klocuniek
KSW Heavyweight
@Seu-Velho @Karateka@ i @spa - bardzo proszę o przewartościowanie swoich poglądów odnośnie wolności słowa i zastosowanie w życiu codziennym zasad o których wspomina Pan Rowan Atkinson, a może jego wystąpienie chociaż jakąś refleksję w Was wzbudzi? Tego Wam, sobie i wszystkim forumowiczom życzę:
Dla wolących poczytać (transkrypcja wystąpienia w j.pol i ang):
Urywek:
"Wyraźny problem z zakazem obrażania polega na tym, że zbyt wiele rzeczy można interpretować jako takie. Krytyka jest łatwo interpretowana jako obraza przez niektóre partie. Wyśmiewanie jest łatwo interpretowane jako obraza. Sarkazm, nieprzychylne porównanie, samo przedstawienie alternatywnego do ortodoksji punktu widzenia może zostać odebrane jako obraza. A ponieważ tak wiele rzeczy można zinterpretować jako zniewagę, trudno się dziwić, że tak wiele rzeczy nią było, jak pokazują przykłady, o których mówiłem wcześniej.
Chociaż omawiane prawo znajduje się w zbiorze ustaw od ponad 25 lat, wskazuje na kulturę, która przejęła programy kolejnych rządów, które z rozsądną i pełną dobrych intencji ambicją powstrzymania wstrętnych elementów w społeczeństwie, stworzył społeczeństwo o wyjątkowo autorytarnym i kontrolującym charakterze. Można to nazwać Nową Nietolerancją, nowym, ale intensywnym pragnieniem zakneblowania niewygodnych głosów sprzeciwu.
"Nie jestem nietolerancyjny", mówi wiele osób; wielu łagodnie mówiących, wysoko wykształconych, liberalnych ludzi mówi: "Nie toleruję tylko nietolerancji". A ludzie mają tendencję do kiwania głowami i mówienia "Och, mądre słowa, mądre słowa", a jednak jeśli myślisz o tym rzekomo niepodważalnym stwierdzeniu przez dłużej niż pięć sekund, zdajesz sobie sprawę, że wszystko, co zaleca, to zastąpienie jednego rodzaju nietolerancji innym. Co dla mnie wcale nie oznacza żadnego postępu."
Na koniec sedno:
"Dla mnie najlepszym sposobem na zwiększenie odporności społeczeństwa na obraźliwą mowę jest pozwolenie na jej znacznie więcej. Podobnie jak w przypadku chorób dziecięcych, możesz lepiej oprzeć się zarazkom, na które byłeś narażony. Musimy zbudować naszą odporność na obrażanie się, abyśmy mogli poradzić sobie z problemami, które może wywołać doskonale uzasadniona krytyka."
Dla wolących poczytać (transkrypcja wystąpienia w j.pol i ang):
Moim punktem wyjścia, jeśli chodzi o rozważania jakiejkolwiek kwestii związanej z wolnością słowa, jest moje bardzo żarliwe przekonanie, że drugą najcenniejszą rzeczą w życiu jest prawo do swobodnego wyrażania siebie. Myślę, że najcenniejszą rzeczą w życiu jest jedzenie w ustach, a trzecią najcenniejszą rzeczą jest dach nad głową, ale dla mnie elementem numer 2 jest dla mnie swoboda wypowiedzi, tuż poniżej potrzeby podtrzymywania życia.
To dlatego, że cieszyłem się wolnością słowa w tym kraju przez całe moje życie zawodowe i spodziewam się, że nadal będę to robić, osobiście podejrzewam, że jest wysoce nieprawdopodobne, aby zostałem aresztowany, niezależnie od istniejących przepisów, które ograniczają wolność słowa, ze względu na niewątpliwie uprzywilejowaną pozycję, jaką mają ci, o wysokim profilu publicznym. Więc moje obawy dotyczą mniej mnie, a bardziej tych, którzy są bardziej narażeni ze względu na ich niższy profil. Jak mężczyzna aresztowany w Oksfordzie za nazwanie policyjnego konia gejem. Albo nastolatka aresztowanego za nazwanie Kościoła Scjentologicznego sektą. Albo właściciel kawiarni aresztowany za wyświetlanie fragmentów Biblii na ekranie telewizora.
Kiedy usłyszałem o niektórych z tych bardziej niedorzecznych przestępstw i zarzutów, przypomniałem sobie, że byłem tu wcześniej w fikcyjnym kontekście. Kiedyś zrobiłem program Not the Nine O'Clock News, tak wiele lat temu, i zrobiliśmy skecz, w którym Griff Rhys-Jones grał Constable Savage, ewidentnie rasistowskiego policjanta, któremu ja, jako dowódca jego posterunku, rugam za aresztowanie czarnego mężczyzny na podstawie całej serii śmiesznych, zmyślonych i niedorzecznych zarzutów. Zarzuty, za które Constable Savage aresztował pana Winstona Kodogo z 55 Mercer Road, były następujące: „Spacer po pęknięciach w chodniku” „Chodzenie w krzykliwej koszuli w terenie zabudowanym podczas ciszy nocnej” i jedno z moich ulubionych „Spacerowanie po okolicy”. Aresztowano go również za „oddawanie moczu w miejscu publicznym” i „zabawne patrzenie na mnie”.
Kto by pomyślał, że skończymy z prawem, które pozwoli życiu tak dokładnie naśladować sztukę. Czytałem gdzieś, że obrońca status quo twierdził, że fakt, że sprawa gejowskiego konia została umorzona po tym, jak aresztowany mężczyzna odmówił zapłaty grzywny, oraz że sprawa scjentologii została w pewnym momencie procesu sądowego umorzona, był dowodem że prawo działa dobrze, ignorując fakt, że jedynym powodem odrzucenia tych spraw był rozgłos, jaki wzbudziły. Policja wyczuła, że kpina jest tuż za rogiem i wycofała się z działań. Ale co z tysiącami innych przypadków, które nie cieszyły się rozgłosem? Czy to nie było wystarczająco niedorzeczne, aby przyciągnąć uwagę mediów? Nawet w przypadku tych działań, które zostały wycofane, ludzie byli aresztowani, przesłuchiwani, stawiani przed sądem, a następnie zwalniani. Wiesz, to nie jest prawo działające prawidłowo: to cenzura najbardziej zastraszającego rodzaju, gwarantująca, jak mówi Lord Dear, „efekt mrożący” na wolność słowa i swobodny protest.
Parlamentarna Komisja Mieszana ds. Praw Człowieka podsumowała, jak być może państwo wiedzą, całą tę kwestię następującym stwierdzeniem: „Chociaż aresztowanie protestującego za używanie gróźb i obrażania może, w zależności od okoliczności, być proporcjonalną reakcją, nie uważamy, aby język lub zachowanie, które jest jedynie „obraźliwe”, powinno być kiedykolwiek karane w ten sposób”. Wyraźny problem z zakazem obrażania polega na tym, że zbyt wiele rzeczy można interpretować jako takie. Krytyka jest łatwo interpretowana jako obraza przez niektóre partie. Wyśmiewanie jest łatwo interpretowane jako obraza. Sarkazm, nieprzychylne porównanie, samo przedstawienie alternatywnego do ortodoksji punktu widzenia może zostać odebrane jako obraza. A ponieważ tak wiele rzeczy można zinterpretować jako zniewagę, trudno się dziwić, że tak wiele rzeczy nią było, jak pokazują przykłady, o których mówiłem wcześniej.
Chociaż omawiane prawo znajduje się w zbiorze ustaw od ponad 25 lat, wskazuje na kulturę, która przejęła programy kolejnych rządów, które z rozsądną i pełną dobrych intencji ambicją powstrzymania wstrętnych elementów w społeczeństwie, stworzył społeczeństwo o wyjątkowo autorytarnym i kontrolującym charakterze. Można to nazwać Nową Nietolerancją, nowym, ale intensywnym pragnieniem zakneblowania niewygodnych głosów sprzeciwu.
"Nie jestem nietolerancyjny", mówi wiele osób; wielu łagodnie mówiących, wysoko wykształconych, liberalnych ludzi mówi: "Nie toleruję tylko nietolerancji". A ludzie mają tendencję do kiwania głowami i mówienia "Och, mądre słowa, mądre słowa", a jednak jeśli myślisz o tym rzekomo niepodważalnym stwierdzeniu przez dłużej niż pięć sekund, zdajesz sobie sprawę, że wszystko, co zaleca, to zastąpienie jednego rodzaju nietolerancji innym. Co dla mnie wcale nie oznacza żadnego postępu.
Aresztowania nie rozwiązują leżących u podstaw uprzedzeń, niesprawiedliwości lub resentymentów: są one rozwiązywane poprzez nagłaśnianie, dyskutowanie i rozwiązywanie problemów, najlepiej poza procesem prawnym. Dla mnie najlepszym sposobem na zwiększenie odporności społeczeństwa na obraźliwą mowę jest pozwolenie na jej znacznie więcej. Podobnie jak w przypadku chorób dziecięcych, możesz lepiej oprzeć się zarazkom, na które byłeś narażony. Musimy zbudować naszą odporność na obrażanie się, abyśmy mogli poradzić sobie z problemami, które może wywołać doskonale uzasadniona krytyka.
Naszym priorytetem powinno być zajęcie się wiadomością, a nie posłańcem. Jak powiedział prezydent Obama w przemówieniu do Organizacji Narodów Zjednoczonych mniej więcej miesiąc temu: „…chwalebne wysiłki na rzecz ograniczenia wypowiedzi mogą stać się narzędziem do uciszenia krytyków lub ucisku mniejszości. Najsilniejszą bronią przeciwko mowie nienawiści nie są represje, tylko więcej mowy” i to jest sedno mojej pracy; więcej mowy. Jeśli chcemy silnego społeczeństwa, potrzebujemy bardziej zdecydowanego dialogu, który musi obejmować prawo do obrażania.
Jako – nawet jeśli, jak mówi mój drogi Pan, wolność bycia nieszkodliwym wcale nie jest wolnością. Uchylenie tej klauzuli będzie tylko małym krokiem, ale mam nadzieję, że będzie to krok krytyczny w tym, co powinno być długoterminowym projektem, mającym na celu wstrzymanie i powolne przewijanie pełzającej kultury cenzury. Moim zdaniem jest to mała potyczka w bitwie, aby poradzić sobie z tym, co Sir Salman Rushdie nazywa Przemysłem Oburzeń: samozwańczymi arbitrami dobra publicznego, zachęcającymi do podsycanego przez media oburzenia, na które policja odczuwa straszną presję reagować.
Gazeta dzwoni do Scotland Yardu: ktoś powiedział coś obraźliwego na Twitterze o kimś, kogo uważamy za skarb narodowy: co zamierzasz z tym zrobić? A policja wpada w panikę i zaczyna się rozglądać, a potem chwyta najbardziej nieżyciowy zapis z sekcji 5 ustawy o porządku publicznym: tę rzecz, w której mogą aresztować każdego za powiedzenie czegoś, co może zostać odebrane przez kogoś innego jako obraźliwe. Nie potrzebują skarżącego ani prawdziwej ofiary: wystarczy, że osądzą, że ktoś mógłby poczuć się urażony, gdyby usłyszał lub przeczytał, co zostało powiedziane. Najbardziej niedorzeczny stopień szerokości geograficznej.
Burze, które otaczają komentarze na Twitterze i Facebooku, wywołały fascynujące kwestie dotyczące wolności słowa. Z czym tak naprawdę jeszcze się nie pogodziliśmy. Po pierwsze, wszyscy musimy wziąć odpowiedzialność za to, co mówimy, co nie jest złą lekcją do nauczenia. Po drugie, dowiedzieliśmy się, jak przerażająco kłujące i nietolerancyjne stało się społeczeństwo w stosunku do nawet najłagodniejszego negatywnego komentarza. Prawo nie powinno pomagać i podżegać do tej nowej nietolerancji. Wolność słowa może ucierpieć tylko wtedy, gdy prawo uniemożliwia nam radzenie sobie z jej konsekwencjami. Oferuję z całego serca wsparcie dla kampanii Reform Section 5. Dziękuję bardzo.
To dlatego, że cieszyłem się wolnością słowa w tym kraju przez całe moje życie zawodowe i spodziewam się, że nadal będę to robić, osobiście podejrzewam, że jest wysoce nieprawdopodobne, aby zostałem aresztowany, niezależnie od istniejących przepisów, które ograniczają wolność słowa, ze względu na niewątpliwie uprzywilejowaną pozycję, jaką mają ci, o wysokim profilu publicznym. Więc moje obawy dotyczą mniej mnie, a bardziej tych, którzy są bardziej narażeni ze względu na ich niższy profil. Jak mężczyzna aresztowany w Oksfordzie za nazwanie policyjnego konia gejem. Albo nastolatka aresztowanego za nazwanie Kościoła Scjentologicznego sektą. Albo właściciel kawiarni aresztowany za wyświetlanie fragmentów Biblii na ekranie telewizora.
Kiedy usłyszałem o niektórych z tych bardziej niedorzecznych przestępstw i zarzutów, przypomniałem sobie, że byłem tu wcześniej w fikcyjnym kontekście. Kiedyś zrobiłem program Not the Nine O'Clock News, tak wiele lat temu, i zrobiliśmy skecz, w którym Griff Rhys-Jones grał Constable Savage, ewidentnie rasistowskiego policjanta, któremu ja, jako dowódca jego posterunku, rugam za aresztowanie czarnego mężczyzny na podstawie całej serii śmiesznych, zmyślonych i niedorzecznych zarzutów. Zarzuty, za które Constable Savage aresztował pana Winstona Kodogo z 55 Mercer Road, były następujące: „Spacer po pęknięciach w chodniku” „Chodzenie w krzykliwej koszuli w terenie zabudowanym podczas ciszy nocnej” i jedno z moich ulubionych „Spacerowanie po okolicy”. Aresztowano go również za „oddawanie moczu w miejscu publicznym” i „zabawne patrzenie na mnie”.
Kto by pomyślał, że skończymy z prawem, które pozwoli życiu tak dokładnie naśladować sztukę. Czytałem gdzieś, że obrońca status quo twierdził, że fakt, że sprawa gejowskiego konia została umorzona po tym, jak aresztowany mężczyzna odmówił zapłaty grzywny, oraz że sprawa scjentologii została w pewnym momencie procesu sądowego umorzona, był dowodem że prawo działa dobrze, ignorując fakt, że jedynym powodem odrzucenia tych spraw był rozgłos, jaki wzbudziły. Policja wyczuła, że kpina jest tuż za rogiem i wycofała się z działań. Ale co z tysiącami innych przypadków, które nie cieszyły się rozgłosem? Czy to nie było wystarczająco niedorzeczne, aby przyciągnąć uwagę mediów? Nawet w przypadku tych działań, które zostały wycofane, ludzie byli aresztowani, przesłuchiwani, stawiani przed sądem, a następnie zwalniani. Wiesz, to nie jest prawo działające prawidłowo: to cenzura najbardziej zastraszającego rodzaju, gwarantująca, jak mówi Lord Dear, „efekt mrożący” na wolność słowa i swobodny protest.
Parlamentarna Komisja Mieszana ds. Praw Człowieka podsumowała, jak być może państwo wiedzą, całą tę kwestię następującym stwierdzeniem: „Chociaż aresztowanie protestującego za używanie gróźb i obrażania może, w zależności od okoliczności, być proporcjonalną reakcją, nie uważamy, aby język lub zachowanie, które jest jedynie „obraźliwe”, powinno być kiedykolwiek karane w ten sposób”. Wyraźny problem z zakazem obrażania polega na tym, że zbyt wiele rzeczy można interpretować jako takie. Krytyka jest łatwo interpretowana jako obraza przez niektóre partie. Wyśmiewanie jest łatwo interpretowane jako obraza. Sarkazm, nieprzychylne porównanie, samo przedstawienie alternatywnego do ortodoksji punktu widzenia może zostać odebrane jako obraza. A ponieważ tak wiele rzeczy można zinterpretować jako zniewagę, trudno się dziwić, że tak wiele rzeczy nią było, jak pokazują przykłady, o których mówiłem wcześniej.
Chociaż omawiane prawo znajduje się w zbiorze ustaw od ponad 25 lat, wskazuje na kulturę, która przejęła programy kolejnych rządów, które z rozsądną i pełną dobrych intencji ambicją powstrzymania wstrętnych elementów w społeczeństwie, stworzył społeczeństwo o wyjątkowo autorytarnym i kontrolującym charakterze. Można to nazwać Nową Nietolerancją, nowym, ale intensywnym pragnieniem zakneblowania niewygodnych głosów sprzeciwu.
"Nie jestem nietolerancyjny", mówi wiele osób; wielu łagodnie mówiących, wysoko wykształconych, liberalnych ludzi mówi: "Nie toleruję tylko nietolerancji". A ludzie mają tendencję do kiwania głowami i mówienia "Och, mądre słowa, mądre słowa", a jednak jeśli myślisz o tym rzekomo niepodważalnym stwierdzeniu przez dłużej niż pięć sekund, zdajesz sobie sprawę, że wszystko, co zaleca, to zastąpienie jednego rodzaju nietolerancji innym. Co dla mnie wcale nie oznacza żadnego postępu.
Aresztowania nie rozwiązują leżących u podstaw uprzedzeń, niesprawiedliwości lub resentymentów: są one rozwiązywane poprzez nagłaśnianie, dyskutowanie i rozwiązywanie problemów, najlepiej poza procesem prawnym. Dla mnie najlepszym sposobem na zwiększenie odporności społeczeństwa na obraźliwą mowę jest pozwolenie na jej znacznie więcej. Podobnie jak w przypadku chorób dziecięcych, możesz lepiej oprzeć się zarazkom, na które byłeś narażony. Musimy zbudować naszą odporność na obrażanie się, abyśmy mogli poradzić sobie z problemami, które może wywołać doskonale uzasadniona krytyka.
Naszym priorytetem powinno być zajęcie się wiadomością, a nie posłańcem. Jak powiedział prezydent Obama w przemówieniu do Organizacji Narodów Zjednoczonych mniej więcej miesiąc temu: „…chwalebne wysiłki na rzecz ograniczenia wypowiedzi mogą stać się narzędziem do uciszenia krytyków lub ucisku mniejszości. Najsilniejszą bronią przeciwko mowie nienawiści nie są represje, tylko więcej mowy” i to jest sedno mojej pracy; więcej mowy. Jeśli chcemy silnego społeczeństwa, potrzebujemy bardziej zdecydowanego dialogu, który musi obejmować prawo do obrażania.
Jako – nawet jeśli, jak mówi mój drogi Pan, wolność bycia nieszkodliwym wcale nie jest wolnością. Uchylenie tej klauzuli będzie tylko małym krokiem, ale mam nadzieję, że będzie to krok krytyczny w tym, co powinno być długoterminowym projektem, mającym na celu wstrzymanie i powolne przewijanie pełzającej kultury cenzury. Moim zdaniem jest to mała potyczka w bitwie, aby poradzić sobie z tym, co Sir Salman Rushdie nazywa Przemysłem Oburzeń: samozwańczymi arbitrami dobra publicznego, zachęcającymi do podsycanego przez media oburzenia, na które policja odczuwa straszną presję reagować.
Gazeta dzwoni do Scotland Yardu: ktoś powiedział coś obraźliwego na Twitterze o kimś, kogo uważamy za skarb narodowy: co zamierzasz z tym zrobić? A policja wpada w panikę i zaczyna się rozglądać, a potem chwyta najbardziej nieżyciowy zapis z sekcji 5 ustawy o porządku publicznym: tę rzecz, w której mogą aresztować każdego za powiedzenie czegoś, co może zostać odebrane przez kogoś innego jako obraźliwe. Nie potrzebują skarżącego ani prawdziwej ofiary: wystarczy, że osądzą, że ktoś mógłby poczuć się urażony, gdyby usłyszał lub przeczytał, co zostało powiedziane. Najbardziej niedorzeczny stopień szerokości geograficznej.
Burze, które otaczają komentarze na Twitterze i Facebooku, wywołały fascynujące kwestie dotyczące wolności słowa. Z czym tak naprawdę jeszcze się nie pogodziliśmy. Po pierwsze, wszyscy musimy wziąć odpowiedzialność za to, co mówimy, co nie jest złą lekcją do nauczenia. Po drugie, dowiedzieliśmy się, jak przerażająco kłujące i nietolerancyjne stało się społeczeństwo w stosunku do nawet najłagodniejszego negatywnego komentarza. Prawo nie powinno pomagać i podżegać do tej nowej nietolerancji. Wolność słowa może ucierpieć tylko wtedy, gdy prawo uniemożliwia nam radzenie sobie z jej konsekwencjami. Oferuję z całego serca wsparcie dla kampanii Reform Section 5. Dziękuję bardzo.
My starting point when it comes to the consideration of any issue relating to free speech is my very passionate belief that the second most precious thing in life is the right to express yourself freely. The most precious thing in life I think is food in your mouth and the third most precious is a roof over your head but a fixture for me in the Number 2 slot for me is free expression, just below the need to sustain life itself. That is because I have enjoyed free expression in this country all my professional life and expect to continue to do so, personally I suspect highly unlikely to be arrested whatever laws exist to contain free expression, because of the undoubtedly privileged position that is afforded to those of a high public profile. So my concerns are less for myself and more for those more vulnerable because of their lower profile. Like the man arrested in Oxford for calling a police horse gay. Or the teenager arrested for calling the Church of Scientology a cult. Or the café owner arrested for displaying passages from the bible on a TV screen.
When I heard of some of these more ludicrous offences and charges, I remembered that I had been here before in a fictional context. I once did a show called Not the Nine O’Clock News, so years ago, and we did a sketch where Griff Rhys-Jones played Constable Savage, a manifestly racist police officer to whom I, as his station commander, is giving a dressing down for arresting a black man on a whole string of ridiculous, trumped up and ludicrous charges. The charges for which Constable Savage arrested Mr. Winston Kodogo of 55 Mercer Road were these:
‘Walking on the cracks in the pavement’
‘Walking in a loud shirt in a built up area during the hours of darkness’ and one of my favourites ‘Walking around all over the place’
He was also arrested for ‘Urinating in a public convenience’ and ‘Looking at me in a funny way’.
Who would have thought that we would end up with a law that would allow life to imitate art so exactly. I read somewhere, a defender of the status quo claiming that the fact that the gay horse case was dropped after the arrested man refused to pay – to pay the fine and that the Scientology case was also dropped at some point during the court process was proof that the law was working well, ignoring the fact that the only reason those cases were dropped was because of the publicity that they had attracted. The Police sensed that ridicule was just around the corner and withdrew their actions.
But what about the thousands of other cases that did not enjoy the oxygen of publicity? That weren’t quite ludicrous enough to attract media attention? Even for those actions that were withdrawn, people were arrested, questioned, taken to court and then released. You know, that isn’t a law working properly: that is censoriousness of the most intimidating kind, guaranteed to have as Lord Dear says a ‘chilling effect’ on free expression and free protest.
Parliament’s Joint committee on Human Rights summarized as you may know, this whole issue well by saying ‘While arresting a protestor for using ‘threatening or abusive’ speech may, depending on the circumstances, be a proportionate response, we do not think that language or behaviour that is merely ‘insulting’ should ever be criminalized in this way’. The clear problem with the outlawing of insult is that too many things can be interpreted as such. Criticism is easily construed as insult by certain parties. Ridicule is easily construed as insult. Sarcasm, unfavourable comparison, merely stating an alternative point of view to the orthodoxy can be interpreted as insult. And because so many things can be interpreted as insult, it is hardly surprising that so many things have been, as the examples I talked about earlier show.
Although the law under discussion has been on the statute book for over 25 years, it is indicative of a culture that has taken hold of the programmes of successive governments that, with the reasonable and well-intended ambition to contain obnoxious elements in society, has created a society of an extraordinarily authoritarian and controlling nature. That is what you might call The New Intolerance, a new but intense desire to gag uncomfortable voices of dissent. ‘I am not intolerant’, say many people; say many softly spoken, highly-educated, liberal-minded people: ‘I am only intolerant of intolerance’. And people tend to nod sagely and say ‘Oh, Wise words, wise words’ and yet if you think about this supposedly inarguable statement for longer than five seconds, you realize that all it is advocating is the replacement of one kind of intolerance with another. Which to me doesn’t represent any kind of progress at all. Underlying prejudices, injustices or resentments are not addressed by arresting people: they are addressed by the issues being aired, argued and dealt with preferably outside the legal process. For me, the best way to increase society’s resistance to insulting or offensive speech is to allow a lot more of it. As with childhood diseases, you can better resist those germs to which you have been exposed.
We need to build our immunity to taking offence, so that we can deal with the issues that perfectly justified criticism can raise. Our priority should be to deal with the message, not the messenger. As President Obama said in an address to the United Nations a month or so ago: ‘…laudable efforts to restrict speech can become a tool to silence critics, or oppress minorities. The strongest weapon against hateful speech is not repression, it is more speech’ and that is the essence of my thesis; more speech. If we want a robust society, we need more robust dialogue and that must include the right to insult or to offend. As – even if as Lord dear says, the freedom to be inoffensive is no freedom at all.
The repeal of this clause will be only a small step, but it will I hope be a critical one in what should be a longer term project to pause and slowly rewind a creeping culture of censoriousness. It is a small skirmish in the battle, in my opinion, to deal with what Sir Salman Rushdie refers to as the Outrage Industry: self-appointed arbiters of the public good, encouraging media-stoked outrage, to which the police feel under terrible pressure to react. A newspaper rings up Scotland Yard: someone has said something slightly insulting on Twitter about someone who we think a national treasure: what are you going to do about it? And the police panic and they scrabble around and then grasp the most inappropriate lifeline of Section 5 of the Public Order Act: that thing where they can arrest anybody for saying anything that might be construed by anybody else as insulting. They don’t need a complainant, or a real victim: they need only to make the judgment that somebody could have been offended if they had heard or read what has been said. The most ludicrous degree of latitude. The storms that surround Twitter and Facebook comment have raised some fascinating issues about free speech. Which we haven’t really yet come to terms with. Firstly, that we all have to take responsibility for what we say, which is not a bad lesson to learn. And secondly, we’ve learnt how appallingly prickly and intolerant society has become of even the mildest adverse comment.
The law should not be aiding and abetting this new intolerance. Free speech can only suffer if the law prevents us from dealing with its consequences. I offer you my wholehearted support to the Reform Section 5 campaign. Thank you very much.
When I heard of some of these more ludicrous offences and charges, I remembered that I had been here before in a fictional context. I once did a show called Not the Nine O’Clock News, so years ago, and we did a sketch where Griff Rhys-Jones played Constable Savage, a manifestly racist police officer to whom I, as his station commander, is giving a dressing down for arresting a black man on a whole string of ridiculous, trumped up and ludicrous charges. The charges for which Constable Savage arrested Mr. Winston Kodogo of 55 Mercer Road were these:
‘Walking on the cracks in the pavement’
‘Walking in a loud shirt in a built up area during the hours of darkness’ and one of my favourites ‘Walking around all over the place’
He was also arrested for ‘Urinating in a public convenience’ and ‘Looking at me in a funny way’.
Who would have thought that we would end up with a law that would allow life to imitate art so exactly. I read somewhere, a defender of the status quo claiming that the fact that the gay horse case was dropped after the arrested man refused to pay – to pay the fine and that the Scientology case was also dropped at some point during the court process was proof that the law was working well, ignoring the fact that the only reason those cases were dropped was because of the publicity that they had attracted. The Police sensed that ridicule was just around the corner and withdrew their actions.
But what about the thousands of other cases that did not enjoy the oxygen of publicity? That weren’t quite ludicrous enough to attract media attention? Even for those actions that were withdrawn, people were arrested, questioned, taken to court and then released. You know, that isn’t a law working properly: that is censoriousness of the most intimidating kind, guaranteed to have as Lord Dear says a ‘chilling effect’ on free expression and free protest.
Parliament’s Joint committee on Human Rights summarized as you may know, this whole issue well by saying ‘While arresting a protestor for using ‘threatening or abusive’ speech may, depending on the circumstances, be a proportionate response, we do not think that language or behaviour that is merely ‘insulting’ should ever be criminalized in this way’. The clear problem with the outlawing of insult is that too many things can be interpreted as such. Criticism is easily construed as insult by certain parties. Ridicule is easily construed as insult. Sarcasm, unfavourable comparison, merely stating an alternative point of view to the orthodoxy can be interpreted as insult. And because so many things can be interpreted as insult, it is hardly surprising that so many things have been, as the examples I talked about earlier show.
Although the law under discussion has been on the statute book for over 25 years, it is indicative of a culture that has taken hold of the programmes of successive governments that, with the reasonable and well-intended ambition to contain obnoxious elements in society, has created a society of an extraordinarily authoritarian and controlling nature. That is what you might call The New Intolerance, a new but intense desire to gag uncomfortable voices of dissent. ‘I am not intolerant’, say many people; say many softly spoken, highly-educated, liberal-minded people: ‘I am only intolerant of intolerance’. And people tend to nod sagely and say ‘Oh, Wise words, wise words’ and yet if you think about this supposedly inarguable statement for longer than five seconds, you realize that all it is advocating is the replacement of one kind of intolerance with another. Which to me doesn’t represent any kind of progress at all. Underlying prejudices, injustices or resentments are not addressed by arresting people: they are addressed by the issues being aired, argued and dealt with preferably outside the legal process. For me, the best way to increase society’s resistance to insulting or offensive speech is to allow a lot more of it. As with childhood diseases, you can better resist those germs to which you have been exposed.
We need to build our immunity to taking offence, so that we can deal with the issues that perfectly justified criticism can raise. Our priority should be to deal with the message, not the messenger. As President Obama said in an address to the United Nations a month or so ago: ‘…laudable efforts to restrict speech can become a tool to silence critics, or oppress minorities. The strongest weapon against hateful speech is not repression, it is more speech’ and that is the essence of my thesis; more speech. If we want a robust society, we need more robust dialogue and that must include the right to insult or to offend. As – even if as Lord dear says, the freedom to be inoffensive is no freedom at all.
The repeal of this clause will be only a small step, but it will I hope be a critical one in what should be a longer term project to pause and slowly rewind a creeping culture of censoriousness. It is a small skirmish in the battle, in my opinion, to deal with what Sir Salman Rushdie refers to as the Outrage Industry: self-appointed arbiters of the public good, encouraging media-stoked outrage, to which the police feel under terrible pressure to react. A newspaper rings up Scotland Yard: someone has said something slightly insulting on Twitter about someone who we think a national treasure: what are you going to do about it? And the police panic and they scrabble around and then grasp the most inappropriate lifeline of Section 5 of the Public Order Act: that thing where they can arrest anybody for saying anything that might be construed by anybody else as insulting. They don’t need a complainant, or a real victim: they need only to make the judgment that somebody could have been offended if they had heard or read what has been said. The most ludicrous degree of latitude. The storms that surround Twitter and Facebook comment have raised some fascinating issues about free speech. Which we haven’t really yet come to terms with. Firstly, that we all have to take responsibility for what we say, which is not a bad lesson to learn. And secondly, we’ve learnt how appallingly prickly and intolerant society has become of even the mildest adverse comment.
The law should not be aiding and abetting this new intolerance. Free speech can only suffer if the law prevents us from dealing with its consequences. I offer you my wholehearted support to the Reform Section 5 campaign. Thank you very much.
"Wyraźny problem z zakazem obrażania polega na tym, że zbyt wiele rzeczy można interpretować jako takie. Krytyka jest łatwo interpretowana jako obraza przez niektóre partie. Wyśmiewanie jest łatwo interpretowane jako obraza. Sarkazm, nieprzychylne porównanie, samo przedstawienie alternatywnego do ortodoksji punktu widzenia może zostać odebrane jako obraza. A ponieważ tak wiele rzeczy można zinterpretować jako zniewagę, trudno się dziwić, że tak wiele rzeczy nią było, jak pokazują przykłady, o których mówiłem wcześniej.
Chociaż omawiane prawo znajduje się w zbiorze ustaw od ponad 25 lat, wskazuje na kulturę, która przejęła programy kolejnych rządów, które z rozsądną i pełną dobrych intencji ambicją powstrzymania wstrętnych elementów w społeczeństwie, stworzył społeczeństwo o wyjątkowo autorytarnym i kontrolującym charakterze. Można to nazwać Nową Nietolerancją, nowym, ale intensywnym pragnieniem zakneblowania niewygodnych głosów sprzeciwu.
"Nie jestem nietolerancyjny", mówi wiele osób; wielu łagodnie mówiących, wysoko wykształconych, liberalnych ludzi mówi: "Nie toleruję tylko nietolerancji". A ludzie mają tendencję do kiwania głowami i mówienia "Och, mądre słowa, mądre słowa", a jednak jeśli myślisz o tym rzekomo niepodważalnym stwierdzeniu przez dłużej niż pięć sekund, zdajesz sobie sprawę, że wszystko, co zaleca, to zastąpienie jednego rodzaju nietolerancji innym. Co dla mnie wcale nie oznacza żadnego postępu."
Na koniec sedno:
"Dla mnie najlepszym sposobem na zwiększenie odporności społeczeństwa na obraźliwą mowę jest pozwolenie na jej znacznie więcej. Podobnie jak w przypadku chorób dziecięcych, możesz lepiej oprzeć się zarazkom, na które byłeś narażony. Musimy zbudować naszą odporność na obrażanie się, abyśmy mogli poradzić sobie z problemami, które może wywołać doskonale uzasadniona krytyka."