'
Po za tym sensem krolestwa zwierzat jest przedluzenie gatunku... :fjedzia:
 
Nie śledzę wyników ani jego ani jej, nie wiem też kiedy można się giełdziarzem nazywać, więc się wypowiem :beczka:
Wyniki z jednego roku w perspektywie lat nie mają większego znaczenia.

Tyle, że nie każdy zmierza do tego samego portu
Ja to dla beki wstawilem, bo - nie wiem czy wiesz - ta pani takie wyniki wykreca bo tworzy prawo. I przed jego stworzeniem, albo kupuje albo sprzedaje.
Przynajmniej o to ją oskarżają, ale to pewnie bezpodstawnie ;)
 
Panowie chyba dopadło mnie jakieś skrzywienie ludzi pierwszego świata. Inni powiedzą, że depresja chociaż ja chyba bym tego tak nie nazwał. W ogóle nie wiem jak określić swój stan. Może to te jebane krótkie dni i brak słońca mnie gniecie ale stwierdziłem, że forumek zawsze pomoże jakąś radą. Poniżej trochę kontekstu bo nawet Ci co mnie znają to nie są na bieżąco bo już długo nic nie piszę ale jestem i zerkam.

W połowie zeszłego roku wskoczyłem stanowisko wyżej w pracy - B2B właściwie pełna niezależność tego co jak i kiedy robię - ważne, żeby był efekt taki jak ma być. Kasy zarobiłem w pół roku więcej niż w całym roku na poprzednim stanowisku.
Ogólnie i nie wchodząc w szczegóły idzie dobrze. Takie 6-7/10. Roboty w chuj. Pracuje ponad etat ale też nie tak, że robię dwa. Nawet nie półtorej. Praca nie jest powyżej moich kompetencji po prostu jest jej dużo.

W życiu prywatnym mi się układa. Mam długoletni związek i jestem w nim szczęśliwy. Rodzinka zdrowa i ja też. Kredytu nie mam. Przypałów z prawem żadnych.

Pieniądza nie liczę i nie brakuje do pierwszego. Jak coś tam chcę to kupuję chociaż ja właściwie wszystko co bym chciał to mam - prosty ze mnie chłopak. Cudów wianków w życiu nie potrzebuję. Jedyne to swoja chata bo teraz to wynajmuję mieszkanie akurat. Zbieram kaskę i pewnie ze dwa lata i już będę mieszkał w swoim mniej lub bardziej zakredytowanym bo raczej keszu tyle, żeby we Wro kupić to tak szybko nie uzbieram.

Niby wszystko gra ale coś mi w duszy siedzi. Gdybym mógł to bym rano nie wstawał, a wieczorem się nie kładł. Wszystko co pomiędzy mogę przeleżeć i patrzeć się w sufit. Nie olewam obowiązków czy coś. Towarzysko się udzielam tyle co zawsze. Żartuję, śmieje się itd. Mimo to jakaś luka w sercu. Już mnie to wkurwia bo oddechu psychicznego bym chciał złapać trochę, a jest o to ciężko. Nie wiem czym się "leczyć". Oczywiście farmaceutyków żadnych pod uwagę nie biorę. Z używek to ja tylko kawa i to do jakiegoś deseru, a nie co rano. Alko to jak do meczu czy jakiegoś UFC raz na miesiąc z bratem czy na sylwestra to tyle. Ruchu mam sporo w pracy, w domu dwa, trzy razy w tygodniu się poruszam coś typu joga (trzeba dbać o plecki, żeby nie jebły) czy tam jakiś hantelek poprzerzucam z ręki do ręki. Tu trochę poczytam, tu gdzieś skoczę na spacer w górki Dolnego Śląska.

Mimo tego wszystkiego jak patrzę przed siebie to mam jakąś wielką obawę przed niebezpieczeństwem, jakimś zagrożeniem. Jak ten pułkownik Barabasz z ogniem i mieczem czuję, że coś pierdolnie. Nie wiem czy to sytuacja w kraju, czy za granicą. Może przemiany społeczne do których raczej nie pasuje. Może to to, że nie mam dziecka jeszcze - chociaż też nie czuję potrzeby mieć i mnie to nie dręczy w ogóle. Ni chuja nie potrafię znaleźć remedium na ten stan. Nie jestem też starym capem bo jestem przed 30 stką.

Chyba za dobrze w życiu człowiek ma i mózg figle płata. Jak sobie z tym radzić cohones. Ktoś miał coś podobnego? Jak sobie radziliście?

Jesteś dorosłym, spełnionym mężczyzną. To właśnie dziecka i związanej z nim odpowiedzialności Ci brakuje. Takiej dobrej, nie "obciążenia", może nie czujesz tego i nie poczujesz dopóki przed tym nie staniesz. Wtedy wszystko się wyjaśnia i całe życie nabiera sensu. Uważam, że natury nie oszukasz i może to ona się upomina?
Przygotowywałeś odpowiedni grunt i czegoś Ci na nim brakuje.

U mnie wtedy wszystko się zmieniło na lepsze, ja się zmieniłem na lepsze, nawet żona mi to mówi i wiem, że po przemęczeniu tylu lat ze mną, w końcu ma męża na jakiego zasługuje.
Ja jestem całkiem innym człowiekiem niż byłem 6 lat temu i to widzą wszyscy, włącznie z najbliższą rodziną. Wielu się to nie podoba a mnie to właśnie cieszy i utwierdza w przekonaniu, że robię dobrze i to jest mój naturalny stan, nie ten w którym byłem wcześniej.

Nie daj sobie wmówić przez "nowoczesny" świat, że tego Ci nie trzeba. Że możesz do końca życia być z kobietą bez ślubu, bez dzieci, że wystarczy piesek, rzeczy materialne i wyjazdy na plażę do Chorwacji.

Klucz do szczęścia leży zupełnie gdzie indziej.

Powodzenia i życzę Ci jak najlepiej!

Edit:
ale się spisałem :joe:
Andrzej, ojcem może zostać kiedy chce, a na bycie Tatą lepiej być przygotowanym i tego ChCIEĆ! @cRe Masz instynkt macierzyński? Obce dzieci Ci nie 'przeszkadzają'?
Ja bym Ci polecał znaleść jakąś zajawkę, ograniczyć robotę skoro kasa się zgadza i robić to co Ci sprawia przyjemność bądź wrócić do czegoś co sprawiało szczęście
 
Andrzej, ojcem może zostać kiedy chce, a na bycie Tatą lepiej być przygotowanym i tego ChCIEĆ! @cRe Masz instynkt macierzyński? Obce dzieci Ci nie 'przeszkadzają'?
Ja bym Ci polecał znaleść jakąś zajawkę, ograniczyć robotę skoro kasa się zgadza i robić to co Ci sprawia przyjemność bądź wrócić do czegoś co sprawiało szczęście
No wiesz, ja mu wcale nie mówię żeby jeszcze dzisiaj brał dziewczę na warsztat. Rzuciłem tylko swoją myśl, dlaczego młodemu mężczyźnie, który generalnie, wszystko ma, może czegoś brakować...
 
Back
Top