giannis to straszny potwór.
chłopak przechodzi sam siebie.
jego teoretycznie najsłabsze punkty, czyli wolne i trójka nie robiły mu różnicy.
odpowiednio 14/15 i 2/3 za 3.
top 3 obrona bostonu dwoi się i troi, a osiąga tylko połowiczne sukcesy.
może nawet za dużo go na piłce i kilka razy obrońcy bostonu zdążyli.
udało się wymusić faule w ataku i trudne rzuty, które wpaść raczej nie mogły.
dziś jednak jego koledzy nie stanęli na wysokości zadania.
zepsuli ten mecz grekowi.
samemu nie uda się wygrać meczu koszykówki na takim poziomie.
lopez bezużyteczny (+/- -22), portis nie trafia, allen nie trafia.
holiday świetnie grający w poprzednim meczu tym razem przespał połowę.
17 punktów z 17 rzutów.
jedyne dobre wsparcie to był connaughton, a to za mało.
brakuje wyraźnie middleton'a, a akurat jemu mecze z bostonem pasowały.
celtics bardzo mocno zaczęli, w końcu grali o życie.
trójka im siedziała niesamowicie, szczególnie na początku.
tym razem nie zepsuli końcówki i trzymali wynik od drugiej kwarty.
skutecznie przetrzymali atak gospodarzy w ostatniej ćwiartce, gdy ci zbliżyli się na 4 punkty.
w zasadzie wtedy utrzymał ich jason tatum, który chyba zagrał jeden z, a może i najlepszy mecz w karierze.
16 punktów w czwartej kwarcie ze swoich 46.
do bólu wykorzystywał ten prezent w postaci niższych obrońców przed nim.
trójeczki, rzuty z wyskoku z prawej strony, z lewej- bez różnicy.
wpadało wszystko.
genialny występ.
marcus smart.
facet się zmotywował aż nadto.
po tym, jak zepsuł końcówkę poprzedniego meczu dziś był gorący od początku meczu ( 4/5 trójek w pierwszej kwarcie)
trafiał za 3, mocno bronił, piłki nie gubił.
boston wypchnięty na obwód potrafi być niebezpieczny, jak wpada.
a dziś wpadało.
43 rzuty z 87 oddanych to trójki.
17 z nich znalazło drogę do kosza.
bucks zamienili tylko 7 z 29 trójek na punkty.
lepszy dzień mieli celtics i zasłużenie wygrali.
kto będzie miał lepszy dzień jutro wieczorem ten się będzie cieszył.
golden state warriors- memphis grizzlies.
po laniu w meczu nr 5 wojownicy po prostu musieli zmazać plamę.
to się udało, chociaż przyszło to nie tak łatwo, jak wskazuje wynik.
miśki nie zamierzali oddać meczu za darmo.
znienawidzony dillion brooks miał chyba za paliwo reakcje publiki i zagrał swój najlepszy mecz w serii i raził zza łuku.
desmond bane bardzo dobry po obu stronach parkietu.
obaj utrzymywali swoją drużynę w grze przez ponad trzy kwarty.
potem pewnie nie starczyło sił.
jednak na to wszystko wpłynęła momentami fatalna gra gospodarzy.
to jak tracili piłki, to jest ciężkie do przyjęcia.
17 strat, z których grizzlies zrobili 18 punktów jest ciężkie do przyjęcia.
trochę oczy bolały.
klay thompson miał moment w pierwszej kwarcie i został on zaprzepaszczony.
miał też taki w czwartej i z tego zaczęła się przewaga wojowników, która ustawiła mecz.
moment klay'a to taki czas w którym jest mocny w obronie, a po drugiej stronie parkietu ma gorącą rękę.
i trafia jak szalony.
za dwa, za trzy, z rogu, z 45 stopni- bez różnicy.
on to ciągle ma pomimo tych dwóch lat poza parkietem.
wybitny strzelec seryjny.
dziś 11/22 (8/14 za trzy).
kevon looney , tak kevon looney zdominował tablice!!!!!!
22 zbiórki (11 w ataku).
nie wiem ile zabiera wojownikom brak trenera na ławce, ale zastępujący kerr'a mike brown został coachem sacramento chyba nie przez przypadek.
warriors teraz czekają na przeciwnika (phoenix/dallas).