Kroniki Najmana

Cloud

UFC
Light Heavyweight
MMARocks
marcin_najman_640x360_crop_rozmiar-niestandardowy.jpg




Nazywam się Marcin Najman i to jest moja historia.



Wszystko zaczęło się od pomysłu, a ten zaczął kiełkować w głowie, aż w końcu zakwitł do rozmiarów dzisiejszego sukcesu. Siedzę właśnie w szatni po walce z Robertem Burneiką i mimo przegranej, na mej twarzy maluje się lekki uśmiech. Wszystko poszło tak jak sobie to zaplanowałem...



pudzian_najman_ksw_09.jpeg




Lipiec 2009 • Era Pudzianowskiego



Czasy były ciężkie. Już wtedy wiedziałem, że z boksu nie wyżyję. Wygrywając z ogórkami nie zdobywa się pieniędzy, a walkę o najwyższe trofea wybił mi z głowy Andrzej Wawrzyk. Celebrytą też nie byłem wybitnym. Udział w Big Brotherze nie wywindował mnie na szczyt. Trzeba było kombinować. Wtedy właśnie, jak gwiazdka z nieba, spadła w moje ręce oferta Pana Kawulskiego. Szukali pożywki dla swojego nowego nabytku. Kogoś, kto pomoże zrobić nieco szumu. A co najważniejsze kogoś, kto przegra z Pudzianowskim.



Oferta była jasna i prosta. Miałem zrobić wojnę medialną przy okazji stwarzając pozory groźnego boksera, który drwił z hodowli mięśni jaką zajmował się Mariusz. Wiedziałem doskonale, że to on będzie gwiazdą organizacji KSW, że to genialny wręcz chwyt marketingowy na wypromowanie tego sportu w Polsce. Usiadłem więc w domu ze szklaneczką Old Smugglera. Lód kołysał się wolno w minimalnych falach alkoholowego morza. I wtedy to do mnie dotarło. Wiedziałem już co zrobić i jak się zabrać do tego. Szkocka w ten dzień smakowała jak nigdy w życiu.



Musiałem stać się wrogiem publicznym numer jeden. Dokładnie tak. Rąk do pracy nigdy nie miałem. Natomiast głowę do interesów już tak. Wiedziałem, że plan musi być długodystansowy. Że wiele lat minie zanim osiągnę swój ostateczny cel. Że zostanę znienawidzony przez wszystkich. Jednak z perspektywy czasu zważywszy na to gdzie się teraz znajduję • nie żałuję ani trochę!



Pudzian_Najman_Demolka_3733047.jpg




Grudzień 2009.



Dzień gali. Po ogromnej dawce trash talku w końcu nadeszła gala. Robienie z siebie błazna i awanturnika nie było trudnym zadaniem. Trudniej za to było robić na tyle realistycznie, aby wszyscy uwierzyli. Przez porażkę do sukcesu • tak to interpretuję. 60 000 zł za walkę od KSW to potężne pieniądze, co prawda nie takie jak Pudziana, ale nie o to tu chodziło. Zapłata za walkę cieszy, jednak to nie ona miała mi zapewnić wzbogacenie się. Walkę oczywiście przegrałem z kretesem. Skopany i zbity jak kundel. Jednak takie było moje zadanie. Być tym, od którego Mariusz się odbije i zaistnieje w świecie MMA. Wtedy też zakończył się pierwszy etap mojego planu, a w życie zacząłem wprowadzać etap drugi.



05a97dda0019cf554e4291f1




Wrzesień 2010 • Era Salety


Po wypełnieniu swojej roli poszedłem do Martina i Kawula z propozycją dalszej popularyzacji tego sportu. Dałem do zrozumienia, że jestem w stanie stworzyć kolejną medialną wojnę z innym znanym nazwiskiem, mianowicie Saletą. Zgodzili się z miejsca. Jednak to czego nie wiedzieli, to fakt, iż największą promocję otrzymywało moje nazwisko, stając się znane większości Polaków. I w tym tkwił mój sekret. Działać tak, aby zaistnieć w świadomości społeczeństwa. Wywołać wojnę nie było trudno. Wystarczyło odnowić stary konflikt z żoną Przemysława. Kilka publicznych wypowiedzi i Przemek połknął haczyk. W międzyczasie Kawulski podsunął mu do ręki kontrakt na walkę ze mną. Saleta na dodatek sam potrzebował kasy, więc podpisał bez wahania. Wojna na słowa zrodziła się na nowo. A media dodatkowo pisały o walce dwóch debiutantów z innych sportów w dyscyplinie MMA. Sport na tym zyskał i po raz kolejny moje nazwisko.


I w całej tej historii najważniejsze jest to, co powiem teraz: stawiałem pieniądze przeciw sobie... Może jest to niemoralne, może jest to przestępstwo, ale taka była moja gra. Uświadomiłem to sobie po pierwszej walce z Pudzianowskim, kiedy to musiałem przegrać odgórnie. • A co gdyby ciągnąć to dalej i na tym zarobić • ? Całą wypłatę zeszłoroczną postawiłem na Przemka. W dniu walki dałem piękne show. Uderzałem, kopałem, przewróciłem nawet Saletę! Jednak nie mogłem tego wygrać! Dałem więc pretekst sędziemu do podniesienia walki do stójki, po czym w drugim obaleniu dałem się przetoczyć. Saleta podobnie jak i ja nie wiedział nic o MMA, więc gdy tylko położył mi łokieć na szyi, zacząłem klepać. Nie mam pojęcia, czy takie duszenie istnieje, sądzę jednak, że wyglądało realistycznie. Walkę przegrałem, pieniądze wygrałem...



przemyslaw_saleta_daje_najmanowi_pol_640x360_crop_rozmiar-niestandardowy.jpg




Po pojedynku, kolejny raz zacząłem szczekać, tłumacząc swoją przegraną tym, że ja tam byłem sam, a przeciwko mnie był Saleta, komentator i sędzia. Jednocześnie wszędzie gdzie tylko się dało głosiłem, że Przemek dostał największe lanie w życiu. Jednak nadal byłem odbierany po prostu jako krzykacz. Żeby mój plan zadziałał potrzebowałem czegoś więcej. I tym czymś okazało się narodzenie nowej organizacji MMA! Poczułem, że to jest moja druga szansa. Że muszę wykorzystać okazję. Stworzyłem więc sztuczny konflikt na tle Najman • KSW i odszedłem do MMA ATTACK, które tak jak dawniej KSW, poszukiwało kogoś, do swoich freak fightów. Wiedziałem, że długo tej gry nie będę mógł ciągnąć, więc podpisałem kontrakt na dwie walki. Dwie walki, które w zupełności mi wystarczą do tego, co rok temu sobie zaplanowałem ze szklanką whisky...



2696893-am051111-81.jpg




Listopad 2011.



Kolejny rok minął. A Saleta znów potrzebował pieniędzy. Kłótnia z KSW i przejście do konkurencji zrobiło swoje. Moje nazwisko znów stało się popularne. Druga walka z Przemkiem w formule K-1 nieco komplikowała sprawę. Nie chciałem dać się znokautować, ani nie mogłem już klepać. Wymyśliłem więc, że będę kopać Przemka tak, aż mi skóra pęknie, po czym udam kontuzję. Sprawa też nie była prosta. Musiałem kopać nogi Salety tak, jakbym kopał piłkę na boisku i starać się trafić piszczel o piszczel. Miało to na celu stworzyć już po raz drugi sytuację w której mógłbym po walce skarżyć się o niesprawiedliwy wynik. Stworzyć nutkę niepewności w głowach • co by było gdyby • .


Zainwestowałem w tę walkę u bukmacherów zdecydowanie więcej pieniędzy przeciwko sobie. Łącznie około 200 000zł. Zarobić mogłem około 400 000zł. To już nie były żarty. Egzekucja planu musiała być perfekcyjna. Dzień walki: poniżany i wygwizdywany. Jest to jedno z najgorszych uczuć na świecie. Kwestia bycia znienawidzonym przez świat. Jak skazaniec przemierzający drogę z celi do krzesła elektrycznego. W tym przypadku było to od szatni do oktagonu. Jedynie świadomość lepszego życia nie pozwalała mi się kompletnie załamać i pozostawać w swoim wymyślonym charakterze. Kopałem z całych sił, kopałem jak szalony. Nie po to, by zrobić krzywdę Przemkowi, lecz po to, by samemu się uszkodzić. Nikt w sportach walki nie kopie ukośnie z dołu do góry. I wie o tym każdy, kto trenował. Wiedziałem o tym i ja, w końcu w latach 90 trenowałem kickboxing w którym mam też swoje sukcesy. Jednak tamtej nocy nie było innego wyjścia. Udało się! Pęknięcie na nodze! Jak tylko to zauważyłem odwróciłem się i zacząłem kuleć. Gwizdów i wyzwisk było od groma. Nie było odwrotu. Niezdolny do dalszej walki! Poczułem ulgę. Saleta znów triumfował. Jednak prawdziwym zwycięzcą byłem ja, bo mój plan wkroczył w przedostatnią fazę...


O dziwo prześwietlenie wykazało, iż naprawdę uszkodziłem sobie poważnie nogę. Miałem kolejny pretekst do narzekań i cwaniakowania w Internecie. Nie mogłem już wykorzystać Salety. Musiałem poczekać na kolejny prezent od losu, a ten nadszedł niespodziewanie szybko.



e95c8ce2aafd32cbd6b7184f1a946aa0010a6481




Kwiecień 2012 • Era Hardkorowego Koksa.



Podobno wielu gangsterów mówi sobie • jeszcze jeden ostatni skok i kończę z tą robotą • . Tak samo ja sobie pomyślałem dostając od Pana Cholewy ofertę walki z Robertem Burneiką. Wiedziałem, że już dłużej nie wytrzymam tej ciągłej nienawiści i grania człowieka, którym nigdy nie chciałem być. Jednak nie ma się co dziwić. Poświęciłem temu wszystko! Całą moją rodzinę i wszystkich moich znajomych. Każdy uważał mnie za buca i chama. Niestety gra o duże pieniądze to duże wyrzeczenia i byłem tego świadom jak nikt inny. Robert był idealnym kandydatem na ostatni podpunkt mojego wielkiego planu. Uwielbiany przez wszystkich i kochany przez Internautów. Zapisałem się na treningi do Mirka Oknińskiego. Musiałem podbić stawki u buków. Robert jako kulturysta, który na dodatek ogłaszał, że nie będzie trenował do walki, był skazywany na porażkę • nawet ze mną. Na każdą złotówkę wydaną na niego, można było zarobić dwa złote. Treningi i wypowiedzi Mirka tylko to uwiarygodniły. I rzeczywiście ciężko u niego trenowałem, jednak swój plan na walkę już miałem - o czym nikt nie wiedział.



Czekało mnie najtrudniejsze zadanie ze wszystkich. Nie mogłem się poddać tak po prostu, lecz wiedziałem też, że jedna moja kontra znokautuje Burneikę, który nawet gardy nie potrafi trzymać. Musiałem rozplanować to tak, aby moja czwarta porażka z rzędu nie wzbudzała wątpliwości. W dniu walki skakałem obok Roberta, dając pozory • taktyki • obranej pod ten pojedynek. Bałem się go uderzyć wiedząc jak nieprzetestowana nigdy szczęka reaguje na nawet najdelikatniejszy lewy prosty. A okazji było sporo, oj sporo. W przerwie między pierwszą, a drugą rudną popatrzyłem na narożnik Roberta i się przeraziłem. Wyglądał jakby miał płuca wypluć. Oddychał ciężko i wzrok mu się plątał. Zadecydowałem, że trzeba się podłożyć już teraz. Nie uciekałem już tak bardzo, czekałem aż zacznie mnie gonić i przyszpili mnie do siatki. Udało się! Wywróciłem się i czekałem tylko na nawałnice ciosów. Robert nie zawiódł. Nie zawiodłem również ja. Odklepałem najważniejszą walkę w mojej karierze.



0001KGOK4UX5UX3M-C317-F3.jpg



Krzyków, przekleństw i skandowań imienia Roberta nie było końca. Czułem się jak w czarnej dziurze. Nie dochodziły do mnie ani dźwięki, ani obrazy. Myślałem tylko • udało mi się! Udało! • . Uciekłem od razu do szatni. Nie mogłem po sobie poznać, że to wszystko było zamierzone, że nie przeżywam tego. Zainwestowałem 700 000zł w małych sumach u większości buków. Czysty zysk to 1575000 zł. Jestem ustawiony do końca życia. Z samych odsetek mam kilka tysięcy miesięcznie. Za niedługo przyjdzie Razor z BoxingNews z prośbą o wywiad. Powiem mu, że kończę karierę definitywnie, że jestem zawiedziony. Wycofuję się z aktywnego życia w mediach i zajmę się galami bokserskimi i meczami charytatywnymi. Nigdy więcej już trash talku. Nigdy więcej szyderstwa w moją stronę. Ludzie? Ludzie zapomną. Za pięć czy za dziesięć lat. To już bez znaczenia. Najważniejsze, że nie muszę się już przejmować do końca życia z czego będę żył na starość i mam kogoś, kto mnie kocha mimo że wszyscy mnie nienawidzą. Znajdę swój własny kącik i zaszyję się tam, a portale dalej będą huczały o kompromitacji stulecia Najmana. Trzy lata od czasu pierwszej walki z Pudzianowskim i w końcu wyszedłem na swoje.


523235_10150733970602839_261521472838_9528636_609217472_n.jpg




• puk • , • puk • - rozlega się w drzwiach. Razor pyta o wywiad. Muszę przestać się uśmiechać i zagrać ostatni raz El Testosterona. Nazywam się Marcin Najman i to moja spowiedź.



-----------------------------------------------------



Wszystko napisane wyżej jest oczywiście zmyślone. Jest to tak zwane fan/political fiction i nie ma pokrycia w rzeczywistym świecie. Jest to opowiadanie napisane z wyobraźni autora i zostało spisane w celach humorystycznych. Wszystkie nazwiska, miejsca, organizacje i znaki towarowe są własnością właścicieli i perypetie ich w wyżej napisanym opowiadaniu to czysta fantastyka.
 
Ludzie kochani, w jakis obłęd wpadliscie z tym najmanem ? Temat na temacie pojawia sie - oczywiscie zwiazane z najmanem.
 
Tak, ale mój przynajmniej jest autorski, a nie kopiowany z wywiadem czy wypowiedzią:-) Czyli o tym jak Najman wyrolował nas wszystkich:-)
 
Kokos nigdy nie napisał tak dobrego artykułu, gratuluję. Tylko pewnie będzie trzeba jeszcze dopisać niedługo jeszcze jeden wpis, a mianowicie walka z Saletą III.
 
"(...) i zagrać ostatni raz El Testosterona" :-)


Świetnie się czytało, gratuluję lekkiego pióra :)
 
najman by do sadu chyba poszedl jakby to trafilo na glowna, chociaz mi sie ten pomysl podoba jak i sam artykuł
 
Naprawdę świetne opowiadanie, tym bardziej że można je osadzić w rzeczywistych zdarzeniach.
 
dobry art..... :-)



autor już ma duży problem, bo tłum będzie chciał więcej!!!! :-)
 
Gratuluję Evangelista bogatej wyobraźni, talentu w przelewaniu myśli na wirtualny papier, inicjatywy. Najman akurat na groteskę i tak zgrabnie ujęty humor "zasługuje", bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że ów tekst mu nie schlebia.? ;)



Prawdę powiedziawszy ten nieco spiskowy scenariusz od pewnego czasu rysował się i w mojej głowie, tak więc widzę, że więcej ludzi ma poważne wątpliwości, czy Najman jest faktycznie aż takim idiotą i antytalentem sportowym...czy też przechytrzył swoim przemyślanym PR większość obserwatorów jego poczynań ;)
 
Nie mam pojęcia, czy takie duszenie istnieje, sądzę jednak, że wyglądało realistycznie.


Haha mocne :D Bardzo dobry art i licze na wiecej, ale moze na jakies powazne tematy :)
 
Evangelista ty jesteś autorem ?




Tak. Dziś rano pisałem. W końcu wolna sobota, hehe.


Kalogero -> właśnie po wczorajszej gali tak sobie myślałem "a co by było gdyby w tym całym Najmanie było drugie dno?" i tak oto powstał ten humorystyczny tekst w formie pamiętnika. Nie żebym wierzył w to co napisałem, ale pośmiać się zawsze można i zrobić jakąś alternatywną wersję wydarzeń :)




najman by do sadu chyba poszedl jakby to trafilo na glowna, chociaz mi sie ten pomysl podoba jak i sam artykuł


Licentia poetica. Moje prawo do wolności literackiej. Poza tym dlatego napisałem na dole, że wszystko to jest fikcją i nie ma żadnego odzwierciedlenia w prawdziwym świecie:), a co do głównej, to Cohones mi wystarczy. Poza tym "taki" materiał na główną się nie nadaje.


Dzięki za komentarze!
 
Ooo, ktoś fotki dorzucił! Heheh dzięki Def :D Teraz to jakoś wygląda :D
 
To jest tak dobrze napisane, że aż wydaje się prawdziwe :D Normalnie materiał na książkę. Evangelista, zgłoś się do Najmana, może będzie chciał wydać autobiografię to mógłbyś ją napisać ^^







Great job!
 
Back
Top