muzyka metalowa.

Byłem w sobotę na koncercie braci Cavalera, bo jestem fanem Sepultury (tak starej, jak i nowej) i powiem wam, że się nie zawiodłem. Podchodziłem do ich występu bardzo sceptycznie, bo ciężko nie pamiętać formy Maxa z 2018 roku (jeśli ktoś chce usłyszeć jak źle było, pozostawiam link do występu Soulfly z Wooda: ). Obiektywnie wyszło świetnie. Panowie wjechali na pełnej kurwie z utworami z Bestial Devastation, potem z Morbid Visions, a później ze Schizofrenii.

Jak zwykle nagłośnienie gdańskiego B90 było na najwyższym poziomie. Gitary cięły aż miło, a perkusja Iggora napierdalała solidnie. Wokal Maxa bardzo dobry i mam nadzieję, że utrzyma taką formę jak najdłużej. Widać też, że zrzucenie paru zbędnych kilogramów mu bardzo pomogło. Należy też docenić młodego Igora Amadeusa Cavalerę na basie i Travisa Stone na gitarze. Obaj młodzi są kapitalni i grają jak wyjadacze. Jednak największym plusem tego projektu jest Iggor Cavalera. Jak ten człowiek napierdala na bębnach, to jest wręcz nieprawdopodobne :antonio:. Momentami stałem jak wryty, patrząc jak szybko, jak mocno, a przy okazji genialnie technicznie, on gra na perce. Jeszcze jak na koniec zagrali Territory... dla samego intro do tego utworu było warto się wybrać na ten występ. Ogólnie widać było, że cała ekipa ma przyjemność z grania. Max się uśmiechał przez cały koncert i ewidentnie się dobrze bawił.

Jakby ktoś się kiedyś zastanawiał nad wybraniem się na ich występ, to zdecydowanie warto się przejść. To jest solidne 80 minut napierdalania starej, dobrej Sepultury. Jedyny minus to zrobienie medleyów z Inquisition Symphony i Escape to the Void oraz z Refuse/Resist i Territory. Tego zabiegu akurat nie lubię, choć wyjątkiem było Prophets of Rage, któremu to wyjątkowo dobrze wyszło chyba też przez określony gatunek muzyki (link z timestampem jakby ktoś chciał odsłuchać: ).

Dużym plusem był też support. Grało lokalne Sunday at 9, ale był to kawał rasowego napierdalania. Zawsze do anonimowych zespołów podchodzę z dystansem, a tutaj wyszło bardzo fajne granie (klasycznie załączam link dla chętnych: ).

Linki to trochę rozjechały, ale mam nadzieję, że dało się to w miarę sprawnie przeczytać :korwinlaugh:
 
1000038823.jpg

Lecimy tu kurwa!!! Najlepiej wydane pieniądze na najtańszy urlop pełen rozpierdolu i płaczu wiernych :jarolaugh:

:bleed::bleed::bleed::bleed::bleed:
 
Sezon koncertowy trwa w najlepsze, więc pokuszę się o napisanie relacji z kolejnego koncertu, na którym byłem wczoraj. Tym razem wybrałem się na While She Sleeps w Gdyni i to dość losowo, bo miałem darmową wejściówkę, a metalcore na co dzień nie słucham. Nie miałem w sumie szczególnie wysokich oczekiwań. Szedłem z czystej ciekawości, zakładałem raczej wzięcie tego koncertu na spokojnie. Jak bardzo się myliłem, wyszło później xD.

Pierwszy support, czyli Dying Wish zagrał świetny koncert. Kapitalne brzmienie i mieszanie metalcore i death metalu wyszło świetnie. Laska na wokalu również dawała radę. Jednak największą robotę wykonywała tutaj publiczność. Od początku do końca twardy mosh pit pod sceną i wykonywanie poleceń WIELKIEGO CHŁOPISKA na basie :pudzianfap:

Erra - generyczny metalcore, po Dying Wish nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia, a wręcz było nudnawe.

Natomiast While She Sleeps zagrało kapitalnie. Od samego początku ogień piekielny i młyn pod sceną. Miałem sobie po prostu posłuchać, ale podczas takiego grania nie można stać. Napierdalałem w pogo aż do końca koncertu. Frontman zespołu również wykorzystywał infrastrukturę gdyńskiego Ucha i poleciał jak Adam Małysz w Sapporo z balkonu prosto na publiczność :irish:. No i panowie wybrali genialny sposób na podziękowanie technikom swojego zespołu. Na początku zwykła gadka, żeby im podziękować, bo tak na prawdę są to prawdziwi bohaterowie, dzięki którym wszystko dobrze brzmi. Panowie weszli na scenę i uwaga... Muzycy WSS przekazali im swój sprzęt, technicy siedli za garami i gitarami, a jeden z nich wziął mikrofon i zagrali utwór Linkin Park - One Step Closer. Utwór został świetnie zagrany, cały klub darł mordę i skakał. Jebane złoto.

Podsumowując - WSS jest zespołem, który absolutnie warto zobaczyć na żywo. Świetna energia, kontakt z publicznością, nieszablonowe pomysły, a do tego bardzo dobra zabawa. :bleed:

P. S. @Olo ten koncert tylko potwierdził to, że na metalcore chodzi bardzo dobra publiczność, która w tańcu się nie pierdoli.
 
Na kanale ARTE Concert na youtube jest sporo nagrań koncertowych z tegorocznego Hellfest m. in. z występu Machine Head, Kanonenfieber czy Suicidal Tendencies. Dźwięk jest zajebiście dobry, fajnie się tego słucha i ogląda.
 
Jest coś dobrego jeszcze w te wakacje? :werdum:

Bo do Summer Dying Loud to nie mam żadnych planów koncertowych.
 
Jest coś dobrego jeszcze w te wakacje? :werdum:

Bo do Summer Dying Loud to nie mam żadnych planów koncertowych.
Ja z przyzwyczajenia jadę na Woodstock, ale to bardziej dla ekipy, z którą się wybieram niż dla muzyki. Z ciekawszych imprez jest Materiafest w Szczecinku, gdzie zagrają m. in. Napalm Death i Carcass. Za dwa tygodnie w sobotę gra Behemoth z Testamentem w Warszawie i na koniec lipca Korn w Spodku. Imo jesień zapowiada się ciekawiej, w końcu jest Cannibal Corpse we Wrocławiu, Marduk w Gdańsku, a także pożegnalna Sepultura w Katowicach.
1720437665274.png
 
Ja z przyzwyczajenia jadę na Woodstock, ale to bardziej dla ekipy, z którą się wybieram niż dla muzyki. Z ciekawszych imprez jest Materiafest w Szczecinku, gdzie zagrają m. in. Napalm Death i Carcass. Za dwa tygodnie w sobotę gra Behemoth z Testamentem w Warszawie i na koniec lipca Korn w Spodku. Imo jesień zapowiada się ciekawiej, w końcu jest Cannibal Corpse we Wrocławiu, Marduk w Gdańsku, a także pożegnalna Sepultura w Katowicach.
Pierdolić ten festiwal ciasta drożdżowego Owsiaka. Już nawet dla ekipy, obozów i ludzi nie warto jeździć.

Rozpiski chujowe. Większość ludzi teraz to jakieś jebane banany i dzieci tiktoka, które krzywo patrzą pod sceną jak za blisko nich przejdziesz. Nawet obozów ciekawych już nikt nie chce budować, bo trzeba zapierdalać kawał drogi z parkingu z tobołami. Najlepsze miejsca na obozowanie z pierwszego Czaplinka rok później były zajęte przez choćby jebaną strefę Lecha. Brak Kryszny, mała scena razem z ASP. Jeszcze ten Owsiak pierdolący te swoje kocopoły ze sceny i robienie folwarku politycznego na scenie i na ASP. Przez to masie ludzi odechciało się jeździć i wolą jechać gdzie indziej.

Ja może w tym roku na jeden dzień na Electric Callboy + Modestep pojadę i to tyle. Niestety Sick of it All wypadło przez to, że jeden z członków zespołu raka dostał.
 
W ogóle póki co w tym roku mam udany okres koncertowy. Od black metalowej batuszki poprzez dziewuchy z Babymetal, na dwóch koncertach metalliki kończąc. Szczególnie wczorajszy występ był cudowny.
 
Rozpiski chujowe. Większość ludzi teraz to jakieś jebane banany i dzieci tiktoka, które krzywo patrzą pod sceną jak za blisko nich przejdziesz. Nawet obozów ciekawych już nikt nie chce budować, bo trzeba zapierdalać kawał drogi z parkingu z tobołami. Najlepsze miejsca na obozowanie z pierwszego Czaplinka rok później były zajęte przez choćby jebaną strefę Lecha. Brak Kryszny, mała scena razem z ASP. Jeszcze ten Owsiak pierdolący te swoje kocopoły ze sceny i robienie folwarku politycznego na scenie i na ASP. Przez to masie ludzi odechciało się jeździć i wolą jechać gdzie indziej.
Jep, zgodzę się. U mnie to akurat kwestia tego, że znajomi z zagranicy przyjeżdżają specjalnie raz w roku na tę imprezę, więc nie wypada tego odpuścić. Kostrzyn był o niebo lepszy i tu w ogóle nie ma co porównywać z Czaplinkiem. Obecnie są to dwie, zupełnie inne imprezy. Mam nadzieję, że i w tym roku koncerty wynagrodzą. W zeszłym dokładnie tak było. Biohazard i Bullet For My Valentine dały kapitalne koncerty.

Sick Of It All bardzo szkoda... Mam nadzieję, że wokalista wyjdzie z tego raczyska.
 
Pantera wraca do Polski. Luty, Kraków w Tauron Arenie.


Wie ktoś jak tam nagłośnienie na takich koncertach? Bo się zastanawiam nad Krakowem albo wyjazdem do Berlina.
Też bym się wybrał na ich koncert. Popytam znajomych, którzy jeżdżą po kraju. Może ktoś ma doświadczenia z Krakowa.

EDIT: @Olo znajoma była na koncercie Machine Head i Amon Amarth i mówi, że jest tam bardzo fajny dźwięk, nawet lepszy niż w Atlas Arenie w Łodzi.
 
Last edited:
Wróciłem dzisiaj z Pol'And'Rock i się standardowo pokuszę o muzyczne, subiektywne, podsumowanie związane z okolicami rocka i metalu. Na całokształt imprezy się nie wypowiadam, bo trochę szkoda mi czasu i pola tekstowego na to.

Od początku jechałem na ten festiwal z założeniem obejrzenia na żywo kilku zespołów, więc polecę po kolei.

1. Hamulec - Poszedłem na ten koncert z braku laku i się nie zawiodłem. Zajebiście zagrany koncert z okolicy thrash metalu i punka. Warto się moim zdaniem wybrać na ich występ, gdy będą w okolicy.

2. COMA - szokująco dobra forma Roguckiego i całego zespołu. W końcu mniej wył, a więcej śpiewał. Występ na duże plus szczególnie, że widziałem COMĘ kilka lat temu i był to piach oparty o zmanierowanego frontmana. Klimat tej imprezy zdecydowanie im służył, tak jak i przerwa. Jak zamykać działalność to właśnie takim występem.

3. Electric Callboy - panowie zrobili to co mieli zrobić, rozjebali imprezę. Idealna muzyka dla tego festiwalu choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu podejdzie. Z odtworzenia bym raczej tego nie słuchał, ale na żywo z tą publiką siadło pięknie. Chore połączenie metalcore i EDM zrobiło robotę. Zespół miał świetny kontakt z widzami i ewidentnie mieli przyjemność z grania na Pol'And'Rocku.

4. The Warning - trzy siostry z Meksyku grające "babskiego rocka". Brzmi jak coś bardzo średniego, ale wybrałem się z ciekawości. W tym wypadku moje oczekiwania zostały mocno zweryfikowane. Tak, był to taki miękki rock, ale dziewuchy zagrały świetnie i również widać po nich było ogromną przyjemność spowodowaną grą na tym festiwalu. Bardzo fajny występ i myślę, że się przejdę na ich kolejny koncert w Polsce.

5. Modestep - 50/50. Mam po nim mocno mieszane uczucia, bo był to koncert ewidentnie odwalony minimalnym kosztem. Paradoksalnie, bardziej mi podchodziły części czysto elektroniczne od tych rockowych. Lecz co by nie narzekać, ponapierdalałem do tego w pogo po bożemu i publika, jak zwykle, dawała radę.

6. Flapjack - czułem, że to jest koncert wysokiego ryzyka skasztanienia tematu. Jednak brak charakterystycznego frontmana to dość gruba sprawa, niosąca wielką odpowiedzialność na nowych głosach zespołu. Moje obawy okazały się jednak być bezpodstawne. Obaj wokaliści dawali radę. Panowie wjechali z buta w koncert i lecieli pełnym przekrojem twórczości. Utwory z najnowszego albumu Sugar Free, jak i ze starych Ruthless Kick czy Fairplay wchodziły jak złoto i publika nakurwiała do nich solidnie. Również cały koncert nakurwiałem w pogo i jestem z tego występu cholernie zadowolony. Tak jak w kilku powyższych przypadkach, panowie mieli ogromną frajdę z grania na tym festiwalu. Świetnie to działało i również mogę z czystym sumieniem polecić wybranie się na ich koncert.

7. Myrath - przyznam się, że obejrzałem tylko fragment tego koncertu, bo ich slot wybrałem sobie na odpoczynek po Flapjacku i przed Clawfinger. Jednak było to całkiem solidne, ale i specyficzne granie. Tunezyjski metal progresywny nie jest mi szczególnie bliski, lecz warto było tego posłuchać. Natomiast prędzej bym ich widział na kameralnym koncercie w jakimś amfiteatrze, niż na dużym festiwalu plenerowym. Ciekawe doświadczenie muzyczne, ale jednak nie dla mnie

8. Clawfinger - z pełną odpowiedzialnością powiem, że był to jeden z najlepszych koncertów w moim życiu (sami widzicie czytając moje posty, że chodzę na wiele koncertów, więc skalę porównawczą mam ogromną). Na wstępie od razu dodam, że nie znam dokładnie ich twórczości i moje oczekiwania co do tego występu były oparte głównie o koncertówkę z Woodstocku 2009. Jednak miałem do nich też duży dystans, bo 15 lat to jednak szmat czasu. Ostatecznie - zagrane na pełnej kurwie od początku do samego końca. Publika stosunkowo skromna, ale ogarnięta. Darliśmy mordy przez cały koncert, a w pogo był ogień! Zespół był ewidentnie wzruszony tym jak ludzie sami z siebie z nimi śpiewają. Podczas tego koncertu zaliczyłem również najbardziej losową interakcję z muzykiem xD. Byłem na skraju moshu i akurat wrzucałem jakiegoś młodego na falę. Odwracam głowę w lewo, a tu basista stoi pół metra i drze mi się prosto w twarz TELL ME THE TRUTH MOTHERFUCKER i idzie we mnie z basem xD. Chłop wskoczył w publiczność niemal zupełnie niezauważony i pięknie wjechał w mosh z gitarą, a potem go wrzuciliśmy z powrotem na scenę. Zajebista sprawa. Ponownie - wybierzcie się na Clawfinger, jeśli będziecie mieli okazję.

9. Motionless in White - występ bez historii. Dobrze zagrane i tyle. Zmarnowany potencjał miejsca, w którym grali. Interakcje ograniczone do niezbędnego minimum. Koncert do zapomnienia, a szkoda.

10. Rotting Christ - solidne jak diabli. Gitary zajebiście cięły przez cały koncert. Chętnie pójdę na ich kolejny występ. Może na ten z wspólnej trasy z Behemoth oraz Satyricon we Wrocławiu? Zobaczymy.

11. Venom Inc. - wpadli na zastępstwo na ostatnią chwilę za Sick of It All i rozjebali. Zakładałem średni występ, a wyszedł z tego kawał oldschoolowego napierdalania. Klimat NWOBM siedział zajebiście, a publika fajnie się bawiła. Koncert na duży plus. Zobaczyłbym ich w sumie na Mystic.

12. Stacja B. - młodzi punkowcy, nawet fajnie grający, lecz jednak punk to nie moja bajka. Lubiącym gatunek może podejść.

13. NiNi - laska z Tajwanu grająca na tradycyjnych chińskich instrumentach z zespołem metalowym. Co może pójść nie tak? Nic. Koncert wyszedł zajebiście pod każdym względem. Ponownie publika dała radę i zespół grał całym swoim sercem. Jest to zajebiście ciekawy projekt, który będę obserwował, bo może z tego wyjść coś ciekawego. Jest to również bardzo dobry materiał na zespół grający na Mystic Festival.

14. Guano Apes - liczyłem na wiele po tym koncercie, ale się mocno zawiodłem. Sformułowanie "pójście po linii najmniejszego oporu" idealnie podsumowuje ten występ. Przyznaję też, że wyszedłem w połowie, bo było słabo, więc uznaliśmy, że lepiej się stanie jak wcześniej wskoczymy w samochód.

Podsumowując, było kilka zaskoczeń mniej lub bardziej pozytywnych, ale generalnie koncerty na plus. Warto też dodać, że nagłośnienie na tym festiwalu jest na poziomie mistrzowskim i do żadnego występu nie da się przypierdolić pod tym względem.

P. S. Wybaczcie średnią składnię, ale jestem bardzo zmęczony ostatnimi dniami, a zależało mi na napisaniu opinii jeszcze na gorąco po wydarzeniu. :conorsalute:
 
Wróciłem dzisiaj z Pol'And'Rock i się standardowo pokuszę o muzyczne, subiektywne, podsumowanie związane z okolicami rocka i metalu. Na całokształt imprezy się nie wypowiadam, bo trochę szkoda mi czasu i pola tekstowego na to.

Od początku jechałem na ten festiwal z założeniem obejrzenia na żywo kilku zespołów, więc polecę po kolei.

1. Hamulec - Poszedłem na ten koncert z braku laku i się nie zawiodłem. Zajebiście zagrany koncert z okolicy thrash metalu i punka. Warto się moim zdaniem wybrać na ich występ, gdy będą w okolicy.

2. COMA - szokująco dobra forma Roguckiego i całego zespołu. W końcu mniej wył, a więcej śpiewał. Występ na duże plus szczególnie, że widziałem COMĘ kilka lat temu i był to piach oparty o zmanierowanego frontmana. Klimat tej imprezy zdecydowanie im służył, tak jak i przerwa. Jak zamykać działalność to właśnie takim występem.

3. Electric Callboy - panowie zrobili to co mieli zrobić, rozjebali imprezę. Idealna muzyka dla tego festiwalu choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu podejdzie. Z odtworzenia bym raczej tego nie słuchał, ale na żywo z tą publiką siadło pięknie. Chore połączenie metalcore i EDM zrobiło robotę. Zespół miał świetny kontakt z widzami i ewidentnie mieli przyjemność z grania na Pol'And'Rocku.

4. The Warning - trzy siostry z Meksyku grające "babskiego rocka". Brzmi jak coś bardzo średniego, ale wybrałem się z ciekawości. W tym wypadku moje oczekiwania zostały mocno zweryfikowane. Tak, był to taki miękki rock, ale dziewuchy zagrały świetnie i również widać po nich było ogromną przyjemność spowodowaną grą na tym festiwalu. Bardzo fajny występ i myślę, że się przejdę na ich kolejny koncert w Polsce.

5. Modestep - 50/50. Mam po nim mocno mieszane uczucia, bo był to koncert ewidentnie odwalony minimalnym kosztem. Paradoksalnie, bardziej mi podchodziły części czysto elektroniczne od tych rockowych. Lecz co by nie narzekać, ponapierdalałem do tego w pogo po bożemu i publika, jak zwykle, dawała radę.

6. Flapjack - czułem, że to jest koncert wysokiego ryzyka skasztanienia tematu. Jednak brak charakterystycznego frontmana to dość gruba sprawa, niosąca wielką odpowiedzialność na nowych głosach zespołu. Moje obawy okazały się jednak być bezpodstawne. Obaj wokaliści dawali radę. Panowie wjechali z buta w koncert i lecieli pełnym przekrojem twórczości. Utwory z najnowszego albumu Sugar Free, jak i ze starych Ruthless Kick czy Fairplay wchodziły jak złoto i publika nakurwiała do nich solidnie. Również cały koncert nakurwiałem w pogo i jestem z tego występu cholernie zadowolony. Tak jak w kilku powyższych przypadkach, panowie mieli ogromną frajdę z grania na tym festiwalu. Świetnie to działało i również mogę z czystym sumieniem polecić wybranie się na ich koncert.

7. Myrath - przyznam się, że obejrzałem tylko fragment tego koncertu, bo ich slot wybrałem sobie na odpoczynek po Flapjacku i przed Clawfinger. Jednak było to całkiem solidne, ale i specyficzne granie. Tunezyjski metal progresywny nie jest mi szczególnie bliski, lecz warto było tego posłuchać. Natomiast prędzej bym ich widział na kameralnym koncercie w jakimś amfiteatrze, niż na dużym festiwalu plenerowym. Ciekawe doświadczenie muzyczne, ale jednak nie dla mnie

8. Clawfinger - z pełną odpowiedzialnością powiem, że był to jeden z najlepszych koncertów w moim życiu (sami widzicie czytając moje posty, że chodzę na wiele koncertów, więc skalę porównawczą mam ogromną). Na wstępie od razu dodam, że nie znam dokładnie ich twórczości i moje oczekiwania co do tego występu były oparte głównie o koncertówkę z Woodstocku 2009. Jednak miałem do nich też duży dystans, bo 15 lat to jednak szmat czasu. Ostatecznie - zagrane na pełnej kurwie od początku do samego końca. Publika stosunkowo skromna, ale ogarnięta. Darliśmy mordy przez cały koncert, a w pogo był ogień! Zespół był ewidentnie wzruszony tym jak ludzie sami z siebie z nimi śpiewają. Podczas tego koncertu zaliczyłem również najbardziej losową interakcję z muzykiem xD. Byłem na skraju moshu i akurat wrzucałem jakiegoś młodego na falę. Odwracam głowę w lewo, a tu basista stoi pół metra i drze mi się prosto w twarz TELL ME THE TRUTH MOTHERFUCKER i idzie we mnie z basem xD. Chłop wskoczył w publiczność niemal zupełnie niezauważony i pięknie wjechał w mosh z gitarą, a potem go wrzuciliśmy z powrotem na scenę. Zajebista sprawa. Ponownie - wybierzcie się na Clawfinger, jeśli będziecie mieli okazję.

9. Motionless in White - występ bez historii. Dobrze zagrane i tyle. Zmarnowany potencjał miejsca, w którym grali. Interakcje ograniczone do niezbędnego minimum. Koncert do zapomnienia, a szkoda.

10. Rotting Christ - solidne jak diabli. Gitary zajebiście cięły przez cały koncert. Chętnie pójdę na ich kolejny występ. Może na ten z wspólnej trasy z Behemoth oraz Satyricon we Wrocławiu? Zobaczymy.

11. Venom Inc. - wpadli na zastępstwo na ostatnią chwilę za Sick of It All i rozjebali. Zakładałem średni występ, a wyszedł z tego kawał oldschoolowego napierdalania. Klimat NWOBM siedział zajebiście, a publika fajnie się bawiła. Koncert na duży plus. Zobaczyłbym ich w sumie na Mystic.

12. Stacja B. - młodzi punkowcy, nawet fajnie grający, lecz jednak punk to nie moja bajka. Lubiącym gatunek może podejść.

13. NiNi - laska z Tajwanu grająca na tradycyjnych chińskich instrumentach z zespołem metalowym. Co może pójść nie tak? Nic. Koncert wyszedł zajebiście pod każdym względem. Ponownie publika dała radę i zespół grał całym swoim sercem. Jest to zajebiście ciekawy projekt, który będę obserwował, bo może z tego wyjść coś ciekawego. Jest to również bardzo dobry materiał na zespół grający na Mystic Festival.

14. Guano Apes - liczyłem na wiele po tym koncercie, ale się mocno zawiodłem. Sformułowanie "pójście po linii najmniejszego oporu" idealnie podsumowuje ten występ. Przyznaję też, że wyszedłem w połowie, bo było słabo, więc uznaliśmy, że lepiej się stanie jak wcześniej wskoczymy w samochód.

Podsumowując, było kilka zaskoczeń mniej lub bardziej pozytywnych, ale generalnie koncerty na plus. Warto też dodać, że nagłośnienie na tym festiwalu jest na poziomie mistrzowskim i do żadnego występu nie da się przypierdolić pod tym względem.

P. S. Wybaczcie średnią składnię, ale jestem bardzo zmęczony ostatnimi dniami, a zależało mi na napisaniu opinii jeszcze na gorąco po wydarzeniu. :conorsalute:
Niestety nie mogę już edytować. Chciałem też dodać, że Clawfinger jako utwór w intro z taśmy wybrało Pszczółkę Maję. Wyobraźcie sobie jak kilka tysięcy ludzi to śpiewa :antonio:
 
Wróciłem dzisiaj z Pol'And'Rock i się standardowo pokuszę o muzyczne, subiektywne, podsumowanie związane z okolicami rocka i metalu. Na całokształt imprezy się nie wypowiadam, bo trochę szkoda mi czasu i pola tekstowego na to.

Od początku jechałem na ten festiwal z założeniem obejrzenia na żywo kilku zespołów, więc polecę po kolei.

1. Hamulec - Poszedłem na ten koncert z braku laku i się nie zawiodłem. Zajebiście zagrany koncert z okolicy thrash metalu i punka. Warto się moim zdaniem wybrać na ich występ, gdy będą w okolicy.

2. COMA - szokująco dobra forma Roguckiego i całego zespołu. W końcu mniej wył, a więcej śpiewał. Występ na duże plus szczególnie, że widziałem COMĘ kilka lat temu i był to piach oparty o zmanierowanego frontmana. Klimat tej imprezy zdecydowanie im służył, tak jak i przerwa. Jak zamykać działalność to właśnie takim występem.

3. Electric Callboy - panowie zrobili to co mieli zrobić, rozjebali imprezę. Idealna muzyka dla tego festiwalu choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu podejdzie. Z odtworzenia bym raczej tego nie słuchał, ale na żywo z tą publiką siadło pięknie. Chore połączenie metalcore i EDM zrobiło robotę. Zespół miał świetny kontakt z widzami i ewidentnie mieli przyjemność z grania na Pol'And'Rocku.

4. The Warning - trzy siostry z Meksyku grające "babskiego rocka". Brzmi jak coś bardzo średniego, ale wybrałem się z ciekawości. W tym wypadku moje oczekiwania zostały mocno zweryfikowane. Tak, był to taki miękki rock, ale dziewuchy zagrały świetnie i również widać po nich było ogromną przyjemność spowodowaną grą na tym festiwalu. Bardzo fajny występ i myślę, że się przejdę na ich kolejny koncert w Polsce.

5. Modestep - 50/50. Mam po nim mocno mieszane uczucia, bo był to koncert ewidentnie odwalony minimalnym kosztem. Paradoksalnie, bardziej mi podchodziły części czysto elektroniczne od tych rockowych. Lecz co by nie narzekać, ponapierdalałem do tego w pogo po bożemu i publika, jak zwykle, dawała radę.

6. Flapjack - czułem, że to jest koncert wysokiego ryzyka skasztanienia tematu. Jednak brak charakterystycznego frontmana to dość gruba sprawa, niosąca wielką odpowiedzialność na nowych głosach zespołu. Moje obawy okazały się jednak być bezpodstawne. Obaj wokaliści dawali radę. Panowie wjechali z buta w koncert i lecieli pełnym przekrojem twórczości. Utwory z najnowszego albumu Sugar Free, jak i ze starych Ruthless Kick czy Fairplay wchodziły jak złoto i publika nakurwiała do nich solidnie. Również cały koncert nakurwiałem w pogo i jestem z tego występu cholernie zadowolony. Tak jak w kilku powyższych przypadkach, panowie mieli ogromną frajdę z grania na tym festiwalu. Świetnie to działało i również mogę z czystym sumieniem polecić wybranie się na ich koncert.

7. Myrath - przyznam się, że obejrzałem tylko fragment tego koncertu, bo ich slot wybrałem sobie na odpoczynek po Flapjacku i przed Clawfinger. Jednak było to całkiem solidne, ale i specyficzne granie. Tunezyjski metal progresywny nie jest mi szczególnie bliski, lecz warto było tego posłuchać. Natomiast prędzej bym ich widział na kameralnym koncercie w jakimś amfiteatrze, niż na dużym festiwalu plenerowym. Ciekawe doświadczenie muzyczne, ale jednak nie dla mnie

8. Clawfinger - z pełną odpowiedzialnością powiem, że był to jeden z najlepszych koncertów w moim życiu (sami widzicie czytając moje posty, że chodzę na wiele koncertów, więc skalę porównawczą mam ogromną). Na wstępie od razu dodam, że nie znam dokładnie ich twórczości i moje oczekiwania co do tego występu były oparte głównie o koncertówkę z Woodstocku 2009. Jednak miałem do nich też duży dystans, bo 15 lat to jednak szmat czasu. Ostatecznie - zagrane na pełnej kurwie od początku do samego końca. Publika stosunkowo skromna, ale ogarnięta. Darliśmy mordy przez cały koncert, a w pogo był ogień! Zespół był ewidentnie wzruszony tym jak ludzie sami z siebie z nimi śpiewają. Podczas tego koncertu zaliczyłem również najbardziej losową interakcję z muzykiem xD. Byłem na skraju moshu i akurat wrzucałem jakiegoś młodego na falę. Odwracam głowę w lewo, a tu basista stoi pół metra i drze mi się prosto w twarz TELL ME THE TRUTH MOTHERFUCKER i idzie we mnie z basem xD. Chłop wskoczył w publiczność niemal zupełnie niezauważony i pięknie wjechał w mosh z gitarą, a potem go wrzuciliśmy z powrotem na scenę. Zajebista sprawa. Ponownie - wybierzcie się na Clawfinger, jeśli będziecie mieli okazję.

9. Motionless in White - występ bez historii. Dobrze zagrane i tyle. Zmarnowany potencjał miejsca, w którym grali. Interakcje ograniczone do niezbędnego minimum. Koncert do zapomnienia, a szkoda.

10. Rotting Christ - solidne jak diabli. Gitary zajebiście cięły przez cały koncert. Chętnie pójdę na ich kolejny występ. Może na ten z wspólnej trasy z Behemoth oraz Satyricon we Wrocławiu? Zobaczymy.

11. Venom Inc. - wpadli na zastępstwo na ostatnią chwilę za Sick of It All i rozjebali. Zakładałem średni występ, a wyszedł z tego kawał oldschoolowego napierdalania. Klimat NWOBM siedział zajebiście, a publika fajnie się bawiła. Koncert na duży plus. Zobaczyłbym ich w sumie na Mystic.

12. Stacja B. - młodzi punkowcy, nawet fajnie grający, lecz jednak punk to nie moja bajka. Lubiącym gatunek może podejść.

13. NiNi - laska z Tajwanu grająca na tradycyjnych chińskich instrumentach z zespołem metalowym. Co może pójść nie tak? Nic. Koncert wyszedł zajebiście pod każdym względem. Ponownie publika dała radę i zespół grał całym swoim sercem. Jest to zajebiście ciekawy projekt, który będę obserwował, bo może z tego wyjść coś ciekawego. Jest to również bardzo dobry materiał na zespół grający na Mystic Festival.

14. Guano Apes - liczyłem na wiele po tym koncercie, ale się mocno zawiodłem. Sformułowanie "pójście po linii najmniejszego oporu" idealnie podsumowuje ten występ. Przyznaję też, że wyszedłem w połowie, bo było słabo, więc uznaliśmy, że lepiej się stanie jak wcześniej wskoczymy w samochód.

Podsumowując, było kilka zaskoczeń mniej lub bardziej pozytywnych, ale generalnie koncerty na plus. Warto też dodać, że nagłośnienie na tym festiwalu jest na poziomie mistrzowskim i do żadnego występu nie da się przypierdolić pod tym względem.

P. S. Wybaczcie średnią składnię, ale jestem bardzo zmęczony ostatnimi dniami, a zależało mi na napisaniu opinii jeszcze na gorąco po wydarzeniu. :conorsalute:
Chyba jedyny zespół BM, który bym widział tutaj za Venom i RCH:

 
Chyba jedyny zespół BM, który bym widział tutaj za Venom i RCH:


Miałem okazję obejrzeć set "Tom Warrior's Legacy" na Mystic 2022 i myślę, że w sumie projekty Pana Tomka mogłyby tutaj całkiem fajnie siąść.
 
Szczęśliwiec :usunto:
Jak najbardziej. Przeniesienie się Mystic Festival do Gdańska sprawiło, że mogłem zobaczyć wysokiej klasy wykonawców, nie wypompowując się z kasy na przejazdy i noclegi na drugim końcu Polski. A była to kluczowa cecha tego festiwalu, bo ostatnie trzy lata to jeszcze końcówka mojego epizodu studenckiego, więc wiesz jak jest :korwinlaugh:
 
Wróciłem dzisiaj z Pol'And'Rock i się standardowo pokuszę o muzyczne, subiektywne, podsumowanie związane z okolicami rocka i metalu. Na całokształt imprezy się nie wypowiadam, bo trochę szkoda mi czasu i pola tekstowego na to.

Od początku jechałem na ten festiwal z założeniem obejrzenia na żywo kilku zespołów, więc polecę po kolei.

1. Hamulec - Poszedłem na ten koncert z braku laku i się nie zawiodłem. Zajebiście zagrany koncert z okolicy thrash metalu i punka. Warto się moim zdaniem wybrać na ich występ, gdy będą w okolicy.

2. COMA - szokująco dobra forma Roguckiego i całego zespołu. W końcu mniej wył, a więcej śpiewał. Występ na duże plus szczególnie, że widziałem COMĘ kilka lat temu i był to piach oparty o zmanierowanego frontmana. Klimat tej imprezy zdecydowanie im służył, tak jak i przerwa. Jak zamykać działalność to właśnie takim występem.

3. Electric Callboy - panowie zrobili to co mieli zrobić, rozjebali imprezę. Idealna muzyka dla tego festiwalu choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu podejdzie. Z odtworzenia bym raczej tego nie słuchał, ale na żywo z tą publiką siadło pięknie. Chore połączenie metalcore i EDM zrobiło robotę. Zespół miał świetny kontakt z widzami i ewidentnie mieli przyjemność z grania na Pol'And'Rocku.

4. The Warning - trzy siostry z Meksyku grające "babskiego rocka". Brzmi jak coś bardzo średniego, ale wybrałem się z ciekawości. W tym wypadku moje oczekiwania zostały mocno zweryfikowane. Tak, był to taki miękki rock, ale dziewuchy zagrały świetnie i również widać po nich było ogromną przyjemność spowodowaną grą na tym festiwalu. Bardzo fajny występ i myślę, że się przejdę na ich kolejny koncert w Polsce.

5. Modestep - 50/50. Mam po nim mocno mieszane uczucia, bo był to koncert ewidentnie odwalony minimalnym kosztem. Paradoksalnie, bardziej mi podchodziły części czysto elektroniczne od tych rockowych. Lecz co by nie narzekać, ponapierdalałem do tego w pogo po bożemu i publika, jak zwykle, dawała radę.

6. Flapjack - czułem, że to jest koncert wysokiego ryzyka skasztanienia tematu. Jednak brak charakterystycznego frontmana to dość gruba sprawa, niosąca wielką odpowiedzialność na nowych głosach zespołu. Moje obawy okazały się jednak być bezpodstawne. Obaj wokaliści dawali radę. Panowie wjechali z buta w koncert i lecieli pełnym przekrojem twórczości. Utwory z najnowszego albumu Sugar Free, jak i ze starych Ruthless Kick czy Fairplay wchodziły jak złoto i publika nakurwiała do nich solidnie. Również cały koncert nakurwiałem w pogo i jestem z tego występu cholernie zadowolony. Tak jak w kilku powyższych przypadkach, panowie mieli ogromną frajdę z grania na tym festiwalu. Świetnie to działało i również mogę z czystym sumieniem polecić wybranie się na ich koncert.

7. Myrath - przyznam się, że obejrzałem tylko fragment tego koncertu, bo ich slot wybrałem sobie na odpoczynek po Flapjacku i przed Clawfinger. Jednak było to całkiem solidne, ale i specyficzne granie. Tunezyjski metal progresywny nie jest mi szczególnie bliski, lecz warto było tego posłuchać. Natomiast prędzej bym ich widział na kameralnym koncercie w jakimś amfiteatrze, niż na dużym festiwalu plenerowym. Ciekawe doświadczenie muzyczne, ale jednak nie dla mnie

8. Clawfinger - z pełną odpowiedzialnością powiem, że był to jeden z najlepszych koncertów w moim życiu (sami widzicie czytając moje posty, że chodzę na wiele koncertów, więc skalę porównawczą mam ogromną). Na wstępie od razu dodam, że nie znam dokładnie ich twórczości i moje oczekiwania co do tego występu były oparte głównie o koncertówkę z Woodstocku 2009. Jednak miałem do nich też duży dystans, bo 15 lat to jednak szmat czasu. Ostatecznie - zagrane na pełnej kurwie od początku do samego końca. Publika stosunkowo skromna, ale ogarnięta. Darliśmy mordy przez cały koncert, a w pogo był ogień! Zespół był ewidentnie wzruszony tym jak ludzie sami z siebie z nimi śpiewają. Podczas tego koncertu zaliczyłem również najbardziej losową interakcję z muzykiem xD. Byłem na skraju moshu i akurat wrzucałem jakiegoś młodego na falę. Odwracam głowę w lewo, a tu basista stoi pół metra i drze mi się prosto w twarz TELL ME THE TRUTH MOTHERFUCKER i idzie we mnie z basem xD. Chłop wskoczył w publiczność niemal zupełnie niezauważony i pięknie wjechał w mosh z gitarą, a potem go wrzuciliśmy z powrotem na scenę. Zajebista sprawa. Ponownie - wybierzcie się na Clawfinger, jeśli będziecie mieli okazję.

9. Motionless in White - występ bez historii. Dobrze zagrane i tyle. Zmarnowany potencjał miejsca, w którym grali. Interakcje ograniczone do niezbędnego minimum. Koncert do zapomnienia, a szkoda.

10. Rotting Christ - solidne jak diabli. Gitary zajebiście cięły przez cały koncert. Chętnie pójdę na ich kolejny występ. Może na ten z wspólnej trasy z Behemoth oraz Satyricon we Wrocławiu? Zobaczymy.

11. Venom Inc. - wpadli na zastępstwo na ostatnią chwilę za Sick of It All i rozjebali. Zakładałem średni występ, a wyszedł z tego kawał oldschoolowego napierdalania. Klimat NWOBM siedział zajebiście, a publika fajnie się bawiła. Koncert na duży plus. Zobaczyłbym ich w sumie na Mystic.

12. Stacja B. - młodzi punkowcy, nawet fajnie grający, lecz jednak punk to nie moja bajka. Lubiącym gatunek może podejść.

13. NiNi - laska z Tajwanu grająca na tradycyjnych chińskich instrumentach z zespołem metalowym. Co może pójść nie tak? Nic. Koncert wyszedł zajebiście pod każdym względem. Ponownie publika dała radę i zespół grał całym swoim sercem. Jest to zajebiście ciekawy projekt, który będę obserwował, bo może z tego wyjść coś ciekawego. Jest to również bardzo dobry materiał na zespół grający na Mystic Festival.

14. Guano Apes - liczyłem na wiele po tym koncercie, ale się mocno zawiodłem. Sformułowanie "pójście po linii najmniejszego oporu" idealnie podsumowuje ten występ. Przyznaję też, że wyszedłem w połowie, bo było słabo, więc uznaliśmy, że lepiej się stanie jak wcześniej wskoczymy w samochód.

Podsumowując, było kilka zaskoczeń mniej lub bardziej pozytywnych, ale generalnie koncerty na plus. Warto też dodać, że nagłośnienie na tym festiwalu jest na poziomie mistrzowskim i do żadnego występu nie da się przypierdolić pod tym względem.

P. S. Wybaczcie średnią składnię, ale jestem bardzo zmęczony ostatnimi dniami, a zależało mi na napisaniu opinii jeszcze na gorąco po wydarzeniu. :conorsalute:
Widziałem kiedyś Guano Apes na jakiś ursynaliach.... Ale sssali okrutnie, klimat w stylu zagramy jak płacą.
 
Back
Top