sytuacja z dzis: jako, ze pierdolnal mi lacznik stabilizatora w tylnym kole, o czym upewnilem sie dzisiaj, przy zmienianiu opon. Postanowilem zakupic sprzeta po drodze z wulkanizacji. Wchodze do sklepiku z czesciami do japoncow, mowie typowi w czym szum a on do mnie, ze na miejscu nie ma ale na jutro moze byc. Pytam o cene a ten, ze 120PLN-ow. Cos mi nie przypasilo w tej cenie, gdyz, kiedys wymienialem to ustrojstwo, tyle, ze w przednim kole wiec powiedzialem mu, ze jeszcze zadzwonie. Wrocilem do domu, wchodze w neta a tam oryginal za 30PLN-ow a zamienniki, ktore, praktycznie nie roznia sie od oryginalnej czesci 15 PLN-ow. No kurwa jego mac! Ja rozumiem marze sklepu i ze kazdy chce zarobic ale 400%?! czy nawet wiecej?! Odkad pamietam to w naszym cudownym kraju, kazdy jakis ktos co chce nam cos naprawic usiluje zrobic nas, ordynarnie w chuja i to po tzw calosci. Nie wiem czy sa to jakies zaszlosci z czasow tzw komuny czy chuj wie o co chodzi bo tak jest wszedzie, mechanicy samochodowi, goscie od rowerow, naprawiacze pralek, elektrycy o politykach nie wspominam bo to oczywista oczywistosc, kurwa WSZYSCY.