Jednak się skusiłem na Nioh i kupiłem pr-order. Kiedy odstawiłem demko, to jednak wracałem myślami do tego i brakowało mi pykania:) No i nie żałuję, bo gierka super. Zdecydowanie więcej z Ninja Gaiden niż Soulsów (mimo iż mechanika iście soulsowa), to jednak jest to porządny shlasher z masą kombinacji i - słabą bo słabą, ale jednak – fabułą prowadzoną w sposób filmowy a nie poprzez debilne gadki z NPC i czytaniem pamiętników.
Gra bardzo dobra, choć poziom trudności wcale nie jakiś bardzo wysoki. Niemniej miejscami napocić się trzeba.
Fajnie, że fabuła inspirowana jest prawdziwą historią Williama Adamsa – żeglarza, który jako pierwszy anglik dotarł do Japonii. Historia o tyle niesamowita, że w tym wrogim w stosunku do obcych kraju “Miura Anjin” okazał się na tyle cenny, iż wkrótce po przybyciu został mianowany samurajem i daimyo (tamtejszym feudałem), a także pełnił funkcję głównego doradcy szoguna Iyeasu Tokugawy. “Anjin-sama” był również inspiracją dla postaci Johna Blackthorne’a w powieści (i serialu oraz filmie) “Szogun” spod pióra Clavella. Również polecam. “Nioh” w fabule ma także inne, jeszcze ciekawsze (sic!) nawiązanie. Występuje tam niejaki Yeasu – czarnoskóry samuraj. I nie jest to popularny obecnie zabieg “wygładzania dzieła” tak, aby pasowało ono do wizji politycznej poprawności: tu damy murzyna, tam Chińczyka – nikt nie posądzi nas o rasizm. Yeasu również istniał, przybył do Kraju Kwitnącej Wiśni wraz z Jezuitami, jako niewolnik. Jakimś cudem dostał się jednak na służbę u słynnego Nobunagi Ody, od którego to otrzymał tytuł samuraja i nawet udowodnił swoją wartość biorąc udział w kilku bitwach.