Polityka

Widzę, że właśnie ukazał się mój tekst odnośnie całości zagadnienia. Kto zainteresowany, niech klika


http://prokapitalizm.pl/z-deszczu-pod-rynne.html
 
Renato dobrze prawi. Putin wpakowal mase pieniedzy w Soczi i dobry PR, ale jak mu Ukraina zaczela sie wymykac z rąk, bo nie chciala byc druga w pelni uzalezniona gospodarczo od Rosji i autorytarnie rzadzona Bialorusią, to wszystko szlag trafil i mrzonka o cywilizowanym wschodzie sie skonczyla w pare dni.
 
@Jakub - czytalem tekst i nie wydaje mi sie aby w Majdan byly zaangazowane tak wielkie i roznorodne sily o jakich piszesz. Dzialania MFW i USA to pewnie zwykly oportunizm w sytuacji kiedy cala sprawa Unii i umiarkowanej ukrainskiej opozycji wymknela sie z rąk, bo przeciez to Sikorski grozac wrecz smiercia, kazal Majdanowi zaakceptowac kompromis uzyskany podczas negocjacji. Tego co sie stalo pozniej nikt nie przewidzial. Pewne jest za to, ze Putin Ukraincow stracil na zawsze, a wiec maja tylko jeden kierunek...
 
@Jakub: chyba nie sadzisz, ze w obliczu wojny, w referendum separacyjnym, "na Zachodzie" frekwencja bylaby taka sama? Mam nadzieje, ze ten wybieg z Leninem jest czysto literacki, a nie swiatopogladowy. Co do historycznej rosyjskosci Krymu, bylbym ostrozniejszy, to prawie jak historyczna biel ameryk.



A tak poza tym, to zwyczajnie sie, z kilkoma wnioskami, na podstawie tych samych faktow, nie zgadzam.



A teraz cios w krocze: kiedy kolejne Pod Lupa? :)
 
Zważywszy, że wojny i konflikty to zawsze - tak jak i kryzysy - potencjalne pole do strzyżenia owiec, nie wyobrażam sobie żeby było inaczej Chosen:) Zwłaszcza finansjera aż musiała zacierać rączki na samą myśl o prywatyzacji, reformach sektora bankowego itd. Nie wierzę w spontaniczność Majdanu po prostu.


Co do Sikorskiego, to jego zasługa z Ukrainą, jest podobnej wagi, co zablokowanie interwencji w Syrii:D - serio. Tyle co sobie pogadał, co mu tam pani Angela zaleciła.


Dżihad jasne, że frekwencja byłaby wyższa - użyłem takiego porównania, bo pojawiają się częst opinie o sfałszowaniu referendum. Co do Lenina, to przecież tylko podaję jego wizję sytuacji rewolucyjnej - nie widzę w tym niczego złego, podobnie jak w cytowaniu Sun Zi, czy Machiavellego:))


Pod lupą rzeczywiście daaaaawno nie było - nie mam jakoś weny ostatnio na ten y cykl:(
 
Jakub, czy ty sugerujesz, ze w tym regionie swiata, z ta konkretna historia, z tymi zielonymi ludzikami, mozna mowic o uczciwym referendum? A przeciez - nie znam dokladnych przepisow, ale strzelam - wystarczylo by 51%, i Salon by nawet nie pierdnal.



Pozdrawiam wszystkich:



af8e34d99f925e0b1cdf8acaa56018f2.png




Herbatka nadspodziewanie dobra, latajacy szkot - nie podszedl mi. San Miguel znany na pewno - co tu wiec pisac.
 
Nie, po prostu uważam, że gdyby nawet wszystko było według unijnych norm, wynik mógłby być niewiele niższy - taka specyfika regionu. Zatem epatowanie twierdzeniem, że referendum było sfałszowane w tej sytuacji jest tylko zaklinaniem rzeczywistości.


Jeszcze odnośnie historycznych aspektów, to trochę z przekorą pisałem - pierwotnie cytat z Putina miał być dłuższy, ale chciałem dokładnie zacytować. Bo oczywiście to ziemie Tatarskie.
 
Czyli gwalt jest ok, w przypadkach, gdyby ktos sie bardziej wysilil, i tak by zaciagnal do lozka?
 
Ale po co te dywagacje o referendum? Tu nie chodzi o przebieg, a o formę. Z tego co rozumiem ukraińska Konstytucja nie przewiduje możliwości odłączenia się regionu w formie referendum lokalnego. Oczywiście sytuacja faktyczna jest inna, aczkolwiek przypadek w którym np. na śląsku doszłoby do ważnego formalnie (odpowiednia ilość głosów, większośc) referenedum w sprawie odłączenia od Polski. Przesłanki może i są spełnione, ale już materia niedozwolona w formie referendum.


Kompetencje władz autonomii obejmują m.in. kwestie rolnictwa, turystyki, planowania przestrzennego, transportu publicznego i instytucji kulturalnych itd. W razie uznania, iż zachodzi sprzeczność pomiędzy aktami prawnymi autonomii a prawem ukraińskim, prezydent Ukrainy może wstrzymać stosowanie aktów prawnych RN RAK i jednocześnie zwrócić się do Sądu Konstytucyjnego Ukrainy o ustalenie ich zgodności z prawem.
 
Nadinterpretujesz Dzihados. Obaj zgadzamy się, że wejście na Krym, to akt terroru i naruszenie umów międzynarodowych - o czym piszę również w tekście.



Nie podoba mi się natomiast sposób krytyki całeego zajścia przez większość mediów - skupiający się na kwestii referendum, bo ona jest w tej sprawie akurat najmniej istotna.



Renato, z tego co się orientuję - to zmiana władzy siłą, z pominięciem demokratycznych procedur, również jest niezgodna z ukraińską konstytucją.
 
Mnie zastanawia dlaczego Ukraińcy nie otworzyli ognia do Ruskich aka "obrońców krymu". Mieliby do tego pełne prawo broniąc integralności swojego kraju.
 
Po raz kolejny podkreslam, z naszej perspektywy, nie chodzi o to czy czesc, czy cala nawet Ukraina chce w objecia Putina (ale ze mnie TEDE), czy nie chce. Chodzi o to co, a moze nawet bardziej: jak, robi Rosja aka Putin. To jednak, niestety, wisialo przez te lata w powietrzu - on ma poparcie. Rosja widocznie ma potrzebe dzialania w opozycji do czegos, a nie z czyms, kims.



Co to oznacza dla Polski? Co to oznacza dla EU? Nato? Swiata Zachodu? Albo i wschodniejszego :) Wschodu?



Myslisz, ze mnie umierajaca TV nie wkurza? Non stop to samo, z tej samej perspektywy, przerywane tymi samymi reklamami.
 
Swoja droga podziwiam sposob w jaki Putin rozegral to polityczno-informacyjno-militarnie. Zastanawiam się, czy są gdzies w internecie opracowania nt. technik planowania i ralizacji takich dzialan. Czy sa jakies osrodki naukowe ktore sie specjalizuja w tworzeniu bazy wiedzy w tym zakresie i przy udziale ktorych takie scenariusze pozniej powstaja i sa wdrazane. Np. zajecie europy wschodniej i zdominowanie jej politycznie po IIWS to dla mnie jest majstersztyk, a przeciez pozniej w Rosji Radzieckiej doskonalono to rzemioslo jeszcze pol wieku.
 
Neesamowicie interesująca tematyka, mam podobnie. Z chęcią ogarnął bym jakąś ksiązkę na ten temat - ale z niczym takim się nie spotkałem.



Może nie bezpośrednio w temacie, ale jednak dośc ciekawe: były agent KGB o strategii "przejmowania" państwa. Dawno już oglądałem, ale pamiętam, że słuchałem z zainteresowaniem.



https://www.youtube.com/watch?v=lWIpFvGrNak







A przy okazji, JP Morgan sprzedał niedawno oddział zajmujący się handlem złotem. Widać załamanie rynku derywatów jest bliskie, skoro pozbywają się ryzyka.
 
:) to samo pomyslalem. mimo wszystko - ciekawy dokument., niezly mindfuck, tym bardziej, ze nie wiadomo, czy objasnia, czy manipuluje :) thx. choc dziwi mnie to, ze na podstawie tych samych danych, mozna podejmowac tak rozne wybory...
 
Widzialem ten film i wyglada na to jakby Pan general mial mocno konserwatywno-chrzescijanska agendę. Ale w sumie przed wplywem z zewnatrz taka bronila/broni najlepiej i dokladnie tak samo urabia sie teraz Rosjan aby byli odporni na wplywy z zewnatrz. Marsizm-Leninizm, czyli Stalinizm zastapiono tam tylko Ortodoksyjna Wielką Rosja, wrog pozostal jednak ten sam: KAPITAŁ. Co do lekturek w temacie to "Co robić?" Lenina ponoc jest takim dobrym wstepniakiem do ogarniecia taktyk bolszewikow, ale nie czytalem jeszcze.
 
Rozmowa z ppłk. rezerwy Grzegorzem Kwaśniakiem, doktorem nauk wojskowych.

- Załóżmy zupełnie hipotetycznie, że któryś z sąsiadów atakuje Polskę. Jesteśmy w stanie się obronić?
- Może dalibyśmy sobie radę z Czechami albo ze Słowacją. Poza tym Polska nie jest dziś w stanie się sama obronić. O Niemcach nie mówię, bo to nasi oficjalni sojusznicy, choć nikt nie wie, jaka będzie przyszłość. Na pewno nie dalibyśmy sobie rady z Rosją, Białorusią czy Ukrainą. Nasza wschodnia granica ma około 1,2 tys. kilometra długości, a stan liczebny naszych wojsk lądowych to 14 brygad. Jesteśmy więc w stanie obronić około 10-15 procent całkowitej długości naszej wschodniej granicy. I to w optymistycznym wariancie. Najważniejszym zagrożeniem dla Polski w ciągu najbliższych kilkunastu lat może być Rosja. Jest już na to bardzo późno, ale powinniśmy się zacząć przygotowywać do militarnego konfliktu z Rosją, żeby za kilka lat osiągnąć jakąkolwiek zdolność do obrony.

- Jakie są przyczyny takiego złego stanu?
- Przyczyn jest kilka, ale paradoksalnie największą jest nasze członkostwo w NATO. Nasze elity i za nimi część społeczeństwa uznała, że skoro już jesteśmy w Sojuszu Północnoatlantyckim, to w zasadzie nic nam już nie grozi, bo Sojusz nas obroni. Nastąpił zanik instynktu samozachowawczego, który jest normalną częścią socjologii, psychologii społecznej. Nie myślimy o naszym bezpieczeństwie. Skupiamy się na naszym członkostwie w NATO, na misjach zagranicznych, zaniedbując zdolności do obrony własnego kraju, co jest zresztą niezgodne z konstytucją.

- Ale przecież jesteśmy w NATO, które daje nam gwarancję bezpieczeństwa!
- Koncepcja prowadzania przez nasze siły zbrojne strategicznej operacji obronnej jest dokumentem tajnym, ale analizując dokumenty jawne, można dojść do wniosku, że przyjęto tam założenie, iż w razie zagrożenia militarnego Polski sojusznicy z NATO udzielą nam natychmiastowej pomocy militarnej. Przyjęto, że sojusznicze siły wsparcia przybędą do Polski z pomocą w ciągu 2 tygodni, tymczasem w tym czasie przeciwnik zajmie już 2/3 powierzchni kraju. 14 dni to bardzo optymistyczny termin. W praktyce może to potrwać co najmniej 4-5 tygodni. Samo założenie jest zresztą błędne, bowiem artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego nie gwarantuje nam udzielenia wsparcia automatycznie. Daje jedynie bliżej niesprecyzowane obietnice pomocy, w takiej formie, jaką każdy członek Sojuszu uzna za stosowną. Nie mamy żadnej gwarancji, że istnieją gotowe plany obrony Polski przez sojusznicze siły wsparcia. Doniesienia medialne w tej sprawie są sprzeczne, a wypowiedzi polityków, w tym ministra obrony narodowej - wymijające.
- Czyli nasza armia jest za mała do skutecznej obrony?
- Wprowadzona w 2009 roku profesjonalizacja armii i zlikwidowanie powszechnego poboru spowodowały z dnia na dzień zwolnienie kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy poborowych. Zabrakło natomiast pieniędzy na zatrudnienie takiej samej liczby żołnierzy zawodowych. Z miesiąca na miesiąc okazało się, że na dwóch oficerów i podoficerów przypada u nas jeden szeregowy, czyli zwykły wykonawca rozkazów. To całkowicie sprzeczne z zasadami zarządzania. Według teorii zarządzania jeden kierownik powinien przypadać na 5-6 wykonawców. U nas w armii jest odwrotnie. Żadna organizacja przy takich proporcjach nie może sprawnie działać. Proszę sobie wyobrazić plac budowy, gdzie na dwóch kierowników przypada jeden murarz. Nie ma pieniędzy na zatrudnienie kilkudziesięciu tysięcy szeregowych albo na zwolnienie kilkunastu tysięcy oficerów na emeryturę. W efekcie nasze siły zbrojne nie są zdolne do działania. Brakuje kilkadziesiąt tysięcy strzelców, mechaników, działonowych, operatorów. Tych, którzy w terenie strzelają, biegają, bronią się. W 2009 roku opublikowałem artykuł na ten temat. Wcześniej bowiem w mediach panowała pozytywna narracja, żeby nie powiedzieć propaganda, że wszystko jest dobrze, że nasze siły zbrojne się rozwijają. Po moim artykule kilka razy w tej sprawie zabrał głos minister obrony narodowej i szef sztabu generalnego. Dostrzegli, że te proporcje są złe, że trzeba to zmienić. Minęły trzy lata, a te proporcje pomiędzy liczbą dowódców i szeregowych są dalej podobne.
- Nasze misje zagraniczne miały dać wojsku okazję do praktycznego nauczenia się, jak działają zachodnie oddziały. Staliśmy się bardziej profesjonalni?
- Udział naszych oddziałów w misjach zagranicznych przyniósł wiele prawdziwych zmian. Żołnierze poznali inne armie, struktury, sposoby dowodzenia, sprzęt, sposoby dowodzenia. Nauczyli się języka. Zasadnicza wada misji polega na tym, że w Afganistanie czy Iraku polscy żołnierze realizują zadania diametralnie inne niż to, co mogą robić, broniąc swojego kraju. Na misjach nasi żołnierze jeżdżą na patrole, pełnią służbę wartowniczą i zwalczają lokalną partyzantkę, czy jak się to mówi - terrorystów. Wrogiem jest lokalna ludność, która walczy o swoje cele. A my występujemy w roli "okupanta • , który zwalcza lokalną partyzantkę. Tymczasem na wypadek konfliktu w kraju nasi żołnierze będą musieli zmienić rolę. To oni będą partyzantami, będą się bronić przed agresorem. Oczywiście, powinniśmy jeździć na misje, ale większość, 80 procent oddziałów, powinna się przygotowywać w kraju do zadań potrzebnych tutaj. Bo to wymaga innego sprzętu, uzbrojenia, wyposażenia, umiejętności.
Dr Grzegorz Kwaśniak (46 lat) - emerytowany oficer Wojska Polskiego, do 2009 roku członek Sztabu Generalnego, w latach 2009-2010 pracownik Akademii Obrony Narodowej. Obecnie zastępca dyrektora Instytutu Bezpieczeństwa Wewnętrznego Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie.
Dr Grzegorz Kwaśniak (46 lat) - emerytowany oficer Wojska Polskiego, do 2009 roku członek Sztabu Generalnego, w latach 2009-2010 pracownik Akademii Obrony Narodowej. Obecnie zastępca dyrektora Instytutu Bezpieczeństwa Wewnętrznego Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie. (fot. Krzysztof Strauchmann)/>- W artykule w "Rzeczpospolitej • w 2009 roku bardzo krytycznie ocenił pan też kadrę kierowniczą wojska. Zarzucił pan wojskowym nepotyzm, uległość, postsowiecką mentalność. Czy z takimi kadrami można budować nowoczesną armię?
- W sferze psychologiczno-moralnej wojskowych jest również bardzo źle. Od pewnego czasu już tego osobiście nie obserwuję, ale podejrzewam, że niewiele się zmieniło. Nadal jest konformizm, nepotyzm i bardzo słaby poziom patriotyzmu. To powoduje korozję armii. Nawet gdybyśmy dostali wielkie pieniądze, kupili duże ilości nowoczesnego sprzętu, to jeśli nie zmienimy podstaw aksjologicznych, nie zlikwidujemy tego konformizmu, nie odbudujemy nowego patriotyzmu, żołnierze nie będą pełnowartościowi. Sam sprzęt gwarantuje tylko 25 procent sukcesu.
- Wojskowi dowódcy i politycy dostrzegają ten problem?
- W prywatnych rozmowach większość podziela te poglądy, ale to się nie przekłada na rozwiązania organizacyjne i funkcjonowanie instytucji. Pojedynczy pułkownik czy generał niewiele może zrobić, nawet jeśli prywatnie podziela takie poglądy. Konformizm tej osoby powoduje, że na co dzień się nie wychyla, nie naraża. Taka postawa nie spowoduje naprawy. Sytuacja w wojsku jest winą nie tylko aktualnie rządzących, ale wszystkich, którzy w ciągu ostatnich 20 lat sprawowali rządy. Każdy jakoś się do tego dołożył. Praktycznie biorąc, żadna z sił politycznych nie ma pomysłu, jak tę sytuację naprawić. Obecny konflikt polityczny w Polsce psuje państwo i nie sprzyja zmianom.

- Jakie są drogi wyjścia. Rozwiązanie sił zbrojnych i organizacja nowych?
- Swego czasu zaproponowałem kilka rozwiązań. Między innymi zmianę świadomości obronnej Polaków, odbudowę systemu obronnego, budowę nowego systemu doboru i selekcji kadr, odbudowę systemu wartości w szeregach żołnierzy. Od tego należy zacząć, żeby cokolwiek się zmieniło. Trzeba szukać nowych idei, pomysłów. Tymczasem minister Tomasz Siemoniak ogłasza program modernizacyjny armii i obiecuje 100 miliardów w ciągu 10 lat, w co zresztą nie wierzę. Władze kupią duże ilości sprzętu, nie zmieniając pomysłu na obronę kraju. A trzeba zacząć od zmiany strategii obronnej i do tego dobierać sprzęt.

- Wojsko nie jest wyizolowaną wyspą w społeczeństwie. Może Polakom brakuje patriotyzmu, a na wypadek konfliktu wcale nie chcą się bronić?
- Polacy stracili instynkt samozachowawczy. Masę szkód narobiła idea Unii Europejskiej, jako raju, który zapewnia wieczny dobrobyt i ogromne dotacje. Drugi mit - to mit NATO jako gwaranta wiecznego bezpieczeństwa. Wojsko, jako część społeczeństwa, jest także pod wpływem tego przeświadczenia.
- Może tendencje pacyfistyczne dotykają też naszych sąsiadów?
- Niestety nie. Wygląda na to, że tylko Polacy zarazili się tymi tendencjami. Inne narody podchodzą do tego bardziej rozsądnie. Rosja buduje państwowość w tradycyjnym stylu. Nie poddała się postpolityce. Buduje siłę państwa na patriotyzmie, tożsamości narodowej i walce o swój interes narodowy. Nasze elity nie potrafią pokierować społeczeństwem, a taka powinna być ich rola.
- Po krytycznej publikacji w "Rzeczpospolitej • odszedł pan z wojska na emeryturę. Teraz pracuje pan w Instytucie Bezpieczeństwa Wewnętrznego Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie. Pana kariera to dowód, że armii nie można bezkarnie krytykować? Nie toleruje niepokornych?
- Nigdzie się nie lubi niepokornych. Ale tacy ludzie są potrzebni. Mają swoją rolę do spełnienia, choć przeważnie na tym tracą. Ja nie narzekam. Robimy w Nysie świetną rzecz - budujemy nowy instytut, usiłujemy zmienić postrzeganie bezpieczeństwa w wymiarze lokalnym. Tu też jest masę do zrobienia.



Profil Oblicza Wojny na facebooku
 
Cyt. art to sama prawda. Obserwowalem ten syf 4 lata, interesuje sie nim od 20 - Polska Armia wbrew zapewnieniom oficjalnym to twor urzedniczy, gdzie "wojaczke" traktuje sie jako ostatni priorytet. Sprzet wojsk ladowych to w wiekszosci zlom, a wyszkolenie zolnierzy jest adekwatne. Bez wsparcia z Zachodu nie ma nas w 3 tyg.
 
@Zlatan/TheChosen1: duzo pisze, az mnie zdziwilo ile tego jest w sieci.



Ze swojej strony polecam poklikac na defence24.pl. Jakosci informacji technicznych nie jestem w stanie ocenic, ale maja duzo krotkich, przystepnych analiz. Jak w tych klimatach siedzicie, to pewnie i tak portal ten znaliscie.



Edit: woow, sprawdzilem sobie wieloletni kurs rubla (np tu: ttp://www.money.pl/u/data_window/?smb=RUB)
 
Ale po co te dywagacje o referendum? Tu nie chodzi o przebieg, a o formę. Z tego co rozumiem ukraińska Konstytucja nie przewiduje możliwości odłączenia się regionu w formie referendum lokalnego.




Tak jak i nie przewiduje samozwańczego 'usunięcia' prezydenta które jedenak miało miejsce? Czyli w jednym miejscu można ją naginać w innym już nie?




Mnie zastanawia dlaczego Ukraińcy nie otworzyli ognia do Ruskich aka "obrońców krymu". Mieliby do tego pełne prawo broniąc integralności swojego kraju.


Pewnie zabrakło politycznej woli, nikt tam nie ma jaj by sprzeciwić się Rassiji, pozatym możemy narzekac na obraz polskiej armii, dla porównania ukraińska to dramat, w razie jakiejkolwiek skoordynowanej interwencji zbrojnej Ukrainy nie ma w przeciągu kilku dni, pozostaje im tylko partyzantka.
 
http://www.defence24.pl/analiza_kryzys-ukrainski-jaka-strategia-dla-polski



http://www.defence24.pl/analiza_obama-chce-tanszej-ropy
 
Rosja już zaniepokojona sytuacją Rosjan w Estonii...


szkoda, że Polska nie jest zaniepokojona sytaucją Polaków na Litwie, Białorusi (co to w ogóle niby jest) i Ukrainie.



@Dzihados propsuję żródła, które tu wrzucasz. Może nie masz racji, ale przynajmniej czytasz ciekawe rzeczy ;)))
 
Nie pozostaje mi nic innego jak odpowiedziec w stylu: nie masz racji, ale wiem dlaczego - nie czytales dotad ciekawych rzeczy! ;)



a w temacie:



http://www.polskieradio.pl/9/301/Artykul/1080493,Rotfeld-Krym-to-rosyjski-test-jak-daleko-sie-mozna-posunac



to chyba lecialo na antenie wczoraj albo przedwczoraj, jest tam podcast, mozna posluchac
 
Ciekawe arty. Zapuszczając się jednak w kraine fantazji, ja osobiście jestem za tym aby w Polsce wprowadzić obowiązkowe szkolenie wojskowe na okres 4-6 miesiecy, gdzie uczonoby taktyk partyzanckich i wspierania oddziałów regularnych. Myśle, że przy sprecyzowanym szkoleniu, gdzie żołnierz nie musiałby wkuwać regulaminów np. pełnienia służby wartowniczej i nie musiałby sie zapoznawać ze sprzetem wojskowym dalej niż podstawy obsługi broni osobistej, ręcznej ppk, pplot (trenażery el. ułatwiłyby znacznie sprawę) ochrony ABC, łączności, nawigacji oraz taktyki walki w miescie/lasach okres ten byłby realistyczny). Kobiety musiałyby przejść obowiązkowe, ukierunkowane i intensywne szkolenie medyczne (nie mam pojęcia ile by mogło trwać) a także z zakresu obsługi broni osobistej oraz ochrony ABC. Dowódcy takich oddziałów musieliby być zawodowcami z Obrony Terytorialnej i posiadać precyzyjną wiedzę nt. tego co robić w czasie W z tak przeszkolonymi ludźmi i jak ich doszkolić już w sytuacji zagrożenia (przekazywanie pewnych informacji żołnierzom poborowym byłoby nieodpowiedzialne). Szkolenie powinno w dużej mierze zasadzać się na obronie terenu, który poborowy zna od podszewki.



To nie jest nic nowego - na pewno dużo wiedzy w tym zakresie można pozyskać od Finów, a i samo życie na biezaco dostarcza sporo materiałów nt. taktyk piechoty zmechanizowanej Rosjan i sposobów przeciwdziałania im (np. Syria). Wiele nauczyliśmy się w Iraku oraz Afganistanie na własnej skórze, a troszkę o rosyjskich technikach tłamszenia partyzantki na opanowanym juz terenie mogą powiedzieć Czeczeńcy.



Jednak bajdurze tu tak sam dla siebie - na codzień zajmują się tym wysokiej klasy specjaliści (mam nadzieje, ze nie jest ich mało), którzy doskonale zdają sobie z tego sprawę, ale muszą liczyć się z ograniczeniami politycznymi, ekonomicznymi, biurokratycznymi oraz wpasować swoje plany w koncepcje sojusznicze. Tego betonu łatwo sie nie skruszy i czarno to widzę.
 
Back
Top