Zajebiście mnie cieszy, że...

Dokładnie ten film, mam nadzieję, że wiele nie przekręciłem (aj widzę, że trochę pomieszałem, ale nieważne, mąż czy żona jedno ciało). Niewątpliwie warto go obejrzeć (nie tylko ze względu na sceny erotyczne, które troszkę burzą obraz, albo nadają mu tej brutalności umierania).

Polecam podany przez mnie link z radiowej dwójki, 15 minut a sporo ciekawego można się dowiedzieć.

Oglądaliśmy ten film razem, też go chapnąłem na Kulturze. Romantycznie, we dwoje, z Tobą :D
 
Oglądaliśmy ten film razem, też go chapnąłem na Kulturze. Romantycznie, we dwoje, z Tobą :D
Oglądałem go dawno, z rok temu na wakacjach, jak już cyfryzacja weszła. Świetny film, naprawdę polecam, jak ktoś szuka w filmie czegoś więcej niż mordobicia, strzelania i seksu.
Zupełnie się nie zgodzę z podsumowaniem filmu na filmwebie. To nie jest kolejna historia miłosna i w tej kanwie nie można filmu oceniać. To film o śmierci, o przemijaniu, o wartości życia, trudny w odbiorze, ale dzięki temu bardzo cenny.
 
Oglądałem go dawno, z rok temu na wakacjach, jak już cyfryzacja weszła. Świetny film, naprawdę polecam, jak ktoś szuka w filmie czegoś więcej niż mordobicia, strzelania i seksu.

Ten film na swój sposób jest perwersyjny. Pociąga pięknem, pięknem malarstwa, ciała, seksu, a jednoczesnie wsystko skazane jest śmiercią, umieraniem, brzydotą. Przynajmniej ja to tak pamiętam, ale też mogłem coś pokręcić. Pamiętam, że jednocześnie reżyser mnie podniecał(tzn nie Lech Majewski, tylko obrazem) nagą, cudowną kobietą, to podniecał(a raczej zachwycał) lekością i pięknem niektórych scen, obrazu, ukazania Wenecji, wszystko na zmianę z tymi scenami których nie chcemy oglądać, odpychają nas.
 
Ten film na swój sposób jest perwersyjny. Pociąga pięknem, pięknem malarstwa, ciała, seksu, a jednoczesnie wsystko skazane jest śmiercią, umieraniem, brzydotą. Przynajmniej ja to tak pamiętam, ale też mogłem coś pokręcić. Pamiętam, że jednocześnie reżyser mnie podniecał(tzn nie Lech Majewski, tylko obrazem) nagą, cudowną kobietą, to podniecał(a raczej zachwycał) lekością i pięknem niektórych scen, obrazu, ukazania Wenecji, wszystko na zmianę z tymi scenami których nie chcemy oglądać, odpychają nas.
Też warto zauważyć motyw tego chłopa, kochanka, który trwa przy tej malarce pomimo, że ta umrze. Jest jej wierny do końca, poświęca się dla niej, nie odpycha go jej choroba, nie musi z nią przebywać, a mimo to staje się częścią jej umierania. Taka bezinteresowna wierność. Nawet seks uprawia nie dla własnej przyjemności, tylko by jej ulżyć w godzeniu się ze śmiercią.
Zupełnie inny pogląd na śmierć niż u Carla-Henniga Wijkmarka w Nadchodzi Noc (jak to nazwać) powieści o umieraniu w hospicjum i godzeniu się ze śmiercią wśród własnych odchodów i kroplówek z morfiną, gdy nawet w pielęgniarce odrazę budzi obraz rozkładającego się, ale wciąż żywego ciała. Człowieka, któremu przyszło umrzeć. (książka nie jest tak brutalna jak mój opis, ubrana jest w ładniejsze słowa, nawet można powiedzieć, że jest przyjemna w czytaniu).
Bohaterowie ostatecznie umierają dobrą śmiercią, są z nią pogodzeni, nie buntują się, umierają szczęśliwi, choć ich droga na tamten świat jest przedstawiona zupełnie inaczej.
 
Last edited:
Też warto zauważyć motyw tego chłopa, kochanka, który trwa przy tej malarce pomimo, że ta umrze. Jest jej wierny do końca, poświęca się dla niej, nie odpycha go jej choroba, nie musi z nią przebywać, a mimo to staje się częścią jej umierania. Taka bezinteresowna wierność. Nawet seks uprawia nie dla własnej przyjemności, tylko by jej ulżyć w godzeniu się ze śmiercią.

Ktoś na filmwebie ciekawą interpertacje zrobił tego czym jest piękno w tym filmie.

Kręcenie filmu małą kamerą cyfrową kojarzy się z offowym kinem, które poza dość oryginalnymi ideami i wschodami przyszłych gwiazd cechuje się najczęściej amatorszczyzną i – co znacznie gorsze – pretensjonalnością. Dość sceptycznie podszedłem więc do najnowszej produkcji Lecha J. Majewskiego. Moje obawy okazały się jednak niesłuszne i z czystym sumieniem mogę napisać, że "Ogród rozkoszy ziemskich" to najlepszy film tego reżysera, i jeden z ciekawszych, pod którym podpisali się Polacy. Użycie kamery jest tu bowiem nie tylko fabularnie uzasadnione, ale wręcz niezbędne do opowiedzenia tej historii. Tylko brak dodatkowego oświetlenia, statywów i innych urządzeń wygładzających wszelkie nierówności związane z offem, pozwoliło zbliżyć się w tak intymny sposób do bohaterów. Fakt, że ekipy praktycznie nie zaangażowano, a wiele scen było improwizowanych i kręconych przez dwójkę aktorów, ba! - pod nieobecność reżysera i scenarzysty w jednej osobie nawet, tylko pogłębia uczucie niezwykłej jak na kinowe standardy więzi z wykreowanymi postaciami.

Jest tak, ponieważ można w pewnym momencie odnieść wrażenie, że nie oglądamy fabularnej fikcji, tylko prawdziwy film, jaki nakręcił kochanek podczas swojego romansu w Wenecji, i że to wszystko jest autentycznymi wspomnieniami po utraconej ukochanej. Kochankiem i operatorem jest Anglik Chris (Chris Nightingale), a kobietą, która skradła mu serce, Włoszka Claudine (Claudine Spiteri). On pracuje jako inżynier okrętowy i jest w trakcie pisania pracy na temat kadłubów łodzi - słowem: umysł ścisły. Ona natomiast jest humanistką, wykłada sztukę, a jej najukochańszym dziełem jest "Ogród ziemskich rozkoszy" Hieronima Boscha. Ich drogi łączą się, a niezwykły romans, jakiego będziemy w filmie świadkami, rozpoczyna się, gdy Chris filmuje swoją kamerą jeden z wykładów Claudine na temat tryptyku Boscha. Wynajmują wspólnie mieszkanie, które staje się wkrótce głównym miejscem akcji. To tu będą odkrywać siebie nawzajem, rozwijać swoje uczucie, tutaj dowiemy się, że kobieta umiera na raka i nie można jej już pomóc, to wreszcie w tych uroczych pomieszczeniach z pięknym widokiem na weneckie kanały, kochankowie spróbują razem odszukać ziemski raj, który namalował Bosch.

Dwoje ludzi o skrajnie różnych charakterach i poglądach, najromantyczniejsze z miast w tle i mieszająca się ze śmiercią miłość. Niezbyt to oryginalne, wręcz ograne, ale za sprawą sposobu realizacji, która konsekwentnie czerpie z założeń francuskiej Nowej Fali (improwizacja scenariuszowa, spore zbliżenia na twarze, imiona bohaterów jak aktorów itd.), nie ma tu mowy o wtórności czy sztucznym nadawaniu płytkim kadrom głębi. Jest za to bezpretensjonalnie moralizatorski dramat na troje. Kochanków i obrazu. "Malarskich" filmów jest w bród, ale niezwykle rzadko dzieła sztuki odgrywają w nich role większe niż tylko nadawanie kadrom malowniczości i stylistycznego blichtru. Dzieło Boscha u Majewskiego jest metaforą raju nieosiągalnego, symbolizuje stan egzystencji, do której dążą bohaterowie. To ono determinuje życie Claudine i Chrisa, jest dla nich niczym tlen i lekarstwo na ponury świat wkoło. Dla niej w szczególności.

Wiedząc, że umiera, szuka swojej nieśmiertelności. Zawierzyła malarzowi, który oświadczył jej, że poznając istotę dobra i zła, może stworzyć swój własny raj na ziemskim padole. Niczym Bóg dla Adama i Ewy. Bosch przekonuje, że to człowiek odpowiedzialny jest za swoje szczęście, że oczekiwanie na zbawienie po śmierci ciała jest bezcelowe. Współczesny człowiek żyje złudzeniami, namiastkami szczęścia, rezygnuje z tworzenia, choć ma do tego prawo i umiejętności. Wystarczy otworzyć oczy i zmysły na doznania, jakie oferuje nam egzystencja. Piękno otacza nas z każdej strony, trzeba je tylko dostrzec. Nikt w kinie nie pytał dotąd o prawdziwe znaczenia ducha i ciała jako jedności. Czy to dusza podtrzymuje ciało, czy odwrotnie? "Ogród rozkoszy ziemskich" Majewskiego odpowiada na nie w jednej z ostatnich scen, gdy Chris zbiera wszystkie "składniki" ludzkiego mięsa i mówi do Claudine: "Właśnie tym jesteś". Jak bardzo się mylił, świadomie i nieświadomie, zrozumiał po jej śmierci, gdy rozpaczliwie wymieszał je wszystkie, ale ona nie wróciła.

Zrozumienie bohaterów jest okrutnie trudne, bo bolesne. Reżyser w niezwykle intymny sposób uświadamia nam, jak bardzo ślepi jesteśmy, podążając za imitacjami raju, za karierą, za pustymi rozrywkami. Każe zatrzymać się na chwilę i odpowiedzieć na pytanie, co tak właściwie robimy ze swoim życiem? Jak traktujemy ukochanych? I w końcu, czy możemy powiedzieć, że znaleźliśmy swój raj? "Ogród..." uświadamia, że większości nam się nie udało. Pewnie dlatego tak trudno przyznać, że jest to świetne kino. Fikcję się oklaskuje, nad okrutną prawdą załamuje ręce.
 
Ktoś na filmwebie ciekawą interpertacje zrobił tego czym jest piękno w tym filmie.

Kręcenie filmu małą kamerą cyfrową kojarzy się z offowym kinem, które poza dość oryginalnymi ideami i wschodami przyszłych gwiazd cechuje się najczęściej amatorszczyzną i – co znacznie gorsze – pretensjonalnością. Dość sceptycznie podszedłem więc do najnowszej produkcji Lecha J. Majewskiego. Moje obawy okazały się jednak niesłuszne i z czystym sumieniem mogę napisać, że "Ogród rozkoszy ziemskich" to najlepszy film tego reżysera, i jeden z ciekawszych, pod którym podpisali się Polacy. Użycie kamery jest tu bowiem nie tylko fabularnie uzasadnione, ale wręcz niezbędne do opowiedzenia tej historii. Tylko brak dodatkowego oświetlenia, statywów i innych urządzeń wygładzających wszelkie nierówności związane z offem, pozwoliło zbliżyć się w tak intymny sposób do bohaterów. Fakt, że ekipy praktycznie nie zaangażowano, a wiele scen było improwizowanych i kręconych przez dwójkę aktorów, ba! - pod nieobecność reżysera i scenarzysty w jednej osobie nawet, tylko pogłębia uczucie niezwykłej jak na kinowe standardy więzi z wykreowanymi postaciami.

Jest tak, ponieważ można w pewnym momencie odnieść wrażenie, że nie oglądamy fabularnej fikcji, tylko prawdziwy film, jaki nakręcił kochanek podczas swojego romansu w Wenecji, i że to wszystko jest autentycznymi wspomnieniami po utraconej ukochanej. Kochankiem i operatorem jest Anglik Chris (Chris Nightingale), a kobietą, która skradła mu serce, Włoszka Claudine (Claudine Spiteri). On pracuje jako inżynier okrętowy i jest w trakcie pisania pracy na temat kadłubów łodzi - słowem: umysł ścisły. Ona natomiast jest humanistką, wykłada sztukę, a jej najukochańszym dziełem jest "Ogród ziemskich rozkoszy" Hieronima Boscha. Ich drogi łączą się, a niezwykły romans, jakiego będziemy w filmie świadkami, rozpoczyna się, gdy Chris filmuje swoją kamerą jeden z wykładów Claudine na temat tryptyku Boscha. Wynajmują wspólnie mieszkanie, które staje się wkrótce głównym miejscem akcji. To tu będą odkrywać siebie nawzajem, rozwijać swoje uczucie, tutaj dowiemy się, że kobieta umiera na raka i nie można jej już pomóc, to wreszcie w tych uroczych pomieszczeniach z pięknym widokiem na weneckie kanały, kochankowie spróbują razem odszukać ziemski raj, który namalował Bosch.

Dwoje ludzi o skrajnie różnych charakterach i poglądach, najromantyczniejsze z miast w tle i mieszająca się ze śmiercią miłość. Niezbyt to oryginalne, wręcz ograne, ale za sprawą sposobu realizacji, która konsekwentnie czerpie z założeń francuskiej Nowej Fali (improwizacja scenariuszowa, spore zbliżenia na twarze, imiona bohaterów jak aktorów itd.), nie ma tu mowy o wtórności czy sztucznym nadawaniu płytkim kadrom głębi. Jest za to bezpretensjonalnie moralizatorski dramat na troje. Kochanków i obrazu. "Malarskich" filmów jest w bród, ale niezwykle rzadko dzieła sztuki odgrywają w nich role większe niż tylko nadawanie kadrom malowniczości i stylistycznego blichtru. Dzieło Boscha u Majewskiego jest metaforą raju nieosiągalnego, symbolizuje stan egzystencji, do której dążą bohaterowie. To ono determinuje życie Claudine i Chrisa, jest dla nich niczym tlen i lekarstwo na ponury świat wkoło. Dla niej w szczególności.

Wiedząc, że umiera, szuka swojej nieśmiertelności. Zawierzyła malarzowi, który oświadczył jej, że poznając istotę dobra i zła, może stworzyć swój własny raj na ziemskim padole. Niczym Bóg dla Adama i Ewy. Bosch przekonuje, że to człowiek odpowiedzialny jest za swoje szczęście, że oczekiwanie na zbawienie po śmierci ciała jest bezcelowe. Współczesny człowiek żyje złudzeniami, namiastkami szczęścia, rezygnuje z tworzenia, choć ma do tego prawo i umiejętności. Wystarczy otworzyć oczy i zmysły na doznania, jakie oferuje nam egzystencja. Piękno otacza nas z każdej strony, trzeba je tylko dostrzec. Nikt w kinie nie pytał dotąd o prawdziwe znaczenia ducha i ciała jako jedności. Czy to dusza podtrzymuje ciało, czy odwrotnie? "Ogród rozkoszy ziemskich" Majewskiego odpowiada na nie w jednej z ostatnich scen, gdy Chris zbiera wszystkie "składniki" ludzkiego mięsa i mówi do Claudine: "Właśnie tym jesteś". Jak bardzo się mylił, świadomie i nieświadomie, zrozumiał po jej śmierci, gdy rozpaczliwie wymieszał je wszystkie, ale ona nie wróciła.

Zrozumienie bohaterów jest okrutnie trudne, bo bolesne. Reżyser w niezwykle intymny sposób uświadamia nam, jak bardzo ślepi jesteśmy, podążając za imitacjami raju, za karierą, za pustymi rozrywkami. Każe zatrzymać się na chwilę i odpowiedzieć na pytanie, co tak właściwie robimy ze swoim życiem? Jak traktujemy ukochanych? I w końcu, czy możemy powiedzieć, że znaleźliśmy swój raj? "Ogród..." uświadamia, że większości nam się nie udało. Pewnie dlatego tak trudno przyznać, że jest to świetne kino. Fikcję się oklaskuje, nad okrutną prawdą załamuje ręce.
Może motyw braku życia po śmierci jest lekko na wyrost, to nie sposób się z całą resztą nie zgodzić. Zwłaszcza z podsumowaniem, dążenie za ziemskimi uciechami, które ani uciechy nie przyniosą, ani nie jesteśmy w stanie ich osiągnąć w karierze, czy pustej rozrywce. Słowo raj bym wziął w tym opisie w cudzysłów.
 
Może motyw braku życia po śmierci jest lekko na wyrost, to nie sposób się z całą resztą nie zgodzić. Zwłaszcza z podsumowaniem, dążenie za ziemskimi uciechami, które ani uciechy nie przyniosą, ani nie jesteśmy w stanie ich osiągnąć w karierze, czy pustej rozrywce. Słowo raj bym wziął w tym opisie w cudzysłów.

To jest tylko jedno spojrzenie, w innych filmach ten sam reżyser przedstawia inne spojrzenie na to co pośmeirci :)

Ot, tutaj tworzą sobie raj na ziemi , jak dla kogoś to ma sens, oczuwanie piękna wszędzie w życiu, pełne odczuwanie(mówi Ci to coś z innego tematu pewnego użytkownika? ;p )
 
...mama zrobiła dziś zajebistą białą kiełbasę, ostatnio za mało pikantna, dziś jest idealna. Jeszcze czekam aż surowy schab długodojrzewający..dojrzeje i będzie idealne żarełko.
 
...mama zrobiła dziś zajebistą białą kiełbasę, ostatnio za mało pikantna, dziś jest idealna. Jeszcze czekam aż surowy schab długodojrzewający..dojrzeje i będzie idealne żarełko.
Sam byś zrobił A nie mama
 
Że jestem jedną z 3 osób, na 23, które zaliczyły ćwiczenia z ogrzewnictwa :DDDDDDDDDDDDDD
 
Że jest sobota, bo jak się obudziłem to myślałem że jest niedziela huhu #małarzeczacieszy
 
Udało mi się odnaleźć mój telefon po wczorajszych perypetiach :]
Dzisiaj rano bardzo szybko wytrzeźwiałem, jak się okazało, że go nie mam w domu :batman:
 
Cieszę się że nie jestem macho samcem alfa i dałem się wyciągnąć do SPA. Zostalem wymasowany, napojony, nażarty a 90% czasu spędzam w saunie, jacuzzi i na basenie :boystop:
 
Wybaczcie.
Jestem kurwa genialny!
Moja przyszła żona będzie ze mnie okrutnie dumna.
 
Wyszedłem dzisiaj z koleżką w godzine i pięć minut na Gaisbergspitze (1265 mnpm) gdzie średni czas to dwie godziny.Po wyjściu pierdolnęliśmy piwko w gospodzie https://www.facebook.com/KohlmayrsGaisbergspitz?fref=ts która znajdowała się na samej górze.Góry są mega zajebiste.Satysfakcja z wyjścia na sam szczyt niesamowita! Widoki mega.
 
Cieszę się że nie jestem macho samcem alfa i dałem się wyciągnąć do SPA. Zostalem wymasowany, napojony, nażarty a 90% czasu spędzam w saunie, jacuzzi i na basenie :boystop:
Yle takie luksusy?:boystop:
 
Back
Top