Należę do koła naukowego i mamy zorganizować konferencję międzynarodową. Myślę - no zajebiście! Można się wykazać, a i wypowiedzieć na jakiś ciekawy i potencjalnie rzadko poruszany temat przy dobrych słuchaczach. Brexit i prognozowane konsekwencje ekonomiczne? Potencjalnie nadchodzący kryzys gospodarczy? Analiza prawdziwych przyczyn kryzysu z 2008 roku? Geoekonomia krajów Zatoki Perskiej? TAKI CHUJ! Prowadzący profesor uznał, że skoro mamy blisko do granicy to oczywiście trzeba analizować ruchy transgraniczne i o tym zrobić konferencję, bo przecież z racji położenia w tym aspekcie będziemy bardzo wiarygodni, a Brexitami i resztą niech się zajmie Warszawa. Nie no, zajebiście. Taka konferencja, to na tej uczelni jest przynajmniej raz w miesiącu, bo kurwa każdy idzie na łatwiznę. Temat przewałkowany jak powroty BJ Penna. A najlepsze jest to, że on tak naprawdę będzie miał mało do roboty, bo wszystko to organizujemy z opiekunką koła, on po prostu jest szefem katedry i tyle. Ale oczywiście my nic do gadania nie mamy. Nie no zajebiście rozwijające, przepisanie kilku liczb z książki i danych z GUSu i przetłumaczenie tego na język angielski. Cały entuzjazm we mnie zgasł, będę to robił jak za karę. Nie wiem nawet czy się wypowiem, może lepiej zajmę się organizacją tej imprezy, bo temat to po prostu żart, a liczyłem na możliwość wypowiedzenia się o czymś potencjalnie interesującym i świeżym dla grupy ekonomistów.