By żyło się lepiej: kariera/studia/przekręty;)

Masu

UFC
Light Heavyweight
transparent_CareerPeople.png


Wiedziony Orestowym dniem karierowicza i swoim wkurwieniem na plik dokumentów z ZUS zakładam temat dla karierowiczów.

Na forum mamy pełen przekrój społeczny od gimnazjalistów po studentów, od bezrobotnych wyłudzaczy zasiłku po successful bussinesman jak Def;) Do tego średnia wieku w okolicy 30 lat i myślę że taki temat może zrobić sporo dobrego.

Proponuję zadawać tutaj pytania o wybrany kierunek studiów, gdzie opłaca się iść żeby zarabiać jak Dana, drogi zawodowej i dzielić się przemyśleniami na temat ekonomii. Ktoś szuka księgowego/prawnika czy pomocy w wypełnieniu zeznania rocznego to też tutaj.

Mam nadzieję, że temat się przyjmie.

@Orest obliguję cię do opisania jak osiągnąć fajną sytuację zawodową w młodym wieku dzięki, o dziwo, nauce i sumienności. Jak wrócisz oczywiście. Niech w tym świecie negowania studiów młodzież dowie się że nauka też popłaca.
 
To ja polecam wymuszenia, haracze, gwałty na zlecenia, bez zlecenia zresztą też, do tego amfetamina- produkcja, dystrybucja i masturbacja oraz jako dodatek brawurowa jazda samochodem czinkłeczento.
 
Ja polecam przede wszystkim (na studiach czy nie) poznawać jak najwięcej wartościowych ludzi bo to oni często są dźwignią do sukcesu. Nie muszą to być tacy którzy wypromują czy dadza cos za free ale dadza mozliwosc, nauczą, wesprą. Dla osób z głową na karku często nie trzeba nic więcej jak dostać odpowiednią okazję.
 
Fajnie, jeśli ktoś zarabia 15 koła /miesiąc.
Dla mnie, jeśli komuś po opłaceniu kredytu( jeśli ma w ogóle), podstawowych opłat, etc. zostaje na czysto 10 koła - nazywam takiego , bogatym.

(oczywiście, jeśli ktoś tam jest w związku, nie ma dzieci i razem z 2-gą połówką spełniają w/w założenie ( mają 10 koła na pierdoły) - taką parkę też zaliczam do bogatych.

Wiadomo, inaczej sprawa wygląda w Wawce, a inaczej w Koziej Wólce.
Prawdopodobnie dla wielu z Wawy, moje założenia to normalka i dla nich , to wciąż bida.

Ale mi bliżej do Koziej Wólki, także ten. :smile:
 
Zależy jaka branża. Film produkcja -kontakty, praca przy gargantuicznej ilości produkcji, w trakcie studiów bo te mało ważne jak pracujesz. I ważne by Ci dawali sami wizytówki. Od Wajdy po leśniczego, każdy, ale to każdy kontakt może okazać się przydatny. Myślę, że do wielu innych branż też można to zaliczyć. Ja też jeszcze osiagne sukces ;p
 
Dzisiaj tak. Ale zanim skończysz studia programy będą pisały się same.


Myślę, że wątpię.
Masz coś w ogóle wspólnego z IT ?
Jakieś 20 lat temu słyszałem hasło, że wkrótce wejdą języki 4 generacji i oprogramowanie będzie się składać z klocków, że "wszystko" już zostało napisane, a programiści nie będą potrzebni, a jedynie integratorzy. Minęło to 20 lat i nadal się klepie kod, żaden język 4G nadający się do przemysłowych zastosowań nie powstał.
Myślę, że nadal jest pracy na kilkadziesiąt lat w temacie IT.
 
Prawo: w trakcie studiów pracuj, ale nie w zawodzie, aby mieć alternatywę i hajs. Jak już masz hajs, zaczynaj praktykować, ale z opcją pisania pism, szukania orzecznictwa i praca z aktami w domu. Wtedy jesteś w stanie jednocześnie założyć rodzinę, zarobić i czegoś się nauczyć. Jak będzie się do 28 roku zycia studiowalo, praktykowalo i było aplikantem to potem zorientujesz się, że robisz za 1.5k jako młody prawnik, a inni w tym czasie kupują nowe auta i śla dzieci do przedszkola. Inna kwestia jak się ma rodzicow, którzy mogą Cię utrzymywac, Wtedy problen hajsu z głowy. Jak Ci się nie chce pracować w trakcie studiów to się ucz, żyj jak biedak, praktykuj po 4 roku, bo wcześniej to można kserowac papiery, a po ukończeniu studiów uciekaj do Warszawy, bo tam łatwo o pracę w zawodzie. Sorry za skladnie, ale pisze z telefonu. Teraz żałuję, że nie poszedłem na medycynę, bo zdałem sobie sprawę, że chciałbym być pediatra, widząc niekompetencje lekarzy starej daty.
 
Last edited:
Prawo: w trakcie studiów pracuj, ale nie w zawodzie, aby mieć alternatywę i hajs. Jak już masz hajs, zaczynaj praktykować, ale z opcją pisania pism, szukania orzecznictwa i praca z aktami w domu. Wtedy jesteś w stanie jednocześnie założyć rodzinę, zarobić i czegoś się nauczyć. Jak będzie się do 28 roku zycia studiowalo, praktykowalo i było aplikantem to potem zorientujesz się, że robisz za 1.5k jako młody prawnik, a inni w tym czasie kupują nowe auta i dla dzieci do przedszkola. Inna kwestia jak się ma rodzicow, którzy mogą Cię utrzymywac, Wtedy problen hajsu z głowy.

I tak i nie. Przykład mojego radcy: chłop jest radcą i doradcą podatkowym, pracował w KPMG i oczywiście wcześniej miliony staży itd. Dzięki pracy w takiej korporacji mógł w zespołach przerobić miliony problemów i ich rozwiązań, do tego poznać klientów i teraz obsługuje sam elektrownie, dużych deweloperów i szaraczków(;)). Bez stażów i pracy w korporacji nie miałby tak wielkiego doświadczenia i kontaktów w młodym wieku. No ale nie każdy ma takie szczęście żeby do nich trafić. Nie ma niestety jednej dobrej drogi.
 
I tak i nie. Przykład mojego radcy: chłop jest radcą i doradcą podatkowym, pracował w KPMG i oczywiście wcześniej miliony staży itd. Dzięki pracy w takiej korporacji mógł w zespołach przerobić miliony problemów i ich rozwiązań, do tego poznać klientów i teraz obsługuje sam elektrownie, dużych deweloperów i szaraczków(;)). Bez stażów i pracy w korporacji nie miałby tak wielkiego doświadczenia i kontaktów w młodym wieku. No ale nie każdy ma takie szczęście żeby do nich trafić. Nie ma niestety jednej dobrej drogi.
No to mówię, praktyki. Po 3 roku są właśnie oferty z pwc, kpmg, najlepsi dostają pracę. Tylko wiesz, mam takich znajomych, 28 lat, 4k w korpo po 10h dziennie i ledwo myślą o ślubie... A i co ważne, obrać sobie jakąś wąską dziedzinę prawa i się w niej specjalizowac. Gospodarcze, własności intelektualnej, piracy, medyczne i oczywiście cywilne dają chleb.
 
Ej, ale jak studiuję prawo, dorabiam w czymś całkiem innym (ale wyrabiam sobie w tym jakieś referencje itp.), a na trzecim roku i tak chcę skoczyć do korpo jakiegoś, to dobrze kombinuję czy jednak lepiej było zostać programistą za 15 koła?
 
Ej, ale jak studiuję prawo, dorabiam w czymś całkiem innym (ale wyrabiam sobie w tym jakieś referencje itp.), a na trzecim roku i tak chcę skoczyć do korpo jakiegoś, to dobrze kombinuję czy jednak lepiej było zostać programistą za 15 koła?
W zależności od tego czy chcesz szybko zakładać rodzinę czy nie.
 
Ze swojej strony teraz już na serio dam tylko jedną, bardzo ogólną i banalną radę - nie bać się i korzystać z okazji, nawet gdy na pierwszy rzut oka widać, że możemy nie podołać. Kiedyś miałem takie podejście, że jak dostałem zaproszenie na rozmowę o pracę, co do której wydawało mi się, że może być za wcześnie dla mnie to bałem się iść. Ale jeden kumpel powiedział mi tak: "Idź, chociaż zobacz jak to wygląda, przynajmniej spróbuj, przecież tam cię nie zabiją ani nóg ci nie urwą. Co najwyżej cię wypierdolą i tyle - nie ciebie pierwszego i nie ostatniego, a będziesz bogatszy o doświadczenie." Z czasem stwierdzam, że to bardzo mądre podejście - lepiej żałować, że się spróbowało, niż że się nie spróbowało. Tylko oczywiście z rozsądkiem - żeby nie wpieprzyć w jakąś dużą odpowiedzialność. Ogólnie to wbrew pozorom kierunek studiów nie ma dużego znaczenia - bardziej liczy się podejście. Mam znajomych po dziennikarstwie, filologii polskiej, budownictwie i innych kierunkach i wszyscy, którzy se radzą zawdzięczają to swojemu podejściu, a nie skończonej uczelni. Ogólnie nie można być pizdą - jak jesteś pizdą to masz przejebane. Inny kumpel kiedyś też rozpoczynał nowy etap życia w innej części kraju i martwił się czy podoła. Powiedziałem mu, że jest niegłupi, więc da se radę. Na to odpowiedział "Wiesz co, ja bym wolał mieć mentalność agresywnego tłuka. Tacy sobie najlepiej radzą". I w tym też jest trochę racji - trzeba mieć w sobie coś z agresywnego tłuka.
 
Ze swojej strony teraz już na serio dam tylko jedną, bardzo ogólną i banalną radę - nie bać się i korzystać z okazji, nawet gdy na pierwszy rzut oka widać, że możemy nie podołać. Kiedyś miałem takie podejście, że jak dostałem zaproszenie na rozmowę o pracę, co do której wydawało mi się, że może być za wcześnie dla mnie to bałem się iść. Ale jeden kumpel powiedział mi tak: "Idź, chociaż zobacz jak to wygląda, przynajmniej spróbuj, przecież tam cię nie zabiją ani nóg ci nie urwą. Co najwyżej cię wypierdolą i tyle - nie ciebie pierwszego i nie ostatniego, a będziesz bogatszy o doświadczenie." Z czasem stwierdzam, że to bardzo mądre podejście - lepiej żałować, że się spróbowało, niż że się nie spróbowało. Tylko oczywiście z rozsądkiem - żeby nie wpieprzyć w jakąś dużą odpowiedzialność. Ogólnie to wbrew pozorom kierunek studiów nie ma dużego znaczenia - bardziej liczy się podejście. Mam znajomych po dziennikarstwie, filologii polskiej, budownictwie i innych kierunkach i wszyscy, którzy se radzą zawdzięczają to swojemu podejściu, a nie skończonej uczelni. Ogólnie nie można być pizdą - jak jesteś pizdą to masz przejebane. Inny kumpel kiedyś też rozpoczynał nowy etap życia w innej części kraju i martwił się czy podoła. Powiedziałem mu, że jest niegłupi, więc da se radę. Na to odpowiedział "Wiesz co, ja bym wolał mieć mentalność agresywnego tłuka. Tacy sobie najlepiej radzą". I w tym też jest trochę racji - trzeba mieć w sobie coś z agresywnego tłuka.

Dokładnie...ale: łapanie szansy też powinno być rozsądne i przemyślane. A najlepiej podparte solidnym wywiadem o firmie w którą się pakujecie. Czasem coś na zewnątrz wygląda cool, np na ścianie wiszą gazele biznesu, firmy fair play itp, a wy nie przyglądacie sie dobrze i nie widzicie, że wszystkie daty są sprzed 7 lat a firma jest bankrutem od sześciu. Wybranie nowej pracy to bardzo ważna decyzja i mniej należy się bać o to czy wy podołacie a bardziej czy firma da radę.
 
Najlepiej zaczynać jak najwcześniej pracować, aby gromadzić kapitał. Oszczędzać, ale nie biedowac, starać się godnie żyć i wydawać rozsądnie.
 
To wbijaj do PWC albo KPMG na płatne staże po 3 roku.

No właśnie w tym kierunku patrzę, jakieś Ernst&Youngi itp. Przy czym póki co życie utrudnia fakt, że mam jedynie wiedzę na temat zagadnień takich jak usucapio i te okolice :D
 
Dokładnie...ale: łapanie szansy też powinno być rozsądne i przemyślane. A najlepiej podparte solidnym wywiadem o firmie w którą się pakujecie. Czasem coś na zewnątrz wygląda cool, np na ścianie wiszą gazele biznesu, firmy fair play itp, a wy nie przyglądacie sie dobrze i nie widzicie, że wszystkie daty są sprzed 7 lat a firma jest bankrutem od sześciu. Wybranie nowej pracy to bardzo ważna decyzja i mniej należy się bać o to czy wy podołacie a bardziej czy firma da radę.

Popieram. Raz się wziąłem za managerowanie w jednym pubie. Mialem 10 osób, mialem zajmowac sie tylko prowadzeniem baru i spopularyzowaniem go w miescie. Okazało sie na miejscu - że z tymi 10 osobami mamy "pomagać" przy organizacji imprez na halach obok(polaczonych z pubem). Skonczylo sie na tym, że codziennie odbywały sie jakies wielkie wydarzenia, czasem ogromne(raz na 300 osób o 14 spotkanie Tuska, Bienkowskiej , z politykami z Ukrainy. Czyli chlańsko w sprawie Majdanu) , a jednoczesnie o 18 na 450 osób obok impreza bractwa kurkowego. Moja najdłuższa dniówka(35 h) bo ludzi za mało. Oczywisćie przez miesiąc pracy nie zdążyłem kompletnie zająć się swoim barem.
I to nie wina szefostwa, że mnie oszukali. Po prostu to była duża instytucja, państwowa, zarządzana tak, że nikt nie wiedział kto od czego jest szefem i jakie ma kompetencje. Po miesiacu, chociaż zarobilem kupe kasy(20 zł/h na reke a byłem tam praktycznie całe dnie) podziekowalem - nikt by nie dał rady.
Także uważajcie na teksty "no, jestes tu szefem, ale czasem jak sa pewne wydarzenia to wylij pare osób od siebie do pomocy" bo skończy sie tak, że nie tylko masz "pomóc" ale zajmiesz się pełną organizacją.
 
Back
Top