Bardzo ciekawy wywiad z Wolskim
Całość:
https://next.gazeta.pl/next/7,15100...pNMyKeXpcBYOLxEO8zTyRxUgeedxcOcUR18#s=BoxOpMT
Fragmenty:
Przyczyny inwazji:
Przyczyny
rosyjskiego ataku są de facto dziewiętnastowieczne: o sile państwa decyduje wielkość terytorium, liczba ludności i zasoby naturalne. Wokół takiego zbioru pojęć obraca się ideologia
Putina. On realizuje to, co całkiem otwarcie obiecał
reszcie świata w Bukareszcie w 2008 roku, czyli próbuje przeprowadzić sanację imperium. Przy czym nie chodzi o odbudowę jakiegoś ZSRR 2.0, chodzi o prosty wielkoruski szowinizm i podbijanie krajów, które mają być włączone do Rosji.
Błędy Rosjan:
Popełnili trzy błędy. Po pierwsze - nie docenili przeciwnika. Uważali, że armia ukraińska się rozbiegnie i nie będzie walczyć. Po drugie - źle oszacowali reakcję Zachodu, co jest naprawdę bardzo dziwne, bo Amerykanie i Brytyjczycy wyraźnie ostrzegali, jakie będą konsekwencje ataku. Najpierw Amerykanie zaczęli krzyczeć, że wiedzą, co Rosja chce zrobić, potem na Ukrainie wylądowali doradcy wojskowi i ruszyły potężne dostawy uzbrojenia, potem pojawiło się jeszcze więcej doradców, wreszcie amerykański wywiad spalił Putinowi cztery albo nawet pięć
casus belli, ujawnili szykowane prowokacje. To wszystko zostało przez Putina bezmyślnie zlekceważone.
Jak Putin będzie próbował naprawić swój wizerunek po blamażu na Ukrainie:
Zobaczymy, kto się następny wychyli po Ukrainie. Bo wychyli się na pewno, jakiś kraj poradziecki, któremu się nagle nie spodoba „rosyjski mir" i uzna, że Rosjanie są teraz tak słabi, że można im podskoczyć. Zobaczymy, co wtedy nastąpi. Nie zazdroszczę.
Jeśli podwórkowy maczo w rodzaju Putina nagle zostaje bez spodni, to na kimś słabszym prędzej czy później będzie się musiał odegrać.
Dlatego biada kolejnemu krajowi, który po Ukrainie stwierdzi, że Rosja jest słaba i można nią pomiatać. To będzie pewnie jakiś konflikt lokalny w „ruskim świecie", na który Rosja odpowie w kompletnie niesymetryczny sposób i wystrzeli do wróbla z armaty.
Plan Minimum Putina
Rosjanie zawsze prowadzą swoje operacje zbrojne wielowariantowo. Zakładają cel maksimum i do niego dążą, ale mają też scenariusze B i C, którymi w razie czego się zadowolą. Jeżeli w tej wojnie chodziło o zaanektowanie Ukrainy i zmianę rządu, to celem awaryjnym będzie powołanie jakiegoś kadłubka na wschodzie ze stolicą prawdopodobnie w Charkowie. Jeśli i to się nie uda, to mogą płynnie przejść do trzeciego wariantu, czyli poprzestać na wyrąbaniu korytarza z Krymu do Rostowa nad Donem, połączenia lądowego przez Mariupol.
Jeśli Ukraińcy utrzymają Charków aż do zawieszenia broni, które kiedyś przecież nastąpi, to Rosjanie zadowolą się korytarzem. To będzie oczywiście klęska, ale powiedzą, że od początku ich celem było połączenie Krymu z Rostowem. I lud rosyjski to kupi. Jeśli Ukraińcy utrzymają Charków aż do zawieszenia broni, które kiedyś przecież nastąpi, to Rosjanie zadowolą się korytarzem. To będzie oczywiście klęska, ale powiedzą, że od początku ich celem było połączenie Krymu z Rostowem. I lud rosyjski to kupi.
Propaganda Ukrainy:
Jeśli chodzi o stronę propagandową tej wojny, to pokazują absolutne mistrzostwo świata. Mają od tego doradców z Zachodu, no i ważne są też zdolności Zełenskiego jako aktora. Kiedy spojrzymy na działania ukraińskiego OPS-u w 2014 roku - chodzi o tę część armii, która zajmuje się operacjami psychologiczno-specjalnymi - to one były tak samo toporne, jak u Rosjan, a teraz sytuacja całkowicie się zmieniła i widzimy majstersztyk. Jestem pewien, że to efekt działania doradców
NATO-wskich, bo ukraińska kampania jest kompleksowa, ma budować wsparcie dla Ukraińców na Zachodzie, przedstawiać ich w określonym świetle, ukrywają konsekwentnie swoje straty, ukrywają blamaże. Pamiętasz słynną kolumnę rosyjską w Kijowie, która dojechała do ZOO?
No więc to nie byli Rosjanie, tylko ukraińska kolumna zaopatrzeniowa, którą sami sobie wystrzelali, bo rozdali cywilom broń, cywile mieli słabe dowodzenie, zbyt chętne naciskali na spust i w bratobójczym ogniu zginęło 60 żołnierzy. Tyle że nikt o tym nie wie. To, co widzisz po stronie Ukrainy, jest dobrze przygotowanym przekazem propagandowym, wszystkie elementy się spinają, codzienne zdjęcia bohaterów z granatnikami przeciwpancernymi, a w tym samym czasie Ukraińcy tracą dziesiątki czołgów.
Dlaczego nie widzimy zniszczonego sprzętu Ukraińców:
Istnieją strony rosyjskie, gdzie masz pełno rozwalonych czołgów ukraińskich i martwych żołnierzy. Tylko to nie jest przez rosyjskie media wykorzystywane propagandowo, bo przecież obowiązuje narracja, że to nie żadna wojna, tylko mała operacja specjalna.
Jeńcy:
Ważne, że obie strony bardzo się pilnują, żeby nie było rozwalania jeńców. Niekoniecznie z powodów humanitarnych.
Jeśli żołnierze drugiej strony wiedzą, że jeńcy mają szansę przeżyć i są dobrze traktowani, to się chętniej poddają. Na to grają mocno Ukraińcy, dlatego pokazują żołnierzy rosyjskich dzwoniących do domu, pokazują, że ich karmią i nie biją, a jeśli to się zdarza, to nie wypływa. Do Rosjan dociera przekaz, że mają wybór: albo na polu walki zginąć, albo się poddać i przeżyć w obozie jenieckim. Bardzo mądre działanie. Podobnie jak akcja dzwonienia do matek jeńców, bo to bomba wrzucona w rosyjskie społeczeństwo: skoro z mediów oficjalnych się niczego nie dowiedzą, to dowiadują się pocztą pantoflową. Amerykanie tak samo robili w Iraku, widać wprawną rękę.
Broń nuklearna:
Broń jądrowa o małej sile do tego służy, żeby fizycznie zniszczyć żołnierzy, a nie bombardować miasta, bo to militarnie bez sensu.
Ale do tego nie dojdzie.
Najbardziej prawdopodobny wariant jest taki, że Rosjanie zrealizują jakiś mniejszy cel i usiądą do stołu rokowań. A Ukraińcy będą na tyle wyczerpani wojną, że się zgodzą coś oddać. Zresztą Zełenski co pewien czas wypuszcza balony próbne. Wydaje mi się, że będzie jeszcze jedna duża ofensywa Rosjan albo Ukraińców, próba przesilenia w jednym z ważnych miejsc za pomocą świeżych sił, potem nastąpi pat i wreszcie obie strony się dogadają. Rosjanie będą udawać, że od początku im chodziło o jakąś niewielką zdobycz oraz „zniszczenie groźnych instalacji amerykańskich".
NATO:
Czy NATO miałoby siły na taką wojnę? Owszem. Byłoby w stanie bardzo prosto wybić Rosjanom z głowy rojenia o zwycięskim konflikcie konwencjonalnym. Przewaga NATO w powietrzu jest przerażająca, również w wojskach lądowych NATO ma przewagę. Już sam przerzut kilku brygad ze Stanów do Polski uniemożliwiałby Rosjanom lądową ofensywę nie tylko u nas, lecz także w krajach nadbałtyckich, zwłaszcza w sytuacji, kiedy czołówka armii rosyjskiej jest wykrwawiona. Pozostaje problem broni atomowej. I to jest karta przetargowa Putina.
NATO stara się postępować w taki sposób, żeby bezpośrednio nie prowokować Rosjan i moim zdaniem to jest mądre. Zdrowy rozsądek, a nie romantyzm czy inne emocje.
Rosjanie wiedzą, że wojna z NATO to nie będzie wymiana uprzejmości, tylko wet za wet, teraz zrozumieli to jeszcze lepiej.
Wszyscy ciągle pytają o atom. „Putin oszalał, może nacisnąć guzik". Otóż nie oszalał. Jestem bardzo sceptycznie nastawiony do straszenia Polaków atomem, chodzi mi o te wszystkie opowieści, że nastąpi „deeskalujące uderzenie jądrowe". Albo: „Wejdą i walną atomówkę na Białystok". A dlaczego na Białystok? „A bo tak". A jak to się ma do ich doktryny wojennej? „A bo coś tam". To nie jest tak, że Putin będzie zrzucał atomówkę, żeby pokazać, że ma wielkie jaja.
Polska:
Rosja nie ma na to sił. Strasznie boleję, że przez ostatnie lata tyle było straszenia Polaków, grania na naszych lękach, na naszym bólu historycznym i powtarzania, że „znowu będziemy sami", bo NATO jest słabe, bo artykuł piąty nie zadziała itd. Część polityków prawicy grała w tę grę, ale też część środowisk paranaukowych, bo geopolityki nie uważam za naukę. Kupa pięknych karier medialnych wyrosła na wmawianiu Polakom, że oto będzie kolejna Jałta, kolejny Poczdam, zaraz tu wejdą Rosjanie. Zobacz, jak ta cała narracja się teraz posypała. NATO działało aktywnie jeszcze przed wybuchem tej wojny. W dodatku działało na terytorium kraju, który nawet nie jest członkiem Sojuszu! Pomoc dla Ukrainy okazała się gigantyczna, bezpośredni udział w wojnie jest tylko niewielki krok dalej. Mamy największy kryzys w historii istnienia Sojuszu i jesteśmy świadkami tego, że NATO się sprawdza. Również militarnie. Więc jeśli pytasz, co powiedziałbym tym ludziom w kolejce po paszporty, to że mogą się czuć bezpieczni tak długo, jak długo Polska jest w NATO.
Poza tym my nie jesteśmy uznawani przez Rosjan za pole bezpośredniej agresji. Oni w najśmielszych swoich planach nie zakładają, że nas najadą, że będą chcieli podbić Warszawę, wymusić tu zmianę rządu - czyli to, co próbowali zrobić w Ukrainie. Jesteśmy poza osią agresji rosyjskiej. Dla nich sprawa jest prosta: Kaukaz, Białoruś, Ukraina. Więc dość już tego straszenia Polaków rosyjskim truchłem imperialistycznym wyciąganym z szafy.
Najgorsze właśnie nam przestało grozić, a mianowicie marginalizacja Polski w ramach NATO, wyrwanie polski ze struktur europejskich. To już minęło. Po najeździe Putina na Ukrainę tego już nie ma. Putin tak zjednoczył Zachód w trzy dni, jak przez 30 lat się wcześniej nie udało. To, co powiem, jest bardzo niezręczne, kiedy na Ukrainie pod bombami giną ludzie, ale moim zdaniem będziemy tylko odcinać kupony.
Pierwsza korzyść dla Polski to wzmocniona obecność NATO. Druga, że na Zachodzie przez długi czas - 15 lat co najmniej - nikt nie uwierzy w zapewnienia Rosjan, że się ucywilizowali. Wszyscy będą im patrzeć na ręce. Zanim armia rosyjska dojdzie do formy po tym, co ją spotkało na Ukrainie, to minie od ośmiu do 10 lat. Jednostki powietrzno-desantowe, lotnictwo, piechota muszą wyleczyć rany. Do 2030 roku mamy więc z grubsza spokój. Jeżeli w dodatku niezależne silne państwo ukraińskie obroni się i pozostanie na mapie - cała pula dla nas.
Przyszłość Rosji i Białorusi:
Przez ostatnich kilkanaście lat widzieliśmy konsekwentnie realizowany plan przywrócenia Rosji mocarstwowości, odbudowy imperium, apogeum tego procesu nastąpiło latem zeszłego roku, kiedy Białoruś wpadła w ręce Putina po nieudanej kolorowej rewolucji. A jednak mimo zwasalizowania Łukaszenka nie zdecydował o wysłaniu białoruskich wojsk na front ukraiński, co namieszało potwornie, bo to była rzecz, która mogła w pewnym momencie przeważyć szalę. I zobacz, jak ten cały imperialny plan Putina zaczyna się walić jak domek z kart, bo jeśli Ukraina mu nie wyjdzie, to wzrośnie też autonomia Białorusi. Łukaszenka przecież wyciągnie z tego wszystkiego po swojemu wnioski. Czyli Rosjanie wracają do punktu wyjścia, ponieśli gigantyczne straty, wydali wielkie pieniądze i nie zyskali nic.
Po ewentualnej wymianie Putina kurs neoimperialny zostanie przytłumiony, przez jakiś czas będzie wystawiony ktoś medialny, prozachodni i bardzo się będzie starał o zdjęcie sankcji, ale Rosja w swoje koleiny wróci.