Polityka

Dla mnie w tym momencie podstawowym pytaniem jest jak mam ufać człowiekowi w to, że będzie wdrażał mądre rozwiązania, jak forsuje te JOW-y nie biorac nawet pod uwagę racjonalnych kontrargumentów?
 
Trzeba by było pooglądać różne wykłady i debaty z nim, widziałem tego trochę na YT (w sensie wiem, że są i wiem że są na zasadzie Q&A, sam oglądałem niewiele), może bierze pod uwagę tylko zwyczajnie tego nie zauważamy. Petru jak zdarta płyta powtarza "zero spadochroniarzy" a jak widać nawet po tym temacie niewiele osób w ogóle chce to zauważyć. Może podobnie jest z Kukizem, np o tym, że z jakiegoś powodu najpierw chce JOW a potem STV też mało osób wie (jeszcze mniej wie co to STV).

O tym że chce, żeby to CAS decydował o sprawach gospodarczych dowiedziałem się w ostatnich tygodniach a mówił o tym co najmniej od początku 2015.
 
Dla wprowadzenia STV nie trzeba zmieniac konstytucji, wiec nie trzeba robic najpierw wybiegów z JOW. Co do reszty mozliwe, ale jak widze jego potyczki z dziennikarzami, to smiem watpic w jego otwartosc na argumenty. No chyba, ze nie potrafi na szybko zartykulowac swoich pogladow, wiec odpowiada jak odpowiada.
 
Ale Kukiz ma swoje 5minut. Dlaczego - nawet na tym facebooku - nie mogl by miec postow systematyzujacych obecny plan? Tzn moze i jest jakas "nieprzepuszczalnosc" mediow, ale Kukiz w sytuacji tej nie pomaga...
 


Coś zaczyna się dziać, Kurdowie (?) próbują odbijać granicę z Turcją, wreszcie jakaś akcja kontrofensywna przeciw ISIS w Syrii (której 50% terytorium kontrolują rebelianci).
 
@Masu
Mowisz o D24? Nie mam pojecia :) Ja go wyguglalem ok rok temu, jak sie sie z ukraina zaczelo i chcialem wiedziec cos wiecej.
 
Na defence jest wiele artykułów osób spoza redakcji (przynajmniej takie odnoszę wrażenie, bo często jest napisane coś w stylu gościnnie ... ).
 
@Masu
Mowisz o D24? Nie mam pojecia :) Ja go wyguglalem ok rok temu, jak sie sie z ukraina zaczelo i chcialem wiedziec cos wiecej.

Tak mysle jak Mort że portal robią służby żeby móc nieoficjalnie coś publikować. Ja akurat nie mam nic do naszych służb.
 
Ale w jakim sensie sluzby?

Przeciez jest wielu dziennikarzy, ekspertow cywilnych od wojska, technologii czy danego regionu geograficznego. Mogli sie skrzyknac tak samo jak nasza ekipa (a my - wbrew pozorom - nie jestesmy ani agentami Mirka ani Kawula :) ).
A moze tam nawet i maja jakies rzadowe dofinanoswanie. @Mort, wiecej info?

Dla czekających na żąb babci:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Teksas-zabierze-zloto-z-Nowego-Jorku-7264513.html

Tytul jak z SE:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Emigranci-wroca-i-nie-zarobia-3360532.html

Prosze:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Nie...yc-kontrole-na-granicach-panstwa-3360640.html
 
Last edited:
Mam nadzieje, ze zaden Bush nie wygra wyborow, bo pamietamy ze za jego kadencji zaczal sie Irak i Afganistan. Boje sie ze Polska moze stac sie arena jakies proxy war dla imperiow w finansowych tarapatach.
 
Ultra liberałowie, jak rozumiem, będą przeciwni ingerencji państwa w rynek w jakiejkolwiek formie, ale być może, w warunkach nie-ultraliberalnych, państwo powinno zachęcać (=$$$) podmioty z wysokomarżowych branż by przenosiły/tworzyły swoją aktywność w Polsce, po to, by w długiej perspektywie - ogółem - się ona zwróciła. Pamiętajmy, że jako Państwo, jako całość, też konkurujemy. @Jakub Bijan , jakiś komentarz?
No dobrze, ale jak chcesz zachęcić zagranicznych inwestorów, by lokowali interesy w Polsce, a nie - dla przykładu - na Słowacji? Poza sprawnym wymiarem sprawiedliwości, infrastrukturą itd. - podstawową kwestią są oczywiście podatki. Wszak raje podatkowe działają na tej właśnie zasadzie:) Tak więc jeśli o podatki idzie, możesz zrobić ulgi dla zagranicznych korpo i specjalne strefy przemysłowe, co plus minus robi się u nas od ćwierćwiecza; możesz też maksymalnie obniżyć podatki i zrobić deregulację dla wszystkich - i krajowych i zagranicznych. Efektem pierwszego będzie to, że zaprosisz "Niemców z pieniędzmi", ale przedsiębiorczych Polaków przydusisz - taki Balcerowicz. Efektem drugiego będzie natomiast to, że "Niemców z pieniędzmi" zaprosisz, ale przedsiębiorczym Polakom krzywdy nie zrobisz. Nie pomożesz, ale i nie zaszkodzisz - bezpośrednio, bo pośrednio może się zdarzyć oczywiście, że konkurencji nie wytrzymają. Nie znaczy to od razu, że pan Marian swój warzywniak rozwinie i wykupi Liddla, bo może to Liddl wykupi pana Mariana - nie wiadomo. Może będzie tak, a może tak. W drugim przypadku mamy niewiadomą, w pierwszym - rzecz oczywistą, negatywną w dodatku.

Jeszcze słowo o dumpingu, którego sam kiedyś byłem przeciwnikiem, a z czego mnie jeden user w tym wątku wyleczył. Nawet nie chodzi o to, że dumping jest korzystny dla ogółu konsumentów - a niekorzystny dla wybranej grupy producentów - tylko o to, że nie wiem, w jaki sposób mamy z nim walczyć? Powołać urząd antydumpingowy? I jak on będzie sprawdzać, czy ktoś dumpinguje ceny - technicznie, jak to zrobić przy globalnej produkcji? A co jeśli ktoś, działając całkowicie uczciwie, nie trafi z inwestycją i sytuacja na rynku uniemożliwi mu sprzedaż z zyskiem? Dumping mamy wówczas panie, lepiej, żeby wyrzucił do kosza niż sprzedał:)) I czy już sama kwestia globalizacji nie jest po części dumpingiem: krajowy przedsiębiorca musi zatrudniać drogich Polaków, a korporacja produkuje na Filipinach za dolara dziennie. Czy to już dumping czy nie dumping? Albo zamiast sprzedawać po marzy -1% korpo będzie sprzedawać z narzutem +0,3%. Przecież to już nie dumping, a dla rodzimego producenta w skutkach będzie takie samo. Tego i tego może nie wytrzymać.
 
Jeszcze słowo o dumpingu, którego sam kiedyś byłem przeciwnikiem, a z czego mnie jeden user w tym wątku wyleczył. Nawet nie chodzi o to, że dumping jest korzystny dla ogółu konsumentów - a niekorzystny dla wybranej grupy producentów - tylko o to, że nie wiem, w jaki sposób mamy z nim walczyć? Powołać urząd antydumpingowy? I jak on będzie sprawdzać, czy ktoś dumpinguje ceny - technicznie, jak to zrobić przy globalnej produkcji? A co jeśli ktoś, działając całkowicie uczciwie, nie trafi z inwestycją i sytuacja na rynku uniemożliwi mu sprzedaż z zyskiem? Dumping mamy wówczas panie, lepiej, żeby wyrzucił do kosza niż sprzedał:)) I czy już sama kwestia globalizacji nie jest po części dumpingiem: krajowy przedsiębiorca musi zatrudniać drogich Polaków, a korporacja produkuje na Filipinach za dolara dziennie. Czy to już dumping czy nie dumping? Albo zamiast sprzedawać po marzy -1% korpo będzie sprzedawać z narzutem +0,3%. Przecież to już nie dumping, a dla rodzimego producenta w skutkach będzie takie samo. Tego i tego może nie wytrzymać.

Dumping to jedno. A co myślisz o zmowie producentów przeciwko innemu, nowemu? Np zmowa Plus, Orange i T-Mobile przeciwko Play - przez długi czas zmówili się, że ksozta połączeń do konkurencyjnego Play będą mieli wyższe. Bez podania argumentu ekonomicznego - dlaczego do tej akurat sieci zwiekszaja koszta(przynajmniej ja nie znam żadnych powodów by te półączenia do Play dla takiego Orange wynosiły drożej...). To jest dla mnie ciekawe zagadnienie. Uważasz, że powinno być takie coś zakazane, jak jest teraz, czy dozwolone jako element konkurencji?
 
A co myślisz o zmowie producentów przeciwko innemu, nowemu? Np zmowa Plus, Orange i T-Mobile przeciwko Play - przez długi czas zmówili się, że ksozta połączeń do konkurencyjnego Play będą mieli wyższe. Bez podania argumentu ekonomicznego - dlaczego do tej akurat sieci zwiekszaja koszta(przynajmniej ja nie znam żadnych powodów by te półączenia do Play dla takiego Orange wynosiły drożej...). To jest dla mnie ciekawe zagadnienie. Uważasz, że powinno być takie coś zakazane, jak jest teraz, czy dozwolone jako element konkurencji?
Uważam, że regulacje i komplikacja rynku sprzyja takim rzeczom i efekt jest odwrotny do zamierzonego. Bo jeśli próg wejścia na dany rynek jest niewielki - zero papierków - to i tendencja do pojawienia się nowej konkurencji większa. Tu jest taka sama kwestia jak z monopolem. Może się on oczywiście pojawić w jakiejś branży, ale jest bardzo mało prawdopodobnym, by utrzymał się w dłuższej perspektywie. Zmowa cenowa wymaga dyscypliny wszystkich stron - im stron więcej, tym dyscyplina musi być większa. Tymczasem konkurencja (nawet ta na której szkodę działa zmowa) przecież nie śpi - oferuje swoje układy i układziki. Jeśli jedna ze zmówionych stron uzna, że opłaci jej się wyjść z układu, to czar pryska. Im szersza zmowa, tym prawdopodobieństwo rozpadu większe.

Podsumowując całość. Nie sądzę, by "teoretyczny i całkowicie niemożliwy" - jak się powszechnie uważa:)) - wolny rynek chronił nas przed zmowami cenowymi, ale z drugiej strony uważam, że regulacje i metody zaradcze są wodą na młyn dla wszelkiej maści kombinatorów. Podobnie zresztą jak z innymi dziedzinami. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że ten "teoretyczny i całkowicie niemożliwy" :)) wolny rynek ochroni gospodarki przed kryzysami - bo nie ochroni - tylko z drugiej strony trzeba powiedzieć, że interwencje rządu nie tylko sytuacji nie naprawiają, ale ją znacznie pogarszają: patrz Fed, który w ciągu 15 lat wywołał 2 kryzysy, a trzecia bańka czeka na przekłucie.
 
Co do monopolu - w większości przypadków dana firma osiąga monopol przez współudział państwa. Tak było swego czasu w USA z tanimi kredytami hipotecznymi - mało kto wie, ze zaczeto je rozdawać na lewo i prawo kiedy w latach 50 rząd USA stworzył jedyne w ich historii banki należące do państwa, w celu umożliwienia biednym zaciągania kredytów.

Albo, najbardziej znany przypadek na świecie - przemysł naftowy, wielkei koncerny które tworzą nieformalny układ razem z wielkimi mocarstwami na świecie.
 
Warto czytać klasyków:))
Żywię odrazę do owych absolutnych systemów, które uzależniają wszystkie historyczne wydarzenia od wielkich przyczyn sprawczych powiązanych między sobą w fatalistyczny łańcuch, które - by tak rzec - wykluczają człowieka z historii ludzkiego rodzaju. Znajduję, że są ciasne mimo ich rzekomej wielkości i fałszywe pod pozorami matematycznych prawd. Choć nie spodoba się to twórcom, którzy wymyślili te wzniosłe teorie, aby sycić własną próżność jestem przekonany, że wielu ważnych faktów historycznych nie da się wytłumaczyć inaczej jak przypadkowymi okolicznościami i że wiele innych pozostaje niewytłumaczalnymi, że wreszcie przypadek - czy raczej kombinacja przyczyn wtórnych, którą tym mianem określamy nie potrafiąc ich rozwikłać - liczy się bardzo w tym, co oglądamy na teatrze świata. Lecz równie mocno jestem przekonany, że przypadek nie czyni niczego, co uprzednio nie byłoby przygotowane. Dawniej zaszłe fakty, natura społecznych urządzeń, charakter umysłów, stan obyczajów są materiałem, z którego układa on owe improwizacje.

Obcowałem z ludźmi pióra, którzy opisywali historię nie mieszając się do polityki i z politykami, którzy zajmowali się wyłącznie tworzeniem wydarzeń, bez zamiaru ich opisywania. Uderzało mnie zawsze, że ci pierwsi dopatrywali się wszędzie przyczyn ogólnych, a ci drudzy - żyjąc w plątaninie codziennych faktów - skłonni byli sobie wyobrazić, że wszystko należy przypisywać drobnym incydentom i że światem poruszają takie same małe sprężynki, jakie naciskają oni swymi rękami. Sądzę, że w błędzie są jedni i drudzy.

To, co nazywam mentalnością literacką w polityce polega na dostrzeganiu bardziej tego, co kunsztowne i nowe niż tego, co prawdziwe, na upodobaniu w tym, co zaciekawiające, bardziej niż w tym, co użyteczne, na przejawianiu większej wrażliwości na piękne gesty i słówka aktorów niż na następstwa granej sztuki, na kierowaniu się raczej wrażeniami niż rozumowymi racjami.

Rewolucje rodzą się z ogólnej choroby umysłów z nagła przechodzącej w stan przesilenia wywołany przypadkową okolicznością, której nikt nie przewidział, co zaś do mniemanych inspiratorów i wodzów, niczego nie zainspirowali, niczemu nie przewodzili.

Potomność, która dostrzega tylko wielkie zbrodnie, a której umykają zazwyczaj przywary, nie dowie się być może nigdy, do jakiego stopnia rządy przybrały charakter towarzystwa przemysłowego, gdzie wszystkie operacje są nastawione na zysk, jaki mogą z nich osiągnąć jego członkowie.

Kiedy przychodzi mi szukać w różnych epokach, u różnych ludów, jaka była rzeczywista przyczyna, która doprowadziła do ruiny rządzące klasy, dostrzegam oczywiście takie czy inne zdarzenie, człowieka, przypadkową lub powierzchowną przyczynę lecz wierzcie mi, że przyczyną rzeczywistą, przyczyną sprawczą, która powoduje utratę władzy przez ludzi jest to, że stali się oni niegodni by ją sprawować.

+++

[Zaczęło się tak, że] zwycięzcy byli zaskoczeni sukcesem, tak jak ich adwersarze - porażką. Ich namiętności nie zdążyły rozgorzeć i rozpętać się w walce, rząd upadł przez nikogo nie broniony i sam się nie broniąc. To samo nieporozumienie, które ułatwiło rewolucję, przyczyniało się do jej łagodnego przebiegu. Gdy zniknął stary ustrój, pole bitwy wydało się puste. Lud nie dostrzegał na nim wyraźnie wrogów, których należałoby ścigać i powalić, zabrakło dawnych przyczyn gniewu. Był to moment, w którym starano się wyciągnąć korzyść z wszystkich nicponi, jakich posiadało się w rodzinie. Jeśli szczęśliwym zbiegiem okoliczności posiadało się kuzyna, brata lub syna, który się zrujnował skutkiem hulactwa, miał on widoki na karierę, a jeśli odznaczył się ponadto jakąś ekstrawagancką teorią, mógł liczyć, że zajdzie najwyżej.

[Rządzono jak Ludwik Filip ] który sobie wyobrażał, że aby się utrzymać wystarczy fałszować prawo nie łamiąc go (…) Korumpować lud nie stawiając mu czoła; odchodzić od ducha konstytucji nie tykając jej litery; przeciwstawiać sobie przywary kraju, łagodnie roztapiać namiętności rewolucyjne w żądzy materialnego użycia to była idea całego jego życia, a pomału stała się nie tylko naczelną, lecz wyłączną.

Dawni przywódcy byli podzieleni, a sądzić było można, że każdy z osobna też był wewnętrznie podzielony, czego dowodziły zamęt w ich wypowiedziach i zmienność poglądów.

Szlifowali swe obyczaje po kawiarniach, a umysły karmili pisaniną gazetową.

Owi politycy, z których większość uczyła się publicznej działalności w uregulowanym i spokojnym nurcie wolności konstytucyjnej i których rewolucja zaskoczyła pośród ich zwyczajnych rozgrywek, upodobnili się do flisaków, którzy nie przyzwyczajeni do innej żeglugi niż rzeczna znaleźliby się nagle na pełnym morzu. Umiejętności, jakich nabyli w trakcie swych małych podróży, bardziej im teraz przeszkadzały, niż pomagały w wielkiej przygodzie i popadali teraz w osłupienie i niepewność łatwiej niż pasażerowie.

Iluż to wokół siebie oglądałem owych ludzi popadających w rozpacz z tego powodu, że czuli jak najpiękniejsze lata ich życia upływają na krytykowaniu wad u innych wobec niemożności folgowania wadom własnym i sycenia się nadużyciami inaczej niż w wyobraźni! Przez ten długi okres wstrzemięźliwości większość z nich nabawiła się takiego apetytu na posady, honory i pieniądze, że łatwo można było przewidzieć, iż przy lada okazji rzucą się do władzy z łapczywością, która im nie pozwoli wybierać ani momentu, ani kąska.

Od rewolucjonistów bywali groźniejsi, nie sądzę jednak, by można było znaleźć głupszych. Bez powszechnych wyborów nie umieli się obejść, ale też nie potrafili się nimi posłużyć.

Z jednej strony zdali się na naród, a z drugiej uczynili wszystko, aby go do siebie zrazić odwołując się do niego zaczęli mu się odgrażać, (…) zachęcili go do oporu niezdecydowanymi działaniami podporządkowując mu się, udawali zarazem jego nauczycieli. Zdawało się, że stawiają sobie do rozwiązania problem nierozwiązywalny, rządzić w oparciu o większość lecz wbrew jej upodobaniom.

Wzorując się na przykładach z przeszłości, lecz ich nie rozumiejąc, wyobrazili sobie naiwnie, że wystarczy wciągnąć tłumy w życie polityczne, aby je związać ze swoją sprawą, że aby zyskać dla republiki przychylność, wystarczy ludziom przyznać prawa nie zapewniając im korzyści.

Wprowadzając powszechność głosowania sądzili, że przywołują lud na pomoc rewolucji, gdy tymczasem dali mu broń przeciwko niej.

Od swoich poprzedników okazali się o wiele niezręczniejsi, choć wcale nie uczciwsi, ponieważ w swoich pragnieniach byli równie gwałtowni i niesprawiedliwi jak tamci w swoich czynach. Ale żeby przejść do ataków niesprawiedliwej przemocy, nie wystarcza wola rządu, ani nawet jego możliwości, trzeba, by sprzyjały temu obyczaje, idee i nastroje czasu.

Do reguły należy, że stronnictwa dają swym przekonaniom wyraz przesadzony, ażeby wprawić w zakłopotanie przeciwników, ci zaś udają przekonania nie swoje, ażeby uniknąć pułapki. Wspólnym przeto wysiłkiem popychali się wszyscy do mijania z prawdą, bądź wręcz do występowania przeciw niej.

Nigdy stronnictwa lepiej nie okazały tego rodzaju pedantycznej obłudy, która ich interes każe skrywać ogólnymi teoriami To częste widowisko było tym razem bardziej niż zazwyczaj uderzające ponieważ potrzeba chwili zmusiła każdą z partii do chronienia się za teoriami, które były jej najzupełniej obce, a nawet wrogie.

Wybory przebiegły więc przeciwko partii, która zrobiła rewolucję (…). W miarę jak odpadali jej kandydaci, ogarniał ją wielki smutek i wielki gniew, dało się słyszeć to płaczliwe, to grubiańskie wyrzekania na naród, któremu wypominano, że jest ciemny, niewdzięczny, nierozumny i przeciwny swojemu własnemu dobru.

+++

Zdarzenie obalające gabinet wystawia na szwank to fortunę jednego, to posag córki drugiego, to znów karierę syna jeszcze innemu. Dzięki temu trzyma się w garści prawie wszystkich. Większość z nich nie tylko poszła w górę dzięki sprzedajności, ale rzec można wręcz z niej żyła, i spodziewała się żyć z niej nadal, skoro bowiem gabinet przetrwał osiem lat, przywyknięto do myśli, że trwać będzie zawsze, przywiązano się do niego tym poczciwym i niezachwianym przywiązaniem, jakie chłop żywi do swego pola.

[Ale] trzeba zauważyć, że aby spora ilość członków opozycji zrobiła z siebie podobne widowisko, wystarczyłoby wystawić ją na podobną próbę. Jeśli wielu broniło rządu tylko dla zachowania różnych gratyfikacji i stanowisk, to muszę powiedzieć, że wielu opozycjonistów zdawało się go atakować wyłącznie po to, by się ich dochrapać. Faktem jest bowiem, faktem godnym pożałowania, że upodobanie do funkcji publicznych i pragnienie życia z podatków nie są u nas wcale chorobą właściwą jakiejś jednej partii, jest to wielka i stała ułomność całego narodu, jest to łączny produkt demokratycznej konstytucji naszego społeczeństwa obywatelskiego i nadmiernej centralizacji naszego aparatu władzy, jest to ukryta choroba, która trawiła wszystkie dawne rządy i która tak samo trawić będzie wszystkie nowe.

[Trwała] gorączka używania dóbr materialnych, która - podniecana przez rząd - ogarnęła tę ludność, demokratyczna choroba zawiści, która skrycie ją trawiła, ekonomiczne i polityczne teorie, które znalazły do niej dostęp i chciały ją przekonać, że (…) można usunąć ubóstwo zmieniając podstawy społeczeństwa, pogarda, w jaką popadła klasa rządząca, a zwłaszcza przewodzący jej ludzie, pogarda tak powszechna i głęboka, że sparaliżowała opór nawet ze strony tych, którzy mieli największy interes w podtrzymaniu tej władzy, jaką obalano, centralizacja, która sprawiła, że rewolucyjna operacja mogła się ograniczyć do położenia ręki na gotowej machinie państwowej, wreszcie niestałość wszystkiego - instytucji, idei, obyczajów i ludzi w niestałym społeczeństwie, to były ogólne przyczyny, bez których rewolucja byłaby niemożliwa.

[A gdy] Rząd staje się niepopularny, zdarza się, że [nawet] przedstawiciele tej klasy, której okazywał on względy i przez to stracił popularność, nad przywileje, jakie im on zapewnia, przedkładają wyrzekanie nań razem z wszystkimi.

+++

Czyż nie czujecie Panowie jakąś instynktowną intuicją, której nie da się uzasadnić, lecz która nie zawodzi, że w Europie znowu drży ziemia? Czy nie czujecie w powietrzu wiatru rewolucji? Tego wiatru, o którym nie wiadomo gdzie się rodzi, skąd przychodzi i kogo porwie. I w taką porę pozostajecie spokojni wobec zepsucia publicznych obyczajów, a to słowo nie jest zbyt mocne.

Czy w godzinie, która właśnie wybija, macie pewność jutra? Czy wiecie, co może się stać (…) za rok, za miesiąc, może za dzień? Tego nie wiecie, lecz macie świadomość, że nad horyzontem jest burza, że do nas nadciąga. Czy pozwolicie jej się zaskoczyć?

Naprawcie zło skutecznymi środkami, atakując je nie w symptomach, lecz w jego istocie. Mówiono o zmianach w ustawodawstwie. Skłonny jestem sądzić, że zmiany te są nie tylko pożyteczne, lecz konieczne, wierzę w potrzebę reformy prawa wyborczego, w pilność reformy parlamentarnej, lecz Panowie, nie jestem na tyle nierozsądny, ażeby nie wiedzieć, że to nie prawa przesądzają o losach ludów, nie, to nie prawny mechanizm tworzy wielkie zdarzenia, lecz sam duch rządów.

Jeśli pragniecie, zachowajcie prawa, choć myślę, że to błąd, ale zachowajcie je, jeśli taka wasza wola, ale - na Boga - odmieńcie ducha rządów, albowiem duch rządów dzisiejszych prowadzi was w przepaść.

Aleksander de Tocqueville, Wspomnienia (o Rewolucji 1848)
 
tak mnie jakos naszlo na przypomnienie sobie tego swietnego dokumentu


pamietacie jaka gownoburze p. Braun wtedy rozpetal? ;)
 
tak mnie jakos naszlo na przypomnienie sobie tego swietnego dokumentu


pamietacie jaka gownoburze p. Braun wtedy rozpetal? ;)


Z generałem i jego śmiercią to też coś żałosnego - naukowo, historycznie jest właściwie faktem, że Jaruzelski prosił kilka razy ZSRR o to by wkroczyła do Polski, a Ci odmówili dlatego sam wprowadził stan wojenny. A wiec wiemy, ze żadna interwencja ZSRR nie groziła i do tego wiemy, że Jaruzelski o tym wiedział.
Dlatego nie doprowadzono do procesu - sąd musiałby coś takiego stwierdzić i w mediach poszłoby, że to jest fakt.
Jednak jeżeli twierdza coś historycy, może być czarno na białym, jak z Bolkiem - to zawsze można mówić "a historycy tak twierdzą, pewnie prawicowe oszołomy", i chuj, zdyskredytowane fakty.
 
Z generałem i jego śmiercią to też coś żałosnego - naukowo, historycznie jest właściwie faktem, że Jaruzelski prosił kilka razy ZSRR o to by wkroczyła do Polski, a Ci odmówili dlatego sam wprowadził stan wojenny. A wiec wiemy, ze żadna interwencja ZSRR nie groziła i do tego wiemy, że Jaruzelski o tym wiedział.
Dlatego nie doprowadzono do procesu - sąd musiałby coś takiego stwierdzić i w mediach poszłoby, że to jest fakt.
Jednak jeżeli twierdza coś historycy, może być czarno na białym, jak z Bolkiem - to zawsze można mówić "a historycy tak twierdzą, pewnie prawicowe oszołomy", i chuj, zdyskredytowane fakty.
Tradycja, dyskredytowanie osoby, a nie tez, które ona głosi. Tak jak z Sumlińskim. "Paaanie, on przecież proces o korupcję ma."
 
Tradycja, dyskredytowanie osoby, a nie tez, które ona głosi. Tak jak z Sumlińskim. "Paaanie, on przecież proces o korupcję ma."

No mnie rozwalił proces Wyszkowskiego i Wałesy. Wałesa pozwał Wyszkowskiego za nazwanie go Bolkiem - sąd uznał wine Wyszkowskiego. Wyszkowski na to "hola hola, tu mam dowody w postaci baań historyków , że to jest udowodniony fakt iż Wałęsa jest Bolskiem". Na co sąd "Nie przyjmiemy badań historyków jako dowód w sprawie". Wyszkowski: "Dlaczego?" Sąd: "Bo nie.".
 
Tradycja, dyskredytowanie osoby, a nie tez, które ona głosi. Tak jak z Sumlińskim. "Paaanie, on przecież proces o korupcję ma."
Argumentum ad personam jest zarówno jednym z najohydniejszych jak i najskuteczniejszych sposobów na walkę w retorycznym sporze.
Niestety, nawet na forum da się to miejscami (na szczęście niezbyt często) widzieć.
 
Robię studia podyplomowe z doradztwa podatkowego i co się okazało, to że większość uczestników uważa, że podatki pośrednie są zbyt wysokie, a opodatkowanie pracy zbyt niskie i należy tę proporcję odwrócić, ponieważ podatki pośrednie (vat, akcyza) dotykają w największy stopniu ludzi ubogich... Długo dyskutowałem w odwrotną stronę, ale nic z tego. Uważają, że takie są światowe i europejskie trendy.... więc w tę stronę trzeba iść.
 
Back
Top