Za wybiórczą i Niemczykiem
Rosja wprowadziła do służby dużo mniejsze jednostki – tzw. autonomiczne pojazdy głębinowe. Czyli miniaturowe łodzie podwodne. Najbardziej znane są dwa typy: 16810 Rus i 16811 Konsul. Mają dwu- lub trzyosobową załogę, trochę ponad 8 m długości i dzięki temu, że kadłub zbudowany jest z tytanu, mogą się zanurzać na głębokość do 6 tys. m.
To właśnie wyszukiwania takich jednostek musiały się nauczyć natowskie instalacje rozpoznania elektronicznego. Do ich transportu wykorzystuje się całkiem „niewinne" statki cywilne. Na przykład OIS Jantar, który pod pozorem badań oceanograficznych prowadzi działania wywiadowcze. Może on przewozić dwie miniaturowe łodzie podwodne. Według natowskich służb specjalnych do ich zadań należy dokumentowanie podmorskich kabli telekomunikacyjnych i innych instalacji infrastruktury krytycznej (również rurociągów), a także w przypadkach morskich katastrof sprzętu wojskowego wydobywanie z nich wrażliwych elementów wyposażenia.
Znajdujące się na wyposażeniu takich statków badawczych wojskowe batyskafy mogą nie tylko dokumentować położenie badanych instalacji, ale także za pomocą specjalnych manipulatorów ingerować w ich strukturę – na przykład wpinać się w kable. Podłożenie ładunku wybuchowego to dla nich łatwizna. Dlatego obecność Jantara i jemu podobnych wywołuje natychmiastowe alerty w siłach zbrojnych państw NATO i wszystkich innych, które chcą chronić swoje nabrzeżne czy podmorskie instalacje.
Celem nie tylko rurociągi. Także kable
Tutaj trzeba dodać, że w morzu wokół Bornholmu leży co najmniej sześć ważnych kabli telekomunikacyjnych i trudno sobie wyobrazić, aby nikt nie interesował się ich bezpieczeństwem. Przynajmniej cztery z nich krzyżują się z rurociągami Nord Stream.
Miejsca, w którym gazociągi krzyżują się z kablami prowadzącymi do Polski (Baltica i Denmark-
Poland 2), leżą niedaleko miejsca eksplozji na Nord Stream 2.
Z kolei podwodny kabel C-Lion z Helsinek do Rostoku, przez wiele kilometrów, na wschód od Bornholmu, a wcześniej Gotlandii, ciągnie się wzdłuż czterech nitek gazociągów.
Operacja była planowana od dawna
Precyzja urządzeń do wykrywania działań wywiadowczych prowadzonych za pomocą tak specjalistycznych urządzeń powoduje, że każda sabotażowa akcja w miejscu tak wrażliwym, jak okolice Bornholmu, musiała być niezwykle starannie zaplanowana. Ani sekcja komandosów płetwonurków, ani operator podwodnego drona nie mogli zwrócić na siebie uwagi. Planowanie i realizacja zadania musiały zająć wiele tygodni.
Niemiecki „Der Spiegel" dotarł do informacji, że CIA ostrzegała latem br. rząd Niemiec o prawdopodobnym ataku na podwodne gazociągi. Niestety, przeciek jest na tyle niekonkretny, że nie wiadomo, czy ostrzeżenie wynika z analiz własnych wywiadu, czy pochodzi od konkretnego źródła informującego o planach rozpracowywanej struktury. Gdyby wywiad amerykański ujawnił, kto miałby stać za planowanym zamachem, być może spaliłby sobie źródło, ale my wiedzielibyśmy, czy zleceniodawcą jest Kreml, czy jakieś inne państwo lub organizacja.
Jestem jednak przekonany, że to jednostki rozpoznawcze rosyjskiej marynarki wojennej mają najlepiej rozpracowane podwodne okolice Bornholmu. Nikt w tamtym rejonie nie organizował tylu tajnych operacji i nikt nie miał powodu nauczyć się skutecznego unikania duńskich i szwedzkich urządzeń ostrzegawczych.