Co mnie wku*wia

To te same środki . Obie zawierają truciznę, co w kwiatkach można ją znaleźć - o w tych:
220px-Laburnum_anagyroides_hanging_flower_cluster.jpg
 
Czy jest tu jakiś znawca języka polskiego? Tak jak kocham nasz piękny język, tak dziś poczułem się strasznie zawiedziony i kurwa oszukany. @VaeVictis Ty zawsze bardzo ładnie piszesz, ale może ktoś jeszcze? Zgłaszać się śmiało, ostatecznie i tak napiszę z tym do Bralczyka czy innego Miodka, ale jeśli chcielibyście wtrącić swoje trzy grosze to również zapraszam.
Słuchajcie tego : zawsze toczyłem walkę z ludźmi, którzy mówili "budrzet" przez klasyczne "d-rz" jak słowach "drzewo" lub "drzazga". Wydawało mi się to zupełnie absurdalne, ponieważ "dż" czyta się zwykle tak jak w słowach "dżdżownica", "dżungla" i "dżem", jako jedną głoskę. Dodatkowo w angielskim słowie "budget", od którego zapożyczyliśmy nasz "budżet" też jest to jak najbardziej "dż", więc ten forsowany przez wszystkich dookoła "budrzet" nie miał dla mnie żadnego uzasadnienia. Dodatkowo, kolejnym słowem zapożyczonym z angielskiego na dość podobnej zasadzie jest "dżentelmen", którego jednak nikt nawet nie próbowałby wymawiać jako "drzentelmen".
I kurwa co się dzisiaj dzieje? Pierwszy raz postanowiłem użyć na piśmie słowa "podżegać" (zresztą w ramach błyskotliwego komentarza zamieszczonego pod jednym z newsów mmarocks) i co widzę? No właśnie to, pierdolone "dż" czytane jako "drz", kompletnie bez sensu, od czapy i wbrew temu w co wierzyłem całe życie. Porażka jak sam skurwysyn moim zdaniem. Mam teraz mówić "budrzet" jak jakiś wieśniak? Wkurwiają mnie strasznie te wszystkie wyjątki, które powstały chyba tylko po to, żeby jacyś zboczeńcy mogli się brandzlować na konkursach ortograficznych, które tak naprawdę polegają tylko na zmieszczeniu jak największej ilości chujowo napisanych słów w stosunkowo krótkim fragmencie tekstu. Wiecie co? W dupę sobie wsadźcie te wszystkie "gżegżółki", "kszyki" i wszystkie inne ptaszyska, których nazw jakiś debil sto lat temu nie mógł zapisać normalnie.
Budrzet, kurwa. Drzungla.
 
Czy jest tu jakiś znawca języka polskiego? Tak jak kocham nasz piękny język, tak dziś poczułem się strasznie zawiedziony i kurwa oszukany. @VaeVictis Ty zawsze bardzo ładnie piszesz, ale może ktoś jeszcze? Zgłaszać się śmiało, ostatecznie i tak napiszę z tym do Bralczyka czy innego Miodka, ale jeśli chcielibyście wtrącić swoje trzy grosze to również zapraszam.
Słuchajcie tego : zawsze toczyłem walkę z ludźmi, którzy mówili "budrzet" przez klasyczne "d-rz" jak słowach "drzewo" lub "drzazga". Wydawało mi się to zupełnie absurdalne, ponieważ "dż" czyta się zwykle tak jak w słowach "dżdżownica", "dżungla" i "dżem", jako jedną głoskę. Dodatkowo w angielskim słowie "budget", od którego zapożyczyliśmy nasz "budżet" też jest to jak najbardziej "dż", więc ten forsowany przez wszystkich dookoła "budrzet" nie miał dla mnie żadnego uzasadnienia. Dodatkowo, kolejnym słowem zapożyczonym z angielskiego na dość podobnej zasadzie jest "dżentelmen", którego jednak nikt nawet nie próbowałby wymawiać jako "drzentelmen".
I kurwa co się dzisiaj dzieje? Pierwszy raz postanowiłem użyć na piśmie słowa "podżegać" (zresztą w ramach błyskotliwego komentarza zamieszczonego pod jednym z newsów mmarocks) i co widzę? No właśnie to, pierdolone "dż" czytane jako "drz", kompletnie bez sensu, od czapy i wbrew temu w co wierzyłem całe życie. Porażka jak sam skurwysyn moim zdaniem. Mam teraz mówić "budrzet" jak jakiś wieśniak? Wkurwiają mnie strasznie te wszystkie wyjątki, które powstały chyba tylko po to, żeby jacyś zboczeńcy mogli się brandzlować na konkursach ortograficznych, które tak naprawdę polegają tylko na zmieszczeniu jak największej ilości chujowo napisanych słów w stosunkowo krótkim fragmencie tekstu. Wiecie co? W dupę sobie wsadźcie te wszystkie "gżegżółki", "kszyki" i wszystkie inne ptaszyska, których nazw jakiś debil sto lat temu nie mógł zapisać normalnie.
Budrzet, kurwa. Drzungla.
@SCStunner
 
Czy jest tu jakiś znawca języka polskiego? Tak jak kocham nasz piękny język, tak dziś poczułem się strasznie zawiedziony i kurwa oszukany. @VaeVictis Ty zawsze bardzo ładnie piszesz, ale może ktoś jeszcze? Zgłaszać się śmiało, ostatecznie i tak napiszę z tym do Bralczyka czy innego Miodka, ale jeśli chcielibyście wtrącić swoje trzy grosze to również zapraszam.
Słuchajcie tego : zawsze toczyłem walkę z ludźmi, którzy mówili "budrzet" przez klasyczne "d-rz" jak słowach "drzewo" lub "drzazga". Wydawało mi się to zupełnie absurdalne, ponieważ "dż" czyta się zwykle tak jak w słowach "dżdżownica", "dżungla" i "dżem", jako jedną głoskę. Dodatkowo w angielskim słowie "budget", od którego zapożyczyliśmy nasz "budżet" też jest to jak najbardziej "dż", więc ten forsowany przez wszystkich dookoła "budrzet" nie miał dla mnie żadnego uzasadnienia. Dodatkowo, kolejnym słowem zapożyczonym z angielskiego na dość podobnej zasadzie jest "dżentelmen", którego jednak nikt nawet nie próbowałby wymawiać jako "drzentelmen".
I kurwa co się dzisiaj dzieje? Pierwszy raz postanowiłem użyć na piśmie słowa "podżegać" (zresztą w ramach błyskotliwego komentarza zamieszczonego pod jednym z newsów mmarocks) i co widzę? No właśnie to, pierdolone "dż" czytane jako "drz", kompletnie bez sensu, od czapy i wbrew temu w co wierzyłem całe życie. Porażka jak sam skurwysyn moim zdaniem. Mam teraz mówić "budrzet" jak jakiś wieśniak? Wkurwiają mnie strasznie te wszystkie wyjątki, które powstały chyba tylko po to, żeby jacyś zboczeńcy mogli się brandzlować na konkursach ortograficznych, które tak naprawdę polegają tylko na zmieszczeniu jak największej ilości chujowo napisanych słów w stosunkowo krótkim fragmencie tekstu. Wiecie co? W dupę sobie wsadźcie te wszystkie "gżegżółki", "kszyki" i wszystkie inne ptaszyska, których nazw jakiś debil sto lat temu nie mógł zapisać normalnie.
Budrzet, kurwa. Drzungla.
drzdrzownica
 
Dzieki @Hefaner, ale ja akurat sam popelniam czasami takie bledy, ze potem wstyd ;) Chociaz nie zmienia to faktu, ze faktycznie nigdy nie przyszloby mi do glowy by wymawiac budzet inaczej niz z lacznym "dż".
 
Podwyższyli progi od których wypłacają premię, do tego od jakiegoś czasu co miesiąc podnoszą wymagania co do wyników pracy, a ani nie dają więcej siana na umowie ani większych premi. Lipa fest.
 
Nie polecam firmy kurierskiej Inpost. Zakupiłem telefon w jednym z krakowskich sklepów, w sumie daleko nie jest, to sobie pomyślałem, że kurier nie jest złą opcją, bo paczkę powinienem dostać na drugi dzień. Patrzę dzisiaj na status przesyłki i przecieram oczy ze zdumienia, bo moim oczom ukazuje się komunikat, że paczka obecnie przebywa w punkcie tejże firmy w Białymstoku (sic!). Wisi tak od 7:00 i nic się z nią nie dzieje, bo geniusze pewnie za bardzo nie wiedzą, co mają z nią zrobić. Po mojej interwencji przesyłka będzie nakierowana ponownie Kraków i później już w kilka godzin do mnie. Oczywiście zostałem przeproszony z pomyłkę, ale to ten rodzaj przeprosin co na kolei, gdy mamy opóźniony pociąg. Wcale z tego powodu nie poczułem się lepiej. Najlepsze w tym wszystkim, że zaczyna się właśnie weekend i produkt otrzymam dopiero w poniedziałek. :wall: W Polsce nadal jak w lesie, a wszechobecna bylejakość czasem mnie przeraża. :jon:
 
Nie polecam firmy kurierskiej Inpost. Zakupiłem telefon w jednym z krakowskich sklepów, w sumie daleko nie jest, to sobie pomyślałem, że kurier nie jest złą opcją, bo paczkę powinienem dostać na drugi dzień. Patrzę dzisiaj na status przesyłki i przecieram oczy ze zdumienia, bo moim oczom ukazuje się komunikat, że paczka obecnie przebywa w punkcie tejże firmy w Białymstoku (sic!). Wisi tak od 7:00 i nic się z nią nie dzieje, bo geniusze pewnie za bardzo nie wiedzą, co mają z nią zrobić. Po mojej interwencji przesyłka będzie nakierowana ponownie Kraków i później już w kilka godzin do mnie. Oczywiście zostałem przeproszony z pomyłkę, ale to ten rodzaj przeprosin co na kolei, gdy mamy opóźniony pociąg. Wcale z tego powodu nie poczułem się lepiej. Najlepsze w tym wszystkim, że zaczyna się właśnie weekend i produkt otrzymam dopiero w poniedziałek. :wall: W Polsce nadal jak w lesie, a wszechobecna bylejakość czasem mnie przeraża. :jon:
Kilka lat temu ta firma zajmowała się doręczaniem rachunków za usługi telekomunikacyjne. Gdyby nie to, że na sms przychodziła mi kwota zapłaty, to nigdy nie zapłaciłbym w terminie, bo te gamonie dostarczały mi list zawsze po terminie.
 
Nie polecam firmy kurierskiej Inpost. Zakupiłem telefon w jednym z krakowskich sklepów, w sumie daleko nie jest, to sobie pomyślałem, że kurier nie jest złą opcją, bo paczkę powinienem dostać na drugi dzień. Patrzę dzisiaj na status przesyłki i przecieram oczy ze zdumienia, bo moim oczom ukazuje się komunikat, że paczka obecnie przebywa w punkcie tejże firmy w Białymstoku (sic!). Wisi tak od 7:00 i nic się z nią nie dzieje, bo geniusze pewnie za bardzo nie wiedzą, co mają z nią zrobić. Po mojej interwencji przesyłka będzie nakierowana ponownie Kraków i później już w kilka godzin do mnie. Oczywiście zostałem przeproszony z pomyłkę, ale to ten rodzaj przeprosin co na kolei, gdy mamy opóźniony pociąg. Wcale z tego powodu nie poczułem się lepiej. Najlepsze w tym wszystkim, że zaczyna się właśnie weekend i produkt otrzymam dopiero w poniedziałek. :wall: W Polsce nadal jak w lesie, a wszechobecna bylejakość czasem mnie przeraża. :jon:
W pracy "wysyłam" ok 100 paczek tygo, może nawet więcej tygodniowo z Inpostu. Problemy z nimi są incydentalne, zdecydowana większość dociera na drugi dzień. Reklamacje mam średnio raz na 2 miesiące, wyjątkiem był okres świąteczny gdzie miałem chyba z 3 albo 4 reklamacje w ciągu 2 tygodni. 80 % problemów z inpostem mam w Łodzi. Z tym, że nie kurierem, mamy umowę z samymi paczkomatami.
 
W pracy "wysyłam" ok 100 paczek tygo, może nawet więcej tygodniowo z Inpostu. Problemy z nimi są incydentalne, zdecydowana większość dociera na drugi dzień. Reklamacje mam średnio raz na 2 miesiące, wyjątkiem był okres świąteczny gdzie miałem chyba z 3 albo 4 reklamacje w ciągu 2 tygodni. 80 % problemów z inpostem mam w Łodzi. Z tym, że nie kurierem, mamy umowę z samymi paczkomatami.
Ostatnio zamawiałem paczki do paczkomatu i dwie trafiły standardowo a na jedną nie było już miejsca. Napisali mi że mogę ją odebrać z auta które będzie stało obok paczkomatu w podanym przedziale godzinowym i dziada nie było. Oszukali mnie i straciłem 7 minut życia żeby wyjść do tego paczkomatu. Już nigdy tego czasu nie odzyskam.
 
@defthomas bo całkowicie rozjebał grupe Cohones na FB. W chuj no-nameów i jakichś Januszy. Na początku było że kazdy podawał swój nick i grupa była a miarę znajoma, teraz jest tam jeden wielki burdel. :gdzie:
 
Ostatnio zamawiałem paczki do paczkomatu i dwie trafiły standardowo a na jedną nie było już miejsca. Napisali mi że mogę ją odebrać z auta które będzie stało obok paczkomatu w podanym przedziale godzinowym i dziada nie było. Oszukali mnie i straciłem 7 minut życia żeby wyjść do tego paczkomatu. Już nigdy tego czasu nie odzyskam.
Przed świętami? Tak zwane paczkomaty mobilne, pojawiają się jak wybrany paczkomat jest mocno zapchany, a chcą jak najszybciej dostarczyć zamówienia. Z nimi też miałem w/w problemy przed świętami.
 
Wkurwia mnie to, że jak się wybiorę nawet w poniedziałek na lodowisko o 15:00 to jest :

a) w chuj ludzi
b) mało przestrzeni na tafli a co za tym idzie - > mały komfort jazdy
c) dzieciaki zapierdalają jak chcą, zajeżdżają drogę i wpierdalają się pod prąd
d) jebane pingwinki, z którymi parolatkowie wchodzą na taflę

Ja osobiście cały czas się uczę jeździć. Doskonalę swoją technikę jazdy. Jest ogólnie dobrze, ale jak widzę, że coś albo ktoś na mnie jedzie i zaraz będzie zderzenie - nogi mam jak z waty i panikuję, zamiast ominąć/wyprzedzić/zatrzymać się.

Miałem akcję, że sobie zapierdalam po w miarę pustym fragmencie tafli, a tu z boku jak torpeda pędzi jakiś gówniak, a oczywiście przed nim pchany pingwinek. O mały włos a by się we mnie wpierdolił. :wtf2:

Ja generalnie staram się być spokojnym człowiekiem, nie przeklinać i trzymać nerwy na wodzy. Ale coraz więcej rzeczy mnie wkurwia, nawet takich drobnostek , oraz wkurwia mnie to, że coraz więcej rzeczy mnie wkurwia. :DC:

Gdyby nie kamery i gdyby nie dużo ludzi wtedy na lodowichu, to myślę że bym wtedy co najmniej wykurwił w tego pingwina.
 
Wkurwia mnie to, że jak się wybiorę nawet w poniedziałek na lodowisko o 15:00 to jest :

a) w chuj ludzi
b) mało przestrzeni na tafli a co za tym idzie - > mały komfort jazdy
c) dzieciaki zapierdalają jak chcą, zajeżdżają drogę i wpierdalają się pod prąd
d) jebane pingwinki, z którymi parolatkowie wchodzą na taflę

Ja osobiście cały czas się uczę jeździć. Doskonalę swoją technikę jazdy. Jest ogólnie dobrze, ale jak widzę, że coś albo ktoś na mnie jedzie i zaraz będzie zderzenie - nogi mam jak z waty i panikuję, zamiast ominąć/wyprzedzić/zatrzymać się.

Miałem akcję, że sobie zapierdalam po w miarę pustym fragmencie tafli, a tu z boku jak torpeda pędzi jakiś gówniak, a oczywiście przed nim pchany pingwinek. O mały włos a by się we mnie wpierdolił. :wtf2:

Ja generalnie staram się być spokojnym człowiekiem, nie przeklinać i trzymać nerwy na wodzy. Ale coraz więcej rzeczy mnie wkurwia, nawet takich drobnostek , oraz wkurwia mnie to, że coraz więcej rzeczy mnie wkurwia. :DC:

Gdyby nie kamery i gdyby nie dużo ludzi wtedy na lodowichu, to myślę że bym wtedy co najmniej wykurwił w tego pingwina.
Inne godziny nie wchodza w gre ?
Mam to samo czasami na basenie. Plywam sobie spokojnie w linii a za chwile wpadaja dwa wieloryby o marnych umiejetnosciach i zamiast szybkiego tempa jest dryfowanie :wall:
 
Gazetki z marketów, gdzie trzeba przewracać po kilku stronach do góry pipą. Na chuj to jest? Jeszcze przeważnie nie wiadomo, w która stronę przekładać.
 
Inne godziny nie wchodza w gre ?
Mam to samo czasami na basenie. Plywam sobie spokojnie w linii a za chwile wpadaja dwa wieloryby o marnych umiejetnosciach i zamiast szybkiego tempa jest dryfowanie :wall:


Właśnie nie bardzo inne godziny wchodzą w grę. 15-30 to jest pierwsza, ogólnodostępna godzina dla wszystkich. Teoretycznie są szanse, że pani w kasie by sprzedała bilet przed tą godziną, ale to wygląda tak... że wtedy pojawiają się zorganizowane grupki dzieciaków ze szkół i to jest jak wpaść z deszczu pod rynnę. Choć 1 raz miałem tak, że tylko 1 grupa szkolna była na tafli, ja poprosiłem o bilet jakoś około 11:;00 - udało się i wszedłem się poślizgać. Było całkiem, całkiem.

Najwięcej ludu jest oczywiście w sobotę i niedzielę, zwłaszcza po południu. Skuhwysyny wpuszczają ludzi ponad limit. Jeden przy drugim jeździ. #neveragain

Co do pływania - pamiętam jak kiedyś śmigałem w miarę regularnie na basen to 2 rzeczy mnie wkurwiały ;

1 ) jak sobie pływałem po torze, a tu jakiś kutas wbrew zakazowi wskoczył do wody tuż obok mnie :joe:

2) korzystanie z zjeżdżalni. Normalnie jest tak, że jak ktoś wskoczy do rury i sobie nią zjeżdża, to następna osoba może wskoczyć jak ten poprzedni już z niej się wydostanie, albo choć będzie na jej końcu. Ile to ja miałem takich akcji, że wskakuję, a tu dosłownie parę sekund później za mną jakiś kutafon. :no no:

Pamiętam, że raz się kumpel wkurwił konkretnie i podczas zjeżdżania zaparł się rękoma i nogami w tej rurze, jakiś gimb był tuż za nim i się zaczęło. Z tego co mi mówił tuż po zjechaniu, to zwyzywał typa od najgorszych i próbował jakieś łokcie mu wsadzić od tyłu :joe: :śmiech:
 
Właśnie nie bardzo inne godziny wchodzą w grę. 15-30 to jest pierwsza, ogólnodostępna godzina dla wszystkich. Teoretycznie są szanse, że pani w kasie by sprzedała bilet przed tą godziną, ale to wygląda tak... że wtedy pojawiają się zorganizowane grupki dzieciaków ze szkół i to jest jak wpaść z deszczu pod rynnę. Choć 1 raz miałem tak, że tylko 1 grupa szkolna była na tafli, ja poprosiłem o bilet jakoś około 11:;00 - udało się i wszedłem się poślizgać. Było całkiem, całkiem.

Najwięcej ludu jest oczywiście w sobotę i niedzielę, zwłaszcza po południu. Skuhwysyny wpuszczają ludzi ponad limit. Jeden przy drugim jeździ. #neveragain

Co do pływania - pamiętam jak kiedyś śmigałem w miarę regularnie na basen to 2 rzeczy mnie wkurwiały ;

1 ) jak sobie pływałem po torze, a tu jakiś kutas wbrew zakazowi wskoczył do wody tuż obok mnie :joe:

2) korzystanie z zjeżdżalni. Normalnie jest tak, że jak ktoś wskoczy do rury i sobie nią zjeżdża, to następna osoba może wskoczyć jak ten poprzedni już z niej się wydostanie, albo choć będzie na jej końcu. Ile to ja miałem takich akcji, że wskakuję, a tu dosłownie parę sekund później za mną jakiś kutafon. :no no:

Pamiętam, że raz się kumpel wkurwił konkretnie i podczas zjeżdżania zaparł się rękoma i nogami w tej rurze, jakiś gimb był tuż za nim i się zaczęło. Z tego co mi mówił tuż po zjechaniu, to zwyzywał typa od najgorszych i próbował jakieś łokcie mu wsadzić od tyłu :joe: :śmiech:
Przypomina mi to sytuację jak sie wkurwiam na ludzi jak pojebani robią zakupu przed świętami, długimi weekendami i trzeba stać w kolejkach i w ogóle problem z parkowaniem. A no tak, ja też robię zakupy, ale tylko chlebek i masełko.
 
Właśnie nie bardzo inne godziny wchodzą w grę. 15-30 to jest pierwsza, ogólnodostępna godzina dla wszystkich. Teoretycznie są szanse, że pani w kasie by sprzedała bilet przed tą godziną, ale to wygląda tak... że wtedy pojawiają się zorganizowane grupki dzieciaków ze szkół i to jest jak wpaść z deszczu pod rynnę. Choć 1 raz miałem tak, że tylko 1 grupa szkolna była na tafli, ja poprosiłem o bilet jakoś około 11:;00 - udało się i wszedłem się poślizgać. Było całkiem, całkiem.

Najwięcej ludu jest oczywiście w sobotę i niedzielę, zwłaszcza po południu. Skuhwysyny wpuszczają ludzi ponad limit. Jeden przy drugim jeździ. #neveragain

Co do pływania - pamiętam jak kiedyś śmigałem w miarę regularnie na basen to 2 rzeczy mnie wkurwiały ;

1 ) jak sobie pływałem po torze, a tu jakiś kutas wbrew zakazowi wskoczył do wody tuż obok mnie :joe:

2) korzystanie z zjeżdżalni. Normalnie jest tak, że jak ktoś wskoczy do rury i sobie nią zjeżdża, to następna osoba może wskoczyć jak ten poprzedni już z niej się wydostanie, albo choć będzie na jej końcu. Ile to ja miałem takich akcji, że wskakuję, a tu dosłownie parę sekund później za mną jakiś kutafon. :no no:

Pamiętam, że raz się kumpel wkurwił konkretnie i podczas zjeżdżania zaparł się rękoma i nogami w tej rurze, jakiś gimb był tuż za nim i się zaczęło. Z tego co mi mówił tuż po zjechaniu, to zwyzywał typa od najgorszych i próbował jakieś łokcie mu wsadzić od tyłu :joe: :śmiech:
Nie jestem z tego dumny, ale zdazylo mi sie rozmyslnie kopnac lub szturchnac lokciem pare osob na basenie. Glownie dzieci.
Wystarczy raz :evil:
 
Dobra Pany, jeśli myśleliście, że opisane ostatnio problemy z InPostem zostały rozwiązane, to niestety rozczaruję co poniektórych. Nic, będę składał reklamacje, bo moja paczka wisi nadal punkcie w Białymstoku (od 03. 02. 2107 r.), i z pewnością musi być coś nie tak, skoro tym razem przemiła pani poleciła mi jednak napisać reklamacje poprzez ich formularz. Nie pisze tego wszystkiego tylko po to, żeby się Wam wyżalić, ale potrzebuję też porady. Jak wygląda proces takiej reklamacji, ile mam czekać aż w końcu dowiedzą co z moją przesyłką (tu gdzieś czytałem o 14-30 dniach) i na co mam się w ogóle przygotować? Właściciel sklepu chyba ma mnie gdzieś, bo kasę wziął, więc to już nie jego problem (ostatni raz w życiu robię przedpłatę), więc czuje się w tej walce o swoją właśność nieco osamotniony. :sad:
 
Wkurwia mnie to, że jak się wybiorę nawet w poniedziałek na lodowisko o 15:00 to jest :

a) w chuj ludzi
b) mało przestrzeni na tafli a co za tym idzie - > mały komfort jazdy
c) dzieciaki zapierdalają jak chcą, zajeżdżają drogę i wpierdalają się pod prąd
d) jebane pingwinki, z którymi parolatkowie wchodzą na taflę

Ja osobiście cały czas się uczę jeździć. Doskonalę swoją technikę jazdy. Jest ogólnie dobrze, ale jak widzę, że coś albo ktoś na mnie jedzie i zaraz będzie zderzenie - nogi mam jak z waty i panikuję, zamiast ominąć/wyprzedzić/zatrzymać się.

Miałem akcję, że sobie zapierdalam po w miarę pustym fragmencie tafli, a tu z boku jak torpeda pędzi jakiś gówniak, a oczywiście przed nim pchany pingwinek. O mały włos a by się we mnie wpierdolił. :wtf2:

Ja generalnie staram się być spokojnym człowiekiem, nie przeklinać i trzymać nerwy na wodzy. Ale coraz więcej rzeczy mnie wkurwia, nawet takich drobnostek , oraz wkurwia mnie to, że coraz więcej rzeczy mnie wkurwia. :DC:

Gdyby nie kamery i gdyby nie dużo ludzi wtedy na lodowichu, to myślę że bym wtedy co najmniej wykurwił w tego pingwina.
Wybieraj zamarzniete jeziora,ale lekko.
Mała konkurencja, adrenalina jest,a i problemy wszystkie mogą szybko minąć.
:redford:
 
Back
Top