By żyło się lepiej: kariera/studia/przekręty;)

Według mnie temat już idzie w złą stronę. Czy nie można zarabiać 2 tys. i być szczęśliwym? Według mnie najważniejsze co się robi i czy się to lubi.
Bardzo podoba mi się stwierdzenie, że żadna praca nie hańbi dopóki wykonujesz ją rzetelnie.
Bo jak widzę wypowiedzi w stylu 15k to już leci "warszafką" i chęcią bycia karierowiczem ponad wszystko.
Nikt nie mówi o zgrywaniu dziada i ograniczaniu się w tym co się chce osiągnąć, ale zejdźmy na ziemię nie każdy ma potencjał Billa Gatesa.
Niemniej jednak powodzenia życzę wszystkim, bez względu na to co robią w życiu.
Pamiętajcie o tym, żeby nikomu nie zazdrościć pieniędzy i tego, że ktoś zarabia więcej od nas. Tak się zabija radość życia.
 
Last edited:
A co do informatyki to sam żałuje, że nie poszedłem w tym kierunku. Umysł mam ścisły i pewnie bym sobie poradził. Nie trzeba po tym być programistą. W zasadzie każda firma powyżej kilkunastu osób potrzebuje swojego informatyka. Praca raczej niezbyt ciężka a kasa i tak niezła. Kumpel z którym mieszkam skończył IT na prywatnej uczelnia, szczerze mówiąc to nie jest jakimś super mózgiem, pracuje w banku przy bazach danych i całkiem niezły hajs dostaje.
 
Niestety, najlepiej mają ci , co myślą tylko sobie i nie przejmują się zbytnio zdaniem innych. Jeśli dodatkowo maja łeb na karku i potrafią kombinować - to już w ogóle bajka

W Europie mają najlepiej Ci którzy mają łeb na karku po trupach innych, albo Ci którzy nic nie robią i żyją z socjału.
A najgorzej sie maja uczciwi, normalni, ciezko pracujacy ludzie.

 
Niestety, najlepiej mają ci , co myślą tylko o sobie i nie przejmują się zbytnio zdaniem innych. Jeśli dodatkowo maja łeb na karku i potrafią kombinować - to już w ogóle bajka
To są psychopaci-tacy prawdziwi, którzy skłamią ci w żywe oczy jednego dnia, wiedząc że już jutro dowiesz się że kłamali. Mnóstwo takich w biznesie i na prezesowskich stanowiskach.
 
Według mnie temat już idzie w złą stronę. Czy nie można zarabiać 2 tys. i być szczęśliwym? Według mnie najważniejsze co się robi i czy się to lubi.
I bardzo podoba mi się stwierdzenie, że żadna praca nie hańbi dopóki wykonujesz ją rzetelnie.
Bo jak widzę wypowiedzi w stylu 15k to już leci "warszafką" i chęcią bycia karierowiczem ponad wszystko.
Nikt nie mówi o zgrywaniu dziada i ograniczaniu się w tym co się chce osiągnąć, ale zejdźmy na ziemię nie każdy ma potencjał Billa Gatesa.
Niemniej jednak powodzenia życzę wszystkim, bez względu na to co robią w życiu.
Też się zgodzę. Ja osobiście nie mam ciśnienia, żeby zarabiać nie wiadomo jaki hajs. Wolałbym zarabiać te kilka tysięcy miesięcznie, żeby żyć na jakiś w miarę godnym poziomie bez przepychu i móc te dwa razy w roku zabrać swoją kobietę w Bieszczady, niż wypruwać sobie flaki za kilkanaście tysięcy i nie mieć czasu na rodzinę, znajomych pasje i relaks.
 
To są psychopaci-tacy prawdziwi, którzy skłamią ci w żywe oczy jednego dnia, wiedząc że już jutro dowiesz się że kłamali. Mnóstwo takich w biznesie i na prezesowskich stanowiskach.

Dokładnie. Kolesie tego pokroju maja wyjebane. Ty się przejmujesz i w ogóle po jakiś akcjach, a taki, jebnie wiązankę, wkurwi się, obgada wokoło, a po chwili, jakby nigdy nic . Jebaniutki
 
Też się zgodzę. Ja osobiście nie mam ciśnienia, żeby zarabiać nie wiadomo jaki hajs. Wolałbym zarabiać te kilka tysięcy miesięcznie, żeby żyć na jakiś w miarę godnym poziomie bez przepychu i móc te dwa razy w roku zabrać swoją kobietę w Bieszczady, niż wypruwać sobie flaki za kilkanaście tysięcy i nie mieć czasu na rodzinę, znajomych pasje i relaks.

To się sprawdza jak od rodziców dostajesz własny kąt do mieszkania. Inaczej albo musisz zarabiać dużo albo i tak będziesz srał ze strachu i wyrzucą cię wraz z rodziną z mieszkania na kredycie jak stracisz pracę.
 
No ale nie każdy ma takie szczęście żeby do nich trafić. Nie ma niestety jednej dobrej drogi.
Obawiam się że jest wręcz przeciwnie i cała wielka czwórka stała się takimi molochami że u nich najłatwiej się załapać. Co drugi studenciak mi pierdoli że załapał się do nich.

Osobiście też nie znam żadnego programisty który nauczyłby się czegokolwiek na studiach. Większość to samoucy.
 
To się sprawdza jak od rodziców dostajesz własny kąt do mieszkania. Inaczej albo musisz zarabiać dużo albo i tak będziesz srał ze strachu i wyrzucą cię wraz z rodziną z mieszkania na kredycie jak stracisz pracę.
Też racja. Każdy ma inne rozumienie pojęć "dobre zarobki" i "godne życie". Niektórzy są zadowoleni jak nie głodują i mogą 2 stówki co miesiąc odłożyć skromnie żyjąc. Inni uważają, że jak nie możesz sobie pozwolić na wypady za granicę 2 razy w roku to żyjesz jak ostatni nędzarz. Ogólnie nie ma uniwersalnej zasady. Chciałem przekazać, że wolałbym mieszkać w 3-pokojowym mieszkaniu na przedmieściach, bądź małym domku gdzieś bardziej na wsi, ale w miarę na luzie, niż żyć w apartamencie albo willi zapierdalając jednocześnie tak, że nie masz czasu cieszyć się życiem. Pracuje się po to by żyć, a nie żyje po to by pracować.
 
Według mnie temat już idzie w złą stronę. Czy nie można zarabiać 2 tys. i być szczęśliwym? Według mnie najważniejsze co się robi i czy się to lubi.
I bardzo podoba mi się stwierdzenie, że żadna pra
Też się zgodzę. Ja osobiście nie mam ciśnienia, żeby zarabiać nie wiadomo jaki hajs. Wolałbym zarabiać te kilka tysięcy miesięcznie, żeby żyć na jakiś w miarę godnym poziomie bez przepychu i móc te dwa razy w roku zabrać swoją kobietę w Bieszczady, niż wypruwać sobie flaki za kilkanaście tysięcy i nie mieć czasu na rodzinę, znajomych pasje i relaks.
Ja w sumie tak żyje, tyko za trochę więcej niż 2k. Stać mnie na jedzenie, czesne, utrzymanie auta, żony na wychowawczym, dziecka, wakacje, opłacenie rachunków. Pracuje 168-180h w miesiącu w trybie zmianowym. Teraz będę miał trochę mniej czasu, bo dojdzieie robota z kancelarii, na szczęście głównie w domu. Jak żona wróci do pracy, będą dwie pensje, a córeczką do przedszkola to nie wiem na co będę pieniądze wydawał. Nie mam jakichś wielkich wymagań od życia. Lubię ciepło ogniska domowego.
 
Generalnie po studiach, a najlepiej jeszcze w trakcie, załapać się na jakiegoś "startera". Takie korpo, gdzie za dużo się nie nauczysz, za dużo nie zarobisz, ale zdobędziesz kontakty. Moja pierwsza robota po studiach to było Capgemini w Krakowie. Świeżo po tym, jak skończyłem AE w Poznaniu i przeprowadziłem się do ówczesnej panny. Z półtora roku porobiłem tam i wybyłem do UK. Ale wytrzymałem pół roku. Dobra nauczka życiowa, trochę grosza przybyło też. Ale kontakty z Capa sprawiły, że jeszcze będąc w UK miałem już na grudzień (miesiąc powrotu) nagrane kilka rozmów w różnych firmach, gdzie potrafiali znajomi z pierwszej roboty. Tam, gdzie się załapałem, robiłem ze 3 lata. Odszedłem, jak z korpo zrobiło się bardzo-korpo, to już nie dla mnie było. I trafiłem do obecnej roboty. Nieduża (w PL 60 osób, na całym świecie, z zarządem, programistami i sprzedawcami ok. 300) firma programistyczna. Sam nie programuję, zresztą na bidę umiałbym tylko w C++ - robię we wsparciu produktów, we wdrożeniach. A dostałem tą robotę nie ze względu na umiejętności programowania (też były wymogiem), a na język. Który wyrobiłem po pierwsze w Anglii, po drugie w poprzednich firmach (obie to były korpo anglojęzyczne).
Moim zdaniem, najgorzej jest nic nie robić i nie próbować. Coś, co wydaje się chujową pracą, może przynieść korzyści w innej sferze życia ;)
 
Niestety, ale na dobrego programiste to trzeba mieć zadatki. To nie jest tak, ze ktos stwierdzi, ze chce sie przebranzowic i nauczy się programować. Bardzo wielu ludzi ostatnimi czasy próbuje swych sił i naprawdę nielicznym się udaje. Te 15k to zarabiają juz kolesie, którzy w wieku 13 lat pisali proste programy i to było ich główne hobby. Ktoś kto się tym nigdy nie interesował, to raczej ma marne szanse.

Sam obecnie staram się przebranzowic i również wybrałem IT, ale nie programowanie, bo sie do tego nie nadaje.

Co do kasy to rzecz względna. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ja zarabiam powyżej 2k i gdyby nie pożyczka, to byłoby ok.

A moja rada na hajs i szczęśliwe życie jest prosta: pielęgnować swoje hobby i rozwijać się w nim, a szanse na zarobek pojawia się same.
 
A moja rada na hajs i szczęśliwe życie jest prosta: pielęgnować swoje hobby i rozwijać się w nim, a szanse na zarobek pojawia się same.

Dokładnie, może niekoniecznie hobby ale przede wszystkim trzymać się tego co człowieka interesuje. Łatwiej wtedy o kontakty bo chce ci się o tej pracy rozmawiać, jak masz zajawkę to i artykuł napiszesz-ktoś cię zapamięta. Jak praca to katorga od 8 do 16 to i wypalenie zawodowe przyjdzie o 20 lat później.

Patrzcie na tego gościa: postawił wszystko na jedną kartę, znajomi pewnie pukali się w głowę a teraz to on prowadzi największy klub fitness w Krakowie i sam walczy dla funu. A jego dzień pracy wygląda tak:

 
Ja w sumie tak żyje, tyko za trochę więcej niż 2k. Stać mnie na jedzenie, czesne, utrzymanie auta, żony na wychowawczym, dziecka, wakacje, opłacenie rachunków. Pracuje 168-180h w miesiącu w trybie zmianowym. Teraz będę miał trochę mniej czasu, bo dojdzieie robota z kancelarii, na szczęście głównie w domu. Jak żona wróci do pracy, będą dwie pensje, a córeczką do przedszkola to nie wiem na co będę pieniądze wydawał. Nie mam jakichś wielkich wymagań od życia. Lubię ciepło ogniska domowego.
I podejrzewam, że jesteś zadowolony z życia. Ja też mam większe ciśnienie na szczęśliwą rodzinę, niż na hajs. Chyba wyniosłem to z domu, w którym pomimo tego że się nie przlewało to byłem zadowolony z życia. Jak poszedłem na studia to musiałem się utrzymać z jakichś 400-500 złotych stypendium socjalnego oraz 200 złotych które dostawałem co miesiąc od dziadka. Moja mama, samotna kobieta tylko od czasu do czasu mogła mnie wspomóc kilkoma stówkami, bo mam jeszcze dwoje rodzeństwa, którym należało pomóc, więc z reguły musiałem przeżyć (tj. akademik, żarcie, bilety, co jakiś czas jakiś ciuch i mała impreza) za 800 zł/miesięcznie. I zawsze jak brałem te pieniądze to miałem wyrzuty sumienia. Ale przyznam, że z drugiej strony na studiach pracować mi się nie chciało. Wolałem żyć ubogo ale na luzie. Czasami tylko brało się jakieś fuchy typu rysunek w AutoCadzie albo rozładunek mebli, żeby mieć jakiś bonus. A jak udało się dorobić za granicą w wakacje i kupić sobie za to laptopa to byłem już mega szczęśliwy. Po skończonej inżynierce szukałem trochę pracy w zawodzie w Olsztynie. Po kilku miesiącach stwierdziłem, że nie ma sensu, trafiła się okazja i wyjechałem na 2 miesiące do Szkocji dorobić na farmie. Postanowiłem, że zarobione pieniądze przeznaczę na rozruszanie się w Warszawie. Po 4 miesiącach szukania, gdzie w międzyczasie dorabiałem na słuchawkach w końcu udało się trochę fuksem dostać pracę jako asystent inspektora. Kasa się kończyła i byłem gotów brać cokolwiek za minimalną krajową - niewiele więcej zresztą na początek dostałem, do tego na umowie na zlecenie. Na szczęści trafiłem na porządnych ludzi - ekipa była bardzo doświadczona (wszystko faceci po 50-ce pracujący całe życie w branży), więc dużo się nauczyłem. Do tego w międzyczasie odeszła jedna dziewczyna której obowiązki częściowo przejąłem - brakowało doświadczenia ale nadrabiałem entuzjazmem. Dostałem podwyżkę do przyzwoitej jak dla osoby bez doświadczenia kwoty 2500 zł pomimo tego, że wcale jej się nie spodziewałem i byłem gotów jeszcze robić za te 1500 zł miesięcznie... Dzisiaj, w trzeciej już z kolei pracy trochę rozumiem Warszawiaków, którzy denerwują się na słoików, że obniżają stawki. Ale ja to rozumiem, bo sam w takiej sytuacji byłem, że zostałem do tego zmuszony. Za to dzisiaj jest satysfakcja, że do miejsca w którym jestem doszedłem własnymi siłami, bez żadnych znajomości czy szczególnej pomocy.
Zauważyłem też ciekawą zależność - pomimo tego, że zarabiam 2,5 raza więcej, niż na początku, to wciąż mi stówy do końca miesiąca brakuje :P
Jakoś dzień Borna mam dzisiaj - strasznie się dzisiaj rozpisuję.
 
Dokładnie, może niekoniecznie hobby ale przede wszystkim trzymać się tego co człowieka interesuje. Łatwiej wtedy o kontakty bo chce ci się o tej pracy rozmawiać, jak masz zajawkę to i artykuł napiszesz-ktoś cię zapamięta. Jak praca to katorga od 8 do 16 to i wypalenie zawodowe przyjdzie o 20 lat później.

Patrzcie na tego gościa: postawił wszystko na jedną kartę, znajomi pewnie pukali się w głowę a teraz to on prowadzi największy klub fitness w Krakowie i sam walczy dla funu. A jego dzień pracy wygląda tak:



Mam znajomego, który zawsze się interesował akwarystyka. Zawsze z niego trochę szydzylismy z tego powodu. A teraz aquaman siedzi w swoim domu, gdzie założył hodowle i wysyła po całej Polsce i Europie rybki, gdzie jedna potrafi kosztować nawet 2 tys.

A ja siedzę w korpo i klepie mapy do gps, za co dostaje tyle kasy miesięcznie co on za jedną, lub dwie rybki :P
 
@Lemur ja słyszałem lepszy myk.Koleś w wieku nastu lat robił za klauna na dziecięcych imprezach do tego interesował się jakimiś sztuczkami-np. z ogniem itd.Chyba na studia nie poszedł z tego co pamiętam.Tak te indywidualne pokazy rozbudował pokazy,pomysly że zaczął zatrudniać ludzi, że w kupił mieszkanie przy r. ONZ w wawie a jego rówieśnicy jeszcze studiów nie skończyli. Z tego co wiem to poszedł też nieruchomości bo ma teraz kapitał-Wynajmuje domy/mieszkania i sam dzieli to na pokoje i wynajmuje za wyższe ceny..Rokefeler jebany:boystop:
 
Mam znajomego, który zawsze się interesował akwarystyka. Zawsze z niego trochę szydzylismy z tego powodu. A teraz aquaman siedzi w swoim domu, gdzie założył hodowle i wysyła po całej Polsce i Europie rybki, gdzie jedna potrafi kosztować nawet 2 tys.

A ja siedzę w korpo i klepie mapy do gps, za co dostaje tyle kasy miesięcznie co on za jedną, lub dwie rybki :P
Też znałem jednego wyluzowanego typa, który projektował/aranżował akwaria, brał za taką przyjemność po 6-8k :)
 
@Lemur ja słyszałem lepszy myk.Koleś w wieku nastu lat robił za klauna na dziecięcych imprezach do tego interesował się jakimiś sztuczkami-np. z ogniem itd.Chyba na studia nie poszedł z tego co pamiętam.Tak te indywidualne pokazy rozbudował pokazy,pomysly że zaczął zatrudniać ludzi, że w kupił mieszkanie przy r. ONZ w wawie a jego rówieśnicy jeszcze studiów nie skończyli. Z tego co wiem to poszedł też nieruchomości bo ma teraz kapitał-Wynajmuje domy/mieszkania i sam dzieli to na pokoje i wynajmuje za wyższe ceny..Rokefeler jebany:boystop:
Ja słyszałem jeszcze lepszą historię. Był taki koleś, który wychowywał się w nieciekawej dzielnicy i nieciekawej rodzinie. Do tego charakter też miał niepokorny, co skutkowało tym, że w latach dziecięcych często się napierdalał z różnymi typami. Do tego należy dorzucić jeszcze nieszczęśliwie zakończoną historię miłości z dziewczyną która skończyła swoje życie pod kołami samochodu. Spowodowało to, że facet nie umiał nic innego tylko lać się po mordzie. Zaczął więc trenować - ciężka praca i twardy charakter sprawiły, że stał się jednym z najlepszych na świecie. W końcu znalazł coś, w czym był dobry i dzięki czemu mógł uczciwie zarabiać na życie. Jego wybuchowa osobowość sprawiła, że był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci tego sportu. Niestety tutaj nie ma happy endu - banda pajaców w szarych garniturach odsunęła go na 5 lat od sportu za to, że lubił sobie od czasu do czasu zajarać skręta.
 
Apropos obawiania się zmian: polecam posłuchać @F. Georgiew w tym podcaście. Sam nigdy nie mogłem zrozumieć ludzi, którym w pracy jest chujowo a nie dość że nie chcą iść na swoje to nawet boją się poszukać nowej. Z resztą u @Piotr Pędziszewski sporo jest takiego life coachingu-praktycznie dla każdego gościa pasja przekształciła się w źródło zarabiania.

 
Apropos obawiania się zmian: polecam posłuchać @F. Georgiew w tym podcaście. Sam nigdy nie mogłem zrozumieć ludzi, którym w pracy jest chujowo a nie dość że nie chcą iść na swoje to nawet boją się poszukać nowej. Z resztą u @Piotr Pędziszewski sporo jest takiego life coachingu-praktycznie dla każdego gościa pasja przekształciła się w źródło zarabiania.



Jesli ktoś nie jest przedsiębiorczy, to po co ma iść na swoje? Zeby wpedzic się w długi? Zmienić pracę nie jest łatwo, szczególnie, że nasz rynek pracy nie ma całego wachlarza ofert. Z tego co widze, to głównie IT, handel i bankowość. A jeśli ktoś się nie nadaje do zadnej z nich, to wiadomo, że będzie siedział tam gdzie jest. Pomimo tego, że mu źle, to chociaż na tym się zna i z tego może żyć.

Dla mnie ten cały life coaching to jest śmiechu wart. To takie bajeczki opowiadane przez trenerów, dla ludzi, którzy żyją nadzieją, bo nie maja pomyslu na siebie i potrzebują usłyszeć od kogoś, że to ma sens i ze mogą coś zmienić. Jesli ktoś liczy na to, że obca osobami powie jak żyć, to na pewno do niczego nie dojdzie. Umiesz liczyć, to licz na siebie.
 
Jesli ktoś nie jest przedsiębiorczy, to po co ma iść na swoje? Zeby wpedzic się w długi? Zmienić pracę nie jest łatwo, szczególnie, że nasz rynek pracy nie ma całego wachlarza ofert. Z tego co widze, to głównie IT, handel i bankowość. A jeśli ktoś się nie nadaje do zadnej z nich, to wiadomo, że będzie siedział tam gdzie jest. Pomimo tego, że mu źle, to chociaż na tym się zna i z tego może żyć.

Dla mnie ten cały life coaching to jest śmiechu wart. To takie bajeczki opowiadane przez trenerów, dla ludzi, którzy żyją nadzieją, bo nie maja pomyslu na siebie i potrzebują usłyszeć od kogoś, że to ma sens i ze mogą coś zmienić. Jesli ktoś liczy na to, że obca osobami powie jak żyć, to na pewno do niczego nie dojdzie. Umiesz liczyć, to licz na siebie.

Napisałem "nie dość" żeby podkreślić dwa wybory. Znalem sporo osób, które były jebane w pracy, zarabiały grosze a nawet im się nie chciało kilku CV wysłać.
 
Ja słyszałem jeszcze lepszą historię. Był taki koleś, który wychowywał się w nieciekawej dzielnicy i nieciekawej rodzinie. Do tego charakter też miał niepokorny, co skutkowało tym, że w latach dziecięcych często się napierdalał z różnymi typami. Do tego należy dorzucić jeszcze nieszczęśliwie zakończoną historię miłości z dziewczyną która skończyła swoje życie pod kołami samochodu. Spowodowało to, że facet nie umiał nic innego tylko lać się po mordzie. Zaczął więc trenować - ciężka praca i twardy charakter sprawiły, że stał się jednym z najlepszych na świecie. W końcu znalazł coś, w czym był dobry i dzięki czemu mógł uczciwie zarabiać na życie. Jego wybuchowa osobowość sprawiła, że był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci tego sportu. Niestety tutaj nie ma happy endu - banda pajaców w szarych garniturach odsunęła go na 5 lat od sportu za to, że lubił sobie od czasu do czasu zajarać skręta.
Rzeczywiście Born z Ciebie dzisiaj :D
 
Apropos obawiania się zmian: polecam posłuchać @F. Georgiew w tym podcaście. Sam nigdy nie mogłem zrozumieć ludzi, którym w pracy jest chujowo a nie dość że nie chcą iść na swoje to nawet boją się poszukać nowej. Z resztą u @Piotr Pędziszewski sporo jest takiego life coachingu-praktycznie dla każdego gościa pasja przekształciła się w źródło zarabiania.



Dzięki, @Masu. Do dziś zaskakuje mnie oddźwięk tego podcastu :) Co prawda wtedy dzięki wysilonej pracy byłem w najwygodniejszej pozycji, jaką mogłem sobie wyobrazić - szefowanie działowi social media bez nikogo nad sobą, z prywatnymi zleceniami i pracą dla UFC - ale i tak rzuciłem papierem chwilę po podcaście i wypłynąłem na jeszcze bardziej burzliwe morze, którym jest prowadzenie firmy. Szybka szkoła dorosłości, czuję, że mentalnie kształtuje mnie to z każdym tygodniem - polecam, ale warto wcześniej z kimś bardziej doświadczonym obgadać te decyzje.
 
Napisałem "nie dość" żeby podkreślić dwa wybory. Znalem sporo osób, które były jebane w pracy, zarabiały grosze a nawet im się nie chciało kilku CV wysłać.
I ja odniosłem się do obu wyborów :)

Z tym cv to masz rację, ale po części to tez wina pracodawców. W wielu przypadkach wymagania podane w opisie stanowiska, są wzięte z kosmosu. A ludzie boją się wygłupic i nie próbują. Albo tak jak napisałeś- już maja wszystko gdzieś im się nie chce.
 
Back
Top