Tak, ale też dla mnie prześmiesznie i przezabawnie wygląda całe to budowanie otoczki wokół swojej relacji na Instagramie. Teraz jest kwestia pisania o wieloletnich terapiach wspólnych i osobnych, ale jednak to nie przeszkodziło w nagrywaniu kolorowych reelsów pod związek. Tam podejrzewam, że ani razu nie przeszła taka myśl „a może rzućmy tym instagramem i skupmy się na sobie żeby to wszystko odbudować?”, bo przecież zasięgi by spadły. Tak to przynajmniej widzę.
Ja to nigdy nie śledziłem tych instagramowych ludków i czasami się zastanawiam skąd ci ludzie mają tylu followersów, bo jestem pewien, że 95% tych ludzi czy par ma smutne życie jak odłożą telefon, ale pokazywanie doskonałych momentów jednak wygrywa i sprawia, że hajs wlatuje do kieszeni.
Zresztą co do omawianej pary - teraz poruszają kwestię, że to nie jest sprawa nagła, że to nie jest spontaniczna decyzja, tylko, że to trwało od dawna, do tego doszły właśnie terapie wszelkie. Czyli zakładam, że przykładowo mieli słabe, smutne dni między sobą, ale jak trzeba było nagrać reelsa, to się kupowało kwiaty i sztucznie zapominało o tym, co było przed chwilą?
Ten świat influencerski jest tak zakłamany i chory, że dramat. I nie piszcie, że „dopiero teraz się dowiedziałeś?”, bo wiem to od dawna, ale każda kolejna tego typu sytuacja sprawia, że nie rozumiem osób namiętnie śledzących życie tych osób (jednocześnie pewnie w wielu przypadkach wpadających w kompleksy, że kto ma kolorowe życie na Bali, a ja muszę tłuc kotlety w niedzielę na obiad) i jednocześnie potwierdza mi to, że jest to jedna, wielka ogromna bańka, która mam nadzieję, że kiedyś pęknie.