Medal na łyżwach to dowód, że w naszym kraju cuda się dzieją ciągle. Brak warunków do trenowania, brak pieniędzy, brak skupienia na dyscyplinie, bo chłop musi do roboty chodzić, a jedyny trening, to jak sobie sikawką lodowisko wieczorem "wyleje". Możnaby rzec brak szans na walkę, a tutaj niespodziewanie złoto. Zresztą nasze lodowe damy w Vancouver również pokazały, że nie tylko Holendrzy rodzą się w łyżwach (lub na ringu K-1), u nas tylko ciężko dostrzec jak ktoś się rodzi z nożami na nogach. Analogię widać wobec Piotra Hallmanna, również nie skupia się w 100% na dyscyplinie, a wyniki są. Najsmutniejszym jest zaś, to że i tak wszyscy cieszą się sukcesami Stocha i 'o zgrozo' Kowalczyk, którzy mają pod dostatkiem wszystkiego a zwłaszcza poklepywań od działaczy, a jak człowiek przezwycięży wszystko co tylko mu stanie na drodze do upragnionego celu, powiemy sobie ok, ale i tak nie wiem kto to jest.
Żałosnym był wywiad dotyczący naszego łyżwiarza, w którym zaproszeni Pan Kot i 'ten drugi', omawiali sukces Polaka i aż na kilometr pachniało niewiedzą o czym w ogóle wspomnieć. Widocznie olimpiada to pieniądze a duch sportowy zaginął, bo skoro się nie 'sprzeda', to nie warto pokazywać.
Nie zapominajmy o ludziach, którzy wszystko co osiągają zawdzięczają jedynie sobie.