Survival i wszystko co z nim związane

Mam tak samo, odskocznia to mata i zagle, ale to sa godziny doslownie wyrywane z "czasu rodzinnego". Doskonale cie rozumiem, czasem tez nie chce o niczym myslec, tylko chłonąć wiatr
albo cudzy pot hehe
Z ta roznica, ze to sa bardzo krotkie rzeczy i ten reset jest niestety... ...doraźny, bez "głębi strategicznej" ;).
Na zagle rzadko kiedy udaje mi sie wyrwac na wiecej niz 2-3h netto (brutto to dojazd, przygotowanie/sklarowanie, itp, czyli czas aktywnie spedzany to 50-60% czasu poswieconego), a taki wyjazd weekendowy jest duzo efektywniejszy, w las to juz w ogole, jestes i czas start ( 80-90% czasu poswieconego - wyrwanego z innych sfer - to wypoczykowe mięsko).
My i tak ten "sezon" potraktowaliśmy testowo. Kompletowanie sprzętu, testowanie go (i siebie), zebranie jakiś podstawowych doświadczeń. W przyszłym roku myślę, że więcej tego będzie. Zaczniemy wcześniej kiedy dłuższe dni bo można dłużej iść. Żagle też lubię. Całe dzieciństwo na obozach. Czasem gadamy, że fajnie byłoby się wybrać na wyjazd tygodniowy ale to trzeba w wiele osób mieć urlop w tym samym czasie. Każdy w innej firmie i w sumie nie tak łatwo. Taki wypad na żagle można spokojnie połączyć z tematem w jakim piszemy. Cumować przy niezorganizowanych punktach itd :)

No ja muszę psychicznie wypocząć przed 4 kwartałem bo wtedy jest miazga. Naród rusza na zakupy (okres najbardziej obfity w premiery właściwie z każdej kategorii), a o świętach nawet nie wspomnę. Może mi się uda jeszcze raz gdzieś wyskoczyć na weekend, a już na pewno będę chciał jednodniowe wyjazdy jakieś w okolicy. Na szczęście po wrześniu już zapewne będę miał już pełną umową to nie dość, że kasa większa to i większa stabilność to też bardziej głowa odpocznie pod tym względem.

Przez najbliższy rok, dwa i tak nie zapowiada się na dzieci u mnie więc mogę jeszcze wykorzystać ten czas na takie wycieczki zwłaszcza, że nie mam daleko w jakieś fajne tereny. Myślałem o jakimś wyjeździe w weekend 15-16 ale jeszcze nic nie jest przyklepane. Chyba zdecydujemy się na ostatnią chwilę jak już będzie prognoza pogody pewniejsza. Średnio mi się chce powtarzać kilkugodzinny marsz jak leje. Średnia rozrywka. Oczywiście kierunek góry.
 
My i tak ten "sezon" potraktowaliśmy testowo. Kompletowanie sprzętu, testowanie go (i siebie), zebranie jakiś podstawowych doświadczeń. W przyszłym roku myślę, że więcej tego będzie
U mnie podobnie z zaglowka :) W tym sezonie zaczalem sie bawic z genakerem (asymetryczny spinaker) - no i wrazenia z uzywania trzeciego zagla - szczegolnie na takiej zabawce jak moja - sa niesamowite, zaglowka potrafi wejsc w slizg, niesamowita roznica. Jesli chodzi o noclegi to odpada, nie mam kabiny, ale planowalem weekend+ (mialo byc w tym roku ale to juz nie wypali) nad zatoka pucka (albo po prostu Bałtyk i heja z plazy). Next year.

No ja muszę psychicznie wypocząć przed 4 kwartałem bo wtedy jest miazga.
Ja mialem ciezkie ostatnie miesiace i zero urlopu :(

Przez najbliższy rok, dwa i tak nie zapowiada się na dzieci u mnie więc mogę jeszcze wykorzystać ten czas na takie wycieczki zwłaszcza, że nie mam daleko w jakieś fajne tereny. Myślałem o jakimś wyjeździe w weekend 15-16 ale jeszcze nic nie jest przyklepane. Chyba zdecydujemy się na ostatnią chwilę jak już będzie prognoza pogody pewniejsza. Średnio mi się chce powtarzać kilkugodzinny marsz jak leje. Średnia rozrywka. Oczywiście kierunek góry.
No wlasnie, to jest to, ze tego typu hobby zalazy od pogody...
 
No wlasnie, to jest to, ze tego typu hobby zalazy od pogody...
Zawsze można iść przygotowanym na pogodę i mieć satysfakcję z poradzę ja sobie w trudniejszych warunkach czy to pogodowych czy temperaturowych. Ja nie jestem takim kozakiem, żeby w zimę spać w górach zimna. Niech się inni wykazują :p

U mnie podobnie z zaglowka :) W tym sezonie zaczalem sie bawic z genakerem (asymetryczny spinaker) - no i wrazenia z uzywania trzeciego zagla - szczegolnie na takiej zabawce jak moja - sa niesamowite, zaglowka potrafi wejsc w slizg, niesamowita roznica. Jesli chodzi o noclegi to odpada, nie mam kabiny, ale planowalem weekend+ (mialo byc w tym roku ale to juz nie wypali) nad zatoka pucka (albo po prostu Bałtyk i heja z plazy). Next year.
Masz swoją łódkę?
 
@cRe a jak ze zwierzyną w lasach? Bezpiecznie? o miśki mi chodzi. Proste.
Jak spotkasz niedźwiedzia to dobrze. Jest wtedy okazja do zrobienia jednostki treningowej jeżeli chodzi o zapasy. W górach często to sparingpartnerów.

Zwierząt jest dużo ale wnioskuję bardziej po śladach niż z tego że widać bo zwierzaki mają gdzie się chowac i nie muszą wyłazić.
 
Wilki zdzierżę ale niedźwiedzi się po prostu boję. Kiedyś mnie jeden zaatakował, ale wydarłem sie jak pojebany i uciekł.
 
@cRe
Hehhe, no u mnie flauta (<3B) odpada - zero frajdy. Odpada tez mocniejszy wiatr (>5-6B), jesli nie ma zalogi, samemu ciezko zbalastowac te zagle co mam.

PS.
taką sportową zabawkę, łupinę :)
 
Bez tytułu.jpg




Pojawił się pomysł na kolejny wypad (końcówka października). Tym razem w 3 osoby bo zabieram dziewczynę. Bardziej rekreacyjnie bo zwiedzimy sobie kompleks osówka (byłem tam kiedyś jak byłem mały) i będziemy spać w schronisku. Pewnie posiłki w terenie i może nauczę dziewczynę rozpalić ogień krzesiwem i takie tam pierdoły. Dwa dni i dużo krótszy dystans bo 27KM, także bez większego pośpiechu. Jest to w bezpośrednim sąsiedztwie moich urodzin więc może jakieś piwko na szczycie? Nie wiem jak wyjdzie ostatecznie ale chcielibyśmy ze szczytu zobaczyć wschód słońca drugiego dnia i wyruszyć w drogę powrotną.

Prawdopodobieństwo chujowej pogody duże więc będzie kolejny test sprzętu i nas samych. No chyba, że będzie pięknie to nawet lepiej dla samej przyjemności.
Moje letnie buty raczej już nie będą się nadawać na późną jesień więc będę musiał sprawić sobie coś nowego bo w sumie to nie mam butów z prawdziwego zdarzenia na warunki jesienno-zimowe.
 
@cRe
Mega. Fajnie ze mieszkajac w dolnośląskim góry są w zasięgu, fizycznym ale i mentalnym. Coś jak jeziora w wlkp. Przygód życzę :)
 
@cRe
Mega. Fajnie ze mieszkajac w dolnośląskim góry są w zasięgu, fizycznym ale i mentalnym. Coś jak jeziora w wlkp. Przygód życzę :)
Tak szczerze mówiąc to pojechać gdzieś dalej go nie jest wielki problem. Po prostu trzeba wcześniej wstać. Jak my gdzieś jedziemy pociągiem to ja i tak w pociągu śpię i budzę się chwilę przed stacją docelową.
W przyszłym roku jak będziemy jechać gdzieś dalej go pewnie zasada taka sama tylko, że zamiast wyjechać 7-8 i być na 10 to będziemy wyjeżdżać o 5 żeby być na 11. W lato jak dzień długi to jest dużo czasu. Gorzej w zimę bo już nie można tak długo maszerować że względu na krótki dzień (tzn można tylko po ciemku ale po co).
Tym samym sposobem to można i nad morze jechsc z tąd tylko że wyjechać o 4 :p
Wiadomo, że samo jechanie trochę męczy ale wszystko do zrobienia. Sam na pewno masz jakieś połączenia które pozwalają być na miejscu w okolicy godziny 10.
Przy którymś razie jak wracaliśmy do Wrocławia to w domu byłem po północy, a w poniedziałek normalnie do pracy. Teraz mam wygodę bo jak układam grafik to mogę sobie w poniedziałek dać powiedzmy na 13 i mogę się wyspać po późnym powrocie z gór.

A co do przygód to się zobaczy jak pogoda. Niezawodna pogodynka.pl będzie odświeżana częściej im bliżej wyjazdu. Z dziewczyną to bym wolał bez opadów, a temperatura to już sprawa drugorzędna.
 
Tak szczerze mówiąc to pojechać gdzieś dalej go nie jest wielki problem.
A ilu ludzi z wrocławia żegluje, mimo że ma tylko "godzinkę" dłużej? Dlatego wspomniałem też o mentalnym.

btw, ja dziś żeglowałem, mam nadziję że nie ostatni raz w tym sezonie :)
 
A ilu ludzi z wrocławia żegluje, mimo że ma tylko "godzinkę" dłużej? Dlatego wspomniałem też o mentalnym.

btw, ja dziś żeglowałem, mam nadziję że nie ostatni raz w tym sezonie :)
Dużo ale robią to tutaj w okolicy. Nawet z miasta nie trzeba wyjeżdżać bo kluby żeglarskie są w jego administracyjnych granicach. Niedaleko też są zalewy i jeziora. Chodzi mi o to, że nie ma problemy pak się chce. Mój ojciec np może polować pod Wrocławiem ale jeździ 150km w stronę Poznania bo tam mu bardziej pasuje.
Tak samo z każdą forma turystyki będzie. Jeszcze jak się mieszka gdzieś w centrum kraju to już w ogóle. Jak ja będę jechał w Beskidy to przecież tak jak dla.ciebie jechać w Sudety. Może nawet dalej bo zależy w którą część Beskidów.
 
Dużo ale robią to tutaj w okolicy. Nawet z miasta nie trzeba wyjeżdżać bo kluby żeglarskie są w jego administracyjnych granicach. Niedaleko też są zalewy i jeziora. Chodzi mi o to, że nie ma problemy pak się chce. Mój ojciec np może polować pod Wrocławiem ale jeździ 150km w stronę Poznania bo tam mu bardziej pasuje.
Tak samo z każdą forma turystyki będzie. Jeszcze jak się mieszka gdzieś w centrum kraju to już w ogóle. Jak ja będę jechał w Beskidy to przecież tak jak dla.ciebie jechać w Sudety. Może nawet dalej bo zależy w którą część Beskidów.
Ja nie mowie o tej grupce zdeterminowanych, ale o statystyce. Tez znam mnostwo ludzi ktorzy laza po górach, i jada kilkaset km, ale to jest jeden/dwa wyjazdy rocznie, a nie np 10 krótkich, co typowe pamietam dla Wrocka.

Na którym jeziorze w okolicy Wrocka da sie pozeglowac?
 
Mała zmiana planów związana z logistyką. Wbijamy w góry nie od zachodu tylko od wschodu.

IMG_20181009_223009.jpg


Schronisko ma być zajebane podobno (info ostateczne w czwartek mam dostać) więc plan awaryjny to namiot i tarp. Ja z dziewczyną w namiocie bo ona się cyka, a brat pod tarpem.
Pogoda ma być więc wszystko zapowiada się dobrze.
 
W ogóle teraz znalazłem czas o ochotę, żeby napisać coś o wypadzie. W sumie się udał choć było troszkę minusów.

Tak jak widać wcześniej na mapie zaczynaliśmy w Bielawie. Prognozy pogody sprawdzałem prawie codziennie od dwóch tygodni i miało być bez chmurne niebo i ciepło (najmniej w nocy 8 stopni). Jeszcze w drodze namkiejsce zaczęło padać i wzmógł się zimny wiatr. Przez pierwsze kilometry było całkiem przyjemnie bo byliśmy odpowiednio ubrani i pod tym względem luz. Im bliżej szczytu (wielka sowa 1015m) zaczęło konkretnie pizgać i przyszła chmura która otuliła szczyt i chuja było widać. Nawet nie wchodziliśmy na wieżę widokową bo po co płacić hajs za oglądanie chmury.

Na szczycie chwila przerwy i ruszyliśmy do naszego schroniska - Orzeł. Wcześniej kontaktowaliśmy się z właścicielem telefonicznie i wiedzieliśmy że w tym czasie będzie tak kilkudziesięciu studentów więc mieliśmy że ze sobą namiot i tarp. Rozbiliśmy się jakieś 150-200m od schroniska. Mogliśmy korzystać z kawy, herbaty, toalet, natrysków itd. obiad zjedliśmy w schronisku, a potem rozpaliliśmy sobie ognisko przy którym siedzieliśmy, grzaliśmy się i zrobiliśmy herbatę.
Na wieczór się rozpogodziło ale dalej był mocny wiatr. Licząc na dobrą pogodę rano nastawiłem budzik na 6:30 żeby załapac się na wschód słońca ale takiego chuja bo mgła była taka, że nic nie było widać. Widoczność na max 20 metrów. Rozpaliliśmy ognisko, zrobiliśmy sobie jedzenie (racje wojskowe plus to co sobie kupiliśmy na drogę) ciepłe napoje i ogrzaliśmy się (w nocy temperatura odczuwalna -0,5 stopnia). Weszliśmy do schroniska żeby się umyć i ogarnąć i poszliśmy w drogę powrotną.
Jeden przystanek był w schronisku Zygmuntówka gdzie wypiliśmy coś ciepłego, a potem już dopiero w Bielawie na przystanku z którego odjechaliśmy do Wrocławia.

Z takich spraw sprzętowych to tylko potwierdziłem sobie że muszę kupić dmuchany materac bo zwykle maty to chuj a nie spanie. Bardziej pod kątem izolacji niż wygody ale to drugie też ważne.
Pocwiczylem rozpalanie ognia w sytuacji gdzie prawie wszystko jest mokre, a wiatr konkretnie piździ. Potrzebne też mi było takie wyjście na świeże powietrze, zmęczenie się i odpoczynek od miasta i pracy. Był to prawdopodobnie ostatni wypad w tym roku ze spaniem na glebie. Może coś się pojawi ale już spanie w schroniskach. Powrót na wiosnę już na dziko w lesie.

Poniżej parę fotek.









 
@cRe mega wypad, zazdro. Muszę pomyśleć o takim wypadzie, zorganizować ekipę. Foty czad.

Ja z kolei w ostatni weekend miałem męskie zamknięcie sezonu żeglarskiego u kumpla na żaglówce. Pięciu chłopa, z czego dwóch kolesi ostro pływa wiele lat po Bałtyku i Północnym, kolejny to maniol 4x4, no i kapitan właściciel, też dużo żegluje (Bałtyk, Adriatyckie, La Manche, to te o których wiem). Fajne towarzycho. W sobotę żeglowanie, w niedzielę wyciąganie z wody.

W pierwszy dzień naprawdę dobra pogoda: wiatr, poprzez chmury przebijało się nawet słońce. Żeglowanie delikatnie rozgrzewane domową miodówką (ok 70%). Jak już zaczeło się sciemniać dobiliśmy do opustoszałej plaży i tam zrobiliśmy ognicho (oczywiście 100m od linii lasu, jak nakazują) i przygotowalismy stanowisko dla kociołka. Prawdziwego, żeliwnego, takiego co to już niejedno już przeszedł. Kapucha od spodu, zeby sie nie przypaliło, 1.5kg mięsa wcześniej przygotowanego, pół butelki czerwonego wina. Papryki, cebule, ziemniaki - to przygotowywaliśmy na miejscu, z czołówkami, także klimat. Mżyło delikatnie, więc rozpieliśmy tarpa, ale co pewien czas tłoczyliśmy się przy ognisku z kiełbasami na kijach. Raz po raz śmigaliśmy do lasu po chrust: latareczki grotowłazki, siekiery, te sprawy. W oczekiwaniu na kociołek podlewaliśmy nasze gardła, i to jest chyba ten największy element survivalu (tylko dlatego tutaj daję ten wpis) -na pięciu zeszło 2L whisky i 1,5 litra 70% miodówki (nie liczę jakichś tam piwek w ciągu dnia, ktoś miał też mega dobrą wiśniówkę, ale tego było na jedno rozlanie). Kociołek miał starczyć na rano, ale zniknął w dwóch transzach :) Generalnie gdy już prawie świtało to my jeszcze w amoku po lesie chrustu szukaliśmy, jak dzieci, ech, jak dzieci. W końcu jeden z tych bałtyckich wyjadaczy rozwinał hamak, opatulił się i poszedł w kimono (najlepsze że nie do końca pod tarpem, ale na szczęscie mocno nie padało), a my we czterech do żaglówki. Okazało się że jakimś cudem nie mam śpiwora :) (noc na żaglówce w dziczy a ja zostawiłem śpiwór w kortarzu w domu, a na co mi on) ale za to miałem wojskowy koc. Kumpel miał jeden zapasowy śpiwór, także słodko spałem w ciepłku.

Ranek był późny i słabowity, ale wspólnie machneliśmy jajecznice z 20 jajek, parę kanapek i można było funkcjonować. Jak zobaczyłem swoje ciuchy z dnia poprzedniego to stwierdziłem że komando foki to pierdoleni amatorzy :) Pogoda nie dopisywała, zimno, mglisto, flauta, a mieliśmy sporo - jak na złość - do halsowania. Czas naglił, okazało się że silnik nie ma paliwa, a jak załatwiliśmy paliwo, to się okazało że nie działa :). Jak już totalnie siadło na środku jeziora, spece rozebrali silnik, przeczyścili świece i silnik w końcu odpalił. No i tu już dużo logistyki - wyciąganie jachtu to kilka rzeczy większych, ale pierdyliard czasochłonnych szczegółów. W domu dopiero wieczorem. Jak dla mnie super wyjazd :)

Zdjęcia jeszcze do mnie nie dotarły, sam nie fotografowałem.
 
  • Like
Reactions: jut
W ogóle teraz znalazłem czas o ochotę, żeby napisać coś o wypadzie. W sumie się udał choć było troszkę minusów.

Tak jak widać wcześniej na mapie zaczynaliśmy w Bielawie. Prognozy pogody sprawdzałem prawie codziennie od dwóch tygodni i miało być bez chmurne niebo i ciepło (najmniej w nocy 8 stopni). Jeszcze w drodze namkiejsce zaczęło padać i wzmógł się zimny wiatr. Przez pierwsze kilometry było całkiem przyjemnie bo byliśmy odpowiednio ubrani i pod tym względem luz. Im bliżej szczytu (wielka sowa 1015m) zaczęło konkretnie pizgać i przyszła chmura która otuliła szczyt i chuja było widać. Nawet nie wchodziliśmy na wieżę widokową bo po co płacić hajs za oglądanie chmury.

Na szczycie chwila przerwy i ruszyliśmy do naszego schroniska - Orzeł. Wcześniej kontaktowaliśmy się z właścicielem telefonicznie i wiedzieliśmy że w tym czasie będzie tak kilkudziesięciu studentów więc mieliśmy że ze sobą namiot i tarp. Rozbiliśmy się jakieś 150-200m od schroniska. Mogliśmy korzystać z kawy, herbaty, toalet, natrysków itd. obiad zjedliśmy w schronisku, a potem rozpaliliśmy sobie ognisko przy którym siedzieliśmy, grzaliśmy się i zrobiliśmy herbatę.
Na wieczór się rozpogodziło ale dalej był mocny wiatr. Licząc na dobrą pogodę rano nastawiłem budzik na 6:30 żeby załapac się na wschód słońca ale takiego chuja bo mgła była taka, że nic nie było widać. Widoczność na max 20 metrów. Rozpaliliśmy ognisko, zrobiliśmy sobie jedzenie (racje wojskowe plus to co sobie kupiliśmy na drogę) ciepłe napoje i ogrzaliśmy się (w nocy temperatura odczuwalna -0,5 stopnia). Weszliśmy do schroniska żeby się umyć i ogarnąć i poszliśmy w drogę powrotną.
Jeden przystanek był w schronisku Zygmuntówka gdzie wypiliśmy coś ciepłego, a potem już dopiero w Bielawie na przystanku z którego odjechaliśmy do Wrocławia.

Z takich spraw sprzętowych to tylko potwierdziłem sobie że muszę kupić dmuchany materac bo zwykle maty to chuj a nie spanie. Bardziej pod kątem izolacji niż wygody ale to drugie też ważne.
Pocwiczylem rozpalanie ognia w sytuacji gdzie prawie wszystko jest mokre, a wiatr konkretnie piździ. Potrzebne też mi było takie wyjście na świeże powietrze, zmęczenie się i odpoczynek od miasta i pracy. Był to prawdopodobnie ostatni wypad w tym roku ze spaniem na glebie. Może coś się pojawi ale już spanie w schroniskach. Powrót na wiosnę już na dziko w lesie.

Poniżej parę fotek.










Widzę że brodę zapuściłeś
 
@cRe mega wypad, zazdro. Muszę pomyśleć o takim wypadzie, zorganizować ekipę. Foty czad.

Ja z kolei w ostatni weekend miałem męskie zamknięcie sezonu żeglarskiego u kumpla na żaglówce. Pięciu chłopa, z czego dwóch kolesi ostro pływa wiele lat po Bałtyku i Północnym, kolejny to maniol 4x4, no i kapitan właściciel, też dużo żegluje, nie tylko śródlądowo. Fajne towarzycho. W sobotę żeglowanie, w niedzielę wyciąganie z wody.

W pierwszy dzień naprawdę dobra pogoda: wiatr, poprzez chmury przebijało się nawet słońce. Żeglowanie delikatnie rozgrzewane domową miodówką (ok 70%). Jak już zaczeło się sciemniać dobiliśmy do opustoszałej plaży i tam zrobiliśmy ognicho (oczywiście 100m od linii lasu, jak nakazują) i przygotowalismy stanowisko dla kociołka. Prawdziwego, żeliwnego, takiego co to już niejedno już przeszedł. Kapucha od spodu, zeby sie nie przypaliło, 1.5kg mięsa wcześniej przygotowanego, pół butelki czerwonego wina. Papryki, cebule, ziemniaki - to przygotowywaliśmy na miejscu, z czołówkami, także klimat. Mżyło delikatnie, więc rozpieliśmy tarpa, ale co pewien czas tłoczyliśmy się przy ognisku z kiełbasami na kijach. Raz po raz śmigaliśmy do lasu po chrust: latareczki grotowłazki, siekiery, te sprawy. W oczekiwaniu na kociołek podlewaliśmy nasze gardła, i to jest chyba ten największy element survivalu (tylko dlatego tutaj daję ten wpis) -na pięciu zeszło 2L whisky i 1,5 litra 70% miodówki (nie liczę jakichś tam piwek w ciągu dnia, ktoś miał też mega dobrą wiśniówkę, ale tego było na jedno rozlanie). Kociołek miał starczyć na rano, ale zniknął w dwóch transzach :) Generalnie gdy już prawie świtało to my jeszcze w amoku po lesie chrustu szukaliśmy, jak dzieci, ech, jak dzieci. W końcu jeden z tych bałtyckich wyjadaczy rozwinał hamak, opatulił się i poszedł w kimono (najlepsze że nie do końca pod tarpem, ale na szczęscie mocno nie padało), a my we czterech do żaglówki. Okazało się że jakimś cudem nie mam śpiwora :) (noc na żaglówce w dziczy a ja zostawiłem śpiwór w kortarzu w domu, a na co mi on) ale za to miałem wojskowy koc. Kumpel miał jeden zapasowy śpiwór, także słodko spałem w ciepłku.

Ranek był późny i słabowity, ale wspólnie machneliśmy jajecznice z 20 jajek, parę kanapek i można było funkcjonować. Jak zobaczyłem swoje ciuchy z dnia poprzedniego to stwierdziłem że komando foki to pierdoleni amatorzy :) Pogoda nie dopisywała, zimno, mglisto, flauta, a mieliśmy sporo - jak na złość - do halsowania. Okazało się że silnik nie ma paliwa, a jak załatwiliśmy paliwo, to się okazało że nie działa :). Jak już totalnie siadło na środku jeziora, spece rozebrali silnik, przeczyścili świece i silnik w końcu odpalił. No i tu już dużo logistyki - wyciąganie jachtu to kilka rzeczy większych, ale pierdyliard czasochłonnych szczegółów. W domu dopiero wieczorem. Jak dla mnie super wyjazd :)

Zdjęcia jeszcze do mnie nie dotarły, sam nie fotografowałem.
Teraz to już tak średnio z wypadami w góry bo jak spać na powietrzu to potrzebny jest sprzęt i najlepiej ognisko całą noc. Ewentualnie schronisko ale to trzeba z dużym wyprzedzeniem sobie zaklepać i zawsze możesz trafić tak jak by że będzie ktoś kto imprezuje całą noc. Jak sam pijesz to no problem, gorzej jak masz do zrobienia na drugi dzień jeszcze paręnaście/parędziesiąt kilometrów z buta. Ja mam przygotowanych kilka tras ale to już poczekają na wiosnę. Ja bardzo nie lubię śniegu i zimna więc mi to frajdy nie sprawia w ogóle.

Ekipa z jachtów to w sumie dobry plan również na inne aktywności. Jak się udało zebrać na zakończenie sezonu to i na coś innego się uda.

@Anonymous no coś tam rośnie brodopodobnego.
 
@cRe zazdroszczę wypadów, sam chętnie bym się w końcu kiedyś wybrał. Już od dawna to za mną chodzi, ale trochę z czasem lipa. No i brak fundamentalnej wiedzy, co wziąć, gdzie pojechać. Do tego nie bardzo mam kogoś chętnego, więc raczej wypady w pojedynkę by to były.
P.S. Spoko zdęcia, jaki aparat?
 
@cRe zazdroszczę wypadów, sam chętnie bym się w końcu kiedyś wybrał. Już od dawna to za mną chodzi, ale trochę z czasem lipa. No i brak fundamentalnej wiedzy, co wziąć, gdzie pojechać. Do tego nie bardzo mam kogoś chętnego, więc raczej wypady w pojedynkę by to były.
P.S. Spoko zdęcia, jaki aparat?
Zdjęcia robię telefonem. 12 Mpix z f/2.2

W pojedynkę też jest fajnie. Ja na pewno będę ruszał gdzieś sam w cieplejsze miesiące z racji, że często mam wolne w tygodniu i wtedy z bratem nigdzie pojechać nie mogę bo on człowiek korpo. Jeden dzień w góry żeby odpocząć czy nawet poczytać książkę to dobry pomysł. Można wyjechać tak żeby być na miejscu o 8-9 i wrócić spokojnie na 20. Bezproblemowo.

Z miejscem gdzie pojechać to akurat najmniejszy problem bo po prostu patrzysz na mapę i wybierasz. Jeżeli na jeden dzień to nic poza jedzeniem i ubraniem nie potrzeba. Nawet jak sobie postanowisz że w schronisku jesz obiad to nawet jedzenia nie potrzebujesz brać.
 
@husarz
My np spaliśmy tak:

Screenshot_2018-10-29-08-25-30-636_com.instagram.android.jpg



W tle widać stary wyciąg. Mniej więcej drugie tyle dalej było schronisko. Jak się ktoś nie czuje pewny albo dopiero zaczyna tak jak ja to można w dość kontrolowanych warunkach sobie spróbować.
 
@husarz
My np spaliśmy tak:

View attachment 12740


W tle widać stary wyciąg. Mniej więcej drugie tyle dalej było schronisko. Jak się ktoś nie czuje pewny albo dopiero zaczyna tak jak ja to można w dość kontrolowanych warunkach sobie spróbować.
Chyba na przyszły sezon, jak się wszystko odpowiednio ułoży oczywiście, będę startował. Zimę poświęcę na zbieranie informacji i jakiegoś podstawowego sprzętu:wink:
 
  • Like
Reactions: cRe
Chyba na przyszły sezon, jak się wszystko odpowiednio ułoży oczywiście, będę startował. Zimę poświęcę na zbieranie informacji i jakiegoś podstawowego sprzętu:wink:
Polecam jak najbardziej. Z takich polskich kanałów na YT to polecę "bushcraftowy". Koleś fajnie pokazuje i objaśnia i można ocenić czy się chce w ogóle.
Z apek na telefon "mapa turystyczna". Wolę brać taką niż papierową bo i tak telefon trzyma mi 2-3 dni, a mam dostęp do wielu różnych map (satelita, turystyczna, fizyczna itd wszystko offline). Planowanie trasy, przekrój, wszystko jest.
 
Polecam jak najbardziej. Z takich polskich kanałów na YT to polecę "bushcraftowy". Koleś fajnie pokazuje i objaśnia i można ocenić czy się chce w ogóle.
Z apek na telefon "mapa turystyczna". Wolę brać taką niż papierową bo i tak telefon trzyma mi 2-3 dni, a mam dostęp do wielu różnych map (satelita, turystyczna, fizyczna itd wszystko offline). Planowanie trasy, przekrój, wszystko jest.
Bushcraftowego kojarzę, tylko ciągle nie mam kiedy pooglądać ;) Panie kochany to co Ty masz za telefon, że Tobie 2-3 dni trzyma?
 
Bushcraftowego kojarzę, tylko ciągle nie mam kiedy pooglądać ;) Panie kochany to co Ty masz za telefon, że Tobie 2-3 dni trzyma?
Xiaomi mi max2 . Jak idę w teren to włączam oszczędzanie energii i wtedy spokojnie mogę 3 dni tak trzymać. Jak używam normalnie to tak 1,5-2 dni trzyma. 5300 mAh.
 
Xiaomi mi max2 . Jak idę w teren to włączam oszczędzanie energii i wtedy spokojnie mogę 3 dni tak trzymać. Jak używam normalnie to tak 1,5-2 dni trzyma. 5300 mAh.
Mój jest przynajmniej raz dziennie ładowany. Ja się zastanawiałem swego czasu nad jakimś CATem, Evolveo, itp., ale nie jestem pewien czy znajdę coś co będzie robiło dobrej jakości zdjęcia, trzymało długo baterię i najlepiej do tego jeszcze służyło na codzień (bo po co mi dwa telefony?!). Póki co odkładam temat na bok, bo nie jest to jakiś priorytet. Teraz chcę uzupełnić domową bibliotekę o odpowiednie pozycje surwiwalowe ;)
 
Mój jest przynajmniej raz dziennie ładowany. Ja się zastanawiałem swego czasu nad jakimś CATem, Evolveo, itp., ale nie jestem pewien czy znajdę coś co będzie robiło dobrej jakości zdjęcia, trzymało długo baterię i najlepiej do tego jeszcze służyło na codzień (bo po co mi dwa telefony?!). Póki co odkładam temat na bok, bo nie jest to jakiś priorytet. Teraz chcę uzupełnić domową bibliotekę o odpowiednie pozycje surwiwalowe ;)
Ja wszystkie neta brałem. Tak samo jak warzenie piwa. Oglądałem filmiki i potem zrobiłem piwo.
Jak kupiłem krzesiwo to poszliśmy z bratem nad odrę i rozpaliliśmy ogień i zrobiliśmy herbate. Jak kupiliśmy tarp i hamaki to poszliśmy do parku na popowicach i uczyliśmy się rozkładać (węzełki itd) a potem to już chuj w las i tyle. Książki żadnej nie czytałem. To wszystko jest bardzo proste tak na prawdę. Na pewno nie zaszkodzi przeczytać coś ale też nie ma co robić z tego jakiejś mistycznej magii. U nas w PL to i tak jak będziesz szedł 5km prosto to dojdziesz do asfaltu albo miejscowości. Jeszcze latem to możesz nawet położyć się spać tam gdzie stoisz i jedyne co ci się może stać to kleszcz albo komar.
 
Nie ma tematu o zeglarstwie, nie bede sam ze sobą pisał, to wrzucę tu, skoro juz zaczalem.

Sobota:
VfaKfZ6.jpg


kmOFRwU.jpg


Wieczór. W tle kociołek, z frontu "palnik pod kiełbaski". Pod tarpem kuchnia polowa.
fTr3OkV.jpg


Jak kiełbaski się skończyły to chodziło już tylko o fojer ;)
0U2or9E.jpg


Poranek, ok 6 rano. Ja pod tym wojskowym kocem.
DySSUG4.jpg


6 rano, z zewnątrz:
biHfEFH.jpg
 
Back
Top