Mobius -> Nie siej nieprawdziwych informacji;-). Mam zakupione praktycznie wszystkie cRPGi, które wyszły, fascynuje mnie literatura i sam na portalu popełniam dłuższe formy tekstowe. Czyli znaczy to mniej więcej tyle, że preferuję historię nad inne rzeczy. Mój ranking jest taki:
1. Fabuła
2. Klimat
3. Gameplay
Grafiki nie liczę, bo byłem wychowany w czasach gdy ona się nie liczyła i tak mi zostało do dzisiaj. Gram więc z przyjemnością w gry typu Resonance:
Dlaczego? Bo cenię sobie historię, a nie grafikę. Więc szufladkowanie mnie do "napierdalaków", jest nie w porządku:-). JEDNAK zawsze jest pewne "ale". Jeżeli o Mass Effect chodzi, to owszem, historia była najlepsza. Bardzo się w nią wczułem. Pamiętam, że naprawdę chciałem reprezentować ludzi w kosmosie i powiększać wpływy. Czułem sie jak generał dominium terrańskiego. Dlatego też nigdy nie uratowałem rady kosmitów, bo bez nich pozycja ludzi w kosmosie wzrosła. Nie rozumiem do dziś jak ktoś mógłby w ogóle ratować radę. Przecież to jak podcinanie gałęzi na której siedzimy. Tu nie chodzi o wojny państw, gdzie jedno napada drugie, ale o przyszłość CAŁEGO GATUNKU! Dlatego supremacja człowieka w kosmosie jest tak ważna. Przykładowo czy po długiej wojnie z Rosjanami mając w rękach losy świata dalibyśmy równy udział temu narodowi w rządzeniu światem? Nie sądzę. Raczej dbalibyśmy o dobro Polski i jej pozycję umacniali. Dlaczego więc tak dużo osób wybrało uratowanie rady osłabiając tym pozycję ludzką? Do dziś nie wiem. W każdym razie wracając z tej dygresji - chodzi o to, że popieram Cię. Tak fabuła była najlepsza w pierwowzorze. Historia naprawdę wciągała i była fantastyczna. Żniwiarze z odległego kosmosu niszczące całe życie? Przecież to genialny motyw. Od razu przypomniało mi się opowiadanie Stephena R. Donaldsona pt. "Czynnik Ludzki", które bardzo mi się podobało, bo tyczy się bardzo podobnej tematyki (statek kosmiczny bez załogi, który chce zniszczyć życie, bo "życie jest złe"), a parę lat później wychodzi Mass Effect zupełnie niezwiązane z tym opowiadaniem. Wkręciłem się od samego początku. Jednak nawet najlepsze opowiadania potrafią być zepsute nie tyle przez formę (bo tę bym przełknął bez problemu), co przez odciąganie od głównego wątku. Fabuła to jakieś 30 % gry. Wyobraź sobie teraz człowieka zafascynowanego książką, który musi ją co chwilę przerywać żeby zrobić coś nudnego i monotonnego. I taka właśnie była dla mnie akcja w Mass Effect. Jednak też zdaję sobie sprawę, że to po części moja wina, bo lądowałem na każdej planecie i wchodziłem do każdej jaskini. Co za tym idzie, to po prostu sam skazałem się na monotonność, bo planety niczym się nigdy nie różniły od siebie, typów jaskiń było oko pięciu (które się powtarzały), a jazda łazikiem zabijała nudą. Do tego doszło złe zbalansowanie klas i przepakowanie postaci jak się robiło wszystkie questy. Dlatego i tylko dlatego stawiam dwójkę ponad pierwowzorem. Bo choć fabułę ma gorszą, bo tu już zaczęły się pierdoły z ludzkimi Żniwiarzami, to jednak deweloperzy usprawnili te błędy tak, że gracz czuł ciągłość. Nic go nie odciagało od tego co chciał robić. Gdy akcja się znudziła, to wracaliśmy do Cytadeli i zwiedzali każdy jej zakamarek.
Jeżeli miałbym ocenić, to fabularnie Mass Effect wymiata wszystkim. Jeżeli o gameplay chodzi, to sequel tutaj wiedzie prym. Jednak całościowo nadal postwiłbym dwójkę nad jedynką, która niestety nie zaoferowała mi wiele poza właśnie genialną historią. Wolałbym Mass Effect jako książkę niż grę.